1.
Jakaś część jej serca tęskniła za domem.
Clea odczuwała to najbardziej o poranku, gdy jasne światło wlewało się do jej komnaty przez otwarte okna. Jej zdaniem w Asgardzie wszystko musiało ociekać złotem, nawet pierwsze promienie poranka, które nieznośnie wyciągały ją z łóżka, jakby nadchodzący dzień miał przynieść jej coś nowego.
Gdy siadała na szerokim parapecie swojego okna i zaczynała czesać włosy, w ciepłym powietrzu próbowała doszukać się surowości wiatru i znów choć przez sekundę przenieść się myślami do czasów przed wojną. Za zamkniętymi powiekami codziennie rano odbywała tę samą podróż kamienną drogą prowadzącą w stronę dawnej siedziby Wanów, skrytej wśród wysokich wzgórz zalanych o poranku mlecznobiałą mgłą. Co prawda większość ich Bogów, już po pierwszej wojnie z Asgardem uciekła w doliny i skupiła się na tym, co Asowie im pozostawili, doglądaniu sadów i płodności upraw. W górach pozostali nieliczni, Ci, którzy pamiętali potęgę własnego królestwa przed tym, gdy pojawił się w nim Odyn i jego przeklęta córka. I to właśnie garstka ostatnich prawdziwych Wanów doprowadziła swoimi knowaniami do niedawnego buntu, który unicestwił ochłapy niepodległości, jakie Wanaheim jeszcze do tamtej chwili posiadał. Teraz już nikt nie marzył o niezależności, na ucztach nie wznoszono już cichych toastów za odłączenie się od Asgardu, bo zwyczajnie nie pozostał ani jeden pałac, gdzie można by to robić.
Mimo to ona niemal obsesyjnie co rano otwierała drzwi sali tronowej swojego dawnego domu i uśmiechała się szeroko, jakby to wszystko, co widziała w swojej głowie, jeszcze gdzieś istniało, a nie zostało pożarte przez płomienie, które niestety nie chciały strawić też jej.
Dopiero jak ostatni drobny warkoczyk jej jasnych jak piasek włosów zostanie starannie spleciony, Clea otwiera oczy i spogląda uważnie na gruby stos ksiąg w kącie pomieszczenia. Zanim po nie sięgnie, ubiera się jednak w prostą suknię, może nie była już księżniczką, to jednak wciąż była boginią i z uwielbieniem obnosiła się z tym na złocistych korytarzach.
Z zamyślenia wyrywa ją dopiero służąca, która stawia na stole śniadanie, a zaraz po niej pojawia się wysoki mężczyzna, który bez słowa zajmuje miejsce naprzeciwko niej.
– Szybko wróciłeś ojcze – mówi chłodno blondynka, a Veig obrzuca ją krótkim spojrzeniem.
– Kobiety w Asgardzie czeszą się inaczej.
– Nie jestem kobietą z Asgardu, jakbyś zapomniał ucztując z Odynem.
– Trudno o tym zapomnieć, Twoje zachowanie na każdym kroku mi o tym przypomina – odpowiada spokojnie.
– Czy masz mi coś do zarzucenia ojcze? Czy obraziłam naszych gospodarzy w jakikolwiek sposób?
– Nie, jesteś na to za sprytna – mówi z lekkim uśmiechem. – Jednak po tym miesiącu naprawdę wystarczy tych dąsów. Zachowujesz się jak dziecko Clea, a to Ci nie przystoi.
– Wybacz, że mnie nie jest tak łatwo przejść do porządku dziennego z przebywaniem wśród ludzi, którzy jeszcze niedawno chcieli nas pozabijać.
– Czy jak przeczytasz już wszystkie księgi z biblioteki, zaczniesz dostrzegać coś poza nimi? Większy obraz? Większe możliwości.
– Po prostu chcę wiedzieć...
– Po prostu musisz się pogodzić, że na wojnie każdy kogoś traci i nie dzieje się to za sprawą magii. Więc zrób coś dla mnie i chociaż spróbuj.
– Spróbuj co? Mam udawać kogoś, kim nie jestem? – pyta dziewczyna, odchylając się lekko na krześle i uśmiechając się do ojca. – Chcesz, żeby mnie polubili, prawda? Blond Młotek i jego świta...
– Chcę jedynie, żebyś przestała chodzić naburmuszona – odpowiada Veig, ale oboje doskonale wiedzą jakie realia panują w ich świecie.
Rozejm między królestwami był świeży, rany nie zdążyły się jeszcze zasklepić, a nawet po czasie i tak zostaną blizny. Wszechojciec miał syna, Protektor Wanaheimu córkę. Dla nikogo nie była to trudna matematyka, by dodać te elementy.
Veig zdawał sobie sprawę jak nikt inny z tego, że nie takie życie miał zaplanowane dla swojej córki, nie takie talenty pielęgnowała ona w sobie przez całe życie, by teraz dała się łatwo wrzucić w rolę szlachetnej damy w opałach. To nie ona była dzieckiem przeznaczonym do sztuki dyplomacji i polityki, ona była iskrą wywołującą pożary.
– Wiesz, że zrobię wszystko, czego ode mnie wymagasz, bo nie mam już nikogo poza Tobą tato, ale nie spodziewaj się, że kiedykolwiek zapomnę o tym, co się stało – mówi po dłuższej chwili ciszy Clea.
– Nigdy nie śmiałbym Cię o to prosić, jednak w zaistniałych okolicznościach...
– Okoliczności są względne, podobnie jak czas i...
– Skoro mówisz, że zaakceptujesz wszystko, to proszę Cię tylko, byś skupiła się na tym wymiarze, żadnym innym.
Blondynka przytakuje lekko i do końca śniadania stara się sprowadzić rozmowę na spokojniejsze tory, nie miała siły na rozpamiętywanie możliwości przyszłości, która miała się nigdy nie spełnić. Pogrążając się w swoich umiejętnościach, swego czasu widziała kilka milionów różnych przyszłości, ale niestety ta, która nadeszła zdawała się dla niej najgorszą ze wszystkich.
Jak tylko Clea pożegna się z ojcem, przegląda jeszcze raz swoje księgi, uświadamiając sobie, że leżą w innej kolejności niż je pozostawiła wieczorem. W końcu nie znajdując tej, której poszukiwała, rusza do biblioteki, gdzie specjalnie przegląda trzy woluminy, zanim wybierze jeden z nich. Wiedziała, że ma cień. Wiedziała, że młodszy syn władcy jej nie ufa i zdawała sobie sprawę, że jako jedyny z Asów, mógł mieć pojęcie o tym, co jest treścią pochłanianych przez nią woluminów.
Zabiera księgę na najbliższy taras i kryje się w cieniu, w jego najodleglejszym zakamarku pogrążając się w lekturze. Miała świadomość, że samo czytanie bez praktyki nie da jej wiele, ale nigdy nie przypuszczała też, że magia Asgardu jest czymś bardziej złożonym niż... sztuczki.
Nie podnosi wzroku, gdy dobiega ją dźwięk otwieranych drzwi i z łatwością po głosach poznaje, że na tarasie pojawił się Thor ze swoimi dwoma przyjaciółmi. Blondynka kryje się bardziej za roślinami oddzielającymi ją od przybyszów i poświęca część swojej uwagi na ich rozmowę.
– Widzieliście dziś mojego brata? – pyta Thor, rzucając miecz w stronę Fandrala.
– Mówił, że idzie do biblioteki. Moim zdaniem jednak on chodzi za tą Wanaheimską dziewczyną – śmieje się Volstagg.
– Wspominał, że jej nie ufa, czemu wcale się nie dziwię – odpowiada drugi z przyjaciół księcia, atakując go bronią. – Słyszeliście, że podobno...
– Dość. Nie będziemy plotkować jak baby – przerywa Thor, uderzając w Fandrala z uśmiechem.
– Tylko warto wziąć pod uwagę, że dwudziestu ludzi weszło do pałacu w Wanahemie i nie wyszło stamtąd żywych.
Clea zamyka księgę z głośnym trzaskiem, wstając gwałtownie i idzie w ich stronę. Wszyscy trzej mężczyźni spoglądają na nią, a później posyłają sobie dość zmieszane spojrzenia.
– Dwudziestu sześciu, w tym mój brat, jeśli chcecie liczyć też poległych po naszej stronie – mówi chłodno Clea, mijając ich. – Mój książę – dodaje, spoglądając prosto w niebieskie oczy syna Odyna i dyga, jak nakazują jej zasady protokołu, a on posyła jej zmieszany uśmiech.
– Wybacz, jeśli uraziliśmy Cię plotkami droga Pani – odpowiada Thor, uśmiechając się lekko, na co dziewczyna odpowiada tym samym.
– Plotki mnie nie ranią Wasza Wysokość, jednak jeśli chciałbyś kiedyś omówić ich wiarygodność, to pozostaję do Twojej dyspozycji – mówi blondynka, ponownie kłaniając się lekko, obdarza jeszcze pogardliwym spojrzeniem jego przyjaciół i odchodzi w stronę pałacu. Z przyjemnością przyjmując to, że żaden z mężczyzn, którzy pozostali na tarasie nie mówi już nic więcej na jej temat i uśmiecha się lekko, podążając w stronę swojej komnaty. Jednak kilka kroków po tym, jak zamknęły się za nią drzwi tarasu, pojawia się obok niej czarnowłosy bóg psot.
– Mój książę pozostaję do Twojej dyspozycji – sarka, robiąc kilka szybkich kroków, by iść przed blondynką, która przewraca oczami na jego widok. – To takie żałosne Clea.
– Zakradanie się do mojej sypialni, by sprawdzić o czym czytam, jest bardziej żałosne synu Odyna.
– Jakbyś mi powiedziała jakie odpowiedzi na swoje pytania próbujesz znaleźć, nie musiałbym się do tego posuwać.
– Przecież nie miałbyś zamiaru pomóc mi znaleźć odpowiedzi, więc nie bądź śmieszny – odpowiada dziewczyna, przystając w pół kroku.
– Uważasz, że mój brat to idiota i zmięknie na widok Twoich słodkich oczu? – pyta Loki, obracając się do niej.
– Brzmisz jakbyś sam uważał go za bystrego.
– To mój brat, ja mogę myśleć o nim, co zechcę. Ty jesteś przybłędą – mówi, robiąc krok w stronę blondynki, która ku jego zaskoczeniu się nie wycofuje, tylko prostuje, chowając księgę do płóciennej torby przy pasie swojej niebieskiej sukni. – Jesteś nikim tam u siebie i to naiwne sądząc, że uda Ci się być kimś tutaj.
– Przybłędy, sieroty.... To nic nowego w Asgardzie, prawda? – pyta Clea, uśmiechając się bezczelnie.
– Nie wiem, co insynuujesz Wiedźmo...
– Tylko to, że w domu też nie czułam się jak u siebie – odpowiada szybko. – Ciebie też ciekawią plotki? O wojnie? O moim bracie? Ciekawe, że tak wielu dobrze urodzony Asów nagle okazało zainteresowanie konfliktem, w którym nawet nie brali udziału.
– Ciekawe, że kobieta, która tak pogardza Asami, zrobi wszystko, by wejść jednemu z nich do łóżka – sarka bóg psot, a Clea robi krok w jego stronę i popycha go najbliższą ścianę.
– Waż swoje słowa Wasza Wysokość – szepcze chłodno, cofając się o krok, a Loki wybucha śmiechem, czerpiąc niezwykłą przyjemność z wyprowadzenia jej kolejny raz z równowagi. – Nie doceniasz mnie, a to może bardzo źle się dla Ciebie skończyć.
– Czy Ty mi grozisz? – pyta prześmiewczym głosem Loki, a ona cofa się o krok i rusza w swoją stronę. – Stój!
Krzyczy za nią, ale ona tylko obraca się w jego stronę, posyłając mu wzrok pełen pożałowania i idzie dalej w stronę swojej komnaty. Loki nienawidził jej ogniem wszystkich słońc, które codziennie wstawały nad dziewięcioma królestwami i sam nie potrafił określić, co denerwowało go w niej najbardziej. Nie wiedział, czy to jej przesadna pewność siebie, którą pokazywała tylko w słownych starciach z nim, czy może jej żądza zemsty i władzy, która była mu w jakiś sposób niezwykle bliska.
Clea idzie, nie oglądając się za siebie, aż Loki złapie ją za nadgarstek i obróci do siebie jednym silnym ruchem.
– Stój, nie skończyłem z Tobą.
– Ja z Tobą nawet nie zaczęłam – odpowiada blondynka, mierząc go wzrokiem od stóp po jego zimne oczy.
– Myślisz, że tron jest Ci pisany, tak samo, jak jest o tym przekonany mój brat jednak... – Clea spogląda na niego zaciekawiona, nagle jest cholernie ciekawa, co bóg psot powie teraz, czuje, że ma on swój plan na prześcignięcie Thora w kolejce do tronu, co wydaje jej się niezwykle ciekawe i nie może się doczekać na to, jak ta rozgrywka może się skończyć. – Nie liczyłbym na Twoim miejscu na koronę Wiedźmo.
– Nazywasz mnie Wiedźmą, a z nas dwojga to Ty wyglądasz jak jedna z nich – odpowiada kpiąco dziewczyna, próbując wyrwać dłoń. – Przestań mnie śledzić synu Odyna.
– Ty śmiesz mi rozkazywać? – pyta, podnosząc jej rękę do góry i zaciskając na niej mocniej swoje szczupłe palce.
– Tak i robię to bez żadnych skrupułów – odpowiada prowokacyjnie, czekając na jego ruch, a gdy bóg psot chce powiedzieć coś jeszcze, dziewczyna wyrywa dłoń z jego uścisku, nie przestając się z nim pojedynkować na spojrzenia.
– Twoje plany nigdy się nie spełnią i oboje o tym wiemy.
– Podobnie jak Twoje, co nie przeszkadza Ci knuć.
– Dość tego – mówi Loki, chcąc uderzyć w nią jednym ze swoich zaklęć, ale dziewczyna jest szybsza, nim syn Odyna jej dotknie, przed jego twarzą pojawia się plątanina płonących linii tworząca skomplikowany wzór, który odrzuca go do tyłu przez długość korytarza.
Clea uśmiecha się, widząc jego zmieszanie po upadku, kłania mu się nisko i obraca się na pięcie, by odejść w swoją stronę. Loki nawet mimo lekkiego zamroczenia, wie, że córka Wanów właśnie zdradziła się przed nim z bardzo zaskakującej strony, gdyż jej moc mimo swojej potęgi, na pewno nie pochodziła ze znanego mu świata.
Cześć!
Miło mi w końcu powitać was pierwszym rozdziałem, cały czas intensywnie pracuję nad tym opowiadaniem, które codziennie wędruje w mojej głowie na nowe tory.
Mam nadzieję, że jeszcze tu jesteście i czekacie na więcej.
Kons ◐
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top