19.
Clea uwielbia jeździć konno, ale nigdy nie mogła tego w pełni docenić, będąc w Asgardzie, gdzie każdy zwracał na nią uwagę, każdy jej pilnował. Zupełnie inaczej za to czuje się w domu, nie przejmuje się nawet obecnością Sif, gdy gna konno do swojego dawnego domu na grzbiecie czarnej klaczy. Im dalej znajdują się od miasta, a im bliżej zamku, tym mocniej wzmaga się wiatr, a powietrze robi się coraz bardziej surowe, lecz Clea jest do tego przyzwyczajona. Wychowała się tu, w połowie należy nadal do tego miejsca, a to oznacza, że nie ma zamiaru okazać, choć cienia słabości, ściskając mocniej lejce w zaczerwienionych od chłodu dłoniach. Wie, że tutaj też wszyscy na nią patrzą, lecz tu nie jest więźniem i tu spojrzenia zazwyczaj są pełne podziwu, dlatego nie chce dać po sobie poznać, że choćby w jakimś stopniu przyjęła zwyczaje strojnych Asów.
– Zwolnij! – woła za nią Sif i po chwili zrównując z nią swojego konia. – Przecież się nie pali...
– Niefortunny dobór słów – sarka Clea, patrząc przed siebie. – Jak dotrzemy do zamku, uważaj bardziej na swoje wypowiedzi Lady Sif, moi rodacy są raczej bezpośredni i daleko im do dworskiej subtelności, które znasz.
– Nie musisz mnie pouczać, to nie moja pierwsza misja dyplomatyczna.
– O tym mówię, my nie bawimy się w dyplomację. – Blondynka ściska łydkami konia, który od razu znów wyrywa się do przodu, a po chwili docierają już do murów zamku i czuję, jak niemal zamiera w niej oddech.
Czarodziejka jest w szoku, jak szybko życie powróciło do jej zamku, po przegranej wojnie. Wszak poważnemu uszkodzeniu uległa tylko sala tronowa, w której chciano ją spalić, ale teraz Clea ma wrażenie, jakby nic się nie zmieniło, gdy strażnicy witają ją w bramie. Kobieta zatrzymuje się na dziedzińcu i siedząc dalej w siodle, rozgląda się uważnie, aż podejdzie do nich delegacja. Od razu rozpoznaję młodego zarządcę dworu, którego pamięta sprzed wojny i który zawsze był lojalny wobec niej i jej brata, co przyjmuję z ulgą i zeskakuje z konia, nie czekając na niczyją pomoc.
– Frejr... – szepcze cicho Clea, idąc szybko w stronę postawnego bruneta w futrzanym płaszczu. – Tęskniłam za Tobą.
– Wasza Wysokość – odpowiada mężczyzna, pochylając się lekko i całując jej dłoń. – Dobrze mieć Cię znów na swoim miejscu.
– Ja też się cieszę, że mogę tu być. – Clea ma nieodpartą chęć potargać jego ciemne kręcone włosy, jak wtedy gdy droczyli się, będąc dziećmi. Tylko nie są już nimi od bardzo dawna. – Chciałabym, żebyś oprowadzić mnie po murach, nie było mnie tu tak dawno, a widzę, że pozwoliliście sobie na przebudowę, nie tylko odbudowę.
Sif chrząka lekko za jej plecami, a Clea od razu uśmiecha się lekceważąco, co powoduje lekki błysk w jasnych oczach mężczyzny naprzeciwko niej. Bogini czarów obraca się do swojej towarzyszki i robi krok w tył.
– Frejr poznaj Lady Sif z Asgardu, która ma towarzyszyć nam przy wszystkich rozmowach. Sif, poznaj Frejra, syna Njörðra, który jest tu naszą prawą ręką. – Para wita się z zachowaniem pełnej kurtuazji, a Clea zauważa, że Sif w swojej krótszej spódnicy trzęsie się z zimna, mimo że próbuje to ukryć. – Mury poczekają, chodźmy do środka, Lady Sif nie jest przyzwyczajona do naszej aury.
– Oczywiście Wasza Wysokość. – Frejr przytakuje jej lekko i rusza przodem, dając znak swoim ludziom, by otworzyli drzwi do sali tronowej.
Clea nie sądziła, że kiedykolwiek znów stanie między tymi murami z szarego kamienia i kolumnami z turkusowego drewna rosnącego na pobliskich wzgórzach. Nie żywiła też nadziei na to, że na ścianach będą kiedyś znów wisieć wyszywane granatowe proporce i teraz zapiera jej dech. Nie czekając na nic, na nikogo, rusza po dywanie przed siebie, nie zwracając uwagi na drewniane stoły po obu stronach sali, aż dojdzie do podwyższenia z ustawionymi dwoma krzesłami. Nigdy nie mieli wielkiego złotego tronu, nie potrzebowali go, nie tak żyli, nie potrzebowali błyskotek, by być przekonanymi o własnej wartości. Mieli krzesła z rodzimego drewna z przerzuconym przez nie futrem, a te są niemal identyczne z tymi, które spłonęły tu wraz z nią.
– Dwa, ponieważ żaden władca nie może rządzić sam. – Dobiega ją głos Frejra i obraca się w jego stronę, gdy ten stoi obok Sif. – U nas król i królowa zawsze byli równi, dlatego nie mamy jednego tronu, dlatego królowa Frigga jest w naszych sercach tak samo ważna, jak Wszechojciec. Prawda Wasza Wysokość?
– Tak – mówi Clea, idąc do niego i łapiąc jego dłoń w swoje. – A królowa nie ustaje w myśleniu nad dobrem naszych ludzi.
Sif zauważa spojrzenie, jakie blondynka wymienia ze swoim poddanym i od razu nabiera pewności, że znają się oni dość dobrze, dlatego znów powtarza sobie, by zachować czujność. Zwłaszcza że Frejr nieustannie tytułował czarodziejkę, jakby to była ich zaginioną królową i zaczyna się obawiać, że wojna jest o krok bliżej, niż ktokolwiek przypuszcza.
– Chciałabyś zjeść tutaj, czy w swoim pokoju Wasza Wysokość? – pyta służąca, która pojawiła się obok nich, a czarodziejka od razu się do niej uśmiecha.
– Tutaj, zjemy tu – odpowiada ciepło i uśmiecha się do swojego poddanego. – Zjesz z nami?
– Niestety, ale muszę udać się do miasta w kilku sprawach, ale obiecuję, że widzimy się wieczorem na uczcie. – Frejr kłania się znów przed blondynką i oddala się razem ze służącą do kuchni.
– Jadacie w sali tronowej? – pyta Sif, siadając przy stole najbliżej podwyższenia.
– Tak, jadamy z poddanymi. To zawsze było dla nas ważne, poza tym to nie jest tylko nasz zamek, on ma należeć do wszystkich potrzebujących schronienia – opowiada Clea, krążąc przed krzesłami. – Przynajmniej kiedyś tak było.
– Kusi Cię, by na nim usiąść, co? – Czarodziejka od razu obraca się do Sif i uśmiecha się pewnie.
– Jak wspomniałam, uważaj na słowa. Ten tron nie należy do nas tylko do Odyna, mój kraj jest mu podległy i jestem tu tylko po to, by mu to przypomnieć.
– A on...
– Frejr jest przyjacielem mojego brata, dowodził rebelią na południu kraju, gdy Olnar został ranny, nie widzieliśmy się od dawna, ale jego ojciec zawsze był wierny Asgardowi, dlatego jego syn mógł przejąć jego pozycję na dworze – odpowiada chłodno Clea, a Sif od razu wyczuwa kłamstwo, lecz nie daje tego po sobie poznać. – Olnar powinien tu być, nie ja.
Nim Sif odpowie coś jeszcze, w sali zaczynają się krzątać dwie służące, ustawiające jedzenie na stole. Czarodziejka pozostaje milcząca do końca posiłku, mimo wszystkich prób podejmowanych przez Sif, jej myśli zaprząta plan, jak mimo sytuacji, w której się znalazła najszybciej sprowadzić swojego brata do domu. Nie tracąc przy tym Lokiego i zaczyna widzieć tylko jedno rozwiązanie, które mogło przyjść do niej tylko w tym miejscu, w miejscu, w którym ostatnim razem miała krew na rękach.
– Przejdźmy się. – Czarodziejka nie czeka, aż Sif skończy posiłek i po prostu rusza do schodów znajdujących się na końcu sali, a później zaczyna żmudną wędrówkę w górę, aż dotrą do biblioteki. – Och jak za tym tęskniłam... – szepcze, idąc w głąb przestronnego pomieszczenia i przeciąga dłonią po grzbietach książek. – Przeczytałam chyba każdy tom, który tu znajdziesz. Kiedy ojciec dawał mi szlaban na spędzanie czasu z bratem, przesiadywałam tu tygodniami.
Sif stoi między półkami obserwując blondynkę i niemal może zobaczyć jej buntowniczą młodszą wersję, której nigdy nie znała i która w przeciwieństwie do niej, większość swoje życia w jakiś sposób spędziła uwięziona. Tu między regałami pełnymi ksiąg, w miejscu, z którego pochodziła jej matka, czy teraz w Asgardzie.
– Spójrz tutaj! – woła radośnie Clea, dając znać brunetce, by do niej podeszła i łapie ją za rękę, kładąc ją na wyszczerbionej półce. – Olnar kiedyś przyszedł tu z Frejrem i z mieczami, teoretycznie by dotrzymać mi towarzystwa, ale się pojedynkowali i tak się to skończyło.
– Twój brat przypomina mi Thora, gdy był młodszy
– Nie, zdecydowanie nie... – mówi od razu Clea. – Mój brat ma w sobie tę zimną stanowczość i pewność co do swojej drogi, której nie ma Thor. Olnar był urodzony i wychowany do swojej roli, ale przy tym wszystkim kocha ścieżkę, którą ma wytyczoną. Thor mimo wszystko nie jest o niej przekonany.
– Dlaczego nie mówisz o nim już w czasie przeszłym? – pyta Sif, ale za nimi rozlega się skrzypnięcie drzwi i po chwili do biblioteki wchodzi starsza kobieta, która wita czarodziejkę uśmiechem.
– Księżniczko... – wzdycha pogodnie, a Clea od razu biegnie do niej radośnie. – Tak dobrze Cię znów widzieć, na długo ojciec Cię przysłał?
– Oby jak najdłużej Daino. – Blondynka od razu bierze starszą kobietę pod rękę i rusza w stronę drzwi, nie oglądając się na Sif, która i tak podążała za nimi, jak cień. – Jak się miewasz?
– Dobrze, dobrze, ale lepsze pytanie, jak Ci się nosi płaszcz, który Ci uszyłam?
– Moja peleryna to Twoje dzieło? Nie mogło być inaczej, jest doskonała.
– To dobrze, bo uszyłam Ci coś specjalnego na dzisiejszą kolację Widziałaś już się z Frejrem? Prawda, że wyprzystojniał?
– Daino! – fuka rozbawiona Clea i zaciska mocniej dłoń na jej ręce, na swoim ramieniu. – Najważniejsze, że nie stracił swojego sprytu.
– Nie ożenił się jeszcze...
– A ja prawie wyszłam za mąż moja droga – upomina ją blondynka.
– Za Asgardczyka, co to za materiał na męża... – wzdycha starsza kobieta, nic sobie nie robiąc ze spojrzenia, jakie posyła jej Clea, dając jej tym do zrozumienia, że nie przy Sif takie rozmowy. – Nic mnie to nie obchodzi, miejsce księżniczki jest w domu, a mąż też powinien być nasz.
– Obawiam się, że nie mam na to wpływu, jak długo zostanę, ale co do męża to wciąż mam coś do powiedzenia.
– Pójdę po Twoją sukienkę Księżniczko – mówi z uśmiechem kobieta i oddala się bez spojrzenia na Sif. Clea za to obraca się do niej z pogodną miną i daje jej znać, by poszły dalej.
– Daina była naszą mamką, jak byliśmy mali. Szyła mi też kreacje na wszystkie możliwe okoliczności i obiecała sobie, że nie umrze, dopóki nie uszyje mi tej ślubnej – tłumaczy Clea, idąc długim korytarzem i nie przejmując się, że wzrok Sif uciekał co chwilę na drobne ozdoby na ścianach.
– Clea... Ty wciąż go kochasz? Lokiego? Po tym wszystkim, co zrobił w Midgardzie...
– Jego czyny to jedno, jego osoba to drugie. Loki nie jest w pełni odpowiedzialny za swój charakter, ukształtowało go wiele wydarzeń, nie wszystkie były przyjemne, więc nie możemy...
– Możemy i powinniśmy go oceniać. – Sif spogląda ostro na blondynkę obok siebie, której wzrok od razu staje się tak zimny, jak wiatr za oknami.
– Nie opuszczę go. Nawet jak wszyscy inni to zrobili. Jeśli to odpowiada na Twoje pytanie, a teraz musisz mi wybaczyć, ale chciałabym się uszykować do uczty i...
– Chcę, żebyś wiedziała, że nie było moim życzeniem być tu z Tobą i Cię szpiegować, kiedyś się przyjaźniłyśmy i chciałabym, żeby to wróciło.
– A jednak tu jesteś i mnie szpiegujesz – odpowiada od razu czarodziejka. – Wiem, że nie możesz dopuścić do tego, bym została sam na sam z kimkolwiek, kto może być za kolejną rebelią, ale moja garderobiana to starsza, niegroźna kobieta, która pamięta, jak z bratem robiliśmy w pieluchy. Więc wybacz, ale możesz udać się do swojej komnaty i odpocząć Lady Sif.
Czarodziejka otwiera przed nią drzwi pokoju w końcu korytarza, a później bez słowa znika za tymi naprzeciwko i bierze głęboki wdech, opierając czoło o kamienną ścianę. Chce pobyć sama choć przez chwilę, a jednocześnie nie wie, czy jest gotowa by znów tu być. W końcu jednak uświadamia sobie, że nie może się poddawać i obraca się, by obrzucić wzrokiem swoją sypialnię. W zderzeniu z ciasnotą swojego pokoju w Asgardzie ta zdaje jej się jeszcze większa, niż to pamiętała, dlatego napawa się tą przestrzenią, wolno idąc w stronę łóżka i rzuca się na nie z uśmiechem.
– Loki – mówi zdecydowanie jego imię i opiera się na łokciach, w oczekiwaniu na to aż się pojawi. Jego postać po kilku minutach staje przy jej łóżku, obrzucając pokój pogardliwym spojrzeniem.
– To ma być królewska komnata? – pyta, idąc w stronę stołu i przeciąga dłonią po prostym drewnianym blacie, mimo tego, że przecież nie mógł poczuć jego faktury. – Naprawdę jesteście biedni.
– I czyja to wina? Bo obawiam się, że Asów.
– Widywałem lepsze stajnie niż wasz pałac.
– To zamek nie pałac – poprawia go od razu blondynka i przeciąga się na łóżku. – Sif krąży za mną jak cień, nie mogę nawet porozmawiać ze służącą bez jej okropnej osoby obok.
– A nie możesz zgrywać jej przyjaciółeczki i sprawić, by znów Ci zaufała?
– Jak niby mam to zrobić Loki? Ona jest szpiegiem w moim własnym domu...
– Daj jej coś, jakiś sekrecik i poproś, by go pilnowała, od razu Ci zaufa.
Clea siada nagle i uśmiecha się szeroko, mając doskonały plan na to, jak rozegrać to, co właśnie zaproponował jej Loki.
– Czasem masz dobre pomysły – mówi w końcu blondyna. – Muszę częściej dopuszczać do sytuacji, gdy w mojej obecności będziesz myślał mózgiem, a nie...
Do pokoju wchodzi bez pukania starsza służąca, a postać Lokiego rozmywa się w ułamku sekundy, ku wielkiej uldze czarodziejki, która wstaje i odbiera drewnianą szkatułę. Daina rozkłada na łóżku prostą ciemnoniebieską sukienkę z wyszywanym motywem rozłożystego turkusowego drzewa na piersiach.
– Jest taka piękna... – szepcze cicho Clea, nie mogąc sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz mogła nosić własny herb. – Dziękuję.
Wyciąga dłoń i zaciska ją lekko na rękach Dainy, która od razu pomaga jej się ubrać, a później Clea siada w fotelu, czekając, aż służącą zaplecie jej włosy, opowiadając o wszystkich, których kobieta mogła pamiętać, a którzy wciąż byli na dworze.
– Co jest w tej szkatule? – pyta czarodziejka, otwierając drewniane wieko i po chwili zamiera bez słowa. – Nie, nie mogę jej włożyć, jak to zrobię, wywołałam wojnę. Mamy królową i jest nią Frigga, więc ta korona należy do niej, tak samo, jak druga należy do Odyna, jestem tu po to, by o tym przypomnieć...
Na pewno po to tu jesteś? – szepcze w jej głowie Loki, a ona zaciska dłonie na swoich kolanach, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
– Zapewniam Cię Wasza Wysokość, że nikt tutaj nie zapomniał o Asgardzie i jego władcach, warto jednak przypomnieć ludziom, że mamy też swoich.
Clea wyjmuję koronę z błyszczącego srebrnego, metalicznego kruszcu i unosi ją na wysokość swojego wzroku. Nie była ze złota, nie mieli go w końcu w Wanaheimie ani grama, ale dzięki polerowaniu nawet i stal mogła wyglądać pięknie, a tu nie chodziło o wartość, chodziło o symbol. Korona przypominała plątaninę gałązek i gdy tylko dotknęła jej głowy, od razu wpasowała się w jej włosy, jakby to było jej miejsce.
– Ty i Twój brat powinniście nosić je nieustannie z dumą – mówi Daina, a Clea uśmiecha się do własnego odbicia.
– I niedługo będziemy – odpowiada czarodziejka i podnosi się z fotela.
Zanim dotrze do sali tronowej, zdąży spokojnie poukładać sobie w głowie, cały plan na dzisiejszy wieczór, a w końcu staje przed drzwiami, biorąc jeszcze jeden głęboki oddech i wchodzi do środka. Część rozmów wśród ludzi urywa się w pół zdania, gdy ją rozpoznają, a druga część poddanych, którą Clea znała z przeszłości woła ją ze śmiałością. Blondynka krąży między stołami, witając się z dawnymi przyjaciółmi, nieustannie prąc naprzód, aż do miejsca, gdzie siedzi Sif oraz Frejr. Czarodziejka podchodzi do szczytu stołu i gdy wszyscy wstaną, zajmuje swoje miejsce, sięgając po kielich wina, który od razu napełnia jej jeden z dowódców. Widzi Sif siedzącą dwa krzesła od niej i wita ją delikatnym kiwnięciem głową.
Clea napawa się tą chwilą, napawa się uczuciem, którego nie czuje nigdzie indziej, uczuciem bycia w domu, w miejscu, w którym jest chciana. Jej ojciec stracił pozycję wśród ludzi, układając się z Odynem, a brat zaginął w walce, więc została im tylko ona. Dlatego wznoszą toasty na jej cześć, jednocześnie podtrzymując iluzję władzy Odyna nad Wanaheimem, mówiąc dużo też o nim, jednak blondynka zna swoich ludzi, wie, że im bardziej pijani będa, tym trudniej będzie im trzymać się reguł gry. A jej strój ich do tego prowokuje, ona ich do tego prowokuje, czekając na to, że w całym zamieszaniu uda jej się ugryźć, jak najwięcej.
Sif nie spuszcza za to z niej wzroku, gdy któryś z doradców staje obok bogini czarów, jakby brunetka próbowała znaleźć choć jedno potwierdzenie zdrady, której chce dopuścić się Clea. Która jednak wcale nie następuje, a jasnowłosa księżniczka z taką samą dumą, z jaką nosi dziś koronę, opowiadała o dobrze Wszechojca i mądrości jego syna.
Jednak Clea w końcu wymyka się do łazienki i jak tylko z niej wychodzi, wpada na Frejra i od razu łapię go za dłonie, odciągając na bok, w ciemność korytarza.
– Clea, co miałaś na myśli w tym liściku? – pyta mężczyzna, nie puszczając jej rąk. – Napisałaś, że Olnar żyje, jak to możliwe?
– Widziałam go Frejr, mój wuj uratował mu życie, ale zwróci mu wolność dopiero w swoim czasie, uwierz mi, że robię wszystko, by ten moment nadszedł jak najszybciej.
– Co dokładnie musisz zrobić? Jak mam Ci pomóc?
– To sprawy między mną a Dormammu, ale na razie muszę wyjść cało z tego teatrzyku w domu Asów.
– Odyn nigdy nie oda nam Wanaheimu.
– Nie, oczywiście, że nie. Jednak niezależnie, który z jego synów usiądzie na tronie, będzie on po naszej stronie, lub będzie nim łatwiej manipulować, więc na razie potrzebuję tylko sprzyjających okoliczności.
– Jakich dokładnie? Koniunkcji planet do odprawienia jakichś mrocznych rytuałów? – sarka Frejr i oboje parskają śmiechem.
– Mniej więcej, mam plan i mam sojusznika.
– Bóg kłamstw jest żadnym sojusznikiem – odpowiada brunet, kręcąc głową. – Jednak syn Odyna to więcej niż mogliśmy sobie życzyć.
– Właśnie, wyobrażasz to sobie? Olnara na tronie i wolność? – pyta blondynka, kładąc mu dłonie na policzkach, gdy oboje uśmiechają się szeroko.
– Nigdy nie przestałem w to wierzyć Clea.
Czarodziejka pierwsza słyszy odgłos kroków Sif, a w jej oczach rozbłyskują iskierki zadowolenia, wiedziała, że wojowniczka pójdzie jej szukać, co idealnie dopełniało jej plan.
– Pocałuj mnie – mówi, a Frejr spogląda na nią pytająco. – Och, szpieg idzie idioto.
Clea nachyla się do niego i łączy ich usta w szybkim pocałunku, a po sekundzie odskakuje od niego przerażona, gdy Sif staje obok nich. Blondynka zabiera dłoń z ramienia mężczyzny obok siebie, który ucieka z powrotem na salę, a ona od razu łapie Sif za rękę.
– Błagam Cię, nikt nie może się dowiedzieć... –prosi teatralnym szeptem czarodziejka.
– A możesz mi to wyjaśnić? – pyta brunetka, stając przed nią w oczekiwaniu.
– Och, my chyba zawsze byliśmy w sobie zakochani, ale mój ojciec nigdy w życiu nie pozwoliłby mi na to, jestem za dobrą kartą przetargową, więc pozwól mi, chociaż na odrobinę wolności, gdy jestem tu.
– Powiem Ci, że ostatnie czego bym się po Tobie spodziewała, to skradzione pocałunki, a nie planowanie morderstwa Odyna.
– Nigdy nie widziałaś mnie w domu... Sif, proszę. Jeśli mój ojciec się dowie, to resztę życia spędzę we własnym pokoju.
– Oczywiście, że nikomu nie powiem, ale musisz kryć się trochę lepiej – odpowiada wojowniczka z lekkim uśmiechem. – Poza tym nie dziwię Ci się, jest cholernie przystojny.
– Och, mężczyźni w Wanaheimie już tacy są. Nie widziałaś mojego brata – mówi z uśmiechem Clea i rusza z powrotem na ucztę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top