Rozdział pierwszy
Wyszłam z domu, opatulając się szalikiem, i zakładając rękawiczki.
Na dworze jest już całkiem chłodno, ale co się dziwić? Za chwilę już zima. Tylko patrzeć jak zacznie pruszyć biały śnieg.
Zaczęłam kierować się do najbliższej kawiarni. Mogłabym podjechać autem, ale z tym chyba jednak za dużo zachodu...
Przeszłam na pasach przez ulicę, kierując się w stronę budynku. Otworzyłam masywne szklane drzwi, czemu zawtórował dźwięk małego dzwoneczka wiszącego nad nimi.
Od razu po wejściu, uderzył we mnie zapach gorącej kawy, ciastek i domowego ciepła.
Uwielbiałam tu przychodzić! Wszystko jest takie... niesamowicie magiczne.
Podeszłam do lady.
- Dzień dobry! - uśmiechnęłam się do dziewczyny prawdopodobnie będącej w moim wieku.
- Witam! Co podać? - zapytała przyjaźnie.
- Poproszę muffinkę i kawę rozpuszczalną. - uśmiechnęłam się.
- Dobrze! - zanotowała coś w swoim zeszycie. - Proszę tam usiąść. - wskazała na zajęte miejsce.
- Ale, tam ktoś siedzi. - zmarszczyłam brwi, patrząc na dosyć starą postać mężczyzny. Ubrany był w dość chłodne ubrania. W ręku trzymał gazetę, którą zawzięcie czytał.
- Nie. Przecież to miejsce jest puste! - dziewczyna była tak samo skołowana jak ja.
- Mogłabym usiąść gdzieś indziej? - zapytałam zrezygnowana, na co blondynka westchnęła i wskazała mi inny stolik.
- Proszę. - mruknęła podając mi moje zamówienie.
"Chyba mnie nie lubi"
Stwierdziłam, idąc we wskazane miejsce.
Kiedy kończyłam pić moją kawę, usłyszałam czyjś głos.
- Przepraszam? - podniosłam wzrok, zauważając niesamowicie przystojnego chłopaka.
Był to brunet, o morskim spojrzeniu. Uśmiechał się przyjacielsko, patrząc centralnie na mnie.
- Tak? - wwiercał się w moje źrenice na co poczułam, że cała się rumienię.
- Mógłbym się przysiąść? - przygryzł lekko dolną wargę.
- Tttak! Jasne. - zająknęłam się. A niech to!
Chłopak zręcznie zasiadł na miejscu przede mną. Oparł ręce na blacie, i spoglądał na mnie.
Przyznam. Poczułam się niezręcznie.
- Nazywam się Jared. A Ty jesteś...?
- Melanie - dopowiedziałam szybko.
- Jak to możliwe, że widzisz tego mężczyznę? - wzkazał na stolik, który za pierwszym razem, proponowała mi kelnerka.
Zmarszczyłam brwi na jego słowa. Dlaczego nie rozumiem o co mu chodzi?
- Bo... mam oczy?
- Tak jasne! Nie ze mną te gierki! Kim jesteś? - podniósł lekko swój głos.
- Nie wiem o co...
- Nie udawaj! Oboje dobrze wiemy. - skanował mnie wzrokiem.
- Wcale nie!
- Kim jesteś? - walnął pięścią w stolik.
- NIE WIEM O CZYM GADASZ! - wrzasnełam, tracąc cierpliwość.
No co to ma być? Podchodzi do mnie jaki obcy koleś, i wrzeszczy na mnie. Gdzie tu kultura?
- Przepraszam, chciałabym prosić aby pani opuściła lokal. - nie mam pojęcia skąd, pojawiła się blond kelnerka.
- Al... - nie dała mi dojść do słowa.
- Inni goście skarżą się na pani dziwne zachowanie. - patrzyła na mnie z nie zrozumieniem i pogardą.
- Jakim? - spytałam urażona. - Kłótnię nazywa pani dziwnym zachowaniem?
Zaczęła patrzeć na mnie jak na kosmitkę.
- A mogę wiedzieć z kim ta kłótnia? - usmiechneła się z wyższością.
- No, z... - odwrociłam się, i wskazałam na miejsce w którym siedział Jared.
Ale zaraz! Gdzie on jest? - On! Siedział tu cały czas!
- Czy pani się dobrze czuje? Byłam tu, i nie widziałam nikogo. - dotknęła mojego ramienia. - A teraz... czy mogłaby pani już wyjść? Klienci się skarżą.
- Ta. - burknęłam pod nosem, załozyłam moją kurtkę, wziełam torbę i ruszyłam w kierunku wyjścia.
Idąc, usłyszałam czyjś głośny śmiech. Moje zachowanie im przeszkadza, a ten jazgot to nie?
Śmiał się TEN starszy mężczyzna. A co najciekawsze to chyba ze mnie.
Pospiesznym krokiem opuściłam budynek. Czeka mnie jeszcze niesamowicie długi dzień w szkole...
________
;-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top