4."Jesteś niemożliwy!"
Poczułam na mojej szyi coś mokrego. Było to bardzo przyjemne więc mimowolnie mruknęłam, ale kiedy usłyszałam ten seksowny i piękny śmiech jak poparzona podparłam się na łokciach, żeby wstać. Dopiero teraz się zoriętowałam gdzie jestem. Dom Petera, no tak. Czy on całował mnie po szyi? To było naprawdę przyjemne, ale takie nowe... Przynajmniej dla mnie.
- Wybacz, nie umiałem się powstrzymać - powiedział niby przepraszając, ale wszystko zdradzał jego delikatny uśmiech.
- Um... Która godzina? - zapytałam nie zamierzają zareagować na to jak mnie obudził. Peter odwrócił się na plecy i spojrzał na budzik po jego lewej stronie.
- 10:42. Jak się spało? - zapytał i ułożył się wygodniej zakładając ręce za głowe.
- Dobrze... Powinnam już wracać - powiedziałam i wstałam kierując się do łazienki.
- Wyglądasz pociągająco w moich koszulkach - odwróciłam się do niego z delikatnym uśmiechem. On za to miał szeroki uśmiech mierząc mnie swoim wzrokiem.
- To dziwne - powiedziałam prychając.
- Co jest dziwne? - zapytał nadal się uśmiechając.
- Zapamiętałam cię jako fajtłapę i nieśmiałego chłopca a teraz nie dość, że jesteś jeszcze bardziej przystojny niż wcześniej to do tego za każdym razem pożeracz mnie wzrokiem marząc tylko abym znowu była tylko twoja. Muszę cię zawieść, nadal nie mam tych pikantnych wspomnień - powiedziałam i znowu ułlyszałam ten cudowny dźwięk a mianowicie jego śmiech.
- Ty wiesz, że jesteś moja. Muszę tylko ci przypomnieć jak bardzo cię kocham - powiedział i wstał z łóżka podchodząc do mnie powoli. Czekałam na jego ruch zbyt ciekawa co zrobi. Położył swoją dłoń na mojej talii a drugą dłonią złapał mnie za brodę tak abym mu nie uciekała. Jednak ja mam inne plany. Kiedy już miał mnie pocałować położyłam palec na jego ustach i uśmiechnęłam się delikatnie.
- To nie takie proste. Musisz się pomęczyć, wtedy jest zabawniej nie sądzisz? - szepnęłam i odsuwającej się weszłam do łazienki. Kątem oka widziałam jak kręci głową widocznie rozbawiony. Nie ma to jak w domu. Wzięłam swoje wczorajsze ubrania i założyłam na siebie. W jakiejś szafce znalazłam nową zapewne zapasową szczoteczkę do zębów więc zabrałam ją i umyłam zęby. Po ogarnięciu się wyszłam z łazienki, ale Petera tam nie było. Nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach od razu trafiając na kuchnie. Dziwne było widzieć jak Peter stoi przy gofrownicy i właśnie wyciąga dwa gotowe gofry następnie je dekorując. Usiadłam na krześle kiedy przede mną pojawił się talerz z śniadaniem.
- Smaczego kochanie - nachylił się i cmoknął szybko w usta. Pocałunek z zaskoczenia tak? Jebaniutki.
- Pff... Sprytnie robaku - powiedziałam i zaczęłam jeść gofry.
- A już myslałem, że zapomniałaś o tej ksywie. Ach, przcież tak właśnie było - mrugnął do mnie, a ja przewróciłam oczami.
- Dupek - mruknęłam a on się zaśmiał.
- A to coś nowego - tym razem ja się zaśmiałam. Dokończyłam jedzenie i razem z Peterem przenieśliśmy się na kanapę.
- Powiedz Peter... Kto tak naprawdę przeżył z Avengers? Trochę się w tym gubię i chcę znać prawdę - zaczęłam dość trudny temat.
- Cóż... Dużo się zmieniło. Bruce jest pół Hulkiem pół człowiekiem, Steve żyje, ale ma swoje lata, Sam dostał tarczę od Steve'a więc to naprawdę fajne z jego strony myślę, że jeśli zjawi się jakieś zagrożenie to Falcon powróci, Bucky wyjechał, ale wróci jeśli tylko będziemy tego potrzebować jestem tego prawie pewny, Clint w końcu ma czas dla rodziny w domu, Wanda dość długo przeżywała śmierć Visiona, ale zebrała się do kupy, Thora widziałaś... Jest Królem Asgardu. Powiedzmy. A Wakanda żyje i ma się dobrze mimo strat.
- Mówiliście komuś, że wróciłam? - zapytałam ciekawa.
- Nie, nie było okazji. Wiem, że zapamiętałaś całą ekipę, która mimo wszystko ma ze sobą kontakt, ale teraz? Ja utrzymałem jedynie kontakt z Pepper, Morgan, Michaelem i Jasmin.
- Rozumiem, ale mimo wszystko zasługują na tą wiadomość. Może zapomnieli a może dalej w głębi duszy cierpią, że mnie nie ma. Nie wiem, ale widząc radość Thora... Chcę każdemu powiedzieć osobno.
- To będzie dość trudne ze względu na to, że większości nie ma w Nowym Yorku.
- Wiem, ale chcę, żeby wiedzieli - uśmiechnęłam się do niego i aby go zachęcić do działania pocałowałam go. Miał być to krótki pocałunek, ale Peter nie dał mi się oddalić wkładając swoją dłoń w moje włosy i przyciskajac swoje usta mocniej do moich. Po chwili oderwaliśmy się, a ja widząc zwycięski uśmiech mężczyzny prychnęłam.
- Nie przyzwyczajaj się - wstałam z kanapy i zaczynam ubierać buty.
- Jak tam chcesz... - mruknął i korzystając z tego, że schylałam się aby zawiązać but klepnął mnie w tyłek. Wyprostowałam się i zmieżyłam go najgroźniejszym wzrokiem jakim umiałam.
- Zrób tak jeszcze raz a... - zaczęłam moją groźbę, ale nie pozwolił mi skończyć.
- A co? Ukażesz mnie? Och błagam zrób to delikatnie - powiedział przyciszając głos, zamykajac oczy i przegryzając wargę to było tak niesamowicie seksowne a za razem tak wkurzające.
- Jesteś niemożliwy! - krzyknęłam cała czerwona i wyszłam nie mogądz znieść jego wzroku na sobie. Jest taki... Taki... Irytujący! Nie ma to tamto... To ja tu ustalam zasady. Po chwili z domu wyszedł Peter szeroko uśmiechnięty. Zamknął drzwi na klucz, a ja nie odzywajac się do niego ruszyłam chodnikiem.
- Hej śnieżynko! - odwróciłam się do Petera ze zmarszczonymi brwiami. Gdzieś już słyszałam to przezwisko. Zamknęłam oczy i złapałam się za głowę. Tata... To on tak na mnie mówił - Coś się stało? - zadał pytanie zmartwiony i podszedł do mnie.
- Nie, nie... Przypomniałam sobie jak tata tak na mnie mówił - mruknęłam opierając się o jego tors. Mimo że jestem na niego wkurzona gdyby nie on upadła bym.
- Przepraszam... - szepnął głosząc moje ramię.
- Nic nie szkodzi... Zaraz.. Mamy pojechać tym? - zmieniłam temat patrząc na czarny motor. Peter cały uśmiechnięty podszedł ze mną do motoru i wystawił w moim kierunku dłoń.
- Pozwól, że pomogę ci wsiąść księżniczko - ukłonił się wskazując na motor, a ja cicho się zaśmiałam. Pet wsiadł na motor pierwszy i znowu wyciągnął do mnie rękę.
- Naprawdę myślisz, że dam się zabić po raz drugi? Na drodze jest ślisko i jest zima dla twojej wiadomości - uniosłam brew a on prychnął na moje słowa.
- Nie dopuszczę do tego. Już nigdy nie będziesz cierpiała z powodu mocy. A z śliską drogą sobie poradzę, wskakuj - powiedział dalej wyciągając dłoń. Chwyciłam ją nie pewnie a Peter pomógł mi wejść na motor. Podał mi jeszcze kask odwracając się do mnie a potem odpalił to ustrojstwo. Cała spięta owinęłam ręce wokół jego brzucha i mocno się przytuliłam. Po chwili już czułam wiatr we włosach i nie stresowałam się aż tak bardzo jak na początku. Było to aż przyjemne. Kiedy zatrzymaliśmy się na światłach odezwałam się do Petera.
- Gdzie najpierw jedziemy?! - krzyknęłam, żeby mnie usłyszał przez kask na mojej głowie i przez pracujący silnik.
- Zobaczysz! - odkrzyknął i ruszył się z miejsca tak szybko, że jeszcze mocniej go ścisnęłam. Mimo, że było głośno usłyszałam jego śmiech przez co się zarumieniłam. Robi to specjalnie! Palant. Po dziesięciu minutach dojechaliśmy na miejsce. Okolica na której się znajdowaliśmy była mi dziwnie znajoma, ale nic nie mówiłam. Zeszłam z motoru i oddałam kask Peterowi a ten wziął go pod pache i drugą ręka obejmując mnie w talii ruszyliśmy do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem kompletnie nie wiedząc czyj to dom. Z tego co pamiętam każdy mieszkał w wieży kiedy żyłam. Albo połowa z nas? A kto wie. Drzwi otworzył nam biało głowy staruszek. Jego oczy kiedy tylko mnie zobaczył rozszerzyły się i gdyby nie laska którą się podbierał pewnie upadłby z wrażenia. Niestety nie mogłam rozpoznać osoby na którą patrzę, nigdy nie widziałam tego Pana na oczy.
- Cześć Steve. Viveka chciała wszystkim powiedzieć osobno, że wróciła i nigdzie się nie wybiera - kiedy usłyszałam imię staruszka moja głowa po raz kolejny zabolała z nadmiaru wspomnień. Syknęłam opierając się o framugę w drzwiach.
- Viveka? Coś cię zabolało? - zapytał Steve. Jego głos wydawał się taki obcy i zupełnie inny niż go zapamiętałam. Tamten głos miał w sobie moc, a ten jest taki delikatny. Coś zupełnie nowego.
- W-Wybacz. Kolejna fala wspomnień - wyszeptałam i upadłabym gdyby nie mocny uścisk Petera.
- Poprawi jej się, spokojnie. Możemy wejść? - zapytał Peter łapiąc mnie pod kolana i za ramię. Trochę nie kontaktowałam, ale widząc sufit zapewne Steve zgodził się nas wpuścić. To było trochę niezręczne bo chciałam jedynie uprzedzić, że żyję a nie stwarzać problemy mdlejąc - Hej, hej, patrz na mnie kochanie... Błagam tylko nie mdleje mi tu.
- Już mi lepiej. Przepraszam, za stworzony problem - powiedziałam opierając się o ramię szatyna.
- Stworzony problem? Tak się cieszę, że tutaj jesteś! Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę. Ale o co chodzi z tymi wspomnieniami? - powiedział ledwo siadając na kanapie.
- Morgan znalazła sposób jak ściągnąć tutaj Viveke. Potrzebowała mojej i Mike'a pomocy, ale wszytsko się udało. Niestety Vivi straciła całą pamięć i nie wiedziała co się dzieję - mówi Peter nie odbywając ode mnie wzroku i zakładając zagubiony kosmyk włosów za moje ucho.
- Tak, ale już jest o wiele lepiej. Pamiętam moją wycieczkę do Asgardu, kiedy dostałam kombinezon od taty, jak goniłam Clinta i tatę po domu - zaśmiałam się cicho razem z Stevem - No i teraz wszystkie chwilę spędzone z tobą.
- Tak bardzo tęskniłem Vivi, nic się nie zmieniłaś - powiedział szeroko uśmiechnięty.
- Za to ty zmieniłeś się i to dość dużo. Mam nadzieję, że było warto - mrugnęłam do niego a on ponownie się zaśmiał.
- Było - skinął głową. Wstałam nadal osłabiona z kanapy przez co od razu wstał również Pet. Obchodzi się ze mną jak z jajkiem.
- Cieszę się, że ty mogłeś znowu mnie zobaczyć, a ja mogłam odzyskałam z tobą wspomnienia. Jaszcze się zobaczymy, obiecuję - podeszłam do niego razem z Peterem który asekurował mnie przez cały czas. Przytuliłam się do Steve'a co odwzajemnił przez co poczułam przyjemne ciepło.
- Nawet nie wiesz jak ja się cieszę na twój widok. Spełniaj marzenia i nigdy się nie zmieniaj skarbie - powiedział i delikatnie poklepał mnie po plecach. Odsunęłam się i ucałowałam jego policzek.
- Już tęsknię - uśmiechnęłam się szeroko i pokierowałam się do drzwi. Peter o dziwo nie szedł za mną a powiedział coś Steve'owi i przytulił go. Gdyby był twarzą w twarz ze Steve'am dziesięć lat temu skakał by ze szczęścia. Gdzie się podział nieśmiały i uroczy chłopak? Co ja gadam nadal jest kurewsko uroczy. Wyszłam z domu i pokierowałam się do motoru. Czekając na Petera usłyszałam charakterystyczny dzwonek Messengera więc wzięłam telefon Petra, który nadal trzymałam przy sobie i odebrałam połączenie.
- VIVI! - usłyszałam krzyk wielu osób i ten jedyny w swoim rodzaju śmiech Mike'a.
- Mówiłem im, że potrzebujesz trochę czasu i mało co pamiętasz, ale kiedy dowiedzieli się, że żyjesz nawet tornado nie powstrzymało by ich od zadzwonienia - powiedział i włączył kamerkę tak jak reszta osób. Również włączyłam kamerkę delikatnie się uśkiechając.
- Błagam powiedz, że coś pamiętasz? - powiedziała blondynka w koczku.
- Cóż... W mojej głowie jest teraz niezły bajzel, przed chwilą odzyskałam wspomnienia ze Stevem i nie jestem pewna czy dzisiaj cokolwiek sobie przypomnę. Przepraszam. Ale jesteś bardzo piękna... - powiedziałam z uśmiechem.
- No coś ty! Nie przepraszaj laska! Cieszymy się, że żyjesz i nawet jeśli nie odzyskasz z nami wspomnień to stworzymy nowe. Co nie? - powiedziała różowo włosa.
- Pewnie! - znowu krzyknęli wszyscy razem. Zaśmiałam się i zauważając, że Peter wychodzi z domu postanowiłam się pożegnać.
- Jestem prawie pewna, że wszystko wróci do normy. Czuję głęboko w środku, że jesteście niezastąpieni, muszę kończyć, jeszcze się spotkamy! - pomachałam do kamery i czekałam aż każdy się rozłączy. Schowałam telefon i uśmiechnęłam się do Petera.
- To gdzie teraz? - zapytałam wsiadając za nim na motor.
- Jedziemy do Bruca! - powiedział i ruszył na drogę. Droga minęła nam bez żadnych pobocznych przygód. Kiedy schodziłam z motoru prawie się przy tym zabiłam, ale na szczęście Peter w porę mnie złapał. Weszliśmy do jakiegoś dużego budynku i stanęliśmy przy jakiejś recepcji.
- Dzień dobry, my do Pana Bannera - powiedział Peter.
- Ktoś z rodziny? - zapytała znudzonym głosem.
- Można tak powiedzieć.
- Proste pytanie i prosta odpowiedź, jesteście z rodziny czy nie? - ponownie zapytała nawet na nas nie patrząc.
- Widzi Pani tą drobną osóbkę? Przedstawiam Pani Viveke Stark. Przez dwa lata mniej więcej mieszkała z Brucem w jednym budynku więc dla niej Bruce jest rodziną. Czy teraz możemy się z nim spotkać?
- Proszę nie robić sobie żartów. Viveka Stark umarła dziesięć lat temu - do tej pory się nie odzywałam, ale irytowała mnie już jej obecność i chciałam jak najszybciej znaleźć się przy naukowcu. Tyle sobie przypomniałam, że owy mężczyzna był naszym prywatnym doktorkiem. Więc po chwili moje oczy były już białe i zdenerwowana warknęłam.
- Tylko jedna osoba potrafiła władać lodem i jestem nią ja. Więc nie wkurzaj mnie i powiedz gdzie mogę znaleźć Bruca! - podniosłam głos i niechcący otworzyłam drzwi wejściowe wypuszczając zimno. Mruknęłam jakieś przeprosiny i zamknęłam drzwi odchodząc od biurka. Potem wróciłam i spojrzałam na wystraszona kobietę. Zaczęła coś wystukiwać na klawiaturze.
- Piętro pięćdziesiąt sześć - Uśmiechnęłam się dziękując. Ruszyłam do windy a za mną Peter, który jedynie uśmiechał się delikatnie w moją stronę jakby się bał jeszcze bardziej mnie wkurzyć. Wcisnęłam piętro pięćdziesiąt sześć i czekałam aż w końcu usłyszę ten charakterystyczny dźwięk w windach.
- Mogłabyś być delikatniejsza - odezwał się w końcu Pet na co posłałam mu groźne spojrzenie - Albo nie, jak tam chcesz - kiwnęłam głową dziękując mu, że sam zrozumiał przekaz. W końcu mogliśmy wyjść z metalowej puszki a Peter jakby znał drogę ruszył wzdłuż korytarza.
- Byłeś tu? - zapytałam bo cisza była za bardzo wkurzająca.
- Tak, jeszcze trochę i będziemy na miejscu.
- To po jakiego grzyba cackaliśmy się z tą babką?! - zapytałam zdenerwowana.
- Zapomniałem piętra? - powiedział niby odpowiedzią a niby pytaniem jakby bał się mojej reakcji.
- Kiedyś cię zabiję - powiedziałam uśmiechając się do niego szeroko. Zaśmiał się nerwowo i zapukał do drzwi przy których stanął.
- Otwarte! - usłyszałam donośny głos, którego za bardzo nie kojarzyłam. Weszłam do środku i prawie zeszłam na zawał. Na środku białego pokoju stał zielony kosmita z okularkami.
- Cześć Bruce, przyprowadziłem gościa - odezwał się Peter a facet odwrócił się do nas przerywając jakąś papierkową robotę.
- Czy ja mam halucynacje? Viveka? - zapytał zdziwiony przecierając swoją wielką zieloną łapą swoje oczy.
- Um... To ja - palnęłam nie do końca wiedząc co powiedzieć. Kompletnie mam pustkę w głowie. Żadnych wspomnień.
- O mój Boże! Przecież to cud! Nie wiedziałem, że zmartwychwstanie jest możliwe... Ale jak? - mamrotał i dotykał każdej możliwej części mojego ciała jakby bał się, że serio ma halucynacje. To było dość krępujące.
- No więc... Uratowała mnie Morgan razem z Peterem i Mikem. Zrobili jakiś rytuał i jestem teraz tutaj. Straciłam całą pamięć i przepraszam, ale nie mogę sobie przypomnieć zielonego człowieka, który mówi.
- To zrozumiałe, dawno mnie nie widziałaś, a na pewno nie widziałaś mnie w tym wydaniu! Połączyłem mój umysł z umysłem Hulka i tak oto jestem teraz obydwoma na raz! Niesamowite prawda? No ale choć tutaj, uściskam cię! - podszedł i podniósł mnie z ziemi przytulając a raczej łamiąc mi wszystkie kości. Po chwili jednak poluzował uścisk przez co odetchnęłam z ulgą.
- Może dasz mi jakieś zdjęcie z tobą? Chciałbym pamiętać człowieka z którym spędzałam na co dzień czas - zapytałam nieśmiało.
- Oczywiście! Raz zrobiłaś nam zdjęcie kiedy uczyłem cię nad panowaniem gniewu - mówił kręcąc się po sali i widocznie szukając zdjęcia - Aha! Mam! - krzyknął i podszedł do mnie z ramką w dłoni. Spojrzałam na zdjęcie i uśmiechnęłam się delikatnie. Pamiętam ten dzień! Moja głowa pulsowała co strasznie bolało, ale kolejne wspomnienia wracały na swoje miejsce. W ten dzień byliśmy na jakiejś górce i Bruce starał się mi pomóc zapanować nad gniewem, żebym przypadkiem nie stała się przy wszystkich niewidzialna. Byłam wtedy naprawdę dumna z moich postępów.
- Oh wow... Pamiętam. Dziękuję Bruce - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie ma za co młoda. Jakbyś czegoś potrzebowała zawsze tutaj będę - powiedział i jeszcze raz mnie uściskał - Powodzenia w nowym życiu! - krzyknął kiedy już wychodziliśmy na korytarz.
Robiło się już późno więc razem z Peterem postanowiliśmy zakończyć nasze niezapowiedziane wizyty i pójść na ciepłą czekoladę. To znaczy Pet miał pić ciepłą czekoladę mi wystarczy mrożona kawa. Wskoczyłam na motor a Peter ruszył z miejsca. Jadąc ulicami z nudów postanowiłam unieść dłoń i rozprzestrzeniać śnieg na ulicach. Zawsze uwielbiałam zimę, mogłam eksperymentować z śniegiem ile tylko dusza zapragnie. W lato śnieg topił się co strasznie mnie denerwowało. Jak można lubić słońce? W końcu dotarliśmy na miejsce. Zeszłam z motoru i złapałam Petera pod ramię przez co posłał mi pytające spojrzenie.
- Po prostu... Tak wygodnie - wymyśliłam coś na poczekaniu przez co cicho się zaśmiał. Weszliśmy do środka i zajęliśmy pierwszy lepszy stolik od razu dostając kartę z menu. Pet zamówił gorącą czekoladę, a ja poprosiłam o czekoladowe ciasto i mrożoną kawę.
- A więc? Szczęśliwa z dzisiejszego dnia? - zapytał Peter kiedy kelnerka odeszła od naszego stolika.
- Odzyskałam kolejne wspomnienia, czuję się fantastycznie i spędzam czas z moim cóż... Chłopakiem - powiedziałam nie do końca pewna czy Peterowi odpowiada jak go nazwałam. Jednak jego szeroki uśmiech uświadomił mi, że bardzo mu się podoba słowo "chłopak".
- Czyli teraz już mogę cię pocałować bez dostania w twarz? - zapytał zgarniając moje włosy za ucho.
- Jeśli chcesz - powiedziałam onieśmielona, ponieważ zbliżył swoją twarz do mojej. Nagle odsunął się ode mnie i odwrócił wzrok poprawiając się na kanapie.
- Nieee, jednak mi przeszło - powiedział widocznie się ze mną drażniąc. Jego uśmiech go zdradzał.
- Ej no! - sfrustrowana, że nie dostałam swojego buziaka złapałam go za brodę i odwróciłam jego twarz w swoją stronę. Szybko pocałowałam go w usta na co zaśmiał się.
- Wiedziałem, że mnie pragniesz - prychnęłam i z rumieńcami na policzkach odwróciłam głowę. Nie no niej mogą być aż tak łatwa! Musi trochę o mnie powalczyć, nie ma to tamto. W tym samym momencie blond włosa kelnerka przyniosła nasze napoje i moje cicho. Jedyne co mi się nie podobało to jak ta lafirynda wystawiała swoje bimbały w stronę Petera.
- Dziękujemy - powiedział miło Pet.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się szeroko do niego i zanim postawiła jego kubek na stole podłożyła jakąś karteczkę a potem postawiła na niej kubek. Kiedy odchodziła w swoją stronę zabrałam karteczkę i spojrzałam na krótki ciąg cyfr.
- Szmata - mruknęłam i rozwaliłam kartkę na małe kawałeczki.
- Czy ty jesteś zazdrosna? - zapytał z delikatnym uśmiechem.
- Nie wiem o co ci chodzi - powiedziałam jednocześnie zamrażając pojedyncze kawałki tak aby nikt się nie doczytał co było na tej kartce. Peter położył swoją dłoń na mojej przez co przestałam mścić się na kawałkach papieru.
- I tak bym ją wyrzucił, nie masz się o co martwić. Wiesz o tym prawda? - zapytał i pogłaskał mnie drugą ręką po policzku. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Ale żeby nie było, nie jestem zazdrosna. Po prostu... Bronie cię przed pustymi laskami - powiedziałam wyruszając ramionami.
- Taaak i jednocześnie oczyszczasz swój teren - mruknął upijajac łyk czekolady. Walnęłam go w ramię śmiejąc się razem z nim.
- Opowiedz mi co się z tobą działo przez ten czas - powiedziałam i zaczęłam jeść ciasto.
- Przez pierwszy rok kiedy udało się im nas odzyskać byłem w rozsypce. Dowiedziałem się, że nie wróciłaś i nie dopuszczałem do siebie myśli, że nie żyjesz. Oblałem ostatni rok nie idąc na egzaminy. Musiałem powtarzać, ale Ned mi pomagał z nauką. Ciocia również podnosiła mnie na duchu jak i Pepper. Gdyby nie oni pewnie bym sobie nie poradził.
- A teraz? - zapytałam odstawiając pusty już talerzyk.
- Cóż... - już miał coś powiedzieć, ale do naszego stolika podeszła jakaś kobieta. Miała brązowe włosy podchodzące pod czerń i ciemną karnacje. Mierzyła mnie wrogim spojrzeniem. Gdzieś już widziałam tą twarz, ale nie mogę sobie przypomnieć kto to.
- Proszę, proszę... Nasza mała Viveka - odezwała się i coś mi w głębi duszy mówiło, że powinnam jej nie lubić. Jej głos działał mi na nerwy chociaż nie mam pojęcia dlaczego.
- Powinnam cię znać? - zapytałam zmieszana a ta posłała mi tylko groźne spojrzenie.
- Ugh, przystań udawać, że mnie nie znasz. To żałosne, ty jesteś żałosna - powiedziała i usiadła po mojej prawej stronie jakby nigdy nic.
- Liz daj jej spokój. Straciła pamięć, zmieniłaś trochę wygląd więc nie poznaje cię. Co tu robisz? - wtrącił się Peter. Na imię które powiedział myślałam, że wybuchnę złością. Wolałabym nie pamiętać takich suk.
- Wredna małpa Liz... Już pamiętam a wolałabym zapomnieć jak usilnie starałaś się odebrać mi chłopaka - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej sztucznie.
- Och to ty jeszcze nie wiesz? - cmoknęła patrząc na mnie z udawanym żalem.
- Liz, po prostu wyjdź - odezwał się Peter nerwowo gestykulując.
- Czego niby nie wiem? - zmarszczyłam brwi.
- Mogłabym ci opowiedzieć naszą relacje z szczegółami, ale naprawdę mi ciebie żal. Twoja śmierć była dla mnie jak wygrana. Mówisz, że usilnie starałam ci się go odebrać a sam do mnie przyszedł. To trochę smutne, że tak łatwo o tobie zapomniał. Nie żałuję ani jednego momentu mojego życia. Szczególnie nie żałuję tych pikantnych momentów - uśmiechnęła się szeroko i przejechała kciukiem po swoich ustach.
- Dość! - krzyknął Peter, a ja cała nabuzowana wstałam i nie oglądając się wyszłam z kawiarni. Ja rozumiem, że nie było mnie dość długo i przeżywał słaby moment w życiu, ale żeby z nią?! Z moim odwiecznym wrogiem? Dobrze wiedział, że nie podoba mi jak mówi i rusza się w jego pobliżu. Jest tyle ładnych kobiet na świecie a on musiał uprawiać seks z tą wywłoką?!
- Viveka! Zaczekaj, wszystko ci wytłumaczę! - słyszałam gdzieś w tle głos Petera. Z każdym moim krokiem wiatr stawał się silniejszy i bardziej zimny co mi nie przeszkadzało, ale ludzie wokół mocniej się chowali za kaptury kurtek i głębiej wsadzali ręce do kieszeni. Nagle poczułam szarpnięcie przez co o mały włos nie walnęła bym głową o klatkę piersiową Petera.
- Odwal się - warknęłam i starałam się go odepchnąć, ale jak na złość chłopak nie chciał odpuścić.
- Proszę, daj mi wytłumaczyć - powiedział błagalnie trzymając mnie za ramiona.
- Nie potrzebuje wyjaśnień. Przejrzałam cię. Straciłeś swoją dziewczynę więc postanowiłeś sypiać z jej wrogiem. Luz, przecież wszystko gra - wyrwałam się i odwróciłam napięcie.
- To nie tak! Liz mnie pocieszała, nie zamierzałem z nią sypiać to po prostu wyszło tak nagle. Upiłem się w klubie i ona też tam była, nie myślałem trzeźwo, moja miłość nie żyła! Przespaliśmy się to prawda, ale nic to dla mnie nie znaczyło. Chciałem zapomnieć, ale Liz była ze mną w każdych momentach tych złych i tych lepszych. Drugi raz zrobiłem to już z głową... Po prostu najbardziej mnie wspierała. Myślałam, że coś do niej czuję, ale nie mogłem o tobie zapomnieć.
- Trzeci, czwarty, piąty raz. Nie obchodzi mnie ile ich było, naprawdę. Zabijałeś smutki manipulującą szmatą. Fajnie. A teraz przestań za mną łazić! - krzyknęłam i przyśpieszyłam kroku.
- Vivi... - mruknął z rezygnacją, a ja gwałtownie stanęłam w miejscu odwracając się.
- To wszystko co mówiłeś rano... To boli! Jestem prawie pewna, że gdybyś się nie dowiedział o tym, że żyje dalej byś z nią był. Mogłeś mnie poinformować, że łączyło cię coś z moim wrogiem numer jeden. Dziewczyna, która mogłaby zrobić wszystko byle by mnie zmieszać z błotem. Teraz muszę odkazić usta, wielkie dzięki. Nie dzwoń do mnie i nie pisz chyba, że sama to zrobię - powiedziałam i otarłam policzek z samotnej łzy. Odwróciłam się i żeby już za mną nie chodził stałam się niewidzialna. Nie wiem jakim cudem. Po prostu nagle zniknęłam. Jak mogłam być aż tak łatwa? Zmartwychwstania są do dupy. Złapałam za telefon, co tak naprawdę jest kradzieżą bo to nadal telefon Petera, ale nie przejmowałam się tym. Po dwóch sygnałach usłyszałam głos, który zawsze potrafił mi poprawić humor i który zawsze mnie wyciąga z bagna.
- Halo?
- Mike... Potrzebuje pomocy.
C.D.N
*****************
Trochę Polsat taki, ale no cóż lubię wam tak robić ❤
Pytanka:
1. Co uważacie o romansie Liz i Petera?
2. Jak się spodobał rozdział?
3. Co zrobi Mike dla naszej bohaterki?
4. Jak się czujecie z faktem, że za trzy dni święta?
VIVEL - Viveka x Michael
VIVER - Viveka x Peter
Przepraszam za tak długie przerwy naprawdę ostatnio nie mam weny :((
Życzę wam wesołych świąt kochani! ❤
Do napisania 🙋🏼😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top