Chapter 36 - PIĘKNOŚĆ SIĘ ODWAŻYŁA
~ Witam ^^ Rozdział napisany na 6k słów ^^ Trochę ciężko było przez te upały. Po prostu jest okropnie T.T Miłego czytania ^^
Dowódca szepczący te słowa w spragnione usta najlepszego przyjaciela, sprawił, że do dawnego zwyczaju, doszła nowa funkcja pocieszania. Jeongguk całował, kochał i pożądał, ale nie był w impulsywny. Te dwie poduszki w kolorze karmazynu czule posuwały się między wargami Taehyunga, który oddawał się temu cudownemu uczuciu roznoszącego się ciepła i wilgoci. Dłoń dowódcy obejmowała mokry policzek przyjaciela, nie mogąc za każdym pocałunkiem obejść się od myśli, że pocałunki Taehyunga były inne, wyjątkowe i oddane. Czuł, że tylko on mógł poczuć tę wyjątkowość i oddanie. Nie chciał zgadywać i mówić w imieniu Taehyunga, ale przy jego pocałunkach, czuł się jedynym mężczyzną w jego sercu. Być może było to ryzykowne stwierdzenie, ale właśnie tak czuł. Nie używali języków, nie ponosili się pożądaniom, po prostu ocierali się wargami, czy muskali. Dowódca w niedosycie zagryzł się na dolnej wardze aktora, delikatnie szarpiąc ją ku sobie. Taehyunga usta się przez to rozchyliły, a ciche stękniecie, przedostało się przez gardło.
Taehyung miał świadomość uczuć Jeongguka. Czuł, że naprawdę go pragnie i kocha. Nie rozumiał tylko, jak nie mógł zauważyć osiem lat temu jego uczuć. Jeśli to jego kochał, dlaczego był z Ryuchae? Dlaczego, gdy potrzebował jego wiary, miłość nie była silniejsza od manipulacji Jaechona i Ryuchae? Czy sama miłość to za mało, aby móc być ponad ich wpływy?
Drżące i ciepłe dłonie umiejscowiły się na rozpalonych policzkach dowódcy, któremu wciąż towarzyszyła gorączka. Patrzył lękliwie w sarnie oczy, widząc, że nie widzą nic prócz jego osoby.
— Czy teraz jest lepiej?
— Lepiej — odpowiedział.
— Auuuuuuuuuuuuuu~
Obydwaj usłyszeli wycie z głębi lasu, przez co dłonie aktora opuściły policzki dowódcy. — Lepiej wracajmy. Wciąż masz gorączkę, a las nie wydaje bezpieczny — powstał, a Jeongguk uczynił to samo.
— Może to zranione zwierzę — rzekł z namysłem, po czym spojrzał na chłopaka. — Ale masz rację, lepiej wracajmy. Tylko nigdzie potem nie wychodź, nawet jeśli usłyszysz dźwięk z zewnątrz, nie próbuj beze mnie wychodzić — rzekł z przesadną powagą, martwiąc się o aktora. Po tym co się stało, nie chciał, aby ponownie doszło do ataku Jaechona. Nie wiedział dokładnie, co zaszło między nim a Jaechonem, jednak Jaechon był na tyle głupi, żeby do niego strzelić, więc nie wiedział, co mógł chcieć zrobić Taehyungowi. Z uwagą przyglądał się twarzy czy widocznej skórze, doszukując się śladów pobicia, jednak niczego nie dostrzegł.
— Nie martw się. Nigdzie sam nie wyjdę.
W tym samym czasie dowódca Min Yoongi wyskoczył z namiotu wraz z latarką w ręku, słysząc przeraźliwy krzyk. Oświetlił drogę, widząc biegnącego Jimina, który najwidoczniej był właścicielem przesadnego krzyku. — Z drogi! — pisnął, mijając skołowanego dowódcę. Park wszedł pośpiesznie do namiotu, a Yoongi udał się za nim.
— Co się stało, że darłeś ryja na pół lasu? — zapytał, a Jimin przez jego pytanie bardziej poczerwieniał.
— Coś ujebało mnie w tyłek — odpowiedział zdenerwowany, rozpinając pospiesznie spodnie, chcąc sprawdzić, jak wygląda ugryzienie.
— Czekaj! Chcesz to robić na moich oczach?
— To się odwrócić idioto. Nikt nie każe ci patrzeć, a tym bardziej ja! — podniósł w rozdrażnieniu, suwając spodnie. Pozostając w bieliźnie, wziął małe lusterko z torby, starając się dostrzec ślad ugryzienia. Widząc zaczerwienienie w okolicy bąbelka na prawym pośladku, wykrzywił w zniesmaczeniu wargi. — Dlaczego? No dlaczego?! Jeszcze brakowało mi tego, żebym całą noc się po tyłku drapał — stęknął niezadowolony. Yoongi słysząc słowa chłopaka, spojrzał w stronę ugryzienia. — Nie patrz! — pisnął, zdzielając dowódcę w twarz.
— Kurwa, co ty robisz?! — chwycił się za bolący policzek.
— To po co gapisz się na mój tyłek?!
— Bo przeżywasz — odpowiedział zirytowany, patrząc na zrozpaczoną twarz Jimina.
— Ciekawe czy ty byś nie przeżywał, gdyby coś ugryzło cię w tyłek — zapłakał żałośnie. Yoongi westchnął ociężale.
— Przestań dramatyzować. Połóż się, to ci to nasmaruje — powiedział, a Jimin zmierzył mężczyznę pełnym nieufności spojrzeniem.
— Myślisz, że pozwolę ci dotykać moich booty?!
— Nie denerwuj mnie — zirytowany, nie mając wyjścia, chwycił Jimina za kark, siłą przyciskając jego ciało do śpiwora.
— Co ty robisz?! Puszczaj! — wiercił się niespokojnie, gdy uda zostały zablokowane przez nogi dowódcy. Po kilku minutach ciągłej walki Jimin leżał bezsilny z półnagim tyłkiem na wierzchu.
— To będzie chwila — powiedział, lecz jabłko Adama dowódcy Min poruszyło się niespokojnie. Czy to było właściwie? Widok tak obnażony i piękny, rozpalał wszystkie myśli dowódcy. Wiedział, że powinien skupić się na pogryzieniu, jednak czuł niepohamowaną chęć zrobienia czegoś zupełnie sprzecznego z poprzednimi zamiarami.
Odchrząknął kilka razy, chwytając za maść na ugryzienia, rozprowadzając ją na prawym pośladku szeregowego Park.
— Och... — sapnął Jimin, czując ulgę, gdy zimna maść spotkała się ze skórą, z drugiej strony dotyk dowódcy przeszył go po całym kręgosłupie. Miły i szorstki dotyk sprawiał, że niekontrolowanie się zarumienił.
— Po sprawie. — zszedł z chłopaka, który podniósł się do siadu, podwijając portki. Właściwie było mu niezmiernie głupio spojrzeć na dowódcę. Jednak był Park Jiminem, nieznającym słowa wstyd. Zdzielił się dłońmi w policzki, musząc zapanować nad wrzeniem krwinek. Cholera! Jak może reagować w ten sposób na szoguna? To się nie może dziać! Z drugiej strony świadomie liczył na to, że coś się wydarzy między nimi.
Yoongi odchrząknął, będąc niespokojnym. Właśnie teraz jak nigdy potrzebował osamotnienia, by móc oswobodzić się z sił wyższych, trzymających jego penisa w napięciu i silnym pulsowaniu. Niezmiernie znosił w tej chwili katusze, a nie mógł pokazać tego przed szeregowym.
— M-Musze wyjść.
— Dokąd? — Park odważnie spojrzał na poddenerwowanego mężczyznę, którego jasna skóra nienaturalnie błyszczała. — Gorąco ci?
— Muszę wyjść — powtórzył, czując, że jeszcze chwila i eksploduje.
— O tej porze? Niby dokąd cię ciągnie?! Nie możesz mnie zostawić. Nie chcę być sam w namiocie i to w nocy. Oglądałem wiele horrorów i jak towarzysz mówi, że musi wyjść, to nigdy nie wraca — mówił przewrażliwiony, a nie widząc reakcji dowódcy, zdesperowany chwycił za materiał jego koszuli. — Rozumiesz?! Nikt nie wrócił!!!
— Ta... Rozumiem — cmoknął bezemocjonalnie. Obydwaj w długim milczeniu wpatrywali się w siebie. Yoongi był zdesperowany, aby dopomóc sobie w potrzebie, Jimin zaś obawiał się puścić dowódcę w obawie przed atakiem paranormalnej istoty. Całkiem niekompatybilni. Jimin nie rozumiał, dlaczego Yoongiemu zależy na wyjściu, przez co upierał się, nie chcąc umożliwić mężczyźnie wyjście na zewnątrz. — Góra piętnaście minut i jestem z powrotem. Wytrzymasz bez schizowania — burknął, po czym odwrócił się z zamiarem wyjścia. Jednak skąd mógł wiedzieć, że Jiminowi strzeli do głowy pomysł, aby się na niego rzucić. Upadł twardo plecami na ziemię, a Jimin siedział na nim okrakiem, naciskając nieumyślnie na twardy zwód, przez który dowódca żałośnie zaskomlał.
— Jeśli jesteśmy parą w tym zadaniu, musimy żyć na moich warunkach — oznajmił, a dowódca uniósł wysoko brwi.
— Żartujesz? Jesteś małym tchórzem, wyjącym jak jeleń po zestrzeleniu, kiedy ugryzł cię komar w dupę, niby jak ty możesz tu dowodzić? — zapytał, nie ukrywając szyderczego uśmiechu.
— Ryj! — podskoczył na nim, a dowódca przez kolejny silny nacisk, wyzionął ducha. Jednak Jimin otworzył szerzej oczy wyczuwając twardość narządu po pośladkami, przez co zapłonął jak znicz olimpijski. - Ty...
— ...
Niezręczne spotkanie dwóch par oczu w kompletnej ciszy, sprawiło, że obydwaj mieli ochotę zakopać się pod ziemię.
...
...
Głuchą i niezręczną ciszę przerwało nieznaczne poruszenie Jimina, który zszedł niżej, a zmieszane oczy dowódcy podążały za nieprzewidywalnym chłopakiem.
— CO TY... !
— Zamknij się, pomogę ci...
— !
Uspokojony i pełny myśli aktor leżał obok dowódcy, którego ciało wciąż wrzało gorącem. Jednak mężczyzna był w tej chwili kontaktowy, a trzymając dłoń Taehyunga czuł się dużo spokojniejszy. Nic bardziej nie mogło uspokoić jego duszy od bezpieczeństwa najlepszego przyjaciela. W namiocie było ciemno, ledwo mogli się ujrzeć, ale mimo wszystko w głuchej ciszy wpatrywali się w siebie z niespokojnymi biciami serca. Obydwaj byli spokojni, widząc, że mogą na siebie liczyć. Jednak dowódca czuł się znacznie bardziej zmęczony, więc jego oczy długo nie wpatrywały się w piękną twarz aktora, bardzo szybko pogrążając się w głębokim śnie. Nie prosił o nic najlepszego przyjaciela, ani nie martwił go pytaniami, po prostu chciał trzymać jego dłoń, gdy pogrąży się w śnie. Taehyung przyglądał się spokojnej przystojnej twarzy, niepewnie umieszczając na gorącym policzku szczupłe palce. Jeongguk spał głęboko od dobrych trzydziestu minut, przez co czuł się zrelaksowany, wykonując odważniejsze gesty do mężczyzny, który był i zawsze będzie jedynym w jego sercu. — Gguk, chciałbym ci to wszystko wyjaśnić... Chciałbym, żebyś wiedział, jak wiele złego spadło na moje życie osiem lat temu... Jak kochałem, i jak traciłem. Kochałem i nienawidziłem. Sercem pozostawałem czysty, ciałem się sprzedawałem. Naprawdę... będziesz się mną brzydził, gdy tylko się dowiesz — mówił z bólem, czując, że każde słowo jest sztyletem, drażniącym delikatne serce. — Wiedz tylko, że moje życie upadło, a ja wraz z nim. Nie miałem wtedy nikogo...
~Flashback
Jeongguk siedział na dachu, który niegdyś był miejscem spotkań między nim a byłym przyjacielem. Siedział na krawędzi dachu z puszką piwa. Niebo zszarzało, a światła lamp ulicznych rozpaliły się jeden po drugim. Patrzył mętnym wzrokiem na ten proces, próbując nie zamartwiać się niedorzecznymi myślami. — Minął miesiąc... a ty... ty... nie masz czelności przyjść do naszego miejsca? Cały miesiąc... cały miesiąc tu czekam... Jak możesz zgubić uparty charakter i nie przyjść mi tego wyjaśnić?! — wykrzyczał poruszony i pijany. Pojedyncze łzy popłynęły wzdłuż policzków, między żałosnym uśmiechem młodego chłopaka, który nie widział czy się śmiać, czy płakać. Minął miesiąc od czasu, kiedy po raz ostatni widział Taehyunga, poniżając go za zdradę zaufania i wykorzystanie Ryuchae. Miesiąc... a Taehyung ani razu nie pokazał mu się na oczy. Szukał go w szkole, ale i tam nie pokazał się od czasu incydentu. W ich miejscówce również nie było po nim śladu. Dlaczego? Dlaczego to on okazywał urazę? W końcu to on był zły. Jak Taehyung mógł mieć czelność trzymać urazę i go unikać.
Był zły. Czuł nienawiść na myśl o Taehyung. Potem ta nienawiść mieszała się z gorzkim smakiem piwa, a następnie ze słonymi łzami. Nienawiść stawała się goryczą, a potem przychodził smutek. — Taehyung... kurwa mać, jak możesz mi to robić?! Nienawidzę cię, ale kurwa nie potrafię naprawdę znienawidzić — zacisnął drżące wargi wraz z mokrymi powiekami. — Tęsknię za tobą...
— Tu jesteś — usłyszawszy głos Ryuchae, otworzył mokre powieki. — Dlaczego codziennie siedzisz na tym dachu? Chcesz tu zamieszkać, kochanie? Czy to nie był przypadkiem twoje miejsce spotkania z Kim Taehyungiem? — pytał, idąc w kierunku mężczyzny, który z niewiadomych przyczyn poczuł przepływ gniewu. Zszedł z krawędzi dachu, wstając.
— Nikt tu nie wejdzie. Jeśli nie jesteś nim, zgub się — powiedział wyraźnie, lecz z chłodem, który przeszył Ryuchae.
— Kochanie... — zmartwiony, patrzył w ciemne oczy, które łzawiły i biły nienawiścią. — Nie zadręczaj się nim. Nie możesz być dla mnie taki, po tym co mi zrobił — udał zasmuconego i pokrzywdzonego. Jednak klatka piersiowa Jeongguka ani trochę się nie uspokoiła. Zamiast się opanować, był bardziej rozdrażniony.
— Czego ty nie rozumiesz?! Nikt prócz Taehyunga nie może tu wejść! — podniósł w zdenerwowaniu głos, a zdesperowany Ryuchae podbiegł do niego, podtrzymując desperacko ręce na klatce piersiowej.
— Przestań na niego czekać. Zapomnij o nim — spojrzał z desperacją w czarne oczy Jeongguka. — Niech to miejsce stanie się nasze — dodał, a te słowa dźgnęły Jeona, którego brwi się zmarszczyły, powodując, że nawet ostre zmarszczki pojawiły się między brwiami.
— To miejsce... Nigdy nie będziesz do niego należał. To moje i Taehyunga. Będę na niego czekał.
— Po co?! Po co chcesz na niego czekać?! Czy już wcześniej wszystkiego z nim nie wyjaśniłeś?! Co ty chcesz jeszcze z nim wyjaśniać?! — zapytał zdenerwowany. — Zapomnij o nim!
— Chciałbym porozmawiać z nim sam na sam bez świadków. Chciałbym usłyszeć więcej, chciałbym... ja... chciałbym go zrozumieć — zamknął powieki, a łzy nie przestawały, opuszczając jego oczy, które poniosły się bólem pustki po najważniejszej osobie w swoim życiu. Nie mógł pozbyć się uczucia rozdarcia. Ryuchae patrzył na niego z niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć, że po tym, co przygotowali z Jaechonem chłopak wciąż pozostawał żałosny.
— Co z tobą? Dlaczego jesteś tak zdesperowany zobaczeniem osoby, która mnie skrzywdziła? Czy ty masz w ogóle jakieś poczucie winy?! — zapłakał, musząc zrobić z siebie pokrzywdzonego. Wzrok Jeongguka zawahał się, patrząc na partnera.
— Przepraszam... Wiem, że przeze mnie do tego doszło. Wiem, że cierpisz, ale proszę... zrozum, że Taehyung był osobą, która była przy mnie przez prawie całe moje życie. Jak mogę nie czuć się zawiedziony? Jak mogę za nim nie zatęsknić? — zapytał, a Ryuchae z trudem powstrzymywał się przewróceniem oczami.
— Ja wiem... — wtulił się w mężczyznę, który spiął się przy objęciu Ryuchae. — Jednak twoje czekanie jest zbyteczne.
— Co masz na myśli?
— Widzę, że słyszałeś o tym — westchnął, odsuwając się od zaniepokojonego chłopaka. — Rodzina Kim opuściła Busan. Twój przyjaciel uciekł bez żadnego pożegnania — wyznał, zaskakując Jeona, który w oszołomieniu, zrobił krok w tył. — Dlatego właśnie nie rozumiem, dlaczego w ogóle za nim płaczesz i liczysz, że wróci do ciebie, aby ci się tłumaczyć z tego, co mi zrobił — pokręcał głową. Jeongguk jak był wcześniej blady, tak teraz stał się biały niczym czysta kartka papieru.
— On nie mógł...
— Właśnie, że mógł. Przestań się oszukiwać, kochanie. To ja cię potrzebuję. Nie próbuj usprawiedliwiać w swoim sercu tego, co uczynił. Dobrze wiesz, że nic tego nie zmieni — rzekł, przytulając Jeongguka, który nie mógł uwierzyć, że Taehyung naprawdę uciekł, jak tchórz. Jeongguk chwycił za ramiona chłopaka, odsuwając od siebie.
— Jeśli to zrobił, tym bardziej nie zasługuje na wybaczenie, na przyjaźń i zrozumienie. Jednak... Ty... Nigdy więcej tu przychodź — rzekł ostro, po czym minął zaskoczonego Ryuchae, który po jego odejściu, zamrugał kilka razy oczami, nie mogąc uwierzyć, że nawet po tchórzliwym odejściu Kim Taehyunga, zamierzał zachować w sercu to miejsce. Z drugiej strony było jeszcze jedno wyjątkowe miejsce w Busanie, które połączyło tę dwójkę nicią przeznaczenia, a jednocześnie stało się sztyletem w sercu Kim Taehyunga.
— Jaki on żałosny — prychnął.
Tego samego dnia o późnej godzinie do drzwi domu rodziny Kim dobiegło pukanie, które z chwili na chwilę stawało się coraz bardziej nie do zniesienia. W końcu ktoś otworzył drzwi zdesperowanemu nastolatkowi, a była to gosposia, która zdziwiła się na widok znajomego chłopaka. — Jeongguk? Co cię sprowadza o tej godzinie? Państwo i Taehyung wyjechali kilka dni temu — poinformowała.
— Naprawdę wyjechali? Mogę wejść? — zapytał, a gosposia nie widziała w tym żadnego problemu, aby wpuścić przyjaciela Taehyunga. Rozejrzał się po wnętrzu domu, kierując się prosto do znajomej sypialni. Wszedł do środka, jednak wszystko wyglądało tak, jak zapamiętał. Meble wciąż stały, łóżko było zaścielone, ulubione poduszki Taehyunga były na swoim miejscu. Na półkach wciąż stały drobiazgi, a szczególnie na nich dominowały ramki z fotografiami. Zajrzał do szafy, jednak tym razem się różniła, gdyż jej zawsze pełne wnętrze było opustoszałe. Sprawdził praktycznie wszystko, jednak pominął biurko, na którym leżała odwrócona kartka. Może, gdyby ją dostrzegł, inaczej wszystko by się potoczyło... W każdym razie rodzina Kim naprawdę wyprowadziła. Rzecz jasna mieszkanie zostali pod opieką gosposi. To dawało Jeonggukowi nadzieję, że być może za jakiś czas wrócą.
— Dokąd się przenieśli? — zapytał.
— Pan i Taehyung pierwsi wyjechali. Potem dopiero pani. Mówiła, że do stolicy się przenoszą i mam dbać o mieszkanie, bo będzie przyjeżdżała — odpowiedziała, a Jeongguk przytaknął w zrozumieniu głową. Nie mógł dłużej zostać w mieszkaniu rodziny Kim.
Po tym zamknął się w domu, a właściwie w swoim pokoju, myśląc nad tym, co wydarzyło się między nim a najlepszym przyjacielem. Część jego serca rozpaczała z tęsknoty, a druga część była pełna urazy i nienawiści. Kochał i pożądał Taehyunga, naprawdę... nikt tak nie poruszał jego serca, jak ta jedna osoba, która w przeciągu miesięcy stała się mu tak obca. Czy popełnił błąd, tchórząc przed własnymi uczuciami, uciekając do innej osoby, byleby zaspokoić pożądanie? Z pewnością był temu winny. Przez własne tchórzostwo skrzywdził trzy osoby, siebie, Taehyunga i ostatecznie Ryuchae, który przez jego lekkomyślność został zgwałcony. Musiał mu to wynagrodzić. Skoro Taehyung uciekł przed odpowiedzialnością, to on ją weźmie na własne barki.
Tygodniowe użalenie się nad własnym życiem zakończyło się w dniu, w którym Jaechon przygotował imprezę, aby pocieszyć Jeongguka. Było wiele ludzi ze szkoły i nie dbał o nic. Jedynie czule opiekował się Ryuchae, który ani na chwilę nie opuszczał jego objęć. Naprawdę wtedy poniósł się i wiele wziął. Musiał zaspokoić dziurę w sercu.
— Nie mów, że cały czas o nim myślisz — odezwał się Jaechon.
— Mam go gdzieś. Skoro wyjechał... to był niewartym śmieciem — rzekł gorzko, zadowalając tymi słowami Ryuchae, który ucałował go w policzek.
— Nie wygląda na to. Wygląda to tak, jakbyś naprawdę za nim tęsknił i próbował zapić to uczucie — Jaechon drażnił się z nim, mając niemały ubaw z żałosnego Jeongguka.
— Jaechon! — Ryuchae skarcił mężczyznę.
— Nie... on ma rację — przyznał rację Jaechonowi, wstając na równe nogi. Trzymał w dłoni puszkę piwa, a jego dźwięczny głos, dotarł do uszu wszystkich gości. — Wszyscy! Musimy dziś dobrze pić i się bawić. Trzeba uczcić chwilę, gdy śmieci zwane Kim Taeyungiem moim przyjacielem, same się wyniosły. Wypijmy za to! — zawołał, a jedni byli tymi słowami zmieszani, a drudzy głośno salutowali. Jaechon miał niemały ubaw, musząc pochylić Jeonowi głowę za możliwość rozbawienia go tego wieczoru.
Jeongguk porządnie upił się tego wieczoru, nie będąc w stanie zająć się własnym chłopakiem. Pił i palił, pogrążając się w żałosnej trwodze. Około drugiej w nocy ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Jeon siedział samotnie przy stole, wlewając do gardła ostatni kieliszek wódki. Po tym wstał chwiejnym krokiem, mijając leżące osoby na podłodze, jedni byli ubrani drudzy półnadzy, a niektórzy jeszcze się bawili. Nie czuł się najlepiej, dlatego wyszedł na zewnątrz. Świeże powietrze sprawiło, że policzki zawrzały gorącem, a on oparł się o ściany budynku, stojąc na tyłach domu. Oczy miał zaszklone, nie potrafiąc opędzić się od myśli "On mnie opuścił, on już zniknął i nigdy nie wróci". W tym żałosnym myśleniu uniósł wzrok, zauważając czerwone światłe dobiegające z niewielkiego budynku w ogrodzie. Właściwie nigdy wcześniej nie zainteresował się tym budynkiem, myśląc, że to tylko schowek. Podszedł chwiejnym krokiem do budynku, zatrzymując się przed oknem, z którego był widoczny dobry widok, a na dodatek okno było uchylone, przez co dźwięki ze środka były wyraźnie słyszalne. Zmrużył oczy, widząc zaskakującą sytuację.
— Ach... Kurwa dobrze! — jęczał Ryuchae, klęcząc tyłem do umięśnionego i dużego faceta, którego kutas przedzierał się, jak bestia przez ciasne ścianki. Ryuchae było naprawdę dobrze, wyginał plecy, wijąc się jak dobrze pieprzona kocica. Z jakiegoś powodu ten widok nie zranił i nie dobił Jeongguka, który wpatrywał się w tę sytuację, poczuł...
Pragnienie.
Właśnie, pragnienie.
Patrząc na tę sytuację pijanym wzrokiem, nie widział tam Ryuchae czy Jaechona, a siebie i własne pragnienie. On pełen wigoru i pożądania, a przyjmującym tę płonącą wielkość był słodki i niewinny przyjaciel. Nie mogąc trzymać go w ten sposób tyłem do siebie, położyłby go widokiem na jego spragnione oczy, mogąc chłonąć widok rozkoszy tej piękności...
Ta męskość płonęła wraz z tym jakże pożądliwym widokiem własnej fantazji, a między ustami padło krótkie słowo. — Chcę... — wtedy ta męskość ociekała wilgotnym śluzem, dochodząc bez dotyku. Oszalał. Był nienormalny, ale cholernie szczery w tej fantazji.
Nie mogąc znieść tego rozrywającego duszę uczucia, szybko odszedł, kierując się w kierunku wyjścia. Rozpalony i przesiąknięty podnieceniem, nie wiedział, co ze sobą czynić. Pamiętał, że ktoś podszedł, a następnego dnia obudził w domu chłopaka, który mieszkał w okolicy. Był bardzo przystojny, mógłby przyznać, że delikatny, jak Taehyung. Za to oczy tej osoby były w kształcie migdałów i ostro podkreślone makijażem. Wpatrywał się w niego opuchniętymi oczami, gdy leżał bez ubrań pod pierzyną.
— Obudziłeś się w końcu — uśmiechnął się pogodnie, siadając na łóżku, mając na sobie jedynie za dużą koszulkę.
— Kim ty jesteś? — zapytał, próbując wrócić do racjonalnego myślenia. W tym czasie przypomniał sobie Ryuchae i Jaechona, a potem siebie i Taehyunga, a potem tylko Taehyunga w różnych pozycjach pod nim, na nim.
— Choi Minseok. Mieszkam w okolicy — odpowiedział spokojnie. — Byłeś niedaleko domu Lee Jaechona. Nie masz ciekawych znajomych, ale było mi cię żal — wyjaśnił, wpatrując się w zmieszanego mężczyznę. — Gdybyś nie był przystojny, z pewnością bym cię olał.
— Nie rozumiem, jak się tu znalazłem? — zapytał, rozglądając się po jasnym pokoju.
— Przyprowadziłem cię tu. Byłeś pijany i nie wyglądałeś najlepiej.
— W takim razie, dlaczego jestem bez ubrań?
— To następna sytuacja. Właściwie to zachowałeś się dziwnie. Po tym, jak cię przyprowadziłem, rzuciłeś się na mnie, ale nie byłeś agresywny, wręcz przeciwnie, dlatego przespałem się z tobą — oznajmił, nie widząc w tym nic zaskakującego. — Byłeś bardzo czuły, ale nie mówiłeś do mnie. Cały czas nazywałeś mnie Taehyungiem — dodał, a oczy Jeongguka otworzyły się szerzej.
— Przepraszam, nie powinien, ja... byłem...
— Spoko, byłeś pijany, naćpany i w dodatku napalony. Z kim się zadajesz, takim się stajesz, wiedziałeś? — uniósł wysoko brew.
— Co masz na myśli?
— To, że Jaechon jest świnią i rucha jak popadnie. Rozkapryszony bachor, lepiej na niego uważaj — odpowiedział szczerze, gdyż było mu żal chłopaka. — Kim jest ten Taehyung? — zapytał, a Jeongguk opuścił wzrok.
— Był moim najlepszym przyjacielem.
— Byłym? Czyli coś nie wyszło. Jednak chyba nie traktowałeś go tylko jak przyjaciela — zasugerował, przypominając mężczyźnie urywki z dzisiejszej nocy. Jeonggukowi było niezmiernie wstyd, ponosząc się w ten sposób z osobą, która delikatnie przypominała mu Taehyunga. W tę noc potraktował tę osobę tak, jak zawsze chciał potraktować Taehyunga. Czule i z miłością.
— Kochałem go, ale nigdy mu tego nie wyznałem...
Od tamtej pory Jeongguk pochłonął się szaleństwem i rozpaczą, spotykając i kochając się z chłopakami, którzy choć trochę przypominali Taehyunga. Pochłonął się tą tęsknotą i pragnieniem, że po jakimś czasie przestawał się z tym ukrywać. W końcu Ryuchae dowiedział się o zdradach, a Jeongguk nie powiedział nigdy wprost, co widział na imprezie, ale oznajmił, że wie o zdradach Ryuchae. W końcu doszli do relacji, w której zdecydowali się być w otwartym związku. Po tym Jeongguk zbliżył się z Min Yoongim, który pociągnął go w kierunku wojska i nauczył funkcjonować bez wspomagaczy. Właściwie podwórkowy szogun wyciągnął do niego rękę pomocną rękę i poprowadził na dobrą drogę. Jednak przyjaźń z Jaechonem i związek z Ryuchae trwały. W końcu po otworzeniu jednostki na wyspie Jeju dowódca Min Yoongi dostrzegł uderzające podobieństwo do każdego kochanka Jeongguka. Każdy z nich zawsze miał tę samą cechę. Życzliwość i nieśmiałość. Następnym uderzającym podobieństwem była budowa ciała, a czasem bardziej delikatny wygląd twarzy. Yoongiemu nie było trudno połączyć kropek, dochodząc do tego, kim naprawdę jest osoba, której dowódca Jeongguk potrzebuje i pragnie. Ta osoba była wszystkim, czego potrzebował i pragnął, a jednocześnie istniała w jego sercu jako uraza i obiekt nienawiści. To było mieszanką wybuchową dla Jeongguka, który nie potrafił odróżnić miłości z nienawiścią.
Nastał świt, o czym informowała fauna, ciężkie powieki aktora powoli się otworzyły. Obudził się w ciepłym i bezpiecznym objęciu Jeongguka. Właściwie to leżał na połowie silnego i gorącego ciała. Zatroskane oczy Taehyunga przyglądały się śpiącej przystojnej twarzy dowódcy. Nie mógł ukryć uśmiechu, przypominając sobie wcześniejszą rozmowę i to, jak odważnie Jeongguk ochronił go przed napadem Jaechona. Czyżby jego przyjaciel wracał? Czy jest świadkiem jego progresu?
Niepewnie dotknął opuszkami palców policzka mężczyzny, a czując pod palcami ciepło, zamknął w ukojeniu powieki, pragnąc, aby ten sen, w którym są razem, śpiąc obok siebie w ciepłych i bezpiecznych objęciach, nigdy się nie kończył. Zmarszczył brwi, a rzęsy aktora drgnęły, gdy nadgarstek został przechwycony, a czubki palców poczuły ciepło warg. Powoli rozchylił powieki, napotykając fantazyjne oczy dowódcy. Dreszcz przeszył Taehyunga, gdy ten beztrosko czubkiem języka dotknął dwóch palców. To było gorące i niestosowne, ale rozpaliło uśpiony żar w oczach Taehyunga. Policzki mu zapłonęły, a serce biło niespokojnie.
Boże, co on ze mną robi?
Zamknął żałośnie powieki, nie chcąc poddawać się pokusie. Dlaczego Jeongguk nie sprawiał, że bał się bliskości? Dlaczego tak łatwo wpadał i czuł potrzebę uzależnienia się od tego palącego dotyku?
— J-Jak się czujesz? — onieśmielony, odsunął dłoń, przyciskając ją do klatki piersiowej.
— Bardzo dobrze — odpowiedział, wpatrując się w zagubione oczy aktora, który usilnie próbował uniknąć jego spojrzenia. — A ty, jak się czujesz?
— Dobrze — odpowiedział krótko, podnosząc się do siadu. Brwi Jeongguka zmarszczyły się na myśl o Jaechonie i sytuacji, która miała miejsce w nocy. Po przebudzeniu miał wrażenie, że to wszystko było tylko złym snem, jednak rzeczywistość była inna. Nie wiedział, jednak co tak naprawdę chciał Jaechon. Niesłyszalnie podniósł się do siadu, a jego silna dłoń spoczęła na barku Taehyunga, który na ten dotyk zadrżał.
— Boisz się mnie? — zapytał, nie pierwszy raz zauważając nienaturalne posunięcia aktora, które były sprzeczne z jego spojrzeniem.
— Nie, nie boję się ciebie.
— To dlaczego uciekasz? Dlaczego za każdym razem, gdy cię dotknę, spinasz się albo drżysz w niepokoju? — w końcu to z siebie wyrzucił, brwi Taehyunga drgnęły, a oczy zapiekły, lecz nie uroniły łzy, za to stały się przekrwawione, gdy pytania Jeongguka były jak bolesne policzki.
— Zdaje ci się — zbył mężczyznę, którego brwi ostro się zmarszczyły. — Lepiej ruszajmy dalej — spojrzał na mężczyznę, który przytknął w zgodzie głową. Nie mając czasu na trudne rozmowy, których Taehyung za wszelką cenę chciał unikać, zdjął koszulkę, a oczy aktora się zgubiły. Napięcie odwrócił głowę. — Poczekam na zewnątrz — pospiesznie opuścił namiot, nie dając mężczyźnie na reakcję. Mechanizm Taehyunga działał samoistnie i nie mógł nic poradzić na to, że nagość była dla niego barierą nie do pokonania. Być może dlatego, że ktoś siłą zdzierał jego ubrania, być może dlatego, że to ciało poniżane było przez ból i obiektyw.
Stał na zewnątrz, gryząc skórki przy paznokciach, gdy strach niszczył go od wnętrza. Słysząc rozsunięcie zamka, niepewnie spojrzał na dowódcę, który wyszedł przebrany. — Teraz idź ty — powiedział, dając aktorowi zrozumienie na zachowanie prywatności, o którą często się upominał od początku przyjazdu do jednostki.
Cierpliwie czekał, nie robiąc niczego, co mogłoby zdenerwować chłopaka. Gdy się przebrał, obydwaj spakowali namiot i ruszyli kontynuować zadanie. Tym razem wszystko szło dobrze. Ramię dowódcy miało się lepiej, a prowadząc Taehyunga przez gęsty las, był naprawdę dobry w poruszaniu się w terenie. Gdy napotykali minę, czołgali się tak, jak instruował dowódca, a kiedy pojawiali się odgrywani terroryści, spiesznie podążali, pokonując pułapki. Taehyung musiał otwarcie przyznać, że Jeongguk nie bez powodu został dowódcą, był naprawdę dobry. Również bardzo dobrze się z nim współpracowało.
Dzisiejszego dnia aż do późnego wieczoru, wykonali dobrą robotę. Zostały im tylko jutrzejsze zadanie. Znaleźli miejsce na rozbicie namiotu. Jeonggukowi udało się znaleźć okolicę, w której znajdywało się źródło, przez co mogli szybko się odświeżyć. Obydwaj po całym dniu byli spoceni i zmęczeni. Taehyung rozłożył koce w namiocie, gdy Jeongguk bez słowa odszedł. Po przygotowaniu spania opuścił namiot z ręcznikiem w ręku. W pierwszej kolejności rozglądał się, poszukując mężczyznę. Jednak jego wzrok spoczął na przygotowanym z kamieni okręgu na ognisko, przez co się uspokoił. Jeongguk poszedł poszukać gałęzi. Udał się spokojnymi krokami do niewielkiego stawu. Przypominał uderzająco wczorajszy staw, w którym również padało źródło wzdłuż unoszącego kamiennego wodospadu. Przykucnął na ziemi, obmywając spoconą twarz. Poczuł się odświeżony po pierwszym spotkaniu z czystą wodą. Nie miał odwagi się rozebrać i wejść do wody, jednak przechodząc wzrokiem po stawie, te topazowe tęczówki rozbłysły się iskrami pożądania, widząc do połowy zanurzone ciało dowódcy Jeon. Przełknął nerwowo ślinę, skanując bystrymi oczami wyraźny zarys mięśni. Dobrze pamiętał to ciało, gdy po raz pierwszy od przyjazdu do jednostki śmiało zaprezentowało się przed nim w łazience. Pamiętał, że każdy mięsień tego mężczyzny był wyraźny i twardy. Jedna z jego rąk była wytatuowana, co jedynie dodawało mężczyźnie zwierzęcego wyglądu, dominującego przywódcę stada, przed którym niejedna osoba głośno westchnęła; Ach! Prawda była taka, że Jeongguk, którego pamiętał, całkowicie się zmienił. Już nie miał delikatnego wyglądu młodzieńca, a za to stał przed nim dorosły mężczyzna o silnym i przystojnym wyglądzie. Minęło osiem lat... obydwaj się zmienili w wyglądzie i uosobieniu, jednak niepewna była jedna kwestia... ich uczucia względem siebie.
Spojrzenia dwójki spotkały się niczym uderzający piorun. Taehyung spanikował. Zawstydzony pospiesznie uciekł, wracając do namiotu, w którym się zamknął. Siedział na kolanach, słysząc tylko własny oddech i szybkie bicie serca. Wstydził się. W końcu podglądał Jeongguka. Czuł się zażenowany i zawstydzony. Taki bezwstydny. Zamknął oczy, siedząc w długiej ciszy. Słyszał na zewnątrz dźwięki, jednak nie wyszedł. Najlepiej wolałby pójść od razu spać.
— Taehyung — usłyszał wołanie Jeongguka, a wargi niekontrolowanie drgnęły. Westchnął i niepewnie wysunął głowę z namiotu, przez co od razu uderzyło w niego światło ognia. Spojrzał na dowódcę, który przygotował dla nich ramen. — Siadaj — poklepał miejsce obok siebie. Taehyung idąc za głosem żołądka, opuścił namiot, siadając obok dowódcy, który nabrał makaronu na pałeczki, zwracając się do chłopaka. — Jedz — rzekł, a Kim niepewnie rozchylił wargi, pozwalając, aby go nakarmił. Taehyung powoli przeżuwał makaron, a jego uszu czerwieniały z każdym kęsem, gdy pikantność makaronu powalała kubki smakowe.
— Ostre.
— Niestety, ale nie zapakowali nam niczego lepszego — westchnął, dobrze pamiętając nietolerancji Taehyunga na pikantne jedzenie. Taehyung skinął jedynie głową. Nie winił Jeongguka, w końcu to nie była jego wina, a musieli się czymś pożywić. Właściwie ten ostry smak był znośny, jeśli Jeongguk go karmił, wydawał się nawet słodki. Gdy pałeczki Jeongguka zatrzymały się na dolnej wardze aktora, Taehyung z otępieniem wpatrywał się w sarnie oczy, w których ogień odbijał się bardzo wyraźnie, a jednocześnie miał wrażenie, że tych oczach dodatkowo widzi własne odbicie. — Nie umyłeś się. Nie myśl, że przeszkadzała mi twoja obecność, ale nie chcę, żebyś ze względu na mnie się nie umył — powiedział z troską.
— Podaruję sobie. Nie chcę się w tym miejscu myć — odwrócił wzrok, choć ciężko było mu znieść kąpieli, krępowała go myśl o samotnym myciu w stawie, a tym bardziej jeśli miałby być nagi.
— Okej. Nie rozumiem czegoś — zaczął, a Kim niepewnie spojrzał w jego oczy.
— Czego?
— Dlaczego boisz się nagości?
— Skąd stwierdzenie, że się boję?
— Bo gdybyś się wstydził, to byś się rumienił, a ty... jesteś przerażony — rzekł, zaskakując aktora. — Taehyung, czy ktoś cię ośmieszył bądź skrzywdził? — zapytał niepewnie, lecz uważnie przyglądając się reakcji aktora. Taehyung zaśmiał się nerwowo, wstając i zaraz siadając, a potem znowu wstał. Był niespokojny, jakby Jeongguk go przejrzał na wylot.
— Mam być z tobą szczery? — spojrzał w oczy Jeongguka.
— Tylko na to liczę.
— Tak naprawdę, ja... nienawidzę mojego ciała. Nie lubię go i nie chce go widzieć — wyznał szczerze, zaskakując dowódcę, który z wrażenia powstał.
— Taehyung...
— Widzisz... nie każdy jest pewny siebie, nie każdy siebie akceptuje. Ja ledwo znoszę własne odbicie w lustrze, więc nie dziw się mnie i nie próbuj snuć niedorzecznych teorii — dodał, nie mogąc powstrzymać cisnących się do oczu łez. Być może pominął fakt o cielesnym poniżeniu, lecz po tym poniżeniu, narodził się wstręt, a ze wstrętem zrodziła się nienawiść do siebie. Jeongguk nie wiedział, co powiedzieć. Był zaskoczony. W końcu ta osoba, to ciało, były wszystkim, co w życiu pożądał, co w sercu miłował. Nie rozumiał, jak mógł siebie nienawidzić. Taehyung wrócił do namiotu, lecz łzy, które opuszczały jego oczy, nie uniknęły wzroku Jeongguka.
Było miło i ciepło, a zaraz po tym spadł śnieg.
Jeongguk westchnął głęboko, wiedząc, że teraz nie powinien przeszkadzać Taehyungowi. Wiedział, że potrzebuje czasu na uspokojenie. Dlatego postanowił udać się nad staw, gdzie usiadł na dużym kamieniu, pokrytym leśnym mchem. Patrzył raz na gwieździste niebo w pełni księżyca, a raz na taflę wody, wsłuchując się szept zderzającej się natury z taflą stawu. Właściwie nie wiedział, co powinien czuć. Co powinien zrobić? Kochał Taehyunga, ale bardziej od tego zapragnął, aby Taehyung pokochał siebie. Również miewał dni niskiej samooceny, jak każdy człowiek miewał lepsze i gorsze dni. Nienawidził siebie z przeszłości za to, że opuścił i stracił to, co kochał. Teraz był z niczym. Żył z żalem do siebie. Sobie nie współczuł, jednak jeśli chodziło o Taehyunga... To dla niego mógłby stworzyć utopię.
Dla niego wszystko.
— Jeongguk — usłyszał cichy i słodki głos, przez co oderwał wzrok z wody i przeniósł go na chłopaka owiniętego po samą szyję kocem. Zamrugał kilka razu zdziwiony, nie sądząc, że jeszcze wyjdzie z namiotu.
— Coś się stało? Potrzebujesz czegoś? — pytał, wstając z kamienia. Szedł w jego kierunku, jednak widząc dziwne spojrzenie chłopaka, który wydawał się z czymś walczyć, nie mógł się ruszyć. Taehyung pokręcił jednak głową w odpowiedzi na jego pytania. — W takim razie, co się dzieje?
— Chciałbym... Chciałbym ci coś powiedzieć. Szczerze — powiedział, posiadając w sercu strach, który należało pokonać. Jeongguk przyglądał się z uwagą speszonej i zlęknionej twarzy przyjaciela, nie rozumiejąc, co chce mu powiedzieć.
— W takim razie słucham.
— Chciałbym wrócić do momentu, w którym wczoraj wyznałeś, co do mnie czujesz — rzekł, zamykając powieki, a w emocjach długie rzęsy drgały. Serce Jeongguka zabiło niespokojnie, nie spodziewając się, że Taehyung wróci do tego wyznania. Właściwie nie chciał więcej się narzucać, woląc poczekać na odpowiedni moment na tę rozmowę, jednak jeśli Taehyung zamierzał teraz o tym porozmawiać, czuł się przerażony, a jednocześnie gotowy na każdą możliwość odrzucenia. — Powiedziałeś, że osiem lat temu byłeś we mnie zakochany... Dlaczego w takim razie mi tego nigdy nie wyznałeś? Dlaczego kochając mnie, byłeś z innym? — pytał, a Jeongguk czuł, że te pytania z pewnością padną.
— Jeśli mam być szczery, jest mi okropnie wstyd z tego powodu. Byłem tchórzem — westchnął, opuszczając wzrok. — Pamiętasz, jak pytałem cię o mojego kolegę, który zakochał się w swoim najlepszym przyjacielu i boi się, że przez to uczucie może stracić tę przyjaźń? — zapytał, a Taehyung zmrużył powieki, dobrze pamiętając ten moment. — Pamiętasz, co wtedy powiedziałeś?
— Że lepiej nie ryzykować utraty przyjaźni przez takie uczucia — odpowiedział cicho. — Ale tak naprawdę nie chodziło o kolegę, tylko o ciebie — szepnął, czując, że w tamtym czasie był zbyt głupi, aby to zauważyć. Sam się z tymi uczuciami mierzył i zostawał przy tej teorii, przez co wtedy odpowiedział w ten sposób.
— Stchórzyłem. Zamiast ci wyznać moje uczucia, zrobiłem najgłupszą rzecz na świecie. Przespałem się z Ryuchae i zaproponowałem mu związek, w nadziei, że pomoże mi to zapomnieć o uczuciach do ciebie. Co prawda, przyszedł czas, w którym ten sposób zadziałał... Jednak nie zdawałem sobie sprawy z tego, że cię raniłem — rzekł, ciężko przeżuwając własne błędy. Taehyung patrzył na niego z niedowierzaniem.
— Czyli tak naprawdę wyrzekłeś się uczuć do mnie, chcąc mnie odsunąć w ten sposób od siebie. Czy nie pomyślałeś, że mnie tym raniłeś. Było mi przykro z powodu twojego związku z Ryuchae, ale przełknąłem to, jednak nie mogłem przełknąć odległości, która z dnia na dzień stawała się coraz większa — powiedział z bólem.
— Dlaczego nie powiedziałeś, że to cię bolało?
— A ty byś mi powiedział, gdybym umawiał się z kimś? — uniósł brew, a Jeongguk musiał się z nim zgodzić.
— Nie...
— Dobrze, że to rozumiesz...
— Pamiętasz dzień, w którym przygotowałem na drzewach karteczki? — zapytał niepewnie
— Tak, kiedy cię znalazłem, wyznałeś mi, że masz chłopaka. Niezła niespodzianka — cmoknął, źle wspominając ten dzień, który zapowiadał się naprawdę pięknie.
— W rzeczywistości, to miało inaczej wyglądać... Przytywałem to przed rozpoczęciem związku z Ryu. Chciałem się odważyć i wyznać, co do ciebie czuję — podrapał się po karku, dopiero po latach, wyznając prawdę o prawdziwych zamiarach tego dnia.
— Nieźle... W takim razie nieźle zmieniłeś ten dzień. Naprawdę mnie wtedy to wkurzyło — pokręcił nerwowo głową.
— Przepraszam.
— Przełknąłem tę informację, ale tak naprawdę... bardzo mnie zabolała — w końcu wyznał, a zmieszane oczy dowódcy padły na aktora, którego policzki były zarumienione. Taehyung ponownie zamknął drżące powieki, a Jeongguk patrzył na niego w oszołomieniu. — Tak... Ja również byłem w tobie zakochany. Zawsze cię kochałem, nawet po tym, jak mnie wielokrotnie zraniłeś. Ja... Ja zawsze tylko ciebie będę kochał, Jeongguk. Nawet jeśli minęło osiem lat czy minęłoby dwadzieścia, ja zawsze kochałbym tylko ciebie — powiedział z drżeniem w głosie, sprawiając każdym słowem ból w sercu dowódcy, którego oczy bezradnie pokryły się łzami. — Każdego dnia przez ostatnie osiem lat tęskniłem, marzyłem o tobie w moim łóżku. Wyobrażałem sobie, że jesteś obok mnie, tylko to pomogło mi przetrwać te lata — zapłakał, nie potrafiąc zapanować nad emocjami. — A teraz..., teraz kiedy mówisz, jak było naprawdę, to... t-to nasze uczucia wydawały się dziecinne proste, tylko brakowało nam odwagi — spojrzał zapłakanymi oczami w równie mokre oczy Jeongguka.
— Taehyung, ja...
— Skoro już o odwadze mowa... Prawdę mówiąc, gardzę sobą, własnym ciałem, ale czy ty w ogóle mnie takiego zechcesz? — zapytał, jakby siebie, ponieważ Jeongguk miał takie wrażenie, że mówił do siebie. — Ja tego nienawidzę, ja... ja... mogę tylko przed tobą się obnażyć i zapytać, czy takiego mnie zaakceptujesz — dodał, zamykając mokre powieki, a oczy Jeongguka rozszerzyły się, gdy koc, którym okrywał się aktor, opadł na ziemię, a w jego oczach mogło odbić się piękne nagie ciało, pozbawione jakiegokolwiek nakrycia. Miał wrażenie, że wzrok go myli, lecz im dłużej patrzył, to ciało wciąż niewinnie stało, oddając ten widok tylko jego oczom. Prawdziwa piękność się odważyła.
~
Jakie wrażenia? Spodziewaliście się po Taehyungu takiej odwagi? Trochę się działo, tego rozdziału również długo oczekiwałam ^^
Dla motywacji waszej autorki zostacie coś po sobie :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top