15.

To, że boi się wysokości, odkrywa dopiero teraz, jak jej stopy dotykają szklanego balkonu Stark Tower i widzi te setki metrów dzielące ją od ziemi. Nie boi się unosić w powietrzu, nie boi się górskich szczytów, czy wież w Asgardzie, nie przeraża ją siedzenie na parapecie okna swojego pokoju. Nie. Clea czuje niemą panikę na myśl o uczuciu spadania stąd i śmierci na nowojorskim chodniku, gdy w jednej z wizji Loki ją po prostu wypchnął za balustradę.

A to jest jedna z tych najmniej strasznych dla niej możliwości.

Blondynka szepcze zaklęcia, przelewając je na ściskaną w dłoni różdżkę, a później wypowiada kolejne pozbawiające ją mocy, gdy zbliża się w stronę portalu, a w oczach starszego mężczyzny, który go otworzył, widzi coś niepokojącego. Loki pozwala jej chwilę podziwiać swoje dzieło, zanim się odezwie. Jakaś część jego serca tęskni za nią, za jej nieznośnymi przytykami i zapachem jej włosów, które dziś są chyba nawet odrobinę jaśniejsze, niż pamięta.

– Tresowane małpy, czy nie tym właśnie są ludzie kochanie? – Rozbrzmiewa nagle głos, którego kobieta myślała, że nigdy już nie usłyszy poza wizjami w swojej głowie. – Jak widzę, oboje zawarliśmy układ, który zapewnił nam przeżycie, co?

– Tęskniłeś? – pyta ciepło Clea, obracając się do niego.

Bóg kłamstw idzie powolnym, ale niemal tanecznym krokiem w jej stronę, trzymając w prawej dłoni berło. Czarodziejka od razu wie, że znajduje się w nim kamień umysłu, ale nie daje po sobie w żaden sposób poznać zasianego w niej niepokoju i uśmiecha się szeroko, gdy Loki kładzie jej dłoń na policzku.

– Cieszę się, że tu jesteś Clea – mówi, patrząc jej prosto w oczy. – Cieszę się, że będziesz stać przy obok mnie, podziwiając moje wielkie zwycięstwo.

– To zawsze był Twój plan, prawda? Stać na dachu świata i patrzeć na apokalipsę... – odpowiada blondynka, obracając się do balustrady i patrzy na trwającą zagładę. – Nic innego nie ma znaczenia.

– Oczywiście, że coś innego ma znaczenie, istotne jest to, co będzie dalej.

– Po tym, jak zniszczysz Midgard?

– Och tęskniłem za Tobą głupia – sarka, stając obok niej z uśmiechem. – Nie mam zamiaru zniszczyć świata, mam zamiar go podbić i mam zamiar nim rządzić. Z Tobą u mego boku.

– Trochę jednak wygląda mi na zagładę – szepcze blondynka, gdy kolejny budynek upada, kilka przecznic dalej. – Nie możesz tego zrobić Loki, nie teraz i nie ziemię...

– Mogę i zrobię, a Ty mi w tym pomożesz – mówi, uśmiechając się do niej i łapiąc ją za rękę, by obrócić ją do siebie. – Mam moc, by zdobyć nie tylko Midgard, ale i pozostałe królestwa, a jak spróbujesz mi się sprzeciwić, zacznę od Twojego drogiego Wanaheimu.

– Czy jest cokolwiek, czego pragniesz bardziej niż władzy Loki?

Laufeyson przewraca oczami, widzi na jej twarzy wypisane oczekiwanie na odpowiedź i wie doskonale, że powinien ją okłamać, ale przecież tego dokładnie blondynka się spodziewa. Wie, że kobieta nie stanie po jego stronie z własnej woli, nie ma do końca pojęcia dlaczego, ale musi mieć ku temu powody, a próby zmuszenia ją siłą, czy kontrolą umysłu woli zostawić sobie na deser. Na ostatnią konieczność, gdy nie zadziała coś zupełnie dla nich obojga nowego. Uczucia.

– Nie odpowiesz mi? Czy nie ma nic innego? – pyta czarodziejka, zaciskając dłoń odrobinę mocniej na różdżce, która, mimo iż stoi obok niej, pozostaje niewidoczna dla jego oczu.

– Nie, przecież chciałaś, żebym milczał, jak mam być szczery – odpowiada lekceważąco, a ona spogląda mu prosto w oczy i uśmiecha się lekko.

– Gdyby tylko nasze przeznaczenie splatało się w tych samych punktach czasu... to mogłoby się naprawdę udać Loki – mówi smutno Clea, zbliżając się do jego ust i w końcu je łączy. Bożek przez pierwszy ułamek sekundy jest zaskoczony, ale odwzajemnia pocałunek ze zdwojoną pasją, przyciągając ją do siebie. – Naprawdę przepraszam, ale nie mam innej możliwości.

Zanim Loki zdąży zareagować, czarodziejka stuka różdżką o ziemię, a energia, która się z niej wydobywa, odrzuca go kilka metrów dalej. Clea wykorzystuje jego zaskoczenie, by pobiec w stronę portalu, ale zanim jej wzrok w jakikolwiek sposób ogarnie złożoność zbudowanej przez ziemskiego naukowca maszyny, Loki pojawia się obok niej i łapię ją za włosy.

– Popełniłaś wielki błąd – mówi do niej ostro i popycha ją do przodu, a później przykłada berło do jej piersi, jednak tak, jak w przypadku Iron Mana nie daje to żadnego efektu.

– Niespodzianka – sarka blondynka, uderzając go w głowę trzonkiem swojej różdżki, która po chwili znów rozbłyska fioletem i kolejna fala mocy odrzuca bożka do tyłu. Tym razem jednak wypuszcza on z dłoni berło, które ląduje w połowie drogi między nimi.

Oboje rzucają się po nie biegiem, a Loki wybucha śmiechem, gdy jednocześnie zaciskają na nim dłonie, szarpiąc się.

– Pobiegłaś Clea, to Twój błąd – mówi z uśmiechem. – Dlaczego miałabyś nie użyć lewitacji, gdy dałoby Ci to przewagę? Dlatego, że nie możesz. – Śmieje się jej prosto w twarz. – Tak pozbyłaś się daru widzenia przyszłości? Pozbywając się całej mocy? To żałosne.

– Ty jesteś żałosny, ze swoim kompleksem na punkcie starszego brata, problemami z tatusiem i obsesją władzy i zginiesz przez to Loki – mówi blondynka, patrząc mu prosto w zimne, zielone oczy. – Chcesz wiedzieć, kiedy to się stanie? Widziałam to i opłakałam Cię tysiące razy...

– Skoro o tym mówisz, to wiem jedno – odpowiada kłamca z szerokim uśmiechem. – Nie będzie to dziś, co do Ciebie jednak nie miałbym takiej pewności moja ukochana.

Clea w końcu puszcza berło. Loki od razu celuje nim prosto w nią, ale Clea zasłania się swoją różdżką i uderzenie energii nie robi na niej żadnego wrażenia. Jednak czarodziejka ma świadomość, że moc jej artefaktu zaraz się wyczerpie i stanie przed nim całkiem bezbronna i wie, dokładnie co się stanie.

– Wypchniesz mnie za balustradę! – krzyczy kobieta, niemal histerycznie, a on przez chwilę mruży oczy. – W swojej obsesji władzy i pragnieniu wygranej zabijesz mnie. Tu i teraz Loki, a ja już wiem, jak to będzie wyglądać... chcesz wiedzieć, co poczuję? Ulgę! Bo nasza linia czasowa się urwie i nigdy więcej Cię nie stracę!

Loki opuszcza broń i idzie w jej stronę spokojnym krokiem, jakby czarodziejka była spłoszonym zwierzęciem, które w każdej chwili może zaatakować.

– Nie wiem, co widziałaś Clea, ale jakimikolwiek uczuciami bym Cię teraz nie darzył, nigdy bym Cię nie zabił – mówi takim głosem, że blondynka jest niemal skłonna mu uwierzyć. – Jesteś prawdopodobnie jedyną osobą, której bym nie zabił. – Idzie nieprzerwanie w jej stronę, a ona mimo wszystko cofa się o krok, podnosząc swój artefakt. – Stań po mojej stronie, wiem, że tego pragniesz.

Kobieta uśmiecha się do niego niepewnie i kręci głową, rozdarta między tym, kogo kocha bardziej. Nie próbuje w końcu powstrzymać Lokiego z dobroci serca, czy troski o ten świat, właściwie, gdyby nie żądania Dormammu z chęcią podałaby teraz kłamcy dłoń i patrzyła, jak wszystko wokół nich płonie. Jednak odkąd zobaczyła znów swojego brata, nosi w sobie poczucie, że może znów być w całości, że cząstka jej serca i jej samej, która odeszła razem z nim może powrócić. A to oznacza, że Loki nie może wygrać.

Nie, świat musi dziś zwyciężyć.

Tylko po to, by ona mogła sprowadzić na niego zagładę, z którą nawet Avengers sobie nie poradzą.

– Masz rację, pragnę tego Loki, ale nie mogę – odpowiada w końcu kobieta, rzucając z różdżki kolejne zaklęcie, przed którym tym razem udaje mu się ochronić. Clea zdaje sobie sprawę, że nie pozostało jej za wiele magii do wykorzystania i staje przed wyborem, czy zdjąć z siebie zaklęcie i zaryzykować ponowne zetknięcie się z kamieniami, czy spróbować czegoś zupełnie innego.

W końcu atakuje go wręcz, a trzymane przez nich artefakty krzyżują się w powietrzu, by po chwili odrzucić ich od siebie z siłą większą niż jakiekolwiek zaklęcie, które rzucili do tej pory. Clea spada za krawędź balkonu i w ostatniej chwili udaje jej się złapać jedną ręką. Na ten widok Loki rzuca się biegiem w jej stronę, ale zanim uda mu się złapać jej dłoń blondynka już spada, posyłając mu ostatnie, przepraszające spojrzenie.

W tym samym czasie Tony Stark zatrzymuje się na chwilę w powietrzu, mając widok na swój wieżowiec i toczącą się na nim walkę.

– Czy ktoś może mi powiedzieć, kim jest laleczka, która właśnie dołączyła do imprezy? – pyta resztę, a oczy pozostałych Avengers próbują dojrzeć z poziomu ulicy cokolwiek na dachu.

– Blondynka w fioletowej pelerynie? – odzywa się w końcu Thor, odrzucając jednego z atakujących go przeciwników.

– Tak, znacie się? – Śmieje się Stark. – Należy do waszego szekspirowskiego kółka?

– To narzeczona Lokiego, byliśmy przekonani, że zginęła razem z nim.

– On ma dziewczynę? To musi być naprawdę interesująca osoba – sarka Natasza, biegnąc w stronę Clinta i próbując w jakikolwiek sposób zracjonalizować otaczającą ich walkę, która była dla niej niepodobna do żadnej poprzedniej.

– Jedyne co powinno nas teraz obchodzić to po której stronie stoi – mówi Kapitan, próbując wypatrzeć jakichś cywili we fragmencie zamkniętej ulicy, na której się znajdują.

– Tak, jeśli o to chodzi... to chyba dość skomplikowane – odpowiada Stark i parska krótkim śmiechem. – Wygląda na to, że chciał ją przeciągnąć na swoją stronę, ale księżniczka ma inne zdanie na ten temat.

– Zabierz ją stamtąd, zanim zrobi z nią to samo co z Selvigiem – mówi Thor.

– Już lecę, a właściwie to ona leci. W dół. Chyba Romeo pozbył się swojej Julii – sarka Tony, ruszając w stronę wieżowca i łapie blondynkę w powietrzu kilka metrów nad ziemią. – Kłopoty w związku? Mogę polecić dobrego terapeutę, przyda wam się bardziej niż mnie i Potts księżniczko. – Clea mruga kilka razy, patrząc na mężczyznę w zbroi, trzymającego ją w ramionach i uwalnia się spod własnego zaklęcia broniącego ją przed kamieniami, gdy ma pewność, że są wystarczająco daleko od portalu. – Mam Cię podrzucić w jakieś konkretne miejsce, niedaleko mają niezłe drinki...

– Po prostu mnie puść Stark – wzdycha dziewczyna, wyskakując z jego ramion, a Tony momentalnie obraca się i mruży oczy, widząc, jak blondynka przed nim lewituje w powietrzu z wyciągniętą ręką, w której po ułamku sekundy pojawia się różdżka.

– Z całym szacunkiem księżniczko, ale nie byliśmy sobie przedstawieni.

– Z całym szacunkiem puszko sardynek, ale jak nie zamkniemy tego portalu, to już nigdy nie będziemy mieć czasu na uprzejmości – odpowiada czarodziejka i teleportuje się na ziemię, gdzie Thor i Kapitan walczyli ramię w ramię z rudowłosą kobietą.

– Clea... – zaczyna syn Odyna, ale ona od razu wchodzi mu w słowo.

– Nie, nie mamy na to teraz czasu. Wydaje mi się, że jedyny sposób, by zniszczyć portal to użyć berła, które ma Loki – mówi szybko, rozglądając się po polu walki. – Jeśli dasz radę się go stamtąd pozbyć, ktoś z was będzie mógł zamknąć bramę.

– A Ty nie możesz tego zrobić? – pyta druga z kobiet.

– Nie, nie mogę w żadnej sposób wpływać na moc, której używa Loki.

– Więc porozmawiam sobie z moim bratem – odpowiada Thor i w ułamku sekundy znika, a Clea spogląda na pozostałą dwójkę ludzi obok siebie.

– Więc skoro nie możesz pomóc na górze księżniczko, to może masz sposób, by mnie tam podrzucić? – pyta Romanoff, blondynka z uśmiechem wyczarowuje jej portal pod nogami, a jak tylko agentka zniknie w Stark Tower, unosi nad nią i Rogersa świecącą tarczę, która broni ich przed odłamkami spadającego szkła z budynku obok.

Stark przelatuje nad ich głowami, a za nim jeden z ogromnych potworów, czarodziejka skupia się, by otworzyć przed nim idealnie portal, a Steve ochrania ją przed napastnikami na ziemi, zanim blondynka nie zamknie świecącego okręgu dokładnie na środku stworzenia, którego połowa opada bezwładnie na ziemię w sąsiedniej przecznicy.

– Całkiem nieźle Wasza Wysokość.

– Polecam się na przyszłość Kapitanie – odpowiada z uśmiechem Clea, spoglądając w niebieskie oczy dobra narodowego Stanów Zjednoczonych, zanim zaatakują ich kolejni przeciwnicy.

Clea widzi biegnącego w ich stronę zielonego potwora i momentalnie, kieruję przed siebie różdżkę, ale Steve zastępuje jej drogę.

– Lepiej, żebyś nie podpadała doktorowi Bannerowi, jak jest w tym stanie – mówi Rogers, uśmiechając się do niej.

– Chcesz mi powiedzieć, że ta machina zniszczenia jest po naszej stronie?

– Tak i... – Kapitan przerywa w pół słowa, próbując usłyszeć dokładnie słowa Starka, w słuchawce w swoim uchu, a Clea broni go przed kolejnymi Chitauri, a z drugiej strony z dużą dozą niepewności obserwuje Hulka wspinającego się po pobliskim wieżowcu. – Dworzec, musimy się dostać do budynku dworca.

Blondynka przytakuje mu, wyczarowując kolejny portal i przenosi ich pod samo Grand Central.

– A jeszcze kilka dni temu, byłem gotowy założyć się o dziesięć dolców, że nic mnie nie zaskoczy – stwierdza Steve, biegnąc w stronę kolejnych przeciwników, a Clea unosi się w powietrzu i ląduje obok niego.

– Dziesięć dolców mi się nie przyda, ale nie odmówię drinka – odpowiada czarodziejka, uderzając różdżką o ziemię, a szyby z najbliższego okna rozsypują się w pył. Kapitan uśmiecha się do niej, wskakując do środka, a blondynka otwiera kolejny portal na niebie, by odesłać następnych Chitauri w pustkę odległego kosmosu.

Clea nigdy wcześniej nie uznałaby siebie za wojowniczkę, to zawsze była materia jej brata, czy Lady Sif. Ona miała swoje książki, ona miała swoje zaklęcia, których użyła do tej pory jeden raz i skończyło się to dla niej nie najlepiej. Nawet jeśli zakończyła tym wojnę, to w efekcie każdy traktował ją później z ogromną niepewnością i dziś, dziś zdaje sobie sprawę, że będzie tak samo. Jest gotowa wykorzystać pełnię swoich umiejętności, nawet jeśli w ludziach wokół niej, w tych ziemskich bohaterach ma później wzbudzać tylko strach. Nie wydaje jej się w tej chwili to wygórowana cena za pomoc w ratowaniu świata. Świata, który miał przetrwać jeszcze tylko kilka chwil, zanim obróci się w pył.

Huk wybuchu na chwilę kompletnie ją ogłusza, aż zauważy, że Rogers leży na samochodzie obok niej i biegnie do niego, ale ten już się podnosi.

– Jesteś cały? – pyta, uśmiechając się do niego, a mimo tego, że ten przytakuje jej w odpowiedzi i tak kładzie dłoń na jego rozciętym ramieniu i szepcze zaklęcie. – Teraz Ci wierzę.

– Stark potrzebuje pomocy, dorwali go kilka ulic dalej – mówi, już chcąc się rzucać biegiem, ale Clea kręci głową i uśmiecha się do niego.

– Zostaw to mnie – odpowiada, znikając mu z oczu.

Blondynka wyskakuje z portalu tuż nad przeciwnikami, którzy przyparli Iron Mana do ziemi i uśmiecha się lekko.

– Blaszaku, bądź tak miły i zniknij, nie chcę, by komuś stała się krzywda.

Clea uwalnia go spod ostatniego z kosmitów, a Tony wznosi się nad ziemię, przez chwilę obserwując, jak kobieta zaciska dłoń na swojej różdżce, a gdy ta uderzy w ziemię, wszyscy Chitauri wokół niej padają martwi.

– Szkoda, że nie wpadłaś wcześniej księżniczko – sarka jeszcze Stark, a dziewczyna już wznosi się koło niego, tylko teraz barwa jej tęczówek pała fioletem. – Rozumiem, ciemna strona mocy, czy coś...

– Zawsze jesteś taki dowcipny? – pyta go czarodziejka, rozglądając się za kolejnymi przeciwnikami.

– Tak, to moja największa zaleta.

– Współczuję żonie – mruczy pod nosem w odpowiedzi i spogląda na otwarty portal. – Czy oni tam pomarli?

– Nie, ale nie mogą jeszcze zamknąć portalu....

– Stark! – krzyczy za nim Clea, ale ten znika z zaskakującą dla niej prędkością i kobieta postanawia odnaleźć w tym całym zgiełku Thora, który jak się okazuje, walczy z Rogersem kilka przecznic bliżej Stark Tower.

Zanim czarodziejka do końca pojmie, co się dzieje i czym jest dokładnie zagrożenie, które Iron Man próbuje podrzucić do wymiaru Chitauri, już jest po wszystkim, a oni stoją ramię w ramię, modląc się o to, by udało mu się wrócić. Syn Odyna jako pierwszy zauważa, że Stark nie wytrąca prędkości, lecąc w dół, a zanim jego przyjaciółka rzuci jakieś zaklęcie, łapie go już Hulk i kładzie u ich stóp. Clea nie zna go, nie zna nikogo z fantastycznych przyjaciół Thora i, mimo że ona jest obca, ma wrażenie, że te kilka godzin walki stworzyło między nimi więź na wiele, wiele kolejnych lat i czuje ich pełne strachu napięcie, gdy Stark nie daje znaku życia. Dlatego pada przy nim na kolanach i gdy maska jego zbroi się unosi, kładzie mu dłoń na policzku, mówiąc krótkie zaklęcie, które ma, chociaż na chwilę dodać mu energii. Tony krzyczy i głośno łapie powietrze, a Clea opada na tyłek, na stos gruzu czując ulgę, że tym razem nie przybyła za późno.

– Cholera! Czy możemy ją zatrzymać? – Zdobywa się na kpiący ton Stark. – Jest całkiem przydatna, zdecydowanie chcemy ją zatrzymać – sarka po raz kolejny. – A skoro już księżniczka i Rogers się umówili na drinki, to możemy skoczyć najpierw coś zjeść? Niedaleko jest niezła knajpa...

Totalnie lubię ten rozdział. Avengers to jeden z najlepiej starzejących się filmów MCU i nie traci swojego uroku nawet po tylu latach. Mam nadzieję, że udało mi się oddać należny mu szacunek. 

K. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top