9. "Załoga wolno myślących żółwi?"
Cholera jasna! Moja głowa i brzuch tak bardzo bolą... Gdzie ja jestem i co mi się stało? Otworzyłam powoli oczy. Byłam w jakimś pokoju. Na pewno nie jestem w naszym pokoju w hotelu jak i u chłopaków. Rozejrzałam się dookoła marszcząc brwi. Co ja tu robię? Chciałam podnieść się do siadu, ale od razu krzyknęłam łapiąc się za brzuch. O kurwa... Głupi ruch. Głupi. Nagle w pokoju pojawił się Alex i od razu na mnie warknął.
- Oszalałaś? Masz leżeć! - powiedział i pomógł mi się znowu położyć.
- Mogłabym powiedzieć to samo - mruknęłam skanując jego rany na twarzy i siny policzek.
- Nic mi nie jest. Podali mi coś ze strzykawki, ale żyje - powiedział i poprawił mi kołdrę.
- Tylko tyle? - zapytałam, kiedy miał już wychodzić.
- A na co liczyłaś? - zapytał odwracając się do mnie.
- Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam?! Mam tyle pytań i nie mam ochoty spędzić dnia w łóżku! - warknęłam unosząc ręce w górę, ale szybko je opuściłam przez ból w okolicach brzucha. Blondyn westchnął i zamknął drzwi, które zdążył uchylić.
- Widziałaś jednego z nich prawda? - szepnął i usiadł na krawędzi łóżka.
- Jeśli chodzi ci o idiotę, który strzela ogniem z łap to tak. Widziałeś resztę? - też szepnęłam chociaż nie wiem dlaczego bo w pokoju byliśmy tylko my.
- Taa... Miałem styczność poznać wszystkich. Ten od myślenia i śmieszkowania to Ethan, włada wodą. Potrafił zagotować wodę w moim ciele, nic fajnego. Z tego co rozumiem poznałaś już Xaviera. Jest chyba najgorszy z nich. Psychopata ładnie opisując. Jest jeszcze cicha Ava od powietrza. Nic mi nie robiła i tylko patrzyła ze skupieniem jak mnie torturują. I gwiazdeczka... Nazywa się Grece. Jest od ziemi. Każdy z nich ma włosy pod swój żywioł. Zielone, niebieskie, białe i pomarańczowe.
- Dlatego byłeś taki osłabiony? - zapytałam cicho.
- Uwierz mi wymiotowanie wodą nie jest za fajne. Ethan trochę poszalał. Łatwo mógł mnie zranić nawet mnie nie dotykając - mruknął i zaczął bawić się swoimi palcami.
- A ta Grece? Coś ci zrobiła? - znowu zapytałam.
- Tak, tak zrobiła. Nadepnęła mi na odcisk! Jej buzia się nie zamykała i miałem ochotę jej przywalić mimo, że nie biję dziewczyn. Dla niej zrobiłbym wyjątek - warknął, a ja przytaknęłam.
- Dobra mam jeszcze dwa pytania - mruknęłam a on kiwnął głową dając mi znak abym pytała - Gdzie ja jestem i gdzie jest Mike? - zapytałam gestykulując.
- Jesteśmy w apartamencie. Nasz pobyt tutaj musi się wydłużyć. Właśnie miałem zarezerwować dla ciebie bilet do Nowego Jorku. Przepraszam... Wiem, że mieliśmy się tutaj bawić i wrócić razem z tobą, ale...
- Zaraz, zaraz... Ty myślisz, że grzecznie wrócę do domu kiedy wiem, że wy będziecie się świetnie bawić z czterema żywiołami? Wiesz, że tego nie zrobię... - powiedziałam ze śmiechem - Po za tym nie, żeby coś, ale Marcus jest najbardziej na mnie wkurzony co oznacza, że tak czy siak nie będę bezpieczna. Wyśle na mnie swoich ludzi, a ja bez sensu tylko narażę Pepper czy Morgan. Zostaje - powiedziałam a on westchnął. Wie, że nie ma, ze mną szans.
- Dobra, ale obiecaj, że jeśli powiem, że masz uciekać... To uciekasz. Jasne to jest? - pyta z poważną mina, a ja z kwaśną miną kiwam głową - Nie dosłyszałem.
- Jasne jak słońce - mówię i wywracam oczami.
- Cieszę się - powiedział i pocałował mnie w czoło. Ktoś nagle zapukał do drzwi więc Alex krzyknął donośne "proszę" A do pokoju wszedł Mike.
- Mike! - uśmiecham się szeroko a on odwzajemnia uśmiech i podchodzi do łóżka siadając na miejsce Alexa, który dał mu do mnie podejść.
- Hej... Jak się czujesz - zapytał i zgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
- Tylko trochę boli... Ogień nie jest najlepszy na lód - zaśmiałam się cicho i zauważyłam jak Alex cały się spina a Mike marszczy brwi.
- Ogień? - zapytał zdziwiony. Mam rozumieć, że ekipa nie wie o reszcie żywiołów? Spojrzałam kątem oka na Alexa, który przybliżył palec do ust na znak, żebym się zamknęła.
- Um... Tak, no wiesz. Dostałam z jakiejś dziwnej broni i wydaję mi się, że dostałam ogniem prosto w brzuch. Wyolbrzymiam - mruknęłam. Mam nadzieję, że Alex ma dobry powód, żebym miała okłamywać Michaela. Każdy z nich powinien wiedzieć co nas czeka.
- Rozumiem - szepnął mało przekonany. Przecież on mnie zna lepiej niż ja sama siebie! Na pewno wie, że coś ukrywam - Dzisiaj poleż w łóżku dobrze? Jutro czeka cię lot - mówi i całuje mój policzek.
- Właściwie... - zaczął Alex poprawiając okulary więc Mike się do niego odwrócił - Pozwoliłem jej tutaj zostać - powiedział i wzruszył ramionami.
- Słucham? A w życiu! Viveka, nie jesteś tu bezpieczna! - zwrócił się do mnie.
- Mike... Ja nigdzie nie będę bezpieczna dopóki ich nie rozwalimy! Więc zostaję - warknęłam.
- Pozwoliłeś jej na to?! Chyba za bardzo ci wpierdolili skoro nie myślisz rozsądnie - powiedział wstając z łóżka.
- Radzę ci zważać na słowa Jefferson. Ty chyba zapominasz czasem z kim rozmawiasz. Podjąłem tą decyzję i zawarłem umowę z Viveka więc mnie nie wkurwiaj i uszanuj decyzję moją jak i twojej dziewczyny - warknął podchodząc do bruneta. Byli bardzo blisko siebie i miałam wrażenie, że zaraz się na siebie rzucą. Bałam się nawet odezwać bo cały ich gniew spadł by na mnie.
- Czy dasz mi porozmawiać z moją dziewczyną na osobności... Szefie? - powiedział skanując jego twarz. Blondyn zmrużył na niego oczy, ale po chwili uśmiechnął się delikatnie podniósł ręce i strzepnął niewidzialny kurz z jego kurtki a potem ścisnął jego ramiona.
- Oczywiście - mruknął i wyszedł nie zaszczycając mnie wzrokiem. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na Michela, który wzdychając usiadł na łóżku.
- Wiem, że się martwisz... Zawarłam umowę z Alexem... Kiedy powie, że mam uciekać to ucieknę. I zamierzam tego się trzymać mimo, że bardzo nie chcę - odezwałam się pierwsza kiedy Mike patrzył na panele w pokoju - Hej... Spójrz na mnie twardzielu - szepnęłam z delikatnym uśmiechemgo. Tak jak poprosiłam brunet spojrzał w moje oczy - Będę ostrożna - mruknęłam a on podniósł moje dłonie i pocałował je kilka razy patrząc mi w oczy. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na ten gest. Mike widząc mój uśmiech podniósł się okrążył łóżko i usiadł po mojej prawej stronie obejmując mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego mocno zamykając oczy.
- Kocham cię mała. Bardzo się boję, że coś ci się znowu stanie mimo, że jesteś z nas najsilniejsza... - szepnął głaszcząc moje ramię. Otworzyłam oczy i spojrzałam w górę na jego twarz. Również na mnie spojrzał i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy nic nie mówiąc. W końcu Mike nie wytrzymał i jego wzrok spadł na moje usta. Potem znowu na oczy i znowu na usta z delikatnym uśmiechem. Zaśmiałam się i złapałam dłonią jego twarz przybliżając go do siebie a potem pocałowałam go. Nagle syknęłam oddalając się od jego ust - Co się stało? - zapytał narszcząc brwi.
- Czy ty..? Mówiłeś na mnie mała przed moją śmiercią? - zapytałam z uśmiechem zerkając na niego a on zaśmiał się i znowu upadł plecami na poduszki. Tak wiem, mój zapłon jest piękny.
- Lubiłaś to - powiedział wzruszając ramionami.
- Aha jasne... To, że mam amnezję nie oznacza, że ci uwierzę w coś takiego! - krzyknęłam i usiadłam na jego biodrach.
- Racja... Kochałaś to - mruknął i przejechał dłonią po moich włosach.
- Głupek z ciebie - zaśmiałam się i schyliłam do jego ust.
- Taak a ty jesteś we mnie szaleńczo zakochana. Kto w tym związku jest większym głupkiem? - mruknął prawie to samo zdanie co ja na siłowni.
- Testujesz czy znowu nie mam amnezji przez straceniem przytomności? - mówię nawiązując do naszej wcześniejszej rozmowy.
- Może - powiedział z delikatnym uśmiechem zaśmiałam się i znowu go pocałowałam. Tym razem Mike przedłużył pocałunek co mi się bardzo podobało - Naprawdę chcesz tutaj zostać? - mruknął całując moją szyję.
- Ugh, ale z ciebie dupek! - warknęłam i udając obrażoną odepchnęłam go od siebie przez co upadł na poduszki, a ja za nim tylko po drugiej stronie łóżka - To, że cię kocham najbardziej na świecie nie zmieni tego, że wrócę do domu tylko dlatego, żebyś był spokojny - powiedziałam odwracając głowę w jego kierunku.
- No wiem, no wiem... Ale zawsze warto spróbować - mruknął i ułożył usta w dzióbek. Prychnęłam a potem przekręciłam jego twarz do ściany. Wstałam powoli z miejsca i złapałam się za brzuch. Trochę mi się zakręciło w głowie, ale nie upadłam więc jest to jakiś plus - Hej a gdzie buziak? - powiedział i zrobił smutną minę. Już miałam odpowiedzieć kiedy znowu się odezwał - Po za tym siadaj na łóżku. Na pewno jeszcze ból nie minął więc przyniosę ci co chcesz, ale nie wstawaj - powiedział i posadził mnie na łóżku.
- Wspaniały z ciebie chłopak, naprawdę. Ale potrzebuję iść do toalety i nie sądze, że przyniesiesz mi kibel z łazienki. Więc jak chcesz to mnie tam zaprowadź, ale stoisz przed drzwiami! - od razu go uprzedzam a on bez komentarza od razu łapie mnie jak pannę młodą - Powiedziałam, żebyś mi pomógł tam dojść a nie, żebyś mnie tam zaniósł.
- Oj nie marudź - zaśmiał się i wyszedł z pokoju. Na naszej drodze pojawiły się Lily i Olivia więc kiedy mnie zauważyły zaczęły zadawać pytania.
- Co się tam stało?
- Nic ci nie jest?
- Zamknięcie się i dacie jej dojść do słowa? - tak. To powiedziała Ashley wychodząc zza rogu.
- Spokojnie. Nic mi nie jest - powiedziałam, ale Mike delikatnie podskoczył przez co syknęłam i walnęłam go od razu w głowę. Taki odruch.
- Aha, w ogóle cię nie boli - powiedział Michael, a ja założyłam ręce na piersi.
- Palant - mruknęłam oburzona, że mnie zdradził ujawniając mój ból. Po prostu nie chciałam je martwić!
- Tego jeszcze dzisiaj nie było - powiedział z zmyśloną miną, a ja zakryłam twarz włosami, żeby ukryć swój uśmiech.
- W każdym razie właśnie idziemy... To znaczy Mike idzie ze mną do toalety. Mogłabym to zrobić sama, ale z niektórymi to jak do ściany - mruknęłam ostatnie zdanie.
- Mmm też cię kocham - powiedział mrużąc na mnie oczy.
- To strasznie urocze i jestem chyba najwiekszą fanką tego związku - odezwała się Lily a my przenieśliśmy wzrok na blondynkę w tym samym czasie.
- Nawet mają synchron - powiedziała Ashley i zaśmiała się kiedy znowu odwróciliśmy głowy w tym samym czasie.
- Ech nieważne. Czy mogłabym iść do toalety albo mógłbyś mnie tam w końcu zanieść? - spytałam a Mike jedynie przewrócił oczami i omijając dziewczyny bez słowa, ruszył do toalety. Postawił mnie centralnie obok toalety i wyszedł zamykając drzwi. Oczywiście podeszłam do drzwi i je zamknęłam na klucz więc niepotrzebnie mnie stawiał tak blisko toalety. Po użyciu kibelka i umyciu przy okazji zębów wyszłam z łazienki akurat kiedy Alex zwracał się do Mike'a.
- Jefferson, Stark, zebranie. Jazda do salonu - mruknął z poważną miną i zszedł po schodach na dół. Wow, chyba pierwszy raz słyszę swoje nazwisko w czyiś ustach. Znaczy w zasadzie to nie wiem czy ktokolwiek mówił do mnie po nazwisku bo takie wspomnienia chyba nigdy do mnie nie wrócą. Posłałam pytające spojrzenie Mike'owi, ale on jedynie wzruszył ramionami jakby już przyzwyczajony do takiego zachowania blondyna. Dla mnie to nowość. Trzymając się za brzuch ruszyłam do schodów. Oczywiście Michael chciał mnie zanieść tam, ale mu nie pozwoliłam. Nie jestem kaleką! W tamtym momencie kiedy Xavier strzelił do mnie z ognia poczułam się naprawdę jak bezbronna kostka lodu gdzie on z łatwością mógłby mnie roztopić. Nie przyjemne uczucie. Kiedy w końcu zeszłam ze schodów na dół zauważyłam moich przyjaciół którzy siedzieli na kanapach i fotelach. Ashley jak zwykle leżała na kanapie, na fotelach siedział Harry i Olivia. A na kolanach Harrego Lily. Alex za to stał. Już chyba widziałam ich w takich pozycjach, ale nie wiem gdzie i kiedy. Miałam zamiar usiąść sobie na kanapie, ale niestety nie było mi dane to zrobić bo Mike usiadł tam pierwszy i pociągnął mnie na swoje kolana. Niech mu będzie.
- Jak każdy wie, zostałem porwany przez Marcusa, jednak każdy również wie, że dał bym sobie na spokojnie radę z tym pożal się Boże przywódcą - powiedział skanując każdego z nas - Marcus ma w swoich szeregach cztery żywioły. Wodę, powietrze, ogień i ziemię. Viveka trafiła na nas więc Marcus wiedział, że nie odbije nam jej. Odpuścił sobie ją i zabrał się za cztery pozostałe żywioły. Nie wiem jak ich przekabacił na swoją stronę, ale warto zrobić to samo i jakoś ich udobruchać. Nie chcemy wojny więc może oni też zaprzestaną - powiedział i usiadł na oparciu kanapy - To właśnie jeden z nich osłabił tak Viveke.
- Co? - odezwał się Mike. Odwróciłam się do niego z przepraszającą miną.
- Wiem, że powinnam ci powiedzieć, ale Alex chciał wam to sam przekazać. Nic to przecież nie zmieniło - mruknęłam i pocałowałam jego policzek. Wstałam z miejsca i westchnęłam kierując się na środek.
- Są silni. Dostałam w brzuch od niejakiego Xaviera, który włada ogniem. Nie najlepszy przyjaciel lodu. Nadal czuję ból, ale to nic. Jeśli nie będą chcieli współpracować to ich pokonamy. Macie mnie. Może lód nie jest tak silny jak ogień czy zwykła woda. Ale nie dam was skrzywdzić. Już wystarczy, że porwali Alexa. To co z nim zrobili odbije się na nich i to wam obiecuje - powiedziałam gestykulując rękami.
- Nadawała byś się na przywódcę - odezwał się znowu Alex i zarzucił swoją rękę na moje ramiona - Plan jest prosty - zwrócił się do reszty - Marcus jest dość... Jest po prostu debilem i w taki oto sposób kiedy trzymał mnie na klęczkach w kościele włożyłem mały nadajnik do jego nogawki w spodniach. Jestem pewien, że się nie skapnął więc plan brzmi tak. Znajdujemy ten nadajnik, idziemy na kulturalną rozmowę z jego załogą "WMŻ" I nie atakujemy dopóki wam nie powiem. Jeśli oczywiście oni zaczną atakować... - nie dokończył bo się wtrąciłam.
- Wtedy ja pozbędę się niepotrzebnym śmieci - powiedziałam z uśmiechem.
- Inaczej bym tego nie ujął - mrugnął do mnie i znowu odezwał się do reszty - Jakieś pytania?
- Czym jest do cholery załoga WMŻ? Załoga wolno myślących żółwi? - zadał pytanie Harry, a ja parsknęłam śmiechem.
- Myślałem raczej nad załogą wolno myślących żywiołów, ale żółwie też są spoko - powiedział z uśmiechem i każdy wybuchł śmiechem.
- Jednego jestem pewna - powiedziałam przez co każdy przestał się śmiać i czekał aż coś powiem - Załoga wolno myślących żywiołów nie jest tak zgrana jak my - zaśmiałam się i oparłam głowę o tors Alexa.
- Oj tak! - zaśmiała się Olivia.
- Bierzmy się do roboty ludzie. Olivia, chodź mi pomóż - odezwała się Ashley wstając i podchodząc do Alexa, który dał jej jakieś urządzenie.
- Robiliście to już kiedyś? - zadałam pytanie kiedy dziewczyny zniknęły mi z pola widzenia.
- I to ile razy - odezwała się Lily - Chodź Vivi pomożesz mi wybrać broń - odezwała się i wstała z kolan swojego chłopaka a potem dała mu buziaka.
- Zdajesz sobie z tego sprawę, że nigdy w życiu nie używałam broni? Albo jak już to tego nie pamiętam... - powiedziałam, kiedy blondynka zaczęła mnie ciągnąć na górę.
- Tak wiem. Po prostu zawsze po takich zebraniach dziewczyny się rozchodziły a chłopcy zazwyczaj omawiali tematy ataku - powiedziała i wzruszyła ramionami.
- A to wy co robiłyście w czasie ataku? Chowałyście się? - zapytałam wchodząc do prawdopodobnie pokoju blondynki.
- Niee... Oni wymyślali plan B. Źle to powiedziałam wcześniej. My musiałyśmy znać chociaż część planu. Zazwyczaj zabijaniem zajmowali się właśnie oni. Mimo wszystko zdarzały się sytuację gdzie musiałam zabić... - mruknęła i usiadła na łóżku, a ja zaraz za nią.
- Jak..? No wiesz... Pierwszy raz? - zadałam nieme pytanie.
- Kiedy pierwszy raz zabiłam człowieka wpadłam w rozpacz. Zupełnie jak ty. Chociaż możesz tego nie pamiętać... Byłaś zdruzgotana. Zawsze się zastanawiałam a co jak on miał rodzinę? Znaczy wiesz... Każdy ma rodzinę, ale zazwyczaj osoby, które są w mafii, albo stracili swoją rodzinę albo ich stosunki rodzinne są na niskim poziomie. Teraz za to nie myślę nad tym. To pomaga - powiedziała i kiwnęła głową na potwierdzenie swoich słów.
- A jak powstała ta mafia? - zapytałam marszcząc brwi.
- Jak dobrze wiesz to właśnie Alex stworzył Jinetes. Jest w końcu szefem. Tak naprawdę to Hector to jego prawdziwę imię a Alex to jego drugie imię.
- To dlaczego to zmienił? - zapytałam znowu.
- Nie wiem czy powinnam to mówić, ale... Chyba się nie obrazi jak cię trochę wprowadzę w nasze życie. Większość go zna jako złego, okrutnego i bezwzględnego Hectora. Na jego imię każdy ma dreszcze. Przynajmniej w Meksyku. Alex nie znosił tego kiedy komuś się przedstawiał więc teraz kiedy się z kimś wita przedstawia się jako Alex.
- Ale... Nie rozumiem. Co on takiego okrutnego zrobił, że każdy się go boi? Znam go chyba z tej łagodnej strony bo w życiu bym nie powiedziała, że Alex jest ten "zły".
- Wiesz... Alex miał trudną przeszłość. Zmieniło go to i to nie do poznania. Zaczął grozić śmiercią ludzią, którzy mu podpadli albo wywoływał bójki czy to na ulicy czy to w szkole. Miał wtedy szesnaście lat kiedy to się zaczęło. I pewnego razu poznał Mike'a. Michael wpadł na niego kiedy się gdzieś śpieszył. Alex oczywiście nie mógł puścić tego płazem. Zaczął wyzywać dziewięciolatka nie zwracając uwagi, że to jest jeszcze dzieciak. A co było w tym najlepsze? Mike był tak samo łobuzem co Alex. Więc również go zwyzywał mimo swojego wieku i tak zaczęła się ich znajomość - powiedziała Lily siedząc po turecku na łóżku, a ja wygodnie się ułożyłam i teraz trzymałam w rękach poduszkę przyciskając ją do siebie. Nigdy się nie zastanawiałam jak się oni wszyscy poznali.
- I co było dalej? - zapytałam jak dziecko czekające na dalszy ciąg bajki.
- Cóż... Mike mimo, że był mały był strasznie mądrym dzieciakiem. Pomagali sobie nawzajem w swój własny sposób. Bronili się jak bracia. Kiedy mama Mike'a zmarła... To właśnie Alex się zaopiekował Michaelem. Miał wtedy już osiemnaście lat więc wyprowadził się od swoich rodziców i zamieszkał z jedenastolatkiem. Oczywiście wcześniej podpisał wszystko i miał pełne prawo do opiekowania się nim więc był dla niego jak ojciec albo starszy brat.
- Ale jak powstała Mafia? Skoro wszystko się już powoli układało? Bo się wszystko układało prawda? - zapytałam i scisnęłam mocniej poduszkę. Nie sądziłam, że historia jak powstała ta mafia będzie tak interesująca.
- Niestety nie... Kiedy pewnego dnia chciał odwiedzić rodziców zastał rozwalony dom i... Zwłoki swoich rodziców. Na blacie w kuchni stała karteczka. Gdzie było napisane "to za to, że grozisz mojemu synowi śmiercią" Prawdopodobnie Alex naskoczył na jakiegoś przychodnia, który okazał się synem niebezpiecznego szefa mafii. Alex na początku wpadł w rozpacz, ale po chwili podniósł się z kolan i ubrał sobie za cel zabicie każdego kto wejdzie mu w drogę albo zabicie każdego kto odważy się podnieść rękę na kogokolwiek z jego rodziny. I tak jest do teraz - skończyła wzruszając ramionami.
- A Alex nie ma żadnego rodzeństwa? - pytam z ciekawości.
- Ma... Aleee nie za bardzo się lubią. Powiem nawet, że się nienawidzą - odpowiedziała.
- No dobra... A jak się poznaliście? - zadałam pytanie.
- Pierwszym jego towarzyszem był oczywiście Michael tłumaczył mu, że trzeba zabijać aby się chronić. Więc pozabijali razem tą pożal się Boże mafię i od tamtej pory każdy im schodził z drogi.
- Ale... Mike nie miał jakoś no nie wiem powiem, że trzynastu lat?
- Tak, miał trzynaście lat bo dwa lata szukali tego kto zabił Alexa rodziców - przytaknęła.
- W takim wieku?! - znowu zapytałam a blondynka kiwnęła głową.
- Od małego. Na początku Alex chodził na zajęcia z samoobrony a potem uczył Mike'a.
- Cholernie długo się znają... - mruknęłam - No a ty? Jak trafiłaś do takiego towarzystwa. Nie obraź się, ale w ogóle nie pasujesz mi do morderczyni bez serca...
- Tak wiem, każdy tak twierdzi. W każdym razie miałam wtedy szesnaście lat kiedy wracałam ze szkoły z moim przyjacielem... Harrym - powiedziała, a ja otworzyłam buzię zaskoczona.
- Harry był twoim przyjacielem?!
- Tak, dokładnie. Wracaliśmy ze szkoły kiedy nagle ktoś nas wciągnął w jakiś zaułek. Kończyliśmy o szesnastej a była zima więc słońce chowało się już. Zabrali nam portfele i wszystko inne. Myślałam, że nas puszczą, ale im było mało. Dwóch z nich trzymało Harrego, który nic nie mógł zrobić a jeden z nich zaczął dobierać się do mnie. Zaczęłam krzyczeć, ale zatkał mi usta jakąś szmatą. Kiedy myślałam, że zaraz... Mnie zgwałci zza rogu pojawił się Alex i Mike, który wtedy miał też szesnaście lat. W tamtym momencie przeklinałam Alexa bo przecież nic szesnastolatek tu nie zdziała. A to właśnie on poskładał dwóch z nich. Podobno Alex chciał go przetrenować w terenie i akurat spotkał dziewczynę w opałach jak i jej przyjaciela. Byłam naprawdę przerażona. Kiedy Mike zajął się jednym z nich to Harry przywalił drugiemu co spodobało się Alexowi. Zaoferował mu lekcje samoobrony wzamian za lojalność wobec niego. Zgodził się pod warunkiem, że mnie też nauczy samoobrony. Zgodził się.
- Wow... To jest takie interesujące! - krzyknęłam podekscytowana a blondynka się zaśmiała - To znaczy... Nie to, że jakiś oblech chciał cię zgwałcić, ale to, że Alex i Mike to były jakieś atomówki! W zasadzie nadal tak jest...
- Nie mam problemu z opowiadaniem tego jak ktoś chciał mnie wykorzystać, ponieważ w tamtym momencie poznałam moich najlepszym przyjaciół. Minęły lata i Alex stał się łagodniejszy i rozsądniejszy. Ale mimo wszystko i tak każdy się go boi - powiedziała i klasnęła w dłonie - No następnym razem opowiem ci historię o Olivii i Ashley - powiedziała, a ja mruknęłam niezadowolona. To naprawdę fajny temat... Nagle do pokoju wszedł Alex.
- Znaleźliśmy naszą zgubę. Macie pięć minut - mówi i wychodzi. Teraz będę na niego patrzeć inaczej. W każdym razie pora zapoznać się z czterema żywiołami.
C.D.N
**************
Witam was moi drodzy! W tym rozdziale trochę więcej informacji jak powstała mafia i jak Mike, Lily i Harry dołączyli do niej! Mam nadzieję, że to was aż tak nie znudziło 😅
Pytanka:
1. Podobał się rozdział?
2. Co sądzicie o historii Alexa i reszty grupy?
3. Ciekawi nowych postaci?
Przepraszam za taki Polsat 😌
Do napisania 😘🙋🏼
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top