3

  Przekręciłam się na plecy i usiadłam. Michael krztusił się ze śmiechu. Turlał się na trawie. Rzuciłam w niego cukierkiem.

- Scott! Weź się ogarnij!

  Blondyn już otwierał usta żeby coś powiedzieć, gdy niespodziewanie przebiegł między nami jeleń a w ślad za nim sarny. Wyglądały na przestraszone. Usłyszałam groźne pomruki i ryki.

- Emma... - szepnął Michael, wpatrując się w drzewa.

- Tak? - odszepnęłam.

- Uciekaj. Za jeleniem. Potem idź prosto do domu.

  Zerwałam się z miejsca i pobiegłam. Co się działo? Obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam wielką czarną pumę i tygrysa z czarno białym futrem. Nie było tam Michaela. To dobrze. Zdążył uciec.

  Sięgnęłam do kieszeni kurtki. Amy oddychała niespokojnie. Bała się. Ja też.

  Po kilkunastu minutach biegu jeszcze raz zerknęłam za siebie. Tygrys zniknął, została czarna puma, która teraz biegła za mną. I przerażająco szybko mnie doganiała. Przyspieszyłam, jednak nie widziałam jelenia ani saren. Nagle coś skoczyło na moje plecy i przewróciło mnie na ziemię. Kątem oka dostrzegłam czarny łeb i białe kły. Olbrzymią łapą uderzyła mnie w żebra. Rozcięła mi koszulkę i skórę. Krzyczałam i płakałam. Byłam przerażona. Tygrys pojawił się znikąd. Skoczył na pumę. Mogłam uciec, ale nie miałam siły. Rana w okolicach brzucha bolała mnie okropnie, a ból promieniował na całą klatkę piersiową. Spod koszulki wypłynęła strużka krwi. Była bardzo ciemna, czarna. Przeraziło mnie to. Próbowałam, naprawdę chciałam uciec. Nie miałam siły. Nie miałam siły...


*********   


  Otworzyłam oczy. Od razu sięgnęłam ręką do rany. Jednak była tam tylko blizna. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej. 

- Amy, co to było? - zapytałam kotkę.

  Wyskoczyła z mojej kieszeni i przytuliła się do mojego brzucha.

- To był wysłaniec wroga - odpowiedziała. Cała się trzęsła. - Nazywa siebie Księżycowym Panem. Próbuje odnaleźć serce naszego ludu. Właśnie dlatego powołano was. 

  Zmarszczyłam brwi.

- Czekaj, czekaj. Kto jest tym Księżycowym Panem? Ta puma? I o co chodzi z tym sercem? Jeszcze tylko napomknę, że ani słowem nie wyjaśniałaś mi ostatniej kwes...

- Emma!

  Schowałam Amy do kieszeni i zaczęłam się rozglądać. Między drzewami biegł do mnie Michael.

- Dokończymy w domu tę rozmowę - szepnęłam. 

  Kotka coś mruknęła i wbiła mi pazury w skórę. Syknęłam na nią cicho. 

- Wszystko dobrze? - zapytał Michael. - Gdy wyszedłem się z lasu chciałem sprawdzić czy udało ci się wrócić, ale nie było cię w domu... Przestraszyłem się... Nie powinniśmy się rozdzielać...

- Michael... - powiedziałam i popatrzyłam na jego oczy. Były zaczerwienione i szkliste, jakby dopiero co płakał. - Już dobrze, nic mi się nie stało. Tylko rozdarłam sobie koszulkę, gdy biegłam, widzisz? Nie mam żadnych kocich zdolności...

  Chłopak zaśmiał się i pociągnął lekko nosem. Włożyłam ręce do kieszeni skórzanej kurtki. 

- Chwila - odezwałam się.

- Coś nie tak? - zmartwił się blondyn.

  Pokiwałam głową.

- Gdzie są moje cukierki? - zapytałam, zachowując powagę.

  Michael zakrył twarz dłońmi, a po chwili zaczął się głośno śmiać. 

- Cicho! - uderzyłam go w ramię. - Mówiłam poważnie. 

  Chłopak mnie nie słuchał. 

- A jeżeli te dzikie koty wrócą? 

- Nie wrócą - zapewnił Michael. - Widziałem wszystko, gdy cię szukałem. Tygrys przegonił pumę. 

  Popatrzyłam na niego z uniesionymi brwiami.

- Tygrys jest dobry - powiedział. - Spróbuj go kiedyś pogłaskać. Nie zrobi ci krzywdy.

- Chyba śnisz - zaśmiałam się na jego pomysł. - Głaskać dzikiego tygrysa? Czy twój mózg wyjechał na wakacje?

- I to All Inclusive - odparł chłopak z powagą. - A teraz chodź. Trzeba kupić cukierki dla Karmelowego Potwora. 

  Prychnęłam, ale poszłam za Michaelem. 

  Kupił mi paczkę cukierków i odprowadził do domu.

- Wejdziesz? - zaprosiłam go.

  Zastanawiał się przez chwilę, ale pokręcił głową.

- Ee... Powinienem się pouczyć na sprawdzian z biologii... Żaba ostatnio dostała jakiegoś bzika i ciągle nam robi testy.

  Pokiwałam głową. Nasza nauczycielka, pani Smithoms, uśmiecha się jak żaba, gdy patrzy na uczniów głowiących się nad jej sprawdzianami. Uśmiech nie schodził jej z twarzy na lekcji o wewnętrznej budowie żab. Oczywiście zorganizowała nam prezentację. Dziewczyna z mojej klasy musiała pół godziny stać w deszczu przy głównej drodze żeby złapać piękny okaz żaby moczarowej.   

- Myślisz o Edzie? - pytanie Michaela wyrwało mnie z rozmyślań.

  Ed. Tak nazwaliśmy żabę, która pół godziny później została pokrojona. Okazało się wtedy, że był dziewczyną, jednak dla uczniów pozostał Edem.

  Pokiwałam głową. Blondyn wyszeptał:  "Niech spoczywa w pokoju", a ja wybuchłam śmiechem. Wyciągnęłam z paczki jednego cukierka i rzuciłam go Michaelowi.

- Idź i zakuwaj! Żeby Ed był z ciebie dumny! - zaśmiałam się.

- Dobra - odparł. - Wspominanie Eda jest trochę dziwne...

  Zachichotaliśmy i pożegnaliśmy się. 

  Usiadłam na kanapie w salonie i odezwałam się do Amy:

- No, kochana, teraz opowiadaj. O co w tym wszystkim chodzi? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top