Wszystkie znaki na niebie...
Po tej nocy nie mógł już zaprzeczać. To co czuł, sprawi, że straci wszystko co do tej pory miał. Jego rodzina się od niego odwróci, straci nazwisko, straci swoją matkę i szacunek od innych magicznych rodów. To, że mu wybaczyła niczego nie ułatwiło, wręcz przeciwnie. Wybór między nią, a dotychczasowym życiem zbliżał się do niego coraz bliżej. Bycie z nią oznaczało nie bycie kimś, kim był przez większość życia - przyszłą głową rodu Malfoyów. Nie mógł jej jednak stracić bo wiedział, że kolejny raz jej już nie odzyska. Leżał w łóżku i czuł jak wielki kamień, który ściągnęła mu wczoraj z serca spadł na niego ponownie.
Przez kolejne tygodnie znów wrócili do rozmów. Razem się uczyli, chodzili na spacery i żartowali. Wszystko jednak odbywało się po za pilnymi oczami innych uczniów. Nie chcieli by związek gryfonki i ślizgona był tematem plotek. Szczególnie gdy mogliby dowiedzieć się o tym rodzice Dracona. Wychodzili więc wieczorami, najczęściej kierując się nad jezioro, oglądając zachody słońca i gwiazdy. Czasem widziała po nim, że gryzie go jego sytuacja z rodziną. W takich momentach po prostu go przytulała. To wszystko co mogła mu dać. "Kiedy będzie musiał wybrać, będzie chciała żeby wybrał rodzinę. Mimo wszystko jaka ona by nie była kochał swoją matkę." Nie chciała mu tego zabierać. Była gotowa, że w każdej chwili ta idylla mogła się skończyć i chciała się nim rozkoszować. "Zawsze zostaną mi wizje naszej przeszłości" - pomyślała w duchu pocieszając się.
Gdy odprowadzał ją do wieży pocałował ją na pożegnanie. Widziała, że znowu odbiega myślami.
- Zostań - powiedziała cicho, trzymając jego dłoń.
Gdy to powiedziała poczuł jak wypełnia go ciepło.
- jeśli masz jakiś sposób by mnie przemycić do wieży, to zostanę.
Uśmiechnęła się zawadiacko. Trzymając go za rękę zaczęła iść. Jednak nie w stronę wieży. Szli labiryntami, aż otworzyła drzwi do nieznanej mu sali.
Jego oczom ukazały się sztalugi, ogromne obrazy i rysunki na ścianach. Z sufitu spływały papierowe rzeźby. Popatrzył na nią zaskoczony.
- Hogwart ma swoją salę, gdzie odnawiają obrazy. Jest to miejsce mało znane dla innych uczniów. Dostałam pozwolenie by móc pracować nad swoimi projektami.
Chodził pomiędzy sztalugami, a ona stała i przyglądała mu się z oddali.
- Nad czym teraz pracujesz ?
Wskazała ogromny obraz, na którym ukazały się abstrakcyjne szare okręgi z organicznymi liniami, które łączyły się w organiczne formy.
- próbuje włączać eliksiry i magiczne rośliny aby podbijać zaklęcia, które nadałam.
Na razie, obraz mogę odczytać tylko ja, a chciałabym by każdy kto zechce mógł zobaczyć co w sobie kryje.
Dotykał organicznych linii, które pod wpływem dotyku trzęsły się i łączyły z kolejnymi.
- co to za zaklęcia?
- przywołujące moje wizje...
wizje o tobie...
Uchylił delikatnie usta i odwrócił się w jej stronę. Był przerażony.
- Każdy okrąg to inna wizja. Linie, których dotykałeś to emocje które poczułam gdy je oglądałam.
Odwrócił szybko wzrok z powrotem na płótno. szybko je przeliczył:
- 40
jest ich tak wiele...
- pamiętam każdą z nich - uśmiechnęła się smutno
- nie rozumiem dlaczego je malujesz. Nikt nie powinien tego widzieć. Moje życie jest najgorszym i najohydniejszym jakie człowiek może sobie wyobrazić. Jestem skorupą człowieka.
- każdy z nas inaczej odbiera sztukę. Chciałabym żebyś spojrzał na siebie tymi oczami co ja patrzę na ciebie.
Podeszła i pocałowała go mówiąc to.
- Kiedy wyrzucimy coś na papier jest nam łatwiej pogodzić się z przeszłością i myśleć w przód. Muszę to zrobić żebym mogła skupić się na teraźniejszości... z tobą.
- nie chce żebyś mnie takim widziała.
Znów zatopiła swoje usta w jego. Całując go z pasją jak gdyby chciała powiedzieć, że właśnie tego chce. Chciała go całego. Przyciągnęła go do siebie i delikatnie położyła dłonie na jego biodrach. Chciał tego ale bał się. Musiał jej jeszcze tyle powiedzieć, powiedzieć jego największy sekret. "Ona tego nie zniesie".
Pocałował ją ostatni raz, odciągając ją od siebie i spuszczając głowę.
Wzrokiem pytała go o przyczynę.
-wracajmy - odparł krótko patrząc na podłogę.
Czy musiało to być takie skomplikowane? Inni odnajdywali się bez przeszkód, a oni nie mogli pójść do przodu. Między nimi stawała przeszłość. Coraz bardziej się od niej odgradzał. Nie wiedziała czy to przez rodzinę czy była inna przyczyna. Myślała, że jest gotowa kiedy ta chwila przyjdzie, jednak czuła pustkę gdy ją odpychał od siebie. Robił to z dużym wysiłkiem, myśląc że to dla jej dobra. "Nie mogli się bardziej zaangażować, bolało by to za mocno." Gdy on coraz bardziej się od niej odsuwał ona widziała coraz więcej w jej wizjach. Widziała go w pokoju życzeń, samotnego w willi Malfoyów i płaczącego w toalecie w zamku. Widziała jak bardzo chciał się przypodobać ojcu, który nim gardził bo widział samego siebie. Po wielu tygodniach gdy zamieniali zdawkowe zdania, gdy nie okazywał już żadnych emocji czuła, że podjął decyzję.
Im mniej rozmawiali tym częściej wpadała w odmęty wizji z jego przeszłości. Pewnej nocy trafiła do willi Malfoyów gdzie rozmawiał z czarnym Panem.
"Młody Malfoy...przydasz nam się w naszych szeregach. Pamiętaj, że to zaszczyt stać koło mnie. Jeden błąd i to będzie twój ostatni." - syczał do niego, rzucając zaklęcie na jego rękę. Ukazując mroczny znak.
Obudziła się łapiąc powietrze jakby, wyłaniając się spod wody. "Jak mogłam być taka ślepa!
Taka głupia. Zaślepiły ją uczucia. Był nie tylko po jego stronie ale był w pierwszych szeregach wykonując jego rozkazy." Nie myśląc za dużo ubrała się pośpiesznie biegnąc w kierunku jezioro. Wysłała mu pośpiesznie swojego patronusa. Potrzebowała odpowiedzi, obiecał jej prawdę. Obudził się gdy błękitne światło wskazało jezioro. Bał się o nią. Biegł jak najszybciej się da. Miał przy tym de ja vu z ich pierwszego spotkania. Zobaczył ją na pomoście w otoczeniu milionów gwiazd odbijanych przez taflę wody. Chciał do niej podbiec gdy krzyknęła:
- nie! - z wyciągniętą ręką
Zatrzymał się, przerażony nie wiedząc co się dzieje.
- Byłam taka zaślepiona... nie mówiłeś mi wszystkiego a ja ci zaufałam, że powiesz mi prawdę.
Jesteś jednym z nich... - łzy spływały jej po policzkach.
Nie chciał dłużej kłamać. Bez odpowiedzi zaciskając szczękę podwinął rękaw i pokazał jej mroczny znak.
Potakiwała głową w smutku. Patrzyła na rękę i czuła, że to koniec.
- Wszystko na to wskazywało, a ja wolałam odwracać wzrok.
Otwierał usta żeby coś powiedzieć. W głowie jednak miał pustkę.
- Pytałeś mnie skąd znam starą magię. W dzieciństwie miałam najlepszego przyjaciela, który mnie jej nauczył. Nie dostałam listu. Moja magia ujawniła się później. On mi pokazywał jak korzystać z żywiołów kiedy nie masz różdżki. Jego rodzina przeniosła się tutaj parę lat temu.
"Dokąd zmierza ta historia?" - po jej łzach wiedział, że koniec nie będzie szczęśliwy.
- Śmierciożercy...
Wy go zabiliście Tylko dlatego, że był inny. - wykrzyczała. Kolana się pod nią ugięły gdy to mówiła.
Ukryła twarz w dłoniach, oddychała szybko. Gdy się trochę uspokoiła podniosła wzrok na niego. Stał jak posąg ze zwieszoną głową. Podwinięty rękaw dalej zdradzał obrzydliwy znak który wił się na wietrze.
- Myślałam, że gdy tu będę... zrozumiem, że pojmę jak ktoś mógł mu odebrać życie w imię zasad wymyślonych sprzed setek lat. Ale od czasu wojny, widziałam tylko ciebie. Tylko ty zaprzątałeś mi myśli. Sądziłam, że zostaliśmy połączeni, żeby zakończyć tą pętle nienawiści i zemsty, a... okazało się, że jesteś jednym z nich.
Opuściła głowę patrząc na swoje ręce. "Straciłem ją, miałem wybór bycie z nimi albo śmierć. Powinienem wybrać to drugie. Teraz to wiem. Zasługiwała na więcej niż na jego połamane czarne serce."
- Nie mogę...nie mogę być z kimś kto przyczynił się do jego śmierci.
Tu nasza historia się kończy. Na zawsze. - Spojrzała ostatni raz na jego szare oczy.
Od tego czasu mijały tygodnie. Ona zastanawiała się czy nie przerwać nauki i wrócić do Irlandii. Jednak szkoła dawała jej dużo wiedzy, której potrzebowała do dalszej pracy. Po za tym chciała się skupić na poszukiwaniach odpowiedzi odnośnie jej przyjaciela i jego losu. Malowała ostatnie wizję na płótnie by zamknąć ten rozdział. Każde pociągniecie pędzlem wiązało się z bólem, jakby na nowo przeżywała wspomnienia z nim związane. Od tamtego czasu nie miała nowych wizji, nie pamiętała już swoich snów. W jej głowie była tylko pustka.
Zakochała się w nim i czuła jakby straciła cząstkę siebie. Wszystkie znaki wskazywały, że był jednym z nich, a jednak od początku nie dopuszczała tej myśli do siebie.
W szkole nie patrzyła na niego. Kiedy tylko widziała go z daleka, zawracała w drugą stronę i odwracała wzrok. On nie mógł tego znieść "Była tak blisko i mimo, że powinienem pozwolić jej odejść było to najcięższe zadanie z jakim się zmagał". Nie mogli być razem, nie po tym kim był, nie po tym co robił w przeszłości. Siedział na fotelu w salonie ślizgonów popijając whisky.
Po jakimś czasie zszedł na kolację. Nie chciał z nikim rozmawiać ani udawać. Patrzył na kubek z herbatą przed nim gdy wzrok nakierował go na stół gryfonów. Musiał na nią spojrzeć tylko to dawało mu jeszcze odrobinę ciepła i nadziei - jej widok. "Siedziała uśmiechając się do gryfona o brązowych włosach. Była przepiękna z jej blond włosami spiętymi w luźny kok, z którego wystawały pędzle. Na twarzy widniały rumieńce z piegami od ostatnich promieni słońca tego zimowego dnia. Gryfon patrzył na nią z pożądaniem, co chwile niby to przypadkiem dotykając jej dłoni na stole." Gotował się w środku, że ktoś inny może o niej myśleć, ją dotykać, całować i doprowadzać do śmiechu. "Gryfon się nie poddawał, dalej flirtując, gdy potakiwała patrząc na niego delikatnie i z zakłopotaniem się uśmiechając." Draco oblizał usta, przegryzając wargę. Nie mógł na to patrzeć, miał pozwolić jej odejść, a jedyne o czym myślał to wściekłość, że ktoś inny mógłby z nią być. Być z jego przeznaczeniem. Gdy gryfon wychodził z wielkiej sali, Draco poszedł za nim.
- Ej!
- odwal się od niej - Wykrzyczał między zębami na korytarzu
- myślisz, że taka dziewczyna byłaby z takim tchórzem jak ty MALFOY!
Walnął go prosto w szczękę. Gryfon odsunął się do tyłu łapiąc się za obolałe miejsce. Gdy teraz on oddał cios, łamiąc Draconowi nos.
- Bójka! - do wielkiej sali wpadł chłopiec krzycząc.
Podniosła się ze stołu idąc na korytarz. Zobaczyła jego białe włosy, gdy dwoje chłopaków tarzało się po ziemi okładając się pięściami. Zauważył ją stojącą w kącie, z ogromnym bólem wypisanym na twarzy, gdy zatrzymał się w pół ciosu. Cała złość wyparowała gdy ją zobaczył, czas się dla niego zatrzymał, a wtedy gryfon walnął go prosto w oko odrzucając go do tyłu. Podbiegła do gryfona:
- proszę... nie - powiedziała trzymając za ramię chłopaka o brązowych włosach posklejanych od potu. Draco patrzył na tą scenę czując się jak za szybą. Litowała się nad nim. Wstał otrzepując szatę i odszedł do lochu kipiąc wściekłością.
Kolejne dni mijały gdy wielkimi krokami zbliżała się przerwa świąteczna. Sytuacja z korytarza sprawiła, że zaczęła ponownie rozmyślać o nim. Był zazdrosny bo inaczej by się tak nie zachował. Gdyby jednak znał ją lepiej wiedziałby, że nie pokochałaby kogoś innego, gdyż jej myśli zawsze należały do niego. Chłopak z jej domu był przemiły ale nic do niego nie czuła nie ważne jakby się nie starał. Dalej mimo wszystko w głębi, kochała chłopaka ze sliterinu. Powoli jednak godziła się z myślami, iż wszechświat zesłał jej bratnią duszę, z którą nigdy nie będzie. W końcu nadszedł czas dwóch tygodni przerwy, gdy uczniowie stali na peronie czekając na pociąg. Widział ją na drugim końcu peronu i zastanawiał się czy wracała do Irlandii. Zobaczyła jego wzrok na sobie. Oko jeszcze podbite i lekko sine jednak nie zwracała na to uwagi patrząc tylko na srebro, które mieniło się drobinkami błękitu. Nie wracała do domu. Postanowiła skorzystać z okazji by dowiedzieć się więcej o śmieci jej przyjaciela. Jechała więc do serca Londynu. Tam gdzie po raz ostatni był widziany.
Po dotarciu na stację przywitała go jego matka.
- Draco! - przytuliła się do niego Narcyza, stęskniona za synem, który był dla niej całym światem.
- Co się stało? Wyglądasz okropnie
- Matko. To nic, wszystko dobrze, po prostu różnica zdań z gryfonami.
Spojrzała na niego wiedząc, że nie było w porządku. Wrócili do willi, gdzie przebrał się w swoim pokoju w czarny garnitur i zszedł na kolację. Byli tylko we dwójkę przy ogromnym stole, co wydawało się bardzo przygnębiające. Po kolacji zagaiła syna:
- Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko.
- wiem, jednak potrzebuje czasu.
-Po prostu zakochałem się, ale ona nie odwzajemnia mojego uczucia.
- Nie uwiężę w to.
- straciłem ją. To wszystko co mogę ci teraz powiedzieć.
Odłożył szklankę i wstał od stołu.
- Przepraszam pozwolisz, że się oddalę. Nie wracajmy do tego tematu.
Matka kiwnęła ze smutkiem i pozwoliła mu odejść. Wiedziała, że naciskanie nic nie da na jej upartego syna.
Amelia krążyła po miejscach, gdzie ostatni raz widziano Mateo przed śmiercią. Na ulicy pokątnej dowiedziała się, że był w sklepie z eliksirami gdzie został schwytany i zabrany. Tu trop się urwał. Nie wiedziała gdzie mogłaby dalej szukać. Wróciła do hotelu, rzucając się na łóżko w pozycję embrionalną. Miała tylko jedno wyjście - zapytać jedynej osoby, z którą nie chciała rozmawiać, a która mogła mieć jakieś odpowiedzi.
Usiadł na parapecie wziął książkę i zamiast skupić się na niej popatrzył przez okno na ogród. Z tym domem miał w większości złe wspomnienia. Ile razy leżał w ogrodzie patrząc na gwiazdy i prosząc o to by nie był taki samotny. W tym wielkim domu, w tym przerażającym życiu. Gdy zatracił się w myślach na jego kolanach wylądowała karteczka. Notatka była krótka i szorstka ale gdy ją przeczytał, w jego sercu pojawiło się światło nadziei.
"19 - bar na pokątnej"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top