Rozdział dziesiąty


Został jeszcze jeden rozdział i pożegnamy się z tą historią. Miłego czytania. Dajcie znać, jak wrażenia:) 


Rozdział dziesiąty

Nowy Jork

Powrót do domu był już tylko kwestią czasu. Wiedział, że za kilka dni będzie w Londynie. Zastanawiał się, gdzie polecieć na samym początku, do rodziny czy też wylądować w stolicy i spotkać się z Gemmą. To był trudny wybór, jeszcze nie zdecydował, co zrobi. To pewnie miała być spontaniczna decyzja, gdy tylko lotniska dostaną zielone światło i będą mogły wznowić loty.

Miał wrażenie, że wszyscy wracają już do normalnego życia. Oczywiście maseczki były obowiązkowe, ale słyszał, co dzieje się w Europie, ludzie planowali wakacje i letni wypoczynek. Świat kręcił się niezależnie od tego, czy panowała pandemia, czy też towarzyszył im względny spokój. Sam marzył tylko o swoim domu, spotkaniu z rodziną, Gemmą i przyjaciółmi, za którymi naprawdę zdążył się stęsknić. Nie pogardziłby również wyjściem na jakiś mecz, ale z tym musiał się chyba jeszcze wstrzymać. Z tego co wiedział, nie było mowy o powrocie kibiców na stadiony. Pozostawały mu transmisję telewizyjne, ale te oglądane w większym gronie również dostarczały wielu wrażeń i emocji. Nie miał zamiaru narzekać, chciał tylko wydostać się ze Stanów, tylko tyle potrzebował do szczęścia.

Powoli zaczynał się pakować, nie chciał zostawić wszystkiego na ostatni moment. Spędził prawie cztery miesiące w tych czterech ścianach, więc panował tu totalny chaos, chociaż zdarzało mu się towarzyszyć Gemmie w maratonach sprzątania i sam porządkował bałagan, który stworzył. Wrzucał właśnie ubrania do pralki, gdy rozdzwonił się telefon. Ostatnio dzwoniła do niego jedynie Gemma, manager i kilku kumpli z Londynu. Zerknął na wyświetlacz i ze zdziwieniem zauważył, że to jego mama.

–Cześć, dawno nie rozmawialiśmy – przywitał się ze śmiechem, oczekując jakiejś złośliwej odpowiedzi, ale jedyne co usłyszał po drugiej stronie to dźwięk branego z trudem oddechu – mamo? Mamo?

– Cześć synku – z trudem usłyszał wypowiedziane słowa i głos swojej mamy. Nie miał pojęcia, co się właśnie działo.

– Co się stało? Gdzie jesteś?

– Dzień dobry Panie Horan, z tej strony doktor Rowell, Uniwersytecki Szpital Mater w Dublinie. Pana mama została przyjęta na oddział cztery dni temu po uzyskaniu pozytywnego wyniku testu na obecność koronawirusa. W tym momencie jest w złym stanie. Dla jej dobra będziemy musieli przewieźć ją na oddział intensywnej opieki medycznej i podłączyć do respiratora, który pomoże jej oddychać. Pańska mama poprosiła o telefon do Pana, oczywiście nie myślimy w tym momencie o najgorszym, ale ma Pan okazję pożegnać się z mamą. Podaję jej teraz telefon.

– Słucham? Co? O czym pan mówi? – nie wiedział, co się dzieje. Jak to możliwe, że mama znajdowała się w szpitalu, a nikt nie pomyślał, by go poinformować. Był wściekły, a przecież chwilę temu śmiał się głośno i zastanawiał, kogo odwiedzi w pierwszej kolejności po powrocie do kraju. – Mamo?

– Wszystko jest dobrze Niall – wyszeptała z trudem, brzmiąc jakby było bardzo źle i przecież musiało tak być, jeżeli z trudem oddychała samodzielnie. – Zachowuj się rozsądnie, uściskaj ode mnie Gemmę i ... – przerwał jej ostry kaszel, na dźwięk którego skrzywił się boleśnie – i powiedz jej, że jest odpowiedzią.

– Co? Mamo, o czym ty...

– Nie złość się na brata i pamiętaj, że bardzo cię kocham synku.

– Mamo nie żegnamy się, przestań proszę – to nie miało tak wyglądać. Nigdy nie planował pożegnań z najbliższymi, nie myślał nad słowami, które powinno się wtedy powiedzieć. Nie chciał nigdy przeżyć takiego momentu, ale czuł, że to jest ta chwila, która nadeszła nieproszona i niespodziewana, okrutna w swojej prostocie i bezsilności, którą odczuwał.

– Obiecaj, że to wszystko zrobisz.

– Obiecuję, ale masz być silna mamo, rozumiesz? Zawsze mówiłaś, że musisz być silna za nas dwoje tak?

– Teraz już nie muszę, kocham cię, do zobaczenia.

– Mamo też cię kocham, ale proszę, nie odchodź. Słyszysz? Mamo? – po drugiej stronie zapanowało jakieś zamieszanie, słyszał obce głosy, mówiące słowa, których nie rozumiał. – Proszę, nie odchodź, proszę.

– Panie Horan, musimy zająć się pańską matką, niech pan będzie dobrej myśli.

Po tych słowach rozmowa została przerwana. Jak w jednej chwili szczęśliwy dzień stał się najgorszym dniem w jego życiu? Jak bardzo zostali zredukowani do kilku rzuconych zdań. Przecież nie powiedział nic, zabrakło najważniejszych słów. Nie chciał nawet myśleć, że to mogło być pożegnanie. Zaczął powtarzać w głowie wszystko, co powiedziała mama i chociaż obiecał, że nie będzie złościł się na brata, to nie mógł tego zrozumieć. Jak mogli mu nie powiedzieć? Jak mógł teraz zrobić cokolwiek?

Dzielił ich ocean, ale teraz miał wrażenie, że dzieli ich już wszystko, a od ostatecznej rozłąki tylko jeden oddech.

***

Londyn

Tego dnia patrząc przez okno, można było stwierdzić, że zbliża się jesień, a przecież wielkimi krokami nadchodziło lato. Temperatura dość mocno spadła i od samego rana mieszkańcom Londynu towarzyszył ulewny deszcz, który później przerodził się w siąpiącą z nieba mżawkę. Było zimno, wilgotno i nieprzyjemnie, dlatego zaplanowali dzień pieczenia babeczek i ozdabiania ich wielobarwnymi kremami i posypką. Byli brudni, a kuchnia wyglądała, jakby przeszedł przez nią tajfun, ale śmiali się i byli szczęśliwi, gdy ktoś wszedł do domu. Zaalarmowana spojrzała na mamę, która z niepokojem wyjrzała na korytarz i zamarła.

– Co się stało? – Gemma zostawiła na chwilę Sama i stanęła obok mamy, patrząc, kto postanowił wejść do ich domu jak do swojego własnego. – Harry?! – wykrzyknęła z niedowierzaniem. – Co ty tu robisz?

– Wróciłem do domu? – odparł z lekkim uśmiechem. – Oczekiwałem bardziej entuzjastycznego powitania – rozłożył ręce, czekając na uścisk, ale w tym momencie usłyszeli tupot i dziecięcy pisk, a na korytarz wpadł Samuel.

– Tatuś! – wykrzyknął chłopiec. Wyminął ciotkę oraz babcię i wpadł w ramiona swojego ojca. – Tatuś!

– Cześć Sam – objął syna, przytulając go mocno. – Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem.

– Gdzie tata? – Samuel wiercił się w ramionach ojca, rozglądając się dookoła, poszukując wzrokiem Louisa.

– Tata też niedługo będzie w domu, musimy poczekać jeszcze kilka dni – zapewnił, odgarniając włosy z czoła synka.

– Co ty tu robisz? – Gemma była szczęśliwa, widząc brata w domu, ale nie spodziewała się tego, że nagle się tu pojawi. To było nieoczekiwane.

– Wróciłem do domu – powtórzył to, co powiedział chwilę wcześniej.

– Dlaczego nie dałeś nam wcześniej znać? Jesteś zdrowy? Nie pracujesz już w szpitalu? – zasypywała go pytaniami, gdy ich mama podeszła i przytuliła Harry'ego z całych sił, nie zwracając nawet uwagi na Samuela, nadal trzymanego przez mężczyznę.

– Spokojnie Gemms, nigdy w życiu bym was nie narażał, skończyłem pracę dwa tygodnie temu, odczekałem odpowiedni czas i postawiłem, że mogę nareszcie do was wrócić – uśmiechał się, oddając mocny uścisk mamy. – Jeśli jesteś zła, mogę wyjść – zażartował i dopiero wtedy odetchnęła z ulgą, podeszła i dołączyła do tego wspólnego tulenia.

– Oczywiście, że nie jestem zła, bardzo się cieszę, że nareszcie sam zajmiesz się swoim synem – prychnęła i pisnęła, gdy poczuła, jak szturcha ją mocno w żebra. – No już, już uspokój się, tylko żartowała. Tęskniłam za tobą wielkoludzie.

– Ja za wami też, ale może odsuniemy się od siebie choć trochę, bo tracę oddech.

– Nie mogę uwierzyć, że nie dałeś nam wcześniej znać – Anne, pokręciła głową z niezadowoleniem. – Ugotowałabym coś dobrego.

– A tak trafiłeś idealnie na czas sprzątania – Gemma klasnęła w dłonie, ciągnąć go w stronę kuchni. – W ramach podziękowania za moje darmowe usługi opiekuńcze, możesz posprzątać kuchnię.

– Właśnie chciałem zapytać, dlaczego mój syn cały się klei, a ty wyglądasz jak czupiradło.

– Piekliśmy babeczki prawda Sam? – zwróciła się do bratanka, który wyrwał się z ramion ojca i podbiegł do stołu zastawionego różnokolorowymi wypiekami.

– Tak! Zobacz tatusiu, zrobiłem je sam.

– Cóż, może miałeś rację, że twój syn cały się klei – stwierdziła, patrząc na chłopca, który faktycznie był brudny i wyglądał jak prawdziwy, szalony cukiernik. – Ale ja nie jestem czupiradłem.

– Doprawdy nie wiem, co widzi w tobie Niall Horan – zauważył złośliwie, pstrykając ją palcem w nos.

– Ej łapy precz i ostrzegam, lepiej żebyś powstrzymał się od takich żarcików – zagroziła, mrużąc przy tym oczy, by wyglądać groźniej.

– Spokojnie Gemms, poczekaj tylko, jak wróci Lou, on nie da ci żyć, dobrze o tym wiesz. Ja po prostu twierdzę, że Niall Horan jest niezaprzeczalnie przystojny – chwycił mokrą szmatkę i zaczął ścierać zaschnięty lukier z blatów, przy okazji wgryzając się w jedną babeczkę, którą Samuel podsunął mu przed sam nos.

– Po pierwsze dobrze wiesz, że kocham Lou o wiele bardziej niż ciebie, więc nie strasz mnie nim, a po drugie radziłabym ci nie mówić przy twoim mężu o tym, jak to bardzo przystojny jest Niall. Myślałam, że jesteś tylko fanem jego muzyki, a nie zauroczoną, nastoletnią dziewczynką. I uwierz mi, Niall potrafi być ohydny.

– Powinienem chyba poczuć się urażony, ale ja też kocham Lou bardziej niż ciebie – stwierdził i zaczął rechotać jak żaba, którą na pewno w rzeczywistości był. Gemma przewróciła tylko oczami i nie skomentowała tego, co powiedział. Nie wiedziała, czy tęskniła za nim jednak tak bardzo.

– Jeśli już przestaliście wyznawać miłość Louisowi, to może po prostu posprzątacie tutaj, a ja pomogę Samuelowi zmyć ten brud – zaproponowała ich mama i chciała wziąć wnuka, który niespodziewanie uczepił się nogi Harry'ego i chyba nie miał zamiaru puścić go w najbliższym czasie. – Co jest Sami?

– Chcę z tatusiem – wymamrotał chłopiec, a na jego buzi nie było widać tej radości, którą tryskał, odkąd Harry wszedł do domu.

– To może najpierw pomożesz babci przygotować kąpiel, uszykujesz pidżamę i swój ulubiony płyn do kąpieli, a ja pomogę cioci i za chwilkę przyjdę do łazienki? Jak to brzmi?

– Na pewno przyjdziesz? – upewnił się Sam, niepewnie chwytając wyciągniętą dłoń swojej babci.

– Jasna sprawa, zaraz tam będę – Harry posłał mu uspokajający uśmiech, który chyba zadziałał, bo po chwili znajdował się w kuchni tylko z Gemmą. – Czyli będziemy mieć tego typu problemy.

– Nie powinieneś się dziwić, nie masz pojęcia, co się działo po twojej krótkiej wizycie ostatnio. Sam był zrozpaczony, płakał cały czas, dopóki nie zasypiał z wyczerpania. Boi się, że zaraz odejdziesz i znów zostanie bez taty – wyjaśniła szczerze, ponieważ Harry powinien zdawać sobie sprawę, że nie wszystko będzie teraz jak dawniej. Każdy był trochę uszkodzony po tym czasie kwarantanny, dzieci również.

– Nawet nie wiesz, jak jestem wdzięczny, że tu byłaś i pomogłaś mamie. To było ciężkie, zostawić go i nie móc być obok, kiedy wcześniej byłem tu przez cały czas. Martwiłem się każdego dnia, jak on sobie radzi, a później jeszcze ta cała sprawa z Lou. Byłem wykończony bardziej, niż sądziłem, że jest to możliwe. W szpitalu było koszmarnie, nikt do końca nie dawał tam sobie rady, nie z takim ogromem pracy i wysiłkiem emocjonalnym.

– Nie mogłam być w żadnym innym miejscu, wiesz przecież – ścisnęła jego dłoń, wiedząc, że mogli żartować i sobie dogryzać, ale zawsze byli dla siebie największym wsparciem i pomocą. – Jesteśmy rodziną głupolu.

– Wiem, ale to pomagało, świadomość, że Sam ma was i że gdyby mi i Lou coś się stało, to on nigdy nie będzie porzucony i samotny, ponieważ będzie miał ciebie – nie miał się rozklejać, ale sama myśl o tym, że mogłoby ich zabraknąć i Samuel nie miałby rodziców, sprawiała, że łzy cisnęły mu się do oczu.

– Przestań, nigdy nie przeszło mi nawet przez myśl, że coś mogłoby wam się stać, ale masz rację, Samuel nigdy nie będzie sam, nie ma takiej opcji.

– I teraz nawet będzie miał sławnego wujka – zażartował Harry, chcąc rozładować trochę napiętą atmosferę. Przetarł oczy i odetchnął głośno. – Koniec płaczu na dziś i tak będę ryczał jak zawodowa płaczka, kiedy zobaczę Lou.

– Ostrzegałam cię głupolu, ani słowa o Niallu – uderzyła go mocno w ramię, nie mając nawet odrobiny wyrzutów sumienia.

– Dobrze już dobrze, nie bądź taka drażliwa, ale obiecaj mi, że go poznam. Naprawdę będę się zachowywał przyzwoicie, masz moje słowo.

– Nie wiem, czy on w ogóle będzie chciał z tobą rozmawiać – wzruszyła ramionami, specjalnie drażniąc się z bratem. – To mi przypomniało, że dziś z nim nie rozmawiałam. To dziwne – spojrzała na telefon leżący na blacie i zauważyła, że nie ma żadnej wiadomości ani nieodebranego połączenia. Był wieczór, nie rozmawiali cały dzień, to było do nich niepodobne. – Idź już do Sama, ja posprzątam resztę.

– Jakaś ty wspaniałomyślna – prychnął rozbawiony. – Wiem, że wyganiasz mnie dlatego, że chcesz z nim pogadać. Nie urodziłem się wczoraj – posłusznie skierował się w stronę korytarza.

– Co ty nie powiesz? – pokręciła głową, śmiejąc się cicho. Dobrze było mieć Harry'ego z powrotem w domu.

Zadzwoniła do Nialla, ale najwyraźniej miał wyłączony telefon. Spróbowała drugi raz, ale było dokładnie tak samo. Nie wiedziała, co to mogło oznaczać, ale przecież mógł robić wszystko, może coś już nagrywał i nie chciał, by ktokolwiek mu przeszkadzał w pracy. Odłożyła telefon i wróciła do sprzątania, nucąc pod nosem jakąś przypadkową melodię, którą słyszała dziś w radiu podczas gotowania. Harry był w domu, Lou miał się pojawić za kilka dni, wszystko wracało na dobre tory. Nic nie mogło już pójść źle.

***

Londyn

Miasto nic się nie zmieniło. Gdyby nie wiedział, że byli w trakcie pandemii, to może wcale nie zauważyłby, że coś jest nie tak. Gdy wyszedł z taksówki i spojrzał na swój dom, poczuł, że jednak zmieniło się wszystko, oni się zmienili. Nie wiedział nawet, jak wielką tęsknotę odczuwał, dopóki nie spojrzał na znajomy budynek, który był czymś więcej niż tylko bezpiecznymi ścianami i miejscem, w którym mieszkali. Nareszcie był w domu.

Nie miał zamiaru dzwonić, był przecież u siebie. Wszedł do środka i odłożył walizkę, która nie była aż tak wielka jak na kilkumiesięczną nieobecność. Zdjął z twarzy maseczkę i odetchnął głęboko znajomym zapachem. Nie wiedział, jak przetrwał tyle czasu bez rodziny u swojego boku.

– Gemma naprawdę nie obchodzi mnie, co się stało, wyłaź z łazienki!– krzyk Harry'ego rozległ się na korytarzu, a po chwili Lou zauważył swojego męża schodzącego po schodach. Nic się nie zmienił, ale jego widok był jak uderzenie prosto w brzuch, odebrał mu całkowicie oddech. – O mój Boże. Lou, Louis wrócił! – brunet wykrzyknął i zbiegł po schodach, rzucając się na Louisa, który z trudem utrzymał równowagę. – Louis – wyszeptał, składając pocałunki na całej jego twarzy.

– We własnej osobie – posłał mu radosny uśmiech, zauważając, że Harry cały czas płakał – przestań, jestem w domu, jesteśmy wszyscy razem. – Starł dłonią łzy spływającego po zarumienionej twarzy.

– Mówiłeś, że będziesz jutro, chcieliśmy upiec tort na twój powrót – powiedział cicho Harry, odsuwając się na niewielką odległość. – Mieliśmy odebrać się z lotniska.

– Niespodzianka – wzruszył ramionami, cały czas się uśmiechając. – Chciałem już być z wami.

– Mamo, Sam, Gemma! – zawołał, chcąc, by cała rodzina zobaczyła, kto wrócił do domu. – Chodźcie szybko!

– Dlaczego tak krzyczysz? – Anne jako pierwsza pojawiła się na miejscu i zamarła, widząc szatyna. – Louis! – podeszła do niego pospiesznie i objęła mocno. – Jak dobrze, że jesteś cały i zdrowy. Zamartwialiśmy się każdego dnia, gdy cię nie było. Szaleliśmy z nerwów.

– Dobrze cię widzieć mamo – tęsknił za nimi wszystkimi, to było niesamowite uczucie mieć dookoła siebie bliskie osoby, takie o które się troszczył i które troszczyły się o niego. Nawet wtedy, gdy leżał w mediolańskim szpitalu, wiedział, że nie jest zupełnie sam, że są ludzie, którzy o nim stale myślą.

– Nigdy więcej nas tak nie strasz. Muszę cię ostrzec, że Harry nie wypuści cię teraz samego z domu dalej niż do sklepu za rogiem – zaśmiali się i Lou pozwolił Anne odsunąć się i stanąć obok Harry'ego. – A gdzie jest mój syn? Samuel?

Chłopiec wszedł powoli na korytarz, gdzie wszyscy się tłoczyli. Łatwo można było dostrzec moment, w którym zauważył Louisa. Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, a później trudno było stwierdzić, czy mały płacze, czy śmieje się głośno.

– Tata! – Louis uwielbiał uściski Harry'ego, ramiona Anne zawsze przypominały mu, że ma mamę obok siebie, ale przytulanie Samuela było czymś zupełnie innym. Nagle wszystko wróciło na swoje miejsce. Bycie z dala od swojego dziecko okazało się najgorszym doświadczeniem, jakie przeżył. Każdego dnia martwił się, jak radzi sobie ich mały chłopiec, pozostawiony z rodziną, ale jednak z dala od swoich ojców.

– Mój mały kumplu, tęskniłem za tobą – nie wiedział nawet, że śmiał się łzawo, dopóki nie poczuł dłoni męża na swoim policzku. – Super drużyna znowu w komplecie prawda?

– Tak! – wykrzyknął chłopiec, obejmując mocno jego szyję.

– Dobrze się bawiłeś z ciocią i babcią? – wiedział, że synek nie puści go za szybko, więc skinął głową i ruszył w stronę salonu.

– Tak, ale nie chcę więcej zostawać bez was. Obiecaj, że nie znikniesz – poprosił Sam, przytulając się do niego mocno, gdy usiedli razem na kanapie.

– Nigdy Sam, już nigdzie się nie wybieram bez ciebie i taty. Masz moje słowo – złożył buziaka na czole chłopca i rozejrzał się dookoła. – A gdzie Gemma? Nie ma jej w domu?

– Ciocia Gemma jest smutna – odparł Samuel, zsuwając się z kolan ojca, zajmując miejsce obok niego.

– Smutna? – popatrzył na Harry'ego i Anne, którzy byli chyba zdziwieni słowami chłopca tak samo jak on.

– Tak, płakała w łazience, gdy tata na nią krzyczał – wyjaśnił niemal szeptem.

– Sami nie krzyczałem na ciocię, po prostu prosiłem, by wyszła z łazienki – powiedział szybko Harry. Uczyli małego, że podnoszenie głosu i krzyk jest zły, a teraz maluch sam zauważył, że jego ojciec wrzeszczał na ciocię. – Myślisz, że jest smutna właśnie dlatego?

– Nie wiem – wzruszył ramionami. – Ale mówiła, że mam wam nic nie mówić i to sekret – zasłonił szybko usta, orientując się, że właśnie zrobił coś czego nie powinien. – O rany.

– Nic się nie stało Sam, jeszcze się nauczysz mieć sekrety przed staruszkami – powiedziała Gemma, wchodząc do pokoju. Posłała chłopcu pocieszający uśmiech, który nie dosięgnął jej oczu. – Witaj w domu Lou.

– Co się dzieje? – podniósł się z kanapy i podszedł do dziewczyny, która była jego najlepszą przyjaciółką, w zasadzie była jak druga siostra. Zerknął na męża, który pokręcił tylko głową, chyba nikt nie miał pojęcia co się dzieje. – Cześć Gemms – na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest nie tak. Przytulił ją i na pewno nie spodziewał się, że zawsze silna Gemma rozpadnie się w jego ramionach, płacząc głośno i trzęsąc się. – Hej, hej spokojnie. Jest tutaj twój super Lou, nie ma rzeczy, z którą byśmy sobie nie poradzili – starał się zażartować, ale nie odniósł zamierzonego skutku. Brunetka nadal nie wydusiła z siebie słowa, a płacz nie ustawał. Nie spodziewał się takiego przywitania, ale coś musiało się stać, nikt nie płakał tak bez powodu.

– Gemma – Harry chciał do nich podejść, gdy zatrzymała go dłoń matki. – Powiedz nam, co się stało, martwimy się.

– Tak bardzo się cieszę, że jesteś zdrowy Lou – wyszeptała dziewczyna, obejmując go mocniej, by po chwili odsunąć się.

– I dlatego płakałaś? Nie wydaje mi się. – popatrzył na nią sceptycznie. To nie było w jej stylu, znał ja zbyt długo, bo nabrać się na słabą wymówkę.

– Mama Nialla ... – urwała, starając pozbierać się i przestać płakać. Spojrzał przez ramię na Harry'ego i Anne, ale oni najwyraźniej nie mieli pojęcia, że coś się stało. I co najważniejsze nie wiedział, że Niall i Gemma to naprawdę coś tak poważnego. Chyba dużo go ominęło w ciągu tych kilku miesięcy. – Mama Nialla zmarła trzy dni temu.

Nie tego się spodziewał. Chyba nikt nie oczekiwał, że takie słowa padną z ust Gemmy. Słyszał, jak Harry wciągnął głośno powietrze, a Samuel instynktownie przemieścił się na kolana swojej babci, jakby wyczuwając, że stało się coś złego. Cała radość nagle wyparowała z pomieszczenia, a chwilę temu witali się i śmiali głośno, mając wrażenie, że wszystko będzie dobrze, bo przecież byli razem. Przez chwilę zdołali zapomnieć, że za drzwiami ich domu nadal istniał inny świat, rzeczywistość, w której ludzie umierali każdego dnia.

***

Londyn

Siedział w sypialni i czekał na Louisa, który od dwóch dni był zobowiązany do czytania bajki na dobranoc Samuelowi. Ich syn nie chciał towarzystwa nikogo innego tylko swojego taty. Harry mógłby czuć się odrobinę zazdrosny, gdyby sam nie miał obsesji i nie chciał cały czas być obok męża i syna. Dwa dni od powrotu Louisa minęły im w ciszy, ponieważ nikt nie śmiał zakłócać tej atmosfery, jaka zapanowała w ich domu. Gemma chciała wrócić do swojego mieszkania tego samego wieczoru, gdy wrócił Lou, ale nie pozwolili jej na to. Nie, kiedy wyglądała jak najbardziej nieszczęśliwa osoba na świecie. Byli rodziną i opiekowali się sobą. Usłyszał cichy dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi, a po chwili Louis był już obok niego w łóżku.

– Zasnął? – obawiał się, że ich syn może mieć problemy ze snem po tym wszystkim, co przeszedł.

– Tak, bez problemu. Jedna bajka i zasnął. W razie czego przyjdzie do nas w nocy tak jak wczoraj – szatyn poprawił się i ułożył wygodniej głowę na poduszce. – Niall nie odezwał się do Gemmy od kilku dni.

– Zawsze mnie to zastanawiało, dlaczego moja siostra tak bardzo ci ufa, wiesz? Ze mną nie chciała nawet rozmawiać na temat Nialla, a tobie mówi wszystko – zauważył z małym wyrzutem. To nie tak, że był o to zły, po prostu zawsze byli blisko z Gemmą, a okazało się, że i tak Lou wie o wiele więcej od niego na każdy temat, który miał związek z jego siostrą.

– Jesteśmy przyjaciółmi od lat, przecież wiesz – Louis uśmiechnął się tym uśmiechem, za którym kryło się tak wiele wspomnień z lat, kiedy on i Gemma byli nastolatkami. – Nie bądź zazdrosny, kocham całą rodzinę Styles.

– Nie jestem, cieszę się, że macie taki dobry kontakt, gorzej gdybyście się nienawidzili – przytulił się do boku męża, obejmując go w pasie. – Jak ona się czuje?

– Jest zdenerwowana i martwi się. Wie tylko tyle, że mama Nialla zmarła w szpitalu i że pogrzeb odbył się, a on nadal jest w Stanach. Nie rozmawiali od kilku dni, bo Niall nie odbierał jej telefonów, a później wyłączył telefon. Pewnie jest załamany, to zrozumiałe w tej sytuacji.

– Może już wrócił do Anglii – zauważył śpiącym głosem. Miał wrażenie, że odkąd wrócił Lou, nareszcie śpi spokojnie i wysypia się.

– Nie sądzę, wiesz jak to jest z gwiazdami. Paparazzi śledzą każdy ich krok, więc pewnie byliby na lotnisku. Zresztą informacja o śmierci jego mamy jest już w mediach, nie mam pojęcia, jak się dowiedzieli. Będą polować na jego zdjęcie – przeczesał leniwie włosy męża, który starał się trzymać otwarte oczy, ale powieki opadały mu z każdą chwilą coraz bardziej.

– Nie będzie mógł nawet w spokoju przeżyć żałoby, a Gemma dostanie szału z tej niepewności.

– Wiesz, nie spodziewałem się, że między nimi jest tak poważnie. Kiedy rozmawialiśmy to brzmiało jak żarty.

– Też tak myślałem, ale mama mówi, że Gemma nigdy nie była taka szczęśliwa i że rozmawiali każdego dnia. Sam też go zna, nazywa go wujkiem i powiedział, że chce grać na gitarze. Mam nadzieję, że Niall się pozbiera i że to wszystko skończy się dobrze.

– O ile w tej sytuacji możemy mówić o jakimś szczęśliwym zakończeniu – zauważył Louis, zamykając oczy. – A teraz idźmy spać, jutro czeka nas kolejny dzień i jestem przekonany, że będzie równie intensywny jak ten.

Harry leżał jeszcze przez chwilę i wsłuchiwał się w spokojny oddech męża. Czuł pod policzkiem, jak unosi się jego klatka piersiowa, jak mocno bije jego serce. Objął go mocniej, starając się odsunąć jak najdalej od siebie wspomnienia ze szpitala, ale przed oczami ciągle miał pewne obrazy, które pewnie miały pozostać z nim już na zawsze. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top