Twój szept niesiony w powietrzu
"Jak dobrze...że zniknę w wieczornym wietrze"
Jej ostatnie słowa gdy pomiędzy nimi runęła ściana i fragmenty dachu.
-NIE! - krzyknął, a jego głos odbijał się echem. W chmurze kurzu i wirującego wiatru nic nie widział. Zaczął się dusić.
"Nie, nie, nie, nie, nie" - powtarzał w kółko i w kółko.
Trząsł się ze strachu. Nie mógł jej stracić.
Zaczął jej szukać w powalonych gruzach. Przenosił kamienie chaotycznie raz różdżką, raz własnymi rękami. Szukał jakichkolwiek oznak, że żyje. Czas wydłużał się i czuł jakby minęły godziny. Jego uwagę przykuła książka wyłaniająca się spod kurzu. "musi gdzieś być obok".
Teraz coraz szybciej przerzucał gruz, raniąc sobie dłonie do krwi lecz nie zwracał na to uwagi.
Kolejne cegły i zobaczył... najpierw jej złote włosy posklejane od krwi. Przed oczami pojawiła mu się ona na plaży i jej włosy tańczące na wietrze. Nogi się pod nim załamały gdy klęknął.
Zaczął odsuwać kolejny gruz z jej ciała gdy usłyszał ciche nucenie. "Moja ukochana zostawiła mnie na śmierć. Woda w mych płucach, oddycham niespokojnie, napełnia mnie wiecznym snem."
Odsłaniał kolejne fragmenty jej ciała. Piosenka stawała się coraz cichsza jakby zanurzył głowę pod wodą. Posiniaczone ręce, zakrwawiona twarz. Wyciągnął ją spod resztek ściany. Szukał jakiegokolwiek znaku. Dotykał jej twarzy gdy ogarnął go żal. Z oczu leciały mu łzy.
Wiatr szalał dalej, unosząc drobinki kurzu dookoła nich. Dotknął jej pulsu na szyi. Czekał, a to czekanie było najdłuższe w jego życiu.
"Nie żyła".
- wróć proszę
Zgarnął kosmyki za jej ucho i tulił ją do swojego torsu. Gładząc po włosach i policzku. Podniósł wzrok i zauważył, że wiatr powoli przycicha.
- proszę... oddaj mi ją, nie zabieraj jej.
Wyszeptał do pustki. Trzymał jej twarz w swoich dłoniach. Dotykając swoim czołem jej.
Zamknął oczy. Każdy szept wiatru przypominał jej głos. Zaczął się kołysać z nią w swoich ramionach, w przód i tył.
- Proszę...znajdź drogę powrotną. Wiem, że dryfujesz w chmurach ale tym razem musisz do mnie wrócić. Znajdź mój głos wśród podmuchów. I wróć do mnie.
Gdy to powiedział, wiatr stanął w miejscu. Drobinki kurzu stały zawieszone w powietrzu. Gładził ją po policzku, patrząc na nią.
-Proszę...
Delikatny puls. Zaczęła oddychać.
- Draco - wyszeptała.
Uśmiechnął się przez łzy.
Przyłożył ponownie swoje czoło do jej. Czuł jak jej ciało robi się na nowo ciepłe.
- Chmury mogą poczekać - uśmiechnęła się smutno.
Przez chwile patrzeli sobie w oczy stykając się czołami i łapiąc oddech.
Po chwili wziął ją na ręce, odwrócił się w tył, gdzie niedawno panował wiatr i powiedział:
- dziękuje... że mi ją oddałeś. - teleportując ich do hotelu.
W pokoju posłał patronusa po lekarza, który ją zbadał i zaaplikował eliksiry leczące. Przy okazji sprawdzając jego ranę głowy.
- Musi odpocząć jej rany to przede wszystkim rany magiczne. Potrzebuje teraz dużo spokoju.
Czuwał przy niej całe dnie i noce co chwile nakładając przepisane eliksiry na jej rany.
Ulga, strach i złość - wszystkie te emocje zaczęły mu się mieszać w głowie gdy na nią patrzył.
Czwartego dnia wyglądała dużo lepiej, po większości ran pozostały gojące się siniaki.
Obudziła się i zauważyła, że Draco siedzi na fotelu koło jej łóżka.
- Cześć - cichym głosem powiedział i podszedł do niej
- cześć - odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła. Podnosząc się do pozycji siedzącej
- Jak się dzisiaj czujesz? - spytał
Spojrzała na niego gdy się przysiadł.
- dużo lepiej, dziękuje. - odparła cicho patrząc w bok.
Przytaknął, a po chwili nie wytrzymując emocji powiedział z powagą i smutkiem:
- ta zemsta, cię zabije, a ja nie będę mógł nic z tym zrobić.
Widziała jak oczy mu się szklą gdy to powiedział.
- z ledwością cię teraz odzyskałem. Nie chce, nie mogę przejść tego ponownie. Myśl, że cię mogę stracić na zawsze....
Złapała go za dłoń. Kiwając zaprzeczająco.
- Przepraszam. Straciłam kontrolę.
- mój ojciec - dodał po chwili
- proszę nie...- spuściła głowę
- nie będę oceniać syna, za błędy ojca. - teraz ona popatrzyła ze łzami na niego. Mur upadł.
Wtuliła się w niego i odetchnęła. Przytulił ją mocno gdy opierała głowę na jego klatce. Kiedy się uspokoiła, nie wypuszczając jej z ramion, położył ich oboje na łóżku. Gładząc po głowie i plecach w geście uspokojenia. Zasnęli, wtuleni w siebie.
Następnego dnia obudziły ją pierwsze promienie słońca, tańczące na jej twarzy. Spojrzała na niego. Dalej jedną ręką obejmował ją w talii. Blond kosmyki w chaotycznym nieładzie opadały na czoło tworząc efekt drobnego śniegu na jego bladej cerze. Wstała powoli by go nie zbudzić. Nie mogła już siedzieć w jednym miejscu. Podczas ubierania oceniała w lustrze jej rany. Po takiej ilości magii jaką wykorzystała nie było najgorzej, eliksiry wyleczyły większość z nich. Plaża była tuż naprzeciwko hotelu i tam właśnie się udała. Słońce jeszcze pomarańczowe od poranku otulało falę. Na horyzoncie kołysały się statki i ptaki. Usiadła na plaży patrząc jak znikają poza jej wzrok.
W tym czasie w hotelu obudził się on, z pustką u swojego boku. Wystraszył się i wstał szybko. Jego wzrok padł jednak na szafkę nocną z karteczką "plaża". Ubrał się szybko myśląc jak bardzo jest nieodpowiedzialna, by iść sama.
Po wyjściu z hotelu zobaczył ją z daleka. Siedziała patrząc na morze, otulona szalem.
Jej blond włosy rozwiewał wiatr. Jego zmartwienia wyparowały. Podszedł cicho i usiadł koło niej bez słowa. Przez chwile patrzyli na horyzont, gdy ogarnął go smutek przypominając sobie jej sen. Nigdy nie spodziewał się, że jednym z marzeń, które będzie miał będzie posiadanie drugiej osoby, która sprawi że będzie szczęśliwy. Nigdy nie spodziewał się, że będzie miał w ogóle jakiekolwiek marzenia. Przy niej jednak to się zmieniło i ona stała się jednym z nich.
- Zaśpiewaj mi coś proszę - potrzebował otuchy. Teraz już wiedział, że nie mogła to być wizja. Była zbyt odległa. Po za ich zasięgiem.
Odgarnęła niesforny kosmyk, który opadał na jej czoło i nie odrywając wzroku od wody przypomniała sobie melodię. Zaczęła nucić w rytm fal:
"Mój ukochany, zostawił mnie na śmierć.
Woda w mych płucach, oddycham już spokojnie, napełnia mnie wiecznym snem.
.
.
.
Zostawiłeś mnie w zimnie
lecz spokojnie, fala zmyje moje łzy,
których skosztujesz w szklance whisky.
Wiedz, że będę tam, w deszczu w letni dzień.
Będę tam na tej plaży porzucone kości zmyje fala.
Więc żegluj, szukając mnie w głębinach,
gdy w obłędzie oddasz mi swoje ciało."
Dopiero gdy skończyła pierwszą zwrotkę, oderwała wzrok od horyzontu. Spojrzała na niego. Wyglądał na zatroskanego, jak marmurowy posąg uchwycony w połowie ruchu. Odwrócił się w jej stronę, czując na sobie jej oczy. Szum fal akompaniował jej gdy kontynuowała śpiew, patrząc prosto na niego.
"Szukaj mnie,
na głębinach szukaj mnie.
Mój ukochany... w obłędzie szukaj mnie"
Cicho nuciła. Jej wzrok łagodniał gdy przeglądała się w jego tęczówkach.
Wiatr i szum fal nagle ucichły całkowicie. "Ta piosenka...to ją słyszał gdy jej szukał." Pomyślał patrząc na jej zielone oczy.
"Moja ukochana zostawiła mnie na śmierć.
Woda w mych płucach, oddycham niespokojnie, napełnia mnie wiecznym snem.
Zostawiłem cię w zimnie lecz spokojnie, fala zmyje moje łzy, gdy odnajdą twoje.
Wiedz, że będę tam.
Na głębinach
Na głębinach by odzyskać cię".
Nie chciała już uciekać od niego, z ostatnimi słowami pogłaskała go po policzku i pocałowała go. W tym pocałunku zawarła cały smutek i nadzieje. Wszystko to o czym śpiewało było wyczuwalne w tym intymnym geście. Gdy jej usta dotykały jego, wiatr ze zdwojoną siłą uderzył, a falę zaczęły głośno uderzać o brzeg. Powoli oderwała się od niego gdy złapał za jej dłoń, pocałował ją i wyszeptał:
- na głębinach odzyskam cię.
Nie mógł nie spostrzec, że wiatr był jej główną magią przez, którego się z nim komunikowała i pokazywała prawdziwe emocje.
Wrócili do pokoju, co chwile przystając i całując się. Znaleźli się po tylu miesiącach na nowo. Otwierając drzwi, ściągnęła płaszcz i odrzuciła go na bok. Przyciągnął ją do siebie gdy wpadli na szafę. Zaśmiała się między pocałunkami. Zaczęła odpinać jego koszulę gdy on ściągał jej bluzkę. Gładził jej nagie ramiona widząc rany sprzed paru dni. Zacisnął szczękę. Widząc to palcami podniosła jego brodę i wpiła się w niego swoimi ustami. Przeczesywał jej włosy i całował szyję.
Było niczym w jej śnie. Oboje nie wierzyli w to jak bardzo poniosła ich ta chwila lecz tym razem żaden z nich nie chciał jej przerywać. Pomiędzy pocałunkami patrzył jej w oczy upewniając się, że jest to prawdziwe, że nie śni. Oplotła dłońmi jego ramiona i przyciągnęła do siebie.
Gdy dotykał jej piersi przygryzła wargi wypuszczając jęknięcie. Uśmiechnął się do siebie. Teraz ona dłońmi błądziła po jego klatce i ramionach. Zauważyła mroczny znak i na chwile się zatrzymała. Dużo się zmieniło od czasu gdy jej go pokazał. Łapiąc oddech stał przy niej czekając na rozwój wydarzeń, a ona jedynie podniosła jego dłoń do twarzy i go pocałowała. Ten drobny gest sprawił, że już wiedział: "Kocha mnie". Zarumienił się na samą myśl.
Wrócili do swoich ust. Gdy ją podniósł i położył delikatnie na łóżku. Patrzył na nią i nie mógł się nie uśmiechnąć. Wyglądała anielsko z rozchylonymi ustami i rumieńcami na policzkach.
Tego wieczora nie potrafili się od siebie oderwać. Cieszyli się każdą cząstką siebie. Ich pocałunki dowodziły, że są nieodłączną częścią siebie. Namiętność przejęła nad nimi górę. Prężąc się i pożądając kolejnych dotknięć. Tej nocy nigdy nie zapomną. Była inna niż wszystkie, których do tej pory doświadczyli. Namiętna ale i delikatna zarazem.
- Odnalazłeś mnie - powiedziała cicho do jego ucha, gdy kochali się na siedząco.
- w obłędzie - odpowiedział dysząc szybko
Zasnęli nadzy, ona na jego klatce słuchając jak oddycha, on wtulając się w jej włosy i zapach lasu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top