*33*
Amara truchtem pobiegła w kierunku Daryl'a, który uparcie szuka zagubionej piłki.
-I jak? Masz ją?- zapytała zaczepnie.- Przez ciebie nie mamy piłki.- próbowała być na poważnie na niego zła, ale czuła jak uśmiech błądzi po jej twarzy, musiała go szybko zwalczyć by on go nie zauważył. Nie potrafiła być dobrą aktorką, jakoś specjalnie jej to nie wychodziło.
-Sama wyzwałaś mnie kto odbije jak najdalej.- burknął pochylony nad ziemią i zerknął na nią przez ramie.
-Tak, ale to ty odbiłeś w złą stronę. Tu jest za wysoka trawa dlatego tu nie graliśmy.- wyjaśniła, ale gdy zauważyła frustracje na jego twarzy odpuściła i westchnęła. On chyba za bardzo wziął to na poważnie.- Przestań szukać.- jęknęła. Kusznik wyprostował się i odwrócił się twarzą do niej.
-Jeśli tego nie znajdę nie będziecie mieli czym grać.
-Wkręciłam cie łosiu, mam jeszcze dwie zapasowe piłki.- wyjaśniła szybko. Na początku patrzył na nią z niezrozumieniem, ale później gdy dotarło do niego że go oszukała zwęził brwi i podszedł do niej tak że dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Amara poczuła jak nad nią góruje i cofnęła się o krok do tyłu by zachować dystans.- Chyba nie jesteś zły?- zapytała niewinnie.
Nie odpowiedział jej tylko zbliżył się bardziej z miną jakby na prawdę był rozgniewany.
-Niezłe zagranie.- powiedział, a jego wyraz twarzy trochę złagodniał.- Ale to ja wygrałem.
-Tak masz racje, Daryl Dixon wygrał z dziewczyną.- zaśmiała się i zaczepnie uderzyła go w ramie.- Masz czym się chwalić... Wracam do obozowiska, trzymaj się.- uśmiechnęła się po czym odwróciła się i ruszyła przed siebie. Na twarzy Daryl'a samowolnie pojawił się uśmiech gdy patrzył jak oddala się, ale ona tego nie mogła już zobaczyć.
Słońce powoli zaczęło już zachodzić. Amara doszła do obozowiska i gdy przechodziła obok tlącego się ogniska zauważyła siedzącego pod drzewem Jason'a, który czyta jakąś książkę. Nie zauważyła żeby miał taką wiec prawdopodobnie Beth mogła mu ją dać.
-Co robisz?- zapytała gdy zbliżyła się do niego. Piwnooki nawet na nią nie spojrzał.
-Czytam, nie widać?- Amare zdziwił ton jego głosu. Był wyraźnie spięty i oschły, zdziwiła się bo nigdy wcześniej się tak nie zwracał w stosunku do niej. Zawsze był pogodny, a teraz czyta tą książkę z miną jakby chciał zaraz porwać ją na strzępy.
-W porządku?- zapytała z troską, coś poważnego musiało się stać skoro się tak zachowuje.
-Ta.- burknął olewając ją. Amara zmarszczyła brwi.
-Jason spójrz na mnie.- powiedziała łagodnie brzmiąc jednocześnie stanowczo. Ale chłopak się nie posłuchał.- Nie olewaj mnie, powiedziałam coś.- mocniej wypowiedziała słowa krzyżując ramiona na piersi.
-Czego?- zapytał oschło i spojrzał na nią odkładając książkę na ziemie.
-Nie mów tak do mnie.- ostrzegła go, ale nadal starała się brzmieć łagodnie. Piwnooki prychnął pogardliwie i wstał na równe nogi.
-Bo co?- zapytał z kpiną. Amara rozchyliła lekko usta, jeszcze nigdy się tak do niej nie zwracał. Przeważnie był spokojny i nie pyskował.- Ukażesz mnie? Każesz mi pójść do namiotu i nie wychodzić? A może uderzysz mnie, co?- rzucał w jej stronę jadowite spojrzenia.
-Nigdy bym nie podniosła na ciebie reki.- zapewniła go. To co powiedział zamurowało ją. Co się stało że tak się zachowuje?- Uspokój się i powiedz o co chodzi.
-A to niby czemu? Odkąd wróciłaś nadal mi nie powiedziałaś co robiłaś zanim mnie znalazłaś. Masz przede mną sekrety. Jeździsz sobie z jakimś dupkiem nie wiadomo na ile. Myślisz że jestem głupi i nie zauważyłem że coś było nie tak gdy wróciliście?! Niczego mi nie mówisz!- wrzasnął na nią wymachują rękoma.- Wiec czemu ja ma być z tobą szczery? Nie masz prawa mi rozkazywać. Jestem dorosły, nie potrzebuje twojej opieki. To że mnie przygarnęłaś nie oznacza że masz prawo decydować o całym moim życiu! Nie jestem jakimś porzuconym szczeniakiem, którego gdy się nakarmi i da mu schronienie będzie posłuszny jak pies. Robię co chce, a ty nie możesz mi tego zabronić. Radziłem sobie bez ciebie. Nie jesteś moją matką!!- wykrzyknął jej prosto w twarz posyłając wściekłe spojrzenie po czym przeszedł obok niej i po prostu odszedł.
Amara stała jakby była wrośnięta w ziemie, a łzy zaczęły zbierać się w jej oczach. Nigdy jeszcze nie czuła się tak okropnie jak teraz. Osoba którą kocha ponad własne życie złamała jej właśnie serce. Ten chłopiec dla którego wskoczyła by w ogień, oddałaby własne życie... bez krzty współczucia wykrzyczał jej tak okropne słowa. Ciemnowłosa poczuła jak słone łzy spływają jej po policzkach. Stała jeszcze chwile nadal oszołomiona i nie dowierzając w to co usłyszała. Załkała cicho i spojrzała w kierunku namiotu, który dzieli razem z Jason'em. Nie mogła tam teraz pójść i nawet nie chciała, a przecież powoli zaczyna się ściemniać. Wiec podeszła do hamaka, który zrobiła jakiś czas temu i weszła na niego. Położyła się bokiem i skuliła się podciągając nogi. Zamknęła oczy i pozwoliła by łzy moczyły materiał hamaka. Ale starała się być cicho, nie chciała by ktoś ją słyszał choć pewnie wszyscy słyszeli to co powiedział Jason. Spędziła w tej pozycji jakieś trzy godziny, a słońce już dawno schowało się za horyzontem i nadeszła noc. Dale przyszedł do niej i zaproponował że może przespać się w kamperze, ale kobieta odmówiła i powiedziała że chce być teraz sama. Podszedł do niej również Glenn, nieporadnie próbował poprawić jej humor i zaproponował że może przespać się w jego namiocie, ale też nie chciała. Nawet Carl mimo że jest dzieckiem przyszedł do niej i przyniósł jej koc by miała czym się przykryć. Chciał też nagadać Jason'owi by tak jej nie traktował i by ją przeprosił, ale Amara nie chciała by to robił. Była wdzięczna że chłopiec chce jej pomóc, ale powiedziała że sama to jakoś rozwiąże.
Po tych też godzinach już nie płakała, ale żal i smutek nadal jej towarzyszył, czuła jak ciężko jest jej na sercu. Doszły jeszcze złe wspomnienia, które nagle zalały jej umysł. Przez to czuła się jeszcze gorzej. Przecież jest dorosłą kobietą, a czuje się jak mała zagubiona dziewczynka.
Ciemnowłosa usłyszała jak ktoś podchodzi do hamaka i staje obok. Nie widziała tej osoby bo leży tyłem do niej, ale ten ktoś milczał parę chwil zanim się odezwał.
-Przepraszam... - usłyszała skruszony i pełny winy głos Jason'a.- Nie wiedziałem co mówię. Po prostu byłem zły że pozwalasz Gadriel'owi się do siebie zbliżyć oraz byłem zazdrosny o to że dziś grałaś z Carl'em oraz Daryl'em beze mnie. To zawsze była nasza wspólna gra. Przepraszam. Nie powinienem był tego powiedzieć i tak się zachowywać, nie zasłużyłaś sobie na to. Wiem jak bardzo mnie kochasz i wiem że to nigdy się nie zmieni oraz to że chcesz dla mnie jak najlepiej. Jesteś moją mamą, nawet jeśli nie jesteśmy spokrewnieni. Jesteś najwspanialszą osobą na świecie. Tak dużo ci zawdzięczam, uratowałaś mi życie. Nigdy nikomu nie zależało na mnie tak bardzo jak tobie. Jestem wdzięczny że mam cie. Kocham cie, proszę nie bądź na mnie zła. Przepraszam... tak bardzo mi przykro. Nie chciałem cie skrzywdzić. - słyszała jak głos piwnookiego załamuje się, a on szlocha i pociąga nosem. Zaczął cichutko płakać. Amara podniosła się i odwróciła się do niego z zaszklonymi oczami po czym zeskoczyła z hamaka i mocno go przytuliła.
-Już w porządku.- zaczęła gładzić go po plecach gdy piwnooki zaczął płakać w jej ramie.- Zawsze będę przy tobie. Przepraszam że nie byłam z tobą szczera. Kocham cie i nigdy cie nie opuszczę, pamiętaj o tym. Jesteś dla mnie najważniejszy.
Oboje wrócili razem do ich namiotu. Amara wyjaśniła Jason'owi że to co działo się zanim go znalazła jest dla niej zbyt bolesne by mu powiedzieć. Piwnooki zrozumiał to i powiedział że nie musi jeśli nie chce. Powiedział też że może nadal zadawać się z Gadriel'em. Po prostu troszczy się o nią i nie chce by ktoś ją skrzywdził. Pod jednym są bardzo do siebie podobny, tak samo mocno wszystko przeżywają i są wrażliwi. Pogodzeni i szczęśliwi że mają siebie na wzajem poszli w końcu spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top