Szyba

  Nicola tej nocy była pełna energii jak jeszcze nigdy dotąd. Rodzice byli zaledwie kilka pokoi dalej i nie chciała żeby wiedzieli, że nie śpi. Znów by się wykłócali, że 14-latki normalnie o tej porze już dawno śpią, więc też była cicho jak myszka. Wiatr dudnił o szybę. Zaczął kropić deszcz, który po paru minutach zmienił się w ulewę. Na dworze rozpętało się niemalże piekło. Psy zaczęły wyć. Pioruny biły. Świetnie. Nicola postanowiła to wykorzystać i wymknąć się do kuchni po jedzenie. Jeszcze zanim wyszła, nagle wszystko to się skończyło. Była cisza absolutna. Tylko jedno jej przeszkadzało. Światło u sąsiadów. Co oni o tej porze robią? Postanowiła to zostawić w spokoju, wolała się nie przyglądać, by nie zobaczyć czegoś czego by żałowała. Była głodna, ale przy tej ciszy rodzice mogą ją przyłapać. Przypomniała sobie o resztkach bożonarodzeniowych słodyczy schowanych w szafce. Otworzyła ją i zobaczyła kopertę. W środku była kartka papieru na której było napisane... Cóż, nic nie było napisane. Nagle znikąd powiał wiatr i wywiał jej kartkę w kierunku szyby. Światło księżyca prześwitując przez kartkę ukazało napis:
        ZAPROSZENIE
  Nicola była bardzo zdziwiona.
-Co to ma znaczyć? - zdziwiona szepnęła do siebie.
- Okejjjj... Pomyślmy... Po pierwsze: od kogo to dostałam, po drugie: czemu ten list zawiera tylko jeden wyraz?- w tym momencie pojawił się napis:
        ZA TOBĄ
  Potem przestała widzieć cokolwiek. Po chwili odzyskała wzrok, co i tak mało jej dało. Oprócz delikatnej strużki księżycowego blasku padającego z okna z kratami na jakieś żelazne drzwi, nie było żadnego innego źródła światła, które mogłoby jej oświetlić pomieszczenie, w którym się znajduje. Właśnie miała wstać z podłogi na której leżała, ale natychmiast upadła spowrotem na ziemię.
- Łańcuchy..? Naprawdę? - powiedziała głośno.
  Nagle do pomieszczenia wszedł chłopak z tacą z jedzeniem i latarką. Miał jasne włosy i opaloną skórę. Dla Nicoli kontrast ten był idealny. Tak idealny, że gdy ten położył tace obok nie zauważyła ostrza noża skierowanego w jej stronę.
- Teraz cię uwolnię, a ty będziesz grzeczna i to zjesz. Rozumiemy się?
- Co to? - postanowiła odwrócić jego uwagę.
- Nie chcesz wiedzieć- odpowiedział uwalniając ją.
- Nie zjem bez wiedzy czego jem. Jestem wegetarianką. Jak tam jest mięso, to nie przeżyję.
- Nie ma. Jedz.
- Jakiś ty nerwowy. Odpręż się trochę.- mówiąc to palcem odepchnęła od siebie ostrze noża- Po co tak się spinać...
- Nie będę wdawał się w bezsensowne dyskusje, a teraz masz to jeść- odparł jej.
  To był ten moment. Złapała za jego nadgarstek i wyrwała nóż z ręki chłopaka- Teraz ty będziesz grzecznym chłopcem i mnie stąd wyprowadzisz.
- Laska spokojnie...- odpowiedział drżącym głosem chłopak. - Nie mogę, jeśli ci pomogę...- Dla Nicol działało to jedynie na nerwy.
- Kto?
- Nie mogę powiedzieć. Robię co mi każe, inaczej spotka mnie kara. Nie wolno mi zadawać zbędnych pytań.
- Potrzebujesz pomocy?- powiedziała z niespotykaną u niej litością w głosie. Nie wiedziała czemu. Ta konwersacja wydawała się jej bez sensu.
- Nie jesteś w stanie mi jej dać. On jest bezwzględny.
- Zobaczymy... - odparła że spokojem. - Prowadź.
  Czując ostrze na szyji, chłopak skierował się w stronę wyjścia z celi. Skręcił w prawo, w lewo i przeszedł przez drzwi oznaczone czerwonym krzyżykiem.
Nagle Nicola usłyszała strzał, a chłopak się przewrócił. Było słychać, że jęczy z bólu. Trzymał się za nogę.
- Przestań - powiedział mężczyzna trzymający pistolet, nadal wycelowany w chłopaka. - A tylko spróbuj się mazać, dostaniesz w drugą.
- A-ale t-tato...
- Nie nazywaj mnie tak! Nie chcę mieć takiego syna jak ty. Pozwolić sobie rozkazywać?! - jego głos był pełen pogardy.
- Jak śmiesz marny bycie! - oburzyła się dziewczyna. -  przyjęła pozycje walki, którą widziała w filmach. Może jest trochę zbyt zmęczona, by trzeźwo myśleć.
- Zamknij się i nie wtrącaj. A ty...- nie skończył, bo gdy odwrócił się do 'syna' ta rzuciła się na niego. Przyłożyła nóż do jego gardła. Zaczął strzelać. Trafił chłopaka w rękę, a ten po chwili stracił przytomność. Nagle Nicola została zrzucona przez mężczyznę, który wycelował w nią pistolet. Już miał oddać strzał, gdy ściana zanim eksplodowała, a z dymu wyłonił się blady brunet. Nicola była cała w pyle.
- Odsuń się skarbie - usłyszała głos za nią. - Powiedziałem odsuń się!
- Już, już, spokojnie!- co za gbur.
Gdy zabijał tamtego faceta, ona zbliżyła się do blondasia. Tak postanowiła go nazwać. Przede wszystkim, że z bliska jest jeszcze bardziej uroczy. Sprawdziła mu tętno. Żył.
- Wszystko będzie dobrze... Zabierzemy cię stąd - powiedziała po cichu.
- Nie - kiedy to powiedział zobaczyła głowę turlając się po podłodze. Wcześniej nie zwróciła uwagi na to, że ojciec blondasia ma czarny warkocz.  Jego skóra była osmalona.
- Ale jak to nie?! Zabieramy go i już!
- Nie ma mowy. Porwał cię - odparł brunet.
- Ojciec go zmusił!
- A skąd wiesz że mówił prawdę?
- Bo... Potrafię to dostrzec. Po za tym on się zaraz wykrwawi...
- Naprawdę się o niego martwisz?
- Zamknij się łaskawie i pomóż mi. Trzeba go stąd zabrać i opatrzyć.
- Już się robi królowo. Pojedziemy w bezpieczne miejsce.
~

kilka minut później~
Jechali dopiero 5 minut, a brunet już był podirytowany towarzystwem Nicol, a ona nie potrafiła przestać gadać. Zatrzymał się żeby odpocząć. Czekało ich jeszcze pół godziny drogi.
- A jak się nazywasz? - spytała.
- Alix.
- Ile masz lat?
- 16.
- To ty przysłałeś mi tamten list?
- Nie.
- A wiesz kto to był?
- Wkrótce go poznasz...- zaczynała mu drgać prawa powieka.
- A jes...- nie dał jej skończyć zasłaniając jej usta ręką.
Wziął ją "na pannę młodą" i zaniósł w stronę samochodu. Pomimo tego, że miała odsłonięte usta nic nie mówiła. Była cała zarumieniona.
- No wiem, że jestem boska, ale może najpierw randka, a później coś więcej, co?- ona jest świrnięta.
- Odczep się.- odstawiłem ją na ziemię, otworzyłem bagażnik, a gdy ta miała już coś powiedzieć, włożyłem ją do bagażnika samochodu i zamknąłem.
- Ty idioto! Wypuść mnie! - zaczęła krzyczeć, ale słyszała tylko jak odpalił silnik i ruszyli dalej.

~25 minut później~

- Jesteśmy- usłyszała. Miała ochotę odpowiedzieć mu jakimś wrednym tekstem, ale usta odmawiały jej posłuszeństwa. Zresztą jak reszta ciała.
- No wychodź - brunet nie dawał jej spokoju.
- Nicola... No chodź... To nie jest daleko. Za wzgórzem.
- BLONDIŚ!!! Strasznie się o ciebie bałam!- powiedziała i wyskoczyła z bagażnika.
- Musisz mnie tak nazywać?
- Chodźcie.- powiedział gbur- On pewnie już na nas czeka.
- Idę, idę. Jezu...- strasznie bolały ją nogi w kolanach. Spała skulona w bagażniku, wiec nie ma się co dziwić.
Doszli do szczytu wzgórza. Po drugiej stronie były tylko zgliszcza.
- To jest to bezpieczne miejsce w którym nikt nas nie znajdzie i będziemy mogli odpocząć?- spytała.
- Ale... To niemożliwe... Tylko ktoś kto wie o tym miejscu może je odnaleźć...- był przygnębiony. Bardzo.
- A więc... Co teraz?
- Teraz trzeba znaleźć Artresa. On powinien wiedzieć co się stało oraz gdzie udał się On.
- I znowu 'on'. Powiesz mi wreszcie o kogo chodzi?- Niezwykle to ją irytowało. - A mogłam sobie spokojnie spać w moim domeczku, w moim łóżeczku... Ale nie. Bo jakiś Wielki ON wysłał pusty list i teraz jestem tutaj by go spotkać, ale wielmożnego pana nie ma- pomyślała - No i kim jest Artres?
-To mój beztwarz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top