Rozdział ósmy
Miłego czytania, powoli zbliżamy się do zakończenia :)
Nowy Jork
Dopóki wirus krążył gdzieś po świecie z daleka od nas i naszych bliskich, wszystko wydawało się w porządku. Oczywiście na świecie zapanował chaos, pozamykane szkoły i przedszkola, zamknięte kina i teatry, praca zdalna każdego dnia. Domy stały się więzieniami, a ich mieszkańcy więźniami, którzy w trosce o swój los musieli poddać się dobrowolnie karze odebrania wolności. Jednak nadal dopóki wirus dotyczył obcych ludzi, których twarze były tylko kolejnymi zamazanymi plamami na obrazie naszego życia, nie czuliśmy się aż tak zagrożeni i zaniepokojeni. Czasem nawet żarty na temat obostrzeń lub ich braku pojawiały się w rozmowach między znajomymi, a kilka wolnych dni odczuwało się jak zbawienny urlop. Wszystko zmieniało punkt widzenia, gdy kilka dni zmieniało się w uciążliwe tygodnie, a do rosnących liczb w statystykach chorych dołączał ktoś bliski.
Niall wiedział, że coś jest nie tak, gdy tylko spojrzał na twarz Gemmy tego dnia. Zresztą wydawało mu się, że od jakiegoś czasu dziewczyna była przygaszona i nieobecna. Wszystko zaczęło się od wizyty jej brata, o której nie chciała opowiadać, tak jakby coś się wtedy wydarzyło. Nie chciał naciskać, więc nie dopytywał, po prostu starał się ją rozśmieszać i opowiadał o głupotach, by na jej twarzy pojawił się choć mały uśmiech, ale wiedział, że w końcu będą musieli o tym porozmawiać. Tego dnia nie zdążył jeszcze do niej zadzwonić, rano uświadomił sobie, że nie pamięta, kiedy rozmawiał z własną mamą. To chyba źle o nim świadczyło, więc całe przedpołudnie spędzili na pogaduszkach, nadrabiając stracony czas.
Robił wszystko, byleby tylko nie wygadać niczego na temat Gemmy, znał swoją mamę i wiedział, że zacznie się ekscytować i zaraz obdzwoni wszystkie ciotki, chwaląc się, że w końcu znalazł sobie porządną dziewczynę. Cóż nie mógł jej winić, umawiał się z pewnym rodzajem kobiet, tymi które poza nim samym były również zainteresowane korzyściami, jakie przynosił taki związek. Naiwnie wierzył, że kolejne wschodzące piosenkarki, modelki, aktorki, projektantki będą właśnie tym, czego pragnął, będą tą właściwą osobą. Nie pamiętał już, kiedy umawiał się z tak zwaną osobą spoza branży, chociaż jego mama próbowała swatać go za każdym razem, kiedy tylko pojawiał się w domu. Niestety powinien wiedzieć, że mama zna go lepiej. Po kilkunastu minutach rozmowy nagle zamilkła i zapytała, czy chce jej o czymś powiedzieć. Oczywiście zaprzeczył od razu, ale tym sposobem wkopał się jeszcze bardziej. Nie miał pojęcia, jak to odkryła, skąd wiedziała, jeżeli on sam nie miał pojęcia, co czuję do Gemmy, bo coś czuł, tego był już pewny. W ten sposób skończył, mówiąc mamie o wszystkim, o ich pierwszej rozmowie, o instagramie, o cukierni, o tym jak rozmawiają każdego dnia i że telefony już nie wystarczają, ponieważ chce patrzeć na nią każdego dnia. Czuł się jak mięczak, ale ukrywanie uczuć przed bliskimi nigdy nie wychodziło mu dobrze. Mama była zadowolona, chyba nigdy nie wykazała takiego entuzjazmu w rozmowie o jakiejś jego potencjalnej czy obecnej dziewczynie. Spodobało się jej, że nie znała go wcześniej, a kiedy usłyszała o cukierni, nic więcej się dla niej nie liczyło. Najwyraźniej Gemma nie mając o tym pojęcia, zyskała akceptację jego matki, która kończąc rozmowę powiedziała, że ma się postarać i tego nie zepsuć, bo wtedy ona się z nim policzy.
Teraz mógł już spokojnie zadzwonić do brunetki, tryskał dobrym humorem i energią, miał nadzieję, że Gemma też miała dobry dzień. Czekał, aż odbierze połączenie i teraz nie obawiał się już jej reakcji, nie stroił się przed każdą rozmową, krążył po sypialni, składając ręczniki, które ostatnio wyprał. Nie martwiły go nawet okulary, które miał wciśnięte na nos.
– Cześć, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem ... – urwał, gdy do jego uszu dotarł niewyraźny odgłos płaczu. – Gemmo? Co się dzieje? – przerwał sprzątanie i zbliżył się do ekranu, by zobaczyć dziewczynę.
– Cześć, nic takiego – jeden rzut oka na jej twarz wystarczył, by dostrzegł, że stara się ukryć wcześniejszy płacz. – Nie skończyłeś zdania, czego tak bardzo chciałeś?
– Nieważne – mruknął, skupiając się na jej twarzy. – Dlaczego płaczesz?
– Nie płaczę – zaprzeczyła szybko, wymuszając uśmiech.
– Przecież widzę, od dwóch tygodni zachowujesz się inaczej, jesteś cały czas zamyślona i zmartwiona, coś cię gryzie, ale nie chcesz powiedzieć co. A teraz jeszcze płaczesz, powiedz, co się dzieje, może jakoś uda nam się rozwiązać ten problem – zaproponował ciepłym głosem, starając się dotrzeć do niej w jakiś sposób, ale na odległość to było naprawdę trudne.
– Nie chodzi o to, że nie chcę, ale nie powinnam obarczać cię swoimi problemami, których mam teraz dość dużo. Ledwo się znamy, więc tym bardziej to zły pomysł.
– Ale ja chcę żebyś mnie nimi obarczyła ok.? I nie mów, że ledwie się znamy, wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek inny, poza moją mamą oczywiście – starał się ją rozbawić i chyba mu się udało, ponieważ uśmiechnęła się i cicho parsknęła. – Nawiasem mówiąc, mama jest tobą zachwycona.
– Twoja mama mnie nie zna – zmarszczyła czoło, wycierając z policzków łzy, najwyraźniej płacz już minął.
– Trochę jej o tobie opowiedziałem – wzruszył lekko ramionami, starając się przybrać swobodną pozę, czuł, że stąpa po grząskim gruncie. – Ale nie o tym mieliśmy rozmawiać. Dlaczego płakałaś?
– Louis jest chory – wydusiła z siebie od razu, najwyraźniej chcąc podzielić się z kimś tym, co dusiła w sobie od jakiegoś czasu.
– Chory? – pamiętał, że Louis to mąż Harry'ego i przebywa aktualnie we Włoszech u swojej siostry.
– Zaraził się wirusem, jest w szpitalu, nie ma z nim żadnego kontaktu, Lottie też się zaraziła, ale przechodzi go bezobjawowo, więc siedzi zamknięta w mieszkaniu zupełnie sama.
– Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? Boże, a co z twoim bratem?
– Harry o niczym nie wie. Zresztą wszystko jest katastrofą, Sam płacze, odkąd Harry był w domu, nie można go uspokoić. Teraz jeszcze choroba Louisa, obiecałam, że go nie zdradzę, bo wiemy, jakim panikarzem jest mój brat, ale to cholernie poważna sytuacja i ja sama panikuję i jestem zestresowana. I jeszcze ... – urwała, chcąc zaczerpnąć powietrza.
– Jeszcze? – zapytał, chcąc, by powiedziała mu całą prawdę, ale po jej minie mógł łatwo stwierdzić, że nie chce czegoś wyznać.
– To nie jest ważne w obecnej sytuacji. Zresztą nie mówmy już o mnie.
– Co się dzieje? Dokończ, widzę, że coś jest nie tak i nie chodzi tylko o Louisa – obawiał się, co jeszcze może mu powiedzieć, ale chciał poznać prawdę.
– Nikt nie kupuje teraz tortów i ciast, wiesz? Ludzie siedzą w domach, nie odbywają się wesela, imprezy. Nie mamy zamówień, a trzeba opłacić rachunki, ludzi i kredyt, który wisi mi nad głową. Wszystko prosperowało świetnie, a teraz nic nie jest takie jak wcześniej, jednak to nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić – uśmiechnęła się w jego stronę, ale tylko głupiec nie zauważyłby jak smutny i wymuszony był ten uśmiech.
– Może mógłbym pomóc? – tak naprawdę wiedział, że żył inaczej niż większość społeczeństwa, dla niego pieniądze nigdy nie stanowiły problemu, nie były czymś, o czym musiał myśleć, o co musiał się zamartwiać, ale nie był odrealniony i zdawał sobie sprawę, jak żyją inni ludzie.
– Jeśli znalazłeś lekarstwo na wirusa to pewnie, myślę, że cały świat przyjmie twoją pomoc – sarknęła przewracając oczami.
– Cóż chciałbym, jednak niestety nigdy nie byłem najbystrzejszy z chemii i biologii, ale może mógłbym pomóc z cukiernią – to były sekundy, gdy Gemma cała się nachmurzyła i wyglądała na wściekłą. Jasne, mógł się spodziewać, że zareaguję w ten sposób, ale zazwyczaj wszyscy cieszyli się, gdy proponował im pomoc. Miał nadzieję, że może tutaj będzie podobnie.
– Nie, poradzę sobie sama, jeszcze nie wiem jak, ale dam radę – zaprotestowała, od razu odrzucając propozycję.
– Gemma naprawdę to nie jest problem. Wiem jak trudno jest teraz z pracą i przez jakiś czas pewnie sytuacja się nie poprawi, więc jeśli mogę coś zrobić, to pozwól mi i ...
– Nie i kończymy rozmowę na temat cukierni. Powiedz mi lepiej, skąd twoja mama wie w ogóle o moim istnieniu? – wiedział, że temat cukierni został właśnie skończony, ale nie miał zamiaru odpuścić. Miał pieniądze, dużo pieniędzy i wiedział, jak ważna jest ta cukiernia dla Gemmy i jej całej rodziny. Nie mógł pozwolić, by upadła, ponieważ dziewczyna była niezależna i nie chciała przyjąć od niego żadnej pomocy. Doceniał to, że nie interesuje się pieniędzmi, które posiadał, ale nigdy nie pomyślałby o niej w ten sposób.
– Może wspomniałem o tobie raz czy dwa podczas naszej dzisiejszej rozmowy – wytłumaczył wymijająco. Nie musiała wiedzieć, że mama przeprowadziła wywiad środowiskowy i wiedziała o niej praktycznie wszystko.
– Wcześniej nie mówiłeś za dużo o swojej mamie. Jesteście blisko?
– Na tyle na ile możemy być, gdy przez większą część roku jestem niedostępny, ale rozmawiamy przez telefon i jesteśmy w kontakcie. Mój brat zdaje mi relacje z tego, co dzieje się u całej rodziny, więc jestem na bieżąco i nie czuję się wykluczony chociażby podczas świąt. Nie spędzam z mamą tyle czasu, ile bym chciał, ale niestety nie wszystko można pogodzić z taką pracą, jaką mam.
– Jesteście na tyle blisko, by plotkować na mój temat, to i tak wystarczająco – zażartowała, chcąc chociaż na chwilę skupić swoje myśli na czymś innym niż kredyt i choroba. – Mam nadzieję, że nie powiedziałeś o mnie niczego okropnego.
– Gdzieżbym śmiał, wyznałem tylko, że obrażasz mój zarost i owłosienie, doradzasz kupić mi maszynkę i wątpisz w moje kulinarne zdolności. Mama pokochała cię w chwili, gdy skończyłem mówić.
– Rozłączam się w tym momencie, a ty przestań mnie obgadywać i zajmij się czymś pożytecznym. Nie wiem, napisz jakąś piosenkę, zrób sobie półnagą fotkę, czy co tam robią światowe gwiazdy popu.
– Właśnie dlatego cię obgaduję, jesteś definicją podłości, żadna kobieta nie traktowała mnie wcześniej w ten sposób i ... – zamilkł, gdy ekran nagle stał się czarny, a połączenie zostało zakończone. – Rozłączyła się, nie wierzę w to, tak po prostu się rozłączyła.
Pokręcił głową, myśląc o tym, że naprawdę nikt nie traktował go właśnie tak i o dziwo to było świetne uczucie. Teraz musiał coś załatwić, chwycił swój telefon i przejrzał długą listę kontaktów. Nie miał zamiaru pomagać Gemmie, ale przecież miał prawo coś kupić.
***
Londyn
Minął ponad tydzień i udawanie przed mamą i Harrym, że nie ma pojęcia co z Lou, było naprawdę trudne. O ile rozumiała i sama nie chciała stresować matki, to uważała, że jej brat powinien poznać prawdę. Utrzymywanie, że Lou leży przeziębiony, ma problemy z głosem i nie może rozmawiać, było tak słabe. Dziwiła się, że Harry nie oszalał jeszcze ze złości, z drugiej strony wiedziała, że jest wykończony i funkcjonuje tylko dzięki kawie, którą pewnie pił w chorych ilościach. Rozmawiała kilka razy z Lottie i dziewczyna czuła się świetnie, gdyby nie test, który musiała zrobić, nie miałaby pojęcia, że jest zarażona. Siedziała w domu i starała się nie wariować, myśląc o Lou.
Siedziała w swoim pokoju, korzystając z chwilowego spokoju, gdy jej mama i Samuel postanowili uciąć sobie krótką drzemkę. Analizowała wszystkie dokumenty cukierni, zastanawiając się, jak poradzą sobie w tej sytuacji, jak opłacą rachunki, kredyt, jak zapłacą pracownikom. Nikt nie przewidział pandemii i tego, jak zmieni się życie wszystkich ludzi. Może powinna zamknąć cukiernię na ten czas, odesłać ludzi do domów i tyle, przecież i tak nie mieli żadnych wielkich zamówień. Nie było sensu, żeby wychodzili z domów i szli do pracy, w której i tak nic się nie działo. Jej telefon rozdzwonił się nagle, zaskakując ją i strasząc jednocześnie. Zerknęła na wyświetlacz i odebrała szybko, widząc, że dzwoni jedna z pracownic.
– Cześć Holly, coś się stało?
– Gemms, nie masz pojęcia, co się dzieje. Mamy tyle zamówień na wszystko, torty, tarty, muffinki. Wszystko w szalonych ilościach! – dziewczyna piszczała jej do ucha ze szczęścia.
– Co? Dlaczego nagle pojawiło się tyle zamówień? – to było niemożliwe, przed chwilą mieli problemy, a teraz nagle ludzie zaczęli zamawiać słodkości? Nie mogła w to uwierzyć.
– Nie wiem, ale mamy tyle do zrobienia. To jakieś szaleństwo! Zamówienia będą dowożone wszędzie, w całym mieście. Mamy do zrobienia więcej, niż w ciągu całego miesiąca. Nie musisz się już martwić o rachunki.
– Tak, to cudownie. Informuj mnie, jeśli coś się wydarzy – mruknęła i rozłączyła się, nie odkładając telefonu. Nie chciała wysuwać pochopnych wniosków, ale nie mogła uwierzyć, że nagle obroty tak wzrosły i ludzie stwierdzili, że będą kupować w lokalnej cukierni, w dodatku okazuje się, że zamówienia nie są z okolicy, a to nie zdarzało się im często. Musiała się dowiedzieć, kto za tym stoi, dlatego wybrała jedyny właściwy numer telefonu. – Co zrobiłeś?
– Cześć?
– Co zrobiłeś Niall?
–Rozmawiamy pierwszy raz tego dnia, jak mogłem coś zrobić?
– Myślałam, że wyraziłam się jasno za pierwszym razem! Czego nie zrozumiałeś, kiedy prosiłam, żebyś się nie wtrącał? – może była zbyt ostra, nie powinna się tak unosić, ale lubiła czuć, że sama radzi sobie z własnymi problemami. Nie potrzebowała pomocy szczególnie od kogoś zupełnie obcego, chociaż czasami wydawało się jej, że Niall nie jest jakimś nieznajomym facetem, którego nadal mogła klasyfikować jako obcego.
– Nie wiem, o co chodzi, naprawdę nic nie zrobiłem – bronił się zaciekle, ale nie wierzyła w ani jedno jego słowo, nie była aż tak naiwna, by dać się na to nabrać.
– Posłuchaj, naprawdę doceniam, że chciałeś mi pomóc, ale nie chcę tego ok.? Poradzę sobie sama i wszystko będzie dobrze, dlatego proszę przestań – spróbowała być miłą osobą, chociaż aktualnie przychodziło jej to z wielkim trudem. – Nie jestem głupia i nie uwierzę, że nagle napłynęło do nas tyle zamówień z całego Londynu. Oczywiście jesteśmy świetną cukiernią, zawsze mieliśmy dużo zamówień, ale od naszych lokalnych klientów, a nie z drugiego końca miasta. Nie musiałeś namawiać znajomych do tego, by kupowali nasze wypieki Niall, to nie jest w porządku wobec nich i wobec nas. Dlatego zadzwoń do nich proszę i powiedz, żeby zrezygnowali.
– Cóż to nie do końca tak, jak mówisz – zaczął, kręcąc coś od samego początku.
– Nie musisz kłamać i tak rozpoznam twój blef, więc nie sil się na wymyślanie czegoś, co mnie przekona – zastrzegła od razu, gdy po drugiej stronie zapanowała zbyt długa cisza, która mogła świadczyć tylko o tym, że miała racje.
– Cóż tak jak mówiłem, to nie do końca tak, jak twierdzisz – spróbował po raz kolejny. – Nikogo nie namawiałem i nie prosiłem, żeby zamówili coś w twojej cukierni, to zupełnie nie tak.
– A jak? Chcesz mi powiedzieć, że nagle ludzie odkryli moją cukiernię siedząc sobie w domach? – prychnęła zirytowana coraz mocniej. Mogła uwierzyć w coś głupiego, ale nie taki absurd. Już dawno wyrosła z wiary w bajki, a Niall próbował wcisnąć jej właśnie tego typu historyjkę.
– Dobra, powiem prawdę, zanim będziesz chciała mnie zamordować na odległość, ale naprawdę nie musisz się tak złościć – zastrzegł na początku. – Nie prosiłem znajomych, żeby kupowali w twojej cukierni, po prostu sam sprezentowałem bliskim ludziom miły prezent, ponieważ dawno się wszyscy nie widzieliśmy i chciałem im o sobie przypomnieć, dlatego zamówiłem dla nich upominki w formie słodkości. I tyle, koniec historii, nie złość się.
– To prawie to samo, nie widzę żadnej różnicy. Nie powinieneś tego robić, nie prosiłam cię o to – wiedziała, że nie zmusi go do zmiany decyzji, ale nadal odczuwała złość.
– Nie musiałaś mnie prosić, chciałem to zrobić i proszę przestań rozkładać to na czynniki pierwsze. Nie miałem żadnych złych intencji.
– Ale sprawiałeś, że czuję się żałosna – nie miała tego powiedzieć, to wymsknęło się z jej ust niespodziewanie. – Udajmy, że tego nie słyszałeś dobrze?
– Przestań, możemy w końcu porzucić to udawanie, że jesteśmy dla siebie tylko obcymi ludźmi, którzy poznali się przez przypadek?
– Oczywiście, problem w tym, że jesteśmy tylko obcymi ludźmi, którzy poznali się przez przypadek – rzuciła w odpowiedzi i nie pozwalając mu odpowiedzieć, rozłączyła się, odrzucając telefon na łóżko.
Wiedziała, że chciał jej pomóc, że miał dobre intencje, ale czuła się tak, jakby sama nie potrafiła poradzić sobie z problemami, nie umiała poprowadzić swojego biznesu i zadbać o pracowników. Nie była osobą, która musiała mieć kontrolę nad każdym aspektem życia, ale akurat w tym wypadku czuła, że pewna granica została przekroczona.
Mediolan
Uczucie duszności i bólu ogarniającego całe ciało było jedynym, co pamiętał. Każda próba wzięcia oddechu kończyła się atakiem kaszlu, który trwał bez końca, tak przynajmniej odczuwał. Musiał walczyć, wiedział, że miał dla kogo, ale gdy gorączka trawiła jego ciało, umysł z trudem zachowywał trzeźwość i dryfował gdzieś między świadomością, a jej całkowitym brakiem.
Miał nadzieję, że Lottie jest zdrowa.
Liczył, że Gemma daje sobie radę i nie złamała się jeszcze pod naciskiem pytań Harry'ego.
Błagał, by Sam nie wypłakiwał sobie oczu z tęsknoty za rodzicami.
Harry ... Harry musiał być silny i wytrwały.
Prosił o tak niewiele i zarazem tak wiele w obecnej sytuacji. Nie wiedział, czy były to modlitwy do Boga, prośby do losu, czy błagania wysyłane w wszechświat. Miał jedynie pewność, że będzie powtarzał je w myślach niczym mantrę, tak długo dopóki stąd nie wyjdzie i osobiście nie sprawdzi, czy jego rodzina jest cała i zdrowa.
Londyn
Siedział skulony, opierając głowę na kolanach. Miał przymknięte oczy i starał się skraść dla siebie chociaż kilka minut drzemki. Ostatni raz miał zamknięte oczy chyba dwa dni temu, funkcjonował już na resztkach zapasów sił, ale nadal nie było czasu na odpoczynek. Obok niego leżała brudna serwetka po jakiejś babeczce, którą zjadł w pośpiechu. Smakowała jak jedna z tych, które Gemma sprzedawała w cukierni, ale raczej wątpliwe było, by gwiazda Niall Horan zamówił dla służby zdrowia z Londynu babeczki w zwyczajnej cukierni Gemmy Styles. To brzmiało absurdalnie, więc pewnie po prostu jego kubki smakowe zawodziły go tak, jak inne zmysły, które ze zmęczenia zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
Nie rozmawiał z Louisem od ponad tygodnia, a może i dłużej. Dni zaczynały zlewać mu się ze sobą, nie wiedział nawet, czy był dziś poniedziałek czy może piątek. Nie mógł się do niego dodzwonić, Gemma powiedziała, że Lou ma coś z telefonem, a poza tym jest przeziębiony, więc leży w łóżku i stara się dojść do siebie jak najszybciej. Nie miał nawet czasu, by zastanawiać się, czy to prawda, czy wydarzyło się coś złego. Siostra zapewniała go, że wszystko jest w porządku i rozmawiała z Lottie kilka razy, dopytując się co u Lou. Wiedział, że powinien zadzwonić do Charlotte i poprosić męża do telefonu. Postanowił, że zrobi to jutro, znajdzie jakieś bardziej ustronne miejsce niż kąt sali, która służyła im najczęściej za sypialnię, stołówkę i gabinet terapeutyczny. Jutro porozmawia z Lou i powie mu, co sądzi o takich zagrywkach, ale najpierw powie mu, że go kocha i tęskni każdego dnia, nie wspominając o tym, że chciałby mieć go przy sobie bezpiecznego i zdrowego. Pokręcił głową, ocierając pospiesznie łzy, które zdołały wypłynąć z kącików oczu.
Nie mógł się rozklejać, nie tutaj, nie teraz. Odetchnął powoli, starając zapanować nad kumulującym się płaczem. Wspomnienia sprzed kilku godzin wróciły do niego, gdy spojrzał na swoją dłoń, która wciąż czuła dotyk Tracy, na początku tak silny, a później słabnący z każdą mijającą minutą. Myślał o jej bliskich, o ludziach, z którymi nie zdążyła się pożegnać. To oni powinni trzymać jej dłoń w ostatnich chwilach życia, oni powinni mówić jej, że ją kochają i zawsze będą. Nie powinna być sama, otoczona obcymi, białymi szpitalnymi salami i dźwiękiem maszyn podtrzymujących jej życie. Mógł tylko trzymać jej pomarszczoną dłoń i myśleć o tym, jak wiele przeżyła, jak była silna dożywając sędziwego wieku i jak okrutny był los, który odebrał jej życie w ten sposób. W tamtym momencie zrozumiał, jak ważne jest, by ktoś przy nas był, nawet wtedy, gdy nie zdajemy sobie sprawy, że jest obok. Miał tylko nadzieję, że Tracy czuła, że był przy niej ktoś, kto o niej myślał, kto mocno trzymał jej dłoń i życzył jej wspaniałego życia tam po drugiej stronie, gdziekolwiek by to nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top