Rozdział 23
Nie odpowiedziałam. Przez krępującą chwilę, która dłużyła się wieczność, skubałam palcami skrawek swojej koszulki i miałam wrażenie, że on też nie oczekiwał mojego komentarza. Co miałabym mu powiedzieć? Że go nie nienawidzę? Uczucia względem niego były zagadką nawet dla mnie samej. Wciąż nie chciałam wybaczyć mu sytuacji z pamiętnikiem.
A z drugiej strony cieszyłam się, że jest przy mnie.
— Co planujesz robić, gdy to wszystko się skończy? — zapytałam nagle.
Zastanowił się chwilę.
— Zapewne dostanę jakąś ciepłą posadkę w Ministerstwie i będę zarabiał miliony do końca życia — odpowiedział, wzruszywszy obojętnie ramionami. Zadziwiające, że mówił to w taki sposób, jakby światu magicznemu wcale nie groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Niemal uwierzyłam w to, że mieliśmy odbębnić odwiedziny innych szkół, bal, a potem już tylko Owutemy i po wszystkim. Koniec.
Chciałabym mieć na głowie tylko naukę.
Jego słowa zabrzmiały smutno, zupełnie jakby zarabianie milionów nie miało żadnego znaczenia, jakby wolał wieść inne życie. Miałam ochotę powiedzieć mu, że to, co z nim zrobi, zależy tylko od niego, a jeśli chciał, żeby wyglądało inaczej, nikt nie powinien go powstrzymywać. Nie odważyłam się jednak odezwać.
— A ty? — zapytał, choć raczej tylko z grzeczności.
— Pojadę do Bułgarii na plażę, skoro ostatnio ominęła mnie wycieczka — zażartowałam dla rozluźnienia atmosfery.
Posłałam mu delikatny uśmiech. Właściwie nie miałam pojęcia co robić po szkole. Ten rok miał być czasem na przemyślenie swojej przyszłości, ale w związku z obecną sytuacją, nawet przez moment nie pomyślałam w tym wszystkim o sobie. No, może jedynie wieczoru, kiedy Malfoy zabrał mnie na przelot miotłą i rozpłakałam się, patrząc z oddali na Hogwart, którego blask odbijał się w nostalgicznie spokojnym jeziorze. Na przestrzeni ostatnich lat wszystko obróciło się do góry nogami. Niegdyś największy wróg siedział teraz przy mnie, a ja niemal nie mogłam sobie przypomnieć jak to było, gdy tak bardzo się nienawidziliśmy. Mało tego, nie potrafiłam wyobrazić sobie sytuacji, w której miałoby zabraknąć go w moim życiu.
— Spoko, zabiorę cię do Bułgarii — odpowiedział z podejrzanym uśmieszkiem, jakby potraktował moje słowa na poważnie.
Parsknęłam pod nosem.
Podejrzewałam, że podobnie jak ja, nie potrafił sobie tego wyobrazić. Nasza dwójka na wspólnych wakacjach? Przez cały wyjazd Malfoy prawdopodobnie próbowałby mnie zakopać w piasku albo utopić. Z wzajemnością.
Przewróciłam oczami, bo dobrze wiedziałam, że ten pomysł był niedorzeczny.
— Serio będziesz tu siedział? — zmieniłam temat. — Pani Pomfrey zrobi z ciebie fretkę, jak zobaczy, że ze mną zostałeś.
— Poczekam, aż zaśniesz i sobie pójdę — powiedział, wzruszając ramionami.
Poczułam, jak żołądek ścisnął mi się na jego słowa. Jednocześnie uwielbiałam to uczucie i nienawidziłam. Rodziło we mnie więcej pytań niż odpowiedzi. Pojawiało się coraz częściej, a ja przestałam kontrolować swoje zachowanie względem Ślizgona. W ostatniej chwili powstrzymałam się przed tym, by zatrzymać go do rana. Z utrzymaniem dystansu najwyraźniej też miałam problem.
Fuknęłam jednak pod nosem, jak wściekły kot, dla zachowania pozorów, na co zareagował śmiechem.
— Granger, przestań udawać, że mnie tu nie chcesz — odezwał się znowu rozbawiony i obrócił na bok w moją stronę. Oparł głowę na łokciu. — A może chcesz mnie jeszcze bliżej? Bo wiesz, ja zmienię łóżko w jednej sekundzie.
Spojrzałam na niego, jak na idiotę.
— Serio, Malfoy?
— Och, nie musisz prosić dwa razy — odparł i zaczął już wstawać.
Moje protesty niestety nic nie dały, bo chłopak po prostu podniósł się i podszedł bliżej. Nie przejmował się też faktem, że łóżko było jednoosobowe. Po prostu przesunął mnie maksymalnie na bok i wgramolił się na materac z szerokim uśmiechem.
— Od razu lepiej, mogłaś mnie wcześniej zaprosić.
Prychnęłam oburzona. Nasze ramiona i biodra się stykały, i choć z całej siły próbowałam ignorować ten dotyk, nie potrafiłam. Nie potrafiłam też po prostu nawrzeszczeć na niego, żeby sobie poszedł.
Przełknęłam ślinę, starając się brzmieć normalnie.
— Jesteś niemożliwy.
— Powinnaś sobie sprawić jakiegoś paskudnego, włochatego kota, żeby mógł z tobą spać, jak masz gorszy dzień — powiedział trochę ciszej, tym razem już bez żartów. — Albo nawet lepiej. Fretkę. Kup sobie fretkę.
— Jak na razie to ty jesteś moją fretką — odparłam od niechcenia, niemal od razu żałując swoich słów. Ugryzłam się w język, lecz trochę za późno. Otworzyłam szeroko oczy i przeniosłam gwałtownie wzrok na niego, gdy zdałam sobie sprawę z tego, jak dwuznacznie i... intymnie to zabrzmiało. Zaczęłam się modlić, by tego nie usłyszał.
Niestety moja wypowiedź dotarła do Malfoya głośno i wyraźnie, bo na jego twarzy znów pojawił się ten podejrzany, prześmiewczy uśmiech. Podniósł się i zanim zdążyłam zareagować, jego ciało zawisło nade mną. Wbiłam głowę w poduszkę, czując, że był zdecydowanie za blisko. Rękami opierał się po obu stronach, więc nie miałam nawet szansy na ucieczkę. Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy mimowolnie zerknęłam na jego wykrzywione w uśmiechu usta.
— Nie wiedziałem Granger, że tak bardzo lubisz ze mną spać. Robilibyśmy to częściej — wyszeptał, jakby właśnie mówił mi swój największy sekret. Miałam ochotę się zaśmiać, ale wiedziałam, że gdybym to zrobiła, zabrzmiałoby raczej jak nerwowy chichot. Byłam sparaliżowana. Patrzyłam z szeroko otwartymi oczami w jego rozbawione tęczówki. Nic nie robił sobie z mojej zestresowanej postawy.
— Miałeś mnie nie dotykać. — Udało mi się w końcu wydusić z siebie jakąś oschłą odpowiedź. Nie brzmiałam jednak przekonująco nawet dla samej siebie. Szczególnie, że Malfoy wcale mnie nie dotykał. On również to wiedział, bo spojrzał w dół, jakby chciał się upewnić, czy na pewno nasze ciała nie stykają się w żadnym miejscu. Później przeniósł wzrok na moją twarz i niespiesznie przesunął nim w dół na usta, uśmiechając się pod nosem.
— A mogę jeszcze tylko raz? — zapytał cicho i nieznacznie przesunął się bliżej. Wstrzymałam oddech, bo tak naprawdę nie pragnęłam niczego mocniej. Mimowolnie rozchyliłam usta, choć cichy głos rozsądku kręcił z dezaprobatą głową na moje zachowanie. Malfoy zatrzymał się nagle i spojrzał mi w oczy. Przełknęłam ślinę, przerażona faktem, że jego bliskość przestała mi przeszkadzać.
— Jesteś nawet słodka, kiedy się rumienisz — powiedział cicho i zaśmiał się w swoim ironicznym stylu. Jego oczy jednak kryły w sobie szczerość, która była dla mnie tak bardzo zadziwiająca. Pojawiała się jedynie wtedy, gdy byliśmy sami, a ja podświadomie odbierałam jego drugą twarz tak, jakby była zarezerwowana tylko dla mnie.
Nagle Malfoy zniknął sprzed moich oczu w jednej sekundzie. Podniosłam się zdziwiona i przyglądałam się, jak chłopak opadł z powrotem na łóżko obok.
Czemu poszedłeś? Mieliśmy spać razem. Miałeś mnie pocałować!
— Idź spać. Na pewno jesteś zmęczona. Będę tu cały czas — odezwał się i puścił do mnie oczko, po czym obrócił się na plecy i zamknął oczy. Przez chwilę wpatrywałam się w niego z tępym wyrazem twarzy, aż w końcu westchnęłam i sama położyłam się w tej samej pozycji. Pomyślałam o tym, by po prostu wstać i iść do niego. Ułożyć się obok, przytulić i zasnąć w objęciach chłopaka. Wiedziałam jednak, że nie mogłam być tak naiwna i musiałam pokazać mu, że nieprędko zapomnę o tym, że przeczytał mój pamiętnik. Zamknęłam więc oczy i choć bardzo nie chciałam, by ten dzień się kończył, zasnęłam, jak niemowlę.
🧡
Jak podejrzewałam, Malfoya rano już nie było. Chwilę zajęło mi połączenie faktów, by upewnić się, że naprawdę tu przyszedł, a wszystko nie działo się jedynie w mojej wyobraźni. Obudziłam się wyspana, co również mnie nie zdziwiło. Zauważyłam, że gdy jest przy mnie, koszmary w dziwny sposób mnie opuszczają, choć nie potrafiłam tego logicznie wytłumaczyć. Czułam się o niebo lepiej, więc Pani Pomfrey pozwoliła mi wrócić do życia, szczególnie, że dziś czekały nas odwiedziny uczniów z Bauxbatons i Durmstrangu.
Po powrocie do dormitorium wzięłam długi prysznic, pod którym nie opuszczały mnie myśli o blondwłosym Ślizgonie zza ściany. Wiedziałam, że byłam skłonna mu wybaczyć sytuację z pamiętnikiem. Sama zdziwiłam się, że tak szybko potrafiłam puścić to w niepamięć. Dalej nie miałam pojęcia co się między nami działo, ale czułam dziwną iskierkę ekscytacji, gdy krążył po mojej głowie. Chyba najbardziej podobała mi się ta nutka tajemnicy i wrażenie, że był czymś zakazanym. Kimś, do kogo nigdy nie powinnam się zbliżyć a tym bardziej zaufać. I choć rozsądek wciąż patrzył na mnie z góry, karcąco kręcąc głową na naiwność, jaką pokazywałam, to i tak nie mogłam się powstrzymać. Miałam złudną nadzieję, że panuję nad sytuacją i zakończę to, jeśli tylko zrobi się poważniej. Starałam się traktować go jak odskocznię, bodziec do poradzenia sobie z koszmarami, o którym mówiła McGonagall. W głębi duszy wiedziałam jednak, że to nie ja kontroluję naszą relację, a on.
Gdy dotarłam do Wielkiej Sali, zauważyłam tłum ludzi. Musiała zostać powiększona jakimś zaklęciem, aby pomieścić tyle osób w jednym pomieszczeniu. Stanęłam na palcach w poszukiwaniu charakterystycznych rudych czupryn. Uczniowie musieli niedawno przyjechać, bo w sali panował chaos. Wszyscy się przytulali, rozmawiali, biegli do siebie, witali. Rozglądałam się z lekkim zagubieniem, bo nie znałam nikogo, spośród obecnych.
— Cześć, mała. — Podskoczyłam ze strachu, słysząc przy uchu czyiś głos. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam szeroki uśmiech Blaise'a. — Jak się czujesz?
Na jego widok moja twarz momentalnie się rozpromieniła.
— Dobrze, dziękuję — odparłam zgodnie z prawdą. — Kiedy przyjechali? — zapytałam jeszcze, po czym omiotłam wzrokiem całą salę. W oddali zauważyłam Ginny, która już szła w naszą stronę. Za nią dreptał Harry Potter..
— Dosłownie pięć minut temu McGlonojad skończyła gadać.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo para Gryfonów właśnie do nas dotarła. Oboje ucieszyli się na mój widok, a mi zrobiło się nad wyraz miło, że wszyscy tak bardzo się martwili.
— Ron! — usłyszeliśmy w oddali czyiś głos, więc cała nasza czwórka obejrzała się za siebie. Zauważyliśmy dziewczynę. Blondynkę. Ładną. Nawet bardzo ładną. Uśmiechała się szeroko w kierunku tłumu uczniów, a po chwili ruszyła w jego kierunku. Wszyscy w osłupieniu patrzyliśmy, jak wpada prosto w ramiona Weasleya, a ten rozpromieniony obraca ją w powietrzu dookoła. Kiedy już postawił dziewczynę na ziemi, złapała w dłonie jego różowe policzki i złożyła na ustach mokry pocałunek.
— Co jest?! — wypaliła oburzona Ginny i wbiła paznokcie w ramię Harry'ego, który wciąż w osłupieniu patrzył na przyjaciela.
Ja również go obserwowałam. Właściwie nie potrafiłam określić jak czułam się z faktem, że Ron na moich oczach całował się z inną dziewczyną. Uśmiechał się do niej, dotykał ją, przytulał. Nie byłam zazdrosna, bo nie czułam do niego niczego poza przyjacielską miłością, ale trochę dziwnie się na to patrzyło. W szczególności, że Ron znalazł sobie kogoś i wyglądał na szczęśliwego, a ja... a ja tkwiłam w błędnym kole własnego umysłu. Dodatkowo ubzdurałam sobie, że coś podejrzanie intymnego tworzyło się między mną a Malfoyem.
— Zaraz się zrzygam. — Zanim się odezwał, już wiedziałam, że był obok. Odwróciłam się trochę zbyt gwałtownie, a gdyby ktoś mnie czujnie obserwował, na pewno zauważyłby, jak od razu zmienił się mój wyraz twarz. Draco przeszedł za moimi plecami, przy okazji delikatnie przesuwając po nich ręką, jakby chciał zrobić sobie przejście. Miejsca jednak miał aż zanadto, więc wiedziałam, że jego zachowanie było celowym pretekstem, żeby mnie dotknąć. Malfoy stanął obok Blaise'a i wbił wzrok w Rona, zupełnie jakby nie zauważył,że tu jestem.
Zirytowało mnie to.
— Weasley po raz pierwszy zamoczył, czy co? — zapytał Malfoy swojego kolegi z Domu Węża, a Ginny kopnęła go natychmiast w piszczel. Chłopak jednak nic sobie z tego nie zrobił, z ironicznym rozbawieniem wyjął różdżkę z kieszeni spodni i pogroził nią dziewczynie.
— Nie wiem, ale na pewno nie po raz pierwszy — odpowiedział Blaise i mało dyskretnie kiwnął głową w moją stronę. Malfoy wychylił się zza przyjaciela, jakby dopiero teraz mnie zauważył. Miał do twarzy przyklejony ten sam, głupi uśmieszek, który pokazywał na co dzień całemu światu.
— Ach, no tak. Jest jeszcze nasza nie-taka-cnotka Granger — powiedział z ironią, choć jego wzrok na moment się zmienił. Kiedy tam staliśmy, denerwowały mnie jego dwie twarze. Nieznacznie przesunął spojrzeniem po moim ciele, na tyle wolno, bym to zauważyła, ale na tyle szybko, by nie zrobił tego nikt inny. Zarumieniłam się na te słowa i na myśl, że Malfoy prawdopodobnie właśnie wyobraził sobie mój seks z Ronem.
Tyle, że między mną a Ronem nigdy nie doszło do niczego więcej niż niewinne pocałunki. Wiedziałam, że nie było dobrym pomysłem, by wyprowadzać Ślizgonów z błędu, więc po prostu milczałam, czując się jednocześnie zażenowana faktem, że nią byłam i że w ich mniemaniu nią nie byłam. Jeśli miało to jakikolwiek sens.
Uśmiechnął się pod nosem na widok moich policzków w kolorze dojrzałych pomidorów, a mi przypomniały się jego wczorajsze słowa.
Musiałam wziąć się w garść. I to szybko.
— Malfoy, czy ty mi zazdrościsz? — zapytałam idiotycznie.
Mój rozsądek plasnął się otwartą dłonią w czoło.
Przyjaciele przenosili wzrok to na mnie, to na Ślizgona, obserwując w ciszy naszą rozmowę. Wiedzieli, że zaraz skończy się kłótnią, jednak najwyraźniej każde z nich postanowiło tego nie przerywać.
— ...Ale poczekaj, przespania się z Weasleyem, czy bycia nie-taką-cnotką? — zapytał, ale nie pozwolił mi odpowiedzieć. — Mam nadzieję, Granger, że wiesz, że ja również nie jestem święty. Mogę ci zresztą pokazać — dokończył, po czym oblizał nieznacznie dolną wargę i posłał mi szelmowski uśmiech.
Zakręciło mi się w głowie. Cała trójka obserwatorów uniosła brwi, patrząc ze zdziwieniem na Draco, a ja wiedziałam, że rumieńce na twarzy pozostaną ze mną do końca życia. Malfoy uświadomił sobie chyba, że tymi słowami stanął na cienkiej granicy, dzielącej dogryzanie i podryw. Na szczęście nie zdążył powiedzieć niczego więcej, bo Ron Weasley poszedł do nas, obejmując ramieniem uśmiechniętą dziewczynę.
— Cześć. — Nikt mu nie odpowiedział, wciąż wpatrując się w osłupieniu. Malfoy w końcu parsknął śmiechem i pociągnął Blaise'a z daleka od powiększającego się gryfońskiego grona. Odeszli w stronę grupki innych, pięknych dziewczyn z Bauxbatons, a ja kątem oka widziałam, jak czarnoskóry przedstawiał po kolei swoje koleżanki. Draco z wyuczonym, subtelnym uśmiechem patrzył w oczy każdej z nich, kiedy podawali sobie ręce. A potem wszystkie chichotały pod nosem i rumieniły się zupełnie jak ja przed chwilą.
Z uporczywym ukłuciem zazdrości zmusiłam się do przeniesienia wzroku na Rona.
— To jest Elaine. Moja dziewczyna — powiedział, a ładna blondynka z przyjaznym uśmiechem wyciągnęła rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją, posyłając jej pokrzepiające spojrzenie.
— Od kiedy? — wypalił Harry, a Ginny uderzyła go otwartą dłonią w ramię.
— Właściwie to już od kilku tygodni. Spędziliśmy z Elaine sporo czasu w Bułgarii, czego nawet nie zauważyliście, bo byliście zbyt zajęci kłótniami o jakiegoś Williama — odparł Weasley z wyrzutem, a w tej samej chwili, jak na zawołanie, ktoś objął od tyłu Ginny.
Nawet Elaine z zaskoczeniem obserwowała, jak uśmiechnięty William, który był od rudej wyższy co najmniej o głowę, podobnie zresztą od Harry'ego, podniósł dziewczynę do góry. Ginny zaśmiała się, a kiedy już została postawiona na ziemi, przytuliła go w geście przywitania. Zmrużyłam oczy, zauważając, że zupełnie zignorował obecność nie tylko jej chłopaka, ale i nas wszystkich. Ginny jednak zapanowała nad sytuacją, bo gdy tylko udało jej się wyswobodzić z jego objęć, wzięła pod rękę osłupiałego Wybrańca i przestawiła mnie Williamowi.
Od razu wiedziałam, że go nie polubię.
🧡
Kiedy wróciłam do dormitorium, przypomniałam sobie, że czekało mnie jeszcze napisanie listu do Ministerstwa w związku z rzekomą ucieczką Bellatrix z Azkabanu. Kiedy usiadłam przy pergaminie z piórem, w mojej głowie pojawiło się pytanie, czy powinnam powiedzieć o tym, co wiedziałam, Malfoyowi. Nie zastanawiałam się długo. Miałam wrażenie, że on też nie mówił co najmniej połowy z tego, co wiedział. Otwierając się przed nim całkowicie, stawałam jednocześnie na przegranej pozycji w naszej niebezpiecznej grze.
Udałam się z listem do Sowiarni.
Patrzyłam na zapieczętowaną kopertę z pewnego rodzaju nadzieją. Wierzyłam, że odpowiedź rozwieje moje wątpliwości. A kiedy okaże się, że Bellatrix nie ma w Azkabanie, będę o krok bliżej do odkrycia prawdy. Naprawdę nie miałam ochoty o tym wszystkim myśleć, ale zastanawiał mnie też sen z Voldemortem. Czy możliwe było, żeby kolejny raz przywrócić go do życia? A może już to zrobili, a teraz czekają tylko na sygnał? Tylko właściwie jaki mieliby w tym cel? Pozbycie się wszystkich czarodziejów z nieczystą krwią wydawało mi się bez sensu i od początku nie potrafiłam tego zrozumieć. Harry również nie stanowił już zagrożenia ani dla Voldemorta, ani dla Bellatrix.
W takim razie kto był celem?
🧡
Kolejnego dnia, po tym jak z samego rana zerwałam się z łóżka i podbiegłam do okna, ale nie znalazłam na parapecie żadnego listu, czym prędzej pobiegłam na śniadanie, by dorwać jeden egzemplarz Proroka Codziennego.
Ginny wpatrywała się we mnie z wyczekiwaniem, bowiem oznajmiła wszystkim, że będzie pilnowała każdego mojego posiłku.
— Czego ty tam szukasz? — zapytała ze zniecierpliwieniem, podczas gdy ja desperacko próbowałam odszukać w gazecie chociaż wzmianki o szalonej ciotce Malfoya. Niczego jednak nie znalazłam, więc z jękiem odłożyłam Proroka na stół.
Ginny natychmiast podsunęła mi pod nos talerzyk ze śniadaniem, a ja bez narzekania zabrałam się za jedzenie. Zerknęłam naprzeciwko na Rona i jego nową dziewczynę, którzy byli pogrążeni w rozmowie z Harrym. Niedaleko nich siedział Dean, który gdy tylko wyłapał mój wzrok, posłał szeroki uśmiech w naszą stronę. Pomachałam mu przyjaźnie i wtedy poczułam czyiś paznokieć, który popukał mnie w ramię. Odchyliłam się do tyłu i zobaczyłam w podobnej pozycji Lavender, która siedziała dwie osoby dalej.
— Jak myślisz, naszym szukającym będzie Harry, czy Draco? Robimy zakłady — wyszeptała prawie bezgłośnie.
Zmarszczyłam brwi.
Nic nie zrozumiałam z tego, co powiedziała.
— Co? — zapytałam głupio.
Lavender tylko przewróciła oczami i machnęła na mnie ręką, po czym wróciła do rozmowy ze swoimi przyjaciółmi. Przeniosłam wzrok na Ginny, ale zanim zdążyłam się odezwać, po drugiej stronie stołu stanął Malfoy. Za sobą miał oczywiście całą grupkę ślizgońskich ochroniarzy. Przełknęłam ślinę, widząc jak dumnie uniósł podbródek i założył ręce na piersi. Jak na zawołanie, Harry przerwał rozmowę i zerwał się na równe nogi, a za nim wstała połowa Gryfonów. Rozejrzałam się po wszystkich zdezorientowana.
— Dziś, punkt siedemnasta — powiedział krótko Malfoy.
Nie popatrzył na mnie, mimo ja wciąż wbijałam w niego wzrok, po cichu licząc na moment jego uwagi.
— Szesnasta.
— Szesnasta trzydzieści. Jeśli się nie zjawisz, potraktuję to jako tchórzostwo. Na pewno trafiłbyś za to na okładkę Proroka Codziennego. Harry Potter: Chłopiec, Który Stchórzył — odparł chłodno Draco, a jego towarzysze parsknęli śmiechem.
Harry pokręcił z dezaprobatą głową.
— Och, zamknij się już.
Kto jak kto, ale akurat jemu nie można było zarzucić bycia tchórzem. W przeciwieństwie do Ślizgona. Po chwili mrożącej krew w żyłach ciszy, oboje kiwnęli do siebie głowami i uczniowie z Domu Węża odeszli z powrotem do swojego stołu. Zrobiło mi się smutno na myśl, że przy innych wciąż udawał, że mnie nie widzi.
Dowiedziałam się, że jutro szykował się mały Turniej Quidditcha, pomimo fatalnej, mroźnej pogody. Każda ze szkół miała wystąpić ze swoją reprezentacją i okazało się, że nawet dziewczyny z Bauxbatons potrafiły grać. Drużyna Hogwartu była prawie w całości skompletowana, oprócz pozycji szukającego. Ani Harry ani Draco nie chcieli odpuścić, dlatego postanowili urządzić sobie mały przed-turniej na własną rękę.
Zwycięska drużyna miała otworzyć sobotni bal. Wszyscy wiedzieli jak wielkim wyróżnieniem to było. Sama miałam okazję dołączyć do grona szczęśliwców, kiedy podczas Turnieju Trójmagicznego zatańczyłam pierwszy taniec z Wiktorem. Czułam się wtedy jak księżniczka, a teraz... teraz nawet nie wiedziałam, czy będę miała partnera.
Kiedy szłam korytarzem z przyjaciółmi, rozglądałam się po uczniach, próbując odnaleźć potencjalnego kandydata na partnera. Żaden jednak mi się nie podobał, mimo tego, że Durmstrang mógł pochwalić się wieloma umięśnionymi, przystojnymi mężczyznami, którzy wyglądali na co najmniej pięć lat starszych niż byli w rzeczywistości. Żaden z nich jednak nie miał przeraźliwie platynowych włosów ani nie nosił na piersi węża.
Nie liczyłam nawet na to, że Malfoy mógłby zaprosić mnie na bal, więc musiałam szukać gdzieś indziej, bo nie miałam zamiaru też iść sama. Nie chciałam się jednak oszukiwać. Być może byłam bardziej "znana" z powodu przyjaźni z Harrym Potterem, ale wciąż pozostawałam tą samą kujonką, co zawsze. Sytuacja z Wiktorem Krumem się nie powtórzy.
W oddali dostrzegłam Malfoya, stał oparty o parapet. Siedziała na nim jedna z dziewczyn, którą przedstawił mu wczoraj Blaise. Wyróżniała się na tle swoich koleżanek ze szkoły. Błękitny mundurek idealnie współgrał z oczami tego samego koloru, a kontrastu dodawały czarne, gęste loki, które opadały jej na ramiona. Była chyba jedyną dziewczyną z Bauxbatons, która miała hebanowe włosy, a nie blond delikatne koki, jak reszta jej koleżanek. Pochylała się nad Ślizgonem, śmiejąc głośno z jego żartu. Mało brakowało i stanęłabym jak wryta. Obserwowałam, jak z nią rozmawia, a potem przelotnie omiótł spojrzeniem korytarz. Jego wzrok na moment zatrzymał się na mnie. Przez krótką chwilę świat się zatrzymał, a ja wstrzymałam powietrze, mając nadzieję, że chłopak się od niej odsunie i zamiast tego podejdzie do mnie. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, a Malfoy po prostu wrócił do rozmowy z dziewczyną, pozostawiając mnie osłupiałą na środku korytarza.
🧡🧡🧡
Kochani, wybaczcie, że w ostatnim czasie musieliście tak długo czekać na rozdziały. Wracam do żywych, mam napisaną już połowę kolejnego, więc miejmy nadzieję, że będzie trochę szybciej.
Zaczęłam też prace nad autorską książką, ale to na razie informacja ściśle tajna :D
Przy okazji zapraszam was też na mojego instagrama, gdzie podrzucam spojlerki i informuję na bieżąco na jakim etapie pisania jestem: https://instagram.com/viol.anne
~ Vee
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top