3.
Clea siada na skale nad wodą i uśmiecha się szeroko, zanim zdejmie swoje zaklęcie, a bóg psot spada z hukiem na ziemię u jej stóp.
– Jak Ci minął wieczór Loki? – pyta go słodkim głosem, nie zważając na ilość pogardy, jaką pokazuje spojrzenie jego zielonych oczu. – Widzę, że nie pokonałeś mojego zaklęcia, specjalnie dla Ciebie zmodyfikowałam je pod Asgardczyków.
– Zniszczę Cię! – krzyczy, podrywając się i celując w nią palcem.
– Nie radzę, jeśli nie chcesz znów oberwać – śmieje się dziewczyna, ale zanim zdąży powiedzieć cokolwiek więcej, jej ciało unosi się do góry i czuje, jakby dłonie Lokiego zaciskały się powoli na jej szyi.
– Chciałaś coś dodać? – pyta prześmiewczym głosem, a ona uwalnia się spod jego czaru i rzuca to samo zaklęcie co ostatnio, by odrzucić go do tyłu, lecz tym razem Loki wie czego się spodziewać i skutecznie się broni. Oboje przybierają obronne pozycje, a Clea kryje się za tarczą z czegoś na kształt migoczących linii.
– Twoja moc pochodzi z Midgardu – stwierdza bóg kłamstw. – Nie sądziłem, że może być coś bardziej żałosnego w Tobie niż to, że pochodzisz z kraju przegranych, ale jednak mnie zaskoczyłaś.
– Musisz się jeszcze wiele nauczyć synu Odyna. Moje umiejętności pochodzą z Midgardu, jednak moc ze znacznie potężniejszego miejsca.
– Nie obchodzi mnie to...
– Więc czemu mnie śledzisz?! Nie z troski o brata!
– Z troski o tron.
– Nie mam zamiaru go zająć! – krzyczy Clea głosem pełnym rezygnacji i opuszcza swoją tarczę. – Nie zachowuj się jak rozwydrzone dziecko, któremu ktoś próbuje zabrać lizaka. Nie obchodzi mnie Asgard, nie obchodzi mnie czy Wszechojciec chce mnie wydać za Twojego brata, bo ani Thor, ani ja tego nie chcemy. Więc może dla odmiany spróbuj ze mną porozmawiać jak dojrzały dorosły, a nie skradać się w cieniach jak wąż – mówi, powoli uspokajając głos i wskakuje z powrotem na swoją klacz. – Bo każdego węża można zdeptać przy użyciu odpowiednio dużego buta. Tymczasem miłego spaceru z powrotem do pałacu.
Jej jasne oczy jeszcze przez chwilę toczą zajadły pojedynek z zielenią jego tęczówek, ale gdy chce spiąć konia obcasem swych butów, jej ciało odmawia jej posłuszeństwa, nie tracąc jednocześnie przytomności. Loki zwinnym ruchem wskakuje za nią na konia i obejmuje ją mocno w talii, gdy ruszają w dół wzgórza, wyczuwa, że blondynka kipi z wściekłości i pewnie najchętniej, jakby tylko zdjął zaklęcie, to rozerwałaby go na strzępy, ale teraz przez chwilę rozkoszuje się jej bezwolnością.
– Myślę, że teraz okoliczności do rozmowy są odpowiednie, nie sądzisz? – pyta, śmiejąc się jej prosto do ucha. – Mów głupia, czar nie powinien działać na Twoje niewyparzone usta. Niestety.
– Pożałujesz tego synu Odyna – mówi cicho Clea, czując się jakby coraz bardziej zmęczoną i o każde słowo musi toczyć walkę.
– Tylko tyle? Proszę, mów śmiało o tym, jak to jesteś odporna na moje sztuczki i jak bardzo dziecinny jestem.– Clea milczy uparcie, nie chcąc marnować w tej chwili resztek energii na uszczypliwości. – Nie? Wielka szkoda. Jesteś pewna, że nie masz już żadnych uwag o podłych wężach? – pyta szeptem Loki, zbliżając usta do jej ucha, dociera do niego zapach jej skóry, która pachnie ziołami. Jakby zasnął w upalny dzień w bluszczu. – Więc pozwól, że ja przedstawię swój punkt widzenia, a Ty jak zdołasz, to wyprowadzisz mnie z błędu Czarownico. Słyszałem dziś chwytającą za serce rozmowę o przyjaźni i byciu kimś odpowiednim do powierzonej roli, jaką odbyłaś z moim bratem i muszę Ci przyznać, że prawie się wzruszyłem – mówi, śmiejąc się gorzko. – I prawie się nabrałem, choć mój głupi brat kupił to na pewno. Muszę przyznać, że bardzo mi się podoba sposób, w jaki próbujesz się wykręcić od aranżowanego małżeństwa i jednocześnie osiągnąć to, co masz osiągnąć. Autorytarność dla Wanaheimu. Uważasz się za sprytną i za dobrą, by wdawać się w jakiekolwiek trwałe relacje, które nie przyniosą żadnych korzyści, jeśli już Twój tatuś odzyska tron. Więc chcesz zostać najlepszą przyjaciółką mojego brata, omotać go, aż straci jedno z królestw i wrócić do niego w mgnieniu oka. Czyż nie mam racji? – pyta, obejmując ją mocniej w pasie i przyciągając bliżej swojego szczupłego ciała. Clea czuje jedynie dreszcz przebiegający jej po kręgosłupie i chciałaby móc wyrazić, jak bardzo jego dotyk jednocześnie ją brzydzi i pociąga. Tak samo, jak to, że ją przejrzał, mimo tego, że jest to ich pierwsza namiastka prawdziwej konwersacji. – Chyba trafiłem w sedno, prawda? Jestem w końcu bogiem kłamstwa, dlatego nie próbuj mnie oszukać. I nie nastawiaj się na powodzenie swojego planu moja droga bogini czarów.
– Dlaczego?
– Wiele się może jeszcze zmienić do czasu koronacji mojego brata.
– Ty chcesz go zdradzić – szepcze słabo Clea, czując, jak jej powieki robią się cięższe.
– Obawiam się, że Ty zrobisz to pierwsza. Co by pomyślał biedny Thor, czy Twój ojciec, gdyby zobaczyli Cię wracającą w środku nocy z lasu w moim towarzystwie? Mógłbym co prawda przybrać inną postać, ale bardziej znienawidzone na tym dworze są chyba tylko lodowe olbrzymy.
– Zabiję Cię.
– Jak? Przecież właśnie zasypiasz.
Ostatnie co Clea pamięta z tamtego wieczora, to jego usta na jej policzku i czerń otulającą ją ciaśniej niż jego szczupłe ramię, które całą drogę powstrzymywało ją przed upadkiem.
Loki zaś ma niezwykłą nadzieję na to, że blondwłose dziewczę w końcu przestanie się plątać po pałacu i psuć mu plany. Całe życie słuchał od ojca i matki, że zarówno on, jak i jego brat są tak samo godni tronu, dlatego, gdy zapadła decyzja o tym, że jednak zasiądzie na nim Thor, ma wielki problem, by to zaakceptować. Nie dość, że uważa swojego brata za skończonego kretyna, to doskonale wie, że takich osób jak Clea będzie jeszcze mnóstwo w Asgardzie, a każda z nich będzie chciała ugrać coś dla siebie i zanim biedny Thor się zorientuje, z dziewięciu królestw zostanie mu znacznie mniej. A Loki chce je wszystkie, w końcu nikt tak, jak on nie pragnie władzy i ostatnie czego potrzebuje, to by przybłęda z odrobiną sprytu wyrwała klejnot z korony, która jeszcze nawet nie opadła na czoło jego brata.
Czy jego.
◐◑
Uczucie bycia nikim w zestawieniu z wiecznością.
To pierwszy ze strachów, który poczuła Clea, a gdy otworzyła oczy, widziała już tylko ogrom kolorów i kształtów, które jej umysł w milisekundach próbował przypisać do czegoś, co znała, jednak tu wszystko było inne. Unosiła się w powietrzu, a jej włosy były chyba najjaśniejszą rzeczą w tym wymiarze i niemal rozświetlały jego przestrzeń, dając znać, gdzie dokładnie się znajduje. Próbowała ze wszystkich sił skupić wzrok na otaczających ją kolorach, ale nim rozpoznała fiolet, zieleń, granat, czy bezkresną czerń wszystko wokół niej się zmieniło.
Chciała krzyczeć, bo miała poczucie, że tkwi tu od wieków, choć przecież tu nie płynął czas, więc to tylko ludzka część jej umysłu płatała jej figle, próbując racjonalizować wszystko, co ją otacza.
– Jesteś podobnie słaba, jak Twoja matka – dobiega ją mocny głos, a nad sobą dostrzega znajomą jej postać, nawet jak tym razem nie wysilił się on na przybranie ludzkich kształtów.
– Jestem znacznie potężniejsza od niej, dlatego chcesz mnie tu. Potrzebujesz mnie, by się stąd wydostać.
– Nie potrzebuję żadnego mieszańca.
Sam krzyk Dormamu spycha ją głębiej w otchłań, a gdy Clea jest już całkowicie pewna, że uczucie spadania nigdy jej nie opuści, jej stopy dotykają gruntu i po chwili opada na kolana, czując się znów tak słaba, jakby wciąż tkwiła pod wpływem zaklęć boga kłamstw.
– Potrzebujesz mnie! – krzyczy, podnosząc się. – Dlatego mnie nie zabiłeś, dlatego nie odebrałeś mi mocy!
– Odbiorę Ci wszystko, jeśli tylko zechcę.
– Nie, jeśli schronię się w Midgardzie, oboje o tym wiemy – mówi, prostując się dumnie i spoglądając prosto w oczy swojego wuja. – Potrzebujesz mnie, by zdobyć Ziemię, potrzebujesz mnie tu.
– Jesteś tylko dzieckiem.
– Dzieckiem Twojej siostry i ten wymiar jest tak samo mój, jak i był jej – mówi, robiąc dumnie krok w stronę bezkształtnej istoty. – I dam Ci Midgard, tak jak mój brat da Ci pozostałe dziewięć królestw.
– Twój brat tylko Cię osłabia – odpowiada Dormammu, a Clea zostaje znów poderwana do góry i zawisa w przestrzeni naprzeciw oczu swego wuja. – Dlatego nie jest już dłużej potrzebny w waszym wymiarze. Ty dasz mi jego, Midgard i wtedy może będziesz godna, by zająć swoje miejsce obok mnie.
– Nie...
– Czy Ty chcesz mi się sprzeciwić? – krzyk, który rozlega się w mrocznym wymiarze, niemal rozrywa go na strzępy, a Clea czuje tylko ból rozdzierający jej wnętrze.
– Jeśli tkniesz mojego brata, możesz być pewien, że nigdy Ci nie pomogę.
– Nie będziesz stawiać warunków! – krzyczy kolejny raz Dormammu, a jego siostrzenica czuje łzy bólu, spływające po jej jasnej skórze.
– Więc mnie zabij, jak moją matkę – odpowiada, przez zaciśnięte z bólu usta. – I czekaj dalej, aż Starożytna zdechnie.
Krzyk bogini czarów rozrywa pałac w Asgardzie tak, jak przed chwilą w jej śnie krzyk jej wuja rozrywał mroczny wymiar. Wciąż czuje w całym swoim ciele ból, jakby wydarzenia, których doświadczyła, zdarzyły się przed chwilą, a nie miesiące temu. Nigdy wcześniej nie miała snów, nie śniła koszmarów, a ten, który właśnie miała, był tak rzeczywisty, jakby przeżywała to znów i znów, na nowo.
Spokojnie rozgląda się po swojej złocistej sypialni, gdy ludzka część jej umysłu wmawia jej, że to wszystko, co ją otacza, jest właśnie normalne, bezpieczne. Mimo że część jej natury zrodzona z Faltiny, z czystej magicznej energii twierdzi zupełnie co innego i chce wrócić do miejsca poza czasem.
Hybryda, mieszaniec, który nigdy nie znajdzie swojego miejsca.
Brzmi w jej głosie głos jej wuja, który tak, jak mu wykrzyczała i tak jej potrzebował. W końcu tak miało być, ona miała być przeznaczona do zajęcia miejsca swojej matki w mrocznym wymiarze, gdy Olnar miał pozostać Wanem, jak ich ojciec. Idealne bliźnięta, przeznaczone do dwóch zupełnie różnych światów.
Clea owija nogi rękami, próbując sobie wmówić, że koszmary biorą się właśnie stąd, z zachwiania porządku rzeczy, zachwiania tego, co było obiecane, gdy przyszła na świat.
Nie kładzie się już spać, zamiast tego idzie się ubrać i w bladych promieniach świtu wymyka się z pałacu, nogi same niosą ją przed siebie aż do granicy tęczowego mostu, na którym niepewnie stawia stopy. Rusza przez Bifrost rozkoszując się szumem otaczającego ją morza i tym, że choć przez chwilę nie czuje nic więcej poza chłodnym wiatrem. Staje w drzwiach złocistej kopuły, uśmiechając się do postawnego strażnika i poprawia potargane włosy.
– Z całą pewnością wiedziałeś, że idę – mówi, robiąc kilka kroków w jego stronę i spogląda na krawędź wszechświata.
– Widziałem, że tu zamierzasz Clea, jednak nie wiem dlaczego.
– Widzisz stąd cały wasz wymiar? Możesz zajrzeć w każdy jego zakątek? – pyta, wpatrując się w migoczące gwiazdy.
– Wasz wymiar? – powtarza Heimdall. – Nie czujesz się jego częścią?
– Dziś nie, jednak jeśli spytasz mnie o to jutro, mogę podać inną odpowiedź – mówi blondynka, próbując ubrać w słowa własne zagubienie w tej stosunkowo nowej dla niej rzeczywistości. – Więc każdy zakątek wszechświata?
– Tak, czy jakiś przykuwa szczególnie Twoją uwagę?
– Midgard, Kamar-Taj – mówi blondynka, obracając się do niego. – Czy mógłbyś mnie tam przenieść?
– Nie mogę przenieść Cię nigdzie bez zgody Wszechojca i Twojego ojca. To ich wyraźne polecenie.
– Oczywiście – wzdycha dziewczyna, zdając sobie sprawę, że wszelkie próby walki, czy choćby kłótni ze strażnikiem są pozbawione sensu. Spełnia on swoją funkcję tylko dlatego, że był nieugięty i choć jej czary mogą go na chwilę pokonać, to przekreśliłaby tym samym wszelkie budowane tu sojusze. A jednak rozsądek i cierpliwość są cechami, które stara się w sobie pielęgnować od wieków, tak jak uczyła ją tego Starożytna. – Widzisz sanktuarium?
– Widzę jego dziedziniec, magia nie pozwala mi widzieć wnętrza, jednak jeśli chcesz, mogę pozwolić Ci zobaczyć choć tyle.
– Nie – mówi Clea, przysuwając się z powrotem do krawędzi. – Dziś już wystarczająco przebywałam poza swoim ciałem.
Czerń kosmosu boleśnie przypomina jej o dzisiejszym śnie, ale powrót wzrokiem do siedziby Starożytnej może być dla niej jeszcze mniej przyjemny. Wie bowiem, że w końcu będzie musiała tam wrócić i podsunąć ziemię Dormammu. Jak owieczkę na rzeź. Nie polegało to dyskusji, tym właśnie była, jego iskrą wywołującą płomienie, które mają spychać światy w bezkresną próżnię pozbawioną czasu.
– Masz jeszcze jakieś pytania Cleo? – wyrywa ją z zamyślenia Heimdall, który poza umiejętnościami patrzenia w przestrzeń całego ich wszechświata, doskonale umie też odczytać z jej twarzy, że pod pozorami obojętności i delikatnej sympatii, skrywa się dziś strach i pewna determinacja.
Blondynka wpatruje się w gwiazdy z taką intensywnością, jakby sama chciała dostrzec w nich coś nieuchwytnego.
– Jeśli możesz widzieć wszystko, jak powstrzymujesz się przed tym, by nie patrzeć się tylko w jedno miejsce? – pyta w końcu blondynka.
– Nie mam takiego miejsca.
– To, jak ja.
– Jeszcze – dodaje strażnik, a Clea wybucha głośnym śmiechem na jego słowa i rusza z powrotem w stronę tęczowego mostu.
– Na szczęście nie widzisz przyszłości, by być tego pewien. – mówi spokojnie, odchodząc powoli w stronę błyszczącego złotem miasta.
Muszę wam powiedzieć, że strasznie lubię pisać to opowiadanie.
Zazwyczaj nie mam tak, że gdy do czegoś siadam to, to piszę się prawie samo. A tu jednak to działa.
Więc mam nadzieję, że czekacie, bo będzie się działo.
I na szczęście, tu nie boję się, że EndGame zepsuje mi dalekosiężne plany ♥️
K ◐
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top