Chapter 3 - SIŁA W DRUŻYNIE

~ Witam^^ Dodaję obiecany rozdział ^^ Postarałam się napisać dłuższy :D

Grupa Jimina przemieszczała się dobre półgodziny od startu. Wonho był pełen wigoru, tak samo Seojoon. Za to Jimin i Kihyun głośno oddychali z każdym następnym krokiem. Taehyung mimo starań był daleko w tyle, starając się dotrzymać krokom towarzyszy. Jednak jego twarz była cała mokra jak włosy i całe ciało. Oddech płytki a obraz przed oczami rozmyty. Przechodził właśnie granice swojej wytrzymałości, ledwo stawiając następne kroki. — N-Nie dam rady — sapnął, po czym twardo zderzył się kolanami z ziemią.

Jeon przemieszczał się dżipem z grupą personelu, gdy Yoongi był daleko w przodzie, obserwując szybsze grupy. Z lornetką przy oczach, szybko oderwał ją, widząc upadek Taehyunga, mając w świadomości, że upadnie jako pierwszy. — Wiedziałem, że tak będzie — uśmiechnął się zadowolony, jednak widząc, że ktoś do niego podbiega, ponownie przycisnął lornetkę do oczu.

Ciężko dyszący aktor, ujrzał dłoń przed twarzą, przez co uniósł wzrok na jej właściciela. Zaskoczył się widokiem Seojoona, który po niego przybiegł. Dostrzegał zaraz pozostałych, którzy jak chłopak po niego wrócili. — Wstawaj. Wezmę cię na plecy — rzekł zdecydowany.

— A-Ale... Nie chcę być dla ciebie ciężarem. — wydukał zawstydzony.

— Przestań pierdolić Tae. Przeszliśmy pierwszy kilometr, jeszcze trzy przed nami. Nie ma co się wahać. Wonho wziął Seojoona plecak. Jak poczujesz się na siłach, pójdziesz sam — rzekł Park, będąc zdesperowanym, by wspólnymi siłami wygrać.

— No dobrze — zgodził się, wstając z ziemi. Nieporadnie wskoczył na plecy Seojoona, który podtrzymywał jego uda, krocząc do przodu. Wycieńczony oparł podbródek na barku chłopaka. — Dziękuję — szepnął.

— To żaden problem, a powód, aby ci zaimponować — mówił szczerze, powodując swym nastawieniem i szczerością, że na bladych ustach Taehyunga zakwitł uśmiech.

— W takim razie już mi zaimponowałeś.

— Czy to czas na sentymenty i flirty? — zapytał poważnie Kihyun.

— Nie bądź drętwy, Ki. Przyznaj, że cię zazdrości w dupę ściska — odgryzł się Wonho, a twarz Kihyuna poczerwieniała.

— Nie tak jak teraz ściskają cię gacie, które w dupę ci wchodzą. Do tego tyłek ci się spocił — prychnął, jednak pozostali automatycznie spojrzeli na tyłek Wonho, który rzeczywiście był mokry, a spodnie wciskały się między pośladki. — Cholera — pomyślał Kim, martwiąc się stanem własnych pośladków, nie chcąc, aby wyglądały jak u Wonho.

— On ma po prostu wielkie proporcje. Nawet spodnie nie potrafią tego znieść — zaśmiał się Jimin.

— Hej! Nie rozśmieszajcie mnie. Niosę czterdzieści kilo w przeciwieństwie do was. Wiadomo, że dupa mi się spoci! — burknął, wywołując śmiech teamu.

Jeon Jeongguk odsunął lornetkę od oczu, wgryzając się nerwowo w dolną wargę. Nie rozumiał, jak były przyjaciel mógł mieć tyle szczęścia i trafić na zgraną grupę, która będzie w stanie wlec jego ciało. — Jakiś limit na pewno będą mieć. Nie będzie miał przez cały czas tyle szczęścia — rzekł z chłodem.

Drużyna Jimina mierzyła się z trzecim kilometrem, mijając w drodze osłabione drużyny, które potrzebowały odpoczynku. Oni nie mogli sobie na niego pozwolić. Rzecz jasna dzielili się wodą i wspierali, jak tylko mogli. W końcu Taehyung zdobył sił, aby móc samotnie przejść przez ostatni kilometr, dziękując Seojoonowi za udzieloną pomoc. Nie mógł odpędzić się od jednej myśli, gdy tylko uda się mu dotrzeć na metę. Że gdy Jeon ujrzy go na mecie, będzie mu łyso.

Łatwo marzyć o wygranej, gorzej za to jest jej sięgnąć. Kilogramy na plecach ponownie robiły mu paćkę gówna w głowie, gdy próbował się motywować słowami: poradzisz sobie, dasz kurwa radę, nie jesteś pizda, a Jeon to skurwiel pokaż, że potrafisz. Z każdą kolejną myślą robiło się gorzej. Z kroku na krok miał ochotę puścić pawia.

Idąc w tej wrzawie, spocony od czubka głowy aż do stóp, spojrzał przed siebie, widząc, jak trzymający się przez całą drogę Jimin upada z wycieńczenia. Cała grupa się zatrzymała na ten widok.
— Jimin, dasz radę? — pytał Wonho, który przystanął obok ciemnowłosego chłopka.

— N-Nie czuję nóg — zaskomlał, gdy wszystkie mięśnie nóg odmówiły mu posłuszeństwa. Zaraz po tym i Kihyun padł z wycieńczenia, przez co Wonho naprawdę zaczynał się martwić.

— Kurwa skurcz — jęczał, leżąc na ziemi, trzymając się za udo, w którym nastąpił ostry skurcz. Taehyung nie wiedział, co w tej sytuacji robić, jednak musieli znaleźć rozwiązanie w tej trudnej chwili dla całej grupy.

— Ruszać dupy, raz, dwa! — spojrzeli na dowódcę Min, który podszedł do nich, natarczywie gwiżdżąc w gwizdek. Taehyung miał wrażenie, że za chwilę głowa mu eksploduje, a Szogunowi wepchnie w gardło irytujący gwizdek. — Park możesz to zrobić, wstawaj i nie zgrywaj pizdy! — stał nad głową Jimina, który miał ochotę się rozpłakać, co też uczynił.

— Dowódco nie krzycz na mnie — zapłakał głośno. — Nie czuje nóg, przecież się staram!

— Tylko baba ryczy przed dowódcą, Park!
Nie litował się nad Jiminem ani nad całą grupą, krzycząc i ich pośpieszając. — Lepiej znajdźcie rozwiązanie albo powąchacie jedynie klamki!

— Czy tutaj wszyscy muszą tak krzyczeć?! To wcale nie pomaga — burknął Taehyung, który mimo gównianej kondycji minął Dowódcę Min, podchodząc do Jimina.

— Szeregowy Kim ma coś do powiedzenia?!

— To pierwszy dzień, jeszcze się nagadam — odrzekł, a rozdrażniony dowódca przystanął obok, krzycząc aktorowi do ucha.

— Nie pracujemy ustami a nogami, ruszaj dupę!

— Ja pierdole — cmoknął, zdejmując z pleców ciężki plecak, by zaraz zwrócić się do grupy. — Wezmę Parka, Seojoon Kihyuna, a Wonho plecaki — rzekł, widząc tylko jedno rozwiązanie.

— Niech będzie. To lepsze od bezczynnego stania — zgodził się Wonho, który przyjął jego plecak oraz Kihyuna.

— Dotrzemy na metę, nawet jeśli przegramy — dodał Seojoon. Taehyung ucieszył się, widząc, że udało się dojść do porozumienia. Gdy Seojoon pakował na plecy Kihyuna, Taehyung pochylił się dla Jimina, którego oczy się zaszkliły.

— Sam nie masz siły, a chcesz mnie nieść?

— W przeciwieństwie do ciebie dwa kilometry odpoczywałem na plecach Seojoona. Zresztą nie możesz chodzić, a ja jeszcze jestem w stanie. Nie zostawię cię samego — Jimin był poruszony. Jeszcze nikt nigdy dla niego czegoś takiego nie zrobił.

— To mi coś przypomina — rzekł wspinając się na plecy Taehyunga. Yoongi przyglądał się biernie grupie, której ostatecznie udało się znaleźć rozwiązanie, dlatego też odszedł w kierunku następnej grupy, która również zmagała się z tym samym problemem. Niestety, ale trzeci kilometr na wzniesieniach powodował, że praktycznie każdy doznawał silnego skurczu. — To jest jak pomoc przyjaciela — dodał Jimin, a Taehyung zaciskał wargi, starając się nie odpowiadać, ponieważ chód z Jiminem był znacznie bardziej wymagający od niesienia plecaka. Jednak plecak z kamieniami a Jimin nie byli porównaniem. Zadbanie o chłopaka było dla niego motywacją, na którą nie śmiał narzekać. Mimo tego, że gdy tylko dotrą do mety, padnie z wycieńczenia, udzielenie pomocy kontuzjowanemu była priorytetem.

Jak Jimin wspominał, o tym, że jego pomocna dłoń coś mu przypominała, tak też rzeczywiście było. Jednak w podobny sposób ta sama dłoń ruszyła w kierunku jego pierwszego i jedynego najlepszego przyjaciela, jakiego posiadał. Ach, te wspomnienia, gdy byli jedynie dziećmi i łączyła ich nienamacalna więź. Wszystko w tamtym czasie było dużo łatwiejsze...

~FLASHBACK~
Sześcioletni Taehyung akurat tamtego sobotniego dnia samotnie biegał po terenie podwórka. Rzecz jasna nikogo praktycznie nie znał, dlatego też sam się bawił. Jego rodzina była świeżo po przeprowadzce, a wielki plac zabaw był jednym z plusów. Tak też mały Taehyung wspinał się po drabinkach, biegał między drzewami, robił przewroty na trzepaku, bawiąc się samotnie i beztrosko. Żadne z tutejszych dzieciaków do niego nie podeszło, a on sam czuł się zbyt nieśmiało, by do nich podejść.
— Zostajesz wyrzucony z naszego gangu! — usłyszał, gdy siedział na trzepaku. Widok zebranych dzieciaków wśród jednego małego chłopca o czarnych włosach i dużych oczach bardzo zaciekawił Taehyunga. Chłopiec o władczym spojrzeniu popchnął drugiego, a ten oddał mu tym samym.

— To jest niegrzeczne, Yoongi — odezwał się przejęty chłopiec, stojący w grupie dzieciaków.

— To ja wymyśliłem tę zabawę! — oburzył się atakowany chłopiec.

— Ale nie chcemy cię. Większość przegłosowała ten wybór — oznajmił, tym razem pchając skutecznie chłopca, który upadł na ziemię. Zdarł sobie porządnie łokcie, a przez ból zaczął głośno płakać. Dzieciaki śmiały się i nazywały go beksą. — Mam pomysł! Jako szef każe wam go wrzucić do śmietnika! — Taehyung zszedł z trzepaka i pobiegł do grupki, zatrzymując się przed Yoongim, osłabiając tym samym leżącego chłopca.

— Zostawcie go!

— A ty to kto? — zapytał.

— Ja? Czy to ważne? Masz go zostawić! Chyba wystarczy, co zrobiłeś. Nie wolno krzywdzić — powiedział, a raczej powtórzył słowa mamy, która zawsze mu powtarzała, że nie powinno się krzywdzić drugiej osoby.

— On ma rację. Yoongi odpuść — wtrącił się chłopiec z pulchnymi policzkami.

— Jak nie odpuścisz, będę musiał cię zbić! — wyciągał przed siebie piąstki. Yoongi spojrzał niepewnie, nie będąc pewnym nowego. W końcu nie znał jego możliwości, przez co niechętnie zabrał się z dzieciakami. Sześciolatek starł z czoła niewidzialny pot, po czym zwrócił się do chłopca, przykucając przed nim. — Wszystko w porządku? — zapytał, uśmiechając się ciepło, a duże sarnie oczy wpatrywały się w niego, jak w najpiękniejszy obraz na świecie.

— T-Tak.

— Nazywam się Taehyung, a ty?

— Jeon Jeongguk — odpowiedział szybko.

— Bardzo cię boli?

— Już mniej — odpowiedział onieśmielony.

— Dlaczego cię tak potraktowali? — zapytał.

— Bo Yoongi to szogun! — rzekł oburzony.

— Wskakuj — Taehyung odwrócił się, zerkając w stronę zaskoczonego chłopca. Zrozumiał gest Taehyunga, który jako jedyny wyciągnął do niego rękę. Wskoczył mu na plecy, a Taehyung powstał. — Skoro jest szogunem, to trzeba zawrzeć sojusz i go pokonać — uśmiechnął się wesoło.

— Naprawdę chcesz mi pomóc? — zapytał, wysysając główkę zza pleców chłopka, a ten żwawo pokiwał głową. — To jesteśmy kompanami — ucieszył się.

— Zawrzyjmy wieczną obietnicę, Jungkook.

— Co to takiego?

— To obietnica, w której przysięgamy się nie zdradzić i zawsze, nie... Na zawsze się przyjaźnić — opowiedział z entuzjazmem, a chłopiec o sarnich oczach się zarumienił.

— Zróbmy to, po pierwszym zwycięstwie — szepnął zawstydzony.

— Co ci jest? — zapytał zmartwiony, zauważając nienaturalne zachowanie u chłopca.

— Nic... Po prostu cieszę się, że przyjaciel sam do mnie przyszedł i to taaki ładny — odpowiedział, po czym jego policzki wypełniły się powietrzem, czując, że twarz mu płonie po tak odważnych słowach. Taehyung śmiał się cicho, uważając, że nowy przyjaciel jest spełnieniem marzeń o przyjaźni, które poznawał w bajkach czytanych przez mamę.

— Jeongguk również jest baaardzo ładny, nawet ze zdartym noskiem — powiedział, a Jeongguk wtulił się w Taehyunga po raz pierwszy marząc o zapamiętaniu szczególnie pięknie słodkiego zapachu przyjaciela. - Powiedz, gdzie mieszkasz, a jak poczujesz się lepiej, zaczniemy walkę z wrogiem.

— Ja już czuję się dobrze!
I tak całą drogę się śmiali, pomimo tego, że dopiero, co się poznali. To spotkanie było w pewnym sensie im pisane, a tak przynajmniej myślał Taehyung, który w późniejszym czasie bardzo się rozczarował.

Gdy szedł z trudem przed siebie z Jiminem na plecach, sam nie wiedział, kiedy oczy wypełniły się łzami. Być może ta chwila przywróciła wspomnienia i przez to poczuł wzruszenie? Mimo że nigdy nie przyjadą mu na język te słowa — To w duchu tęsknił za sześcioletnim Jeonggukiem i gdyby mógł, cofnąłby się do tamtego momentu.

Dystans do mety był już przed nimi, a pierwsze co mógł ujrzeć to dowódcę Jeona, który wyczekiwał grupy. Cała grupa nie miała pojęcia, na którym miejscu się znajdują, jednak brnęli z potem i łzami przed siebie.
— Tae, jesteś dzielny. Jeszcze trochę, wytrzymaj — pocieszał Jimin, widząc, że nie zostało wiele do przejścia. Taehyung oddychał niespokojnie, z każdym krokiem, czując, że oddycha niewłaściwie, przez co wszystko wirowało przed jego oczami. Kołysał się, gdy nogi drżały przy ciężarze Jimina. Jednak w głowie miał motywującą myśl; Wspomnienie poznania Jeongguka i chwilę jego utraty. Zacisnął wargi, nie mogąc pozwolić, aby teraz skreślił Jimina, siebie i całą drużynę tuż przed linią mety.

Gdy Wonho, Seojoon i Kihyun przeszli metę, stopa Taehyunga jako ostatnia przez nią przeszła, poczuł, że naprawdę osiągnął cel. Wyczerpany upadł na kolana, nie śmiąc puszczać Jimina, który sam z niego zszedł, chcąc dać mu złapać oddech. — Zrobiłeś to! Dziękuję, prawdziwy przyjaciel. Z ręką na sercu powierzam ci moje życie — mówił radośnie, tuląc wciąż aktora, którego ciało drżało bez woli.

Jeongguk patrzył ostro w kierunku dwójki, czując gorycz na języku, widząc, na jakie poświęcenie zdobył się chuderlawy Kim. — Drużyna Parka dotarła jako trzecia. Wchodzicie do pierwszej dwudziestki — oznajmił Jeon, podchodząc do nich. Cała grupa pomimo wycieńczenia radowała się pierwszym zwycięstwem, który udało się odnieść dzięki współpracy. Jedyny Taehyung nie kontaktował, czując, że głowa mu eksploduje, jeśli się nie położy. I to, co stało się po chwili, nie było dla dowódcy Jeona żadnym zaskoczeniem. Pod czujnym okiem Jeon przyglądał się klęczącemu aktorowi, którego głowa wraz z bezwładnym tułowiem ruszyła naprzód. Silna ręka dowódcy przechwyciła go, zanim głowa aktora zderzyła się z kamieniem, co zwróciło uwagę całej grupy.

— Taehyung — zawołał zmartwiony Jimin, gdy Jeon położył aktora w bezpiecznej pozycji.

— Nie podchodzić — rzekł ostro Jeon, zatrzymując grupę. Tłok był w tej chwili najmniej potrzebny. Jednak nie spodziewał się, że ktoś z grupy Parka okaże się nieposłuszny.

— Dowódco, proszę pozwolić zabrać go do skrzydła medycznego — zwrócił się z prośbą Seojoon. Jeon patrzył w jego zdeterminowane oczy, nie sądząc, że aktorowi uda się w tak krótkim czasie zawrzeć silne relacje z członkami grupy. Chociaż nie powinien się dziwić, gdy sam w przeszłości z łatwością przywiązał się do chłopaka. Wstał i się odwrócił, bez słowa zostawiając aktora w rękach grupy.

Odchodząc w stronę następnej grupy, mechanicznie spojrzał w kierunku grupy Jimina, spoglądając przejmująco na aktora w ramionach Seojoona.
— Czyżbyś się martwił? — usłyszał dowódcę Yoongiego, na którego przeniósł znużone spojrzenie.

— Ani trochę. Akurat nie zdziwiło mnie to, że pierwszy poległ — rzekł z chłodem, a Yoongi skrzyżował ręce.

— Jednak po zakończeniu zadania. Teraz musisz mu dać to, czego oczekiwał — oznajmił, a Jeon jedynie mlasnął i odszedł, zaciskając w rozdrażnieniu dłonie.

Taehyung uchylił powieki, widząc nad sobą nieznajomą twarz, która z troską dostarczała mu tlenu. Widząc, że się ocknął, odsunął butlę. — Nie musicie się martwić. Wasz kolega ma się dobrze — oznajmił, zmartwionym członkom grupy. Taehyung jęknął gardłowo w bólu przy pierwszym ruchu, żałując, że w ogóle pomyślał o zrobieniu czegokolwiek swoim ciałem.

— Tak się cieszę. Narobiłeś nam strachu — ujrzał zmartwioną twarz Jimina.

— Następnym razem nie rób niczego poza granicami twoich możliwości — rzekł Wonho, który zasiadł obok, pomagając aktorowi podnieść się do siadu.

— Wonho bym nie współczuł, ale przeraziłeś nas — dołączył Kihyun.

— Ej! — oburzył się mięśniak.

— Właściwie powinieneś dziękować Seojoonowi i Jeonggukowi, Tae — uśmiechnął się Jimin.

— Niby dlaczego jemu? — zapytał ponuro.

— Gdyby nie dowódca rozbiłbyś sobie głowę — wyjaśnił Kihyun, a Kim oburzony wizją dziękowania mężczyźnie mlasnął zniesmaczony.

— Taa... Podziękuję, chyba w jego snach! — wycedził pełen jadu, zaskakując grupę.

— Nie przejmujcie się, to są ich osobiste porachunki — wyjaśnił Jimin. — Kiedyś się przyjaźnili — dodał, a cała trójka powiedziała chórem "Aaa..." — Tae to chociaż Seojoonowi, który jak hero z tobą tu pobiegł i doktorowi Seokjinowi, który się tobą zajął. — wskazał na lekarza.

— Dziękuję za pomoc.

— Nie ma za co. Teraz uważaj na siebie. Twoje ciało źle reaguje na silny wysiłek. Przychodź do mnie, wziąć zastrzyk. Podałem ci już jeden jak twoim kolegom. Po tej drodze spodziewajcie się silnego bólu. Radzę wziąć kąpiel w temperaturze pokojowej. To wam dobrze zrobi — rzekł Seokjin, a wszyscy pokiwali w zrozumieniu głową. Doktor Kim został zaraz wezwany do kolejnych pacjentów, którzy również zmagali się z podobnymi problemami. Seojoon zgłosił się na ochotnika, aby pomóc Taehyungowi dostać się do jednostki. Tam mógł o własnych siłach kroczyć, lecz w dużo wolniejszym tempie. Czuł z każdym krokiem rozrywający ból w nogach. Płakać mu się chciało, ale musiał przetrawić ból i niczego po sobie nie pokazać.

Dowódca Min zjawił się wraz z Jeonem, gdy ostatnie osoby dotarły do jednostki. Yoongi zwołał wszystkich, mając za zadanie przedzielić pokoje według wykonanego zadania. Taehyung stał na tyłach, opierając się o ścianę, chcąc w ten sposób dać nogą choć trochę odpocząć.
— Kim za mną! — usłyszał ostry ton Jeona, na którego przeniósł wzrok. — Ruchy! — ponaglił, oddalając się od zebranej grupy, która szła za Yoongim.

— Z tym tonem nikt by z tobą nie poszedł — warknął, zmuszając się do pójścia za Jeonem. Szedł daleko za nim długim korytarzem, gdzie Jeon zatrzymał się po prawej stronie, otwierając drzwi. Zwrócił się w kierunku idącego w swoim tempie chłopaka, który według niego się ociągał.

— Skaranie boskie z tobą — pokręcił głową, wpuszczając w pierwszej kolejności chłopaka. Taehyung rozejrzał się po wnętrzu skromnego pokoju, widząc łóżko, dużą czarną szafę oraz biurko. — To pokój dla ciebie. Zasłużyłeś — rzekł ponuro, a Taehyung czuł, że robi to z łaską. Jednak nie obchodziło go to, co myślał i czuł Jeon. Postarał się o osobny pokój kosztem własnych nóg, więc nie ma się czego wstydzić. — Tu jest łazienka — oznajmił, otwierając drzwi, gdzie wpuścił do środka aktora. Taehyung ujrzał przestrzenną łazienkę, która spełniła jego wymagania. Jednak zdziwił go fakt, że półki nad zlewem były wypełnione, a naprzeciw jego drzwi znajdywały się drugie.

— A te drzwi, do czego prowadzą? — wskazał palcem na drzwi.

— Do mojego pokoju — zaskoczył aktora. — Niestety, ale to nie hotel laleczko. Również z niechęcią chce cokolwiek z tobą dzielić, ale kibelkiem musimy — wysilił się na uśmiech. Taehyungowi mina zrzedła. Z drugiej strony rozumiał niechęć Jeona na jego prośbę o osobny pokój. Wiedział, że przeszkodą będzie dla nich dzielenie wspólnej łazienki, ponieważ żaden z nich nie chciał niczego ze sobą dzielić. 

Co myślicie o rozdziale? Jak byli przyjaciele zdołają coś wspólnie dzielić? I jakie wrażenie robią na was bohaterzy? Ktoś już wam się przypodobał? Pięknie proszę o komentarze i głosy dla motywcaji ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top