4
- No kochana, teraz opowiadaj. O co w tym wszystkim chodzi?
- Musimy dzisiaj o tym rozmawiać? - westchnęła Amy.
- Nawet nie próbuj się od tego wymigać! - zawołałam lekko zdenerwowana. - Prędzej czy później będziesz musiała powiedzieć mi prawdę.
- Wolałabym trochę później...
Prychnęłam i zirytowana pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi, usiadłam na łóżku i zamknęłam oczy. I nagle naszła mnie ogromna ochota, by pójść do lasu. Znaleźć to drzewo. Zobaczyć tygrysa. Sprawdzić, czy naprawdę jest dobry.
Poderwałam się na nogi i popędziłam do wyjścia.
- A ty gdzie się wybierasz? - spytała Amy, wiercąc się na kanapie przed telewizorem.
- Po odpowiedzi - rzuciłam, zakładając czarne trampki. - Możesz pójść ze mną albo zostać tutaj. Chcę wiedzieć, co mam robić i do czego tak naprawdę zostałam wybrana.
Kotka cicho westchnęła i podbiegła do mnie. Zaczęła się łasić i mruczeć.
- Nie bądź na mnie zła - poprosiła, przymilając się. - Chciałabym ci powiedzieć wszystko, ale to byłoby za dużo. Wiedzę muszę ci przekazywać stopniowo... Takie są zasady.
Wzięłam głęboki oddech.
- Dobra. Trzeba czekać, to poczekam... Ale i tak pójdę do lasu.
Amy zachichotała i otarła się o moją kostkę.
- Między innymi dlatego cię wybrali, uparciuchu...
Delikatnie wsadziłam ją do kieszeni i zamknęłam za sobą drzwi.
Po kilkunastu minutach marszu byłam już w lesie. Postawiłam Amy na ziemi i ruszyłam przed siebie. Nie musiałam długo czekać, by zobaczyć zielone oczy wielu kotów. Obserwowały każdy mój ruch, jednak nie podchodziły bliżej. Moja opiekunka zniknęła w ich tłumie bez słowa.
Wspięłam się na wysokie drzewo i z wielką zwinnością zawisłam głową w dół. Zamknęłam oczy i zaczęłam się delikatnie huśtać. Cisza panująca w lesie została zmącona przez głośne pomruki. Otworzyłam oczy i podciągnęłam się na gałęzi. Ostrożnie zeskoczyłam z drzewa i rozglądnęłam się. Zauważyłam tygrysa, który mnie uratował przed pumą.
- Coś kiedyś i tak mnie zje... - mruknęłam pod nosem i powoli ruszyłam w kierunku dzikiego kota.
Usiadłam w odległości paru metrów od tygrysa, cały czas patrząc mu w oczy. Zwierzę po paru sekundach znalazło się przy mnie. Kot zaczął się o mnie ocierać, lizać mnie po twarzy. Już po chwili leżał na mojej nodze i podgryzał mi bardzo delikatnie palce.
- Młody, zejdź z mojego uda - rzuciłam z udawaną złością. - Krew nie dopływa mi do stopy!
Otworzył jedno oko i głośno ziewnął. Zwlekł się ze mnie, ociągając się. Wstałam, ale mocno się zachwiałam, bo nie czułam nogi. Tygrys podskoczył do mnie i podparłam się na nim. Zawarczał cicho. Zdezorientowana spojrzałam na niego. Łeb miał zwrócony na północ, zmarszczył nos i obnażył kły. Powoli ruszył. Cicho stawiał łapy, uważnie wpatrując się w coś między drzewami. Zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku z wiklinowym koszykiem. Nawet z tak dużej odległości mogłam z pewnością stwierdzić, że to grzybiarz. Kucnęłam przy drzewie i obserwowałam przebieg wydarzeń. Tygrys zachowywał się coraz głośniej, aż dorosły go zauważył. Mężczyzna rzucił się do ucieczki, a kot jeszcze chwilę potem wypatrywał, czy człowiek nie wraca.
- Amy - szepnęłam. - Co tu się właśnie stało?
- Grzybiarz kierował się w stronę Matki. Nie możemy dopuścić, by ktokolwiek jej zagrażał - usłyszałam w odpowiedzi. - Sargas chroni nas wszystkich.
- Sargas...? - zdziwiłam się, ale nie miałam czasu na więcej pytań, bo tygrys już wrócił, wyraźnie spokojniejszy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top