Rozdział 11. Ból
Uwaga! Rozdział zawiera scenę nieodpowiednią dla osób wrażliwych!
Evelyn dotarła wreszcie do domu. Dobry nastrój wciąż jej nie opuścił. Włożyła kluczyk do drzwi wejściowych, jednak ku swojemu zaskoczeniu odkryła, iż nikt ich nie zamknął. Przekroczyła próg, wołając imiona rodziców, jednak odpowiedziała jej głucha cisza. Zdjęła buty w przedsionku, a następnie przeszła korytarzem do kuchni.
Pomieszczenie okazało się puste. Przygotowane dla dziewczyny śniadanie wciąż stało na stole. Kawa rodzicielki również się tam znajdowała. Brunetka podeszła do mebla, a później podniosła kubek z zimnym napojem. Wiedziała doskonale, iż matka zawsze wypijała swój ukochany płyn, gdy był jeszcze ciepły. Może nie zdążyła tego zrobić, gdyż spieszyła się do pracy? Miała jednak mnóstwo czasu, żeby dokończyć poranny posiłek, kiedy Evelyn opuszczała posiadłość.
— Mamo, tato, jesteście w domu?! — Krzyknęła, kierując się do kolejnego pomieszczenia.
Przekroczyła próg salonu. Nie dostrzegła w nim niczego nietypowego. Był posprzątany, a wszystkie urządzenia wyłączone. Dziewczyna podeszła do telewizora, po czym położyła na nim rękę. Zimny, jak lód, co oznaczało, iż nikt z niego nie korzystał od kilku godzin. Rodzice oglądali kanały informacyjne, kiedy wracali do domu, oczekując jakichś nowych wieści odnośnie Sheili. Skoro tego nie zrobili, czemu drzwi były otwarte? Mama musiała wyjść ostatnia. Czyżby wykonanie tej prostej czynności wyleciało jej z głowy, tak jak pukanie do wrót sypialni Evelyn?
Brunetka pogrzebała chwilę w torebce, po czym wyciągnęła telefon. Wykręciła numer do ojca i nacisnęła zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa, więc zakończyła połączenie, a następnie ponowiła próbę. Skutek odniosła ten sam. Nie zamierzała łatwo rezygnować, dlatego wykręcała numer taty jeszcze kilka razy. W końcu usłyszała jego głos po drugiej stronie słuchawki.
— Co tam, córuś?
— Tato, byłeś może w domu?
— Dopiero skończyłem pracę. Za kilka minut przyjadę.
— Nie wpadłeś do domu nawet na chwilę? Wiesz, ktoś zapomniał zamknąć drzwi. — Westchnęła.
— Pewnie mamie wyleciało z głowy. Wiesz, jaka ostatnio chodzi zdenerwowana.
— Pewnie masz rację.
— Kupić coś po drodze na obiad? — Zaproponował mężczyzna.
— Nie trzeba, przygotuję jedzenie z tego, co znajdę w lodówce. Kocham cię. — Po usłyszeniu „ja ciebie też", zakończyła połączenie.
Znała zatem imię winowajcy, który zapomniał zamknąć drzwi wejściowe. Musiała poważnie porozmawiać z matką, gdyż podobna sytuacja mogła stanowić zaproszenie dla potencjalnego złodzieja. Tym razem spróbowała dodzwonić się do niej. O dziwo usłyszała znajomy dźwięk dzwonka, dobiegający z piętra.
Pobiegła na schody, pokonując po dwa stopnie. Rodzicielka nie odebrała telefonu, więc melodia ucichła. Evelyn najpierw wbiegła do swojego pokoju. Tam widziała matkę ostatnio. Kobieta mogła w ogóle nie opuścić sypialni córki, na co dziewczyna liczyła. Ku jej niezadowoleniu, pomieszczenie było puste. Już miała wyjść, gdy kątem oka zauważyła jakiś przedmiot leżący na podłodze. Z każdym kolejnym krokiem widziała coraz większy fragment owej rzeczy. Była przerażona, gdy rozpoznała niewyraźne pismo. Pamiętnik właścicielki przerażającego domu leżał właśnie otwarty na podłodze. Evelyn już wiedziała, że matka musiała jakimś cudem go znaleźć i przeczytać.
Wybiegła z pokoju. Skierowała się prosto do sypialni siostry, ale tam również nie odnalazła rodzicielki. Pozostało dziewczynie ostatnie pomieszczenie. Szybko pokonała dystans dzielący ją od pokoju rodziców. Chwyciła za klamkę, trzęsącymi się dłońmi. Była zdenerwowana, ponieważ nie wiedziała, jak zareagowała matka. Ufała swojemu przeczuciu, które mówiło, iż książka nie mogła skrzywdzić człowieka. Pozostało zatem gęsto się Lindzie wytłumaczyć. Przełknęła głośno ślinę i nacisnęła klamkę. Drzwi ustąpiły bez żadnego problemu. Odsuwała je od siebie powoli, chcąc odwlec nieuniknione. Mama na pewno spała, oczekując powrotu Evelyn. Brunetka była o tym święcie przekonana.
— Mamo, wróciłam — odezwała się po chwili.
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Może faktycznie jej teoria okazała się prawdziwa. Przez myśl przeszło dziewczynie, że powinna pozwolić rodzicielce na chwilę wytchnienia. Męczący dzień w pracy oraz ten dziwny pamiętnik pewnie wyprowadziły kobietę z równowagi. Mimo wszystko nie odpuściła. Odepchnęła do końca drzwi, a jej oczom ukazał się makabryczny widok.
Łzy momentalnie rozmazały cały obraz, spływając strumieniami po policzkach. Serce dziewczyny ścisnęło się boleśnie, podobnie jak brzuch. Nie mogła złapać oddechu, a na dodatek traciła równowagę.
— Mamo! — Krzyk wydobył się ze ściśniętego przerażeniem gardła brunetki.
Chciała podejść, jednak nie potrafiła. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, były niczym z galarety. Wciąż do niej nie docierało, dlaczego rodzicielka posunęła się do czegoś tak strasznego. Czemu nie zauważyła wcześniej okropnego stanu psychicznego Lindy? Przecież była jej córką, powinna spostrzec, że coś się z kobietą działo. W tym momencie nienawidziła samej siebie, jak nikogo wcześniej.
Telefon wypadł dziewczynie z rąk, a ona sama osunęła się na podłogę. Świadomość opuściła ją niezwykle szybko. W pamięci natomiast zostało wyryte poczucie winy za śmierć ukochanej osoby.
***
Taylor przekroczył taśmę policyjną, którą technicy zdążyli już rozwiesić przy wejściu do budynku. Jeden z funkcjonariuszy zaprowadził go prosto pod drzwi, za którymi znajdowało się ciało. Leżało na podłodze, a technik właśnie zbierał ślady spod paznokci ofiary.
— Co mamy? — Philip przełamał ciszę.
— Wygląda na samobójstwo. Kiedy przyjechałem, kobieta zwisała z tamtego haka. — Wskazał miejsce palcem. — Drabina leżała nieopodal, zapewne ofiara wspięła się po niej, przywiązała linę i ją kopnęła.
Okoliczności wzbudzały wątpliwości w aspirancie. Widział Lindę Krueger, gdy apelowała o pomoc przy odnalezieniu córki. Brała udział w akcji poszukiwawczej, zorganizowanej przez mieszkańców. Robiła wszystko, aby Sheila bezpiecznie wróciła do domu. Czemu miałaby popełnić samobójstwo, skoro nie wydawała się wierzyć w czarne scenariusze? Zrozumiałby, gdyby kobieta straciła dziecko. Wtedy mogłaby popaść w depresję, która popchnęłaby ją do ostatecznego.
— Zróbcie dokładniejsze badania. Istnieje szansa, że została odurzona, a ktoś upozorował samobójstwo — podzielił się swoimi obawami z technikiem.
Starszy, prawie sześćdziesięcioletni mężczyzna o siwej czuprynie i okularach z grubego szkła, spojrzał na policjanta. Jego błękitne tęczówki świdrowały Taylora, niczym wiertło. Twarz niskiego, aczkolwiek puszystego mężczyzny zdobiły zmarszczki, gdy ukazał zdziwioną minę.
— Tą prośbę kieruj do patologa — odparł.
— Tak zrobię. Kto znalazł ciało? — Zadał kolejne pytanie.
— Mąż zadzwonił pod numer alarmowy, zgłaszając próbę samobójczą kobiety. Ratownicy, którzy przybyli na miejsce stwierdzili jej zgon. Podali też silne leki uspokajające dla córki, która zemdlała, jak tylko zobaczyła matkę. Podobno ona była pierwsza na miejscu zdarzenia — zrelacjonował technik.
— Dzięki — rzucił, kierując się w stronę drzwi.
Miał zamiar przesłuchać Evelyn Krueger. Cała sprawa coraz bardziej zaczynała mu śmierdzieć. O ile poprzednie przypadki, w których brała udział, prowadziły go do mocno naciąganej teorii, tym razem miał pewność, że dziewczyna ponosiła winę. Matka mogła odkryć prawdę, co do morderczych skłonności córki. Chciała nawet podzielić się nimi z organami ścigania, jednak nie zdążyła.
Przekroczył próg pokoju nieopodal, w którym znalazł dwie osoby. Studentka leżała na swoim łóżku kompletnie otępiała. Przy jej posłaniu siedział muskularny czarnowłosy mężczyzna o kwadratowej twarzy oraz zielonych oczach. Ubrany był w granatowe jeansy oraz czarną koszulę. Rzucił krótkie spojrzenie funkcjonariuszowi, wkraczającemu do pokoju.
— Dzień dobry panie Krueger, choć to chyba nieodpowiednie słowa — zaczął Taylor. — Czy mógłbym zadać wam kilka pytań?
— Tak, oczywiście, ale z Evelyn nie będzie pan w stanie porozmawiać. Dostała silne leki na uspokojenie i ledwo kontaktuje. — Pogładził głowę córki.
Aspirant podszedł bliżej łóżka. Lustrował dziewczynę od stóp do głów. Leżała nieruchomo, a oczy czasami otwierała. Ich wyraz był jednak pusty. Brunetka musiała doświadczyć silnego szoku albo dobrze udawała. Nie mógł tego jednoznacznie stwierdzić na podstawie dostępnych mu informacji. Niewiele wiedział o samej Evelyn, a doświadczenie podpowiadało, że ludzie różnie reagowali pod wpływem szoku. Oczy studentki były czerwone, gdyż popękały jej naczynka, natomiast powieki miała opuchnięte od płaczu. Oddychała spokojnie. Kiedy otwierała oczy, gapiła się w sufit, ignorując obecność innych osób.
— Evelyn, pamiętasz mnie? — Spróbował nawiązać z nią kontakt.
Zero reakcji. Nie raczyła nawet odwrócić głowy w jego stronę. Patrzyła przed siebie, jakby sufit oferował multum atrakcji, widocznych tylko dla brunetki. Za moment jednak opadły jej powieki.
— Mówiłem, nic pan nie wskóra — odezwał się Louis.
— Warto było spróbować. Córka musi przyjść na przesłuchanie, gdy tylko poczuje się lepiej — oznajmił kryminalny.
— Tak, przyjdzie. Ma pan do mnie jakieś pytania?
— Kilka. — Spojrzał na biurko. — Mogę usiąść?
— Pozwólmy Evelyn odpocząć, a my przejdźmy do salonu — zaproponował Krueger.
Aspirant nie chciał pozostawiać dziewczyny samej w pokoju z jednego powodu — miał zamiar obserwować jej reakcje na zadawane pytania. Louis był dorosły, dlatego nie potrzebował obecności drugiej osoby podczas przesłuchania. Policjant powinien przepytywać go na osobności, chyba że ten zażyczyłby sobie adwokata. Gdyby nie miał nic wspólnego ze śmiercią żony, nie uciekłby się do tej opcji. Taką nadzieję żywił Taylor.
— Dobrze. — Westchnął.
Mężczyźni skierowali swe kroki do wyjścia. Zeszli po schodach na sam dół, gdzie mijał ich barczysty policjant. Brązowa, mocno przycięta czupryna, błękitne oczy oraz kilkudniowy zarost tworzyły kompozycję, która przyciągała spojrzenia wielu kobiet.
— Jones. — Taylor zatrzymał kolegę. — Mógłbyś doglądać dziewczyny na piętrze? — Po niezadowolonym wyrazie twarzy Kruegera, wymyślił racjonalny powód, aby nie wszczynać z nim awantury. — Doświadczyła ogromnego szoku, dlatego nie powinna być teraz sama.
— Zrozumiałem — rzucił krótko stróż prawa, wchodząc po schodach.
Kryminalny razem z mężem ofiary wkroczył do salonu. Zajęli miejsca obok siebie na szarej kanapie. Taylor omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie. Wyglądało schludnie, mieściło jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, jak kanapa, stolik czy sprzęt elektroniczny. Bardziej przypominał kino domowe niż miejsce spotkań przy herbacie.
— Dobrze, możemy zaczynać? — Philip wyciągnął notatnik służbowy oraz długopis.
— Tak.
— Proszę mi powiedzieć jak wyglądały wasze stosunki rodzinne.
— Normalnie. Byliśmy zgodną, szczęśliwą rodziną. Drobne sprzeczki się zdarzały, głównie o pierdoły, ale szybko szły w niepamięć. Dużo pracowałem, przez co miałem mniej czasu dla rodziny, jednak nic dziwnego nie zauważyłem.
— Jak układały się pańskie relacje z żoną? Mogła mieć żal o długie nieobecności w domu? Nie wszczynała przez to awantur? Podejrzewała pana o zdradę? — Wiedział, że posunął się za daleko, ale musiał zadać te pytania.
— Nie — wycedził Krueger przez zaciśnięte zęby. — Oboje dużo pracowaliśmy. Moja firma stworzyła najnowszą aplikację, którą wprowadziliśmy w fazę testów. Wymagało to wiele pracy, a ja wszystko nadzorowałem. Kiedy wracałem do domu, żona zachowywała się normalnie. Przynajmniej do czasu...
— Co to znaczy?
— Kiedy zaginęła Sheila, moja żona się załamała. Grała silną przed mediami, ale z każdym dniem marniała w oczach. Przestała zwracać uwagę na wygląd, zaniedbywała obowiązki służbowe, zmuszała się do jedzenia. Zaczynała być cieniem człowieka. — Louis ukrył twarz w dłoniach.
— Jakie relacje utrzymywała z córkami? Czy według pana mogła popełnić samobójstwo, bo sądziła, że Sheila nie żyje? — Taylor musiał zadać to trudne, lecz nurtujące go pytanie.
— Kochała dziewczynki. Była wzorową matką, która zawsze znajdowała czas, by przychodzić na ich przedstawienia, przeczytać bajkę czy zabrać do parku rozrywki. — Mężczyzna odsunął dłonie od twarzy. — Nie wiem, czy byłaby zdolna zabić się z powodu zaginięcia Sheili. Jeszcze kilka dni temu powiedziałbym, że nie, ale teraz nie jestem pewien.
— Proszę powiedzieć, co pan dzisiaj robił?
— Podejrzewasz mnie o coś?! — Louis wstał gwałtownie.
— Spokojnie, to rutynowe pytanie. Niech pan usiądzie i odpowie. — Policjant próbował załagodzić sytuację.
— No nie wierzę. — Czarnowłosy opadł ciężko na kanapę. — Nawet w przypadku samobójstwa podejrzewasz członków rodziny. To chore.
— Co pan dzisiaj robił? — Taylor ponowił pytanie.
— Z samego rana pojechałem do firmy. Mamy monitoring i musimy odbić karty przy wejściu, więc moją wersję potwierdzisz od razu — prychnął zielonooki. — Kiedy opuszczałem firmę, zadzwoniła do mnie córka. Zapytała czy byłem w domu, bo ktoś nie zamknął drzwi wejściowych.
— I co było dalej? — Informacja o otwartych drzwiach wzbudziła zainteresowanie Philipa.
— Odpowiedziałem, że Linda pewnie zapomniała je zamknąć. Ostatnio chodziła rozkojarzona. Kiedy przyjechałem do domu, było kompletnie cicho. Nie zastałem nikogo na parterze, więc poszedłem do sypialni Evelyn. Nie znalazłem jej tam. Zauważyłem otwarte drzwi od mojego pokoju, więc postanowiłem zajrzeć. — Łzy napłynęły Kruegerowi do oczu. — Zobaczyłem żonę wiszącą z sufitu, a córka leżała nieprzytomna przy drzwiach. Zadzwoniłem na numer alarmowy. Sprawdziłem puls Evelyn. Oddychała, więc zaniosłem ją do pokoju. Ratownicy najpierw zajęli się Lindą, a potem poprosiłem ich, żeby pomogli córce.
— Dziewczyna nic nie powiedziała?
— Nie była w stanie. Zaraz po tym, jak wstała, dostała ataku paniki. Krzyczała, wierzgała, zrzucała przedmioty. Ratownicy musieli podać jej silne leki, żeby się uspokoiła. — Przetarł oczy. — Mogę do niej iść?
— Tak, proszę się ze mną skontaktować, gdy córka będzie mogła złożyć zeznania. — Taylor napisał swój numer telefonu w notatniku prywatnym, z którego wyrwał kartkę i podał Louisowi.
Pan domu przyjął skrawek papieru, po czym schował go do kieszeni. Później wstał i skierował swoje kroki ku schodom. Szybko zniknął aspirantowi z oczu. Philip schował swoje notesy oraz długopis. Dźwignął się ciężko z kanapy, a następnie udał w kierunku wyjścia.
Funkcjonariusz zdawał sobie sprawę, że bez przesłuchania Evelyn Krueger nie ruszyłby do przodu. Musiał czekać, aż dziewczyna poczułaby się lepiej. Mogła dostarczyć kluczowych dowodów nie tylko w tej jednej sprawie. Czy faktycznie była seryjnym mordercą, który za nic miał życie najbliższych? Gdyby jego obawy się potwierdziły, musiał ją jak najszybciej powstrzymać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top