*3*

4 lata później, klinika medyczna z odziałem chorób zakaźnych

Awaryjne światła zaczęły coraz słabiej mrugać przez kończącą się energie w akumulatorach ośrodka. 

Amara jęknęła czując ból głowy i że coś na niej leży. Ociężale otworzyła oczy przyzwyczajając je do niewielkiej ilości światła w pomieszczeniu. Pisnęła przerażona gdy zdała sobie sprawę co na niej leży. Zrzuciła z siebie martwe ciało i odsunęła się jak najdalej od niego. Spanikowana zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu z obawą że zaraz wyskoczy na nią więcej tych wstrętnych potworów, ale nikogo oprócz niej tu nie ma. Obejrzała jeszcze swoje ciało by sprawdzić czy ma jakieś zadrapanie albo ślad po ugryzieniu. Gdy niczego nie znalazła odetchnęła z ulgą i przy pomocy stołu podniosła się z ziemi. Syknęła czując pulsujący ból głowy. Dotknęła ręką i zauważyła że krwawi. Przeszła na drugi koniec pomieszczenia gdzie leży jej torba. Ostrożnie zaczęła przeglądać szafki i wkładać do torby różnego rodzaju lekarstwa, bandaże oraz zestaw chirurgiczny. Gdy spakowała wszystko co udało jej się znaleźć i uznała to za potrzebne podeszła do drzwi, które zamknęła by sztywni się tu nie dostali. Zawiesiła sobie torbę na plecy i przyłożyła ucho do drzwi, zaczęła nasłuchiwać, ale niczego niepokojącego nie usłyszała, po drugiej stronie panuje martwa cisza. A jeszcze niedawno panował tu istny horror, krzyki, strzały i trupy, coś przerażającego. Sięgnęła do zamka w drzwiach i przekręciła go. Powoli otworzyła drzwi i wyjrzała na korytarz. Nie zauważyła żadnego niepokojącego ruchu oprócz leżących martwych ciał wiec po cichu wyszła i z nożykiem chirurgicznym w reku zaczęła iść przed siebie. Musi jak najszybciej się stąd wydostać bo gdy światła całkowicie zgasną nastąpi całkowite zniszczenie tego miejsc, które zostało zaprojektowane na awaryjne sytuacje, ale na pewno nikt nie przygotował się na atak zombie. 

Zatrzymała się przy rogu i wyjrzała zza niego. Szybko ponownie się schowała gdy zauważyła jednego sztywnego żywiącego się ciałem jednego z pracowników ośrodka. Mocniej ścisnęła nożyk modląc się żeby ten stwór jej nie zauważył, ale i tak będzie musiała przejść obok niego bo to jedyna droga do wyjścia z tego budynku zanim wszystko trafi szlak. Zastanowiła się chwile, musi jakoś odciągnąć jego uwagę. Przykucnęła obok martwego ciała innego pracownika i ściągnęła mu jeden but. Rzuciła go w drugi korytarz robiąc przy tym trochę hałasu. Sztywny przestał jeść i wstał interesując się dźwiękiem. Zaczął iść w stronę, z której go usłyszał. Amara zamarła i przycisnęła się do ściany gdy sztywny przechodził obok niej i ją minął. Ciemnowłosa wybiegła jak najszybciej zza rogu starając się nie robić hałasu i pognała do wyjścia. Przeszła przez próg i zatrzymała się w miejscu widząc trzech sztywnych przy drzwiach. Szybko ukucnęła i schowała się za recepcje. Wyjrzała jeszcze raz i rozejrzała się. Zauważyła leżących niedaleko nieżywych żołnierzy, którzy mają przy sobie karabiny. Przykucając w połowie wybiegła zza recepcji i zatrzymała się przy żołnierzach. Sztywni sprzed wyjścia zauważyli ją i zaczęli zbliżać się w jej stronę. Amara czując strach i stres zaczęła sprawdzać magazynki karabinów. Spanikowana sięgnęła po trzeci i ostatni, który tu leży gdy poprzednie okazały się puste. Gdy w magazynku zostały szczęśliwe pięć naboi szybko i sprawnie przeładowała. Wstała odwracając się z bronią w reku akurat w ostatnim momencie gdy jeden z sztywnych rzucił się na nią. Strzeliła mu prosto w głowę i upadł na ziemie, tak samo zrobiła z resztą i tyle ile miała sił w nogach wybiegła na zewnątrz omijając inne martwe ciała. Stanęła na moment rozglądając się by znaleźć na parkingu swój samochód. Gdy go zauważyła zaczęła biec w jego stronę po drodze zabijając dwóch innych zombie, które natknęła na drogę. Odrzuciła karabin gdy skończyła się amunicja i wsiadła do samochodu odpalając go od razu i z piskiem opon wyjechała z parkingu. Minęła wojskowe pojazdy i blokady oraz martwych żołnierzy, którzy mieli chronić to miejsce, ale im się nie udało. 

Zajechała na parking przed swoim domem i biorąc torbę ze sobą wysiadła. Wbiegła do domu, który był otwarty. Zaczęła się rozglądać czy jest bezpiecznie oraz nawoływać Jason'a i Benny'ego. Nikogo jednak nie znalazła. Sprawdziła pokoje i zdała sobie sprawę że rzeczy osobiste, a nawet cześć ich wspólnych zdjęć zniknęło co oznacza że wyjechali i prawdopodobnie żyją. Ucieszyła się, ta myśl dała jej dużo sił i nadzieje że jej najbliżsi mogli przeżyć. Prawdopodobnie pojechali do Atlanty, tam gdy zanim wojsko przestało nadawać i padła elektronika nadawali że jest tam bezpiecznie oraz by ludzie tam się udali. Twierdzili że tam ich ochronią wiec tam się uda, ale zanim to zrobi musi się przygotować.

Z torbą w reku poszła na piętro do swojego pokoju. Rzucił torbę na łóżko i weszła do garderoby. Zdjęła swoje lekarskie ubranie, które i tak jest brudne by założyć czyste i wygodniejsze do podróżowania ubrania. Założyła też lepsze buty, takie odpowiednie do pieszych wędrówek i sięgające za kostki. Wzięła tylko inne buty na zmianę oraz kurtkę na zimniejsze dni i włożyła je do torby. Zbliżyła się do końca garderoby i zaczęła przeszukiwać wzory gdy znalazła ukryty przycisk nacisnęła go i wtedy otworzyła ukryte drzwi do innego małego pokoju gdzie trzyma broń i surwiwalowe rzeczy, które używała w czasie wyjazdów ekstremalnych. Zauważyła że Benny i Jason niczego nie wzięli, zmartwiło ją to trochę, ale może po prostu bardzo się spieszyli i mogli mieć też problem z znalezieniem przycisku by otworzyć wejście. 

Podeszła do półek by wziąść latarki oraz line i zaniosła je do torby, która na szczęście jest duża wiec jest jeszcze miejsce. Wróciła do pokoiku i tym razem podeszła do ściany, na której wisi broń. Zapięła pasek na biodrach z pochwami po bokach i sięgnęła po pistolet z tłumikiem i schowała go do jednej pochwy do drugiej przyczepiła maczetę. Zabrała całą amunicje jaka tu była. Przypięła do uda sobie jeszcze pochwę z nożem, a do łydek przyczepiła po dwa sztylety do rzucania na każdą nogę. Spojrzała na wiszący łuk i wzięła go do rąk.

-A mówili, że jestem wariatką trzymając to wszystko w domu.- powiedziała sama do siebie.- Nikt się nie spodziewał że jednak się to przyda.

Odłożyła na chwile łuk by założyć rękawiczki z odkrytymi palcami. Zabrała kołczan, w którym naliczyła że jest dziesięć strzał i przerzuciła sobie go na ramie. Zabrała łuk i wyszła z garderoby. Schowała do torby naboje, a lornetkę zawiesiła sobie na szuje. Spojrzała na komodę, na której jest zdjęcie jej, Benny'ego oraz Jason, który trzyma Demolkę na rekach. Uśmiechnęła się przypominając sobie szczęśliwe chwile. Wyjęła zdjęcie z ramki i złożyła je by schować je do kieszeni. Zabrała torbę z łóżka oraz łuk i wyszła z pokoju. Zeszła na dół i przeszła do kuchni. Sprawdziła szafki, ale prawie całe jedzenie zniknęło, znalazła tylko paczkę suszonego bekonu oraz trzy zbożowe batoniki. Schowała wszystko do torby i wyszła z domu. 

Włożyła wszystkie rzeczy do samochodu i wróciła do garażu by sprawdzić czy są tam baniaki z benzyną. Udało jej się znaleźć jeden pełny, resztę pewnie zabrał Benny by mogli dojechać do Atlanty, a to kawał drogi, z Alpharetta by tam dojechać trzeba przejechać sześć godzin ciągłej jazdy. Włożyła baniak do bagażnika i usiadła za kierownice. 

-Znajdę was, obiecuje.

Odpaliła silnik i wycofała do tyłu gdy nagle w coś uderzyła. Spojrzała w boczne lusterko i zauważyła że uderzyła w jednego sztywnego, za którym szła chmara. Dodała gazu i jak najszybciej ruszyła w drogę wyjazdową z miasta.

~~~~

Zanim bezpośrednio pojedzie do Atlanty zajechała jeszcze po drodze do rodzinnego miasteczka jej bliskich, czyli do Duluth. Musiała sprawdzić co z nimi się mogło stać czy udało im się uciec. Najpierw zajechała do domu jej rodziców gdzie mieszka z nimi jej młodszy brat. Z bronią w reku weszła do środka i poczuła stęchły zapach aż przykryła nos rękawem kurtki, zauważyła też że oka zostały zabite deskami czyli musieli się tu ukrywać. Przejrzała parter i piętro, ale nikogo nie znalazła. Na koniec zeszła do piwnicy, przy otwarciu drzwi miała duży problem, tak jakby coś blokowało je od środka. A gdy udało jej się wejść smród uderzył w nią jeszcze mocniejszy niż ten na górze aż prawie puściła pawia, ale się powstrzymała. Weszła w głąb trzymając przed sobą odbezpieczoną broń i zaczęła przemieszczać się miedzy półkami. Podeszła bliżej w stronę, z której smród jest najmocniejszy, a gdy przeszła obok szafki, która zasłaniała jej widok na ten kont pomieszczenia prawie upuściła broń gdy zobaczyła co jest źródłem tego smrodu. Upadła na kolana zakrywając usta wolną dłonią by nie zacząć głośno łkać. Miała jeszcze sprawdzić dom swojej o dwa lata młodszej siostry i jej męża oraz córeczki. Ale teraz już tego nie musi robić. Cała jej rodzina siedzi pod ściną przytulona do siebie i przede wszystkim martwa. Otarła rękawem łzy, które zaczęły spływać jej po policzkach.

-Ogarnij się, Amara. Oni już nie żyją, musisz znaleźć Jason'a i Benny'ego.- wstała z klęczek i ostatni raz spojrzała na bliskich. Może i nie byli dobrzy dla niej, ale nikt nie zasługuje na coś takiego. Gdy się odwróciła i miała zamiar wyjść usłyszała za sobą dziwne jęki zmieszane z warczeniem oraz ruch. Spojrzała za ramie i zobaczyła że oni wstają. Odwróciła się w ich stronę z uniesioną bronią i zaczęła strzelać w ich głowy, na szczęście założyła na pistolet tłumik wiec nie narobi hałasu i nie ściągnie tu więcej sztywnych.- Przepraszam.- załkała gdy skończyła i wyszła z piwnicy oraz domu.

Wsiadła do samochodu i spojrzała na swój rodzinny dom. Straciła bliskich, ale ma jeszcze inne osób, które są dla niej jak rodzina i zrobi wszystko by ich odnaleźć. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top