13.
Clea myję twarz zimną wodą i ubiera się w luźne lniane spodnie i dopasowaną tunikę, materiał drapie jej ciało przy każdym ruchu, ale dziewczyna zdaje sobie sprawę, że będzie musiała do tego przywyknąć na nowo. Przed prostokątnym lustrem związuje włosy w koński ogon i obraca się, by obrzucić jeszcze raz pokój spojrzeniem, upewniając się, że jest on w takim ascetycznym porządku, jaki panuje w całym sanktuarium. Na korytarzu przed jej pokojem czeka na nią Mordo, a ona uśmiecha się do niego lekko.
– Witaj stary przyjacielu – mówi pogodnie, a on wskazuję jej, w którą stronę ma iść, nie okazując żadnych emocji.
– Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi Clea, nie myśl też, że jesteś tu kimś więcej niż uczennicą.
– Twoją? Widzę, że zostałeś mistrzem, gratuluję Karl, zawsze wiedziałam, że masz potencjał.
– Czemu wróciłaś? – pyta, a dziewczyna tylko kręci głową w odpowiedzi i dłuższą chwilę idą przy sobie w ciszy. – Pewnie myślisz, że Twoje zniknięcie nikogo nie obeszło, ale to nieprawda. Nie umiejąc obrać jednej ścieżki, pojawiasz się i znikasz, kiedy potrzebujesz pomocy i tak w kółko, siejąc tylko zamęt.
– Może to właśnie moja ścieżka – odpowiada Clea spokojnym głosem. – Sianie zamętu, gdy wszystko wokół zdaje się mieć swój porządek.
– Mam nadzieję, że nie po to tu jesteś.
– Nie. Jestem tu, bo się boję – mówi, a jej towarzysz zwalnia odrobinę kroku, a ona robi to samo, by iść z nim ramię w ramię. – I nie mam innego miejsca, gdzie mogę się schować.
– Przed Dormammu?
– Przed wszystkimi Karl – odpowiada, a on zatrzymuje się i otwiera przed nią drzwi do dużej sali.
– Brakowało tu Ciebie Clea – mówi jeszcze Mordo, zanim dziewczyna nie przekroczy progu i nie ruszy w stronę Starożytnej.
Najpotężniejsza magiczna istota, jaką było jej dane kiedykolwiek spotkać, miała postać drobnej kobiety o niecodziennych rysach twarzy i dopiero kiedy patrzyło jej się w oczy, widziało się cały ogrom posiadanej przez nią wiedzy. Clea podchodzi do niej niepewnie i kiwa delikatnie głową na powitanie, czekając, aż Najwyższa Czarodziejka zaprosi ją gestem do tego, by zajęła miejsce naprzeciwko niej na poduszkach rozłożonych na podłodze. Blondynka przyjmuje z wdzięcznością filiżankę zielonej herbaty i od razu wyczuwa oczekiwanie na to, aż zacznie mówić.
– Nie mogę po prostu Ci pokazać wszystkiego, co się wydarzyło? – pyta w końcu Clea, wyciągając rękę w stronę Starożytnej.
– Nie. Opowiedz mi, nie chcę grzebać w Twoich myślach, gdy sama ich nie umiesz ułożyć – odpowiada czarodziejka. – Powiedz mi, czemu teraz tu jesteś?
– Dlatego, że umarłam – odpowiada blondynka i zaczyna snuć swoją opowieść od momentu, gdy opuściła ostatnio Kamar-Taj, bo dowiedziała się o wojnie w Wanhemie i poczuła cień szansy, że może ocalić swojego brata. Mówi o tym, jak poległa w tamtej misji, mówi o swoim przeznaczeniu, o Asgardzie i tym, że gdy mieli upaść, upadli razem. – Straciłam wszystkich, których kochałam, nie mogę wrócić do domu, nie mogę się ukryć nigdzie indziej. Wszędzie poza tym miejscem dosięgnie mnie albo wzrok Heimdalla, albo gniew Dormammu.
– To miejsce jest Twoim domem, tak jak było nim gdy pierwszy raz tu trafiłaś. Jednak jest jeszcze jeden powód, dla którego tu jesteś – mówi Starożytna i upija łyk herbaty. – Szukasz odpowiedzi.
– Wciąż widzę te... przebłyski, to jak kalejdoskop scen i nie umiem określić, ile z nich jest prawdziwych. Czy to możliwe, żebym mogła widzieć przyszłość, skoro jest ona w ruchu? To jakby ten kamień przerwał jakąś tamę w moim umyśle i teraz jest on bezustannie zalewany tymi wizjami.
– Wiesz, że kamieni jest sześć, prawda? – Clea przytakuje i sięga po swoją czarkę z herbatą. – Wszystkie, mimo tego, że są rozsiane po całym wszechświecie, w pewien sposób są ze sobą połączone...
– A jeden z nich to kamień czasu – wchodzi jej w słowo blondynka, nagle rozumiejąc, z czego wynika jej zagubienie w zetknięciu się z kamieniami. – Jako istota pochodząca z miejsca poza czasem, nigdy nie będę w stanie kontrolować żadnego z nich, prawda?
– Nie – odpowiada bez chwili namysłu Starożytna, po czym uśmiecha się do dziewczyny naprzeciwko siebie. – Jednak jak zostaniesz, możesz nauczyć się kontrolować efekty ich oddziaływania.
– Zacznę kontrolować te wizje?
– Obawiam się, że nie do końca. Jednak będziesz mogła je uporządkować lub skupić się na jednej nitce nadchodzących wydarzeń. – Clea uśmiecha się z wdzięcznością do Najwyższej Czarodziejki. – Dziś idź z Mordo, zaprowadzi Cię na jedne zajęcia, tak jak od początku, nie masz tu żadnych specjalnych względów.
– Nie proszę o nie, z wielką przyjemnością odpocznę od bycia boginią – odpowiada blondynka, uśmiechając się szeroko i wstaję z gracją, by udać się z powrotem w stronę drzwi i znów rusza przez korytarze sanktuarium u boku swojego starego znajomego.
– Boginią? Twoje ego robi się coraz gorsze – sarka Mordo, a ona parska śmiechem.
– Nazwali mnie boginią czarów, naprawdę... Asgardczycy uważają się za takich rozwiniętych, a magię traktują jak coś nienaturalnego.
– A czy nie właśnie tym jest magia?
– Magia jest elitarną nauką, nie powinno się sprowadzać jej do tanich sztuczek – mówi Clea, poprawiając wiązanie swojego pasa. – Tam nazywają mnie wiedźmą, gdy tu jestem mistrzynią sztuk magicznych...
– Nigdy nie dokończyłaś szkolenia, jesteś tylko adeptem Clea.
– Och, będziesz uwielbiał mi to wypominać teraz, jak sam jesteś jej prawą ręką, co? – sarka dziewczyna, uśmiechając się szeroko, a on po chwili odpowiada tym samym. – Tęskniłeś za mną?
– Za byciem ciągle przez Ciebie zirytowanym? Niezwykle – odpowiada, siląc się na ironię i obrzuca ją lekkim spojrzeniem. – Jednak masz rację, za dużo osób jest dopuszczonych do wiedzy, za dużo czarodziejów pozbawia nas swoistego prestiżu...
– I sprowadza naszą magię do właśnie popisów – mówi Clea, nie szczędząc uszczypliwości w głosie. – Leczenie złamań i błyszczące portale...
– Zwykłe cwaniactwo.
– Brakowało mi Ciebie Karl. – Uśmiecha się szeroko czarodziejka, gdy wychodzą na błyszczący w słońcu dziedziniec. – Ty będziesz mnie trenował? Czy znajdziesz mi kogoś innego?
Clea rozgląda się po pozostałych adeptach i krążących między nimi mistrzach, próbując nie zatrzymywać na nikim wzroku. Potrzebowała czasu, potrzebowała znów na chwilę wrosnąć tu w ziemię, a przede wszystkim naprawdę chciała najpierw uporządkować własne myśli, a dopiero później szukać kogoś, kogo będzie mogła złamać.
– Ja. Nie ufam Ci na tyle, by powierzyć Cię komuś innemu – odpowiada z uśmiechem. – Zobaczymy, ile pamiętasz z zaklęć defensywnych.
– Nie możemy walczyć w wymiarze lustrzanym? – pyta Clea, czując na sobie ciekawskie spojrzenia pozostałych ludzi obecnych na placu.
– Nie, bo wtedy nie będziesz walczyć uczciwie.
Nikt z otaczających ich ludzi nie widział nigdy, by ktoś tak skutecznie blokował ataki Mordo i rzucał zaklęcia z taką łatwością, z jaką robiła to drobna blondynka w fioletowej tunice. Czarodziejka broni się zaciekle, nie zwracając uwagi na krople potu, które pojawiły się na jej czole i w końcu nie wytrzymuje, gdy mistrz używa swojego magicznego reliktu, dziewczyna momentalnie opuszcza swoją pozycję obronną i zatrzymuję go w powietrzu.
– Ty i Twoje śmieszne buciki – mówi Clea, uspokajając oddech i wyciągając przed siebie rękę, by przytrzymać go mocniej pod wpływem swojego zaklęcia. – Zawsze za bardzo polegałeś na mocy zaklętej w zabawkach zamiast na swojej własnej.
Karl wybucha śmiechem, a ona upuszcza go na ziemię, tylko po to, by po chwili samemu się na niej znaleźć.
– Może po prostu jesteś zazdrosna, bo żaden relikt nigdy nie chciał Ciebie i Twojej parszywej natury? – pyta ją ciepłym głosem Mordo, stając nad nią. Clea opiera czoło o rozgrzany bruk, kolejny raz łapiąc głośno powietrze, a on się śmieje. – Poza tym nic się nie zmieniłaś, miałaś trenować obronę, ale po prostu nie mogłaś się powstrzymać, co?
– Zmieniłam zdanie, jednak za Tobą nie tęskniłam.
– To wracaj, skąd przybyłaś – mówi Mordo, a ona przewraca się na plecy i bierze z wdzięcznością jego dłoń, by się podnieść. – Albo idź do biblioteki, mam dla Ciebie listę rzeczy do przeczytania.
– Nie mogę się doczekać – odpowiada blondynka, przecierając czoło dłonią i uśmiecha się do niego całkowicie szerze.
Tu w końcu nie czuje się wyjątkowa, tu nie jest księżniczką, nie jest w centrum dworskich intryg, nie jest boginią i nikt nie widzi w niej anomalii. W Kamar-Taj do jej zadań zależało to, co do każdego innego adepta — nauka. Nawet jeśli chciała w ten sposób tylko zapomnieć o Lokim.
◐
Clea siedzi w dusznej bibliotece nad kolejnym skryptem, obserwowana uważnie przez mężczyznę odpowiedzialnego za to miejsce, który pamięta ją jeszcze sprzed jej ucieczki. Dlatego zupełnie jej nie dziwi, że nie pała do niej sympatią. W końcu nikt nie rozumie jej decyzji, bo jak można było porzucić Karam-Taj, gdy sama Starożytna widzi w Tobie potencjał?
Czarodziejka najchętniej zabrałaby księgę i wyszła z nią na dwór, by skryć się gdzieś w cieniu drzew, ale wie, że jest to niemożliwe, ona nie może wynosić wiedzy za obręb biblioteki. Kilkanaście minut później, gdy już niemal czuje, jak jej powieki robią się coraz cięższe, do pomieszczenia wchodzi Starożytna i podążający za nią Mordo. Clea nie potrzebuje nawet ich jednego spojrzenia, by wiedzieć, że chodzi o nią i od razu podrywa się z krzesła i rusza ramię w ramię z Karlem do mniejszej sali. Na środku, w czymś na kształt złotego naszyjnika spoczywa kamień czasu, a blondynka od razu cofa się o krok, obawiając się wizji, jakie mógł u niej spowodować.
– Spokojnie, Oko Agamotto chroni kamień przed niewłaściwymi posiadaczami – mówi z uśmiechem Starożytna, dając znak, by Clea podeszła bliżej.
– Jeśli nie chce trafić w niepowołane ręce, to zdecydowanie nie będzie chciało otworzyć się dla mnie – odpowiada z lekkim uśmiechem dziewczyna. – Jestem ostatnią osobą, która powinna mieć coś wspólnego z kamieniem czasu.
– Wybierz fragment jednej z wizji i skup się na niej – mówi Starożytna, a Oko naszyjnika otwiera się w jej dłoniach, rozbłyskając zielonym blaskiem.
Clea czuję ogarniający ją niepokój i nie ma pojęcia, do czego powinna sięgnąć, jej serce wyrywa się niepokojąco do jednej z ostatnich. Do chłopca o ciemnych włosach i szarych oczach, który wyrywał się z ramion jej brata na jej widok.
– Wybierz miejsce, w którym chcesz zacząć, słowo, obraz, postać, którą widziałaś – dodaje Mordo, widząc jej niepokój, a ona podchodzi bliżej kamienia. – Idź po nitce do kłębka.
Blondynka przytakuje pewnie, jakby czując się bezpieczniej, że nie jest sam na sam z Najwyższą Czarodziejką, bo jej moc ją przerażała, nawet jeśli niechętnie chciała to przyznać. W końcu obudowuje murami wizję swojego brata i małego chłopca, szukając innego punktu zaczepienia. I wtedy przypomina sobie budynek w Nowym Jorku i dużo śmielej sięga do kamienia, wiedząc za jakim słowem powinna podążać.
Stark.
Znów widzi szklany wieżowiec w sercu miasta i mimo pojawiających się migoczących obrazów dookoła, próbuje skupić się na tym jednym. Na niebieskim promieniu na jego dachu otwierającym portal, na pojawiających się przez niego Chitauri.
Jej umysł uskakuje na chwilę do innej wizji, wciąż widzi ten sam budynek tylko bez jego nazwy, teraz przyozdabia go tylko litera "A", nie ma też Chitauri, zamiast tego widzi metalowe roboty.
Blondynka bierze głeboki wdech, tracąc na chwilę kontrolę, ale próbuje się opanować. To w końcu nie jest nic osobistego, by się w tym zatracić.
Chitauri i Nowy Jork. Próbuje skupić się na urządzeniu otwierającym portal i dopiero po dłuższej chwili udaje jej się skupić na tyle, by widzieć je dokładnie. A kiedy rozpoznaje w nim Tesserakt, ogarnia ją chłód, a później dostrzega Lokiego, napawającego się momentem swojej chwały nad ginącym miastem. Clea chce uciec z tej wizji, chce przestać patrzeć na coś, co jest niemożliwe, ale bóg kłamstw nagle spogląda w jej stronę i idzie prosto na nią.
– Nie mówiłem Ci, że zostanę królem? – mówi, uśmiechając się, gdy ona w popłochu wycofuje się coraz bliżej skrawka dachu. – Miałaś mi chyba w tym pomóc, prawda?
Celuje trzymanym berłem wprost w jej serce, a kobieta w ostatniej chwili robi kolejny krok w tył.
– Nie wolisz, jak mam wolną wolę?
– Nie? Stanowczo wolę, jak nie próbujesz mi przeszkadzać – mówi, łapiąc ją za materiał jej fioletowej tuniki, gdy dziewczyna robi o krok za daleko i powstrzymuje ją przed upadkiem. – Nie jesteś tu, by mi pomóc, prawda?
– Nie możesz tego zrobić Loki.
– Właśnie, że mogę – odpowiada, puszczając jej ubranie, a ostatnie co czuję kobieta to nieznośne uczucie spadnia.
Blondynka opada na kolana, a zielona łuna kamienia znika za złotym okuciem oka, Starożytna odkłada na artefakt na jego miejsce, gdy Mordo kuca obok dziewczyny wręczając jej chusteczkę. Clea dopiero po chwili rozumie, że krwawi z nosa i siada na zimnej posadzce, przykładając materiał do twarzy.
– To, co widzę, jest powiązane z kamieniami, prawda? – pyta Clea, spoglądając na Starożytną. – Bo właśnie widziałam aż dwa.
– Gdzie i czy możesz określić kiedy?
– Nigdy. Tam, był ktoś, kto najpewniej jest martwy, a jeśli nie jest martwy, to będzie, jak mnie spotka – odpowiada bez zastanowienia Clea. – Stark. Czym jest Stark?
– Nie czym, a kim – poprawia ją Mordo. – Bohater w metalowej zbroi, miliarder, miał firmę zbrojeniową pod swoim nazwiskiem. On jest z tym powiązany?
– Tak, jego budynek jest...
– Czyli to nie jest zagrożenie ze strony Twojego wuja? – pyta Starożytna.
– Nie, to raczej sprawka Lokiego. Na ile to było oczywiście prawdziwe – odpowiada blondynka, a Karl podaje jej rękę, by się podniosła, a gdy tylko staje na własnych nogach zatacza się lekko.
– Idź się położyć, jutro spróbujesz znów.
Clea przytakuje Najwyższej Czarodziejce i opuszcza pokój, powoli próbując poukładać wszystko w głowie. Karl spogląda za to na Starożytną i kręci delikatnie głową, nie zwykł się jej sprzeciwiać, ale teraz obawia się, że jej poszukiwania mogą nie skończyć się dobrze dla Clei.
– Uważasz, że wykorzystuję jej słabości, prawda?
– Uważam, że zanim nauczy się kontrolować tego, jak na jej umysł działa kamień czasu to zamienisz jej go w sieczkę – mówi Mordo. – Tak nie znajdziesz osoby, która powstrzyma Dormammu, czy będzie mogła nosić ten kamień.
– Nie uważasz, że warto spróbować? Ponadto ktokolwiek zostanie strażnikiem kamienia, to Clea jest z nim w jakiś sposób powiązana.
– Owszem, ale przede wszystkim powinna umieć się zamknąć na oddziaływanie kamieni.
– Więc na co czekasz? – pyta z uśmiechem czarodziejka. – To dla mnie też nowy teren, nie wiem jak jej pomóc, bo nie ma nikogo takiego jak ona. W żadnym wymiarze.
Pisanie tego opowiadania, jest dla mnie fascynujące, bo zazwyczaj nie mogę się kompletnie zebrać do niektórych rozdziałów, a inne piszę trzy na raz.
Jak na przykład te w Kamar-Taj ◐
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top