*26*

Amara mocno chwyciła Daryl'a za przedramiona i zaparła się kolanami klęcząc na wilgotnej ziemi.

-Mam cię i nie puszczę.- wychrypiała dysząc z wysiłku.

Ciągnęła go do góry z całych sił, brązowowłosy wspomógł się nogami aby Amarze było łatwiej go wciągnąć na szczyt. W końcu udało jej się to zrobić. Ona upadła do tyłu na plecy, a on  tuż obok niej. Uśmiechnęła się zadowolona, ale szybko zniknął on jej z twarzy gdy usłyszała stękniecie obok niej. Przysunęła się do brązowowłosego kucając przy nim i zaczęła go oglądać. Jest w opłakanym stanie. Miał ranę krwawiącą z boku brzucha. Podwinęła materiał jego koszulki aby zobaczyć jej stan, przebita jest na wylot.

-Co ci się stało?- zapytała z przejęciem i zmartwieniem. 

-Głupi koń, wystraszył się. Spadłem, a bełt przebił mi bok, wyciągnąłem go.- wychrypiał. 

Amara zdjęła łuk aby następnie ściągnąć swoją koszule. Została w topie na cienkich ramiączkach. Nie zdała sobie sprawy że kusznik zaczął się jej przyglądać. Kobieta podarła koszule by zrobić z niego prowizoryczny bandaż. Zaczęła opatrywać go na tyle ile była w stanie zrobić w takiej sytuacji. Musiała zatamować krwawienie i tak pewnie stracić już wystarczająco dużo krwi bo wygląda na bladego i osłabionego. Zacisnęła i obwiązała ranę. Przeszła dalej do obejrzenia kolejnych jego obrażeń. Był posiniaczony i miał zatarcia na skórze. Następnie przeszła do sprawdzenia jego głowy, dotknęła bok dłonią, który zakrywają jego włosy. I gdy odsunęła dłoń zobaczyła że ma na niej krew.

-Jak mocno się uderzyłeś?- przybliżyła twarzy do rany na głowie biorąc jego twarz w dłonie i obracając jego głowę w bok. Syknął z bólu gdy delikatnie dotknęła go w krwawiące miejsce.

-Nie wiem, straciłem przytomność.

-Obrażenie nie wydaje się być zbyt poważne, nie to co rana na brzuchu. Musze cie stąd zabrać, na farmie obejrzę cie dokładniej i opatrzę lepiej.- chwyciła go za ramiona aby pomóc mu wstać, ale zatrzymał ją chwytając za jej nadgarstki i spojrzał jej w oczy. 

-Co tu robisz?- jego spojrzenie było zagubione, mogła przysiąść że zauważyła nawet w nich mały błysk nadziei. 

-Nie wracałeś, musiałam wiedzieć... czy jesteś cały.

Patrzyli sobie w oczy i nie mogli przestać. Ich twarze były tak blisko że mogli poczuć ciepły oddech drugiej osoby. Ale wtedy po lesie rozniósł się ryk, ale nie był to byle jaki ryk. To na pewno nie byli sztywni, można powiedzieć że to było coś gorszego. Amara poczuła jak przebiegają po jej plecach ciarki ze strachu, Daryl napiął się.

-O boże.- sapnęła ciemnowłosa. Ponownie usłyszeli ryk. Amara podniosła się z ziemi szybko wyciągając z kabury pistolet. Wyciągnęła go przed siebie i odbezpieczyła. Rozglądała się uważnie krążąc wokół Daryl'a plecami do niego by drapieżnik go nie dopadł. Był ranny, zwierze wyczuło jego krew. Nie wiedzieli dokładnie co to mogło by być. Ale kobieta była pewna że drapieżnik pochodzi z rodziny kotowatych. Odgłosy, które wydał z siebie na to wskazują. 

Nagle coś przebiegło miedzy drzewami, ale ciemnowłosa nie zdążyła dostrzec dokładnie co to było. Bała się, bardziej niż hordy sztywnych. Ich łatwiej było wykiwać i uciec przed nimi niż przed dzikim zwierzęciem, które czuje się tu jak ryba w wodzie. Ten las idealnie pozwala mu się kryć i być niewidocznym przez co są na przegranej pozycji. 

-Skup się.- szepnął kusznik opierając się o jej nogę. On nie był w stanie nic zrobić, był zbyt słaby. Czuł że Amara jest zdenerwowana, a nawet spanikowana, ale próbuje okiełznać swoje emocje. To teraz od niej zależy czy wyjdą z tego cało.

Kolejny raz usłyszeli ryk oraz warkot po czym zapadła gwałtowna i nieprzyjemna cisza. Amara nadal rozglądała się wokół czekając aż zwierze ich zaatakuje. Nagle z zarośli wyskoczyła jasnobrązowa puma prosto w ich stronę. Kobieta zareagowała jak najszybciej mogła. Strzeliła dwukrotnie, a po lesie rozniósł się huk wystrzałów. Zwierze padło tuż przed nią martwe. Oboje odetchnęli, zagrożenie zniknęło, ale jeśli się nie pospieszą może pojawić się kolejne, sztywni. Na pewno ci którzy byli w okolicy usłyszeli strzały i podążą za echem dźwięku. 

-Zuch dziewczyna.

Amara przykucnęła przy brązowowłosym i biorąc jego kusze oraz swój łuk przewiesiła je sobie przez jedno ramie. A drugim oplotła Daryl'a pod jego ramionami i pomogła mu wstać z ziemi. Trzymała go mocno i ruszyli po chwili w drogę powrotną na farmę.

Kobiecie było ciężko go podtrzymywać, a zwłaszcza że drugie jej ramie obciążała broń jego i jej. Z każdym dystansem, który przeszli Daryl stawał się coraz słabszy, opadał z sił. Ale Amara nie ugięła się i dalej go prowadziła, on też nie chciał się poddać i robił wszystko by do tego nie doszło i ją wspomóc. 

-Tak bardzo przepraszam cie za to co powiedziałam.- wydusiła z siebie płaczliwym głosem ciemnowłosa.- Nie miałam na prawdę tego na myśli, nawet nigdy nie przeszło mi to przez myśl. Po prostu się zdenerwowałam, a wtedy gadam głupoty. Przepraszam. 

-W porządku.- szepnął słabo, że ledwo udało się jej go usłyszeć.

-Nie, zraniłam cie. Jestem po prostu idiotką. A ty nie możesz mi tu zemdleć, rozumiesz?- zapytała gdy zerknęła na niego, a jego powieki zaczęły opadać. Mruknął tylko w odpowiedzi. Walczył tak zaciekle jak tylko mógł, ale zmęczenie tak bardzo kusiło go by odpuścił.- Nie rób mi tego.- powiedziała ostro choć głos jej się łamał, ale musiała być twarda, musiała dać rade.- Nawet jeśli zaraz zemdlejesz zostawię twoją kusze i poniosę cie na plecach, słyszysz?- zapewniła go stanowczą i hardą przysięgą. Parsknął stłumionym rozbawieniem. Chyba nie mówiła poważnie?

-Jestem za ciężki, nie dałabyś rady.

-Zdziwiłbyś się, nie wiesz na co mnie stać gdy mam powód do walki. 

Dalszą drogę milczeli by nie zmęczyć się niepotrzebnie, a i tak byli wykończeni. Amara prawie już niosła go na ramionach, coraz bardziej przychodziło jej to z trudem. A broń zaczynała zsuwać się z jej drugiego ramienia. Mogłaby ją zostawić, ale może się jeszcze przydać. 

Amara z utęsknieniem zauważyła miedzy drzewami zarys farmy. Byli już na granicy lasu. Tak niewiele im brakuje by dotrzeć na miejsce. Ale chwila zadowolenia szybko minęła gdy poczuła jak Daryl się załamuje, stracił cała siłę. Upadając pociągnął ją razem z nim w dół, nie była w stanie go utrzymać, a jego nagły upadek zaskoczył ją wiec tym bardziej nie zdążyła zareagować. Upadł twardo na ziemie, a ona poleciała na niego. W ostatniej chwili podtrzymała się dłońmi by całkowicie na niego nie upaść i nie zrobić mu dodatkowej krzywdy. Zsunęła się na bok i poprawiła spadającą z jej ramienia broń.

-Wstań, już prawie jesteśmy.- wzięła jego twarz w dłonie by spojrzał na nią. Zamglonym wzrokiem spojrzał na nią, jego włosy przysłaniały mu widok oraz fakt że obraz zaczął się mu zamazywać.

-Idź, wezwij pomoc, zostanę.- wybełkotał. 

-Nie, nie zostawię cie tu samego. Sztywni mogli usłyszeć strzały. To zbyt ryzykowane, nie możesz zostać tu sam.

-Nasi też mogli je słyszeć wiec może tu idą. Nie dasz rady mnie zaciągnąć. Idź, jeśli mam przeżyć. 

Amary biła się przez kilka chwil z myślami. Nie mogła go tu tak po prostu zostawić. Ale miał racje nie była wstanie go zabrać. Zauważyła u boku jego spodni przyczepionego brudnego misia, mimo brudu mogła rozpoznać go. Sophie miała bardzo podobnego, a może to nawet jej. Daryl zauważył jej spojrzenie i przytaknął trochę niemrawo jakby czytał w jej myślach.

-Znalazłem jej ślad. 

Odgarnęła mu z czoła niesforne kosmyki włosów i złożyła czuły pocałunek. Po czym podała mu do reki swoją broń i pomogła oprzeć mu się o konar drzewa. Za to Daryl dał jej misia, a ona przyczepiła go do paska od spodni. 

-Strzelaj jeśli będziesz w tarapatach. Za niedługo wrócę, obiecuje.

Wstała z ziemi i pędem ruszyła w stronę farmy. Wybiegła z lasu. Gdy biegła ile sił w nogach widziała jak z oddali od strony farmy poruszają się szybko w jej stronę cztery sylwetki. Im bardziej się zbliżali tym bardziej byli wyraźni i ciemnowłosa mogła ich rozpoznać. To był Rick, Glenn, Shane oraz Tdog. Biegli z bronią i łopatami w reku. Kobieta nie rozumiała dlaczego. Zauważyła że Rick wymachuje do niej.

-Za tobą!- wykrzyknął, a ona jeszcze bardziej niezrozumiała co się dzieje. Machał wskazując jakby coś podążało za nią. I wtedy gwałtownie zatrzymała się prawie się przewracając. Zbladła, a serce prawie wyskoczyło jej z piersi. Rick próbował przekazać jej że sztywni za nią idą, a przecież niedawno zostawiała tam Daryl'a. Odwróciła się czując jakby czas spowolnił. Ale wtedy nie zobaczyła żadnego szwedacza, tylko brązowowłosego, który nie posłuchał się jej i podążył tuż za nią gdy wybiegła z lasu. Szedł niemrawo i nierówno, brud i krew obejmowały całe jego ciało oraz ubrania. Pomyślała sobie nawet że przypomina w tym stanie sztywnego. I wtedy zamarła w miejscu. Oni myśleli że Daryl to szwedacz. Ale zanim zdążyła coś zrobić padł strzał, a kusznik upadł na ziemie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top