Rozdział czwarty

Przed wami kolejny rozdział, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i podzielicie się ze mną wrażeniami. Miłego czytania :) 


Rozdział czwarty

Nowy Jork

Niall nie wiedział, jak to się stało, że nagle z przypadkowej wymiany wiadomości o ciastach, zaczął rozmawiać z Gemmą, bo tak miała na imię dziewczyna od deserów. To była miła odmiana, poznawać kogoś zupełnie nowego, kto nie wiedział o nim zupełnie nic. Miał całkowicie czystą kartę, przez chwilę czuł się jak naiwny idiota, który wierzy jakiejś obcej kobiecie, a przecież był naprawdę znany i oglądała jego występ, więc jak mogła go nie znać. Później podczas wymiany wiadomości dotarło do niego, że ona naprawdę nie interesowała się jego muzyką, dla niej był kimś zupełnie zwyczajnym i obcym. I nagle od ciasta czekoladowego i bezy zaczęli pisać coraz częściej, rozmawiali o błahych sprawach, ale był ciekawski i chciał wiedzieć coraz więcej, taka już jego natura.

Gdzie mieszkasz?

Napisał tę wiadomość spontanicznie, bo miło byłoby wiedzieć, czy Gemma mieszka dwie ulice dalej, czy może aktualnie jest w Australii. Nie wiedział, czy nie jest zbyt wścibski, ale z drugiej strony taki już był, jeżeli nie będzie chciała, to nie odpowie. Nie musiał długo czekać.

W Londynie. Mam nadzieję, że nie jesteś psychopatycznym wariatem, który będzie mnie śledził :)

Roześmiał się głośno, czytając odpowiedź. Żałował, że też nie jest teraz w Londynie, w swoim domu z dużym ogrodem.

Myślę, że wariatem trochę jestem, ale psychopatycznym zdecydowanie nie. Jesteśmy w innych strefach czasowych.

Uśmiechnął się z zadowoleniem zaczynając swój trening, to nie tak, że mógł przesiedzieć ten cały czas na kanapie. Kiedy epidemia dobiegnie końca, trzeba będzie wrócić do normalnego życia, do koncertów, trasy i szaleństw na scenie, a do tego potrzeba kondycji, bardzo dobrej kondycji. Bieżnia czekała na niego od rana, a teraz nagle poczuł się zmotywowany, by zrobić coś pożytecznego.

A gdzie teraz jesteś? Uznałam, że nie będę sprawdzać niczego, co wypisują twoje fanki. To nie byłoby w porządku, zresztą nie jestem zbyt dobra w nowoczesnych technologiach i nie chciałoby mi się tego szukać. Także wiem o tobie tylko tyle, ile mi powiesz. Zresztą nawet nie wiedziałam, że istniejesz, jakkolwiek to brzmi. Słucham muzyki klasycznej, albo jakichś starych kawałków, to brat kazał mi posłuchać twojego występu. Chyba jest twoim fanem :)

Biegł kolejny kilometr i nawet nie zorientował się, w którym momencie zaczął uśmiechać się jak szaleniec. Nie czuł zmęczenia w nogach i nagle cały dzień wydawał mu się lepszy. A to zasługa jednej wiadomości od osoby, której kompletnie nie znał. Żałował, że Nowy Jork znajdował się tak daleko od Londynu, ale może wcale nie był tak daleko, jak mu się to wcześniej wydawało.

***

Londyn

Kolejne dni mijały i nic się nie zmieniało. Świat stał się w pewien sposób jednakowy i monotematyczny, wszyscy rozmawiali tylko na jeden temat. To była męcząca rzeczywistość, w której musieli się odnaleźć. Nikt nie wiedział, jak długo przyjdzie im żyć w ten sposób. Bała się, jak to wpłynie na jej biznes. Wiedziała, że zdrowie i życie jest najważniejsze, ale musiała za coś żyć, tak jak i jej pracownicy. Miała dużo oszczędności, wiedziała, że sobie poradzi, ale nie chciała, by cukiernia upadła. To było jej marzenie, odkąd tylko pamiętała i nie mogła pozwolić, by coś takiego nagle wszystko zniszczyło.

Rozmawiała z pracownikami, jak na razie nie mogli narzekać, mieli bardzo dużo zamówień na wynos, każdy miał ochotę na coś słodkiego, więc piekli i działali, ciesząc się z każdego kolejnego dnia. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że inni nie są takimi szczęściarzami i kolejne osoby tracą pracę z dnia na dzień. Życie nikogo nie rozpieszczało w tych czasach.

Nowy Jork, niestety jestem w Nowym Jorku. Brzmisz jak staruszka, wiesz? Nie radzisz sobie z nowoczesnymi technologiami? Cóż istnieję i mam się całkiem dobrze. Jeśli jesteś starszą panią, nie musisz znać młodych muzyków, chociaż żaden ze mnie młodziak. Jeśli mam być szczery to raczej nikt nie zachowałby się tak jak ty. Wiesz, każdy chciałby wyciągnąć ze mnie wszystkie informacje, albo sprawdziłby na plotkarskich portalach co i jak. Chyba naprawdę jesteś staruszką.

Prychnęła i przewróciła oczami, tłumiąc śmiech. Nie wiedziała, kim jest ten cały Niall Horan, ale naprawdę nawet w czasach kwarantanny miała ciekawsze zajęcia, niż sprawdzanie w internecie jakiegoś obcego typka. Zresztą jeśli naprawdę był w Nowym Jorku, to dzieliło ich coś więcej niż strefa czasowa. Louis był w Mediolanie, Niall w Nowym Jorku, całe szczęście że jej mama i Harry siedzieli w Londynie, chociaż patrząc na ilość zachorowań, tutaj wcale nie było dużo bezpieczniej.

Twierdził, że była staruszką, cóż mógł sobie myśleć, co tylko chciał, nic jej to nie obchodziło. Jak dla niego mogła być nawet siedemdziesięciolatką.

Nie jesteś aż tak interesujący, żeby cię googlować mój drogi. I nie powiem ci, ile mam lat, nie jesteś zbyt subtelny, tak swoją drogą. Nie każdy musi znać się na tych wszystkich instagramach, twitterach i innych dziwnych portalach. Wyglądasz na podstarzałego młodziaka, taka moja naukowa opinia.

Wysłała wiadomość i chciała zabrać się za papierkową robotę, Lou wysłał jej jakieś rozliczenia z cukierni, które powinna przejrzeć, jeżeli była właścicielką, a przecież nią była do cholerki, chociaż czasami wolała zamknąć się za drzwiami kuchni i tylko piec. Wtedy żałowała, że ma swój biznes i musi zajmować się wszystkim, a nie tylko tworzeniem swoich małych dzieł sztuki. Każdego dnia dziękowała Bogu za to, że jej brat poznał Louisa, zakochał się do szaleństwa, a ona znalazła nagle swojego najlepszego przyjaciela. Bez niego oszalałaby, a Lou znał się na tych wszystkich papierkach, których ona nienawidziła, w dodatku skończył akademię sztuk pięknych i potrafił dekorować torty jak nikt inny.

Nie zdążyła zabrać się za pracę, gdy rozdzwonił się telefon. Nie była zdziwiona, że to jej brat. Była jedynie ciekawa, co tym razem się stało.

***

Mediolan

Odbierając telefon od męża nie spodziewał się piekła, które rozpętało się po chwili. Nigdy w życiu nie oczekiwałby czegoś takiego, nie wymyśliłby tego nawet w najgorszych koszmarach. I nie wiedział, co złego zrobił, że musiał mierzyć się z czymś takim.

– Hej skarbie – odebrał z uśmiechem, ciesząc się, że za chwilkę porozmawia z mężem i synem.

Po ostatnim połączeniu wideo czuł, jakby coś było nie tak. Harry zachowywał się dziwnie, był markotny i odpływał myślami, nie włączając się aktywnie w rozmowę, jaką prowadzili z Anne i Samem.

– Cześć Lou, chciałem o czymś porozmawiać – zaczął brunet bez słowa wstępu.

– Co się stało? Brzmisz jak nie ty Hazz – wiedział, że coś się stało, czuł to od kilku dni, ale bał się tego, co zaraz wyzna mu brunet.

– Pamiętasz Bettie prawda?

– Bettie? – nie miał pojęcia, o kogo chodzi, nie kojarzył tej kobiety, chociaż jej imię brzmiało znajomo.

– Moja znajoma z pracy, często byliśmy na jednym dyżurze – wytłumaczył pospiesznie mężczyzna.

– Co z nią? Coś się stało? – wypuścił powietrze z ust i wyszedł na balkon, czując na sobie uważne spojrzenie Lottie. Przymknął drzwi, nie chcąc przeszkadzać siostrze.

– Zadzwoniła do mnie kilka dni temu – wyznał szczerze zielonooki. – Porozmawialiśmy chwilę i poprosiła mnie, żebym wrócił do pracy.

– Słucham? – miał wrażenie, że się przesłyszał. Boże, liczył na to, że źle usłyszał swojego męża.

– Brakuje im rąk do pracy Lou, ludzie umierają, bo nie ma się nimi kto zająć. Do szpitala zostały wezwana nawet osoby, które są na emeryturze. Nie mogę siedzieć w domu, kiedy mógłbym pomóc, rozumiesz?

– Harry – słyszał rozgorączkowany głos męża, słyszał jak drży i łamie się. Potrafił wyobrazić sobie łzy w oczach mężczyzny, jego strach i nerwy, ale on też coś czuł i nie mógł powstrzymać emocji, które się w nim skumulowały. – Czyś ty oszalał? Co chcesz zrobić? Zostawić mamę, Sama i iść do pracy? Nasze dziecko cię potrzebuje, nie możesz pchać się tam, gdzie jest najwięcej chorych osób, słyszysz?

– Louis muszę pomóc ludziom, którzy mnie potrzebują.

– Nasz syn cię potrzebuję! – wykrzyknął ze wściekłością. – Mama cię potrzebuję, to o nich musisz dbać! Rozumiem, że chciałbyś pomóc, rozumiem, co czujesz, ale nie możesz się narażać Hazz, nie możesz.

– Nie mogę siedzieć w domu, mając świadomość, że gdzieś tam moje koleżanki pracują po dwadzieścia cztery godziny na dobę i nie ma kto ich zmienić, rozumiesz?! – Harry też krzyczał i płakał jednocześnie. – Myślisz, że nie myślę o mamie, o naszym synku?! Za kogo mnie masz? Nie mogę znieść myśli, że ich zostawię, że nie będę mógł dotknąć Sama, przytulić go, ukołysać do snu, ale wiem, że gdzieś tam też jestem potrzebny. I to jest czas, w którym nie możemy myśleć tylko o sobie. Wiem, że w głębi duszy zdajesz sobie z tego sprawę.

– Lekarze, pielęgniarze i pielęgniarki umierają, zdajesz sobie z tego sprawę? Nic cię tam nie ochroni, nic. Nasze dziecko zostanie samo, ty będziesz w szpitalu, a ja w pieprzonym Mediolanie! Nasz syn zostanie bez rodziców, a jeśli i tobie i mi się coś stanie ... – urwał, starając się powstrzymać łzy, nie był beksą, nie miał zamiaru rozpłakać się jak mały chłopiec, którym nie był od dawna. – Nasz syn zostanie zupełnie sam, rozumiesz? Osierocimy dziecko Harry.

– Przestań mówić o takich rzeczach. Nic nam się nie stanie. Tobie nic się nie stanie. Wrócimy do domu i będzie tak jak dawniej Lou. Proszę cię, nie bądź na mnie zły, nie nienawidź mnie – brunet płakał do telefonu, podciągając głośno nosem. – Proszę.

– Nic nie będzie tak jak dawniej – wyszeptał, ocierając mokre oczy. – Podjąłeś tę decyzję beze mnie prawda? Zadzwoniłeś tylko, żeby poinformować mnie o tym fakcie.

– Louis.

– Nie mógłbym cię nienawidzić, wiesz o tym, ale w tym momencie jestem na ciebie wściekły. Nie masz mojej zgody, ale nie po nią dzwoniłeś prawda? – zaśmiał się gorzko, spoglądając w błękitne, wiosenne niebo.

– Przepraszam Lou, kocham cię, ale nie mogłem podjąć innej decyzji.

– Wiem, zawsze byłeś idiotą – usłyszał jego cichy, łzawy śmiech i starał się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego raczej grymas. – Też cię kocham skarbie, najbardziej na świecie.

– Poradzimy sobie Lou. Muszę kończyć.

– Jasne, kocham cię.

– Ja ciebie też Lou.

Rozłączył się i odłożył telefon na krzesło. Miał ochotę wrzeszczeć, wykrzyczeć całą swoją złość i wściekłość, jaką teraz odczuwał. Kochał swojego męża, ale w tym momencie odczuwał tylko złość. Gdyby mógł, zamknąłby Harry'ego w domu i zabronił mu wyjść. Normalnie nie miałby mu za złe powrotu do pracy, nie był apodyktycznym świrem, ale teraz nic nie było takie jak zwykle i wiedział, że Harry się naraża. Niestety był tutaj, a nie w Londynie, nie mógł nic zrobić poza wściekaniem się i udawaniem, że wszystko jest w porządku, chociaż nic tak nie było.

***

Londyn

Miał już wszystko uzgodnione, wiedział, gdzie się zatrzyma w tym czasie, gdy nie będzie mógł wrócić do domu. Nie wyobrażał sobie, że mógłby po dyżurach przychodzić do domu ze świadomością, że jest zarażony i roznosi wirusa dalej. Był spakowany, wziął najpotrzebniejsze rzeczy, trochę ubrań, ładowarkę do telefonu. Powinien już wychodzić, musiał jeszcze tylko pożegnać się z mamą i synem. Ta myśl łamała mu serce tak samo jak to, że Lou nie odebrał od niego telefonu, nie chciał z nim rozmawiać. Dopiero po kwadransie oddzwonił i rozmawiali, chociaż więcej w tej rozmowie było płaczu, niż jakichkolwiek słów.

Chwycił torbę i zszedł po schodach na parter. Spojrzał na swoją mamę i Sama stojącego obok. To był ten moment, czas pożegnania i chociaż sam podjął decyzję o powrocie do szpitala, to teraz czuł, że serce rozrywa mu się na strzępy. Nie chciał ich zostawiać, czuł się tak, jakby opuszczał ich na zawsze. Chociaż przed Louisem udawał pewnego siebie, to był pełen obaw i lęków o ich przyszłość. Mogło zdarzyć się dosłownie wszystko, mogli nie zobaczyć się już nigdy w życiu.

– Mamo, już czas – podszedł do Anne i chociaż wiedział, że nie zgadza się decyzją, jaką podjął, to i tak będzie go wspierać.

Nie wiedział już, ile kłótni stoczył w tym tygodniu z Louisem, matką i Gemmą, która wydzwaniała do niego każdego dnia i krzyczała bardzo głośno, jednak nic nie było gorsze niż zimny, oschły ton Lou. Płakał po każdej takiej rozmowie, ale wiedział, że robi dobrze, że tak trzeba było.

– Tak bardzo nie chcę wypuszczać cię z tego domu – wyszeptała kobieta, podchodząc do niego i bez zastanowienia biorąc go w objęcia. – Jestem na ciebie zła, ale jednocześnie odczuwam dumę Harry, jestem z ciebie tak bardzo dumna. Podejmujesz najodważniejszą decyzję z możliwych i mam tylko nadzieję, że nie będziemy wszyscy tego żałować.

– Rozmawiałem z Gemmą, powiedziała, że za kilka dni wprowadzi się do was. Jestem jej ogromnie wdzięczny, powiedz jej, że dziękuję i że bardzo ją kocham – przytulił mamę, starając się zapamiętać ten zapach, który kojarzył mu się z dzieciństwem i bezpieczeństwem.

– Sam jej to powiedz, nie będę pośredniczką – klepnęła go lekko w głowę, śmiejąc się, gdy burknął coś pod nosem.

– Gdyby tylko chciała ze mną porozmawiać – wymamrotał, odsuwając się niechętnie. – Muszę iść.

– Za kilka dni złość jej przejdzie, wiesz jaka ona jest, musi trochę się pogniewać – Anne chwyciła jego twarz i popatrzyła mu uważnie w oczy. – Rozumiem, że idziesz tam ratować ludzi, ale masz obiecać mi jedno, będziesz ostrożny i nie będziesz narażać się niepotrzebnie. Zrozumiałeś?

– Tak, obiecuję mamo, żadnego taniego bohaterstwa – wymamrotał, całując szybko jej policzek. – Kocham cię. – Odsunął się od matki i kucnął przed synkiem, stojącym w ciszy obok nich. –Tatuś musi teraz iść do pracy, ale niedługo wróci do domu dobrze? I wtedy pójdziemy razem na lody i spędzimy cały dzień w naszym ulubionym parku, a tata będzie grał z tobą w piłkę tak? – mówił pospiesznie, podnosząc chłopca i przytulając go do swojej piersi.– Będę za tobą bardzo tęsknił, ale musisz być grzeczny dla babci zgoda? Niedługo odwiedzi was ciocia Gemma, będziecie się razem świetnie bawić, jestem tego pewien – pocałował go w czoło, oba policzki, starał się zapamiętać, jak miękka jest jego skóra, jak uroczy jest jego zapach, który pamiętał doskonale od pierwszego dnia, gdy trzymał go w swoich ramionach. – Będziesz grzeczny?

– Tak – chłopiec przytaknął szybko. – Kiedy wrócisz? Kiedy tata wróci?

– Niedługo wszyscy będziemy w domu, ja ty i tata, ale na razie tatuś musi iść do pracy i pomóc chorym dobrze? Wiesz, tak jak w niektórych bajkach. Pamiętasz, jak przyjaciel Pepy złamał nogę i wszyscy poszli odwiedzić go do szpitala? Teraz tata musi iść do szpitala, żeby pomóc kilku chorym osobom.

– Dobrze tatusiu, ratuj chorych ludzi.

– Kochamy cię Sam, tata i ja kochamy cię bardzo mocno – postawił chłopca na podłodze i odsunął się. – Muszę iść, dbajcie o siebie. Będę do was dzwonił.

– Ty też o siebie dbaj – Anne chwyciła Sama i otworzyła drzwi na balkon. – Chodź Sami, pobiegamy trochę w ogrodzie.

Harry stał i patrzył, jak wychodzą do ogrodu, śmiejąc się z czegoś cicho. Teraz mógł już płakać, kiedy syn na niego nie patrzył, mógł dać upust powstrzymywanym emocjom. Zakrył usta, by nie usłyszeli jego płaczu. A potem po chwili załamania, na którą sobie pozwolił, otarł łzy i wyszedł z domu, nie zastanawiając, się kiedy znowu będzie mu dane stać w tym miejscu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top