Chapter 35 - NIE OPUSZCZAJ MNIE
Witam^^ Planowałam dodać rozdział tak długi jak ostanio na 7k ale przez to ugryzienie wszystko poszło nie po mojej myśli. Dzięki lekom jest już lepiej, mogę sprawniej nią poruszać, zostały tylko bąbelki i lekka pokrzywka ^^ Rozdział udało mi się napisać na 5k, także życzę udanego czytania ^^
Chłód i wilgoć oraz przeszywający dźwięk szumu wody sprawił, że gęste rzęsy aktora niespokojnie się poruszyły. Rozchylił powoli wilgotne powieki, mogąc ujrzeć spiętą twarz dowódcy Jeongguka. Taehyung przez pierwsze chwile próbował zrozumieć, co się stało. Jednak bardzo szybko oprzytomniał, przypominając sobie o trudnej rozmowie z najlepszym przyjacielem, który odważył się wyznać mu swoje prawdziwe uczucia.
" Pytasz, czego od ciebie chce? Dlaczego mi tak zależy? Odpowiedź jest prosta, tylko ja zawsze byłem zbyt tchórzliwy, by ci to wyznać. Zależy mi na tobie, zależy mi na twoim bezpieczeństwie. Taehyung ja zawsze za tobą tęskniłem, ja... ja zawsze cię kochałem. Nie tylko jako najlepszego przyjaciela. Walczyłem z tym, byłem przerażony i nie chciałem cię przez to stracić, że zakochałem się w tobie"
Właśnie!
Jeongguk wyznał mu nie tak dawno, że jest w nim zakochany!
Zaniepokojony przyglądał się twarzy Jeona, dostrzegając na jego skórze krople potu. — Jeongguk... — szepnął, a cały czas obejmujący go mężczyzna, zwrócił atramentowe oczy na przyjaciela, mogąc ujrzeć w nich wiele emocji.
— Dobrze się czujesz? Nie jesteś ranny? — zapytał. Taehyung nie odczuwał żadnego bólu ani nigdzie nie był ranny.
— Nic mi nie jest. C-Co właściwie się stało? — zapytał, nie rozumiejąc, w jaki sposób stracił przytomność. Dowódca zacisnął wargi, wyglądając, jakby wewnątrz z czymś nieznanym walczył. Taehyung poczuł się naprawdę zmartwiony. Nigdy nie widział Jeongguka w takim niepokoju, a nawet jego skóra wydawała się jaśniejsza.
— Ktoś do nas strzelił — odpowiedział, zaskakując aktora. — Zemdlałeś prawdopodobnie przez dźwięk strzału — wyjaśnił, co miało sens. W tym czasie był bardzo poruszony i dźwięk strzału, mógł go oszołomić. Jednak to było teraz najmniej ważne. Bystre oczy Taehyunga dostrzegły przesiąknięty krwią rękaw Jeongguka.
— Jeongguk krwawisz! — podniósł w zmartwieniu głos, widząc, że Jeongguk oberwał przez to, że był zwrócony plecami do miejsca, z którego padł strzał.
— To tylko draśnięcie. Kula nie przeszła przez ramię — wyjaśnił, chcąc uspokoić zmartwionego przyjaciela. Taehyung mimo wszystko nie potrafił zachować spokoju. Nie rozumiał, w jaki sposób strzał mógł paść w ich kierunku. Byli pod wodospadem, w cholernym źródle. Na pewno ten strzał nie był przypadkowy. Ktoś musiał celowo w nich strzelić, a raczej w Jeongguka. Taehyung zbladł na myśl o jednej osobie, która mogła być zdolna do tak porąbanego zachowania.
Jaechon!
— Wyjdźmy stąd. W plecakach mamy apteczkę. Trzeba zająć się twoją raną — powiedział, nie chcąc, aby Jeongguk przez niego cierpiał. Czuł się winny, że został zraniony. Wiedział, że Jaechon wciąż musiał się gdzieś czaić, przez co był pełen niepokoju. Nie chciał, aby doszło do kolejnego strzału. Taehyung minął dowódcę, jednak ten zatrzymał go, chwytając za nadgarstek. Topazowe tęczówki zwróciły się na przystojną twarz, pogrążoną w chaosie.
— Wciąż nie skończyliśmy naszej rozmowy.
— To jest teraz najmniej ważne Jeongguk. Chodźmy — spławił mężczyznę, który w przeciwieństwie do Taehyunga najmniej przejmował się raną postrzałową. Był pobudzony, a serce poruszone do takiego stopnia, że wciąż łaskotał go kręgosłup. Nie potrafił ochłonąć. Być może gorączkował przez infekcję ramienia, ale odwaga, którą otrzymał, aby wyrazić w końcu najlepszemu przyjacielowi skrywane przez lata uczucia, nie potrafiła uspokoić jego niespokojnego serca. Pragnął poznać odpowiedź Taehyunga. Chciał wiedzieć, co on czuł wobec niego i co ukrywał przez ostatnie osiem lat.
— Taehyung...
— Musimy się pospieszyć. Ten, kto strzelił, wciąż musi gdzieś być — powiedział zaniepokojony, wyrywając z uścisku nadgarstek.
— Raczej ta osoba odeszła. Strzał padł półgodziny temu — odpowiedział, zaskakując aktorka.
— I przez ten czas nie poszedłeś się opatrzeć?
— Zemdlałeś, nie mogłem cię zostawić.
— Jesteś nienormalny — podkręcił nerwowo głową. — Jak możesz się tak zaniedbać? Jeongguk jesteś ranny. Pospieszmy się — tym razem to on chwycił przyjaciela za nadgarstek, prowadząc ku drodze, z której przyszli. Mieli niemały problem, aby przejść przez wzniesienie, kilka razy ześlizgując się w dół. Taehyung musiał pierwszy przez to przebrnąć, musząc pomóc dowódcy się wspiąć. Mimo że był dużo silniejszy, wciąż był ranny, a ból ramienia utrudniał mu wspięcie się na wzniesienie. Ile razy próbował, tak spadał, klnąc głośno. — Podaj mi rękę — wyciągał w stronę mężczyzny dłoń, za którą dowódca ufnie chwycił. Aktor wysilił się, zbierając w sobie wszystkie siły, aby pomóc Jeonggowi wspiąć się na górę. Obawiał się, że przez ten wysiłek rana się pogorszy, jednak musiał wyciągnąć go z zimnej wody.
Gdy udało mu się wydostać Jeongguka z wody, zadyszany siedział chwilę na ziemi, potrzebując unormować przyspieszony oddech, który powstał z powodu silnego wysiłku. Niestety Jeongguk do lekkich nie należał. Mimo pięknego umięśnionego ciała te wszystkie mięśnie musiały ważyć. Spojrzał na dowódcę, który powstał o własnych siłach, jednak nie wyglądał najlepiej. Taehyung widział, że starał się tego po sobie nie pokazać, chcąc mimo wszystko zachować przed nim twarz. Jednak dla aktora to nie było ważne, martwił się i chciał, aby Jeon, choć na chwilę zapomniał o dumie.
Wrócili do miejsca, w którym pozostawili plecaki. Taehyung zawzięcie przeszukiwał własny plecak, szukając apteczki. Do plecaka zaczepiony był namiot. Wiedział, że zadanie, które otrzymali ma potrafać trzy dni, czyli dwie noce w namiocie. Westchnął, czując, że i tak przegrali z pozostałymi drużynami, kończąc na samym starcie. Jednak nie było nic ważniejszego od zdrowia Jeongguka.
— Rozłożymy tu namiot. Opatrzeć twoje rany i przeleżysz to, dopóki nie poczujesz się lepiej — poinformował dowódcę.
— Nic mi nie jest. Wystarczy opatrzeć ranę i możemy ruszać dalej. W tym tempie będziemy daleko w tyle — rzekł, nie chcąc utrudniać aktorowi zadania. Taehyung spoglądał na mężczyznę nieufnie.
— Na pewno czujesz się dobrze?
— Na pewno. Czuję się bardzo dobrze — odpowiedział.
Rzecz jasna kłamał. Krople potu nie przestawały pozostawiać na skórze wyraźnej rosy. Było mu zimno, a krew nie przestała sączyć się na koszulce. Jednak nie chciał przez to zwalniać Taehyunga, miał mu pomóc, a nie stawać się problemem. Dlatego zacisnął zęby i trzymał w sobie prawdziwe emocje, nie chcąc niepotrzebnie jeszcze bardziej martwić przyjaciela.
— No dobrze. Usiąść i zdejmij koszulkę. Jak cię opatrzę, przebierzemy się — rzekł, nie chcąc paradować po lesie z mokrym tyłkiem. Właściwe gnębiła go bardzo sprawa, gdzie mógłby się przebrać, nie narażając się na pokazanie przed najlepszym przyjacielem czy dzikiem bądź jakim jakimkolwiek innym zwierzęciem. Jednak im dłużej się nad tym głowił, tym bardziej te myśli stawały się niedorzeczne. Zajął się raną Jeongguka, która nie wyglądała najlepiej. Uważnie ją opatrzył, chcąc mieć pewność, że okład wytrzyma do czasu postoju.
— Dziękuje — rzekł z wdzięcznością dowódca, zerkając na spokojnego aktora, którego oczach widoczne było zmartwienie.
— To nic takiego. Jeśli poczujesz się źle, to mi powiedz. Nie rób niczego na siłę — rzekł, wciąż trzymając dłoń na ramieniu pod bandażem. Topazowe oczy wpatrywały się w umięśnione ramię i lśniącą skórę, przełykając nerwowo ślinę, gdy w tym wszystkim poczuł się zaniepokojony. Właściwie to ciepło odczuwane pod palcami, paraliżowało wszystkie myśli. Niepewnie uniósł wzrok, czując, że atramentowe oczy Jeongguka przez cały czas intensywnie się w niego wpatrują. Spojrzał w piękną czerń, zatracając się w jej głębi, gubiąc po drodze język. Policzki rozgrzały się niebezpiecznie, czując, że ranny mężczyzna nie bez powodu obdarza go tym krępującym spojrzeniem. — Kaszel... kaszel... jesteś gorący, znaczy się, chodzi mi o twoje ciało... a raczej jego temperaturę — plątał się w tym, co mówił, czując, że sam zaraz dorówna temperaturze ciała dowódcy, jeśli się nie zamknie. — Na pewno dobrze się czujesz?
— Nie jest dobrze, ale nie jest źle. Jestem w stanie kontynuować zadanie — odpowiedział ze spokojem, a czując chłód na części skóry, w której jeszcze przed chwilą spoczywała dłoń aktora, w nienaturalnej panice, chwycił za tę dłoń, bojąc się jej utracić. Nie rozumiał, dlaczego zachowywał się w tej chwili tak żałośnie, ale naprawdę się bał. — Nie zostawiaj mnie! — patrzył z desperacją w topazowe oczy przystojnego aktora.
Co w niego wstąpiło?
Taehyung zamrugał kilka razy, trzepocząc długim i gęstym wachlarzem rzęs, gdy czuł się zdezorientowany zachowaniem Jeongguka.
— Nie zamierzam cię zostawiać. Co ci teraz przyszło do głowy? — zapytał zdziwiony, a jego oczy rozszerzyły się w większym zaskoczeniu, gdy jego ciało zostało oplątane silnymi ramionami, a do klatki piersiowej przyległa gorąca głowa dowódcy.
— A co jeśli stracę czujność i zostawisz mnie, jak osiem lat temu? Nie chcę, żebyś zniknął na kolejne osiem lat — mówił przesadnie. Taehyung trzymał sztywno ręce nad Jeonggukiem, nie potrafiąc uspokoić go czułym dotykiem. Siedział, jak ten kołek, patrząc ze zdziwieniem na czarną czuprynę włosów, delikatnie poruszającej się na wietrze, nie wiedząc właściwie, jak powinien zareagować. Te wszystkie interakcje międzyludzkie po ośmiu latach stały się mu tak odległe i obce, że nie potrafił zdjąć ręcznego hamulca, pozwalając działać emocjom. Zamknął bezradnie powieki, pozwalając jedynie, aby to mężczyzna obcował z jego ciałem, samemu nie wykonując żadnego czułego gestu.
— No już... Nigdzie się nie wybieram, Gguk. Uspokój się i ruszajmy — powiedział sztywno, a ciemnowłosy dowódca, rozchylił powieki, czując, że nawet one płonęły. Niechętnie odsunął się od aktora, widząc, że nie powinien tego robić. Czy musiał bez uprzedzenia sugerować zbliżenie między nimi, aby móc dłużej potrzymać ukochaną osobę w ramionach?
Dlaczego nic nie mówi o tym, co mu wyznał?
Czy naprawdę się skompromitował?
Lub co gorsza...
Spowodował, że najlepszy przyjaciel się zdystansuje?!
Nie mógł zaprzestać się tym zadręczać przez całą drogę, którą maszerowali. Podczas tej długiej i ciężkiej drogi dla dowódcy, zestrzelili kilka tablic. Jednak stan dowódcy z chwili na chwilę coraz bardziej się pogarszał. Uporczywie wytężał wzrok, by móc wyraźnie widzieć chłopaka idącego przed nim. Pot nie przestawał ociekać po skroniach, czy gęsto skraplać się na czole. Przydługawa grzywka była wilgotna i przylegała do skóry, które co rusz pocierane było przez rękę mężczyzny. Nie chciał wymiękać, chcąc wykonać jak najwięcej przeszkód w drodze do mety. Pragnął przynajmniej do późnego wieczora przejść jak najdłuższą trasę, jednak po pewnym czasie, gdy niebo szarzało, już nie tylko organizm się poddawał, a pulsująca głowa i niespokojnie bijące w piersi serce.
Taehyung po długiej trasie, zatrzymał się, wytężając wzrok, gdy dostrzegł z odległości dwustu metrów tarczę. — Znalazłem kolejną. Jeongguk strzelisz? — zapytał, jednak nie słysząc żadnej odpowiedzi, zmarszczył brwi i odwrócił się zaniepokojony. Otworzył szerzej topazowe oczy, nie widząc dowódcy. — Gguk? Gdzie jesteś? — zawołał, a oddech przyspieszył, czując wzrastający niepokój, gdy pogrążony w zadaniu nawet nie zauważył, że pozostawił partnera daleko w tyle. Jak mógł być tak nieodpowiedzialny? Co prawda chciał zachować dystans między nimi, ale to dlatego, że nie było gotowy rozmawiać o tym, co wydarzyło się w wodzie. — Jeongguk nawet nie próbuj sobie żartować! — podniósł w zdenerwowaniu głos. Ściemniało się, a las o tej porze wydawał się praktycznie labiryntem. Zdenerwowany pobiegł drogą powrotną, mając nadzieję, że znajdzie dowódcę przed całkowitą ciemnością.
Jak mógł mi nic nie powiedzieć?
Powinien mnie poinformować, jeśli potrzebował odpoczynku.
Zadyszany zatrzymał się, wędrując wzrokiem po okolicy. Wytężył wzrok, widząc migające światło latarki, przez co w nadziei pobiegł w kierunku światła. Serce zwolniło mu w piersi na widok, jaki zastał. — Jeongguk! — krzyknął przejęty, podbiegając do mężczyzny, przy którym znalazła się dwójka uczestników. Upadł przy opartym o drzewo mężczyźnie, obejmując drżącymi dłońmi rozpalone policzki.
— Ma gorączkę — rzekł Byun Baekhyun, na którego Taehyung spojrzał z wdzięcznością, jak również na towarzyszącego Baekhyunowi Chanyeola.
— Dziękuje wam. Nie znalazłbym go, gdyby nie wy — zapłakał, patrząc ze zmartwieniem na nieprzytomnego mężczyznę.
— To nic wielkiego. Pomożemy ci rozłożyć namiot. Lepiej, żeby dowódca w nim odpoczął do rana. Przygotuj mu również zimne okłady — powiedział Byun.
— Powiedział, że nic mu nie jest i może kontynuować drogę. Dlaczego jest takim upartym idiotą? — Taehyung pokręcał głową, patrząc na dowódcę, mając ochotę przywalić mu za tak nierozważne działanie.
— Typowy facet. Robi wszystko ponad swoje siły, a potem nam zostaje po nich sprzątać — Baekhyun nie mógł nie rzucić kąśliwym testem, z którym akurat Taehyung się jak najbardziej zgodził.
— A wy to niby święte krowy — prychnął Chanyeol.
— Utkaj ryj, zanim wykręcę ci fiuta — syknął.
Docinki między małżeństwem trwały, a w międzyczasie pomogli Taehyungowi rozłożyć namiot, do którego wspólnymi siłami wnieśli dowódcę. — My idziemy dalej. Mamy niedaleko rozłożony namiot wraz z Jonginem i Kyungsoo. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, to zamrugaj latarką.
— Dobrze i jeszcze raz wam dziękuję. Bez was byłoby mi ciężko — rzekł wdzięczny za pomoc dwójki, która uśmiechnęła się i po pożegnaniu odeszła. Zmartwiony Taehyung wrócił do namiotu, w którym dowódca leżał rozpalony, dygocząc z zimna.
— Po co się tak wysilałeś? Teraz czujesz się znacznie gorzej — powiedział z żalem, przykładając do rozpalonego czoła zimny ręcznik. Rozejrzał się po wnętrzu namiotu, widząc, że nie ma żadnego koca, którym mógłby okryć dowódcę. Z koca, który mieli, zrobił posłanie, chcąc upewnić się, że mężczyzna będzie bezpiecznie leżał. Jednak nie pomyślał o ciepłym okryciu. Ubrania, które miał w torbie były przemoczone, a apteczką czy broniom raczej nie zdoła okryć drżącego z zimna ciała. Nabrał oddechu, chcąc uspokoić własne myśli.
Myśl!
Myśl Taehyung!
W tym całym bałaganie do głowy przyszła mu tylko jedna myśl.
Niech on nie pomyśli o mnie źle...
Pomimo silnego niepokoju z każdym wykonanym ruchem, starał się myśleć o najlepszym przyjacielu. Zdjął koszulkę oraz spodnie, pozostając w samej bieliźnie. Czuł się skrępowany i sparaliżowany, ale musiał się przełamać. Musiał chronić Jeongguka. Oczyszczając wszystkie zgubne myśli, położył się na rozpalonym mężczyźnie, chcąc wykorzystać własne ciało, jako koc. Pogrążony w trudnym śnie dowódca, czując ogarniające jego ciało ciepło, bezwładnie objął to ciepło, które mogło go ocalić. Jabłko Adama aktora poruszyło się niespokojnie, czując na skórze dwie silne dłonie, spoczywające na plecach. Starał się oddychać spokojnie, nie chcąc panikować przez dotyk drugiej osoby, który w przeciwieństwie do przeszłych cielesnych dotknięć różnił się pod każdym względem. Tamten dotyk był bolesny i szorstki, ten zaś ciepły i miły. To rosnące w sercu ciepło koiło serce, lecząc małą część pozostawionych blizn. Spokojnie zamknął powieki, chowając twarz w zagłębieniu szyi mężczyzny, czując wyraźnie bijące od niego ciepło, jak i mieszający się z tym ciepłem jego gorący oddech.
Jeongguk jest taki... ciepły i bezpieczny.
Gdybyś wcześniej zauważył moje cierpienie i gdybyś we mnie nie zwątpił, czy moglibyśmy budzić się w ten sposób?
~Flashback
Jeongguk jak nigdy wcześniej dzisiejszego dnia był naprawdę wzburzony. Serce łamało się mu na miliony kawałków, trzymając przez ostatnie dwa dni telefon w zaciśniętej dłoni. Nie mógł spać i ledwo przełykał to, co podała mu na talerz matka. Denerwowała go niedorzecznymi pytaniami typu: Dziecko, co się dzieje? Czy czujesz się źle? Zadzwonić do lekarza? Czy ci dziwni koledzy coś ci zrobili?
W tamtej chwili nienawidził tych pytań i niedojrzale wyładowywał emocje na kobiecie, zarzucając jej wścibskość czy wpieprzanie się z butami w jego życie. Potem pytała: Dlaczego jesteś dla mnie taki? Jestem twoją mamą, muszę się wtrącać i się o ciebie martwić, bo cię kocham. — Wtedy łagodniał i rzucił cichym "Przeprasza", ale po tych marnym słowie, musiała dorzucić oliwy do ognia, pytając: Rozmawiałeś z Taehyungiem? Od pewnego czasu do mnie nie przychodzi. Kiedy ostatnio minęłam go na osiedlu, nie wyglądał najlepiej. Wiesz, co się z nim dzieje? Wydaje mi się, że ma jakieś problemy. Jesteście przyjaciółmi, na pewno musisz wiedzieć, co się z nim dzieje. Słyszałam, że jego mama...
— Możesz przestać o nim mówić? Myślisz, że mnie obchodzi ten zdradziecki sukinsyn?! — wybuchł złością, a pani Jeon zdębiała, nie rozumiejąc, skąd w Jeongguku zrodziły się tak wielkie pokłady złości i nienawiści w stosunku do najlepszego przyjaciela.
— Jak możesz o nim w ten sposób mówić?! To jest twój najlepszy przyjaciel, znacie się od brzdąców. Nie martwisz się tym, co się z nim dzieje? W jego domu nie dzieje się najlepiej, a jak pytałam jego ojca, to był w tym wszystkim naprawdę bezradny. Nie chciał mi powiedzieć za wiele, ale powiedział, że nie poznaje własnego syna i własnej żony — próbowała wyjaśnić Jeonggukowi własne zmartwienia o ulubieńca, którym był dla niej Taehyung. Traktowała chłopaka, jak przyjaciela syna, który był i dla niej przyjacielem, bardzo mądrym, dobrym i odpowiedzialnym. To normalne, że martwiła się zmianą chłopaka, mając nadzieję, że może Jeongguk coś wie na ten temat. — Pytam cię o to wszystko, bo wiem, że tylko z tobą rozmawia szczerze.
— Ha! Dobre sobie — parsknął, pokręcając w gniewie głową. Wzrok Jeongguka był zimny i pozbawiony uczuć. Bolało, to wszystko za bardzo bolało. Nie słuchał tego, co mówiła matka, nie chcąc słyszeć tłumaczeń. — To prawda! Tak! Taehyung się zmienił. Sam go nie poznaje i właściwie nic nie tłumaczy tego, co czyni. Jeśli ma choć trochę poczucia winy weźmie za siebie odpowiedzialność! — krzyknął, wstając z krzesła.
— O czym ty mówisz?
— To już nie twoja sprawa. Ja swoje wiem i dziś się z nim rozprawię — odszedł od stołu, kierując się do wyjścia, gdzie w drodze założył obuwie. Zmartwiona pani Jeon pobiegła za synem, gdzie zatrzymała go przed drzwiami.
— Co ty zamierzasz mu zrobić?!
— Po czyjej ty jesteś stronie?! Gdybyś wiedziała, co on zrobił, sama nie chciałbyś na niego patrzeć — odepchnął kobietę, która niemal się przewróciła. Łapiąc równowagę, chwyciła się w okolice serca, będąc poruszoną zachowaniem własnego syna, który nawet nie obejrzał się za siebie, wychodząc z domu ze złymi intencjami.
— Błagam, niech mój syn zmądrzeje i nie robi niczego, czego będzie potem żałował...
Jeongguk był pobudzony i rozwścieczony, a używki jedynie podkręciły jego impulsywność. Pogrążył się w gniewie i rozczarowaniu Taehyungiem. Usiadł na murku niedaleko szkoły, wciąż patrząc na nagranie, które ktoś mu wysłał. Widział wszystko, jak jego najlepszy przyjaciel stawał się potworem, wykorzystując Ryuchae. Jak mógł po tym wszystkim spojrzeć na chłopaka? Co prawda nie kochał go tak, jak kochał Taehyunga, ale byli razem od kilku miesięcy i czuł się odpowiedzialny za to, co zrobił Taehyung. W końcu poznał ich ze sobą i pozwolił najlepszemu przyjacielowi skrzywdzić osobę, z którą był. Nie rozumiał, jak Taehyung mógł zrobić coś tak haniebnego. Jak do cholery mógł skrzywdzić? Jak mógł nie dostrzec jego uczuć? Niby jak, skoro wolał górować i brać siłą? Zaśmiał się żałośnie.
— Widziałeś się z nim? — usłyszał, przez co oderwał wzrok z nagrania, by spojrzeć na Jaechona, który w przeciwieństwie do Taehyunga okazał się prawdziwym przyjacielem.
— Jeszcze nie. Nie wiem, jak zareaguje, kiedy go zobaczę — odpowiedział szczerze.
— Wszystkich oszukał. Kto spodziewałby się, że skrzywdzi Ryuchae — pokręcał głową, a Jeongguk spojrzał z zasmuceniem na nagranie, nie wiedząc, co czuć. Nie wiedział, czy bardziej bolało to, co uczynił, czy to, że był żałosny, zakochując się w takiej osobie.
— Nie wiem, co mam już czuć. Nie chcę go więcej widzieć — rzekł, zamykając w bezsilności powieki, nie zauważając, że obok stoi osoba z podstępnym i pełnym zadowolenia uśmiechem.
— Nikt z nas nie chce go widzieć po tym, co zrobił. Wiedz, że nie jesteś sam. Razem damy radę i pomożemy Ryu — rzekł pocieszająco. — Idziesz do szkoły?
— Ostatnie czego chce to iść do szkoły — spojrzał na Jaechona, jednak jego wzrok powędrował zaraz w stronę, gdzie dostrzegł idącego do szkoły Taehyunga ze spuszczoną głową. — Bezczelny — zeskoczył z murku, idąc w kierunku przyjaciela, a Jaechon z ukrytym uśmiechem, ruszył za nim. — Dokąd to?! — stanął na drodze chłopakowi, który leniwie, uniósł wzrok na Jeongguka.
— Do szkoły, nie widać?
— Nigdzie nie pójdziesz, dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnimy! — ryknął ostro, chwytając brutalnie za ramiona Taehyunga, który syknął w bólu, mrużąc powieki.
— Czego ty ode mnie chcesz? — zapytał bezsilnie, po czym zerknął ukradkiem na Jaechona, posyłającego chłopakowi szyderczy uśmiech. Taehyung nabrał niespokojnie oddechu, przenosząc wzrok w ciemne i bezlitosne oczy przyjaciela. Właściwie to spojrzenie nie należało do osoby, którą zamierzał zachować w sercu. Obawiał się tego obrotu spraw. Obawiał się, że Jeongguk naprawdę w niego zwątpi i złamie daną obietnicę.
— Jeszcze się bezczelnie pytasz?! Co kurwa zrobiłeś mojemu chłopakowi?! A ja was kurwa ze sobą poznałem... Byłem idiotą! — krzyczał, szarpiąc chłopakiem.
— Jeongguk! — do zgromadzenia dołączył Ryuchae, odgrywając część swojej roli. — Zostaw! Błagam, nie rób zamieszania, nie chcę, aby wszyscy wiedzieli w szkole, co mi zrobił — zapłakał, a Taehyung spojrzał z niedowierzaniem na chłopaka, widząc, że niezły z niego aktor.
— On musi zapłacić za to, co ci zrobił! — krzyknął, patrząc nienawistnie na Taehyunga, który milczał. — No tłumacz się. Powiedz, czemu to zrobiłeś! — popychał go, a Taehyung upadał. Jeongguk podnosił chłopaka, po czym kontynuował i tak w kółko popychał, a Taehyung upadał. — Przestań upadać, bo zaraz przestanę cię podnosić, a zacznę cię kopać! — warknął, trzymając za kołnierz koszuli chłopaka, który bezradnie klęczał na ziemi. — No mów coś! — nalegał, mając nadzieję, że chociaż spróbuje się obronić. Po tylu upadkach i szarpaninie wargi kolana i łokcie Taehyunga pokryte były krwią, lecz nie zapłakał.
— Nie mam nic do powiedzenia. Ty już zdecydowałeś, po czyjej jesteś stronie — szepnął, opuszczając głowę.
— Lepiej powiedz, czy to zrobiłeś i dlaczego?!
— Czy to potwierdzę, czy temu zaprzeczę i tak mi nie uwierzysz —- odpowiedział, a Jeonggukowi puściły nerwy. Zadał cios przyjacielowi, który od tej pory przestał nim być. Ciężko dysząc, patrzył na twarz chłopaka, która po jego uderzeniu krwawiła z nosa i wargi. Przez ten widok, dłonie mu zdrętwiały, a serce się zlękło.
— Już kończysz? — zapytał niedosycony tym widokiem Jaechon. Jeongguk odwrócił się, nie mogąc spojrzeć więcej na byłego przyjaciela. Spojrzał na dłonie, które trzęsły się z przerażenia. Właściwie nie rozumiał, dlaczego nagle zrezygnował z zadania Taehyungowi bólu, który przez niego czuł. Jednak nie potrafił zrobić więcej.
— Wystarczy. Nie chce go więcej widzieć i niech więcej nie zbliża się do Ryuchae — rzekł gorzko, chwytając za dłoń zapłakanego Ryuchae. Jaechon cicho mlasnął, nie czując pełnej satysfakcji, widząc, że Jeongguk zmięknął. Za to palce Taehyunga boleśnie wbiły się w piasek, a pojedyncze łzy sunęły się po policzkach.
— Chcesz mi tak po prostu odpuścić? Czyżby narkotyki przestały działać? — zapytał chłopak, a ostre spojrzenie Jeona wylądowało na Kimie. — Chcesz przez tego chłopaka tak po prostu skreślić naszą wieloletnią przyjaźń?!
— Jesteś kurwa jebanym zdrajcą! Nigdy ci nie wybaczę! Przysięgam, że niczego bardziej nie żałuję w życiu od dnia poznania ciebie — rzekł, patrząc z pogardą na byłego przyjaciela.
— Obiecałeś, że cokolwiek się stanie, to zawsze będziesz tylko mi wierzył! — zapłakał w bezsilności, wiedząc, że cokolwiek powie, to i tak wszystko obróci się przeciwko niemu. Jeongguk ostatnim razem na dachu, obiecał mu wierzyć. On dobrze wiedział, że to nagranie trafi do rąk Jeongguka. Nie bezpowodu, prosił wtedy o wiarę. To był po części test dla ich więzi, która rozpadła się wraz z odchodzącymi plecami Jeongguka. Patrzył ze łzami w oczach, płacząc, wiedząc, że ten człowiek jest zbyt daleki, aby móc ponownie go dosięgnąć, by móc prosić o pomoc.
Zostałem sam w tym piekle.
Nie opuszczaj mnie.
Jeongguk ja... ja cię potrzebuję.
Para czarnych butów rzuciła się w oczy nastolatka, którego brwi lękliwie się zmarszczyły, unosząc zapłakane oczy na oprawcę, który nie zostawiał na nim suchej nitki. Niszczył go, karmił się jego strachem, cierpieniem i samotnością. Pamiętał tylko słowa, które wtedy usłyszał.
"To wciąż za mało, aby cię ukarać. To za mało, za mało, więcej... Chcę więcej. Jeongguk jeszcze do ciebie wróci i dokończy to, co zaczął. Licz się z tym"
Taehyung spiął się, słysząc łapiące gałęzi, przez co otworzył szeroko oczy. Spojrzał na wciąż śpiącego mężczyznę, nie mogąc uwierzyć, że w śnie wciąż zadręczała go przeszłość. Westchnął, unosząc tułowie, wyczulając się na dźwięki z zewnątrz. Wciąż była ciemna noc, a Jeongguk był nieprzytomny. Miał wiele obaw, tym bardziej że osobą odpowiedzialną za zranienie dowódcy Jeon był z pewnością Jaechon, którego z pewnością zdenerwowała interwencja Jeongguka, by to z nim był w parze podczas misji.
Dotknął czoła mężczyzny, wyczuwając, że temperatura nieco opadła. Zszedł z mężczyzny, zakładając koszulkę oraz spodnie. Chwycił za latarkę, opuszczając namiot, chcąc się rozejrzeć. Niestety nie zdążył nawet zapalić latarki, zanim został przez kogoś przechwycony. — Puszczaj! — podniósł głos, a duża dłoń przywarła do jego ust, uciszając go przed dalszymi krzykami. Aktora ogarnęła ciemność, gdy ciągnięty był w nieznanym mu kierunku. Zacisnął powieki, próbując walczyć.
— Siedź cicho! — warknął mężczyzna, a oczy Taehyunga rozeszły się, poznając głos, który należał do Ryuchae. Nagle jego ciało boleśnie zostało powalone na ziemię, podniósł głowę, chcąc zobaczyć chłopaka, jednak światło latarki oślepiło go. Zmrużył oczy, dostrzegając dwie postacie. Ryuchae i Jaechona.
— Co wy do cholery robicie?! — zapytał zdenerwowany.
— Jego pytaj, to on ma do ciebie sprawę — odpowiedział Ryuchae, krzyżujące ręce.
— Myślisz, że upiecze ci się wszystko, bo Jeongguk nagle stoi po twojej stronie? — Jaechon uniósł wysoko brew, zbliżając się do aktora, który na ziemi, cofał się w tył.
— Właśnie! Jak mógł cię pocałować?! — wtrącił się urażony chłopak, na którego zerknął Jaechon.
— Wyznał ci uczucia, co? I co zrobiłeś się przez to mokry? — dopytywał, mówiąc jak oszalały. Uklęknął przed przerażonym aktorem, którego oczy cały czas były szeroko otwarte. — Ten idiota staje się dużym problemem. Zdycha w tym namiocie, czy mam iść go dobić?
— Nie rób mu krzywdy! Jak w ogóle mogłeś to zrobić, pieprzony psychol! — krzyknął we łzach. Wiedział, że Jaechon był zdolny do wszystkiego. Zabawa bronią nie była dla niego nowością, czy krzywdzenie drugiej osoby, ale mimo wszystko... nie rozumiał, jak mógł strzelić do Jeongguka. — Gdy dowie się, co zrobiłeś to...
— Zanim się dowie, to już go tu z nami nie będzie.
— No chyba nie — Ryuchae, spojrzał ze zdenerwowaniem na Jaechona. — Wiem, że świrujesz przez tego debila — wskazał gestem głowy na aktora. —- Ale nie pozwolę ci krzywdzić Jeongguka. Masz pomóc mi go do siebie przekonać. Nie rozumiem, po cholerę do niego strzelałeś, zamiast do Taehyunga — mówił, wciąż przeżywając działanie Jaechona sprzed paru godzin.
— Zamknij ryj albo zaraz cię uciszę — ostrzegł, a Ryuchae przełknął nerwowo ślinę, wiedząc, że nie warto wykłócać się z mężczyzną. — Oszczędzę dla ciebie Jeongguka, ale masz nagrywać — rzekł, patrząc pewnie na aktora, który na słowo "nagrywać" pobladł na twarzy.
— Nie, nie zrobisz tego! — przerażony, chciał wstać, jednak Jaechon chwycił za kostkę Taehyunga, sprowadzając go na ziemię. Kim leżał między liśćmi a leśnym mchem, w który w bezradności wbijał paznokcie, gdy Jaechon przetrzymywał szarpiące się ciało. Ryuchae stał z kamerą, oświetlając dwójkę. Jeden był jak drapieżnik, a drugi jak ofiara.
— Nazwiemy ten filmik "Leśnym koszmarem" — wyszczerzył się, zsuwając z aktora spodnie.
— Puszczaj mnie! Jeongguk! Jeongguk, pom... — Jaechon uciszył go, a feniksowe oczy aktora we łzach, zmuszone były patrzeć w oczy diabła.
Niech ktoś mi pomoże.
Błagam.
— Wyrucham cię tak, że na samo imię tego sukinsyna będziesz wymiotował, przypominając sobie mojego kutasa, wchodzącego w twoje dupsko za każdym razem, gdy pomyślisz lub wypowiesz jego imię — przycisnął rękę do krtani Taehyunga. Chłopak zakasłał, walcząc rękoma i nogami, mając trudność z oddychaniem, jednak druga dłoń Jaechona dociskająca się do krocza, sprawiła, że stracił nadzieję.
"Bam!"
Padł strzał.
Jaechon i Ryuchae spojrzeli w stronę drzewa, o który opierał się ledwo kontaktujący dowódca Jeon. Spanikowany jego widokiem Ryuchae zgasił latarkę, powodując, że powstała ciemność.
— Pokazywać się, sukinsyny! — krzyknął, nie mogąc dostrzec celów, a tym bardziej Taehyunga.
"Bam!"
Kolejny strzał.
Taehyung poczuł rozluźnienie na krtani, mogąc usłyszeć, że Jaechon pospiesznie wstaje. Ciężko dysząc, podniósł się do siadu, widząc tylko oddalające się postacie. Niespokojny, nasunął z powrotem spodnie. Jednak nie mógł uspokoić szalejącego w sercu przerażenia. Podniósł się do siadu, przykładając do twarzy drżące dłonie, nie mogąc dłużej wytrzymać. Rozpłakał się w bezsilności, a czując dłoń na ramieniu, cały się spiął. Jeongguk zapalił latarkę, którą stracił po wyjściu z namiotu. — Kto to był? Powiedz mi — Jeongguk patrzył ze zmartwieniem na płaczącego chłopaka, czując rozdzierającą w sercu bezradność. Głowa okropnie go bolała, a obraz przed oczami wciąż nie był najlepszy. Gorączka nie minęła, ale czuł się znacznie lepiej. — Taehyung... — wyciągnął dłoń, pragnąc otrzeć łzy, których nigdy nie powinno być na tej pięknej twarzy.
— Zostaw mnie! — odtrącił dłoń dowódcy. — Wracaj do namiotu i wypocznij. J-Ja... Ja chcę być sam — wydusił z trudem.
— Nie żartuj sobie. Wracaj ze mną. Ktoś cię zaatakował. Nie zostawię cię tu samego — powiedział z przejęciem.
— Nie obchodzi mnie to. Nikogo już nie ma, idź już — odwrócił głowę w bok, nie chcąc patrzeć na mężczyznę. Jeongguk patrzył z bezradnością na przyjaciela.
— Zostaw mnie, to tak naprawdę wcale to nie znaczy, prawda? — zapytał, a słyszący jego pytanie aktor, zmarszczył w zmieszaniu brwi. O czym on mówi? — To tak naprawdę znaczy: Jeongguk, nie zostawiaj mnie — wyszeptał, a oczy Taehyunga otworzyły się szeroko, a bicie serca przyspieszyło. — Twoje zaprzeczenia są odwrotnością tego, co naprawdę chcesz. Kiedy mówiłeś, że czy mi uwierzy, czy nie i tak będziesz po ich stronie, znaczyło naprawdę: Bądź po mojej stronie — kontynuował, a zapłakany aktor spojrzał w atramentowe oczy najlepszego przyjaciela. — Może za późno, ale jestem — dodał, a te słowa rozbiły skorupę Taehyunga i to doszczętnie.
— Jeongguk! — zapłakał boleśnie, wtulając się w pierś przyjaciela, którego ramiona oplątały się wokół jego ciała, otaczając je bezpieczeństwem. — J-Ja... jestem przerażony. Przeze mnie jesteś ranny, j-ja już nie dam rady. Masz rację... ja tak naprawdę nie chcę być sam, ale on... — przerwał, wiedząc, że przez te emocje się zapomniał.
— Więc to Jaechon — nabrał niespokojnie oddechu. — Nie martw się tym. Zasłużyłem na ten strzał. Nie obwiniaj się o to. To nie twoja wina. Przysięgam, że cię nie opuszczę, a z nim się rozprawię.
— Chciałbym, aby to wszystko było tylko złym snem — szepnął, będąc już zmęczonym przeszłością i niepewną przyszłością. — Proszę, użyj Jeonggukowej terapii — dodał, przypominając sobie o uwielbianym przez siebie zwyczaju pocieszenia najlepszego przyjaciela. Zawsze, gdy był smutny przez rodzica czy złe oceny bądź cokolwiek, Jeonggukowa terapia głaskania pleców radziła sobie ze smutkiem. Oczywiście dowódca dobrze pamiętał o tym zwyczaju. Gaskał go po plecach, uspokajając niespokojne serce. Niespokojny oddech po terapii Jeonggukowej był znacznie spokojniejszy, lecz nie serce Jeongguka, które nie mogło przestać nad czymś głęboko myśleć.
— Czego on od ciebie chciał? — zapytał nagle, a słyszący jego pytanie aktor, odsunął się, nie mając odwagi spojrzeć w oczy dowódcy.
— Przypomnieć mi o czymś — skłamał. — Nie mówmy już o nim. Nie chcę już do tego wracać. Chcę się tylko uspokoić — przeczesał nerwowo palcami włosy.
— Moja dotykowa terapia nie zadziałała? — uniósł wysoko brew.
— Zawsze była niezawodna w trudnych sytuacjach, ale teraz to za mało. Musisz coś do tego dodać — odpowiedział, a na ustach Jeongguka pojawił się szczery uśmiech.
— Zezwalasz?
— Tylko tobie. Oczywiście musisz zachow... — niedane było aktorowi skończyć, gdy wiśniowe wargi dowódcy uciszyły rozkoszne usteczka.
— Jeśli tak, to w Jeonggukowej terapii twoje usta należą do mnie.
~
Jakie wrażenia?
Ta misja może pomóc naszej parze przełamać dzielące ich mury i naprawić dawną relację. Jednak wrogowie wciąż są, a misja wciąż trwa ^^/ Pewnie ubolewacie, że uczucia Jeongguka nie zostały wyjaśnione między nimi :( Nie martwcie się, Taehyung nie jest zapominalski, a Jeongguk łatwo się nie poddaje ;) Dla motywacji waszej autorki, zostawcie coś miłego po sobie ^^/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top