8.
Clea ma problem, by skupić się dziś na swoim zadaniu. Gdzieś w jej głowie kołacze się myśl, że to wszystko, cały plan Lokiego to zwykły podstęp i po tym, jak wpuści Lodowe Olbrzymy do Asgardu, bóg kłamstw obróci wszystko przeciwko niej. W końcu to byłoby takie w jego stylu, a sam Wszechojciec poklepałby go po głowie, za odkrycie spisku. Tylko jest już za późno, by mogła się wycofać, dlatego bierze kolejny wdech, oczyszczając umysł i otwiera wrota do Jotunheimu, przez którą przechodzi kilku jego mieszkańców.
– Wiedźma – mówi jeden z nich, mierząc ją wzrokiem, a Clea kręci głową z dezaprobatą.
– Bogini – poprawia go chłodnym tonem. – A niebawem i królowa. Wiecie co macie robić.
Obraca się do nich tyłem i otwiera kolejny portal do swojej komnaty, gdzie czeka na nią Loki, wyraźnie zirytowany tym, ile czasu zajęło jej wykonanie tak prostego zadania. Czarodziejka kompletnie go ignoruje, poprawia jeszcze raz gorset swojej sukienki i wskazuje na drzwi. Pokonują pośpiesznie korytarze, by dotrzeć do sali tronowej na czas. Dziś niemal cały Asgard wypełniał się podekscytowanym głosem jego mieszkańców, oczekujących na koronację księcia.
Clea zajmuje miejsce po prawej stronie Lokiego na schodach do tronu, jakby nieoficjalnie potwierdzając wszystkie plotki na ich temat, co na pewno nie umknęło uwadze co bardziej ciekawskich poddanych.
Thor pojawia się w burzy oklasków, z wrodzoną sobie pewnością siebie i charyzmą wiecznego chłopca, który z lekko niepojętych przyczyn ma zostać królem już dziś, gdy w ogóle nie jest do tej roli gotowy. Bogini czarów widzi, jak jego młodszy brat obok niej z trudem powstrzymuje się od spojrzeń jednoznacznie wyrażających opinię o zaistniałej sytuacji.
Przez ułamek sekundy Loki jest pewien, że blondynka go oszukała lub co jeszcze gorsze stchórzyła i cały jego plan legnie w gruzach, ale tuż przed tym, jak jego ojciec wypowiada ostatnie słowa, mające mianować Thora królem, milknie.
Momentalnie uroczystość zostaje przerwana, a Odyn i jego synowie udają się do skarbca, Lady Sif przebiega przez salę i razem z Cleą odprowadzają pośpiesznie królową do jej komnat. Nie mówią nic, wszystkie obawiają się tego samego, że wojna w końcu zapukała i do drzwi złotego pałacu.
– To nie skończy się dobrze – mówi Sif, gdy zostają już tylko we dwie.
– Na razie nie wiemy nawet, co się stało i przede wszystkim, jak to się stało – odpowiada Clea, doskonale ukrywając swoją wiedzę o całym spisku i to, że przecież to ona była w jego centrum.
– Musimy znaleźć Volstagga i Fandrala, oni na pewno będą wiedzieć więcej.
Odwiedzają wszystkie przygotowane do ucztowania sale, aż znajdują tą właściwą i odciągają mężczyzn od jedzenia.
– Czy Thor i Loki już wrócili ze skarbca? – pyta Clea, a Sif obrzuca Volstagga krytycznym spojrzeniem, gdy ten nakłada sobie dodatkową porcję mięsa.
– Podobno tak, ale jeszcze ich nie szukaliśmy. – odpowiada Fandral, a blondynka przewraca oczami i otwiera drzwi.
– To na co czekamy?
– Nie wiemy nawet gdzie ich szukać... – zaczyna Volstagg, ale kilka sekund później z jednej z dalszych sal dobiega ich dźwięk tłuczonej zastawy stołowej. – To już wiemy.
Bóg kłamstw nie obdarza nawet jednym spojrzeniem przybyłych, zamiast tego dalej próbuje wmanewrować swojego brata w to, by ten sam chciał najechać Jotunheim. W końcu Thor podrywa się ze schodów i kieruje w stronę swoich przyjaciół, by rozwiać ich obiekcje co do powodzenia jego planu, by dać Lodowym Olbrzymom nauczkę.
– Niezależnie jakbym chciała wyruszyć z wami, nie mogę – mówi Clea, spoglądając w niebieskie oczy blondyna. – Heimdall mnie nie wypuści z Asgardu.
– Nie sprzeciwi mi się droga przyjaciółko – odpowiada Thor, kładąc jej dłoń na ramieniu. – Potrzebujemy Twojej magii.
– A ja nie zostawię przyjaciół w potrzebie. – Uśmiecha się blondynka, ignorując spojrzenia Lokiego.
– Widzimy się przy wejściu na Bifrost.
Clea biegnie w stronę swojej komnaty, by zmienić tę przeklętą suknię na coś innego, a gdy jest pod drzwiami, obok niej pojawia się Loki i uśmiecha się bezczelnie.
– Prawie się wzruszyłem na Twoją przemowę o przyjaźni. Jesteście tak słodcy, że mnie nadal mdli – sarka bóg psot, wchodząc za nią do środka. Blondynka nie robi sobie nic z jego słów przez dłuższą chwilę, próbując znaleźć spodnie, które miała jeszcze z Midgardu i wchodzi za parawan.
– Jaki mamy plan? – pyta córka Wanów.
– Dać mojemu bratu być kretynem, a w odpowiednim momencie powiadomię ojca.
– Uważam, że Thor jest lekkomyślny, wystarczy kilka minut w Jotunheimie i albo wszyscy będziemy martwi, albo rozpętamy nową wojnę.
– Na wojnie najłatwiej o ofiary – mówi Loki z bezczelnym uśmiechem, a ona staje naprzeciwko niego i sam bóg kłamstw nie może już okłamać siebie, że go nie pociąga. Ma na sobie w dalszym ciągu fioletowy gorset od sukienki i obcisłe czarne spodnie, a całość stroju podkreślała każdy kawałek jej ciała.
– Zaniemówiłeś?
– Może Ci być zimno – sarka tylko w odpowiedzi, a ona kręci głową i zarzuca na siebie fioletową pelerynę.
– Ruszamy? – pyta, wsuwając na palce pierścień, a Loki od razu ją powstrzymuje.
– Może lepiej nie pokazuj dziś wszystkich swoich sztuczek – poucza ją i biegiem udają się na dół i aż do tęczowego mostu.
Clea przez dłuższą chwilę ma wrażenie, że Heimdall nie pozwoli jej podążyć z resztą i, że strażnik przejrzał Lokiego jednym spojrzeniem, więc ona postanawia grać swoją kartą. Ze strachem bierze boga kłamstwa za rękę, próbując sprawiać wrażenie, że podąża z nimi tylko dla niego i przez niego, co w jakimś stopniu ma w sobie ziarnko prawdy.
Zimna przestrzeń Jotunheimu wydaje się im w pierwszej chwili całkowicie opustoszała, ale Clea doskonale wyczuwa czające się w mroku Olbrzymy, tak jak one widzą ich. Przez chwilę przez jej głowę przebiega myśl, że przybyli tu, jak owieczki na rzeź i zaraz wszyscy będą martwi, nawet jak dotykając skrzyni, ukazały jej się inne wizję przyszłości.
– Ruszajmy – decyduje Thor, a ona owija się ciaśniej płaszczem i idzie za nim ramię w ramię z Lokim.
Nie mając pojęcia dlaczego, ma ochotę złapać go za rękę i przenieść ich z powrotem do ciepłego pałacu, modląc się, by w tym czasie nikt nie zabił Thora i jego przyjaciół. Jednak muszą podążać za ustalonym planem, Odyn musi zrozumieć, że wybrał na następcę złego syna.
– Clea, miecz – szepcze do niej Sif, a blondynka kręci głową, zrównując z nią krok.
– Uwierz mi, lepiej sobie radzę bez niego.
Clea zostaje z tyłu z Sif, gdy synowie Odyna wdają się w dyskusję z władcą tego lodowego padołu. Bogini obserwuje uważnie, jak Loki doskonale sprawia wrażenie osoby, która próbuje załagodzić cały konflikt, by każdy z przybyłych tu przyjaciół jego brata, mógł potwierdzić, że to on był tym opanowanym i dążącym do pokoju. Kobieta doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mroźne pustkowie zaraz zamieni się w pole bitwy, a jeśli rozegrają to źle, może zmienić się w ich grobowiec.
Słuchając słów, które wypowiada Laufey, Bogini Czarów ma wątpliwości, czy stoi po dobrej stronie tego konfliktu. Nigdy nie była strategiem, jak jej brat, nie pisała długofalowych planów, którym na pewno jest teraz sprzymierzenie się z Lokim. Mimo wszystko jej serce podpowiada jej, że władca lodowych olbrzymów ma rację. Odyn jest bezsprzecznie mordercą i złodziejem, sama doświadczyła tego na swojej skórze i sama chciała, by Asowie zapłacili za jej cierpienia, a teraz stoi z nimi ramię w ramię.
Dom Odyna jest pełen zdrajców.
A jego mieszkańcy na tyle głupi i naiwni, nie widząc jakie węże wyhodowali pod swoim dachem.
Clea obserwuje uważnie, jak lodowe olbrzymy ich otaczają i tłumaczy sobie samej, że powinna zachować spokój. W końcu potrafi jednym zaklęciem zabić dwudziestu ludzi, nawet jak wtedy przyczyniła się do tego krew brata na jej dłoniach. Teraz wystarczy, że przywoła to wspomnienie, by poczuć rodzącą się w niej wściekłość.
Laufey wypowiada jedno niewłaściwe zdanie, które jest katalizatorem dla wszystkich zebranych emocji, które w końcu puszczają i walka się rozpoczyna. Clea od razu przyjmuje pozycję bojową, starając się przenieść cały swój gniew w magiczną energię i mimo całej panującej wokół niej zawieruchy, stara się nie spuszczać wzroku z towarzyszy. Mrok, w którym przyszło im prowadzić to starcie, rozjaśnia tylko pomarańczowa poświata zaklęć i portali tworzonych przez boginie czarów.
Blondynka odrzuca jednego z większych przeciwników i przez chwilę nie potrafi wypatrzeć boga kłamstw i dopiero gdy uda jej się skupić wzrok widzi go na skraju urwiska i szarżującego na niego przeciwnika.
– Loki! – krzyczy niemal wbrew sobie, wznosząc się w powietrze nad atakującym ją olbrzymem i w ostatniej chwili udaje jej się wytworzyć portal, który pochłania zagrożenie pędzące na bożka.
Jak tylko jej nogi dotykają znów zmarzniętej ziemi, znów nie może go dostrzec i przez chwilę boi się, że jednak spadł on w przepaść, ale po chwili czuje jego obecność za swoimi plecami.
– Cóż za troska wiedźmo – mówi cicho Loki tuż przy jej uchu i rzuca nożem w przeciwnika, którego nie dostrzegła Clea, zbyt skupiona na tym, że nabrała się na jego iluzję. – Rozpętywanie wojny zwalnia nas raczej na chwilę z grania pary.
Śmieje się znów bóg kłamstw, a blondynka w ostatniej chwili odrzuca go od siebie, gdy dostrzega spadający na nich lodowy głaz i rozpryskuje go na drobne okruchy zaklęciem. Podbiega do Lokiego i podaje mu dłoń, by pomóc mu wstać, a jego zielone oczy dłuższą chwilę wpatrują się w nią pełne rozbawienia, jakby chciał kolejny raz zakpić z oferowanej przez nią pomocy, ale ostatecznie łapie jej dłoń.
– Jeśli Ty upadniesz, ja upadnę Loki – mówi blondynka, na ułamek sekundy przytrzymując jego zimne spojrzenie. – To nic osobistego.
– Tego się trzymajmy – odpowiada, ściskając jej dłoń, a ona obraca się od niego i wyczarowuje tarczę przy swojej dłoni, którą osłania ich przed wirującymi kawałkami lodu.
– Nie pozwólcie im się dotknąć! – krzyczy z oddali Volstagg, ale Clea i Loki już wpadają w kolejną grupę przeciwników.
Walka dla blondynki nigdy nie była czymś, w czym do tej pory czuła się pewnie, za dobrze pamiętała wszystkie upadki i wszystkie przegrane, gdy się szkoliła. Tak samo, jak nad wyraz dokładnie słyszała dziś słowa swojego wuja: upadasz, bo dajesz im się pokonać, nie wykorzystujesz swojego potencjału, pozwalasz im wygrywać, a to zwykła słabość.
Clea czuje lód pod plecami, gdy zostaje jednym ciosem odrzucona wprost na ścianę i z trudem łapie oddech, próbując oczyścić umysł, ale zamiast tego opada na kolana. Przed oczami rzeczywistość miesza się jej z obrazami ukazanymi jej przez niebieski kamień ze skarbca Odyna, czuje się jak w transie, starając się określić, która z linii czasowym jest tą prawdziwą.
– Clea! – dobiega ją krzyk Lokiego, jednak zamiast tu w Jotunheimie widzi go na dachu jakiegoś budynku w Midgardzie...
Upadki są tylko po to, żebyś nauczyła się z nich podnosić. Słyszy głos swojego brata i choć jest niemal pewna, że nigdy nie wypowiedział do niej tych słów, wraca do siebie i jeszcze zanim Loki do niej dobiegnie, staje już obok niego.
– Gdzie byłaś? – pyta ją bóg kłamstw, gdy atakuje ich kolejna para olbrzymów.
– Nie gdzie, tylko kiedy – odpowiada blondynka, a jeden z olbrzymów łapie go za przedramię, a jego skóra przybiera błękitnego koloru. Clea sięga po miecz i przebija przeciwnika trzymającego Lokiego, w oczach boga kłamstw widzi zagubienie i rysujące się tam pytanie. – Nie teraz – szepcze, patrząc w jego zielone tęczówki i bez chwili zawahania się bierze go za rękę, która powoli wraca do naturalnego koloru. – Skończmy to Loki. Dość tego przedstawienia.
– Musimy uciekać! – krzyczy bóg kłamstw, ale jego brat pozostaje głuchy i na jego prośbę, jak i na to, że Fandral zostaje ranny.
– Sif, uciekamy – decyduje Clea, spoglądając na swoją towarzyszkę i każą mężczyznom biec przodem, gdy osłaniają ich przed atakami goniących ich przeciwników. Gdy dopadają do końca urwiska, a most się nie otwiera, bogini czarów przebiega przez głowę myśl, że przyjdzie jej tu zginąć, nie osiągnąwszy wcześniej absolutnie niczego, co zakłada jej pochodzenie.
– Loki, jeśli mamy teraz umrzeć... – zaczyna mówić blondynka, a on od razu uśmiecha się kpiąco.
– Olśniło Cię, że mnie kochasz? – sarka, a dziewczyna obok niego przewraca oczami.
– Nie, chciałam powiedzieć, że znajdę Cię w Walhalli i skopię Ci tyłek, za wciągnięcie mnie w to wszystko – odpowiada Clea, ale mimo wypowiadanej przez nią groźby, uśmiecha się lekko.
Gdy pojawia się Odyn, zalewając wszystko oślepiającym blaskiem, Clea właściwie nie potrafi określić momentu, gdy znów znaleźli się w Asgardzie, kolejny raz nawiedzona przez fragment innej, cudzej rzeczywistości, w której na straży pałacu Asów, nie stał Heimdall, a zupełnie inny mężczyzna.
Znów opada na kolana i po chwili odtrąca rękę Sif, chcącej jej pomóc. Blondynka podnosi się powoli i opuszcza razem z przyjaciółmi Odyna oraz złocistą kopułę, spoglądając raz jeszcze w zielone oczy Lokiego, który niezauważalnie dla wszystkich innych lekko jej przytakuje.
I w tym niemym porozumieniu oboje wiedzą, że powoli zbliża się ich czas, by to oni wkroczyli na scenę.
To jest rozdział, który męczyłam najdłużej i chyba najmniej mi się podoba.
Będzie lepiej. Obiecuję.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top