16.

Tony Stark kręci się po swoim zdemolowanym apartamencie, wciskając wszystkim w dłonie drinki, gdy czekają na pojawienie się agentów Shield. Loki zakuty w kajdanki stoi w kącie pomieszczenia, a jego zielone oczy uważnie śledzą wszystkie kroki blondynki, która w końcu zrzuciła na chwilę swoją pelerynę i w mocno zakurzonej tunice, sączy zawartość trzymanej szklanki.

– Jak ktoś jest ranny, to zgłoście się do Czarodziejki z Księżyca – sarka Stark, posyłając jej bezczelny uśmiech, który kobieta komentuje przewróceniem oczami.

– Właściwie ja nie czuję się najlepiej – odzywa się Loki kpiącym tonem. – Nie masz dla mnie zaklęcia wiedźmo? Czy może mam wyglądać tak, żeby zwrócić Twoją uwagę? – pyta, przybierając postać Steve'a, a czarodziejka macha od niechcenia dłonią w jego stronę, kneblując go.

– Dziękuję, nie wiem, ile bym jeszcze zniosła jego pierdolenie – sarka Natasza, siadając obok blondynki i stukając swoją szklanką w jej.

– Jeśli Cię to pocieszy, ja miałam znosić je do końca życia – odpowiada Clea i uśmiecha się do niej, zanim wypiją whisky, a Stark poda im całą butelkę.

– Jak chcesz rozmawiać o byłych facetach, to będziemy zdecydowanie potrzebować więcej alkoholu. – Śmieje się Nat, a Clea kręci głową z uśmiechem.

– Więc wracamy do Asgardu? – pyta czarodziejka, spoglądając na syna Odyna.

– Jak tylko odpoczniemy – odpowiada Thor, opadając na zdemolowaną sofę, która zapada się bardziej pod jego ciężarem.

– Nie obrażę się w takim razie na to jedzenie – mówi Clea, a wszyscy zaczynają przerzucać się propozycjami co i gdzie powinni zjeść.

Czarodziejka stara się z całych sił, by nie patrzeć na Lokiego, boi się, że jednym spojrzeniem zdradzi się przed wszystkimi ze swoimi uczuciami. Ma poczucie, jakby jej serce pękło na nieskończoną ilość fragmentów, przez to, że musiała go zdradzić, że musiała wybrać między nim a cieniem szansy na odzyskanie brata. Niezależnie jak bardzo część jej duszy raduje się, na to, że Loki żyje i że jest tak blisko niej, nie może zniszczyć zaufania, jakim ponownie obdarzył ją Thor. Bożek kłamstw przegrał, dotkliwie i boleśnie, nie zasiądzie nigdy na tronie Asgardu, ale ona ma jeszcze swoją rolę do odegrania i nie może wszystkiego zaprzepaścić przez kłębiące się w niej uczucie. Dlatego, zamiast patrzeć na Lokiego, odpowiada na nieśmiały uśmiech Rogersa, gdy w końcu zbierają się, by zamówić shawarme.

Clea nie bierze udziału w żadnej dyskusji, jaką Avengers odbywają ze swoimi przełożonymi, opiera tylko stopę na metalowej walizce chroniącej przed nią Tesserakt i jego moc, gdy zbliża się do niej, jeden z mężczyzn w garniturze.

– Nie radziłbym – odzywa się Stark, szczerząc do niej zęby. – Hermiona nie jest taka miła, na jaką wygląda.

– Moment, w którym musisz mi tłumaczyć wszystkie swoje żarty, to nigdy nie jest dobry moment – sarka Clea.

– Spokojnie, Rogers też jeszcze nie jest na bieżąco z tym światem. Trochę rozumiem, że nie masz w Hogwarcie internetu...

– Stark! – wchodzi mu w słowo inny mężczyzna pod krawatem, a Clea kręci głową z dezaprobatą i pakuje do ust kolejną porcję frytek.

Gdy wszyscy szykują się do nieuchronnego rozstania, Thor otwiera kolejne piwo i staje naprzeciwko swojej dawnej przyjaciółki, patrząc jej prosto w oczy, które, mimo że od walki minęło kilka godzin, wciąż błyszczały fioletem.

– Gdzie byłaś cały ten czas? – pyta ją, a ona parska cichym śmiechem. – Heimdall...

– Są takie miejsca, które nawet jego magia omija – odpowiada czarodziejka. – Uczyłam się, próbowałam... – przerywa na chwilę, by spojrzeć na Lokiego, siedzącego w kącie. – Zapomnieć.

– Twój ojciec będzie szczęśliwy, wiedząc, że żyjesz.

– Wiem, że będzie. Ja jednak nie do końca będę szczęśliwa, znów mając na ramionach brzemię bycia jego jedyną dziedziczką, ale taki nasz los, prawda? – pyta, uśmiechając się do syna Odyna. – Nie nam dane jest wybierać, co możemy, a czego nie możemy. Twój ojciec...

– Nie ma znaczenia Clea, co zrobiłaś sama, a w jakim stopniu Loki Cię zmanipulował. Dzisiaj Cię potrzebowaliśmy i stanęłaś po właściwej stronie.

– Dziękuję – odpowiada blondynka, wyciągając ręce i obejmując lekko boga piorunów. Nawet jeśli wiele ją kosztuje każde wypowiedziane przez siebie kłamstwo, w końcu nie chce do końca oszukiwać właśnie jego. Thor zawsze był dla niej dobry, był jej przyjacielem i nie jego winą jest to, co oznacza dla niej powrót do Asgardu.

Czarodziejka obserwuje trochę z boku wszystkie pożegnania, jakby już miała przebłyski świadomości tego, że najpewniej niebawem zabije ich wszystkich. Najlepiej ze wszystkich zna Dormammu i wie, że nie zostawia on jeńców, więc wszyscy na ziemi będą martwi, zamienią się w siłę, którą żyje mroczny wymiar. W moc, z której ona sama korzysta.

– Zabrakło Ci na koniec wszystkich cwanych docinków? – pyta ją Stark, wyciągając dłoń w jej stronę.

– Nie, po prostu zostawiam je sobie na kolejny raz – odpowiada, ściskając jego rękę i uśmiecha się do Rogersa. – Do następnego Kapitanie.

– Wasza Wysokość. – Śmieje się Steve, całując ją w rękę.

Clea obraca się w stronę Thora, skutecznie ignorując miny Lokiego i skinieniem głowy daje znać, że mogą ruszać, choć ani trochę nie czuje się na to gotowa.

Jak tylko znajdą się na dziedzińcu złotego pałacu, od razu otaczają ich straże, a Clea dopiero teraz czuję na swoich barkach ciężar wyboru, którego dokonała. Straże zakuwają Lokiego w kajdany, a on nie spuszcza z niej wzroku i kobieta wyczuwa pierwszą gorącą łzę na swoim policzku.

– Och Kochanie, Odyn jest przecież dobrotliwym władcą, na pewno nie skaże mnie na śmierć – sarka bożek, jakby chcąc zranić ją jeszcze bardziej, trochę mocniej podsycić jej cierpienie. – A nawet jeśli to przecież spędzisz wieczność, mając świadomość, że przyłożyłaś do tego rękę. Stając po... właściwej stronie. – Czarodziejka rwie się w jego stronę, odpychając jednego ze strażników i wymierza Lokiemu policzek, który ten kwituje uśmiechem. – No już daj spokój, bo pomyślę, że naprawdę mnie kochasz.

– Oboje przegraliśmy, ale to jeszcze nie był koniec gry – szepcze Clea i całuję go, zanim ktoś odciągnie ją za ramiona. Kobieta szarpie się bezsilnie, patrząc na to, jak Loki zmierza w stronę sali tronowej.

– Nie pogarszaj swojej sytuacji córeczko – mówi ostro Veig, a dziewczyna drży lekko i przytula się do niego, sprawiając wrażenie całkowicie bezbronnej, zakochanej istoty. Jednak jej własny ojciec, zna ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że pod tymi sztuczkami musi kryć się coś więcej. – Chodź, zaprowadzę Cię do pokoju.

Clea przytakuje mu niepewnie, ruszając za nim schodami wewnątrz pałacu. Przemierzała te korytarze tysiące razy, ale dopiero dziś zdają jej się tak dłużyć, była świadoma tego, że nie czeka ją miłe przyjęcie, ale żywiła nadzieję, że będzie jej dane być przy sądzie nad Lokim. Zamiast tego, gdy on jest skazywany na wieczność w swoim więzieniu, ona zostaje zaprowadzona do swojego. Mimo że ojciec nie użył kiedykolwiek wcześniej wobec niej siły, dziś Clea upada na kolana, na podłogę swojego pokoju tracąc równowagę po tym, jak ją popchnął. Przez chwilę wpatruje się w swoje dłonie, na zimnych kamieniach posadzki, a dopiero po chwili, gdy zatrzasną się drzwi, podnosi wzrok na niego.

– Nie cieszysz się, że żyję tato? – pyta ciepło, a on z lodowatą miną wyciąga dłoń w jej stronę, bynajmniej nie po to, by pomóc jej wstać.

– Pierścień i różdżka – mówi Veig, a ona odpina od pasa artefakt, wiedząc, że teraz nie jest dobry czas na kłótnie. Wstaje powoli, nic nie robi sobie ze zniecierpliwionej miny ojca i opiera się o biurko naprzeciwko niego.

– Nawet jak dam Ci jeszcze różdżkę i nawet jak Odyn zamknie ją w skarbcu, to i tak jak sobie tego zażyczę, to pojawi się w mojej dłoni, bo wybrała mnie – odpowiada blondynka, uśmiechając się lekko i krzyżując dłonie na piersiach. – Spodziewałam się cieplejszego powitania, jako Twoja pierworodna.

– Nie opowiadaj kłamstw, bo może skończyć się to dla Ciebie gorzej...

– To przecież nie kłamstwo, Olnar jest ode mnie o dziewięć minut młodszy – mówi Clea, widząc, jak jej ojciec marszczy brwi na sam dźwięk imienia swojego syna. – Dlatego jestem od niego potężniejsza.

– Nie waż się więcej nawet o nim mówić – ucina Veig, idąc w jej stronę. – Od dzisiaj koniec z Twoimi książkami, z Twoimi głupimi nadziejami na to, że znajdziesz sposób na to, by wymigać się od swoich powinności. Nie opuścisz więcej Asgardu, ba, nie opuścisz nawet tego pokoju, jak będę miał takie życzenie. A jak przyjdzie odpowiedni moment, poślubisz jakiegoś naiwnego dobrze urodzonego chłopaka i zapomnisz raz na zawsze o Midgardzie i swoich sztuczkach.

– Oboje doskonale wiemy, że to się nie stanie tato – odpowiada Clea, uśmiechając się szeroko, a ojciec chce ją uderzyć, lecz dziewczyna zatrzymuje zaklęciem jego dłoń na centymetr od swojej twarzy. – Nie masz nade mną żadnej władzy. Nie Ty, a to, co obiecała moja matka, ma wpływ na moje życie. Więc zapomnij, że poślubię kogoś innego niż Loki, czy o tym, że w naszym domu na tronie zasiądzie ktoś inny niż mój brat. – Czarodziejka obserwuje jak jej ojciec rusza w stronę drzwi i coś ściska jej serce, w głębi duszy nie chciała go ranić, nawet jeśli on zawsze daleki był do tego, by okazywać jej jakiekolwiek ciepłe uczucia. – Olnar żyje tato, czułam jego oddech, słyszałam bicie serca, trzymałam go w ramionach. Dormmamu...

– Jeśli to prawda, to niech zabierze sobie Ciebie choćby zaraz, a odda mi syna.

Clea cofa się o krok i spogląda ojcu prosto w oczy, przeczuwała podświadomie od dziecka, że nie jest przez niego mile widziana, ale czuć, a wiedzieć to są dwie zupełnie różne rzeczy. Dlatego teraz to Veig opuszcza spojrzenie, nie mogąc znieść fioletowych tęczówek swojej córki.

– Nie wiń się tato, też wolałabym zamienić się z nim miejscami – mówi w końcu Clea i przygryza usta. – Jednak Dormammu nieznośnie nie pozwala mi umrzeć, więc jesteśmy na siebie skazani. Ty i ja. Dopóki nie znajdę sposobu, by to wszystko zmienić.

Jej ojciec otwiera drzwi pokoju bez słowa i dopiero po dłuższej chwili obraca się do swojej córki, biorąc głęboki wdech.

– Loki resztę życia spędzi w celi w więzieniu, Frigga wybłagała, by Odyn nie skazywał go na śmierć – mówi beznamiętnym tonem. – Zrobiła to dla was obu, mimo że żadna z was go nigdy więcej nie zobaczy.

Clea przytakuje mu nieznacznie i obraca się w stronę okna, a widok, który się z niego rozciąga, powoduje u niej dreszcze. Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, była przekonana, że nigdy wcześniej nie tęskniła za domem tak, jak wtedy. Teraz uczucie tęsknoty niemal spala ją od środka, nawet jak kobieta nie umie obecnie wskazać żadnego miejsca, które wzbudza to uczucie.

Wszystko dlatego, że nagle tęskni nie za miejscem, a za człowiekiem, który co gorsze znajduje się w tym samym pałacu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top