*23*

Las w końcu skończył się. Pojawiły się pola i piaszczysta droga, którą podążyli. Amara trzymała się Gadriel'a aby nie spaść z konia gdy przyspieszyli bardziej. W oddali było widać budynki gospodarcze, płoty, a po lewej pastwisko z bydłem. Znajduje się tam również duży pomalowany na biało dom, przy którym rośnie kilka drzew.

Przebiegli przez bramkę, którą otworzył jakiś młody chłopak i dotarli pod dom. Gadriel zsiadł pierwszy po czym pomógł zsiąść Amarze. Lori z Maggie również zsiadły. Na ganku zauważyli stojącego z posępna miną Rick'a i jakiegoś starszego mężczyznę. Amara i Lori szybko podążyły do nich. Rick mocno przytulił żonę po czym starszy mężczyzna z białymi włosami i brodą zaprowadził ich do środka domu i do pomieszczenia gdzie znajduje się ranny Carl. Lori była wstrząśnięta widokiem swojego synka w takim stanie, Rick trzymał ją blisko aby dodać jej otuchy choć sam był zdenerwowany i załamany. Amara nie traciła czasu, odłożyła swój łuk pod ścianę i przystąpiła do sprawdzania stanu chłopca. W tym czasie starszy mężczyzna, który przedstawił się jako Hershel Greene do którego należy ta farma powiedział że pocisk przebił bok chłopca i rozpadł się na kilka kawałków. Wydobył już jeden, ale pozostało jeszcze kilka, których bez potrzebnego wyposażenia medycznego nie byłby w stanie ich wyciągnąć nie narażając przy tym życia chłopca. Rick zwrócił się do Amary pytając ją czy jest w stanie zoperować jego synka. Kobieta powiedziała że tak, ale jak mówił Hershel bez odpowiedniego sprzętu i respiratora będzie to ryzykowne, ale ciemnowłosa zapewniła ich że poradzi sobie bez tego jeśli zajdzie taka potrzeba. Były policjant dodał że Shane i Otis, mężczyzna który przez przypadek postrzelił Carl'a gdy ten podziwiał jelenia pojechali do miasta po sprzęt. Wiec zostało im czekać aż wrócą z wypadu. 

Przez następne godziny gdy Shane i Otis nie wracali Amara doglądała Carl'a sprawdzając czy jego stan się pogarsza. I niestety pogarszał się, tracił szybko krew i nawet transfuzja nie była w stanie polepszyć jego stanu, ale utrzymywała go wystarczająco by dać jeszcze czas dwójce mężczyzn na powrót z sprzętem. Amara dowiedziała się w miedzy czasie, że Gadriel to jedyny syn Otisa i jego żony, Patricii. Hershel okazał się być tak naprawdę weterynarzem, a Maggie jest jego najstarszą córką, jest jeszcze Beth młodziutka i urocza blondynka również jest jego córką, ale mają inne matki. Mama Maggie zmarła i jej ojciec poślubił inną kobietę. 

W pewnym momencie Amara stwierdziła razem z Heshel'em że nie powinni dłużej czekać. Shane oraz Otis zbyt długo nie wracają i nadchodzi już noc. Wyjaśnili że Rick i Lori muszą zdecydować czy zaryzykować bez sprzętu czy jeszcze poczekać bo Carl doznał wewnętrznego krwawienia i coraz z nim gorzej. Amara zapewniła ich że zrobi wszystko co w jej mocy by go uratować. Obie decyzje były bardzo ryzykowne i niebezpieczne. Gdy małżeństwo zdecydowało że mogą przystąpić do operacji na zewnątrz przed domem zatrzymał się z piskiem opon samochód. Shane zdyszany i roztrzęsiony wybiegł z pojazdu trzymając dwie spore torby i wbiegł do domu. Przyniósł je do pokoju kładąc na ziemi po czym wyszedł bez słowa. Nie czekając dłużej Amara przy pomocy Hershel'a przystąpili do operacji. Tylko oni zostali w pokoju, reszta wyszła aby mogli w spokoju pracować. W tym czasie na farmę dotarł Glenn i Tdog, Maggie napotkała ich na werandzie gdy chcieli wejść do domu i powiedziała im co się stało. Okazało się jeszcze że Otis'a dopadli sztywni gdy on i Shane uciekali, było ich zbyt dużo, a mężczyzna utykał bo uszkodził nogę wiec postanowił poświecić się i dać czas na ucieczkę Shane'owi, tak opowiedział im czarnowłosy, ale wydawał się dziwnie spięty i nieobecny. 

Operacja nie trwała zbyt długo i nie było żadnych niebezpiecznych sytuacji. Z sprzętem dla Amary to była łatwizna, operowała ludzi w gorszym stanie wiec w tym przypadku nie miała trudności wyjęcia fragmentów naboju nie robiąc przy tym krzywdy chłopcu. Gdy skończyli Amara wyszła z pokoju i spojrzała na siedzących na ławeczce pod ściną na korytarzu Ricka i Lori. Małżeństwo spojrzało na nią czekając aż coś powie. Ciemnowłosa uśmiechnęła się lekko mówiąc im że Carl'owi nic nie będzie, "To silny chłopiec". Ale na razie jest nieprzytomny i odpoczywa. Małżeństwo wstało by wejść do pokoju i czuwać przy swoim synku, ale Rick w progu drzwi podziękował Amarze za to że uratowała Carl'a i przytulił ją po czym wszedł do pomieszczenia. Kobieta odpowiedziała że to jej powinność wiec nie musi jej dziękować. 

-Uratowałaś mojego synka, nawet nie wiem jak mogę ci się odwdzięczyć za to.

-Nie musisz, idź teraz do niego, potrzebuje cie.- ciemnowłosa poklepała go po ramieniu, Rick skinął głowę i wszedł do pokoju. 

-Chodź, ty też powinnaś odpocząć.- powiedział Hershel, który już wcześniej opuścił pokój gdzie leży Carl. Białowłosy mężczyzna wyszedł na korytarz i spojrzał na nią.

-Nic mi nie będzie, przeprowadzałam znacznie dłuższe operacje, a po nich rzadko kiedy miałam czas na odpoczynek. Dalej musiałam być na nogach i pracować.

-Przynajmniej chodź się napić.- nalegał mężczyzna. Kobieta skinęła głową i poszła za nim do kuchni gdzie była już Beth oraz inna kobieta. Staruszek skinął głową do kobiet, a najmłodsza podeszła do nich z szklanką soku jabłkowego i podała go Amarze.

-Dziękuję.- powiedziała wdzięcznie ciemnowłosa do blondynki, która uśmiechnęła się przyjaźnie. 

-Możesz wziąść prysznic, jeśli masz ochotę.- powiedział staruszek stojąc obok niej gdy piła sok.

-Macie tu bieżącą wodę?- uniosła brwi do góry pozytywnie zaskoczona.

-Tak. Mamy własny generator, cztery studnie z których pobieramy wodę. Daj znać gdy będziesz czegoś potrzebować. 

To było trochę dziwne i niezręczne dla Amary że obcy ludzie byli dla niej tacy mili. Może to przez to że jedno z nich zraniło Carl'a albo po prostu już tacy byli. Nie była przyzwyczajona do tego. Ciemnowłosa zauważyła że nigdzie nie ma Gadriel'a. Hershel wyjaśnił jej że gdy on i jego matka dowiedzieli się o śmierci Otisa byli zrozpaczeni i odzielili się od innych by w spokoju przetrawić to że więcej go nie zobaczą. Ciemnowłosa rozumiała jak bardzo im teraz ciężko, stracili bliską osobę. 

Gdy Amara wypiła sok wyszła na zewnątrz się trochę przewietrzyć i odgonić niechciane myśli, które błądziły jej po głowie gdy wtedy w lesie podzieliła się z innymi co ją spotkało. Niekontrolowana tego, po prostu słowa same wypłynęły z jej ust. A może właśnie tego potrzebowała? By wyrzucić choć cześć ciężaru, który truł ją w wspomnieniach. Ciemnowłosa oparła się łokciami o drewnianą poręcz na werandzie nie zauważając że po drugiej stronie na ławce i bujanym fotelu ktoś siedzi.

-Amara, co z nim?- usłyszała zza sobą czyjś głos. Obróciła głowę w bok by zobaczyć jak trzy pary oczu patrzą prosto na nią.- Jak z Carl'em?- ponownie zapytał Glenn. Kobieta otrząsnęła się i posłała im uspokajający uśmiech.

-Przeżyje, to silny dzieciak.- zobaczyła ulgę na ich twarzach. Oprócz Glenn'a jest też Tdog oraz Maggie, która ma smutek wypisany na twarzy.- Przykro mi z powodu Otisa.- powiedziała do niej Amara.

-Dziekuje.

-Gdzie jest reszta?- zapytała ciemnowłosa swoich przyjaciół. 

-Dojadą później, nadal szukają Sophie.- wyjaśnił ciemnoskóry.- Daryl jest zaciekły jeśli chodzi o jej odnalezienie. 

-I nie tylko o to.- wtrącił Glenn i dziwnym uśmieszkiem, który wpłynął mu na twarz.- Był cholernie naburmuszony i chodził jak rozjuszony byk gdy pojechałaś. 

-Takiego go jeszcze nie widziałem.- przyznał Tdog. Amara zmieszała się gdy na nią patrzyli i poczuła jak ociepla się jej twarz. Daryl Dixon martwił się o nią? Czy to tylko jakieś wyobrażenia nie mające pokrycia w rzeczywistości, ale Glenn i Tdog potwierdzili że zachowywał się jak nie on.

-To w końcu Daryl Dixon. Ciężko zrozumieć tego człowieka.- powiedziała pośpiesznie, a mężczyźni przytaknęli jej bo w sumie to prawda. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top