23 marca 2117 roku, wieczór

Pojechałam do sektora A i w markowym sklepie Katarzyny Lis-Sadowskiej kupiłam biały płaszczyk dziewczęcy z najnowszej kolekcji. Na piersi miał wyszyte litery "LS", którymi Kaśka oznaczała swoją odzież. Na plecach płaszczyka były wyszyte wisienki układające się w kształt serca. Pomyślałam, że będzie dla niej idealny. Do płaszcza dobrałam parę czerwonych trampek, za którymi dzieciaki teraz szalały. Bruno miał takie czarne i je uwielbiał. Naprawdę chciałam, by inne dzieci jej ich zazdrościły, więc wybrałam najdroższy model.

Wróciłam z pudłami do domu i położyłam je na blacie stołu w naszym salonie. Wzięłam duży karton z magazynku i weszłam z nim do pokoju Sary. Popatrzyła na mnie zaskoczona. Siedziała na łóżku i prowadziła właśnie wideotransmisję z Brunem.

– Mamo! A gdybym była nago?! – krzyknęła.

– To Bruno miałby niezłą rozrywkę – odpowiedziałam, bo nie miałam czasu na jej nastroje. – Weź przejrzyj swoje rzeczy i wszystko co jest za małe albo nie będziesz w tym chodzić, spakuj do kartonu. Tylko teraz, bo muszę mieć to na jutro.

– A jak spakuję, to mogę iść z Brunem do centrum handlowego? – spytała niepewnie.

Wiedziałam, że kupi kolejne ciuchy, z których połowy nie będzie nosić, ale lubiłam, gdy wracała ze sklepu i przymierzała nowe kreacje. Wyglądała wtedy jak baletnica i czarowała wszystkich wkoło. Nawet Bruno wtedy się uśmiechał, choć nie leżało to w jego naturze, więc odpowiedź była dla mnie oczywista.

– Bawcie się dobrze i nie wracajcie za późno.

Sara zapiszczała z podniecenia i podbiegła do tabletu.

– Słyszysz, kotek?! Idziemy na zakupy! – zawołała w stronę ekranu.

– Przebiorę się i przyjdę pomóc ci z tym kartonem, będzie szybciej.

Bruno odłożył tablet na półkę, ale nie przerwał wideotransmisji, a moja córka wciąż obserwowała przyjaciela na ekranie. Podeszłam do córki i zobaczyłam, jak syn przyjaciół zsuwa z siebie dresowe spodnie i koszulkę i stoi odwrócony tyłem w samej bieliźnie, nieświadomy ciekawskich oczu mojego dziecka.

– Bruno, widać cię w kamerze – powiedziałam.

Chłopiec zniknął z zasięgu wzroku i po chwili obraz na ekranie się poruszył, a transmisja została przerwana. Popatrzyłam na córkę, która poczerwieniała na twarzy.

– Nie podglądaj kolegi, Sara. To nie jest w porządku.

– Byłam tylko ciekawa – usprawiedliwiła się.

– A jakbyś się czuła, gdyby to Bruno z ciekawości wykorzystał twój moment nieuwagi i popatrzył, jak ty się rozbierasz? – zapytałam, żeby uświadomić jej powagę sytuacji.

– Bruno nigdy by mnie nie podglądał! On nie jest taki!

– No widzisz, a ty patrzyłaś. Lepiej ładnie go za to przeproś.

– Masz rację, mamo. Przeproszę.

Opuściła zawstydzona głowę, a ja zrozumiałam, że moje dziecko dojrzewa i nie ma Marcina, który mógłby jej ładnie wszystko przekazać. Muszę ten temat poruszyć z nią sama. Tylko pojęcia nie mam jak. Marcin wiedziałby...

– Zajmij się lepiej ubraniami, kotek – powiedziałam, bo wystarczyło jej wstydu, a dopiero będzie jej głupio, jak spojrzy przyjacielowi w oczy.

Poszłam przebrać się w dres, bo musiałam skopać tyłek pewnemu małemu dzieciakowi, który uważał, że da radę mamie w koszykówce. Nie tak łatwo! Mama była całkiem dobra w nią na wf-ie i nie planowała dawać forów.

Wzięłam Tymona w objęcia i poszliśmy na tyły domu, gdzie była zawieszona obręcz z siatką. Mimo moich ambitnych zamiarów, to Tymon pokazał mi, jak się gra, a gdy zorientował się, że nie daję rady zaczął dawać mi fory, co jeszcze spotęgowało uczucie wstydu. Jednak bawiliśmy się świetnie do samego wieczora.

Tomek przyszedł posiedzieć przed domem i czytał swoje materiały edukacyjne. Co jakiś czas zerkał na nas i mimo to, że był tak samo moim synem, to miałam satysfakcję, że to on tym razem czuje się zepchnięty na boczny tor i nie jest pępkiem świata.

Późnym wieczorem, gdy już Tomek dał się namówić do wspólnej zabawy, na podwórko wpadła Sara w nowiutkim, luźnym, puszystym swetrze z wełny, sięgający jej za pupę i tak samo nowych obcisłych jeansach, a za nią wszedł Bruno z rękami w kieszeni.

– I jak? – pochwaliła się i obróciła w miejscu.

– Ślicznie – przyznałam. – Spodnie? Rzadko kiedy kupujesz spodnie.

– Tak, ale te są niesamowicie wygodne. Prawie jak druga skóra. – Przeciągnęła dłońmi po udach i pośladkach podnosząc przy tym luźny sweter do góry i pokazując swój zgrabny tyłek.

– Zbyt obcisłe – stwierdził Bruno ze skwaszoną miną, a do mnie dotarło, że ma on wpływ na to, jak ubiera się moja córka.

Sara obróciła się do niego i poklepała go po torsie, jakby próbując go pocieszyć.

– Sweter jest długi i zasłania mi tyłek, Bruno. Nie musisz się martwić. Nikt mnie nie będzie zaczepiał. Poza tym, kupiłam je głównie po to, by było mi wygodnie w domu, w rodzinie. To taki domowy outfit.

– Oby.

– Mamo, Bruno powiedział, że jak chcę, to mogę przyjść za miesiąc na jego trening. Pokarze mi parę chwytów, tylko musi mnie dorosły przywieźć do centrum szkoleniowego.

Pokaz mody był jednak tylko wstępem, a swój prawdziwy cel Sara powiedziała dopiero teraz. Nie widziałam problemu, choć nie wiedziałam, czy dam radę przy swoich obowiązkach. Czas spędzony z synami dał mi jednak poczucie, że muszę bardziej skupić się na dzieciach, a mniej na pracy.

– Zrobię wszystko, by z tobą tam pojechać – powiedziałam. – A Borys wie?

– Tak, sam to zaproponował – przyznał chłopiec. – Twierdzi, że muszę się nauczyć walczyć z rozproszeniem, a Sara będzie mnie rozpraszać.

– No dobrze – odpowiedziałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top