*36*
Wszyscy siedzą w obozowisku wokół tlącego się pośrodku ogniska i jedzą śniadanie. Amara z uśmiechem na twarzy spoglądała w kierunku siedzącego trochę dalej od innych Daryl'a, który był skupiony na czyszczeniu swojej kuszy z wczorajszej wpadki w błoto. Jason podłapał jej spojrzenie, ale milczał wiedząc że nawet jeśli będzie naciskać to i tak nic ona nie powie. Jeśli będzie chciała cokolwiek mu powiedzieć zrobi to w swoim czasie, zawsze tak robiła. Zawsze dopiero gdy czuła konieczną potrzebę podzielenia się z kimś, potok słów opuszczał jej usta i wyjawiała swoje uczucia.
-Musze wam coś powiedzieć.- odezwał się nagle Glenn podnosząc się ze swojego miejsca. Był spięty i nerwowo zerkał w stronę domu Green'ów.- Wiem dlaczego Hershel nie pozwolił osiedlić nam się w stodole tylko kazał trzymać się blisko domu.- wszyscy z zaciekawieniem zaczęli patrzeć na niego, jedynie Dale wydał się jakby wiedział co za raz powie Glenn.- Oni trzymają sztywnych w stodole. Karmią ich bo myślą że nadal są ludźmi i że można ich wyleczyć.- powiedział na jednym wdechu koreańczyk.
-Co?- Shane wyprostował się zdenerwowany i zbulwersowany. Reszta nie mogła uwierzyć, że to co powiedział Glenn może być prawdą.
-To szaleństwo, to niebezpieczne.- wypowiedziała się Andrea.
-Cały ten czas nie wiedzieliśmy, że śpimy tak blisko sztywnych. Co by się stało gdyby się uwolnili?- zapytała z zaniepokojeniem Lori trzymając blisko siebie Carl'a.
-Trzeba się tym zająć.- powiedział ze złością Shane idąc do kampera po broń, a gdy wrócił Rick stanął mu na drodze.
-Porozmawiam o tym z Hershel'em. To jego farma, wyjaśnimy to sobie na spokojnie.
-Wiec może powinniśmy ruszyć do Fort Benning, to przecież był nasz główny cel. Jakoś nie specjalnie Hershel'owi się podoba że tu jesteśmy.
-A co z moją córką? Ona gdzieś tam jest.- Carol wskazała las.- Musimy ją znaleźć. Bez niej nigdzie się nie wybieram.
-Trzeba przyjąć możliwość, że ona już nie żyje.- stwierdził bez wrażliwości Shane.
-Nie zostawimy jej. Jestem bliski jej znalezienia.- zapewnił gorliwie Daryl.
-Serio? Jakoś mnie to nie przekonuje.
Rick poszedł do Hershel'a porozmawiać o tym aby pozwolił im zamieszkać na farmie oraz o tym że wiedzą o sztywnych w stodole. Na początku starszy mężczyzna był rozwścieczony i powiedział że to nie ich sprawa i dał im czas do końca tygodnia a później mają się stąd wynieść. Rick starał się jak mógł aby przekonać go, że to miejsce jest wyjątkowe że nie ma pojęcia co ich czeka poza farmą. Grimes przyznał, że jego żona jest w ciąży i że muszą tu zostać, chociaż ze względu na jeszcze nienarodzone dziecko. Jeśli będą musieli odejść będą skazani na ciągłą walkę o życie oraz fakt że mogą nawet nie przetrwać tam. Tłumaczył Hershel'owi, że źle postrzega sztywnych i w tym przypadku Amara mu pomogła. Kobieta wyjaśniła Hershel'owi że pod względem naukowym jak i medycznym sztywni nie są już ludźmi. Nie mają wspomnień, nie czują emocji, nie myślą. Tłumaczyła mu że martwych nie da się już ocalić, oni już odeszli i nie można z tym nic zrobić. Hershel gdy wysłuchał tego co mają do powiedzenia kazał im wyjść natychmiast z jego domu. Mężczyzna postanowił że zastanowi się jeszcze nad tym czy mogą tu zostać, a sprawę z sztywnymi w stodole mają zostawić w spokoju.
~~~~
Amara zauważyła jak Gadriel idzie w stronę szopy wiec postanowiła dogonić go.
-Hej.- mężczyzna zatrzymał się gdy ją usłyszał i spojrzał na nią.
-Hej.
-Znam już wasz sekret.- powiedziała, a Gadriel zmarszczył brwi udając że nie rozumie o co jej chodzi.- Ci sztywni w stodole. Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? Wtedy w samochodzie gdy jechaliśmy do warsztatu to tego nie chciałeś powiedzieć, prawda?
-Tak.- przyznał.- Nie mogłem powiedzieć. To sprawa Hershel'a. Wiem że mogło coś się stać, przepraszam.
-W porządku. Ważne że już wiemy. Rick i ja rozmawialiśmy z Hershel'em. Nie wiem czy to coś wskóra, ale mam nadzieje że zmieni zdanie na temat sztywnych.
-Może... Właśnie idę dokończyć naprawiać samochód. Chcesz dołączyć? Możesz czegoś przydatnego się nauczyć. Będziesz umiała naprawiać auta.
-W sumie to nie mam na razie niczego konkretnego do roboty, wiec czemu by nie?
Poszli razem do szopy, w której stoi czarny chevrolet. Amara stwierdziła że to całkiem niezłe autko. Gadriel posłał jej uśmiech, cieszył się że jej się podoba. Po czym blondyn przystąpił do naprawy, a ciemnowłosa mu w tym pomagała. Pokazywał jej i tłumaczył po kolei jak można naprawić albo sprawdzić czy dobrze działają poszczególne części w samochodzie. Amarze podobało się to że może podszkolić się w kolejnej rzeczy, która może się jej kiedyś przydać. A Gadriel był zadowolony że może spędzić z nią więcej czasu.
-Przygazuj trochę!- powiedział głośno blondyn zaglądając pod maskę. Amara będąc w samochodzie zrobiła tak jak jej kazał. A po chwili usłyszeli charakterystyczny warkot silnika.- Możesz zgasić!
Ciemnowłosa zgasiła silnik po czym wysiadła z pojazdu. Gadriel zamknął klapę i posłał uśmiech w jej stronę.
-Działa teraz jak nówka. Dzięki za pomoc.
-To ja dziękuje, nauczyłeś mnie naprawić samochód. Mam nadzieje że szybko tego nie zapomnę.
Ich uwagę przykuł harmider na zewnątrz. Wyszli z szopy i zobaczyli jak inni zbierają się przy stodole. Spojrzeli po sobie jednomyślnie wiedząc, że zaraz będą kłopoty po czym ruszyli w stronę stodoły.
Padły strzały gdy Amara i Gadriel dotarli pod drewnianą budowle. Shane zastrzelił piechurów, których Hershel razem z Rick'iem przyprowadzili za pomocą kijów z lasu i mieli ich wsadzić do budynku. Shane zaczął głośno mówić o tym, że grupa musi zacząć walczyć o przetrwanie i że muszą przestać marnować czas na bezsensowne wysiłki, takie jak ratowanie Sophie czy trzymanie spacerowiczów w stodole. Hershel był w szoku, tak samo jak jego bliscy. Rick był wściekły na przyjaciela bo właśnie dogadał się z starszym Green'em, a teraz przez niego to przepadło. Rozwścieczony Shane zaczął strzelać w kłódkę, która blokowała drzwi stodoły przed otworzeniem się. Kłódka w końcu ustąpiła, a drzwi otworzyły się. Spacerowicze zaczęli wyłazić z stodoły, było ich kilkunastu dlatego oprócz Shane'a, który zaczął do nich strzelać dołączył Tdog, Andrea, Daryl oraz Amara i na końcu Glenn, który zrobił to gdy Maggie skinęła mu głową że może. Rodzina Green'ów patrzyła na wszystko z szokiem i przerażeniem. Po kilku chwilach dźwięk strzałów ucichł, a wszyscy sztywni byli martwi.
Zapadła cisza, a gdy wszyscy myśleli że to już koniec ze stodoły wyszedł jeszcze jeden szwendacz. Grupa będąc w szoku uświadomiła sobie że to Sophie'a, która nadal ma na sobie swoją bluzeczkę z tęczą, jej skóra jest blada, a oczy pozbawione życia i dziecięcej niewinności. Cholera. Amara spojrzała na Carol, która na widok swojej córeczki rozpłakała i zaczęła biec w jej kierunku rozpaczliwie wykrzykując jej imię. Na szczęście Daryl szybko zareagował, złapał kobietę i zatrzymał ją. Szarowłosa uklęknęła szlochając patrząc co stało się z jej dzieckiem.
Nikt z nie potrafił zmusić się do podniesienia swojej broni i zrobienia tego co trzeba. Nawet Shane, który przed chwilą był wściekły z powodu bezczynności grupy, stoi teraz oszołomiony. Ostatecznie to Rick wyszedł przed grupę wyciągając swój rewolwer i wycelował w głowę dziewczynki. Padł huk wystrzału. A ciało Sophie upadał bezwładnie na ziemie. W tle słychać było jeszcze głośniejszy płacz i szloch Carol. Rick zrobił to co musiał gdy inni nie dali rady. Tak właśnie robią przywódcy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top