*45*
Zanim uprzątnęli cały spacerniak z ciał trupów i sprowadzili swoje samochody z ich rzeczami i zaparkowali je pod bramą nastał już wieczór. Po wykonanej pracy byli zmęczeni i głodni. Rozpalili ognisko i upiekli zwierzynę, którą Daryl upolował razem z Amarą. Ale było warto doprowadzić te miejsce do porządku. Będąc tu nie muszą się martwić, że sztywni nagle ich zaatakują. Ogrodzenie ich chroni, a jak na razie żadnej luki nie zauważyli gdy sprawdzali czy aby na pewno jest tu bezpiecznie.
-Jutro spalimy ciała. Trzeba je trzymać z dala od wody. Będzie sporo wody pitnej jeśli wykopiemy kanał pod ogrodzeniem. Obok jest staw, można go wykorzystać.- powiedziała Amara kończąc jeść swoją porcje jedzenia.
-A ziemia tu jest żyzna. Możemy coś zasiać. Hodować pomidory, ogórki, soje.- zaproponował Hershel.
-To dobre miejsce do urodzenia dziecka. Bezpieczne.- powiedziała Beth do Lori.
To miejsce może dać im dużo możliwości. Mogą tu zamieszkać. Wody będzie pod dostatkiem, zasieją warzywa, coś tu wybudują. Mogą tu mieć nowy dom, na stałe. Więcej nie będą musieli ciągle uciekać i przemieszczać się z kąta w kąt. To było by piękne. Siedzieli rozmarzeni że może im tu się udać. Chcieli w to wierzyć.
Amara wstała z swojego miejsca biorąc porcje jedzenia w miseczce i ruszyła w kierunku bramy gdzie na przewróconej ciężarowce obserwuje okolice Daryl, w swoim brązowym ponczo i z kuszą. Wspięła się na pojazd, a brązowowłosy pomógł jej wejść. Kobieta podała mu miseczkę z jedzeniem.
-To niewiele, ale jeśli ci czegoś nie dam to w ogóle nic nie zjesz.- mężczyzna wziął od niej miseczkę i skinął w podziękowaniu. Zaczął palcami wkładać kawałki mięsa do ust bez zachowania choć odrobiny kultury. Właściwie nigdy jakoś specjalnie nie dbał o przyzwoitość przy jedzeniu. Amara wywróciła jedynie oczami na jego prymitywne zachowanie, ale tak na prawdę jej to nie przeszkadzało. Taki właśnie był Daryl i takim go uwielbiała.
-Pewnie dlatego, że Shane junior wcina jak małe truchło.
-Nie bądź wredny.- uśmiechnęła się do niego, a on wzruszył ramionami kończąc jeść swój posiłek.
-Cokolwiek. Nadal boli?- zapytał gdy zauważył jak ciemnowłosa porusza ramieniem próbując rozciągnąć mięśnie aby je rozruszać. Amara przytaknęła mu głową.- Pokaż to.- kusznik szybko oblizał palce i odstawił miskę. Ciemnowłosa ustała do niego tyłem, a on położył swoje duże dłonie na jej ramieniu i zaczął masować. Wykonywał delikatne ruchy. Rogers przymknęła oczy czując jak ból znika i następuję przyjemność.- Mówiłem ci żebyś tego nie robiła.
-Wiem, ale mimo to udało się.
-Tak, ale jaki to był widok gdy upadłaś.- zaśmiał się lekko drażniąc się z nią i przypominając sobie jej upadek.
-Ej, nie śmiej się. To bolało.
-Dostałaś nauczkę. Było się mnie posłuchać.
Amara spojrzała na niego przez ramie i uśmiechnęła się do niego. Brązowowłosy skończył ją masować i cofną się o krok.
-Zmykaj już.- wiedział co ten jej uśmieszek oznacza, pewnie znowu powie coś dwuznacznego albo zacznie z nim flirtować. To zawsze było dla niego niezręczne i nie raz czuł się zawstydzony. Oczywiście starał się tego po sobie nie poznać.
-Romantycznie, nie ma co. Podbijasz do mnie?- posłała mu zawadiacki uśmiech kładąc dłonie na biodrach.
-Zejdę pierwszy.- zaczął szybko schodzić aby uniknąć kolejnych jej komentarzy.
-Nawet lepiej.- kobieta zachichotała.
-Przestać.
Oboje zeszli z pojazdu i zaczęli iść w kierunku ogniska gdzie siedzi reszta. Amara trąciła zaczepnie ramieniem Daryl'a aby go rozchmurzyć gdy zauważyła jak się naburmuszył. Mężczyzna zerknął na nią i też trącił ją ramieniem.
-Jeśli to co mówię uraziło cie kiedykolwiek to przepraszam. I jeśli nadal będzie ci to przeszkadzać to po protu powiedz, a przestane.- spojrzała na niego z nadzieją że wcale go nie uraziła, a mężczyzna nie zakaże jej nadal z nim flirtować. Daryl zerknął na nią, znowu tak na niego patrzyła. Wbiła te swoje sarnie oczka w niego i czekała cierpliwie co powie. Westchnął, drażnił go fakt że ma na niego tak duży wpływ. Jakby z dnia na dzień oswajała go jak dzikie zwierze i przywiązywała się do niego, a on do niej.
-Jest w porządku.- mruknął. Kobieta rozweseliła się, dalej szli w ciszy. Bywał wybuchowy, ale zdążyła zauważyć że przy niej ograniczał to i bywa bardziej łagodniejszy, a nawet i milszy.
Doszli do ogniska gdy Beth zaczęła śpiewać, a reszta z przyjemnością przysłuchiwała się jej i zaczęli się powoli relaksować. Amara usiadła na wolnym miejscu i gdy spojrzała na blondynkę uśmiechnęła się, a dziewczyna łapiąc z nią kontakt wzrokowy również się uśmiechnęła. Glenn i Maggi siedzą oparci o siebie, a Jason patrzy na Beth jakby była dla niego wszystkim. Ciemnowłosa poczuła jak obok niej siada kusznik i zerknęła na moment na niego po czym zaczęła przyglądać się palącemu się ognisku. Do towarzystwa doszedł Rick, który wcześniej cały czas robił obchód i upewniał się czy nie ma żadnych szczelin w ogrodzeniu.
Wszystkie moje pieniądze wydałam w dobrym towarzystwie.
Wszystkie dokonane krzywdy zraniły tylko mnie samą.
Wszystko zrobiłam dla żartu lecz teraz nie pamiętam.
Napełnij pożegnalne szkło, dobranoc, moc radości wam!
W pewnym momencie do śpiewu dołączyła również Maggie i razem z siostrą śpiewały dalej.
Wszystkim tym moim kolegom żal jest mojego odejścia.
Wszystkie moje słoneczka chcą zatrzymać mnie jeszcze jeden dzień.
Ale skoro dane mi jest, że to ja wstanę, a ty nie
podniosę się wołając: dobranoc, moc radości wam!
Dobranoc, moc radości wam!
-Piękne.- powiedział Hershel gdy dziewczyny skończyły śpiewać.
Zapadła miedzy nimi chwila przyjemnej ciszy. Jedyne co było słychać to trzask ognia oraz charczenie sztywnych w tle, ale ono było ciche i nie przeszkadzało im.
-Lepiej idźcie już spać.- przerwał cisze Rick.- Wezmę warte, jutro wielki dzień.
-Co masz na myśli?
-Wiem że wszyscy jesteśmy wyczerpani. Zyskaliśmy dziś dużo. Ale musimy jednak dać z siebie więcej. Większość szwedaczy ma ubrania strażników i więźniów. Wygląda na to że wiezienie upadło dość wcześnie. Może to oznaczać że zapasy są nienaruszone. Mają lecznice, kantynę...
-Zbrojownie?- zapytał Daryl. Rick przytaknął.
-Poza samym wiezieniem, ale nie daleko. W biurze naczelnika będą informacje. Broń, jedzenie, lekarstwa... To miejsce może okazać się kopalnią złota.
-Mamy za mało amunicji. Skończy się zanim my skończymy z spacerowiczami.- powiedział Hershel nie będąc pewnym czy powinni tak ryzykować.
-Dlatego musimy tam wejść i walczyć wręcz. Po tym co przeszliśmy... wiem że sobie poradzimy. Te dupki nie mają z nami szans.- zerknął na swojego syna, który skinął głową. Po czym były policjant podniósł się i poszedł aby wartować.
Reszcie pozostało jedynie iść spać aby nabrać sił na kolejny dzień, który będzie bardzo pracowity.
~~~~
Następnego dnia Rick razem z Tdog'em, Daryl'em, Amarą, Glenn'em oraz Maggi z maczetami, łomem i ostrzami w dłoniach otworzyli bramę na dziedziniec i weszli na posesje. Trzymali się blisko siebie aby osłaniać sobie na wzajem plecy. Reszta będąc przy ogrodzeniu hałasuje aby odciągnąć uwagę sztywnych i zabijać ich przez siatkę.
Szli trzymając szyk i zabijali po kolei sztywnych, którzy się na nich rzucali. Rozwalali im czaszki, a krew bryzgała w przeróżne strony brudząc ich przy tym. Zbliżyli się do ściany gdy Rick gestem reki kazał im się zatrzymać i schować. Okazało się że dalej jest otwarte ogrodzenie gdzie jest znacznie więcej szwedaczy. Trzeba ją szybko zamknąć. Daryl i Rick podbiegli do siatki, a reszta ich osłaniała. Mężczyznom udało się zamknąć bramę. Zaczęli dobijać resztę sztywnych, którzy jeszcze byli na dziedzińców. Najtrudniej było zabić szwedaczy, którzy mieli na sobie stroje ochronne strażników, ale i z nimi udało im się poradzić.
Amara odetchnęła gdy wszyscy sztywni byli już zabici i nie było widać aby jeszcze jacyś inni się pojawili.
-Chyba jest już bezpiecznie.- powiedział Glenn. Rick nadal uważnie rozglądał się.
-To ktoś z zewnątrz.- Daryl wskazał na leżące niedaleko ciało kobiety w cywilnych ubraniach.
-Szwedacze z zewnątrz mogły dostać się do wiezienia.- stwierdził Rick.
-Jeśli rozwalano ściany nie odbudujemy tego miejsca.- powiedziała Amara.
-Trzeba sprawdzić każdy kąt. Musimy iść dalej.- Rick ruszył do żelaznej klatki, która prowadzi do wejścia na blok C. Ruszyli za mężczyzną i weszli do budynku, w którym panuje półmrok.
Przeszli do pomieszczenia gdzie są stoliki oraz wewnętrzna wieżyczka do obserwacji. Rick wszedł po schodkach na nią i zabrał klucze aby mogli otworzyć kraty i przejść do kolejnego pomieszczenia.
Gdy Grimes otworzył kraty weszli do obszernego pomieszczenia z kratami w oknach oraz celami więziennymi. Światło padało przez okna wiec nie było tu tak ciemno jak w poprzednim, ale nadal w niektórych kątach padają cienie i nie jest całkowicie wszystko oświetlone. Walają się tu też różne śmieci i ogólnie nie jest tu zbyt czysto, ale nie mogli narzekać. Przeszukali cele aby upewnić się czy są tu sztywni. Było tylko trzech, zabili ich i wynieśli ich truchła na zewnątrz. Gdy upewnili się, że ten blok jest już bezpieczny sprowadzili tu resztę.
-I co myślicie?- zapytała Amara wprowadzając pozostałych do środka.
-Nie ma to jak w domku.- powiedziała Carol rozglądając się po wnętrzu, trzymając w rekach swoje rzeczy, podobnie jak inni.
-Póki co się nada. Wygląda bezpiecznie.- dodała Lori.
-Przynajmniej ten blok.- wtrącił Rick.
-A co z resztą wiezienia?- zapytał Jason.
-Rano poszukamy stołówki i lecznicy. Znalazłem klucze przy strażnikach. Daryl ma drugi komplet.- powiedział Rick.
-Nie będę kimał w jakieś klatce. Klapnę sobie na górze.- stwierdził Daryl i wszedł po schodach na wyższe piętro niebędącą zadowolonym z faktu gdzie muszą spać.
Wszyscy rozeszli się aby zająć cele i przespać się w nich. Amara weszła po schodkach na piętro i minęła siedzącego pod ścianą Daryl'a, którzy już zaczął lokować sobie kącik do spania. Miała do wyboru dwie strony wiec po krótkim namyśle wybrała lewą stronę. Przeszła prawie do końca i zdecydowała się na przedostatnią od ściany cele. Weszła do środka i rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu. Oprócz dwupiętrowego łóżka jest tu jeszcze sedes oraz wisząca półka na ścianie na przeciwko łóżka.
-Ciasne, ale własne.- skomentowała i odłożyła torbę pod ścianę, a łuk zawiesiła pod półką gdy zauważyła tam haczyk wbity w ścianę. Podeszła do łóżka i zaczęła przeszukiwać te na górze, ale niczego tam nie znalazła wiec ukucnęła i zaczęła zaglądać pod tym dolnym. Zajrzała pod materac i znalazła pełną piersiówkę. Uśmiechnęła się pod nosem i schowała ją do torby. Wstała na równe nogi po czym odwróciła się w stronę wyjścia z celi i prawie podskoczyła w miejscu gdy zobaczyła Daryl'a opartego o framugę.
-Co tu robisz?- zapytała i podeszła z powrotem do łóżka aby poprawić je i przygotować sobie do spania.
-Jason z tobą nie śpi?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Kobieta zerknęła na niego gdy zdjęła nakrycie i strząchnęła je po czym położyła je ponownie na łóżku.
-Stwierdził że jest dużym chłopcem. Chciał być w tej samej celi co Beth choć wątpię aby Hershel się na to zgodził.- usiadła na poprawionym łóżku i uśmiechnęła się do brązowowłosego. Lekko podskoczyła na materacu sprawdzając jego miękkość.- Całkiem wygodne, zdecydowanie lepsze niż podłoga.
-Może.
-Jeśli chcesz możesz spać ze mną.- zaproponowała z uśmieszkiem na twarzy.- Możesz zając to górne łóżko.- dodała gdy zauważyła minę brązowowłosego i wskazała te górne łóżko. Daryl odchrząknął zażenowany, że pomyślał że chce z nim spać.
-Nie, dzięki.
-Jak wolisz.- wzruszyła ramionami.- Ale jeśli zmienisz zdanie wiesz gdzie mnie szukać.
Zamilkli oboje. Amara odczuła jak bardzo jest padnięta i chciałaby już się położyć, ale Daryl nadal tu stał i się jej przyglądał. Wyglądał jakby nie miał zamiaru stąd iść. To by jej nie przeszkadzało, ale mógłby coś powiedzieć, a nie tak się patrzyć. Nie raz zdarzały się podobne sytuacje. Czasami czuła się skrepowana bo nie wiedziała o czym on tak myśli. Milczy i patrzy. Czy myśli o niej czy całkowicie o innych rzeczach?
-Dobranoc.- powiedziała myśląc, że tym uda jej się przekazać mu grzecznie, że powinien już pójść.
-Yy... dobranoc.- wyjąkał gdy otrząsnął się z zamyślenia. Cofnął się i poszedł sobie.
Amara położyła się na łóżku i uśmiechnęła się. To miejsce będzie dobre, będą tu mogli żyć i być bezpieczni. To dało im nadzieje. Ale najpierw muszą jeszcze trochę się napracować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top