Rozdział szósty


Rozdział szósty

Nowy Jork

Paradował przed kamerą w samych spodniach. Przed nagrywaniem nie pomyślał, by coś na siebie założyć, a teraz kiedy rozsiadł się wygodnie na łóżku z gitarą, jakoś nie miał ochoty po raz kolejny wstawać i szukać koszulki w garderobie. Nucił pod nosem jakieś piosenki, od czasu do czasu śmiejąc się z głupot, które wypisywały jego fanki. Było zabawnie i całkiem przyjemnie, miło było pograć dla większej ilości osób, a nie tylko dla samego siebie i czterech ścian.

– Dobrze, kilka osób prosiło o tę piosenkę, więc to będzie ostatni utwór i na dziś może już skończymy. Patrzę na zegarek i jest dość późno. W sumie wszyscy powinniśmy już spać, a z drugiej strony jutro nie czeka na nas żadna praca ani obowiązki chyba, że zajmujecie się dziećmi albo chodzicie do pracy, jeśli tak, to spadajcie. Już dawno powinniście być w łóżkach – zaśmiał się z głupot, które wygadywał, gdy usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. – Poczekajcie moment – spojrzał na telefon i aż się zapowietrzył. – Cóż wyobrażacie sobie, że ktoś napisał do mnie przed chwilą, że uwaga zacytuję: temu panu już wystarczy ciast czekoladowych, a maszynki do golenia nie są wcale takie drogie i można je zamówić przez internet. – Pokręcił głową z oburzeniem, ale uśmiech cisnął mu się na usta – Że niby co? Moje ciało nie jest idealnie wyrzeźbione? – odłożył gitarę na bok, zaczynając swój popisowy taniec brzucha. – Jeszcze odszczekasz to wszystko – dodał, opadając na poduszki. – Powiedzcie wszyscy, że mogę opychać się czekoladą, ile tylko chce. Zresztą czy nie mówiłem przed chwilą, że osoby zajmujące się dziećmi powinny już spać? Do łóżka! Ty już wiesz, że do ciebie mówię. A teraz ostatnia piosenka.

Skończył śpiewać i pożegnał się ze wszystkimi słuchaczami i widzami. Zauważył, że jego słowa wywołały istną burzę, oczywiście dziewczyny zgodziły się z nim, że nie ma się czego wstydzić, był pewien, że tak właśnie się stanie. Śmiał się sam do siebie, było już późno i pewnie nie powinien dzwonić, ale może jeszcze nie spała, jeżeli chwilę temu wypisywała do niego takie okropności.

– Ciast czekoladowych nigdy nie jest zbyt wiele – powiedział od razu, gdy tylko usłyszał, że odebrała – I po co mi niby te maszynki? Wyglądam jak prawdziwy samiec na kwarantannie.

– Cóż mogłabym się w tej kwestii z tobą nie zgodzić – zauważyła śpiącym głosem. – Wyglądasz jak zarośnięty niechluj i nie mam tu na myśli twojej twarzy.

– Obudziłem cię? – dziewczyna brzmiała na zaspaną, może jednak wysłała mu wiadomość przed samym snem i poszła spać.

– Nie, jeszcze nie śpię, oglądałam twój popisowy występ i to jak świecisz golizną – wytknęła z zadowoleniem w głosie.

– Naprawdę ze wszystkich osób, z którymi mogłem zacząć rozmawiać w tym popieprzonym czasie, musiałem wybrać takiego złośliwca? I nie byłem goły, wypraszam sobie, miałem spodnie i skarpetki. I nie jestem niechlujny, mam męskie owłosienie na mojej umięśnionej klatce piersiowej.

– Cóż mogłeś mieć jeszcze koszulkę, myślałam, że chcesz, żeby wszyscy słuchali twojej muzyki, a nie wgapiali się w ciało. I przejrzyj się w lustrze jeszcze raz ok.? Myślę, że masz mylne wrażenie na swój temat.

– Też się wgapiałaś? – zapytał z odrobiną uszczypliwości, przecież też mógł sobie na to pozwolić.

– Jasne, w to jakie świetne poduszki leżały na twoim łóżku, sama z chęcią bym sobie takie kupiła – stwierdziła, a jej uśmiech był tak doskonale słyszalny. Uwielbiała się droczyć i trafiła na kogoś, kto lubił to tak samo jak ona.

– Ej jestem pewien, że rzuciłaś na mnie okiem. W końcu zauważyłaś, że jestem super przystojny – roześmiał się głośno, słysząc jej zirytowane sapnięcie. – No już, już nie denerwuj się tak.

– Nie przypominam sobie, żebym mówiła cokolwiek na temat twojej aparycji, a już na pewno nie używałam słów super przystojny.

– Powinnaś już spać, a nie oglądać takich przystojniaków śpiewających miłosne ballady do poduszki – zauważył, kładąc się wygodniej na łóżku. – Mówiłaś, że Samuel jest kulką energii i każdego dnia padasz z nóg – chciał coś jeszcze dodać, gdy usłyszał głośne, wymagające miauknięcie. – Czy to był kot? Nie mówiłaś, że masz kota.

– Właśnie miałeś okazję poznać Evitę – wyznała pieszczotliwym tonem, jakiego wcześniej u niej nie słyszał.

– Evitę? – mruknął z uznaniem – Jak, nie płacz za mną Argentyno, tak naprawdę nigdy nie opuściłam Cię. Poprzez wszystkie moje burzliwe dni, mojej szalonej egzystencji. Dotrzymałam obietnicy. Nie zachowuj więc dystansu – zaśpiewał, przypominając sobie ten słynny utwór.

– Tak, dokładnie stąd pochodzi to imię.

– Lubisz ten musical? – nie wiedział skąd, ale był pewien, że Gemma uśmiecha się.

– Bardzo, a ty?

– Widziałem go może raz, nie jestem znawcą tego gatunku – przyznał się szczerze.

– Ja uwielbiam musicale, możemy kiedyś obejrzeć go razem – zaproponowała z ufnością, która go zaskoczyła.

– Jasne, z przyjemnością – zgodził się w tej samej chwili. To było dla niego przedziwne, nie wiedział, jak wygląda Gemma, nie wiedział, ile ma lat, a czuł, jakby znali się od tak dawna i byli ze sobą bardzo blisko. – Brzmisz na śpiącą, nie będę już ci przeszkadzał, pozdrów ode mnie Evitę. Dobranoc.

Rozłączył się zanim zacząłby wygadywać jakieś bzdury. Każda rozmowa z Gemmą go zaskakiwała i nie mógł doczekać się kolejnej. Czuł się jak uzależniony głupiec, ale ten rodzaj uzależnienia kompletnie mu nie przeszkadzał.

***

Londyn

Odzwyczaiła się od mieszkania z własną matką. Oczywiście kochała ją z całego serca, ale jednak odwiedzanie się, spędzanie czasu w cukierni i ogólne plotkowanie przez telefon to coś zupełnie innego, niż przebywanie ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jej mama była kochaną osobą, ale miała wrażenie, że jeżeli jeszcze raz usłyszy o sprzątaniu, zacznie wrzeszczeć i rzucać wszystkim, co wpadnie jej w ręce.

Sam był najukochańszym dzieckiem na świecie, nie krzyczał, nie płakał, był zainteresowany wszystkim, co działo się dookoła i Gemma uwielbiała go z całego serca. Nie mogła mieć słodszego bratanka, jednak nie była jego rodzicem, a chłopiec tęsknił za swoimi ojcami, którzy kontaktowali się z nim często, ale jednak nie mogli go przytulić i bawić się z nim.

Nagle dotarło do niej, że zostało jej odebrane wszystko, co było dla niej ważne i cenne. Nie mogła już chodzić do pracy i piec cudownych ciast dla innych ludzi, nie mogła spędzać czasu z bratem, jej najlepszy przyjaciel znajdował się w cholernych Włoszech i każdego dnia martwiła się o to, co się z nim dzieje. Nawet teatry i opery zostały zamknięte, dosłownie wszystko, co dawało radość w życiu, zostało jej odebrane. Wiedziała, że dzieje się coś strasznego, setki ludzi w jej kraju umierało każdego dnia i jej egoistyczne myśli były podłe. Musiała się ogarnąć i wziąć w garść, być wsparciem dla mamy, Sama i całej rodziny.

Tym co zaskakiwało ją najbardziej było to, że uszczęśliwiała ją jedna rzecz, a dokładniej jedna osoba, całkowicie obca osoba. Niall Horan z jakiegoś tam muzyka, nieznanego faceta, kogoś kogo totalnie nie znała, stał się jej kompanem, codziennym towarzyszem. Miała wrażenie, że rozmawiają każdego dnia, wymieniają błahe wiadomości pełne żartów i uszczypliwości, ale też prowadzą poważne rozmowy. Nigdy nie zawierała znajomości w ten sposób. Nie ufała nieznajomym, więc faktycznie mogła stwierdzić, że epidemia poprzestawiała jej pewne klepki w głowie.

– Gemma możesz przestać bujać w obłokach? – mama podeszła do niej i pomachała jej telefonem przed twarzą. – Ktoś dzwoni do ciebie od pięciu minut, jakiś Niall, pozwoliłam sobie zerknąć na wyświetlacz – brunetka poruszyła zabawnie brwiami, wprawiając ją w osłupienie.

– Co twoim zdaniem teraz robisz mamo? – wyrwała jej telefon z dłoni, zerkając na ekran.

– Jestem super matką, która jest zainteresowana życiem miłosnym swojej córki i nie zna żadnego Nialla. Dlaczego nie znam Nialla?

– Mamoo – jęknęła, nie chcąc przechodzić przez tę rozmowę po raz kolejny. – Niall to – urwała, nie wiedząc, co powiedzieć, słowa nikt ważny nie przechodziły jej przez gardło – to znajomy, dobry znajomy, więc przestań tworzyć jakieś historie miłosne w swojej głowie jasne?

– Jeśli to tylko znajomy, to czy mogę odebrać i się przywitać? – chciała zabrać jej telefon, ale zdążyła przycisnąć go do swojej piersi. – Rozumiem, że nie?

– Oczywiście, że nie, a teraz pozwól, że odbiorę – przewróciła oczami, widząc jej zawiedzioną minę. – Tak słucham?

– Jesteśmy teraz tak oficjalni? – rozbawiony głos mężczyzny rozległ się po drugiej stronie – Dzień dobry, moja droga Gemmo. Jak mija ci ten kolejny, okropny dzień naszej egzystencji? Zrobiłaś dziś coś szalonego? Przebiegłaś maraton, skoczyłaś na bungee, nagrałaś filmik na Tiktoku?

– Bardzo śmieszne – prychnęła z małym uśmiechem na ustach. – Posprzątałam całą kuchnię, a później upiekłam makaroniki i ponownie musiałam posprzątać kuchnię. Czy to brzmi jak coś wystarczająco szalonego?

– Wow jesteś totalną wariatką, moje szaleństwo w porównaniu z twoim to nic – wyznał z uznaniem.

– Uważaj, drwij ze mnie dalej, a pożałujesz. Moja mama z chęcią by cię poznała – powiedziała z udawaną powagą. Wiedziała, że jej mama przysłuchiwała się każdemu słowu, które wypowiadała.

– Nie ma sprawy, mam doświadczenie w poznawaniu i oczarowywaniu matek – jego lekki ton sugerował, że nie żartuje i jest jak najbardziej poważny.

– Cóż w ten sposób chciałeś mi powiedzieć, że byłeś w wielu związkach? Subtelność nie jest twoją mocną stroną – zadrwiła, ignorując rodzicielkę, która zerknęła na nią kontrolnie z kuchni z wysoko uniesioną brwią.

– Nie, byłem w wielu związkach, ale miło, że jesteś zazdrosna – nim zdążyłaby zaprotestować, mówił dalej. – Na moje koncerty przychodziło dużo nastolatek z matkami, wiesz byłem zmuszony do rozmów z rodzicami podczas podpisywania płyt, stąd moje szalone doświadczenie – wytłumaczył się z zadowoleniem, które było aż nazbyt słyszalne. – Wiesz, ty też nie byłeś dość subtelna, gdy obrażałaś mnie, kiedy występowałem na żywo i wszyscy moi fani usłyszeli, że jestem gruby i nie powinienem się rozbierać publicznie.

– Czy ty planujesz jakiś striptiz, że tak bardzo ugodziła cię ta wzmianka o nagości?

– Nie pomyślałem o tym wcześniej, ale teraz zapisze to na swojej liście szalonych rzeczy do zrobienia podczas kwarantanny. Dziękuję ci bardzo.

– Jesteś głupi, a moja mama cały czas podsłuchuje i jest całkowicie niesubtelna – powiedziała głośniej, by kobieta stojąca w kuchni ją wyraźnie usłyszała. – Co jeszcze jest na twojej szalonej liście?

– Nie mogę tego zdradzić, nie chciałabyś ze mną więcej rozmawiać – wyznał z powagą, która naprawdę do niego nie pasowała. Zawsze brzmiał na rozbawionego, w dobrym humorze, niosącego radość i uśmiech, miedzy innymi dzięki temu tak lubiła z nim rozmawiać.

– Planujesz morderstwo?

– Nie będę pytał, skąd w twojej głowie taki pomysł, ale nie, nie planuję morderstwa. Słuchaj, muszę kończyć, zaplanowałem rozmowę z chłopakami z zespołu za dosłownie pięć minut i zabiją mnie, jeśli się spóźnię i powiem, że miałem dużo do zrobienia. Chciałem tylko, żebyś coś sobie przemyślała dobrze?

– Co takiego? Brzmisz niepokojąco – zerknęła na Samuela, który siedział na kanapie, głaszcząc Evi, która w pewnym momencie wskoczyła mu na kolana i zwinęła się w słodkiego małego rogalika.

– Ty wiesz doskonale, jak wyglądam i podglądasz mojego instagrama każdego dnia, nawet nie zaprzeczaj, wiem że tak jest, a ja wiem tylko, że masz na imię Gemma i jesteś złośliwą wiedźmą z zamiłowaniem do muzyki klasycznej i swojej kotki Evity. Myślę, że byłoby uczciwe, gdybym poznał twoje nazwisko i cóż może moglibyśmy ze sobą pogadać w inny sposób? To tylko propozycja, przemyśl ją, odezwę się jutro. Pogłaszcz ode mnie Evitę.

Po tych słowach rozłączył się w pośpiechu, zostawiając ją osłupiałą w całkowitym szoku. Czy on właśnie zaproponował, żeby porozmawiali ze sobą przez skype, albo cokolwiek innego, co pozwoli im się widzieć? Jasne, miał po części rację, ona wiedziała, jak wygląda, ale był osobą publiczną i każdego wieczora paradował toples przed swoimi fanami, a ona nie była pewna, czy chce, by ją zobaczył, by widzieli się twarzą w twarz. Wiedziała, że nie będzie mogła spać przez pół nocy, myśląc o tym wszystkim.

– Wyglądasz jak spetryfikowana – zauważyła jej mama, wchodząc do pokoju. – Niall wydaje się bardzo miły.

– Nie oglądaj więcej Harry'ego Pottera z Lou mamo i nie możesz tego wiedzieć, nie słyszałaś nawet tego, co mówił.

– Cóż krzyczałaś coś o jakimś striptizie, więc musi być szalony, wpasuje się do naszej rodziny – po tych słowach, Gemma zachowując się jak typowa osoba w swoim wieku, wymaszerowała z pokoju, prychając pod nosem ze złości.

Oszaleje w tym domu, była o tym przekonana.

***

Mediolan

Nadal był zły, gdy myślał o tym, co zrobił Harry, ale nie potrafił z nim nie rozmawiać. Poza tym, że zostali małżeństwem, byli swoimi najlepszymi przyjaciółmi i tęsknił za jego głosem, śmiechem i czasem, który spędzali razem. Jeżeli w obecnej sytuacji mogli jedynie dzielić rozmowy telefoniczne, to nie miał zamiaru z tego rezygnować, dlatego teraz siedział na balkonie, słuchał przyciszonego głosu swojego męża i udawał, że nie jest przerażony samą myślą o tym, gdzie znajduje się brunet.

– Rozmawiałeś ostatnio z Samem? – zapytał Harry, tłumiąc ziewnięcie, które i tak dotarło do uszu Louisa.

– Tak, dzisiaj rano. Wydawał się szczęśliwy, spędza dużo czasu z Gemmą i mają razem niezły ubaw. Mama powiedziała, że twoja siostra znalazła sobie chyba chłopaka, ale jakby co, nie wiesz tego ode mnie – chciał rozbawić mężczyznę, nie miał zamiaru mówić tego, co jeszcze powiedziała mu Anne o tym, jak ich syn płacze przed snem i pyta, kiedy wrócą do domu. Nie takich słów potrzebował teraz brunet.

– Chłopaka? I ja o niczym nie wiem? Wystarczy, że nie ma mnie w domu przez jakiś czas i już jestem odsunięty od najważniejszych spraw.

– Nie bądź zły, ostatnio kiedy mówiłem jej o randkowaniu przez Internet, była bardzo oburzona i zła, a teraz sam widzisz, znalazła sobie chłopaka – słyszał cichy śmiech Harry'ego i mógł tylko wyobrazić sobie delikatny uśmiech, pojawiający się na jego zmęczonej twarzy. – Jak sobie radzisz? Tylko szczerze, nie chcę tej wersji, którą sprzedajesz mamie.

– Hej, nie okłamuję własnej matki – zaprotestował słabo, wiedząc, że Lou i tak zna go zbyt dobrze, by się na to nabrać. – Jest dobrze, tylko ...

– Tylko? – dopytał, gdy mąż urwał w pół zdania, milknąć na dłuższą chwilę. Zerknął na wyświetlacz sprawdzając, czy połączenie nie zostało przerwane. – Kochanie?

– Tylko nie można się przyzwyczaić do widoku umierającego człowieka i to boli za każdym razem – wyznał prawie szeptem. – Tak wielu ludzi umiera Lou, dziennie tracimy setki pacjentów.

– Mogę tylko domyślać się, co czujesz Hazz, tak mi przykro – wiedział, że tak będzie. Jego mąż zrobił coś wspaniałomyślnego chcąc pomóc, ale odzwyczaił się od widoku cierpienia innych osób, a jeśli to co przekazywały media było prawdą chociaż w jednym procencie, sytuacja w szpitalach była fatalna. – Mogę ci jakoś pomóc? Cokolwiek zrobić?

– Dbaj o siebie, nic więcej dobrze? Nie narażaj się. Każdego dnia w szpitalu słyszę, jak źle jest w Lombardii. Nie mogę znieść myśli, że jesteś właśnie tam, w miejscu, gdzie to wszystko się dzieje.

– Wszystko będzie dobrze, nie myśl o mnie, skup się na pracy i swoim bezpieczeństwie jasne? Ja sobie poradzę, Sam też jest w dobrych rękach, nic się nam nie stanie, ale bardziej martwię się o cukiernię.

– Cukiernię? Co z nią?

– Jak na razie zarabiamy mniej, ale nadal jest dobrze, bo ludzie kupują dość dużo wypieków na wynos, jednak wszystkie zamówienia weselne, urodzinowe zostały odwołane. Nie mówiłem Gemms, bo nie chcę jej denerwować, ale jeśli to się utrzyma, będzie trzeba wszystko dobrze przemyśleć.

– Ona przecież wzięła kredyt na drugi lokal – wymamrotał brunet, doskonale rozumiejąc to, co chciał przekazać mu Lou.

– Właśnie o tym mówię, ale na razie nie jest tak źle, jak sądziłem, więc nie będę jej niepokoił. Niech zajmie się swoim nowym chłopakiem, a jeżeli obroty spadną, wtedy będziemy się martwić.

– Dobrze, ale musisz ją poinformować prędzej czy później, w końcu to ona jest szefową. Muszę kończyć, zadzwonię do ciebie w wolnej chwili.

– Jasne, dbaj o siebie i nie martw się o nas – wiedział, że takie słowa i tak nie mają sensu, zamartwiali się o siebie, tacy już byli.

– Kocham cię.

– A ja ciebie, uważaj na siebie.

Oddałby wiele, by to wszystko dobiegło już końca, ale wiedział, że i tak nie miał prawa narzekać, wszyscy jego bliscy byli zdrowi, nikogo nie stracił, siedział w mieszkaniu ze swoją siostrą. Inni byli w znacznie gorszej sytuacji.

Londyn

Każdy zrobiony test i negatywny wynik sprawiały, że oddychał z ulgą. Coraz więcej zarażonych osób wśród personelu medycznego nie wróżyło dobrze. Nastroje były coraz gorsze, liczy zarażonych rosły w zastraszającym tempie, a pracowników służby zdrowia brakowało. Każdego dnia do szpitala, w którym pracował, przywożono dziesiątki zarażonych osób, to nie były już tylko starsze osoby, które znajdowały się w grupie ryzyka, było coraz więcej jego rówieśników, osób w wieku Louisa.

Każdego dnia modlił się, by ten koszmar się skończył, ale tylko głupiec wierzyłby, że modlitwy w tym momencie mogą pomóc. Sytuacja była krytyczna, a z każdym dniem miało być tylko gorzej. Postanowił, że za kilka dni, jeżeli nie zarazi się i będzie zdrowy, pójdzie odwiedzić swoich bliskich, oczywiście nie miał zamiaru wchodzić do domu, ale zobaczy ich chociaż przez szybę. Wszedł na salę, gdzie leżało kilka osób, które przyjmował wczoraj. Jedno łóżko było już puste, dlatego wyszedł i podszedł do dyżurki.

– Gdzie pan Martin? – zapytał, pełniącej dyżur Meg, która w szaleńczym tempie wypisywała jakieś dokumenty.

– Nie żyje, szukali cię, trzeba przewieźć kilka osób do innych sal, bo zaczyna brakować miejsc – kobieta nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem, ale nie dziwiło go to, wszystkim brakowało czasu i energii na wymuszone grzeczności. – Słyszałeś, że otwierają nowy szpital tymczasowy?

– Nie, tutaj w Londynie? – starał się zignorować to uczucie smutku, które mówiło mu, że zmarła kolejna osoba, którą kojarzył z twarzy, ponieważ przyjmował ją w szpitalu i podawał jej wczoraj leki.

– Tak, mają miejsce dla pięciuset osób, a podobno później mają przyjąć nawet cztery tysiące. Wyobrażasz sobie? Cztery tysiące? To będzie piekło, mówiłam o tym, kiedy to się zaczęło, ale wtedy wszyscy śmiali się z chińskiego wirusa i stroili sobie żarty. Teraz nikomu już nie jest do śmiechu, szczególnie tym, którzy nie żyją.

Obrócił się na pięcie, starając nie słuchać tego, co mówiła Meg, ale wiedział, że kobieta ma racje. Pamiętał, jak to było, gdy wirus był tylko w Chinach. W połowie stycznia wszyscy przewracali oczami na hipochondryków w maseczkach i śmiali się, mówiąc o wirusie, który podobno przyszedł od nietoperzy. On sam pozwolił Louisowi polecieć do Włoch wiedząc, że przecież wirus zaczyna pojawiać się w różnych państwach, już nie tylko w Chinach. Chyba wszyscy czuli się zbyt pewnie, tak jakby byli nieśmiertelni i nic złego nie mogło ich spotkać. Niestety teraz ponosili konsekwencje swojej lekkomyślności i Harry mógł mieć tylko egoistyczną nadzieję, że nie poczują na swoje skórze, co oznacza siła COVID–19. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top