Eat spaghetti to forgetti your regretti
Podsumujmy:
~ Stara miłość Lysandra wraca i chce wszystko zniszczyć pragnąc zemsty
~ Kim, któremu ufaliśmy okazał się Travelem pod przykrywką
~ Travel zdobył już 2 z 3 potężnych Artefaktów
A Lysander zabiera nas na spaghetti.
~~~
- No co? - interdimens rzucił pytające spojrzenie.
- Spaghetti? Serio? - spytał Alix. - Prosisz mnie o pomoc w szukaniu Medalionu, i zabierasz nas na spaghetti?
- Pracuje tu osoba która sprawuje nad nim piecze - odparł - a poza tym przyda się wam posiłek. Kiedy ostatni raz jedliście?
Dopeiro po tych słowach poczułam burczenie w brzuchu.
- Przed pierwszym pójściem na Targ...- odpowiedziałam.
- A więc zdecydowane. Idziemy jeść, i to nie byle co - powiedział Lys. - To najlepsze włoskie spaghetti jakie zjecie, zaufajcie mi.
- Dużo tego zaufania wymagasz - podsumował Alix.
Lysander jedynie się uśmiechnął i weszliśmy do restauracji. Lokal nie był duży. Za oknami widać było morze, a w środku unosił się cudowny zapach. Jako pierwsza zajęłam miejsce przy stoliku, po chwili dosiadł się Alix, a Lysander poszedł złożyć zamówienie. Słysząc ich rozmowę zauważyłam, że nie pamiętam żadnego języka. Poprostu wiedziałam jak mówić i jak rozumieć to, co mówią inny. Ale nadal słyszałam włoski akcent młodego, wysokiego bruneta z wąsem. Śmiesznie to brzmi...
- To Flavio i przestań mu się tak przyglądać, nie lubi tego.
- To twój kochanek? - nie wiem czemu o to spytałam.
- Nie - Lysander przechylił głowę. - Woli dziewczyny - mówiąc to rzucił mi uśmieszek, a ja się zarumieniłam.
Wtedy mężczyzna podszedł z tacą na której stały talerze z spaghetti. Gdy postawił je na stole podziękowałam i wzięłam się do jedzenia. Boże trzymaj mnie bo się udławię, to jest wyśmienite!
- Niki, powoli bo się zadławisz - zaśmiał się interdimens. Widać ma jakieś połączenie z Bogiem i jego ustami zatrzymał. To nie zabrzmiało za dobrze...
Nie minęło dziesięć minut, a ja kończyłam drugą porcję. Mam nadzieję, że bycie strażniczką utrzyma mnie fit. Przyszła jakaś dziewczyna i zabrała puste już talerze, a wtedy dosiadł się Flavio.
- Idę z wami.
- Zgoda.
- Nie sprze... Co?
- Zgoda - powtórzył Lysander. - To nawet lepiej. Czuję, że nie pozwalasz Medalionowi mnie osłabiać. Jesteś już w tym wprawiony. Ja nie mogę go nawet dotknąć, a oni potrzebowali by czasu, żeby się nauczyć z nim żyć. Bardzo ci doskwiera?
- Nie, przyzwyczaiłem się do zaburzeń emocji.
- To dobrze. Nicole, Alix, Flav będzie teraz w waszej drużynie. Przywitajcie się.
Alix tylko otworzył rękę, którą podpierał głowę w geście powitania, a ja powiedziałam "hej" zagarniając włosy za ucho. Teraz mam wrażenie, że to było żałosne. Flav uśmiechnął się w moją stronę. Miał piękny uśmiech.
- Obecność medalionu mimo wszystko ma na mnie wpływ - kontynuował interdimens. - Postaram się zgromadzić sojuszników, wam też polecam. Z pewnością szykuje się wojna, która będzie znacząca dla wszystkich.
- Czy jeśli Travel w pełni odzyskał swój Dar, nie mógłby już teraz zniszczyć wszystkiego? - spytałam.
- Wymiary, wszystko w i poza nimi, jest objęte naszą pieczą. To znaczy moją i resztą Interdimens. Potrójna ochrona jest silniejsza od pojedyńczego ataku.
- Czyli że musicie umrzeć?
- Nie, nawet po śmierci ochrona będzie działać, wystarczy mu medalion - uśmiechnął się ironicznie, z obawą. - Dlatego....
- ... muszę za wszelką cenę go chronić - dokończył Flav.
- WY musicie, zdobył miecz, by pozbyć się innych Interdimens i nie mieć przeszkód. Księga mu w tym pomoże, jeśli będzie chciała, w co wątpie.
- Księga żyje? - spytał Alix, zanim ja zdążyłam.
- Nie, ale ma swego rodzaju świadomość - odparł. - Jest Sprawiedliwa. Miecz jest Rozsądny. Medalion Bezlitosny.
- Nie lepiej by było: Rozsądna Księga, Bezlitosny Miecz, Sprawiedliwy Medalion?
- Same wyrobiły te świadomości. Być może przez stworzenie dusz.
- Stworzenie dusz? W jakim sensie? - spytałam.
- W przeciwieństwie do was, Ludzi, czy Demonów, Interdimens nie posiadają esencji. Jesteśmy nieśmiertelni i bez problemu możemy istnieć w świecie astralnym. Ale śmierć to opuszczenie ciała przez esencję, u Ludzi to dusza. Skoro my jej nie mamy - kontynuował - oznacza to, że aby umrzeć ta esencja musi powstać, nasze ciało się rozdziela na... nazwijmy to ciałem właściwym oraz na ciało metafizyczne - esencję/duszę, która może odejść i dryfować w Pustce. Wracając, sądze, że przy pomocy swego typu energii powstałej w wyniku kreacji esencji, Artefakty zdobyły świadomości. To po nich dostały swoje eūfiuriańskie nazwy.
- Mają swoje nazwy inne niż... no... Księga etc.? - spytałam.
- Tak, mają. Księga to Sr'har't. Imię Miecza brzmi Nah'ta. Medalion zwie się Litok'har - nie wyobrażam sobie większej tortury niż próba powtórzenia tych słów.
Chyba zrozumiałam, ale nie miałam już zamiaru pytać o cokolwiek.
- Będę się zbierał i zrobię co trzeba, jak już mówiłem popytam tu i tam - powiedział. Polowaliśmy tylko głowami, a on zniknął.
- Czasami czuję się jakby był halucynacją, gdy tak znika - powiedział Flav. - Wiem kogo możemy spytać o pomoc w walce, zaraz wracam, idę po mapę.
Wtedy poszedł na zaplecze. Alix poszedł do łazienki, jak powiedział. Ja patrzyłam się na widok morza. Po chwili wrócił Flav i spytał się gdzie Alix, wskazałam stronę toalety. Kiwnął głową i usiadł, po czym zaczął rozkładać mapę. Jej rysunki się ruszały.
- Tu jesteśmy my - położył palec na fragment Europy w kształcie buta, a następnie uszczypnął mapę, a obraz się zmniejszył tak bardzo, że widać było planetę Ziemię, następnie przejechał palcem delikatnie, a obraz szybko się przemieścił i zatrzymał na dziwnej planecie. - To Oasis. Gdy przejścia do innych wymiarów zostały zamknięte przez działania Stowarzyszenia, to tam przeniosło się wiele wiedźm, czarownic, Demonów i innych magicznych istot. Spora część została co prawda, w tym moja rodzina, ale w porównaniu z tamtą grupą, to nie dużo. Tam z pewnością znajdziemy sojuszników.
- Jak i wrogów - dodał Alix po powrocie z toalety. - Po za tym jak chcesz się tam dostać? Polecimy na miotle?
- Coś w tym stylu... - Flav rzucił Alixowi dumne spojrzenie spode łba. Chodźcie za mną.
Flav ruszył w stronę zaplecza, a my za nim. Stanęliśmy przed ścianą. Gdy pstryknął palcami ściana zniknęła i zobaczyliśmy pomieszczenie z lustrami. Nad każdym wisiała jakaś tabliczka, a my podeszliśmy do tej z napisem „K'hestuo".
- To „oaza" po eūfiuriańsku - powiedział Flav i pociągnął mnie za dłoń przez lustro.
Po drugiej stronie było niczym na Ziemi, ale ładniej. Trawa i drzewa pośród unoszących się zabudowań, lewitujące łodziopodobne transporty z ławkami, gdzie siedziały przeróżne istoty, rozmawiając i śmiejąc się ze sobą, jechały do parków i galerii. Gdzieś w dali był jakiś bazar gdzie również przebywało wiele istot. Nagle jakaś kobieta zaczęła machać ręką i iść w naszą stronę wołając.
- Flavciu! Flavciu! - kobieta była uśmiechnięta. Wokół niej unosiły się kwiaty, które również zdobiłī jej skronie. Gdy dotarła do naszej grupki uścisnęła Flavia i pocałowała w policzek. - No co tam u mojego kochanego siostrzeńca, opowiadaj, poznałeś kogoś fajnego może? - kobieta uszczypnęła go w policzek, a jej uśmiech zrobił się jeszcze większy. Flav się zaczerwienił.
- Ciociu, nie teraz mamy ważne zadanie...
- Oho... - jego ciotka spochmurniałą. - Czyli plotki to prawda? - obniżyła głos. - Nienawistny wrócił..?
- Nienawistny? - spytałam.
- Oj słonko, nie tak głośno - kobieta zbliżyła się. - Chodźmy do mnie skarby.
Poszliśmy za ciocią Flava do jej domu. Unosił się na jakimś krysztale o zielono-żółtej barwie.
- Stańcie bliżej moi drodzy, o tak, tak - machając rękoma zagarnęła nas bliżej siebie, a wtedy machnęła dłońmi po raz wtóry i fragment ziemi na którym staliśmy poniósł nas do wejścia.
Gdy weszliśmy kobieta zrobiła delikatny gest dłonią, w zasadzie muśnięcie palcami powietrza, a krzesła wsunęły się nam pod zadki i przysunęłī do stolika. Ciocia w tym czasie machała dłońmi w kuchni, ciastka jeszcze w czasie lotu do stołu upiekły się idealnie i ciepłe stały już przed nami.
- Mleka? Herbaty? Mam też jūrhę jeśli wolicie skarbeńki - kobieta uśmiechnęłą się w naszą stronę, a za nią leciała taca z filiżankami.
Gdy każdy podał swoje preferencje i wziął po ciastku kobieta przedstawiła się.
- Nazywam się Lorey, jestem siostrą matki Flavia, to znaczy jego ciocią... a ty jesteś pewnie sławną już Strażniczką. Jak ci na imię słońcę?
- Nicole, miło panią poznać - przedstawiłam się i wskazałam na bruneta. - A to Alix.
- Również miło panią poznać.
- I wzajemnie - odparła kobieta. - Ale ty słonko musisz tu uważać, niektórzy mają chrapkę na skarby Świątyni... - spojrzałą na mnie.
- Ciociu, wiesz czy można rozmawiać z Radą i kiedy?
- Rada przyjmuje w Tr'ese i Potr'i, czyli dzisiaj i pojutrze - uśmiechnęła się. - Rozumiem, że szykuje się wojna...
- Tak proszę pani, dlatego przyda nam się każda pomoc - odpowiedziałam.
- Zawsze możecie liczyć na wsparcie rodu Minte, słońca. A teraz ostrożnie lećcie już, jak wyjdziecie skoczcie i pojawi się powóz, podjedziecie nim gdzie trzeba.
Wstaliśmy i pożegnaliśmy się z Lorey. Kobieta uścisnęła każdego z osobna i nas pożegnała. Jeszcze gdy odjeżdżaliśmy stała w drzwiach i machała do nas. Po pewnym czasie jazdy Alix zasnął, a potem dosiadł się jakiś Demon.
- Hej, co tam u was? - spytał.
- Hej, jedziemy do Rady, a ty? - odpowiedziałam.
- O, widzę że nie tutejsza - zaśmiał się. - moja droga, ja też jadę do Rady, inaczej bym nie wsiadł do tego samego powozu. Ale to nic, najważniejsze to się uczyć - uśmiechnął się.
- Dobrze wiedzieć - powiedziałam.
- Jakie masz cele u Rady? - spytał go Flav.
- W sprawie ciała mojego brata, zmarł z powodu choroby i chcielibyśmy pochować go w rodzinnej kaplicy. A wy? Z tym słodziakiem obok? - skończył patrząc na Alixa.
- Jedziemy bardziej w sprawie załatwiania interesów politycznych - powiedział Flav. - Cała trójka.
- Rozumiem - uśmiechnął się i obejrzał. - O, już jesteśmy.
Zbliżyliśmy się do wielkiego budynku. Po wyjściu z powozu Demon skierował się do bocznego wejścia. Wtedy obudził się Alix.
- Co się dzieje? - przetarł oczy.
- Chodź, to budynek Rady - powiedziałam i Alix wyszedł. Wtedy wypadła mu jakaś kartka.
- A to co... - zaczerwienił się i schował kartkę do kieszeni. - Nie ważne, chodźmy.
Po tych słowach weszliśmy do budynku prowadzeni przez Flava, głównym wejściem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top