8."Dawać mi... Hectora!!"

Obudziły mnie promieni słońca. Mruknęłam nie zadowolona i przekręciłam się na drugi bok wtulając się bardziej w ciało Michaela. Nawet nie musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć, że to on. Raz się nabrałam. Nie wiem co on ma z tym spaniem ze mną kiedy jestem pijana. Usłyszałam jakby podwójny śmiech więc leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam w górę.

- Mikey..? - zapytałam zaspana.

- Błąd cukiereczku - mruknął jakiś głos. Otworzyłam szerzej oczy. Pisnęłam i wstałam od razu z łóżka widząc osobę w MOIM łóżku!

- HARRY?! - krzyknęłam zaskoczona a Michael, Olivia i Ash wybuchli śmiechem. Szatyn leżał na moim łóżku jak księciunio i również nie mógł powstrzymać parsknięcia na mój krzyk. Ręce miał założone za głowę i uśmiechał się szeroko.

- Jak mogłaś pomylić zapach Harrego z Michaelem! - krzyknęła oburzona Lily która siedziała na swoim łóżku z założonymi rękami. Co to w ogóle za pytanie?!

- Nie, nie Vi, połóż się tak jeszcze raz. To było przyjemne - droczył się ze mną i z Lily Harry.

- Zaraz was obu zabiję - warknęła blondynka.

- Nie na co dzień Harry pakuje mi się do łóżka! Myślałam, że to Mike! To ich zabij, mnie oszczędź! - krzyknęłam spanikowana.

- Czuję się zazdrosny teraz. Nie wierzę że nas pomyliłaś... - powiedział Mike i przyciągnął mnie do siebie.

- A ja nie wierzę, że mu na to pozwoliłeś! - warknęłam i specjalnie go nie objęłam.

- Przytul się noo - mruknął mi do ucha i chodź było to przyjemne nie zamierzałam mu ułatwić zadania.

- Umiesz biegać? - zapytałam a on zdziwiony zmarszczył brwi.

- Tak? - odpowiedział czekając na jakieś rozwiązanie.

- To spierdalaj! - warknęłam i starałam się wyjść z jego ramion. Słyszałam śmiech Ashley i Harrego i ciche prychnięcie Lily. Nadal jest na mnie "zła".

- Jesteś urocza - powiedział Michael i pocałował mnie w czoło kiedy ja go ugryzłam w przedramię. Nawet nie drgnął!

- Jakim cudem..? - zapytałam, ale nie skończyłam zdania ponieważ zostałam odwrócona i przerzucona przez ramię - Mike! Kiedy zrozumiesz, że wiszenie ludzi do góry nogami może stać się katastrofą?! Na przykład zaraz się zrzygam... Mam kaca ośle! - krzyknęłam i walnęłam go pięścią w plecy. Teraz dopiero zauważyłam brak Alexa więc od razu o niego zapytam - Tak w ogóle to gdzie Alex? - nagle każdy przestał się śmiać. Zupełnie jakby... Odwracali moją uwagę od niego.

- Poszedł się przejść - odpowiedziała szybko Olivia.

- Pierdolisz. Alex sam by nie poszedł więc jeszcze raz zapytam gdzie jest? - podniosłam głos. Poczułam jak się obniżam i już po chwili stałam na nogach. Założyłam ręce na piersi żeby pokazać swoje zdeterminowanie.

- Na pewno nie zniknął dzisiaj rano... I wcale nie uważamy, że ktoś go porwał...- powiedział cicho Harry.

- SŁUCHAM?! - wrzasnęłam spanikowana. Ashley podeszła do Harrego i trzepnęła go w ramię z wkurzoną miną.

- Ty kurwa debilu! - warknął Mike i już miał podejść do Harrego, ale mu nie pozwoliłam. Złapałam za jego rękaw bluzy i z przerażeniem w głosie szepnęłam.

- Kto? - nic mi nie odpowiedział. Miał zmartwiony wzrok, ale nie poddawałam się - Kto?!

- Uważamy, że to Markus i jego banda... - wspomnienia we mnie uderzyły z prędkością światła. To przez tego kutasa oni musieli wyjechać. Mam w nosie, że to będzie już niedługo kolejna moja ofiara. Zabiję gnoja. Syknęłam przez ból głowy, ale nie pozwoliłam aby Mike mi pomógł. Nie jestem słaba! Mam jakieś tam moce. Wystarczy je obudzić.

- Najwyższy czas pobawić się mocami - warknęłam i wyszłam z pokoju. Za mną pojawiła się reszta.

- Nie ma mowy!

- Nigdzie nie idziesz!

- Wiem co ci chodzi po głowie Vi!

- Zajmiemy się tym!

Przestali krzyczeć kiedy jak burza wparowałam do siłowni.

- Zamykamy siłownie, dzisiaj mają być tutaj zawody! Proszę o wyjście z sali - krzyknęłam do kilku mężczyzn.

- Nie wyglądasz mi na pokojówkę. Gdzie ta seksowna sukieneczka? - odezwał się jeden z nich.

- Powiedziałam żeby wyjść? Teraz każę wypierdalać! Nie ma czasu, raz, raz - warknęłam klaszcząc w dłonie. Bez  większych przeszkód wyszli za drzwi i w końcu mogłam odwrócić się do moich towarzyszy - Zanim znowu coś powiecie odpowiem od razu... Nie! Będziecie mi teraz gadać, że jestem za malutka na starcie z mafią, ale... Umarłam okej? Rozsypałam się i dalej nie pozbierałam. Może i straciłam pamięć, tatę i moce, ale nie poddaję się. Tego jestem w stu procentach pewna, że nigdy się nie poddam. Mogę stracić wszystko a i tak wstanę, wiecie dlaczego? - zapytałam, ale oni byli cicho - Bo jestem Viveka Stark do cholery. Będę z dumą reprezentować to nazwisko!

Skończyłam swoją wypowiedź. Patrzyli na mnie jak w obrazek. Nikt nie odważył się odezwać więc znowu zabrałam głos.

- To jak będzie? Pomożecie mi odzyskać moją waleczną stronę? - zapytałam znowu. W końcu odezwała się Lily.

- Pomogę - kiwnęła głową i przytuliła mnie.

- Pomogę - odezwały się Oli i Ashley w tym samym czasie. Również do mnie podeszły i przytuliły.

- Cóż... Pomogę bo to będzie ciekawe - mówi Harry wzruszając ramionami i przytula mnie krótko. Wszyscy patrzymy na Michaela z pytającym wzrokiem.

- Jesteś wariatką - wzdycha i podchodzi do mnie powoli.

- Taak, a ty jesteś we mnie szaleńczo zakochany. Kto w tym związku jest większym wariatem? - pytam się z szerokim uśmiechem. Odwzajemnia uśmiech i delikatniej całuje - Pomożesz? - dopytuje się.

- Zawsze ci pomogę. Jakiekolwiek by to głupie nie było - znowu wzdycha.

- Zajmę się szukaniem Alexa. Może będzie wysyłał jakieś znaki - powiedziała Olivia, a ja kiwnęłam głową.

- Leć - mruknęłam a ona wybiegła z sali - Ma do tego jakiś sprzęt? - zapytałam zdziwiona.

- Ona ma wszystko - zaśmiała się Lily pod nosem.

- Dobra, czy ktoś z zebranych widział mnie jak robię czary mary? - pytam się oddalając się kilka kroków od Mike'a który podniósł jako jedyny rękę.

- Jeżeli zaliczamy mały pyłek w dłoni to chyba każdy. W życiu nie widziałem jak walczysz - odzywa się Harry.

- Ja widziałem raz. W dniu kiedy... Zabiłaś Diega - mówi Mike.

- Pamiętam to jak przez mgłę. W każdym razie opiszesz mi co się zmieniło i jak walczyłam? - pytam niepewna tego co potrafię.

- Jasne. No więc wydaję mi się, że kiedy zostałem poobijany zaczęłaś tracić swoją kontrolę nad mocą. Bardzo się zdenerwowałaś, że dostałem bencki i zaatakowałaś z podwójną siłą. Oczy miałaś białe jak zjawa a z ust leciała parą - skończył tłumaczyć Mike - Czyli wszystko jasne. Harry, przywal mi - powiedział nagle, a ja otworzyłam zaszokowana buzie.

- Że jak? - zapytał szatyn marszcząc brwi.

- Uderz mnie kretynie - warknął i popchnął Harrego.

- Nie zrobię tego! Jakkolwiek byś mnie nie wkurzał to nie jest rozwiązanie - powiedział.

- Dokładnie! Niepotrzebnie dostaniesz - powiedziałam wymachując rękoma.

- Niepotrzebnie? Harry pamiętasz Malibu? - zapytał a Harry spojrzał na niego morderczym wzrokiem.

- Stul pysk - warknął grożąc mu palcem.

- Nie, nie! Przecież to ciekawy temat! Miała śliczne imię, daj mi chwilę... Davina? Tak! Krucha, mała Dav...- nie dokończył bo Harry mu przywalił.

- To debilny plan! - krzyknęłam i chciałam podbiec do nich, ale Lily i Ash złapały mnie za ramiona.

- Musisz odzyskać moce a każdy wie, że nie dasz skrzywdzić najważniejszej ci osoby. Więc dalej Viveka! Powstrzymaj Harrego - krzyknęła na mnie Lily, a ja jęknęłam zrospaczona kiedy znowu Mike dostał w twarz. Musi go boleć.

- Auć... Okej, zasłużyłem... - wysypał Mike, a Harry znowu mu przywalił.

- Nigdy nie wypowiadaj jej imienia nawet w takich sytuacjach! - warknął i kopnał go w brzuch. Kiedy usłyszałam jęk Mike'a coś mnie tknęło. Byłam strasznie nabuzowana i dokuczało mi to.

- Cholera... - mruknęła Ashley, a ja krzyknęłam głośno. Z mojego ciała wydostała się biała poświata. Kiedy zabrakło mi tchu upadłam na śnieg, który pokrył całą podłogę w siłowni. Po chwili otworzyłam powoli oczy.

- Ja pierdole jaka lodówka - usłyszałam jakiś szept. Podniosłam się na przedramiona a potem usiadłam po turecku.

- Żyjecie ludzie? - spytałam rozkładając się po sali. Jedynie w kącie siedziała Ash.

- Chyba ich zasypałaś... - powiedziała pokazując na górki. Szybko wykonałam ruch ręką w lewo i cały śnieg przeniósł się w wskazanym kierunku. Ukazały mi się trzy ciała więc szybko wstałam z miejsca. Kiedy się podniosłam zauważyłam, że mam na sobie białą sukienkę do kostek. Co jest? Spojrzałam w dół i poczułam również coś na głowie. Dotknęłam opuszkami to coś na mojej głowie, ale szybko się ogarnęłam. Oni potrzebują pomocy! Warknęłam wkurzona i podniosłam do góry sukienkę tym razem podbiegając do reszty. Sprawdziłam ich puls, ale na szczęście nic im się nie stało. Po prostu muszą się ogrzać.

- Ash? Dasz radę wstać? - spytałam jej a ona ledwo kiwnęłam głową. Roztopiłam śnieg w sali aby mogła się poruszać po normalnej podłodze. Nie wiem jakim cudem to zrobiłam, ale cieszę się, że coś umiem zrobić dobrze.

- Trzeba wezwać Oli... - westchnęłam a Ashley się ze mną zgodziła.

***

Zaniosłyśmy ich do pokoju. Leżeli w kokonach z koców przy kaloryferze. Przez cały czas siedziałam skulona na łóżku a jak Olivia albo Ash chciały do mnie podejść od razu je odsuwałam od siebie. Boję się teraz, że coś im zrobię. Po chwili, która wydawała się wiecznością pierwszy obudził się Harry.

- Moja głowa... Czuję się jakbym zjadł za szybko lody - mruknął do siebie siadając - Lily... - szepnął kiedy ją zauważył i zgarnął pasmo włosów z jej twarzy. Spojrzałam na niego z pod byka.

- Żyje - powiedziałam zachrypniętym głosem przez co Harry na mnie spojrzał. Ashley i Olivia poszły dalej szukać Alexa w pokoju chłopaków - Mogłam was skrzywdzić - powiedziałam spuszczając znowu głowę w dół. W dłoni miałam srebrny diadem, który zdjęłam z głowy. Nie wiem skąd ta sukienka i diadem pojawiły się na mnie.

- Ale nie skrzywdziłaś - usłyszałam Mike'a, który właśnie się obudził i siadał prosto.

- To był twój plan! I był głupi! Przecież ja zabiłam człowieka, który cię skrzywdził a gdybym... Lily albo Harry... - nie mogłam tego powiedzieć. Westchnęłam zamykając oczy - To był błąd. Te moce... Jak ja wcześniej nad nimi panowałam? - szepnęłam a po policzku wpłynęła samotna łza. Jak mogłam być taka nie rozsądna? Gdybym dała im zająć się Alexem pewnie już by tu był. A tak to marnujemy tylko czas.

- Dałaś radę. Spójrz tylko! - powiedział Mike łapiąc za diadem przez co otworzyłam oczy - To, należy do ciebie. Jesteś księżniczką jak nie królową! - krzyknął wymachując rękami.

- Mike... Mogłam was nawet zabić! To nie jest zabawka, to... Ja sama nie wiem co to ma być! Śnieg który wylatuje z dłoni? Naprawdę? Co to jest za świat?! - warknęłam wkurzona.

- W twoim świecie za dużo się wydarzyło, żeby zliczyć... Ale z każdą przeszkodą sobie radziłaś dlaczego teraz miałoby być inaczej? Po za tym... Obiecałem, że ci pomogę, jaki byłby ze mnie chłopak gdybym złamał obietnice? - powiedział z uśmiechem i założył na moją głowę diadem.

- Nie mamy ci tego za złe Vi. Wiedzieliśmy, że twoje moce są niebezpieczne - odezwał się Harry. Spojrzałam na niego i zauważyłam Lily która siedziała dalej w kocu w dodatku w uścisku Harrego.

- Ja tam się nawet cieszę. Moja przyjaciółka włada lodem! Jestem z ciebie aż dumna - powiedziała uśmiechając się Lily - Od zawsze wolałam zimę, nie martw się. Nic nam nie jest - powiedziała wzruszjąc ramionami. Nagle do pokoju wpadły dziewczyny.

- Wiemy gdzie jest Alex! - krzyknęły w tym samym momencie.

- Gdzie? - zapytał Mike poważniejąc od razu.

- W jednej z opuszczonych katedr - odpowiedziała Ash również poważna.

- Vivi nie jesteś gotowa. Zostań - znowu powiedział Mike.

- Nie ma mowy! - od razu zaprotestowałam - Podniosłeś mnie na duchu i takie są właśnie konsekwencje. Alex to mój przyjaciel i uwierz mi, że jak dowiem się co mu zrobili... Moja reakcja będzie taka sama jak godzinę temu. Idziemy, macie pięć minut - warknęłam i podeszłam do szafy. Wybrałam szybko czarną koszulkę, czarną skórzaną kurtkę do tego skórzane czarne spodnie. W końcu pewnie mamy tam wejść "niezauważalnie". Weszłam do łazienki kiedy każdy rozszedł się w swoją stronę. Szybko się przebrałam i związałam włosy w niechlujnego koka. Wyszłam szybko z łazienki a potem podeszłam do walizki. Szybko wzięłam ze sobą mój pistolet z moimi inicjałami. Nie wiem skąd go mam, nie pamiętam... Ale z jakiegoś powodu wiem, że dostałam go od kogoś dla mnie ważnego. Wyszłam szybko z pokoju. Szybkim krokiem weszłam do windy i nacisnęłam guzik. Kiedy już drzwi się zamykały ktoś wsadził nogę między zamykające się drzwi. Niczym w jakimś filmie. Do windy wszedł Mike razem z Harrym. Mieli poważne miny i rozmawiali o czymś cicho. Nawet nie byłam pewna czy mnie zauważyli. Mike miał na sobie czarne spodnie i glany do tego czarną skórzaną kurtkę. Harry wyglądał dokładnie tak samo i jedynie co się zmieniło to to, że Mike miał dwa pistolety po bokach na biodrach a Harry trzymał w dłoni czarną podłużną walizkę. Gdybym miała strzelać to myślę, że zabrał ze sobą jakiś karabin. Nie znam się na broni palnej. Odparłam się plecami o ścianę w windzie i zamknęłam oczy bardziej wsłuchując się w ich rozmowę.

- Dlaczego akurat to miejsce? - zapytał zamyślony Harry.

- Tragedia w katedrze mówi ci to coś? - warknął cicho Mike.

- Ja pierdole... My coś odwaliliśmy zgadza się? - spytał jeszcze ciszej niż wcześniej.

- Nie pamiętasz? - syknął Mike.

- Nie pamiętam takich rzeczy! Wiesz ile my zbrodni zrobiliśmy? - krzyknął cicho Harry. Postanowiłam się w końcu odezwać.

- O co chodzi? - spytałam głośno zupełnie inaczej niż oni. Spojrzeli na mnie zdziwieni moją obecnością.

- Kiedy weszłaś? - zapytał Harry z delikatnym uśmiechem. Wywróciłam oczami i już miałam odpowiedzieć, ale winda się zatrzymała i chłopaki szybko wybiegli na zewnątrz. Pod hotelem były już dziewczyny. Postanowiłam nie drążyć tematu z windy i podeszłam do kółka które zrobili.

- Jakieś pomysły? - zadała pytanie Lily.

- Odbić Alexa, nie ważny plan, tylko to się liczy - warknęłam zaciskając pięści w kieszeniach kurtki - Raczej nie pojedziemy tam uberem, więc złapcie mnie za ręce - powiedziałam wyciągając dłonie do Mike'a i Lily, którzy byli po moich bokach. Wszyscy złapali się za dłonie.

- Jesteś pewna, że dasz radę przeteleportować taką dużą liczbę osób? Przecież dopiero co obudziłaś moce... - powiedziała Ash.

- Zaraz się dowiemy - mruknęłam zamykając oczy. Przteleportowałam nas tam gdzie wyczuwałam obecność Alexa. Było to strasznie ciężkie zadanie bo nie mogłam go wyczuć co znaczy, że jest osłabiony co z kolei znaczy, że kogoś zaraz zabiję. Ucieszona, że potrafię czarować spojrzałam na resztę. Trzymali się za brzuchy i byli strasznie bladzi - Tylko się nie porzygajcie, pierwszy raz nigdy nie jest najlepszy - powiedziałam i schowałam się za jakimś samochodem. Ulice tutaj były prawie, że puste nie licząc bezdomnych którzy spieprzyli kiedy tylko zauważyli naszą grupę. I tak nikt im nie uwierzy jeśli opowiedzą o pojawiających się z nikąd ludziach.

- Czy nie powinniśmy mieć planu? - znowu zapytała Lily. Są strasznie zagubieni kiedy nie ma ich szefa.

- Wy sobie planujcie. A ja zacznę rozrube, jakiś sprzeciw? Świetnie - szepnęłam i zniknęłam z ich oczu teleportując się do środka. Jakaś część mnie bardzo tęskniła za takim transportem. Siedziałam sobie na ławce patrząc na śliczne malowidła na suficie. Gdzieś z tyłu usłyszałam kroki, ale nadal uparcie patrzyłam w górę.

- Hej! Co ty tam robisz?! - usłyszałam krzyk. Przedstawienie czas zacząć. Odwróciłam się w stronę łysego mężczyzny z karabinem w dłoniach.

- Ooo, dzień dobry! Pan też lubi zwiedzać opuszczone katedry? - powiedziałam z uśmiechem. Jego zdezorientowana mina bardzo mnie śmieszyła, ale starałam się z całych sił nie zaśmiać.

- Co do cholery..? - mruknął do siebie i wycelował we mnie karabin. Westchnęłam i odwróciłam się do przodu.

- Radzę Pani wyjść. Mogą się tutaj dziać straszne rzeczy - warknął i strzelił obok mojego ucha. Spokojnie Vivi... Jeszcze chwila.

- Jak bardzo straszne? - zapytałam cały czas odwrócona do niego tyłem.

- Masz trzy sekundy albo rozwalę ci łeb! - krzyknął i zaczął odliczać. Na trzy przeteleportowałam się za nim i walnęłam go w głowę rączką od pistoletu. Padł jak długi. Zaśmiałam się, ale uśmiechem zmalał kiedy usłyszałam huk pistoletu. A potem kolejny i kolejny. Wypadałoby nauczyć się strzelać z lodu. Podeszłam do pierwszych lepszych drzwi i to był mój błąd. Od razu dostałam kulkę w ramię przez co się skuliłam z okrzykiem bólu.

- Viveka! - usłyszałam krzyk, ale nie interesowało mnie to za bardzo. Podniosłam wzrok na śmiałka, który we mnie strzelił i powaliłam go jednym ruchem ręki. Oj kolego ty chyba nie widzisz powagi sytuacji. Wkurwił mnie, zaraz znowu wybuchnę! Ale zanim wszystkich zmiote z powierzchni ziemi trzeba wyciągnąć kulę. Mruknęłam jakieś przekleństwo i wcisnęłam dwa palce do rany. Krzyknęłam na całe gardło, ale mimo to dalej szukałam kuli. Każdy w pokoju stanął jak wryty przyglądając się moim ruchom. W końcu wyciągnęłam kule z ramienia z krzykiem. Moja ręka była we krwi, a ja głośno oddychałam. Upuściłam kulę i spojrzałam na wszystkich lodowatym wzrokiem.

- Dajcie mi... Hectora!! - krzyknęłam i walnęłam dwoma pięściami w podłogę. Lawina lodu poleciała na moich przeciwników omijając moich dwóch towarzyszy. Kiedy już każdy został zasypany albo zamknięty w lodzie westchnęłam i wstałam z podłogi.

- Idziemy dalej? - spytałam i nie czekając na odpowiedź Mike'a i Ashley ruszyłam do kolejnego pokoju. Miejmy nadzieję, że Olivia, Lily i Harry są bezpieczni. Weszłam znowu na środek katedry i jak się okazało stał tam ciemnoskóry facet. Obok niego klęczał zmęczony Alex. Nasze oczy się spotkały na parę chwil, ale jego powieki znowu się zamknęły. Jest cały poobijany! Mężczyzna uśmiecha się szeroko w moją stronę, a ja mruże na niego oczy. Zaraz go zabiję.

- Viveka czyż nie? - pyta trzymając za włosy Alexa - Nie powiem zdziwiłem się, że jeszcze dychasz - przez chwilę przyglądam się mu i odpowiadam.

- Zgadza się. A ty pewnie jesteś Marcus? - zapytałam podchodząc dwa kroki bliżej. Skoro zabiłam ich poprzedniego szefa to dam sobie radę z tym marnych człowieczkiem.

- Och, słyszałaś o mnie? - znowu zapytał i jakby nigdy nic przyłożył broń do skroni Alexa przez co się zatrzymałam.

- Obiło mi się o uszy - mruknęłam i gdzieś z tyłu usłyszałam przeładowywaną broń - Chyba nie masz mi za złe tego nieszczęśliwego wypadku z twoim wcześniejszym szefem prawda? - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Jego mina spoważniała i przycisnął jeszcze mocniej pistolet do skroni Alexa.

- Radzę ci go puścić Marcus! Nie boisz się, że spotka cię to samo co Diego? - warknął z tyłu Mike.

- Ale bez pośpiechu - zaśmiał się i uniósł blondyna w górę. Warknęłam cicho znowu jakieś przekleństwo kiedy Alex jęknął z bólu. Nie no zaraz mu przywalę! Co oni mu zrobili? Musieli mu coś podać bo wygląda jak na haju!

- Nie mam za dużo czasu. Oddaj nam szefa a nic ci nie zrobimy - uśmiechnęłam się promiennie wkładając dłonie do kieszeni kurtki.

- To nawet nie jest twój szef. To ty odpuść sobie skarbie, moja gościna przecież mu się podoba - powiedział i łapiąc za jego policzki uniósł jego głowę w górę.

- Dobra palancie powiem to inaczej! Oddaj mi Hectora albo już nigdy nie zobaczysz światła dziennego - warknęłam i wystawiłam dłoń w jego kierunku.

- Naprawdę myślisz, że coś mi zrobisz swoimi magicznymi rączkami? Spróbuj tylko - uśmiechnął się szeroko. Nie trzeba mi dwa razy powtarzać. Zbliżyłam swoje dłonie do siebie i stworzyłam średnią wielkości kulę. Delikatnie poruszałam rękami zbliżając się spokojnym krokiem do Marcusa. W końcu uniosłam dłonie do przodu a kula poleciała prosto w klatkę piersiową ciemnoskórego. Wokół mężczyzny rozprzestrzenił się chwilowy śnieg coś jak zasłona dymna. Podbiegłam do nich i chwyciłam Alexa pod ramię. Po chwili Mike i Ashley odebrali ode mnie blondyna.

- Zamiatać mi stąd. Zajmę się nim - warknęłam do nich i odwróciłam się do kaszlącego Marcusa.

- Vi... - odezwała się Ashley, ale nie pozwoliłam jej dojść do słowa.

- Idźcie! - znowu warknęłam a oni wyszli. Odwróciłam się do Marcusa, który trzymał się za gardło.

- Przyznaję po nie w czasie... - zaczął, ale nie dokończył bo przywaliłam mu w twarz.

- Naprawdę myślałeś, że dasz mi radę? Twoi ludzie są żałośni tak samo jak ty. Szczerze mówiąc liczyłam na coś ciekawszego tym czasem wystarczyło tylko cię rozproszyć zwykłym śniegiem - prychnęłam.

- Myślisz, że jesteś jedynym wybrykiem natury razem z mamusią? - zaśmiał się plując krwią. Patrzyłam na niego uważnie nie odzywając się - Pozwól, że przedstawię ci Xaviera - powiedział, a ja odwróciłam się w stronę gdzie pokazywał ręką. Przede mną stał jakiś mężczyzna, ale nie zdążyłam się mu przyjrzeć bo koleś strzelił czymś we mnie i to z rąk! Krzyknęłam z bólu i upadłam na podłogę. Spojrzałam w dół gdzie na moich ubraniach pojawiła się dziura. Co do cholery? - Lód jest taki delikatny w porównaniu z czymś gorącym. Jak myślisz co z resztą żywiołów? Ziemia, woda, powietrze i... - przeciągnął czekając aż odpowiem.

- Ogień... - powiedziałam cicho trzymając się za brzuch. Spojrzałam na chłopaka. Miał rude włosy, delikatny zarost i prawie, że pomarańczowe oczy. A jakże by inaczej.

- Obiecuję, że roztopie twoje małe serduszko... Jeszcze się spotkamy - powiedział i zniknął w płomieniach pozostawiając za sobą tylko woń spalenizny. Nawet nie zauważyłam jak Marcus też zniknął. Co tu się stało do cholery? Myślałam, że tylko lodem i śniegiem można panować! A tu się okazuję, że są jeszcze cztery osoby które są tak dziwne jak ja? Wstałam bardzo powoli z podłogi syczac przy okazji jak jakiś wąż. Ogień nie jest najlepszy dla lodu... Przyłożyłam rękę na brzuchu i wypuściłam trochę zimna na moją skórę. Odetchnęłam z ulgą kiedy to podziałało. Uśmiechnęłam się do siebie jednak mój uśmiech zmalał kiedy poczułam jak nogi mi się uginają, a ja upadam na ziemię z głośnym hukiem. Jęknęłam i zamknęłam oczy. O jejku... Ta podłoga jest tak przyjemnie chłodna. Poczułam jak powoli odpływam do innej krainy i mimo iż bardzo nie chciałam, to i tak straciłam przytomność.

*********************

Dzień dobry kochani! Zapraszam do pytań ✨

1. Czy podobał się rozdział?

2. Co sądzicie o reszcie żywiołów? Fajnie, że to dodałam czy niekoniecznie?

3. Niedługo Vivi spotka się z Peterem, jak zareaguje? Oby nie zabił Michaela 😶

4. Zaciekawiła was nowa postać?

Do napisania 🙋🏼😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top