3. "Głupie wspomnienia"
W końcu dotarliśmy do naszego celu. Okazało się, że mój nowy dom jest w lesie obok małego jeziora. Wysiadłam z samochodu i zaciągnęłam się świeżym powietrzem. W tle co jakiś czas mogłam usłyszeć świergot zimowych ptaków. Piękna melodia dla moich uszu. Mimo, że jest zima nie czuję w ogóle zimna co jest dość dziwne.
- Podoba ci się tu? - zapytał z delikatnym uśmiechem Peter. Pokiwałam głową na tak i ruszyłam do drzwi wejściowych. Zanim zdążyłam chwycić klamkę drzwi otworzyła je Pepper z szerokim uśmiechem.
- Cześć skarbie! Chodź no tu! - pociągnęła mnie do swojej klatki piersiowej i mocno uściskała - Wejdźcie do środka, oprowadzę cię jeśli będziesz chciała.
- Jasne, czemu nie - odzywam się i wchodzę do środka. Dom jest naprawdę piękny, ale i ogromny. Zaraz po wejściu do środka widać ogromny salon połączony z kuchnią. Weszłam jeszcze głębiej i natknęłam się na schody a obok schodów drzwi.
- Chodź za mną Vivi. Chłopcy jeśli mogłabym was prosić to rozłóżcie talerze i sztućce - chłopaki pokiwali głowami, a ja razem z Pepper ruszyłam do tych drzwi obok schodów. Weszłyśmy do pokoju gdzie były kolejne schody w dół. Pepper powiedziała mi, że tam jest pracownia taty. Potem udałyśmy się na górę. Po prawej stronie znajdowały się pokoje. Pokój Pepper, Morgan, Jasmin, mój i dwa gospodarcze. Weszłyśmy do mojego pokoju. Ściany były drewniane jak większość domu. Po lewej stronie było biurko i garderoba na wprost był balkon z małym stoliczkiem. Po prawej ogromne łóżko z masą poduszek a koło łóżka po obu stronach szafki nocne. Na środku był wielki szary dywan. Mam trochę deja vu. Przypomniałam sobie moment kiedy zamieszkałam z Avengersami. To właśnie Pepper zaprowadziła mnie do mojego nowego pokoju.
- No i jak ci się podoba pokój? - zapytała cicho, a ja odwróciłam się do niej.
- Pamiętam... - wyszeptałam.
- Co takiego? - ponownie zapytała Pepper.
- Powiedziałaś słowo w słowo to samo kiedy pokazywałaś mi pokój w Avengers Tower. Pamiętam, że przed tym rozmawiałam z dużą ilością osób i widzę ich przed oczami, ale nie wiem kim tak naprawdę są.
- To twoja rodzina. Avengers - pokiwałam głową i odpowiedziałam na jej poprzednie pytanie.
- Jest naprawdę piękny. W sensie pokój.
- Cieszę się... Chodź to jeszcze nie koniec - wyszłyśmy z pokoju a Pepper zaprowadziła mnie do siłowni a potem zeszłyśmy do pracowni taty gdzie spotkałyśmy Morgan.
- Hej Morgan - powiedziałam zwracając na siebie uwagę.
- Och cześć... - powiedziała lekko zakłopotana.
- A więc to pracownia taty... Kochał majsterkować - zaśmiałam się do siebie i dotknęłam jakiegość dziwnie wyglądającego pistoletu. On to miał głowę do pomysłów.
- Zanim tata... Umarł. Zrobił dla ciebie małą niespodziankę. Nie wiedział, że da się ciebie uratować, ale wierzył, że żyjesz. Dlatego zrobił to.
Powiedziała Morgan i przeciągnęła jakąś dźwignię. Z podłogi zaczęła się wysuwać szklana ściana. Na ścianie przyczepione zostały dwie katany. Biała i czarna. Na dole za to był czarny kombinezon. Kiedyś już dostałam chyba taki od taty, ale ten jest ulepszony.
- Z jakiegoś powodu przeczuwał, że "jak już wrócisz to zgubisz ten stary kombinezon" Oczywiście śmialiśmy się z tego bo każdy był pewien, że nie wrócisz bo to nie możliwe a jednak stało się tak jak powiedział. Wróciłaś, ale bez kombinezonu - zaśmiała się Morgan pewnie wspominając tą chwilę.
- Nie wiem czy ja jeszcze potrafię w ogóle walczyć katanami. Ja nawet nie wiedziałam, że umiałam nimi walczyć - pesze się, ale Pepper od razu się wtrąca.
- Nawet nie wiemy czy ten kombinezon ci się na coś przyda. Wolałabym, żebyś nie narażała więcej swojego życia. Każda matka powiedziała by to samo. Na razie skupmy się na odnowieniu twojej pamięci a nie walce i mocami - powiedziała Pepper i pociągnęła mnie do wyjścia - Morgan za pięć minut widzę cię na górze. Obiad jest już gotowy.
- Dobrze mamo! - to ostatnie co usłyszałam bo wyszłyśmy z pracowni. W kuchni na wyspie kuchennej siedzieli chłopcy i o czymś zawzięcie rozmawiali.
- Oczywiście, że ją ko... - Peter nie skończył ponieważ Mike szybko mu przerwał.
- Ooo Viveka! - krzyknął głośno na co podniosłam jedną brew w górę.
- Jestem obok, nie musisz krzyczeć - powiedziałam zdziwiona jego zachowaniem.
- Ach V-Viveka! Tak sobie rozmawiamy... - powiedział Peter, a ja nie rozumiejąc ich zachowania po prostu usiadłam do stołu i odpowiedziałam krótkie "okej" Z niepewnością w głosie. Może są chorzy?
- Tak w ogóle to gdzie jest Jas? - zmieniam temat.
- Och u swojego narzeczonego. Matta. Poznałaś go już kiedyś - odpowiada Pepper - Dziś na obiad makaron z sosem serowym. Podano do stołu - mówi i stawia na stole jedzenie. Każdy bierze sobie trochę na talerz i zaczyna jeść. Po chwili dołącza do nas Morgan.
- I jak? Coś sobie przypomniałaś mała? - przerywa ciszę Mike.
- Tak, widziałam twarze Avengersów. Ale nadal nie wiem jak mają na imię te osoby.
- Jestem pewna, że niedługo wszystko sobie przypomnisz - odzywa się cicho Morgan. Mam wrażenie, że przy mnie jest onieśmielona tylko nie mam pojęcia dlaczego.
- Dziękuję, dużo znaczą dla mnie takie słowa - uśmiecham się do niej promiennie. Kiedy każdy już skończył jeść, Peter poinformował, że musi wracać do domu żeby coś zrobić a Morgan pobiegła do pracowni taty nic nie mówiąc. Postanowiłam wyjść na zewnątrz trochę się przewietrzyć więc podeszłam do Pepper.
- Um... Mamo? - spytałam się niepewnie patrząc na Pepper.
- Słucham skarbie? - odpowiada z wielkim uśmiechem.
- Mogłabym się przejść po mieście? - spytałam prosto z mostu przez co Mike wypluł wodę na podłogę.
- Sama?! Nie ma opcji! - podnosi głos, ale na jego twarzy widać zmartwienie.
- Mike pozwól, że ja się tym zajmę - odzywa się Pepper - Vivi masz amnezję i nie sądze, że to dobry pomysł, żebyś szła sama. Możesz iść z Michaelem, dotrzyma ci towarzystwa.
- Tak, ale chciałabym wszystko sobie poukładać, sama. Nie zrozum mnie źle Mike, bardzo jesteś dla mnie miły. Po prostu... Mały spacer. Nie będę się oddalała. Obiecuję - mówię z nadzieją w głosie.
- Nie możesz iść sama! A jak coś ci się stanie? Zapomnisz jak wrócić? Mówię na ten pomysł stanowcze nie. Raz już cię straciłem, drugi raz cię nie stracę... - ostatnie zdanie szepcze tak abym tylko ja usłyszała. Podchodzę do niego i klękam, ponieważ siedzi na kanapie. Nawet nie zauważyłam, że Pepper zostawiła nas samych jakbym wcale nie spytała jej o wyjście tylko Mike'a. Złapałam jego policzki tak aby nie odwracał swojego wzroku ode mnie.
- Hej... Wiem, że nie było mnie bardzo, baaardzo długo. Ja tego nie odczuwam aż tak jak ty, ale nie musisz się tak martwić. Dam radę z każdym problemem.
- Z jednym nie dałaś rady i straciłem cię na dziesięć lat. Po prostu nie chcę czuć już nigdy więcej tego okropnego uczucia.
- Jakie to uczucie? - spytałam cicho zbyt ciekawa odpowiedzi.
- Tęsknota i ból. Przez dziesięć lat nie pogodziłam się z twoją "śmiercią" I nigdy bym się z nią nie pogodził.
- Rozumiem. Ważne, że jestem cała i nic mi nie jest. Pozwól mi na trochę swobody... Potrzebuje tego teraz i to bardzo - mówię i siadam obok niego.
- Zgoda... Ale nie za długo, proszę. Mam wrażenie, że jak nie będzie cię przy mnie przez trzy minuty ty znikniesz na kolejne lata.
- Wróciłam i nigdzie się nie wybieram twardzielu - uśmiecham się do niego szeroko i całuje w policzek.
Wstaję z kanapy i podchodzę do drzwi wyjściowych. Zakładam na siebie czarne botki i jakąś kurtkę a potem krzycząc na cały dom ogłoszenie o wyjściu na dwór, wychodzę. Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że nie jest mi zimno a nawet w tej kurtce gorąco! Szybko pozbywam się kurtki i zawieszam na tarasie domu. Chodząc po ulicach NY spotykałam zdziwione spojrzenia kierowane na mnie i przeróżne szepty również na mój temat. No tak, przecież ja powinnam nie żyć.
- Karina widziałaś złociutka? Czy to nie jest przypadkiem Viveka Stark? Coś niebywałego!
- Ach tak! Masz rację Cindy! Ale jakim cudem? Widać, że podrosła!
- Dokładnie. Biedne dziecko, pewnie nie wie co się tutaj dzieję.
Przysłuchiwałam się rozmowie dwóch kobiet. Jedna z nich ma zupełną rację. Nie mam pojęcia o co tutaj chodzi. Jakim cudem dopiero teraz wróciłam a nie tak jak wszyscy? Dlaczego nie ma tutaj taty? Kiedy ostatni raz w ogóle go widziałam? I wtedy spojrzałam na jakiś budynek gdzie sprayami był narysowany mój tata. Automatycznie stanęłam w miejscu łapiąc się za głowę. Zalała mnie masa wspomnień z mojego ostatniego dnia. Statek, inna planeta, wakanda, rodzina, wojna, Thanos, proch, tata, Peter i na końcu ja, która taci wszystkie emocję i umiera w ramionach taty. Było tego tak dużo, że gdyby nie czyjeś ramiona upadłabym na ziemię. Po chwili dopiero zoriętowałam się co tak naprawdę się dzieję. Szybko oddaliłam się od nieznajomego i zaczęłam przepraszać jak i dziękować przed upadkiem
- Spokojnie skarbie. To trochę dziwne, że cię widzę bo jeszcze tydzień temu byłaś dla każdego trupem. W każdym razie, nic ci nie jest? - momentalnie stałam się jak z kamienia a oddech mi przyśpieszył. Nie, to nie może być prawda! Kolejna fala wspomnienień we mnie uderzyła przez co jęknęłam. Za dużo, za dużo, za dużo! Niech się to skończy! Błagam! Ponownie wpadłam w Jego ramiona chociaż tak bardzo nie chciałam. Powinnam zostać w domu - Zabiorę cię do matki.
Powiedział stanowczo i wział mnie jak Pannę młodą. Kate, suknia, bielizna, mężczyzna, przeprosiny. Potem kolejna sytuacja... Pokój, Gavin, drzwi, klucz, spinka, suknia, jego ręcę... Ból i płacz. Przez co ja musiałam do cholery przechodzić?! Moje życie to był jakiś koszmar! Ledwo co byłam przytomna i ostatnie co zobaczyłam to moją prawdziwą i żywą mame. Głupie wspomnienia.
†††
- Jesteś pewna Skadi, że nic jej nie jest? - usłyszałam dziwnie znajomy kobiecy głos.
- Nic się nie martw Kate. Jak już mówiłam za dużo wspomnień przypomniała sobie za jednym razem... Musi odpoczywać i nie przemęczać się myśleniem.
Mruknęłam obolała. Czuję się jakbym miała kaca... Dawno nie czułam tego uczucia, ale teraz sobie przypomniałam. Poczułam delikatny uścisk na dłoni i cichy szept wsparcia.
- Dalej Vivi, otwórz te swoje oczyska - z tego co mi podpowiadał mój przyjaciel mózg tą osobą jest Kate. Była służącą w Asgardzie i wybierała mi suknie jak i umalowała. Na jej prośbę zebrałam wszystkie siły i otworzyłam swoje zielone oczy. Od razu w oczy rzuciła mi się brunetka, która kiedy zobaczyła moje otwarte oczy przytuliła mnie do siebie - Och, tak bardzo tęskniłam za tobą! - mówiła dalej do mnie przytulona. Pomimo bólu przy każdym moim ruchu oddałam uścisk.
- Cieszę się, że nic ci nie jest. Moc przetrzymała cię dłużej niż przypuszczałam - odzywa się moja mama z delikatnym uśmiechem. Odsówam się od Kate i dopiero teraz zauważam Gavina stojącego w rogu pokoju. Dreszcz przerażenia przechodzi mi po ciele i szybko odwracam wzrok od niego na moją mamę.
- Ty coś wiesz - odzywam się do niej - Zawsze lubiłaś niespodzianki, aż do samego końca - mrucze pod nosem.
- Co sobie przypomniałaś? - zmienia zręcznie temat.
- Cóż... Na pewno Thanosa i... - spoglądam na Gavina ukradkiem a on kręci głową w proteście z błagalną miną. Pff, cóż za postawa. Boi się mojej mamy i swojej siostry?
- I? - pyta Kate.
- Mój pobyt w Asgardzie. Wiedz mamo, że wspomnienia wróciły - mówię z kwaśną miną. Nie wspomniałam nic o Gavinie bo jakby na to spojrzeć to mogłabym go zaszantażować dzięki temu co się stało.
- Rozumiem, że nadal masz mi za złe moją prośbę do Odyna?
- Jakbyś zgadła - mówię z przekąsem - W każdym razie i tak cieszę się, że was widzę. Z tego co słyszałam teleportowałaś kilku ludzi na ziemię nim Thanos zdążył cokolwiek zrobić. Czy... Loki nie żyję? - pytam się nie pewnie. Nawet nie mam pojęcia dlaczego akurat zapytałam o tego jelenia. Ale pamiętam moje rozmowy z nim. Jeszcze nie do końca sobie ułożyłam w głowie to wszystko, ale dwa słowa obijają się w mojej głowie cały czas. Martwię się. To był pierwszy raz kiedy poczułam do niego zaufanie. Jest najlepszym przęstępcą jakiego spotkałam, nie licząc Mike'a.
- Niestety nie mogłam go uratować... Ale nie wiń mnie o to proszę, wystarczy, że ja sama siebie winię. Loki miał to co chciał Thanos. Jeden z kamieni nieskończoność, Tesseract. Powiedział jedynie, że mam uciekać i obiecać, że będę się opiekować jak należy sopelkiem. Pewnie już się domyślasz, że chodzi o ciebie. Dużo mi opowiadał o tym jak mu się żaliłaś na mój temat i chociaż nie powiedział tego w prost widać było, że cię polubił - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie szczerze. Kiedy mówiła ja miałam coraz większy problem z utrzymaniem łez. Nie wierzę, że potrafię się rozryczeć przez tego jelenia! Mimo wszystko będę za nim tęskniła... Może byłby nawet dobrym królem. Wiele w życiu przeszedł i mam nadzieję, że gdziekolwiek teraz jest, po prostu cieszy się życiem. Spoczywaj w pokoju lodowy olbrzymie.
- Rozumiem. Nie winię cię. Spełniłaś jego ostatnią prośbę nie mam ci tego za złe - odpowiadam i ścieram samotną łzę. Dziwne uczucie.
- Skadi, Kate, czy mógłbym porozmawiać z Viveką na osobności? - nagle odezwał się Sravin przez co moje tętno wzrosło.
- Mmm, to jest ten romantyczny moment, który pojawia się w filmach? - zapytała z szerokim uśmiechem Kate a mnie przeszły ciarki. O mój Boże, nie zostawiajcie mnie z nim, błagam.
- Coś w tym stylu - odpowiada ze śmiechem a Kate od razu wybiega z pokoju ze swoim słowem otuchy dla Gavina. Zaraz za nią wyszła moja mama z tajemniczym uśmiechem. Wracajcie! Nie zostawiajajcie mnie z tym zboczeńcem! - Wiem co ci chodzi po głowie... Chciałbym ci to wytłumaczyć.
- Tak? Fajnie, że taki z ciebie dżentelmen, ale czuje się zagrożona w twoim towarzystwie więc pozwól, że wyjdę i nigdy nie dam ci dojść do słowa, co ty na to? - zapytałam rozdrażniona chociaż nie wyczekiwałam na odpowiedź. Wstałam z kanapy na której się znajdowałam i miałam już wychodzić kiedy poczułam na moim ramieniu uścisk. Cała się spiełam i zaczęłam od razu wyrywać.
- N-Nie! Puść proszę! - zaczęłam panikować i krzyczeć.
- Przepraszam! Nie chciałem doprowadzić cię do takiego stanu! - szybko ode mnie odskoczył, a ja przez moje zbyt miękkie nogi upadłam na ziemię i skuliłam się w końcie. Niech on mnie zostawi, błagam - Viveka... Może cię to nie obchodzić, ale muszę ci się wytłumaczycie z tego bo czuję się okropnie. Kiedy cię zobaczyłem w samej bieliźnie na środku pokoju pomyślałem, że naprawdę niczego ci nie brakuję... Jesteś po prostu przepiękną kobietą. Nie wiem co mnie naszło, ale na samą myśl, że chcesz wracać na ziemię robiło mi się przykro, że więcej cię nie zobaczę pomimo tak krótkiej znajomości. Nie podobało mi się to, ale nie chciałem ci nigdy zrobić krzywdy! Nie musisz mi wierzyć i zrozumiem jak nie będziesz chciała mnie znać. W tamten dzień... Jedna z służących Meredith, wsypała mi do mojej herbaty eliksir miłosny. Działa on tak, że kiedy się go wypiję pierwszą osobę którą zobaczę... Po prostu jestem zbyt podniecony żeby nic z tym nie robić. Jak się domyślasz plan Meredith nie wyszedł tak jak na początku planowała. Zachowywała się jak gdyby nigdy nic i wyszła a potem miała wrócić żeby... Mnie wykorzystać, ale szybciej zjawiłaś się ty. Ja naprawdę nie chciałem tego robić! Moje ciało nie chciało mnie słuchać i dlatego bardzo, ale to bardzo cię przepraszam! - kiedy skończył swoją historię miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam czy mówi prawdę, ale czułam, że jednak brzmi to prawdziwie. Ktoś mi kiedyś opowiadał o tym eliksirze, który powstał w Asgardzie. Ktoś kto tam mieszkał mi o tym opowiadał, ale nie pamiętam kto. Mimo wszystko nie wiem czy dam radę rozmawiać z Gavinem normalnie jakby nic się nie stało.
- Może ma to jakiś daleki sens, ale w takim razie dlaczego odpuściłeś? Odszedłeś zostawiając mnie roztrzęsiona.
- Myślisz, że nie walczyłem z moim ciałem? Zmusiłem mój organizm żeby pozbyć się tego świństwa! Pomyślałem o najgorszych i najobrzydliwiszych rzeczach zmuszając się do wymiocin. Kiedy powiedziałem, że jeszcze się spotkamy mówiłem już sobą, przepraszam, że cię przestraszyłem. Potem wyszedłem, żeby pobiec do łazienki a tam... No sama wiesz. Kiedy wychodziłem natknąłem się na Kate więc powiedziałem, że szukasz jej. No a potem zmierzyłem się z Meredith... To już nie ważne co się stało. Nie oczekuję wybaczenia Vivi, chciałem, żebyś po prostu wiedziała co tak naprawdę się stało. Nie będę cię już męczył... Żegnaj skarbie - powiedział i delikatnie się uśmiechnął. Starałam się oddać uśmiech, ale chyba wyszedł z tego grymas. Gdzieś w głębi duszy wierzę, że to jednak prawda. Lecz nie dam rady dłużej utrzymywać z nim kontaktu. Powoli wstał i wyszedł z pokoju cicho zamykając drzwi.
- Żegnaj... - wyszeptałam do siebie. Urywając kontakt z Gavinem sądze, że urywam również kontakt z Kate. To jest rodzeństwo! To jasne, że skoro teraz oby dwie żyjemy na jednej planecie i mamy zamiar się spotykać to spotkam jeszcze Gavina. Nie potrafiłabym się odciąć od brunetki tak bez słowa. Nie zamierzam zrezygnować z być może przyjaźni na całe życie przez jakiegoś nie ostrożnego dupka! Moje przemyślenia przerywa Kate, która weszła do pokoju.
- Będzie coś z tego? - spytała i zrobiła kółko rękami. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie i odpowiedziałam.
- Nie sądze, nie była by z nas dobra para.
- No trudno... - odpowiedziała z zawodem.
- Kate chciałam się właśnie pożegnać...
-CO?! NIE ZOSTAWIAJ MNIE ZNOWU! - mówi jeszcze bardziej załamana i przytula mnie mocno.
- Hej, spokojnie! Pamiętaj, że teraz jesteśmy na tej samej planecie więc będziemy mogły się odwiedzać kiedy chcemy! Moja mama pewnie was zaopatrzyła w tak zwany telefon więc będziemy do siebie dzwonić. Obiecuję.
- No coś tam mi dała... - powiedziała niezadowolona.
- Ile minęło odkąd tutaj jestem? - zapytałam znienacka.
- Jakieś pięć godzin. A co? - zapytała nie rozumiejąc.
- PIĘĆ?! - podchodzę szybkim krokiem do torebki, którą ze sobą wziełam i wyjmuje telefon. 100 nie odebranych połączeń od Mike'a i kilka sms-ów. Cudownie. Szybko klikam na numer Mike'a i po dwóch sygnałach słyszę jego spanikowany i zdenerwowany głos.
- CZYŚ TY OSZALAŁA?! GDZIE TY KURWA JESTEŚ?! WIESZ JAK JA SIĘ MARTWIĘ I SCHODZĘ TU NA ZAWAŁ?! MIAŁA BYĆ GODZINA A NIE PIĘĆ GODZIN!
- Mike... Daj mi się wytłumaczyć! Kiedy wyszłam na dwór zalała mnie nagła fala wspomnień i rozbolała mnie głowa. Wpadłam na Gavina tego... O którym ci opowiadałam a on zaniósł mnie do mojej mamy.
- TEN SKURWIEL CIĘ DOTYKAŁ?! GDZIE ON JEST?! - krzyczy bardzo, bardzo, baaardzo wkurwiony. Zwierzałam mu się z wszystkiego z tego co pamiętam... Spoglądam na Kate, która słysząc moją rozmowę i krzyki Mike'a mimo, że nie mam na głośno mówiący mruży zdziwiona brwi. Na tak... Pewnie zastanawia się dlaczego jakiś obcy dla niej typ obraża jej brata... Przykładam telefon do piersi i szepczę do Kate.
- Jest bardzo opiekuńczy i zazdrosny o każdego chłopaka... Pozwól, że przemawię mu do rozumu na osobności, niedługo się widzimy, paaa - tłumacze jej i wychodzę szybko z drewnianego domku wracając do rozmowy z tym panikarzem - Tak, dotykał mnie, ale nie w taki sposób jaki już masz w głowie. Wszystko ci opowiem, tylko to nie rozmowa na telefon - zaczął mruczeć coś pod nosem i w końcu się odezwał normalnym głosem. Kątem oka zobaczyłam Kate, która nie zauważając mnie pokierowała się w tylko w sobie znanym kierunku.
- Zgoda. Gdzie jesteś? - zapytał mnie Mike, a ja szybko rozejrzałam się dookoła.
- Eee... Nym wym... - powiedziałam mamrotając.
- Co? Przestań mamrotać wiesz, że tego nie lubię!
- No... Nie wiem... Kompletnie nie wiem gdzie jestem i trochę mnie to przeraża. Zaczynam panikować w sumie wiesz?
- Kurwa... Dobra, wsłuchaj się w mój głos okej? Weź głęboki wdech zatrzymaj oddech na trzy sekundy i wypuść powoli powietrze. Jestem z tobą mimo wszystko tak? Wdeeeech... jeden, dwa, trzy i wydeeech - Mike cały czas do mnie mówił kiedy ja powoli się uspokajałam. Każdy się na mnie dziwnie patrzył. Gdzie ja jestem do kurwy nędzy? - Wszystko już dobrze?
- Jest lepiej... Dzięki.
- To teraz poszukaj znajomej twarzy, a jak spotkasz Gavina daj mi go do telefonu - warknął ostatnie zdanie.
- Zostaniesz ze mną tak? - zapytałam w nerwach.
- Oczywiście. Nigdzie się nie wybieram. A teraz ruszaj na poszukiwania - powiedział i ucichł. Wiem, że nadal jest na lini telefonicznej więc ruszyłam szukając mamy albo Kate, która na złość wyszła z domku nie czekając aż skończę rozmawiać. Błąkałam się po ścieszkach nie wiedząc kompletnie gdzie jestem. Dlaczego oni mnie zostawili samą skoro wiedzieli, że nie mam bladego pojęcia gdzie jestem?! Nażekając na życie i ludzi nie zauważyłam jak na kogoś wpadam. A raczej na tłusty brzuch... Chociaż raz nie jest to twarda, wyżeźbiona klata! Uderzając o kogoś wypuściłam telefon przez co się rozwalił. Świetnie! Mike zacznie wariować.
- P-Przepraszam! Zgubiłam mamę i wiem, że brzmię jak pięciolatka, ale nie mam pojęcia gdzie jestem i... - nie zdążyłam skończyc mojej paplaniny a nieznajomy podniósł mnie z ziemi i bardzo mocno przytulił.
- Viveka?! Ty żyjesz! Już myślałem, że nigdy nie zobaczę twojej twarzy! - mężczyzna śmierdział alkoholem przez co nie za bardzo mi się to podobało, że mnie przytula. Chyba jest pijany... Ale w takim razie skąd zna moje imię?
- Ja... Ostatnio mnie tutaj ściągnęła Morgan, Mike i Peter...
- Cwany list z tego Mike'a! Nigdy nie odpuszczał! Koleś ma łeb! - mężczyzna postawił mnie w końcu na ziemi i pokazał swoją twarz. Miał czarne okulary na nosie więc nie wiele mogłam zobaczyć.
- Tak, ale... Wróciłam z amnezją i nie mam pojęcia kim jesteś... Przykro mi... - powiedziałam ze skruchą. Tak bardzo ucieszył się na mój widok, a ja go nie pamiętam. To musi być cios w serce. Mężczyźnie zmalał uśmiech i zdjął okulary pocierając oczy.
- Tak długo każdy myślał, że nie żyjesz... Mimo amnezji mam nadzieję, że sobie wszystko przypomnisz - spojrzał w moje oczy a mnie olśniło. To ten sam mężczyzna z którym byłam w Asgardzie! Nie pamiętam imienia, ale przed oczami przewijają mi się sceny z nim. Jedną która bardzo mnie rozczuliła to scena gdzie siedzę na jego kolanach i wypłakuje się w jego ramię a on mnie pociesza. Następnie ciągnie do Króla Asgardu, swojego ojca i stawia się mu, żebym mogła wrócić do domu... Po policzkach poleciały mi łzy.
- P-Pamiętam! Przypomnisz mi jedynie swoje imie? - zapytałam się z deliktnym uśmiechem.
- Jestem Thor. Król Asgardu - powiedział swoim specyficznym głosem.
- Kiedyś mówiłeś "Thor, syn Odyna" Dużo się zmieniło prawda? - zapytałam cicho. Zapewne jego ojciec nie żyje, a ja zaczynam temat. Jestem okropna - N-Nie odpowiadaj! Nie chciałam ci nic przypominać! To znaczy cały czas o nim nie zapominasz i nie muszę ci go przypominać bo masz go w pamięci, ale... - znowu zaczęłam gadać, ale przerwał mi donośny śmiech.
- Kompletnie się nie zmieniłaś z zachowania! Jedynie w końcu urosłaś i jesteś bardziej dojrzała - powiedział zarzucając swoją dużą rękę na moje ramię. Zaśmiałam się nerwowo, drapiąc się po głowie.
- Och tutaj jesteś! - usłyszałam zmartwiony krzyk mamy - Szukałam cię!
- Tak, ja ciebie też, ale jak się okazało najprościej było po prostu się zatrzymać i uciąć miłą pogawędkę ze starym dobrym przyjacielem - uśmiechnęłam się szeroko do Thora a on do mnie.
- Cóż robi się powoli ciemno więc powinnaś wracać już do domu. Masz podwózkę? - zapytał Thor.
- Mike na pewno podjedzie pod daną ulice.
- Tu nie ma ulic. Jesteś w drugim Asgardzie. No... Tak jakby. Odprowadzę cię do znanych części miasta - powiedziała mama i uśmiechnęła się ciepło.
- Świetnie! W takim razie moje Panie muszę was opuścić i udać się na tron. Ten drugi... - powiedział cicho do siebie a ja powstrzymałam śmiech i przytuliłam blondyna.
- Mam nadzieję, że jeszcze cię spotkam...
- O to się nie martw! - powiedział i szybko pobiegł do jakiegoś domku. Swoją drogą na prawdę się zmienił. W moich wspomnieniach jest to całkiem przystojny blondyn z wyżeźbioną klatą a ten Thor jest... Grubszy. Nie, że waga ma znaczenie! Buźkę ma nadal niczego sobie, ale... Po prostu jest inny!
- Tęskniłam za tobą skarbie... - odezwała się mama i rozsunęła nie pewnie ręce. Zawsze tak robiła gdy byłam w rozsypce albo po prostu bardzo się z czegoś cieszyłam. Ona zawsze mnie przygarniała do siebie i przytulała z czułością, tak było i tym razem. Bez zastanawienia podeszłam i przytuliłam się do niej.
Niestety ten jakże uroczy moment spierdolił Chris. Tak, tak, wy już dobrze wiecie co to za kutafon. Narzeczony mojej mamy. Nie wiem dlaczego aż tak go nie lubię z góry. Ledwo się przywitaliśmy i tyle. Z tego co pamiętam.
- Szukałem cię kochanie - powiedział radośnie i pocałował mamę, która odsunęła się ode mnie kiedy go ujrzała. Zniesmaczona skomętowałam cicho.
- Ohyda - mruknęłam a Chris dopiero teraz na mnie spojrzał.
- Och... Viveka o ile się nie mylę? Sądziłem, że umarłaś - powiedział ledwo widocznie skwaszony. O ty chuju wykrzywiony... Chciałbyś żebym się nie wtrącała w ten związek co? I żebym nie żyła?! Jak chcesz... Walkę czas zacząć.
- Jak widać stoję tutaj żywa. Mamo, może Chris mnie zaprowadzi w znane mi rejony? A ty odpoczniesz z lampką wina? Tylko obiecaj, że będziesz dzwonić! - szybko wyjęłam notatnik i długopis z torebki a tam zapisałam swój numer telefonu.
- Oj kusisz... Na pewno dacie radę? - zapytała odbierając ode mnie kartkę, którą wyrwałam. Widziałam jak Chris chcę zaprzeczyć, ale go wyprzedziłam.
-Jasne! Nie martw się! Pamiętaj, że cię kocham! - krzyczałam będąc już w drodze i ciągnąć Chrisa - A więc Chris...
- Czego ty ode mnie chcesz? - zapytał widocznie wkurzony, że musi mnie odprowadzać. Ale dobrze wie, że jeśli mnie zostawi samą w lesie na pożarcie wilką mama wpadnie w szał i zacznie mnie szukać aż znajdzie. Zrobi śledztwo które pokieruje prosto do niego. Nigdy nie odpuszcza, wszystko jest ważne, ale nie tak ważne jak jej jedyna córka.
- Ojjj jesteś taki przeraźliwie nudny! Chciałbyś żebym nie żyła co? - zapytałam prosto z mostu.
- Nie ukrywam, że przez lata żyło mi się ze Skadi cudownie. A dla twojej wiadomości, jesteśmy już małżeństwem a ona to moja żona więc czy tego chcesz czy nie, jesteś moją tak jakby cór... - zanim dokończył zdanie przyszpilowałam go do drzewa a moje oczy zmieniły kolor na biały. Jego lekkie przerażenie drażniło moje zmysły. Czuję się jak drapieżnik.
- Nigdy. Ale to nigdy... Nie wymawiaj tego słowa przy mnie i nie waż się mówić tak do mnie!
- Jeśli nie chcesz, żebym miał siniaki na szyi lepiej puść mnie teraz - powiedział ciężko oddychając i mówiąc.
- Kto powiedział, że tego nie chcę? - zapytałam a na mojej twarzy błąkał się uśmiech.
- Może ty chcesz mnie zatłuc, ale twoja mama raczej nie będzie zadowolona... - powiedział i po chwili mógł swobodnie oddychać.
- Nie myśl, że robię to z myślą o tobie frajerze. Jesteś nikim i jakbym chciała jednym ruchem ręki przeciąłabym twoje ciało na pół.
- Mogę wiedzieć co ty do mnie masz?! To że wolałbym żebyś nie żyła nie znaczy że od razu cię zabiję! To moje zdanie, wolność słowa mówi ci to coś? - kucnęłam przy nim ponieważ ciągle siedział na ziemi tam gdzie go upuściłam. Złapałam go za szczęke i przybliżyłam do siebie.
- Posłuchaj mnie uważnie, nie lubię się powtarzać. Zrobisz jakiś wybryk i zdenerwujesz moją mamę? Złamie się przez ciebie? Na małych torturach się nie skończy. Jesteś dużym chłopcem, ale inaczej to do ciebie nie dojdzie. W skrócie, skrzywdzisz ją, a ja skrzywdzę ciebie czy to jest jasne? - spytałam ściskają jego szczęke.
- Dlaczego kurwa? Niczego przecież nie zamierzam zrobić! - krzyknął wściękły.
- Dlatego, że mi się tak podoba. W tym momencie stałam się twoim najgorszym koszmarem. Mnie nie da się tak łatwo zabić. A teraz grzecznie zaprowadź mnie do znanej mi ulicy - puściłam go i zaczęłam się oddalać. Jeśli spieprzy gdzie pieprz rośnie jakoś nie zrobi mi to za wielkiej różnicy. Na razie wystarczy po prostu kierować się prostą ścieżką, dla chcącego nic trudnego. Nie musiałam odwracać się by wiedzieć, że idzie za mną pilnując abym trafiła do celu - Proszę, proszę, może nie jest z ciebie taki frajer na jakiego wyglądasz - prychnęłam, ale nie dostałam odpowiedzi. Bez chociażby jednego słowa doszliśmy do znanej mi części miasta. Niestety mój telefon został na ziemi roztrzaskany więc nawet nie mogłam zadzwonić do Mike'a o podwózkę. Z tego co wiem jestem niedaleko domu Petera, może mnie wpuści?
- Poradzisz sobie? - zapytał obojętnie trzymając się za szyję, która prawdopodobnie teraz piekła. Podeszłam do niego i przyłożyłam swoją dłoń na jego gardle przy okazji zabierając jego dłoń. Wzdrygnął się przez moją zimną skórę, ale nic nie zrobił wiedząc, że i tak postawię na swoim.
- Jakby cię to obchodziło - mruknęłam i zabrałam dłoń - Lepiej?
- Jakby cię to obchodziło... - powtórzył moje słowa patrząc hardo w moje oczy. Przewróciłam oczami.
- Nieważne. Pamiętaj co ci zafunduje gdy coś jej zrobisz. Mimo, że ona zostawiła mnie na jedenaście lat, martwię się o nią jak nigdy przedtem. A powinnam ją mieć w dupie dla ogółu. No cóż... Miło się gawędziło. Naraska Chris.
- Cześć... - mruknął, a ja odwróciłam się w stronę ulicy i od razu przez nią przeszłam. Ze względu na godzinę nie było prawie w ogóle ludzi więc na spokojnie mogłam teleportować się do Petera. Oczywiście to nie było takie proste ponieważ robię to pierwszy raz odkąd wróciłam do żywych. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, wyobraziłam sobie twarz szatyna a po chwili poczułam dziwne uczucie w brzuchu. Otworzyłam oczy i że zdziwieniem zobaczyłam skromny domek przed swoją osobą. Woow, transport niczego sobie. Podchodzę do drzwi i klikam w dzwonek z boku. Po chwili szatyn otwiera drzwi zaskoczony moim widokiem.
- Vi? Nie powinnaś być teraz w domu? Na dworze jest zimno, wchodź - nie zdążyłam nic nawet powiedzieć a już zostałam wciągnięta do domu.
- Urocze, ale i śmieszne jest to, że każdy zapomina o mojej mocy... Nie czuję zimna, pamiętasz? - mówię z delikatnym uśmiechem.
- Co nie znaczy, że masz stać w progu drzwi jak słup soli - powiedział i kiedy skończył zdejmować mi buty, swoją drogą kiedy w ogóle zaczął je zdejmować? Nieważne... Ruszył do kanapy siadając na niej, a ja która została pociągnięta za mocno usiadłam na nim okrakiem. Oby dwoje zarumieniliśmy się, ale jakoś ani ja ani on nie chcieliśmy zmieniać pozycji. Przed oczami przeleciała mi szybko scena gdzie ja pół naga siedziałam na nim okrakiem i zdejmowałam jego koszulę. Za nic nie powiem kiedy to było, ale od razu się spięłam na to wspomnienie. Jezus... Jeśli się z nim kochałam i tego nie pamiętam to naprawdę złamie się do reszty! Jak to bywa u mnie kiedy się stresuję, zaczynam kłapać jęzorem.
- P-Przepraszam, że tak cię naszłam, ale wracałam od mamy, długa historia - powiedziałam kiedy zadał mi nieme pytanie - No i bliżej miałam do ciebie więc przeszłam się i chciałam zapytać czy mogłabym tu spać..? - zapytałam teraz lekko zażenowana. Wbijam mu na chatę z argumentem "było bliżej" Nie no, brawa!
- Pewnie, że możesz tu spać. Nie mam nic przeciwko - powiedział i uśmiechnął się szeroko do mnie. Nie dziwię się, że go pokochałam... Ten chłopak to czysty ideał.
- Um... Może proszę o zbyt wiele, ale czy mogłabym pożyczyć od ciebie jaki kolwiek telefon? Mój się zepsuł kiedy go upuściłam... Plusy są takie, że spotkałam Thora i odzyskałam wspomnienia z Asgardu.
- Naprawdę? To cudownie! Jeśli trzeba sprowadzę wszystkich których znałaś żebyś wszystko sobie przypomniała - powiedział, a ja się zarumieniłam. Jaki on jest kochany... - Na a co do telefonu to proszę, weź mój. Ja pójdę do szafy i wybiorę ci rzeczy do spania dobrze? - spytał się, a ja kiwnęłam energicznie głową.
- Jesteś wielki - pocałowałam go w policzek i znowu się zarumieniłam odskakując szybciej niż się do niego zbliżyłam. Cholera! Nie powinnam go od tak całować! Biedny dozna szoku i zejdzie mi na zawał. Zaśmiał się jakby właśnie czytał moje głupie myśli.
- Nie ma sprawy... - wstał z kanapy i poszedł na górę pewnie do swojego pokoju. Wcześniej dał mi telefon więc szybko wybrałam numer Pepper i wyjaśniłam jej moje zniknięcie. Na początku była zła, ale kiedy dowiedziała się, że jestem z Peterem uspokoiła się chociaż minimalnie. Potem zadzwoniłam do Mike'a i również zaczęłam go przepraszać i wyjaśniać co się stało. Ale i on nie był za długo zły, rozweselił się nie dlatego, że jestem bezpieczna u Petera, olał temat szatyna. Był szczęśliwy przez to, że znowu wróciło mi dużo wspomnień. Cieszyłam się razem z nim i jeszcze trochę pogadaliśmy dopóki nie zaczęłam czuć na sobie wzroku. Odwróciłam się i widząc Petera opierającego się o ścianę przy schodach uśmiechnęłam się szeroko.
- Mike, będę musiała kończyć. Jestem padnięta dzisiejszym dniem - odezwałam się do bruneta.
- Jasne, rozumiem. Dobranoc mała.
- Mówię po raz setny do cholery! Nie jestem... - nawet nie pozwolił mi dokończyć tylko się rozłączył - Cham - warknęłam kiedy wysłał mi sms'a "dobrej nocy" Z serduszkiem. Usłyszałam śmiech przez co spojrzałam na Petera.
- Urocza jesteś gdy się wkurzasz - wytłumaczył swój nagły śmiech, a ja prychnęłam.
- Wcale nie jestem urocza - mruknęłam wstając z kanapy i podchodząc do niego.
- Zaprzeczanie jest jeszcze bardziej urocze - powiedział i nie pozwolił mi nic już powiedzieć ciągnąc mnie na górę. Zawsze faceci muszą stawiać na swoim? Myślałam, że to my jesteśmy uparte! - Łap! - powiedział Pet i rzucił we mnie czarną za dużą koszulką i kobiecymi majtkami. Zdziwiona i z dziwnym uczuciem w środku popatrzyłam na niego.
- Czyja to bielizna? - pytam o dziwo spokojnie, ale boję się, że po odpowiedzi wybuchnę.
- Jak to kogo? Twoja - mrugnął do mnie.
- S-Skąd ty ją masz? - zarumieniłam się.
- Zawsze jak do mnie przychodziłaś musiałaś coś zostawić i tak oto powstała półka w mojej szafie na twoje rzeczy - zaśmiał się
- I... Nie wywaliłaś tych ciuchów przez te lata? - zapytałam zdziwiona.
- Każda twoja rzecz była i dalej jest zbyt cenna aby ją wyrzucić - powiedział wzruszające ramionami i zdejmując nagle koszulkę. Pisnęłam i zakryłam twarz dłońmi. Mimo, że byliśmy kiedyś parą ja dalej tego nie odczuwam aż tak jak on! Znowu się zaśmiał i poczułam jak zdejmuje moje dłonie z twarzy. Mimo to nadal miałam zamknięte oczy.
- Spokojnie, to ciało należeć będzie zawsze do ciebie i nie musisz się wstydzić - powiedział i czułam jak podnosi moją dłoń na wysokości klatki piersiowej. Poczułam pod palcami miekką skórę. Zbyt ciekawa widoku jaki zastanę otworzyłam powoli oczy. Mój wzrok przeszedł z mojej dłoni na jego uśmiechniętą twarz.
- Peter... Nie uwierzę ci jeśli powiesz mi, że nie przespałeś się z jaką kolwiek laską przez te pięć lat - powiedziałam a on się spiął - Nie mam ci tego za złe... Rozumiem - zrobiłam krok który nas dzielił i znowu tym razem dłużej ucałowałam jego policzek. Schyliłam się po koszulkę i bieliznę, upuściłam te dwie rzeczy zasłaniając oczy... Weszłam do łazienki i zamknęłam się na zamek. Westchnęłam i zaczęłam się rozbierać. Naga weszłam pod prysznic i wzięłam jak zawsze letni prysznic. Po umyciu ciała i włosów wyszłam i owinęłam się ręcznikiem. Wysuszyłam włosy, wytarłam ciało i założyłam koszulkę z bielizną. Na szczęście mój tyłek nie urósł za dużo. Swoje rzeczy poskładałam w kostkę i położyłam na pralce. Wyszłam z łazienki kiedy Peter wziął poduszkę w rękę.
- Prześpię się na kanapie, żeby dać ci swobodę - powiedział patrząc na moją zdezorientowaną minę.
- Nie ma mowy! Nie będę cię wyganiała z twojego łóżka. Nie przeszkadza mi spanie w jednym łóżku, jeśli jednak nie chcesz ze mną spać sama pójdę na kanapę, w końcu to ja się tu wprosiłam - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- To... Zostanę - powiedział, a ja już chciałam zabierać od niego poduszkę kiedy on podniósł ją wysoko w górze przez co nie mogłam jej dosięgnąć - A ty razem ze mną - dokończył i pocałował mnie szybko w nos. Ułożył poduszkę na materacu i położył na niej głowę, kiedy ja zdziwona jego gestem nadal stałam w miejscu - Oj no chodź tu... - powiedział i pociągnął mnie do siebie. Wskoczyłam obok niego a Pet delikatnie i nie pewnie objął mnie od tyłu. To było bardzo przyjemne, mogłabym się przyzwyczaić.
- Może i przespałem się z kilkoma kobietami. Ale nikt tak bardzo mnie nie uszczęśliwia jak ty... - szepnął cicho do mojego ucha. Zarumieniona odwracam się do niego przodem i składam na jego ustach ledwo wyczuwalny pocałunek.
- Dobranoc Peter... - mruknęłam sennie zdając sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona.
- Dobranoc sopelku - również mruknął. Kolejne wspomnienie przeleciało mi przed oczami kiedy goniłam go po całej wieży... Z tym wspomnieniem, zasnęłam.
*************
Dobry wieczór moi drodzy! Dość długo wyczekiwany rozdział i dość długi rozdział 😼
Pytanka!
1. Co sądzicie o historii Gavina? Ściemnia czy może mówi prawdę?
2. Kto tęsknił za starymi dobrymi bohaterami?
3. Jak się spodobał rozdział? Osobiście włożyłam w ten rozdział dużo serca więc mam nadzieję, że się spodobał 😅❤
(5824 słów)
Do napisania 😘🙋🏼
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top