7. "Przejrzałam na oczy"

Rozdział nie był sprawdzany więc jak pojawi się błąd piszcie ❤ Mam nadzieję, że miłego czytania!

- Więc chcesz nam powiedzieć, że kochasz i jednego i drugiego? To w ogóle możliwe? - spytała skołowana Ashley.

- Dobrze, że wolę babki - mruknęła Olivia bawiąc się moimi włosami. Leżałam na łóżku z głową na kolanach Lily i otoczona przez Oli i Ash. Wytłumaczyłam dziewczyną moje położenie w związku z chłopakami. Ja sama nie wiem gdzie stoję i mam nadzieję, że dziewczyny mi dadzą złote rady. Ale na razie są skołowane tym, że kocham ich tak samo.

- Jest też miłość brat, siostra, ale w zasadzie Mike nie jest twoim bratem więc niemożliwe, że to jest to uczucie... - powiedziała Lily głaszcząc mnie po głowie. Westchnęłam i wstałam tym samym przerywając czynności Lily i Olivii.

- No przecież mówię! Kocham ich obydwóch tak samo! Nie wiem jak. Chcę ich mieć tylko dla siebie i cholernie jestem zazdrosna kiedy jakaś flądra zbliża się do któregoś. Jestem powalona. Ranie i jednego i drugiego - powiedziałam i złapałam za moje kolana jednocześnie chowając głowę między nogi.

- Ojj a nie możecie się dogadać i zrobić trójkącik? - zapytała Olivia, ale po chwili jęknęła z bólu - Ałć! No co?!

- Nie pomagasz niunia - warknęła Ash, a ja jedynie wpadałam w większą rozpacz.

- Skarbie to nie koniec świata. Nie możemy ci pomóc bo nie wiemy co dokładnie czujesz... - powiedziała Lily.

- Powiedzieć ci co czuję? - spytałam i wstałam na nogi schodząc z łóżka - Mam dziwne wrażenie, że kocham Mike'a bardziej od Petera! Ale jak to do cholery możliwe?! Z Peterem podobno byłam zanim umarłam a tu znowu wchodzi w moje życie diabelnie przystojny brunet, który miesza mi w głowie jak nikt inny! Co ja mam zrobić do jasnej anielki, skoro jestem niby z jednym a pragnę drugiego?! - wydarłam się i odwróciłam w stronę drzwi łazienkowych. Nie myśląc za wiele kopnęłam drewno, które wypadło z zawiasów - Cholera jasna! - znowu krzyknęłam zdając sobie sprawę co zrobiłam. Wzięłam głęboki wdech i opadłam na kolana zmęczona. Od razu podbiegły do mnie dziewczyny - Jakim cudem ja żyję? - szepnęłam wpatrzona w podłogę.

- Vivi... - mruknęła Ash, ale jej przerwałam.

- Kolejny raz uniknęłam śmierci... Tyle przegapiłam. Steve, Natasha, Vision, Morgan, zmiana Thora, zmiana Bannera... Tata. Brakuję mi go. Brakuję mi dawnej rodziny. Wspomnienia wracają... Boli za każdym razem, kiedy sobie przypominam - wymamrotałam a z moich oczu wyleciała samotna łza.

-Hej nic wam nie jest? Słyszeliśmy huk - do pokoju wparowali chłopcy. Słysząc głos Mike'a wstałam na równe nogi i jak petarda podbiegłam do niego i mocno wtuliłam w jego klatkę piersiową. Objął mnie bez zastanowienia i cicho mówił pocieszające słowa. Jak zwykle nie pytał co się dokładnie stało, wiedział, że potrzebuje teraz ochłonąć. Za to go kochałam.

- Zostawmy ich... - szepnął Alex do reszty grupy i po chwili byłam sama z Michaelem.

- Nie zostawiaj mnie... - szepnęłam zalana łzami. Mam chyba jakąś chwilę słabości.

- Nigdy tego nie zrobię - odszepnął mi. Jego dłonie zsunęły z moich pleców na tylnie uda i już po chwili obejmowałam go nogami w pasie. Podszedł do łóżka i delikatnie położył się na plecach przez co teraz leżałam na nim całą sobą, ale widocznie nie przeszkadzało to mu. Głaskał moje włosy i co chwilę całował w moje czoło dla uspokojenia.

- Mike?

- Tak skarbie?

- Jak sobie poradziłeś z śmiercią mamy? - spytałam bez owijania w bawełnę, ale po chwili zrobiło mi się z deczka głupio - Przepraszam, że pytam... Po prostu...

- Rozumiem. Tak naprawdę to nigdy sobie z tym nie poradziłem. Wiesz że nadal czasem mam koszmary a w roli głównej moja mama? Śmierć bliskiej osoby będzie się za tobą ciągnęła przez całe życie, ale nie możesz się jej sprzeciwić. Po prostu się nie da - powiedział i znowu zaczął miziać mnie po głowie. Pytanie lekko zbiło go z tropu więc zaprzestał tej czynności. Przemyślałam przez chwilę jego słowa i podniosłam głowę z jego torsu aby na niego spojrzeć.

- Gdybyś umarł umarłabym i ja - mruknęłam pewna swego.

- Gdybym umarł z całą pewnością chciałbym, żebyś była szczęśliwą kobietą, którą widziałem za życia - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech, ale po chwili spoważniałam.

- Ale mi tu nie umieraj - warknęłam a Mike jedynie wybuchł śmiechem.

- Nigdzie się nie wybieram kochanie - parsknął znowu śmiechem, a ja odetchnęłam z ulgą. Kochanie. Bardzo mi się podoba. Przybliżyłam się do niego i oparłam się czołem o jego czoło. Zamknęłam oczy i pogładziłam jego policzek. O Matko jak ja uwielbiam jego towarzystwo! Już to mówiłam dwa razy, ale nikt mi nie zabroni wspomnieć o tym po raz trzeci. Jest idealny... Co tu dużo mówić. Kochany, lojalny, uczuciowy, odważny i przystojny. Za to Peter odważny, uroczy, również przystojny i fajtłapowaty co jest bardzo urocze. Jednak coraz bardziej, idę w stronę Mike'a. Otworzyłam oczy i przyjrzałam się jego twarzy. Długie czarne, rozczochrane włosy, nieskazitelna opalona cera, mały nos i duże usta. Zatrzymałam się dość długo na ustach... Dwa razy miałam okazję go pocałować. Dwa razy go wykorzystałam. Tym razem miałam inny zamiar. Chciałam po prostu go pocałować. Nie dlatego, że mi smutno z powodu Petera po prostu chciałam to zrobić. Chciałam całować Mike'a Jeffersona. Schyliłam się do jego ust i delikatnie pocałowałam. Przez chwilę czułam, że jego ciało się spina, ale nie na długo. Ułożyłam jedną dłoń na jego policzku a drogą w jego włosy. Oddał po jakimś czasie pocałunek przez co chciałam skakać ze szczęścia. Oderwaliśmy się kiedy już traciliśmy oddech. Spojrzał na mnie z zmarszczonymi brwiami, ale nie skomentował nic. Czekał aż ja coś powiem, więc wzięłam głęboki wdech i powiedziałam cicho.

- Chyba cię kocham bardziej niż Petera... Podobno znam go długo, ale nie czuję już tego dawnego uczucia do niego. Chcę być blisko ciebie i pytanie brzmi... Czy ty też tego chcesz? - spytałam pod koniec łamliwym głosem. To naprawdę stresująca chwila.

- Tak, oczywiście, że tak! - powiedział z szerokim uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech i pod wpływem emocji znowu go pocałowałam. Czy ja w tym momencie zdecydowałam co zrobić dalej? Kompletnie nie przemyślane, kierowałam się sercem a nie rozumem tak jak zawsze. I bardzo podoba mi się to co podpowiedziało serce. Czas najwyższy się ogarnąć i nie analizować konkretnej sprawy. Co ma być to będzie. Kocham Michaela i muszę to w końcu powiedzieć Peterowi. Tak, już mam plan kiedy wrócimy. Mike powoli odsunął się ode mnie więc posłałam mu smutne spojrzenie, na które parsknął śmiechem.

- A co z Peterem? Viveka jesteś pewna? On cię kocha - spytał niepewnie.

- Tak, jestem pewna. Nie chcę stracić Petera, jest mi strasznie bliski, czuję to. Ale okłamywałam się co do uczuć wobec ciebie. Są o wiele silniejsze i teraz to zrozumiałam. Myśl, że cię stracę... Przejrzałam na oczy - kiwnęłam głową potwierdzając moje słowa. Już chciał coś powiedzieć, ale do pokoju wparowała Ash.

- Ouu... Bardzo się cieszę, że w końcu coś między wami się ruszyło, ale nie będziemy marnować czasu na wasze romanse! Ludzie, jesteśmy w Meksyku! Ruszajcie dupska, idziemy na imprezkę! - krzyknęła i zniknęła za drzwiami.

- Cóż... Jeszcze się tobą nacieszę - mrugnął do mnie i cmoknął w usta. Wstałam z jego ciała i ruszyłam od razu do drzwi. Wyszłam na korytarz a za mną Mike, który od razu złapał mnie za dłoń co było urocze. Na dole spotkaliśmy resztę a ich wzrok zatrzymał się na naszych dłoniach.

- O mój świętej pamięci Loki! Powiedzcie, że jesteście w końcu razem! - krzyknęła Olivia i razem z Lily zaczęły skakać jak pies widzący piłkę. Mike spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja się uśmiechnęłam do niego.

- Tak, oficialnie jesteśmy razem - powiedziałam i podniosłam nasze złączone dłonie w górę. Dziewczyny pisnęły ze szczęścia i zaczęły nawzajem się przekrzykiwać, że one od początku o tym wiedziały i że jesteśmy najpiękniejszą parą na świcie. Ash i Harry starali się nie wybuchnąć śmiechem na ich zafascynowanie a Alex jako jedyny normalny podszedł do nas i pogratulował nowego związku. Przytuliliśmy się i ruszyliśmy po raz kolejny na imprezę. Niestety Oli i Lily odciągnęły mnie od Mike'a na pogaduchy miłosne więc teraz zadawały mi pytania szybciej niż karabin maszynowy.

- Co z Peterem?

- O czym rozmawialiście?

- A może swatamy Petera z Ash?

- A w życiu! - usłyszałam krzyk Ashley gdzieś z przodu. Zaśmiałam się i odpowiedziałam po chwili.

- Powiem Peterowi jaką podjęłam decyzję i mam nadzieję, że nasze relacje się nie zepsują. Rozmawialiśmy z Michaelem o naszej relacji oczywiście. I sądze, że Peter i Ashley to nie głupi pomysł... - szepnęłam ostatnie zdanie do Oli, która zadała je.

- Słyszałam to Vi! - znowu krzyknęła Ash a ja, Olivia i Lily zaśmiałyśmy się z jej oburzonego głosu. Wyobrażacie sobie różowowłosą gangsterkę która jest bezwzględna dla swoich wrogów z uroczym niezdarnym szatynem? On nawet jak jest Spider-Manem to jest przy tym uroczy. Pokonywał przeciwników, ale jak sobie zawisnął na suficie to serce mi się topiło z tej słodkości. Mam nadzieję, że nasza relacja naprawdę się nie zepsuje.

- Hej Viv idziesz? - na moim ramieniu poczułam dłoń więc odwróciłam się. Przede mną stał Harry z delikatnym uśmiechem. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że jesteśmy pod klubem a reszta zniknęła.

- Kiedy..? - zadałam zdziwiona pytanie. Harry się zaśmiał i włożył dłonie do kieszeni kurtki.

- Dwie szajbuski zostawiły cię na chodniku bo się "zacięłaś" I weszły do klubu a za nimi Alex, Mike i Ash bo pewnie nie zauważyli, że stanęłaś. Zostałem aby zapalić i cię zauważyłem. Wszystko gra? - wytłumaczył i zadał pytanie.

- Tak, tak, zamyśliłam się - szepnęłam i spuściłam wzrok marszcząc brwi.

- Chodź panno zamyślona - zaśmiał się znowu i wyjmując jedną dłoń z kieszeni pociągnął mnie na sam początek kolejki.

- Nie stajemy w kolejce? - zapytałam, ale Harry nie odpowiedział. Ochroniarz oczywiście zatrzymał nas i powiedział grubym głosem.

- ¿Estas ciego? la cola esta ahí *Ślepy jesteś? Kolejka jest* - warknął po hiszpańsku i delikatnie, ale stanowczo popchnął w tył Harrego. Dobrze, że uczyłam się tego języka w liceum... Znam tylko pojedyńcze słowa bo reszty zapomniałam, ale trudno. Kiedy ochroniarz popchnął szatyna prawie na mnie wpadł, ale cofnęłam się w odpowiednim momencie. Chłopak westchnął i wyjął telefon. Chwilę poklikał w ekran i pokazał go bramkarzowi. Jego oczy na chwile się powiększyły więc Harry z uśmiechem schylil się do niego i szepnął coś na ucho. Nic nie usłyszałam. Chwilę później otwierał nam bramkę. Słyszałam niezadowolone pomruki ludzi z tyłu, ale nie przejęłam się tym i razem z Harrym przekroczyłam bramkę po tym kiedy ochroniarz zostawił nam na dłoniach pieczątki.

- Co mu pokazałeś? - spytałam zdziwiona.

- To samo co Michael. Wiesz dlaczego akurat polecieliśmy do Meksyku?! - krzyknął ponieważ byliśmy już na samym środku parkietu. Harry zaczął tańczyć zachęcając mnie do tego samego więc tak też zrobiłam.

- Booo było najbliżej? - spytałam skacząc do muzyki.

- Niekoniecznie. To miasto wie o nas - powiedział i wzruszył ramionami.

- "Nas"? - znowu zadałam pytanie.

- O Jinetes. Wiedzą o mafii. Temu kolesiowi pokazałem nasze logo i szepnąłem po hiszpańsku "krzyk", Mike ci coś o tym wspominał? - zapytał i obrócił mnie tyłem a ręce ułożył na moich biodrach. Oczywiście nie za blisko. Przecież on ma dziewczynę, a ja jestem z Michaelem.

- O krzyku? Nie za bardzo, co to oznacza? - zapytałam.

- Jesteśmy jedną z najgroźniejszych mafii. Tutaj w Meksyku dużo o nas się mówi. To słowo jest tutaj uważane za okrucieństwo. Wzięło się to stąd, że raz wybiliśmy mafię zwaną "Muerte"* delikatnie mówiąc krzyką nie było końca - szepnął żebym tylko ja to usłyszała. I znowu mnie obrócił. Tym razem byłam do niego przodem. Przestałam tańczyć więc Harry również stanął w miejscu. Trochę mnie wmurowało.

- Coś wam zrobili, że ich...? - nie dokończyłam zdania bo Harry od razu mnie wyręczył.

- Byli groźną Mafią Viv, zadarli z nie właściwymi osobami dlatego się odpłaciliśmy. Tak to u nas działa - powiedział i znowu wzruszył ramionami. Wzięłam głęboki wdech przez który zakręciło mi się w głowie. Znowu moje wspomnienia zaczęły się zbierać do kupy. Syknęłam i złapałam za ramię Harrego. Tym razem te wspomnienia nie były za miłe. Przypomniała mi się rozmowa moja i Mike'a o ich mafii. Zaraz po tym kiedy... Zabiłam człowieka - Viveka? Zasłabłaś... - szepnął do siebie.

- To moje wspomnienia. Wybacz - szepnęłam ledwo. Dlaczego to zawsze musi tak boleć? Poczułam jak się unoszę i chwile potem usłyszałam zmartwiony głos Mike'a.

- Co jej się stało?! - krzyknął przez głośną muzykę.

- Wspomnienia! - odkrzyknął Harry i oddał mnie w czyjeś ręce. Poczułam mięte i papierosy przez co delikatnie się uśmiechnęłam. Mike. Opadł na kanapę przy stoliku przez co delikatnie podskoczyłam w jego ramionach. Przytulał mnie do siebie jakby ktoś miał mnie zaraz wyrwać od niego.

- Nic mi nie jest. To tylko chwilowe - mruknęłam.

- O czym rozmawialiście skoro jej wspomnienia wróciły? - usłyszałam głos Ash.

- O jinetes - powiedział na luzie Harry, ale Alexowi nie spodobała się ta odpowiedź.

- Na prawdę gadałaś z nią akurat o tym kiedy miała odpoczywać i bawić się? Głupi jesteś? - warknął i trzepnął Harrego ręką w głowę.

- Dziękuję Alex właśnie miałem powiedzieć to samo - powiedział Mike z wdzięcznością w głosie.

- To ja zaczęłam temat. Odwalcie się od niego - poczułam, że muszę bronić szatyna. W końcu taka była prawda.

- Idealny moment sobie wybraliście, no no, brawo - powiedział znowu Alex.

- Odpierdol się grzecznie proszę okej? Viveka jest jak nowo narodzone dziecko. Niewinna, nic nie rozumiejąca, ciekawa świata - powiedział Harry, a ja zmarszczyłam brwi.

- Tak, albo po prostu jak osobą z Amnezją - powiedział Alex i uśmiechnął się sarkastycznie. Każdy wybuch śmiechem na jego uwagę. Poczułam się o wiele lepiej więc już miałam schodzić z kolan Mike'a, ale przeszkodził mi jego mocniejszy uścisk.

- Zostań... - mruknął mi do ucha przez co nie mogłam się nie uśmiechnąć. Zmieniłam jedynie pozycję z bocznej na przednią, żeby każdego widzieć i nie odwracać się plecami do Ash. W końcu przestałam się delikatnie wiercić i mocniej ścisnęłam dłoń Michaela. Rozmawialiśmy na różne tematy i jedynie temat Mafii został porzucony, żeby nie wkurzać tym Alexa. Byłam naprawdę ciekawa dlaczego tak bardzo unikał tego tematu kiedy byłam w pobliżu. Bał się, że odwrócę się od niego? W końcu to on jest przywódcą a oni podobno są zawsze najgorsi. Nie mogłam sobie jakoś wyobrazić tego na co dzień uroczego mężczyznę połączonego z... Mordercą.

- Gdzie uciekasz myślami? - z moich rozmyślań wybudza mnie szept przy uchu. Jestem z siebie dumna, że potrafię usłyszeć szept przy tak głośnej muzyce.

- Nieważne, to nic takiego - mruknęłam i odwróciłam głowę w bok, żeby po chwili cmoknąć go w obojczyk. Może odpuści?

- Nigdy nie umiałaś kłamać kochanie - zaśmiał się przez co jego klatka zawibrowała.

- To nie temat na ten wieczór - znowu starałam się uciąć rozmowę o tym.

- Porozmawiamy jak już znajdziemy się pod kołdrą zgoda? - spytał z delikatnym uśmiechem.

- Zgoda... - powiedziałam i odwróciłam głowę w stronę reszty. Poczułam jak całuje mnie w czubek głowy przez co przymknęłam oczy. Mogłabym tak zasnąć. Oczywiście nie zwróciłam mu uwagi na to, że podkręślił "znajdziemy się pod kołdrą" Razem. Nie przeszkadzało mi spanie z nim w jednym łóżku. Chociaż korciło mnie żeby rzucić jakiś komentarz.

- O nie! Mike nooo, usypiasz nam największa gadułę na imprezach - uslyszałam głos Lily więc otworzyłam oczy z szerokim uśmiechem.

- Nie przysypiam wcale! Po prostu jest mi tu bardzo wygodnie - powiedziałam i jeszcze bardziej przycinsnęłam swoje plecy do jego klatki piersiowej.

- Nie ma mowy! Idziemy pić! - zażądała Olivia i wstała. Podeszła do nas i pociągnęła za rękę.

- Mike błagam, ratuj! - krzyknęłam, ale niestety Olivia wyrwała mnie z jego ramion.

- Wybacz Vivi, ale gdybym cię mocniej złapał zabolało by cię - powiedział z przepraszającym uśmiechem. Och jezu jakie to było urocze.

- Aww, to takie... Rzyg - powiedziała Ash i otworzyła buzię a potem wsadziła koniuszek palca do buzi pokazując odruch wymiotny. Parsknęłam śmiechem i od razu potem zostałam pociągnięta do baru. Za mną jeszcze poszła Lily i Ash.

Usiadłyśmy na krzesełkach i zamówiłyśmy kolorowe shoty. Wszystkie kolory tęczy... Dużo, ale w końcu mam się tutaj bawić. Oczywiście zrobiłyśmy zawody kto wypiję szybciej. Pierwsza była Ash druga Olivia trzecia ja a czwarta Lily. Wszyscy wiedzieli, że Lily ma słabą głowę zresztą tak jak ja więc już po chwili razem z blondynką śmiałyśmy się z jakiejś obściskującej się pary... Tak, nie wiem co nas to obchodziło, ale wszystko po alkoholu nabiera sensu. Jak i wszystko wydaję się takie zabawne. Chyba nici z "kołdrowej" Rozmowy z Michaelem.

- Zostawić was na dziesięć minut... - usłyszałam jakiś głos. Nie za bardzo mnie on interesował więc dalej śmiałam się bez większego powodu. Poczułam jak ktoś mnie łapie pod nogi więc od razu trzepnęłam tą osobę.

- Mam chłopaka pajacu - powiedziałam i spojrzałam na mężczyznę. Którym okazał się właśnie mój chłopak! - Mikey! Broniłam się! Widziałeś? - zapytałam dumna z siebie. Brunet cały czas się szeroko uśmiechał.

- Widziałem. Jestem bardzo dumny, mogę cię już stąd zabrać? - zapytał, a ja wyciągnęłam do niego ręce jak dziecko. Objęłam jego szyję a on złapał mnie pod kolana i na biodrze. Nawet nie zauważyłam, że Lily, Olivia i Ashley zniknęły. Pewnie Alex i Harry zabrali je.

- Kooocham cię wiesz? Bardzo, bardzo - powiedziałam i wtuliłam głowę w jego szyję. Chłopak zaśmiał się przez co powstały turbulencje, ale ucichł i odpowiedział.

- Też cię bardzo kocham Vi - pocałował mnie w skroń przez co znowu zamknęłam oczy jak by to był jakiś rytuał. Wyszliśmy na zewnątrz, od razu poczułam letni, wieczorny wiaterek.

- Trzymacie się? - zadał pytanie Alex kiedy podeszliśmy do nich a raczej Mike bo ja dalej byłam w jego ramionach.

- Tak, wracajmy - powiedział Michael.

- O mój Boże musimy iść na pieszo. Najchętniej rozbił bym szybę w przypadkowym aucie i go ukradł, żeby jak najszybciej zjawić się w łóżku - mruknął Harry przez co większość parsknęła śmiechem.

- Wiesz, że nie musisz mnie nosić? Nic mi nie jest, jestem tylko trochę upita - powiedziałam do Mike'a.

- Tak? - powiedział i postawił mnie na nogi. Zrobiłam jeden krok w przód i o mało bym nie całowała ziemi gdyby nie ręce mojego chłopaka. Zdjął skórzaną kurtkę i założył na mnie a potem znowu podniósł - Jesteś przeurocza kiedy jesteś pijana - zaśmiał się Mike.

- Troszkę wypiłam... - mruknęłam zamykając oczy przez powolny krok bruneta. Kołysało mną jak na statku.

- Z twoją głową to to nie było troszkę. Nie przejmuj się niczym. Możesz iść spać, zaniosę cię do pokoju - powiedział, a ja pokiwałam delikatnie głową. Nie wiadomo kiedy, zasnęłam w jego ramionach. Mogłabym tak już zawsze.

*******************
* Muerte Oznacza po hiszpańsku - Śmierć

Trochę długo wyczekiwany rozdział, ale już jest! Mam nadzieję, że się podoba! Komentujecie, gwiazdkujcie będzie wtedy mi bardzo miło ❤

1. Chcielibyście jakąś akcje z mafią? 😎

2. Czy podoba wam się jak na razie związek Vivel?

3. Jak zareaguję Peter? Złość, obojętność, smutek?

4. Wyobrażacie sobie Ashley z Peterem? To by było dziwne XDD

Do napisania 🙋🏼😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top