Rozdział drugi

Dzięki za miłe przyjęcie tego tekstu. Zapraszam na drugi rozdział :) Miłego czytania.

Rozdział drugi

Nowy Jork

Zastanawiał się, co inni ludzie robili w czasie kwarantanny. On sam przeważnie gotował, udoskonalając jakieś przypadkowe przepisy znalezione w internecie, ćwiczył, grał na gitarze i starał się tworzyć nowe piosenki. Robił to, co lubił najbardziej, ale ileż można jeść, grać i leżeć na kanapie przed telewizorem. Był wynudzony i potrzebował kontaktu z ludźmi. Jasne rozmawiał z przyjaciółmi, ale Zayn i Liam spędzali czas razem gdzieś w Londynie i nagle okazało się, że wszystkie najbliższe osoby jakie miał, były oddalone od niego o ponad trzy tysiące mil. Nieoczekiwanie z osoby, która uwielbiała być gdzieś, krążyć, poznawać i odkrywać z dala od rodziny, stał się kimś, kto tęsknił za zwyczajną rozmową, hałasem, jaki dawały kłótnie i przekomarzania, a już najbardziej za tłokiem, jaki panował, gdy w domu było zbyt wiele osób.

Jedynym co przychodziło mu do głowy, było poszukanie odrobiny interakcji z fanami, oni nigdy nie zawodzili i mieli coś ciekawego do powiedzenia. Mógł zagrać im kilka kawałków z nowej płyty, poodpowiadać na ciekawsze pytania i jakoś zabić nudę, która go dopadła. Ustawił sprzęt w odpowiednim miejscu i rozejrzał się, czy nic niepożądanego nie zostanie uchwycone przez kamerę, rozsiadł się wygodnie i chwycił do ręki gitarę. Połączył się i brzdąkał powoli przypadkową melodię, czekając, aż więcej osób dołączy i zacznie zadawać pytania. Uśmiechnął się, widząc entuzjastyczne reakcje fanów, musiał zaplanować dla nich jakiś dłuższy koncert online. I tak nie miał niczego sensownego w planach na najbliższe dni, a może nawet tygodnie.

– Cześć wszystkim – przywitał się i machnął dłonią w stronę kamery. – Mam nadzieję, że jesteście zdrowi i bezpieczni w waszych domach. Jak widzicie, siedzę w domu i staram się znaleźć sobie jakieś zajęcie. Pomyślałem, że dzisiaj chciałbym spędzić z wami trochę czasu, porozmawiać, może pośpiewać, więc jeżeli macie jakieś pytania to śmiało, dziś nigdzie się nie spieszę. Mam nadzieję, że wy również.

Londyn

Patrzyła na brata, który trzymał w ramionach Samuela i obserwował, jak chłopiec bawi się książeczką. Żałowała, że nie może spędzać tego czasu z bliskimi w domu, tak byłoby dużo łatwiej.

– Nawet nie wiesz, jak wam zazdroszczę, że jesteście razem w domu – powiedziała ze szczerością bijącą z każdego słowa.

– Też chcielibyśmy, żebyś tu była Gemms, ale dobrze wiesz, że musimy podejmować racjonalne decyzje i ...

– Harry przecież wiem, nigdy w życiu bym do was nie przyjechała. Nie jestem głupia – przerwała mu, nim zdążyłby się nakręcić i paplać bez końca. Właśnie taki był jej brat i Lou nie przesadzał, mówiąc, że okropna z niego panikara. – Po prostu nudzę się bez was, nie mam co robić, wiesz?

– Pooglądaj coś – rzucił lekko brunet, tak jakby nie obejrzała już kilku seriali w ciągu tych dni.

– Geniuszu twój pomysł nie jest odkrywczy, wiesz? Twój mężulek kazał mi oglądać jakieś reality show, które namiętnie pochłania z Lottie – prychnęła, widząc, jak twarz Harry'ego rozpogodziła się na samo wspomnienie Louisa. – Czekam na inną propozycję, co mam porobić, tylko nie mów mi, że mogę coś upiec.

– Dobrze już dobrze, nie złość się tak – brunet uspokajająco podniósł dłonie. – Możesz posprzątać w mieszkaniu.

– Sprzątam codziennie, odkąd tu jestem, nie wiem już nawet, jak wygląda kurz.

– To nie wiem, ćwicz jogę, rysuj coś, naucz się hiszpańskiego – wymieniał z coraz głośniejszym śmiechem.

– Jesteś najgorszym bratem na świecie, nie wiem, dlaczego Lou cię chciał – powiedziała z całą złośliwością, na jaką było ją stać, chociaż miała utrudnione zadanie, ponieważ Sam uśmiechał się słodko i machał do niej swoją małą rączką. – Tak Sam, nie wiemy, dlaczego tata Lou chciał wziąć za męża twojego tatusia.

– Nie demoralizuj mi dziecka – obruszył się mężczyzna, ale jego oczy błyszczały figlarnie. – Po pierwsze to ja wybrałem Lou, a nie on mnie, po drugie jestem najlepszym bratem na świecie i po trzecie zajmij się czymś sensownym, bo stajesz się męcząca i zrzędliwa.

– Jesteś z siebie teraz bardzo zadowolony prawda?

– Oczywiście, że tak – obrócił się na chwilę i słuchał czegoś, co pewnie mówiła ich mama. – Mama mówi, że możesz posłuchać koncertów online, albo pooglądać jakiś teatr w necie.

– Koncertów? – zmarszczyła brwi w zdziwieniu. – Jak to niby wygląda?

– Gemma ty średniowieczny relikcie – jęknął Harry, zasłaniając się dłońmi. – Wejdź na instagrama i zobaczysz, ile osób nagrywa na żywo jakieś koncerty. Posłuchaj sobie czegoś i rozerwij się trochę ok.? I przestańcie dzwonić do siebie z Lou co kilka godzin, odbija wam.

– Podeślij mi jakiś taki koncert, wiesz, że słucham raczej starych zespołów albo opery, nie znam się na tych nowościach. I nie bądź zazdrosny – zaczęła głośno się śmiać, widząc minę jej brata. – Pozdrów mamę, buziaczki – rozłączyła się szybko, zanim Hazz zacząłby narzekać i marudzić, że wcale nie jest zazdrosny, bo przecież nie ma o co.

Westchnęła i zamknęła laptopa, rozkładając się wygodniej na kanapie. Czekał ją kolejny leniwy wieczór, już chciała włączyć telewizor, gdy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Brat postanowił się nad nią zlitować i podesłał jej kilka nazwisk muzyków, których miała posłuchać. Cóż może wieczór nie okaże się aż tak fatalny. Zerknęła i bez zdziwienia zauważyła, że nie znała, żadnego z tych wokalistów, nie od dziś wiedziała, że ona i Harry mają zupełnie inne gusta.

***

Mediolan

Westchnął, spoglądając na wyjątkowo spokojne miasto. Stał na balkonie, ciesząc się, że jego siostra nie mieszkała w jakiejś ciasnej kawalerce, wtedy zapewne pozabijaliby się na tak niewielkiej przestrzeni. Myślał o tym, jak to zwykle tętniące życiem miasto nagle ucichło, uspokoiło się i zatrzymało. Niestety świadomość tego, co doprowadziło do tej pustki i ciszy, raczej przerażała. Pamiętał, jak jeszcze niedawno cały świat mówił o globalnym ociepleniu, Londyn był sparaliżowany przez protesty, które sam popierał z całego serca, a teraz nagle świat stanął w miejscu. Nie chciał być dramatyczny, ale wyglądało to tak, jakby ziemia wzięła odwet na ludzkości i pokazała, jak malutcy jesteśmy w porównaniu do jej siły i potęgi. Drżał na samą myśl tego, co jeszcze może się wydarzyć. Minęło tak niewiele czasu, a umarło tylu ludzi. Wyobrażał sobie chaos, przerażenie i biedę, jaka zapanuje na świecie, jeśli wirus nie odpuści w najbliższym czasie.

– Aż trudno w to wszystko uwierzyć prawda? – Lottie pojawiła się obok niego niespodziewanie.

– W co takiego? – zerknął na nią, gdy oparła się ramionami o barierki wpatrując w ciemność, w której niewiele można było dostrzec poza latarniami świecącymi się w oddali.

– Tak wielkie, włoskie miasto zamarło. Mam wrażenie, że ludzie nie mają już sił, a to dopiero początek tej wojny.

– Właśnie o tym samym myślałem. Pamiętam, gdy byliśmy tu z Harrym, spacerowaliśmy w nocy tymi wąskimi uliczkami, a wszędzie dookoła byli ludzie, grała muzyka, słychać było rozmowy i śmiech. To było tak inne, niż codzienność w Londynie, czuć tutaj było życie i radość, prawdziwe szczęście ze zwyczajnego życia, ze zwykłej codzienności. A teraz ... – urwał, a niechciane wspomnienia sprzed kilku dni uderzyły w niego z pełną mocą. Widok pustych ulic, ludzi w kolejkach do sklepów w maseczkach i rękawiczkach, smutne spojrzenia i gazety przepełnione nekrologami.

– A teraz świat zdaje się umierać – dokończyła blondynka, ściskając pocieszająco jego dłoń. – Chyba nigdy tak bardzo nie docenialiśmy tego, co mieliśmy, tej wolności i swobody, którą posiadaliśmy.

– Tęsknię za Harrym i Samuelem – powiedział szeptem, chociaż chciał ukryć przed siostrą tę tęsknotę, którą odczuwał każdego poranka po przebudzeniu i wieczorem przed zaśnięciem. Wiedział, że powinien być z nimi, ale nie mógł zostawić siostry, a teraz to była zamknięta strefa i wydostanie się stąd, graniczyło z cudem.

– Nie powinieneś ze mną zostawać Lou, jestem ci za to wdzięczna, ale nie powinieneś.

– Nie mogłabyś tu być zupełnie sama, każdy potrzebuje kogoś, kto będzie się o niego troszczył. A ty masz swojego starszego brata – posłał jej wymuszony uśmiech i pozwolił, by uściskała go mocno. Taka była prawda, nie zostawia się rodziny, Harry i Sam zostali z Anne, byli bezpieczni w domu, a on musiał to jakoś przetrwać i być wsparciem dla siostry. Nikt nie spodziewał się, że przyjdzie czas, gdy będzie trzeba dokonać wyboru, w jakimś budynku zamknąć się na tygodnie, a może i miesiące. Może wszyscy teraz nagle zrozumieli, że więzienie to jednak prawdziwa kara, a samotność, cztery ściany i izolacja to najgorsze, co może spotkać człowieka.

***

Londyn

Śledził kolejne doniesienie z niepokojem wymalowanym na twarzy. Premier wylądował na oddziale intensywnej terapii, królowa przemówiła do narodu, a w szpitalach brakowało personelu. Nie wiedział, czy potrzebowali jeszcze jakiegoś znaku, by zauważyć, że katastrofa naprawdę nadchodziła, a nikt nie był na to przygotowany. Czuł na sobie czujny wzrok mamy, wiedział, że obserwuje go od jakiegoś czasu, tak jakby czuła, że coś chodzi mu po głowie, jakaś myśl, która nie dawała mu spokoju. Na razie zachował ją dla siebie, ale coś nie pozwalało mu spać i to nie była tylko tęsknota za mężem.

– Przestań oglądać ciągle wiadomości, doprowadzisz się do szaleństwa – Anne wyłączyła telewizor i uderzyła go gazetą w głowę.

– Mamo – jęknął, patrząc na nią z wyrzutem. – Nie mam już trzynastu lat, nie rób tego.

– A zachowujesz się gorzej niż wtedy, gdy miałeś dziesięć lat i nie potrafiłeś oderwać się od kreskówek – roześmiała się, widząc grymas na jego twarzy. – No już, nie obrażaj się. Po prostu widzę, że to źle na ciebie działa. Niepotrzebnie się stresujesz, jeśli nie masz zajęcia, to daj mi chwilę i znajdę ci jakąś pracę do wykonania.

– Jesteś tak upierdliwa jak Gemma i Lou – mruknął, wstając z kanapy. Wiedział, że mama ma rację, powinien trochę posprzątać, nie mógł zostawiać wszystkiego na głowie matki, która w zasadzie powinna siedzieć i odpoczywać, a nie ich niańczyć. – Mamo przypilnujesz Sama, a ja ugotuję nam jakiś obiad?

– Pewnie – zerknął na syna, który z radością zauważył obecność swojej babci, nim zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni.

Doceniał, że nie jest sam w tej sytuacji. Nie wyobrażał sobie, jak musi czuć się Gemma. Żartował sobie z siostry, ale współczuł jej. Był zły na Lou, ale rozumiał, dlaczego postanowił zostać w Mediolanie z Lottie. Był sfrustrowany i przerażony, miał dość siedzenia w domu, ale wiedział, że wychodzenie na zewnątrz to najgłupsze, co mógłby zrobić. Chciało wrzeszczeć, gdy widział głupich ludzi spacerujących po chodnikach, śmiejących się, uśmiechniętych, zachowujących się tak, jakby w londyńskich szpitalach nie umierali ludzie. Rozumiał, że trzeba było żyć i sobie radzić, ale gdzieś z tyłu głowy, każdy powinien pamiętać o tych walczących na pierwszej linii frontu, o ofiarach wirusa i ich rodzinach.

Media przedstawiały tylko liczby, ale za nimi kryli się ludzie, ich życia, historie i osoby, które pozostawili w domach, nie wiedząc, że nie będą mogli powiedzieć sobie nawet żegnaj. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top