*+。 CHAPTER 1。+*

*Pół roku później*

Było tak, jak obiecał Arcenio. Od czasu ich pierwszego spotkania, Narin nie musiała się tak bardzo przejmować starszym Vel'ą, który ciągle miał na nią ochotę.

Rubio wiedział o planach swojego przeciwnika, dlatego zawsze kiedy ten chciał dostać się do Narin, młodzieniec dawał szefowi burdlu więcej pieniędzy by móc spędzić czas z panną Vazquez. Pomagał jej nie tylko w przypadku starego mężczyzny, ale również w kilku innych. Arcenio robił wszystko by jak najlepiej pomóc mulatce. Widział jej stan i z dnia na dzień, coraz bardziej rozumiał jej zachowanie, stosunek do ludzi, a nawet jej sposób mówienia i myśli, które nie zawsze przekazywała otwarcie. Brunet nauczył się z niej czytać jak z otwartej księgi.

Już w chwili, gdy spostrzegł ją po raz pierwszy, poczuł, że coś go do niej przyciąga. Poczuł pewną więź i wiedział, że musi zrobić wszystko by pomóc młodej dziewczynie.

Arcenio był człowiekiem wielkiego serca. Nigdy nie przeszedł obojętnie obok kogoś, kto potrzebował pomocy. Zawsze chętnie wspierał potrzebujących.

Widok tak młodej kobiety, w takim miejscu, szczerze łamał mu serce. Przynosił wielką odrazę i pogardę dla szefostwa tego miejsca. Są ludzie, którzy chętnie tam pracują, ale jest też równie wiele osób, które chcą stamtąd uciec. Narin była jedną z nich.

Vazquez była jak dziecko, które musiało dorosnąć zbyt szybko. Nie dane jej było poznać smaku prawdziwego, normalnego i szczęśliwego dzieciństwa. Kobieta od razu była rzucona na brudną, głęboką wodę. Jednak nawet mimo tego, że często wydawało się, że brakowało jej tchu i zaczyna się topić, mulatka w ostatnich chwilach, łapała się ostatniej deski ratunku. Utrzymywała się nad powierzchnią wody, która tak bardzo ją pochłaniała. Wiele razy chciała po prostu odpuścić, pozwolić wodzie ją zabrać lecz ostatecznie tego nie zrobiła. Mimo tego, jak bardzo nie znosiła swojego życia, chciała zobaczyć co może ją jeszcze czekać. Chciała zobaczyć jak dokonuje zemsty na ludziach, którzy tak bardzo ją skrzywdzili. Chciała przekonać się, czy czeka ją jeszcze coś dobrego. Chciała po prostu poznać smak prawdziwego życia.

Arcenio to widział i rozumiał. Sam również już od młodego wieku, został rzucony na głęboką wodę.

Młodzieniec nie miał dobrych kontaktów ze swoim ojcem, a gdy wreszcie po długim czasie ich relacje zaczęły się polepszać, jego rodzic odszedł. Odszedł nagle we śnie, z którego nigdy się nie obudził. Arcenio był wtedy bardzo młody lecz rozumiał sytuację i wiedział, że musi być silny i zadbać o dobro swoje, swojej rodziny i osób, które na nim polegały. Nauki, które pogłębiał od najmłodszych lat przydały się w dniu, w którym musiał wiedzieć jak radzić sobie samemu.

Jednak nawet mimo tego, Arecnio wiedział jedno. On przynajmniej miał rodziców, których mógł poznać, którzy go wychowali, kochali. On zyskał wsparcie przyjaciół rodziny, a Narin nie miała niczego takiego.

Nigdy nie poznała ani swojej matki, ani ojca. Wychowywała się w miejscu, które nazywała piekłem i nie zaznała miłości z jakiejkolwiek strony.

Co może czuć człowiek wychowywany w taki sposób? Jak można żyć w taki sposób? Czy jest to w ogóle możliwe?

Rubio podziwiał swoją nową towarzyszkę. Była od niego o rok młodsza. Widział w niej silną kobietę, którą stała się tylko dzięki swojej zawziętości i woli do walki. Przeszła tak wiele okropnych rzeczy, a mimo wszystko, wciąż stąpała po tej ziemi. Nie poddała się, mimo, że było jej ciężko.

- Zaczynam wątpić, że ciągle czytasz tę książkę. – głos Narin wyrwał bruneta z zamyślenia.

Jej słowa wywołały uśmiech na jego twarzy.

- Dlaczego tak sądzisz? – zapytał, chichocząc.

- Bo od jakiś dwóch minut się na mnie gapisz.- prychnęła, zakładając rękę na biodro. – Co w ogóle czytasz? – podeszła bliżej niego, złapała za książkę i uniosła do góry by spojrzeć na okładkę.

- „Upiór w operze". – przeczytał Arcenio i spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem. – Zdziwiona?

- Trochę. – wzruszyła ramionami.

- Dlaczego?

- Myślałam, że prędzej będziesz czytał jakieś poezje czy coś. – machnęła ręką i usiadła na łóżku, naprzeciwko niego.

- Czytałem wiele książek. – odpowiedział, kładąc przy tym lekturę na kolana. – Lubię wiele gatunków. A ty? Co ty lubisz, Narin?

Mulatka ponownie wzruszyła ramionami.

- Nigdy nie czytałam. – oznajmiła po dłuższym czasie, co nieco zaskoczyło jej towarzysza.

- W ogóle?

- W ogóle. – skinęła głową i po chwili położyła się na łóżku, rozciągając przy tym. – A nawet jeśli bym chciała, to nie mogę.

- Dlaczego nie? – pytał łagodnie.

Narin zamilkła na dłuższą chwilę. Nie miała ochoty się do tego przyznawać, ale ostatecznie postanowiła to wyznać.

- Nie umiem czytać. – westchnęła ciężko. – Szef nigdy nie zwracał na to uwagi i mówił, że w obecnej sytuacji i tak mi się to do niczego nie przyda... - mówiła. – Dlatego nigdy nie uczył mnie czytać, ani nie szukał mi nauczyciela do tego. Czasami dla satysfakcji klientów, karze nam nauczyć się kilku rzeczy na pamięć... pierdolenia w drobnych sprawach politycznych czy innych branżach odwiedzających nas osób, ale poza tym... Nic. – machnęła ręką. – Nie umiem ani czytać, ani pisać. Zresztą, nie tylko ja. Jest tu też jeszcze kilka dziewczyn co tego nie umie, ale... - opowiadała. – No cóż... Niektóre to potrafią, a niektóre nie. Ja jestem w tej drugiej grupie. Nie wiem w sumie czy to dobrze, czy też nie. Jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiałam.

Arcenio uważnie wysłuchał jej słów po czym powoli wstał, sięgając przy tym po swój kij. Brunet powoli pokuśtykał do mulatki i usiadł obok niej na łóżku, czym przykuł jej uwagę.

- Chcesz, żebym ci poczytał? – spojrzał na nią łagodnie, a jego słowa nieco ją zaskoczyły.

Vazquez przez krótką chwilę spoglądała w jego oczy, po czym przekręciła się na bok i niepewnie skinęła głową, na znak zgody.

Gdy Arcenio zaczął czytać, Narin poczuła, że zaczyna się odprężać. Lubiła słuchać jego głosu, a teraz, gdy specjalnie dla niej czytał, czuła ogarniający ją spokój. Z chęcią słuchała każdego jego słowa, skupiała się całkowicie na nim. Dopiero po czasie zauważyła, że bardziej wsłuchiwała się w jego głos i skupiła na nim, niż na samej historii tej książki.

- Wiesz... - Arcenio przerwał na chwilę czytanie, przymknął książkę i cicho westchnął. – Jeśli będziesz chciała... - zerknął na nią. – Będę mógł cię nauczyć czytać. I pisać. – dodał z uśmiechem. – Jeśli tylko masz ochotę.

Narin zaśmiała się cicho, uniosła do siadu i przysunęła do niego.

- To będzie jak cyrk, a nie nauka. – odparła, kręcąc przy tym głową. – Raczej jestem na to za głupia.

- Na naukę nigdy nie jest za późno, querida. – powiedział łagodnie. – Poza tym... - spojrzał na okładkę książki. – Myślę, że jesteś bystrzejsza i mądrzejsza niż tobie samej może się to wydawać. Miej więcej wiary, Narin. –uśmiechnął się blado. – Ja widzę w tobie wielki potencjał.

- Zmarnowany potencjał. – wtrąciła.

- Nie, wręcz przeciwnie. – ponownie na nią spojrzał. – Jeszcze nic nie jest stracone. – uśmiechnął się.- Powinnaś spróbować. Nauczę cię.

Vazquez wstała na równe nogi.

- Widzę cię w roli nauczyciela, ale nie widzę siebie w roli ucznia. – zerknęła na niego. – Wątpię byś zdołał mnie czegokolwiek nauczyć.

- Nigdy nie mów nigdy. A zawsze warto próbować. – mówił, wciąż z miłym uśmiechem. – Moja matka mawiała, że nie można się poddawać. Dopóki wciąż tli się w nas życie, zawsze warto jest próbować. Skoro jeszcze żyjemy, to nasza podróż nie znalazła końca. Jest jeszcze coś, co musimy zrobić.

- Twoja matka? – powtórzyła zaciekawiona. – Jaka ona jest?

Arcenio na chwilę zamilkł po czym ciężko westchnął i otworzył lekturę na stronie, której skończył czytać.

- Moja matka to naprawdę wspaniała kobieta. – powiedział pewnie. – Ale opowiem ci o niej... kiedy indziej – mówił, tym razem nie patrząc jej w oczy, a uśmiech z jego twarzy znikł w chwili, gdy poruszyli ten temat.

Narin nieco zmartwiła reakcja bruneta. Kobieta cicho westchnęła po czym, nie bardzo wiedziała jak ma się zachować w tej dość niezręcznej sytuacji. Po chwili, mulatka bez słowa podeszła do Arcenio i usiadła obok niego, czym przykuła uwagę mężczyzny.

- Poczytasz mi dalej? – spytała, gdy napotkała jego spojrzenie.

Brunet uśmiechnął się ciepło i po chwili kontynuował wcześniejszą czynność, ale tym razem, na głos.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top