ROZDZIAŁ 1
-Idziesz z Mattem na bal maturalny?! – krzyknęłam siedząc z Liv na łóżku. To moja najlepsza przyjaciółka. Mama opowiadała mi, że z niektórymi przyjaźniami jest tak, że zaczynają się w łonie matki. Podobno właśnie z nami tak było. Czy w to wierzę?
Oczywiście, że nie. Ja pamiętam to trochę inaczej. Wydaje mi się, że podeszłam do niej kiedy płakała w piaskownicy, bo Samuel zabrał jej łopatkę. Dałam jej swoją. Bardzo ją lubiłam ale było mi strasznie szkoda Liv. Pamiętam też, że podeszłam później do Samuela, zabrałam mu zieloną łopatkę i z całej siły walnęłam nią w głowę.
Niedługo później, gdy z Liv byłyśmy już najlepsiejszymi przyjaciółkami na całym Bożym świecie, przyszedł do piaskownicy i przeprosił nas. OBIE. Wtedy Liv zlitowała się nad nim i zaprosiła do zabawy. I tak właśnie poznałyśmy Samuela.
-Tak... Idę. Fajnie, prawda? – zapytała z pięknym uśmiechem. Chwyciła swojego misia i przytuliła do siebie. – A ty? Dajesz sobie radę? Zobaczymy cię w nieziemskiej kreacji?
-Raczej sobie odpuszczę... – powiedziałam smutno. Sam przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
-Chodź ze mną. – zaproponował. Sam też chciał sobie odpuścić.
Samuel to Samuel. Nie chce pakować się w związki, bo twierdzi, że skoro i tak nie będzie kochał to po co ma ranić drugą osobą.
Mądry Sam.
-Nie. Zostanę w domu i będę zjadać się ciasteczkami. Dzięki za propozycję.
-Myślałam, że będziesz gwiazdą wieczoru, a teraz ja będę musiała przejąć to stanowisko. – powiedziała Liv z nutką kpiny w głosie.
-W sumie to... Cor.. Musimy ci coś powiedzieć. – zaczął Sam, a w powietrzu zaczęła unosić się woń kłopotów. – Zack... Zack chciał się spotkać.
Nastała grobowa cisza. Nie chciałam się odzywać. Nie wiedziałam, co miałabym mówić. Zack... Należał do naszej paczki jakiś rok temu. Później zaczął dużo imprezować, znalazł sobie „dziewczynę", która dawała każdemu i jakoś tak... Wyparował.
Próbowałam się z nim skontaktować wielokrotnie. Po niecałych dwóch miesiącach od jego zaginięcia dowiedziałam się, że wyjechał do Stanów i tak zakończyła się nasza znajomość.
Zack był mi bardzo bliski. Dał mi ostatnią kroplę nadziei zaraz po śmierci mojej siostry Laury. Zeszłam na samo dno. W sumie dzięki niemu tylko na kilka tygodni. Przez moment myślałam nawet, że coś z tego będzie. Coś większego, ale wtedy właśnie się... Zepsuł.
-Hej, Cor... Wszystko gra? Co się dzieje? – mojej dłoni dotknęła Liv.
– Zbladłaś. Przyniosę Ci wody. – wyszła prędko z pokoju.
-Z kim chce się spotkać? – wydaje mi się, że powiedziałam to niemal szeptem.
-Już z nim rozmawialiśmy. Zmienił się. Nie zdziw się.
-Nie pytam, czy się zmienił tylko z kim chce się spotkać!- wykrzyczałam. To była jedna z tych sytuacji, w których nad sobą nie panuję.
-Z tobą Cor... Z tobą. To dla ciebie wraca.
-Wraca? Na stałe? – byłam mocno zdziwiona. Cóż za nagła zmiana.
-Tak... Ma... Problemy... – był zbyt tajemniczy, jak na Sama, którego znam od dzieciństwa.
-Kiedy mamy się spotkać? – zapytałam ze stoickim spokojem.
-Za dwie godziny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top