Rozdział 13. Powrót

Od kilku dni czekał na możliwość przesłuchania Evelyn Krueger. Ojciec dziewczyny uparcie twierdził, iż nie była gotowa składać zeznań, ale wreszcie nadszedł ten dzień. Taylor czekał, jak na szpilkach, żeby móc wydobyć od podejrzanej przyznanie do winy. Ostatnie tragiczne wydarzenia kręciły się wokół jej osoby. Funkcjonariusz nie był głupi — doskonale zdawał sobie sprawę, że Evelyn łączyło z nimi coś więcej niż tylko zbieg okoliczności.

Brunetka siedziała na krześle przed policjantem. Spoglądała tępym wzrokiem w blat stołu, po którym walały się teczki ze wszystkimi intrygującymi Philipa zdarzeniami. Studentka nie wyglądała na zdenerwowaną czy zmieszaną. Nie okazywała żadnych emocji. Mogło to być zasługą silnych leków uspokajających, jakie zażywała albo kolejny popis aktorstwa. Uwierzył zrozpaczonej, młodej kobiecie, która przyszła zgłosić zaginięcie siostry. Teraz uważał, że popełnił błąd.

— Panno Krueger, możemy zaczynać?

Nie odezwała się, jedynie nieznacznie poruszyła głową. Przyjął ten gest jako potwierdzenie, ponieważ przesłuchiwana była całkowicie obojętna lub znudzona — nie miał całkowitej pewności, która z tych reakcji przeważała. Śledczy nie tracił jednak opanowania przez postawę dziewczyny.

— Chciałbym zadać ci kilka pytań odnośnie ostatnich wydarzeń. Sporo ich ostatnio było, prawda? — Zapytał łagodnie. — Zacznijmy od początku. Zaginięcie siostry musiało być dla ciebie bardzo trudne. Opowiedz, jakie miałyście relacje.

Nie wiedział czy jego słowa dotarły do przesłuchiwanej. Dziewczyna uparcie milczała, jakby ignorowała obecność mężczyzny w pomieszczeniu. Nie obdarzyła go choćby przelotnym spojrzeniem, a jej aksamitne usta nie wykonały żadnego ruchu. Czuł, że zaczynał tracić cierpliwość oraz czas, ale postanowił dać brunetce jeszcze chwilę na zebranie w sobie. Próbował najpierw zagrać dobrego glinę, który zdobyłby jej zaufanie, po czym wykorzystałby zdobyte informacje. Następnie namówiłby Evelyn do wyznania prawdy, tłumacząc, iż dostałaby mniejszy wyrok. Jeżeli ta metoda by nie poskutkowała, zawsze mógł zagrać ostrzej.

— Wiem, że to dla pani trudne, okoliczności również nie są przyjemne, ale proszę odpowiedzieć na moje pytanie — ponaglił.

Przesłuchiwana nadal nie okazała zainteresowania. Milczenie dziewczyny mogło być niemym przyznaniem do winy, jednak Taylor potrzebował konkretów. Chciał usłyszeć, że odpowiadała za wszystkie przestępstwa, które ostatnio miały miejsce. Musiał poznać jej motywy, naprawdę pragnął zrozumieć, dlaczego młoda kobieta, pochodząca z zamożnej rodziny, wzorowa studentka oraz obywatelka nagle postanowiła wkroczyć na ścieżkę zbrodniarza. Mordercze skłonności rozwinęły się u niej dopiero niedawno? Może cały czas je ukrywała przed światem, torturując najpierw zwierzęta. Gdy to przestało dziewczynie wystarczać, zaczęła szukać mocniejszych wrażeń. Ted Bundy również stwarzał pozory człowieka nieskazitelnego. Odnalezienie drobnej ryski, która wywołała w Evelyn całkowite rozbicie niewidzialnej szyby, oddzielającej jej mordercze zapędy od pozostałych obywateli, było dla Taylora sprawą najważniejszą.

— Jak to siostry, czasem się kłóciłyśmy o pierdoły, ale miałyśmy dobre relacje. — Odpowiedź dziewczyny wyrwała go z rozmyślań.

— Rozumiem. — Zanotował tę informację na kartce. — Jak dobrze znałaś koleżanki Sheili albo inne dziewczyny z bractwa?

Znowu milczenie. Policjant zaczął się zastanawiać czy leki nie przytępiały Krueger w tak ogromnym stopniu, iż jej mózg z trudem pracował. Trybiki łączyły fakty zbyt wolno, przez co długo myślała nad odpowiedziami. Udało mu się jednak nakłonić dziewczynę, żeby coś wreszcie powiedziała. Krok po kroku, a zdobyłby wiedzę, której pożądał. Musiał zachować cierpliwość, choć takie ociąganie naprawdę go irytowało.

— Nie za dobrze. Były młodsze ode mnie, więc nie miałam okazji jakoś z nimi rozmawiać. Chodziły też pewnie na inne zajęcia, bo nigdy się nie spotkałyśmy w trakcie wykładów.

— O ile cyfry nie kłamią, Olivia Smith jest z twojego roku — rzucił luźną uwagę. — Co w takim razie robiłaś na terenie bractwa, kiedy doszło do morderstwa?

Połknęła haczyk, dlatego musiał dalej prowadzić swoją grę. Należało zadawać właściwe pytania, najlepiej było zacząć od najstarszych wydarzeń, z którymi już się oswoiła. Później przyszedłby czas na najgorsze — rozmowę o Lindzie Krueger. Postępował delikatnie, choć od środka go rozsadzało. Siedział naprzeciwko dziewczyny, którą podejrzewał o bycie seryjnym mordercą. Ta sprawa mogła okazać się najgłośniejszą w historii Australii, jeżeli udowodniłby jej winę. Na ten moment miał tylko podejrzenia, co frustrowało Philipa. Ferny Grove do tej pory było spokojnym miasteczkiem. Kradzieże czy napady się zdarzały, sporadycznie jakieś zabójstwo, ale nigdy nie spotkał seryjniaka.

— Poszłam tam, żeby zapytać Olivię o moją siostrę, a trafiłam na rzeź.

— Kiedy składałaś zawiadomienie o zaginięciu Sheili mówiłaś, że odwiedziłaś już bractwo w tej sprawie. — Rzucił okiem na notatkę. — Czemu tam wróciłaś, skoro niczego wcześniej się nie dowiedziałaś?

Pomału zaczynał zderzać poprzednie zeznania dziewczyny z aktualnymi. Znalezienie nieścisłości było ważne, ponieważ mogło sprowadzić rozmowę na właściwe tory. Evelyn pewnie zaczęłaby się plątać w swoich kłamstwach, aż postanowiłaby powiedzieć prawdę lub zażądałaby adwokata — obydwie opcje uznałby za sukces. Mężczyzna stąpał po cienkim lodzie. Każde kolejne pytanie mogło również spowodować zamknięcie się dziewczyny w sobie.

— Nie miałam lepszego pomysłu. — Wzruszyła ramionami. — Stwierdziłam, że mogły sobie jakieś szczegóły przypomnieć.

— Dowiedziałaś się od nich czegoś nowego?

Odpowiedź Evelyn była prosta, nawet logiczna. Philip byłby skłonny jej uwierzyć, gdyby nie podejrzenia, jakie wobec niej żywił. Brunetka miała dużo czasu, żeby obmyślić wersję wydarzeń, której zamierzała się trzymać. Nie mogła przewidzieć wszystkich pytań funkcjonariusza, jednak dopasowanie odpowiedzi, by były zgodne z wcześniejszymi ustaleniami nie stanowiło dla Krueger problemu. Tak przynajmniej sądził śledczy.

— Nie, powiedziały to, co wcześniej.

— Dobrze, a znasz może Randalla Robertsa? — Podjął dalszą grę.

Przesłuchiwana nie okazała zdenerwowania, ale nie utrzymywała kontaktu wzrokowego, co dla Taylora było znakiem, iż mogła kłamać. Nie zrezygnował z prób wygrzebania jakichś istotnych informacji, które zdradziłyby prawdziwą naturę Evelyn. Usilnie potrzebował winnego, ponieważ media nie dawały mu żyć, a przełożony naciskał coraz bardziej. Philip odczuwał zmęczenie i nie posiadał żadnych konkretnych tropów, dlatego chwycił się tego powiązania brunetki z innymi przypadkami. Gdyby jego podejrzenia zostały rozwiane, straciłby wszystko. Policjant musiałby zaczynać śledztwo od zera. Trzy studentki rozpłynęły się w powietrzu, a dwie kolejne urządziły sobie lekcję rzeźnictwa. Dzieciaka ktoś zaatakował, natomiast matka zgłaszającej oraz zaginionej nagle popełniła samobójstwo. Taylor nie wierzył w przypadki. To wszystko musiało mieć drugie dno, jakieś powiązanie i znalazł je — przybrało postać niepozornej dziewczyny.

— Nie wiem, kto to jest.

Zatem tak pogrywała. Musiał chwilę pomyśleć czy zdradzić jakiś szczegół dotyczący napaści na chłopca, czy przejść do kolejnego wątku. Prześwietlił dokładnie matkę Randalla, przeprowadził wywiady ze znajomymi, sąsiadami, a nawet urzędnikami. Nie figurowała w policyjnej bazie danych, nigdy nie sprawiała kłopotów. Wpadł ze dwa razy z wizytą, niby dopytać dzieciaka o więcej informacji, lecz sprawdzał tak naprawdę jego stan. Nic nie wskazywało na przemoc domową, dlatego jeszcze bardziej skłaniał się ku tezie, iż Krueger mogła maczać palce w krzywdzie, jaka chłopca spotkała. Postanowił nie ujawniać szczegółów dotyczących tej sprawy, przynajmniej teraz.

— Przejdźmy do twojej mamy. — Wreszcie dostrzegł jakąś reakcję, dziewczyna niespokojnie poruszyła się na krześle. — Podobno ty pierwsza ją znalazłaś. Mogłabyś o tym opowiedzieć?

Zdecydowanie uderzył w czuły punkt. Świeże rany, które jeszcze nie zdążyły się zabliźnić, pobudziły dziewczynę. Wreszcie spojrzała na Taylora, wzrokiem pełnym bólu, złości czy też smutku. Łzy zalśniły w jej oczach, a za chwilę spływały po policzkach, tworząc czarną ścieżkę z tuszu do rzęs. Evelyn otoczyła się ramionami, pocierając drżące ramiona dłońmi.

— Wróciłam do domu o normalnej porze. Nie spojrzałam na zegarek, ale mogło być po siedemnastej — zaczęła, drążącym głosem. — Zdziwiło mnie, że dom był otwarty. Zawsze go zamykaliśmy, bo po co kusić złodzieja. Krzyczałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Przeszukałam kuchnię i salon, jednak nikogo nie znalazłam. Postanowiłam zadzwonić do taty, żeby zapytać czy to on nie zamknął drzwi. Zaprzeczył, wskazując na mamę. Potem próbowałam dodzwonić się do niej, ale nie odbierała. Słyszałam dzwonek jej telefonu na piętrze, dlatego tam poszłam. — Zrobiła pauzę, żeby wziąć kilka płytkich oddechów. — Kiedy zajrzałam do sypialni, ona t-tam... w-wi-siała — ledwie wybełkotała.

— Co było potem?

Dziewczyna sprawiała wrażenie wiarygodnej. Śmierć matki była dla niej traumatycznym przeżyciem, co Philip dostrzegł w dniu zgłoszenia. Pozostawało pytanie czy przesłuchiwana udawała? Mogła popełnić zbrodnię, upozorować samobójstwo, a potem żałować. Ewentualnie Linda odebrała sobie życie, bo nie potrafiła przebaczyć córce zamordowania niewinnych ludzi, w tym Sheili. Trzeciej opcji — niewinności wolał teraz nie zakładać.

— Skąd mam wiedzieć? Zemdlałam — łkała. — Pamiętam jedynie ratowników, którzy coś mi podawali.

— Mówiłaś, że wróciłaś do domu. Skąd dokładnie, bo na uczelni dowiedziałem się o twojej nieobecności od kilku dni?

Postanowił pociągnąć temat dalej. Dziewczyna nie brała udziału w zajęciach, więc gdzie wtedy przebywała? Potrzebował wyjaśnienia tej kwestii, a tylko Evelyn mogła go udzielić. Gdyby podała jakiekolwiek alibi, sprawdziłby je kilkukrotnie, żeby mieć pewność, iż byłoby prawdziwe.

— Poszłam do biblioteki, żeby pomóc koledze w projekcie na zajęcia — stan dziewczyny ani trochę się nie poprawiał, cała pobladła. — Mogę iść do domu? Źle się czuję. Jeśli to wszystko, chciałabym wracać.

— Ostatnie pytanie. Podaj dane tego kolegi oraz powiedz, która to była biblioteka.

— Jestem o coś podejrzana? — Twarz brunetki przyjęła zdziwiony wyraz.

— Chciałbym po prostu zadać mu kilka pytań, bibliotekarce też. — Nie dał po sobie poznać, że nie uwierzył dziewczynie.

— Elijah Summers. Spotkaliśmy się w bibliotece głównej.

— To wszystko, możesz już iść. Skontaktuję się z tobą, gdybym chciał zadać dodatkowe pytania.

Niechętnie zakończył przesłuchanie. Miał masę pytań, mógł zagrać ostro, żeby wydobyć potrzebne informacje. Zastosowana taktyka na dobrego glinę jednak działała, więc postanowił dalej się jej trzymać. Mógł spróbować zdobyć dzięki temu zaufanie Krueger, a potem dopytać o resztę. Przesłuchiwana była w złym stanie, choć istniało prawdopodobieństwo, że udawała. Obawiał się, iż mogła planować kolejną zbrodnię, ale wciąż nie posiadał żadnych dowodów jej winy.

***

Siedziała w swoim pokoju, wciąż analizując ostatnie słowa funkcjonariusza. Czyżby ją podejrzewał? Przecież to niedorzeczne! Nigdy nie skrzywdziłaby nawet muchy, a co dopiero człowieka. Mogła przyznać się, że ułatwiła temu dziwnemu bytowi robotę, ale sama nie dokonała żadnych zbrodni! Tylko w jaki sposób miała to udowodnić? Taylor nie sprawiał wrażenia człowieka, którzy wierzyłby w zjawiska nadprzyrodzone. Ona sama wcześniej była sceptycznie nastawiona, ale coraz bardziej zmieniała zdanie. Gdyby doświadczył podobnych, nieprawdopodobnych wydarzeń, zapewne by uwierzył. Zastanawiała się nad nagraniem jakichkolwiek działań tego bytu, o ile komórka zarejestrowałaby cokolwiek.

Dzwonek do drzwi wyrwał dziewczynę z rozmyślań. Tym razem mózg go zarejestrował, ale wciąż delikwent pozostawał jej obojętny. Ojciec wziął kilka dni wolnego, więc odgrywał rolę domowego odźwiernego. Otwierał drzwi za każdym razem, kiedy ktoś się do nich dobijał. Evelyn wątpiła, iż tata miał ochotę wykonywać tę czynność, ale jej nie zakończył.

Dziewczyna usłyszała kroki, które szybko zbliżały się do pokoju. Zakładała, że Annie postanowiła znowu wpaść z wizytą. Brunetka nie chciała mieszać przyjaciółki w sprawę dziwacznego domu, ale potrzebowała bliskości. White zawsze przy niej była, niezależnie od sytuacji. Zwykłe błahostki czy poważne sprawy — nie miało to dla blondynki znaczenia. Trwała przy Evelyn, choć ta uparcie próbowała ją odtrącić, by ratować koleżankę przed śmiercią w tajemniczych okolicznościach.

Rozległo się pukanie do drzwi. Tata znowu wpuścił intruza, a dziewczyna nie miała wyboru. Nawet olewanie uporczywego uderzania pięścią o wrota niczego nie zmieniły. Przybysz postanowił wejść bez pozwolenia. Uchylił przeszkodę i pomału wślizgnął się do środka.

— Czego chcesz? — Krueger nie kryła zaskoczenia.

— Zapytać, jak się trzymasz? — Elijah odpowiedział pytaniem na pytanie.

Chłopak ubrany był w czarne rurki, tego samego koloru sneakersy i t-shirt oraz czerwoną koszulę. Przez ramię przewieszony miał szary plecak. Brunet bacznie przyglądał się rozmówczyni. Wyglądał na szczerze zatroskanego, ale nawet to nie zmieniało jej opinii o nim. Wciąż czuła się niekomfortowo w towarzystwie Summersa. Byli teraz sami, a on pokazał kiedyś, na co go stać.

— Beznadziejnie, jak widać — prychnęła. — Teraz już wiesz, więc możesz iść.

— Jesteś naprawdę gościnna. Może chociaż kawę byś zaproponowała?

Ten delikwent nie był mile widziany w jej życiu, o czym dobrze wiedział. Mimo wszystko postanowił przyjść i jeszcze podnosił brunetce ciśnienie. Aroganckie teksty, którymi się posługiwał doprowadzały Evelyn do białej gorączki.

— Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała.

— Każdego tak ciepło witasz? — Kolejna irytująca uwaga.

Krueger miała pewność co do jednego — przepłoszenie Elijaha było problematyczne. Brunet zdawał się niewzruszony jej humorkami. Niezależnie, jak wredna dla niego była, on nie rezygnował. Po części chciała się od niego odseparować, bo ją przerażał. Z drugiej jednak strony chciała uratować mu życie. Summers wiedział o wiele więcej od Annie. Nie mogła go mieszać, choć posiadanie sprzymierzeńca stanowiłoby miłą odmianę. Nie chciała z tak egoistycznej pobudki wplątywać chłopaka w niebezpieczną sprawę. Sama nie wiedziała zbyt wiele, ale pewność miała co do jednego — przedmioty z tamtego domu niosły śmierć.

— Tak, chcesz powiedzieć coś jeszcze? — Otoczyła się ramionami.

— Pamiętasz, że mieliśmy jechać do Ovens Vale? — Skończył wytykać rozmówczyni brak uprzejmości.

— Zapomnij o tym. Ja rezygnuję, ty też powinieneś.

Evelyn pomyślała, że to najlepsza metoda, aby nakłonić Elijaha do porzucenia tej sprawy. Sama miała ochotę rzucić odkrywanie tajemnicy nawiedzonego domu, w cholerę, ale nie mogła. Dotykała pamiętnika, ten przedmiot wciąż leżał ukryty pod materacem jej łóżka. Istniało ryzyko, że bliscy dziewczyny nadal byli zagrożeni. Nie wiedziała jeszcze, co powinna zrobić, ale na pewno musiała odwiedzić Adama Greena.

— Niezła ściema — prychnął.

— Niby czemu tak uważasz? — Nie chciała zdradzić swojego zdenerwowania.

— To jedyny trop, który może zaprowadzić cię do Sheili. Nie porzuciłabyś siostry — odpowiedź chłopaka była trafna.

Czuła, jakby traciła grunt pod nogami. Pozwoliła Elijahowi na grzebanie przy gazetach, ale wtedy nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji. Coś próbowało zabić tych, którzy dotykali dziwacznych przedmiotów. To podejrzenie przechodziło w pewność, gdy dochodziło do kolejnych tragedii. Co mogła zrobić, jak przekonać byłego kolegę, żeby zrezygnował?

— Najwyraźniej jestem suką, bo mam to w dupie — skłamała z wielkim trudem. — Straciłam matkę, a ona była dla mnie najważniejsza. Sheila pewnie nie żyje, minęło zbyt wiele czasu od jej zaginięcia.

Przyglądała się twarzy Elijaha, żeby odczytać z niej jakieś emocje. Nie była w stanie dostrzec niczego. Kamienny wyraz zdobił buzię rozmówcy. Nie potrafiła stwierdzić, co brunet czuł. Czyżby stracił do niej cały szacunek? Nie dbała o jego dobrą opinię, więc miała to gdzieś. Chciała jedynie, żeby wyszedł i porzucił odkrywanie tajemnicy. Musiał zapomnieć o sprawie dla własnego bezpieczeństwa.

— Dalej się w to baw, jeśli chcesz — prychnął. — Ja pojadę do Ovens Vale i zawiozę tamtemu gościowi prezent. Dzięki niemu na pewno mnie wysłucha. — Wyciągnął z plecaka przedmiot, który wprawił Evelyn w osłupienie.

— Skąd ją masz?! — Podbiegła do chłopaka, chcąc wyrwać mu pozytywkę z rąk.

— Kiedy wstałem, stała na moim biurku. Grała tą wkurzającą piosenkę, ale ucichła, gdy jej dotknąłem. — Rozmówca podniósł do góry rękę, żeby brunetka nie dosięgła ozdóbki.

— Ktoś mógł ci ją podrzucić. — Przyłożyła dłonie do skroni.

— Drzwi miałem zamknięte na klucz. Nikt nie wchodził. Jak kładłem się spać to pozytywki nie było.

Plan dziewczyny diabli wzięli. Jeszcze kilka dni temu by w to nie uwierzyła, ale teraz przeczuwała najgorsze. Przedmiot mógł ot tak się pojawić. Dlaczego wrócił do Elijaha, skoro ona też go dotykała? Pamiętnik nie skrzywdził brunetki, ale jej matkę już tak. Linda musiała dotknąć chociażby okładki, a potem tragedia gotowa. Może zapiski same pojawiły się w zasięgu wzroku matki? Jeżeli tak było, nie mogła dopuścić, aby ojciec zauważył przedmiot. Byt obrał sobie teraz za cel Summersa, skoro podesłał mu pozytywkę. Dziewczyna jeszcze bardziej zaczęła się o niego bać.

— Elijah, musimy pogadać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top