Rozdział 18
Pospiesznie włożyłam koszulę do szkolnej spódnicy i biegnąc do łazienki, poprawiałam po drodze szkarłatno-złoty krawat. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w Wielkiej Sali i spotkać przyjaciół. Minęło zaledwie parę dni, a ja tęskniłam za nimi, zupełnie, jakbyśmy nie widzieli się całą przerwę świąteczną. Miałam nadzieję, że pomogą mi chociaż częściowo zapomnieć o wczorajszych, a właściwie całotygodniowych wydarzeniach.
Przypomniałam sobie automatycznie reakcję Malfoya po tym, jak powiedziałam, że widziałam jego ciotkę i wzdrygnęłam się na samą myśl.
Ślizgon popatrzył na mnie chwilę w ciszy i zamrugał gwałtownie, po czym wydał z siebie ironiczny, głośny śmiech.
— Chyba ci się coś śniło, Granger — odparł, jedząc dalej kolację, a ja całkowicie straciłam już apetyt. Spojrzałam smutno na swoją porcję spaghetti, żałując, że w ogóle mu cokolwiek powiedziałam.
Po chwili jednak usłyszałam głośne westchnięcie i chłopak pochylił się, chcąc, żebym spojrzała na niego. Delikatnie złapał mnie za brodę i zmusił do podniesienia wzroku.
— Hej — powiedział — Jak się tym tak martwisz, to to sprawdzę. Ale naprawdę nie masz czym.
Nie wiedziałam, czy mówił prawdę, ale przypuszczałam, że dopóki nie będę miała potwierdzenia z Ministerstwa, że Bellatrix jest wciąż w Azkabanie, to nie zaznam spokoju ducha. Westchnęłam, posyłając sobie ostatni, pokrzepiający uśmiech w lustrze i wyszłam z dormitorium. Na dół dotarłam wręcz biegiem, będąc szczęśliwa, że na korytarzu znów zabrzmiał gwar rozmów. Wpadłam do Wielkiej Sali i spojrzałam w stronę stołu Gryffindoru, przy którym zauważyłam już rude czupryny. Przeciskając się między uczniami, rzuciłam przelotnie wzrokiem na stół Slytherinu, przy którym siedział Malfoy, zajęty rozmową z jakąś Ślizgonką. Automatycznie zwolniłam, przyglądając się, jak blondyn śmieje się pod nosem z ożywionej opowieści dziewczyny. Poczułam dziwne ukłucie w brzuchu. Dobrze wiedziałam, co oznaczało, ale nie pozwoliłam sobie na dopuszczenie do siebie myśli, że mogłabym być o niego zazdrosna. Całą siłą woli odwróciłam od nich wzrok i dotarłam w końcu do Ginny, przytulając ją mocno od tyłu. Ruda od razu zerwała się z miejsca, zamykając mnie w objęciach. Chwilę śmiałyśmy się i piszczałyśmy, zanim usiadłyśmy przy stole.
— Wreszcie jesteś! Już myślałam, że Malfoy coś ci zrobił — powiedziała, śmiejąc się i zabrała gruszkę z dużej, srebrnej misy. Wzdrygnęłam się, patrząc na owoc i przypominając sobie wczorajszy wypad do kuchni. Zamrugałam, starając się zwalczyć rumieniec, który wkradał się na moją twarz. Nie miałam pojęcia, czy Ginny to zauważyła, ale popatrzyła na mnie przelotnie, na moment unosząc brwi. Gdyby tylko wiedziała, co Malfoy mi zrobił...
— Dostałaś list? Bo nie odpisałaś — odezwał się Ron, siedzący naprzeciw mnie. Patrzył uważnie w moją stronę, przechylając niego głowę na bok.
Pacnęłam się otwartą dłonią w czoło.
— Kompletnie zapomniałam, przepraszam! — powiedziałam, posyłając całej trójce przepraszający uśmiech.
— Aż tak byłaś zajęta? Co robiłaś przez ten cały czas? — zapytała Ginny, patrząc na mnie przenikliwym spojrzeniem i miałam wrażenie, że nawet przysunęła się nieco w moją stronę.
Takie tam. Latałam na miotle, chodziłam w bluzie Malfoya, w pelerynie niewidce Harry'ego, sporo też piliśmy, byliśmy nawet na kremowym piwie w Hogsmeade, rzucaliśmy się śnieżkami, zakradliśmy się do kuchni, całowaliśmy się, i to dwa razy. A wspomniałam już, że w Hogwarcie jest jakiś dziwny pokój, do którego weszliśmy i dowiedzieliśmy się, że Winslet jest Śmierciożercą i popija sobie od czasu do czasu eliksir wielosokowy? Nie? No tak, zapomniałam. Przecież nie mogę nic powiedzieć, BO ZŁOŻYŁAM WIECZYSTĄ PRZYSIĘGĘ! Idiotka.
Przełknęłam ślinę i wysiliłam się na nonszalancki wyraz twarzy.
— No wiesz, musiałam napisać wypracowanie, odrobić szlaban... a Malfoy też potrafi wyssać z człowieka całą energię życiową.
Mimowolnie w mojej głowie pojawił się rozbawiony głos, mówiący, że przecież ma to w pewnych sytuacjach swoje plusy, a ja robiłam się coraz bardziej przerażona faktem, że chłopak od rana nie opuszczał moich myśli. Mało tego, stawały się one niebezpiecznie odważne.
— To na pewno — odparła ze śmiechem Ginny i odwróciła ode mnie wzrok, najwyraźniej postanawiając, że da mi spokój. Przeniosła go na siedzącego naprzeciwko niej Harry'ego, który beznamiętnie grzebał widelcem w jajecznicy ze spuszczoną głową. Zmarszczyłam brwi na ten widok, zastanawiając się, czy Harry wciąż był zły na swoją dziewczynę o to, że ta zaprzyjaźniła się z uczniami Durmstrangu.
— A ty się w ogóle nie odezwiesz dzisiaj? — zapytała Ginny, pochylając się nad stołem w jego stronę.
Chłopak nie zareagował, kompletnie ją ignorując. Gryfonka rozczochrała mu włosy, śmiejąc się pod nosem.
— Harooooooldzie... — przeciągnęła, a Harry od razu podniósł głowę, wbijając widelec w kawałek jajka. Sztuciec opadł na talerz z brzękiem, a chłopak popatrzył na nią ze zmrużonymi oczami.
— Nie mów tak do mnie, dobrze wiesz, że tego nienawidzę — oparł poważnym tonem, ale jego dziewczyna nic sobie z tego nie robiła.
— To się przestań głupkowato obrażać, bo nie masz o co.
Gryfon prychnął, a Ron schował twarz w dłoniach, jęcząc pod nosem.
— Zaczyna się — mruknął cicho rudzielec. Przeniosłam wzrok na parę, która teraz patrzyła na siebie intensywnie. Miałam wrażenie, że żadne z nich nawet nie mrugało.
— Jesteś po prostu zazdrosny — odezwała się Ginny.
— Nie jestem.
— Jesteś. A nie masz o co, William to tylko kolega. Z tobą też próbował rozmawiać, nie jego wina, że ty zachowywałeś się, jak gbur.
— To teraz jestem gburem, tak?
Słysząc o zazdrości, dwróciłam wzrok od pary przyjaciół, na moment spoglądając za siebie. Zamarłam, gdy napotkałam spojrzenie Malfoya, który w tej samej chwili obejrzał się w moją stronę. Patrzyliśmy na siebie, a do moich uszu przestał docierać gwar rozmów i kłótnia Gryfonów, siedzących obok. Cały świat zewnętrzny jakby ucichł, a czas zatrzymał się na sekundę, gdy do moich nozdrzy, mimo dzielącej nas połowy sali, dotarł kojący zapach jego perfum, które wczoraj czułam tak silnie, gdy całował mnie w kuchni pod nami. Przełknęłam ślinę, patrząc na niego nerwowo, a on posłał mi niewielki uśmiech i odwrócił się z powrotem w stronę swojego stołu. Przerażał mnie fakt, że to ja zainicjowałam ten pocałunek. Działo się ze mną coś bardzo dziwnego.
Zamrugałam i zanim zdążyłam się odwrócić, zauważyłam jeszcze rozbawione spojrzenie Blaise'a, który siedział naprzeciwko blondyna. Patrzył na mnie, ewidentnie śmiejąc się z mojej miny. Jeszcze mi brakowało, żeby zaczęły się jakieś plotki. Pomachał mi, a ja grzecznie odwzajemniłam gest, mając nadzieję, że nie doda dwa do dwóch.
Kiedy powróciłam wzrokiem do znajomych, Ron posłał mi zbolałe spojrzenie, jakby czekał, aż wybawię go z tej męki. Kłótnia przyjaciół wciąż trwała w najlepsze.
— Jak William tu przyjedzie, to też zamierzasz się tak zachowywać? — zapytała z wyrzutem Ginny, a my z Ronem kiwnęliśmy do siebie zgodnie głowami, po czym złapaliśmy przyjaciół pod ręce. Ja pociągnęłam za sobą rudowłosą, a jej brat próbował wyszarpać z ławki Wybrańca. Jak najszybciej wstałam, prowadząc Ginny do wyjścia.
— Ciągle tylko William, William, William... — usłyszałyśmy jeszcze w tle głos Harry'ego, ale nawet się nie odwróciłam. Kiedy wyszłyśmy z Wielkiej Sali, na zewnątrz panowała względna cisza, przerwana natychmiastowo przez dziewczynę, która wciąż narzekała pod nosem na swojego chłopaka.
— Słuchaj Ginny, z drugiej strony, to ty się mu nie dziw, że jest zazdrosny — powiedziałam, patrząc niepewnie w jej stronę. Usiadłyśmy nieopodal na zimnych schodkach w korytarzu.
— On przesadza, Hermiona.
— Wiem, ale spróbuj go zrozumieć. Lubisz tego Williama, ale facet to facet. Normalne, że odbiera go, jako zagrożenie.
— Ale ja nie dałam mu żadnych podstaw, żeby tak myślał.
Westchnęłam.
— Po prostu pogadaj z nim i mu pokaż, że tylko on się dla ciebie liczy — odparłam, patrząc na nią. Rozmowa zawsze była najlepszą opcją do rozwiązania konfliktu i nie musiałam być w związku, żeby to wiedzieć. Ruda otworzyła usta, prawdopodobnie, żeby znów zaprotestować, ale w tym momencie mosiężne drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się i stanął w nich Malfoy. Obie spojrzałyśmy w tamtym kierunku, a blondyn zamarł w miejscu, patrząc na mnie. Przełknęłam ślinę, gdy Ginny odezwała się cicho:
— A temu co? — Po czym się zaśmiała pod nosem.
W tym momencie obok niego pojawił się czarnoskóry chłopak, który, robiąc przy tym wielki huk, wskoczył Malfoyowi na barana, rozburzając mu rękami fryzurę. Arystokrata zręcznie go złapał, mimo, że tamten był wyższy od niego o głowę.
— O, koleżanki Gryfonki, witamy serdecznie! — wykrzyczał radośnie, machając w naszą stronę i klepnął Malfoya w pośladki, na co ten posłał mu do tyłu zdegustowane spojrzenie. Bez wahania zrzucił go z siebie, udając żartobliwie, że zadaje mu cios pięścią w żuchwę. Blaise, reagując błyskawicznie, odchylił głowę i zatoczył się do tyłu, jakby naprawdę Malfoy mu przywalił. Oboje zaśmiali się do siebie, aż czarnoskóry, nagle przypominając sobie o nas, wyminął blondyna i ruszył w naszą stronę, ciągnąc go za sobą.
Stanęli naprzeciwko i spojrzałyśmy na nich z dołu. Patrząc na Blaise'a nie dało się nie uśmiechnąć. Ten człowiek był tak pozytywnie nastawiony do życia, że nie dziwiło mnie, że wszyscy go lubili.
— Cześć Blaise — powiedziała Ginny, śmiejąc się pod nosem. — Malfoy — dodała oschle.
Arystokrata przewrócił teatralnie oczami, po czym spojrzał ponownie na mnie, powodując, że w moim brzuchu obudziło się stado motyli. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, jakby próbując wypracować jakiś system, według którego powinniśmy się teraz zachowywać. Usłyszeliśmy jednak śmiech dwójki obok nas i spojrzeliśmy równocześnie w ich stronę.
— Co wam się dzieje? Byliście tu sami przez tydzień i też ze sobą nie rozmawialiście? — zapytał z rozbawieniem Blaise, a Malfoy jakby dopiero teraz się ocknął, przestawiając w głowie regulator ponownie na dżentelmena od siedmiu boleści. Spojrzał na niego z ironicznym uśmieszkiem.
— Och, stary. Gdybyś tylko wiedział, jak przez ten czas rozmawialiśmy... — powiedział, śmiejąc się pod nosem. — Prawda, Granger?
Wiedziałam, że to tylko jego gra. Ta sama, w którą grał od wielu lat, ale i tak nie mogłam powstrzymać rumieńca, wkradającego się na moją twarz. Pocieszała mnie świadomość, że ruda Gryfonka i czarnoskóry Ślizgon nie wiedzieli, co działo się przez ostatni tydzień między nami.
— Jak nigdy wcześniej — odparłam, siląc się na odwagę, po czym spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwał, widziałam to po jego minie i uśmiechu, który poszerzył się wraz z moimi słowami. Kolejny raz mówiliśmy coś, co tylko nasza dwójka mogła zrozumieć i tak naprawdę, było w tym coś... intymnego.
— Robimy imprezę powitalną... — zaczął Blaise, pochylając się nad Ginny, a ja przewróciłam oczami.
Dość miałam tych imprez. Ślizgoni wykorzystywali każdą okazję, żeby się napić, a przez zadawanie się z nimi, sama w ostatnim okresie wypiłam więcej, niż przez całe swoje życie.
— Ja już na żadną imprezę nie idę - wtrąciłam się, patrząc na Blaise'a.
— Nawet jeśli będzie tam twój współlokator? — zapytał, szturchając swojego blond kumpla, a ten od razu mu oddał.
— Tym bardziej — odparłam z szerokim uśmiechem.
— Przecież my nie mieszkamy razem, Blaise — dodał Malfoy. — To tak, jakbym powiedział ci, że jesteś współlokatorem Pansy.
Chłopakowi na moment uśmiech zszedł z twarzy na dźwięk jej imienia, choć trwało to zaledwie sekundę i nie sądziłam, żeby ktokolwiek poza mną to zauważył.
— Kiedy ta impreza? — zapytała beztrosko Ginny. Najwidoczniej ruda zrobiła się bardziej rozrywkowa niż ja, która naprawdę nie miała ochoty na kolejną libację alkoholową.
— Dziś... — zaczął odpowiadać Blaise, ale nie dokończył, bo z sali wyszedł właśnie Harry Potter. Na nasz widok, w towarzystwie Ślizgonów, zacisnął z wściekłością dłonie w pięści. Za nim pojawił się Ron Weasley, a ja szturchnęłam przyjaciółkę dyskretnie w bok.
— Idź — szepnęłam, a ona niechętnie pożegnała się z chłopakami i pobiegła za Gryfonami. Ślizgoni odprowadzili ją wzrokiem, po chwili przenosząc wzrok z powrotem na mnie.
— A może partyjka w bilarda? — zapytał zawadiacko Blaise, na co zareagowałam parsknięciem śmiechem i wstałam ze schodów, otrzepując pośladki z kurzu.
— Nie dziś, kochany — odparłam, posyłając mu przepraszający uśmiech i położyłam dłoń na jego ramieniu.
— Kochany? — Usłyszałam ciche, ironiczne pytanie, które wypowiedział pod nosem drugi Ślizgon.
Kątem oka widziałam, jak Malfoy zmrużył oczy, patrząc na mój gest. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu i pozwoliłam sobie na przytulenie czarnoskórego, chcąc jeszcze bardziej zdenerwować blondyna.
— Stęskniłam się — powiedziałam, wtulona policzkiem w ciepłą klatkę piersiową kolegi. Uniosłam wzrok przed siebie, widząc arystokratę, który patrzył na całą scenę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Czyżby był zazdrosny?
— Ooo, ja rownież, mała. — Chłopak z czułością pogłaskał mnie po plecach, a po chwili niespodziewanie wepchnął mnie w ramiona Draco. Oboje spojrzeliśmy na siebie zdezorientowani, nie wiedząc, co się wydarzyło.
— Jego też przytul, bo będzie mu smutno — powiedział Blaise, po czym z rozbawieniem po prostu odwrócił się i odszedł w stronę Wielkich Schodów, zanim zdążyliśmy jakkolwiek zareagować. W momencie zostaliśmy sami na pustym, szkolnym korytarzu, ale żadne z nas się nie odsunęło.
— Co to było? — zapytałam, patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą zniknął chłopak. Blondyn wzruszył ramionami, mrucząc pod nosem coś o dziwactwach przyjaciela.
Zapanowała cisza.
— Lubisz Blaise'a? — wypalił nagle, na co zareagowałam parsknięciem śmiechem.
— Lubię.
— Jak bardzo? — zapytał znów, obejmując mnie delikatnie w talii. Nieznacznie przysunął moje ciało do siebie, powodując, że wstrzymałam oddech.
Nie tak bardzo, jak ciebie.
— A co? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie, posyłając mu tajemniczy uśmiech. Tak, jak myślałam, zignorował mnie i tak po prostu porzucił temat. Zamiast tego niespiesznie przesunął ręką w dół moich pleców, jakby testując na ile mu pozwolę. Miałam ochotę walnąć go własnym czołem, ale nie potrafiłam się ruszyć. Chłopak zatrzymał dłoń na granicy mojej talii i pośladków, a wzrok mu pociemniał.
— Naprawdę nie idziesz na imprezę? — zapytał prawie szeptem.
Przełknęłam ślinę, starając się pozostać przy zdrowych zmysłach, co nie było takie proste w otoczce zapachu jego perfum.
— Naprawdę nie idę — odparłam z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Dobrze wiedziałam o co mu chodziło. Alkohol był ostatnio wymówką na wszystko.
Powoli podniósł drugą dłoń i założył mi kosmyk włosów za ucho, zatrzymując ją na moim policzku.
— To może ja też nie pójdę... — powiedział cicho, nieznacznie zbliżając twarz do mojej. — Może spędzimy czas inaczej.
Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na niego, jakby postradał wszystkie zmysły. Strąciłam jego dłoń z policzka, chcąc odsunąć się o krok, ale Malfoy wciąż trzymał mnie blisko siebie.
— Masakra, jak ty na mnie lecisz — powiedział rozbawiony, kręcąc z niedowierzaniem głową, a ja nadepnęłam mu z impetem na stopę, powodując, że rozluźnił uścisk. Wyswobodziłam się zręcznie z jego objęć, podczas gdy on podskakiwał na jednej nodze, sycząc z bólu.
— Masakra, jaki ty jesteś głupi — odparłam, po czym wyminęłam go, wbiegając na schody. Ten człowiek musiał zirytować mnie czymś każdego dnia.
🧡
Tego dnia nie mieliśmy zajęć, więc po południu zobaczyłam się ponownir z przyjaciółmi, którzy opowiedzieli mi ze szczegółami wszystkie śmieszne historie z wyjazdu. Wybraniec, wraz z jego Wybranką, zdążyli się już pogodzić, a Ron siedział nieco przygaszony, wciąż powtarzając, że nie może doczekać się przyjazdu uczniów z pozostałych szkół do Hogwartu. Ja natomiast wcieliłam się raczej w rolę słuchacza, chcąc uniknąć rozmowy na temat moich aktywności w ciągu ostatniego tygodnia.
— Hej, gdzie idziesz? — zapytała nagle Ginny, gdy Harry wstał z kanapy w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Chłopak poprawił okulary na nosie i posłał jej przepraszający uśmiech.
— Wybaczcie, ale profesor Winslet prosił, żebym pomógł mu z kilkoma rzeczami — powiedział, a ja zamarłam, słysząc jego nazwisko.
— Nie idź do niego, Harry! — powiedziałam głośno i stanowczo, na co wszyscy zareagowali skonsternowanymi spojrzeniami w moją stronę. Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy patrzyłam wymownie na przyjaciela.
— Niby czemu? — zapytał Gryfon, wydając z siebie cichy, nerwowy śmiech i założył ręce na piersi.
— Bo... — urwałam, wiedząc, że nie mogłam powiedzieć ani słowa więcej. Przeklęłam w duchu siebie i Malfoya za to, co zrobiliśmy. Sama odebrałam sobie możliwość ostrzeżenia przyjaciół przed zagrożeniem.
— Daj spokój, Hermiona. Wiem, że go nie lubisz, bo nazwał cię Gretchen, ale to w porządku gość — powiedział, po czym dał Ginny buziaka w czoło i odszedł w stronę drzwi.
— Zaufaj mi, Harry. Proszę — powiedziałam jeszcze załamana, choć nie byłam pewna, czy mnie słyszał.
🧡
Po tym, jak próbowałam bezskutecznie przekonać Ginny, by wybiła Potterowi z głowy pomaganie Winsletowi, straciłam ochotę na cokolwiek, a w szczególności na imprezę. Nie wiedziałam nawet, gdzie była i kto miał się na niej pojawić, ale niewiele mnie to obchodziło. Zamartwiałam się za to cały czas o los nieświadomych przyjaciół, dopóki Harry nie wpadł do mnie przed libacją, powiedzieć, że jest cały i zdrowy. Wiedziałam, że musimy pozbyć się ze ślizgońskim wspólnikiem Winsleta jak najszybciej ze szkoły, bo coś czułam, że Wybraniec znów mógł być w niebezpieczeństwie.
Byłam tak spięta, że jedynym ratunkiem dla mnie okazała się być Łazienka Prefektów. Kiedy korytarze zamku ucichły i wiedziałam, że uczniowie albo śpią, albo imprezują gdzieś w lochach, podreptałam do łazienki, uznając, że to moja ostatnia deska ratunku, by uspokoić myśli. Cicho weszłam do środka, nalałam sobie gorącej wody, z pomocą różdżki dodałam sporą ilość piany i położyłam się w ogromnej wannie. Przymknęłam oczy, wydając z siebie ciche westchnienie. Nie miałam ochoty myśleć o wszystkich złych rzeczach, które działy się w ostatnim czasie. Zamiast tego pozwoliłam sobie po prostu na odprężenie.
Cieplutka, pachnąca woda otulała moje ciało, a ja wyobraziłam sobie, że leżę na plaży gdzieś na drugim końcu świata. Promienie słoneczne ogrzewają moją opaloną twarz, a ja wsłuchuję się w szum fal. Moje rozjaśnione od słońca włosy rozrzucone są na ręczniku, w tle słyszę stłumione głosy. Nagle coś pochyla się nade mną, tworząc cień przed oczami. Uchylam je więc niechętnie i widzę przed sobą dobrze znane, stalowe tęczówki, na widok których od razu się uśmiecham. Kropelki wody kapią z jego rozburzonych, jasnych włosów na moją twarz, gdy chłopak odwzajemnia uśmiech.
— Malfoy! — krzyknęłam do siebie, zrywając się nagle do pozycji siedzącej, przerażona własną wizją.
— Jezu, spokojnie — usłyszałam obok siebie i spojrzałam w tamtą stronę, krzycząc ponownie. W drzwiach stał obiekt mojej chorej fantazji, który ściągał właśnie przez głowę szary sweter. Nerwowo spojrzałam w dół i zagarnęłam rękami większą ilość piany do siebie.
— Co ty tu robisz?! Jak tu wlazłeś, przecież rzuciłam zaklęcie blokujące, wynocha! — krzyknęłam, mierząc go wściekłym spojrzeniem. Blondyn nic sobie z tego nie robił, kontynuując ściąganie kolejnych części garderoby. Odrzucił swoje buty gdzieś pod ścianę.
— Przyszedłem się wykąpać.
— Nie widzisz, że jest zajęte? — odparłam rozdrażniona. Zerknęłam przelotnie w stronę swojej bielizny, rzuconej niedbale na ręcznik. Miałam nadzieję, że na nią nie spojrzy. Tym razem co prawda nie miałam (chwała Merlinowi) majtek z Hello Kitty, ale wciąż byłoby to dla mnie mocno krępujące.
— Przecież zmieścimy się oboje — powiedział, wzruszając ramionami i ściągnął koszulkę, zostając w samych dżinsach.
— Ani mi się waż, spadaj stąd Malfoy. Powinieneś być na imprezie.
— Wyszedłem wcześniej — odparł, podchodząc bliżej mnie i oparł się rękami o wannę. — Mówiłem ci, że możemy spędzić ten czas przyjemniej i widzisz, na jaki świetny pomysł wpadłaś? Nawet krzyczałaś za mną.
Uśmiechnął się do mnie przebiegle, a ja rozwścieczona machnęłam ręką, chlapiąc go wodą. Natychmiast znów przygarnęłam do siebie pianę i spojrzałam na jego beztroską, rozbawioną minę, kiedy cofnął się o krok, w obawie przed kolejną falą.
— No i teraz jestem mokry i muszę się rozebrać do końca — powiedział, udając zrezygnowanego i zaczął rozpinać swoje spodnie. Patrzył przy tym cały czas na moją czerwoną ze skrępowania i złości twarz. — Swoją drogą, ładne majtki. Czerwone - dodał jeszcze z szerokim uśmiechem, nie odrywając ode mnie wzroku.
— O Boże — wydukałam tylko, kompletnie zażenowana, osuwając się niżej pod wodę, która sięgała już mojego podbródka - Czy możesz, proszę, stąd iść? — zapytałam ponownie błagalnym tonem.
Pokręcił tylko przecząco głową.
— Nawet cię nie dotknę — powiedział, zsuwając z siebie spodnie, a ja wciąż patrzyłam mu w oczy.
— Nie upadłam jeszcze na głowę, żeby się z tobą kąpać nago. Odstąpię ci tą wannę, jeśli chcesz, tylko podaj mi ręcznik — odparłam stanowczo i wskazałam palcem na ręcznik, na którym leżała bielizna. Odwrócił się, podchodząc powoli do niego. Zawiesił na palcu mój stanik, unosząc go w górę.
— Również czerwony — zauważył z tajemniczym uśmieszkiem i wrócił do mnie ze zwisającym biustonoszem na palcu.
Zaraz się spalę ze wstydu.
— Oddaj. — Wyciągnęłam rękę w jego stronę, ale się nie poruszył. Parę razy przysuwał stanik do mnie, za chwilę z powrotem go odsuwając, aż w końcu udało mi się wyrwać swoją bieliznę. — Odwrócisz się? — zapytałam, a chłopak założył ręce na piersi, nie ruszając się nawet o krok.
— Nie, radź sobie.
Westchnęłam i bez zastanowienia po prostu zamoczyłam biustonosz, zakładając go na siebie pod wodą. To samo zrobiłam z dolną częścią garderoby, gdy Ślizgon rzucił ją w końcu w moją stronę. Widocznie na ręcznik nie miałam co liczyć.
— Odwrócisz się teraz? Nie zachowuj się tak — powiedziałam zrezygnowana, chcąc wyjść z cieplutkiej wody i całej łazienki. Z dala od niego. Naprawdę nie mogłam dłużej powstrzymywać się od patrzenia na jego półnagie ciało.
Zamiast tego blondyn podszedł w samych bokserkach do wanny i bez wahania do niej wszedł. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ponownie chlapiąc go wodą.
— Hej, powiedziałaś, że nie będziesz się ze mną kąpała nago. Teraz każde z nas jest ubrane — odparł zadowolony z siebie i przysunął się bliżej mnie.
— Jesteś pijany — powiedziałam, patrząc na niego podejrzliwie, a on pokręcił przecząco głową.
— Nie jestem. Może odrobinę. — Podrapał się po karku. — Ciesz się chwilą, Granger, dopóki jesteśmy sami.
Prychnęłam pod nosem.
— Chyba zapomniałeś o tym, że się nienawidzimy — powiedziałam, odwracając od niego na moment wzrok, patrząc na witraż po swojej lewej, przedstawiający syrenę ze złotymi włosami, które właśnie zawzięcie przeczesywała.
Sama o tym dawno zapomniałaś, hipokrytko.
— Tak? — zapytał tylko, a gdy powróciłam do niego wzrokiem, był znacznie bliżej. Delikatnym ruchem złapał za moje nagie uda i posadził sobie na kolanach, uśmiechając się uroczo. Z jego włosów kapały kropelki wody między nas.
— Teraz też mnie nienawidzisz? — odezwał się ponownie, tym razem ciszej. Kiedy mruknęłam pod nosem twierdząco, odgarnął mi mokre włosy na plecy i złożył na ramieniu pojedynczy pocałunek.
— A teraz? — zapytał szeptem z ustami przy mojej skórze.
— Mhm — mruknęłam ponownie, kiwając głową, choć na pewno zauważył, że wzdrygnęłam się pod wpływem jego dotyku. Musnął ustami mój obojczyk, kilkakrotnie, następnie szyję, podążając wciąż w górę. Naprawdę chciałam coś powiedzieć czy jakkolwiek zareagować, ale pozwoliłam mu przejąć nad sobą kontrolę. Bezwiednym wzrokiem spojrzałam ponownie na syrenę z witraża, która patrzyła teraz na nas z zaciekawieniem. Kiedy napotkałam ponownie oczy Ślizgona, ujrzałam w nich błysk, którego wcześniej nie zauważyłam. Z jego tęczówek zniknęła pogarda i ironia, zastąpiona prawdziwą, chłopięcą beztroską. Miał w końcu dopiero osiemnaście lat i nikt nie mógł wymagać od niego wielkiej dojrzałości. Spuściłam mimowolnie wzrok na jego usta, które w tym samym momencie przysunęły się bliżej mnie. Usłyszałam jeszcze:
— A teraz?
Ale nie było dane mi odpowiedzieć, bo Draco trzeci raz w ciągu ostatnich dni mnie pocałował.
Automatycznie przybliżyłam się jeszcze bardziej, zupełnie, jakby moje ciało tylko na to czekało. Blondyn oparł się o krawędź wanny, a ja pochyliłam się nad nim, kładąc dłonie po bokach jego głowy. O dziwo nie czułam już żadnego skrępowania ani z powodu naszego kolejnego zbliżenia ani faktu, że byliśmy oboje w samej bieliźnie. Sami, znowu w jakimś dziwnym miejscu. Chłopak delikatnie zsunął dłonie z mojej talii na tyłek, jakby sprawdzając, czy go nie odsunę. Wiedziałam, że powinnam to zrobić, ale wyrzuciłam rozsądek z głowy i nie zareagowałam. Wyczułam, że uśmiechnął się między pocałunkami i zacisnął mocniej palce na mojej skórze, przyciskając do siebie. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, gdy zetknęliśmy się ciałami. Ochlapywaliśmy całą łazienkę wodą, gdy pocałunek stawał się coraz bardziej żarliwy. Draco sięgnął dłonią ponownie do moich pleców, gdzie jednym ruchem rozpiął mi palcami stanik.
Momentalnie odsunęłam się od niego, przyciskając bieliznę do swoich piersi. Spojrzałam na chłopaka z wyrzutem, a on posłał mi swój firmowy uśmiech.
— To przypadkiem — powiedział głupkowato, ponownie zjeżdżając dłońmi w dół moich pleców. Tym razem jednak odsunęłam się od niego, siadając ponownie naprzeciwko. Zapięłam z powrotem biustonosz, ignorując jego rozbawione spojrzenie.
— Malfoy, co się dzieje między nami? — zapytałam wprost, będąc nagle zła na siebie, że w ogóle dopuściłam do tego, by do czegokolwiek doszło.
Ślizgon wzruszył ramionami i uniósł jeden palec, zaczynając wyliczać.
— Lubisz mnie.
Uniósł kolejny palec.
— Podobam ci się.
Dołożył jeszcze trzeci.
— Lecisz na mnie.
Wyprostował czwarty palec.
— I nie możesz beze mnie żyć.
Opuścił dłoń, chowając ją z powrotem w wodzie.
— A ty co? — zapytałam, wiedząc, że wcale nie odpowiedział na moje pytanie.
— Ja też — odparł tylko, jakby to była najprostsza rzecz na świecie, wzruszył ramionami i wstał z wanny, powoli z niej wychodząc.
— Ty też co? — dociekałam dalej, wiedząc, że mógł on też mnie lubić, podobałam mu się, leciał na mnie albo nie mógł beze mnie żyć.
— Sama sobie odpowiedz — odpowiedział, po czym szybkim ruchem osuszył się zaklęciem, pozbierał swoje rzeczy i posyłając mi ostatni uśmiech, wyszedł z łazienki, zostawiając mnie skonsternowaną w Łazience Prefektów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top