76. Turkusowy lód
***Dwa dni później. Biała Wyspa. Wczesny ranek***
- No ludzie! - jęknęła Lara, kiedy Czkawka i Bork nie mogli się zebrać do wylotu. Obaj byli senni i niewyspani, bo uzgadniali ostatnie kruczki co do planu. W przeciwieństwie do Elli i Lary, które uznały, że położą się szybciej i nie będą po raz kolejny słuchały tego samego w innych słowach. Teraz były zirytowane i zniecierpliwione.
- No, już idziemy. - powiedział na ziewnięciu szatyn i dosiadł swojego smoka, który przewrócił zielonymi oczami. Bork też wskoczył na siodło Malbora.
- No w końcu. - odezwała się Gizella i wzbiła się w powietrze. Za nią była Lumi z Larą. Chłopcy pozostali w tyle. Czkawka spojrzał na pozostałości po kopcach pogrzebowych i drewnie z okrętów, poukładanych kawałek dalej. Poprosił smoki, by pilnowały suszenia. Wbrew pozorom było to bardzo dobre i wytrzymałe drewno i szkoda by było, gdyby się zmarnowało. Prócz tego liny, tracze, płótna z żagli były zgromadzone w magazynie. Metal ze statków złożony za kuźnią. Szatyn miał dodatkowy metal do narzędzi, broni i swoich wynalazków.
- Mamy wszystko? - upewniła się Lara po raz kolejny.
- Zioła, broń, podręczna mapa, zapasowa lotka, suchy prowiant. Wszystko jest. - powiedział Czkawka spokojnie.
- Świetnie. - skinęła głową usatysfakcjonowana - Ark, Talard są na statkach Burke i Viggo. Wątpię, że szybko zagoszczą na Kirk. Od Stoika i Orisa mamy wieści zwrotne, że nic się nie działo. Kor i Darko wiedzą, gdzie lecimy, więc w razie kłopotów znajdą nas. - pocieszyła samą siebie, ale i tak była bardzo podekscytowana tą podróżą.
- Dokładnie. - potwierdził Bork - Nasze smoki, nie czują nic w powietrzu co, by ich niepokoiło. - pogłaskał swojego Gnatochrupa po kości czaszki.
- Ja też nie mam dziwnych myśli i jakiegoś niepokoju, jak było z tobą moja droga siostrzyczko dobry tydzień temu. - spojrzał na nią ostrzej.
- Ile mam razy cię przepraszać... - warknęła - A zresztą... Teraz lecimy w całkowicie nowe miejsce. Nowe zioła, smoki, nowe klimaty. Już się nie mogę doczekać. - podniecenie w jej głosie udzieliło się reszcie. Cała czwórka uśmiechnęła się i wszyscy skupili się na spokojnym, niewyczerpującym dla smoków locie. Lecieli z wiatrem, co ulżyło skrzydłom, prócz tego wznieśli się naprawdę wysoko. Nad nimi były tylko pasma cirrusów.
- Droczę się tylko siostro. - powiedział i podleciał do niej, robiąc zgrabny obrót wokół niej i smoczycy, poklepując ją po ramieniu i ustawił się z powrotem obok niej. - Zresztą, wyczuwam, że martwisz się o swoją mistrzynię.
- Skąd ty... - zmrużyła oczy, podejrzliwie.
- Ja mam Pyskacza, ty masz Uldę. - powiedział uspokajająco. Dziewczyna westchnęła.
- To prawda, ale wiem, że tego by nie chciała. - powiedziała i zwiesiła lekko głowę - Ulda jest wieszczką. Wie, że kiedyś się zjawię, ale ja wiem, że jeszcze nie czas na jej ratunek. Na Kirk jest w miarę bezpieczna. Jest potrzebna Arkowi do wróżb. Nie zabije jej, ale nie oszczędzi jej kar, jeśli go zawiedzie. - mruknęła smętnie.
- To prawda. Musimy się skupić teraz na moim wyleczeniu i smokach. - powiedział na wydechu szatyn.
- Dokładnie. - zgodziła się z nim - Obiecuję to przy wszystkich. - uniosła głos - Że nie polecę na Kirk. Będę się trzymała z daleka od niej. Jak Odyna czczę, nie polecę tam.
- Przysięga złożona siostrzyczko. - mrugnął do niej - Moi drodzy zgodnie z mapą i pamięcią Lary. Kirk powinna być za około cztery godziny lotu w tym kierunku. Za trzy odbijamy lekko na lewo. Bork słońcem zajmiesz się ty. - chłopak skinął głową.
- Tylko lecimy równym tempem. - powiedział - Z tym wiatrem będziemy musieli troszkę szybciej odbić, niż zakładamy. - wskazał na krótki kawałek cienkiej skóry zawiązany na jednym z rogów Bora. Wskazywał kierunek wiatru, który skierował ickę {w żeglarstwie takie farfocle się nazywają i służą dokładnie do wskazywania kierunku wiatru} do pyska smoka.
- Dzięki za korektę. - chłopak skinął głową w podzięce.
***Trzy godziny później***
W dalszym ciągu lecieli z wiatrem. Słońce doskonale widoczne i pomału zakręcało za jeźdźców. Lara wysunęła się na prowadzenie. Jej biała smoczyca, perfekcyjnie zlewała się z chmurami. Z torby wyjęła lunetę, by mieć lepszy obraz na horyzont. Kiedy robiła trzecią kolejkę, ujrzała zarys wyspy. Uśmiechnęła się smętnie i zawróciła swoją smoczycę.
- Można odbijać. - oznajmiła - Widziałam Kirk. - westchnęła. Bork podleciał bliżej i wychylił się lekko w siodle, by dosięgnąć swoją ukochaną. Lara wystawiła dłoń, za którą musnął brunet. To delikatne dotknięcie było dla dziewczyny podnoszące na duchu. Wszyscy skręcili delikatnie na lewo. Kilka minut później z ich prawej strony ukazał się zarys wyspy.
- Jak się masz? - spytał Czkawka.
- W porządku. - westchnęła - Zrobisz w nocy rekonesans?
- Zrobię, ale nie będę lądować. - oznajmił.
- Nigdy bym o to nie poprosiła. - powiedziała.
- Zrobię dokładniejszy zarys wyspy. - dziewczyna skinęła głową - Ile mamy do wyspy Ognioglist?
- Jeszcze z dwie godziny. - odpowiedziała po krótkiej chwili zastanowienia.
- Dacie radę. - szatyn zwrócił się do smoków, które każde po kolei odpowiadało krótkim potwierdzającym rykiem. - No to lecimy.
***- Dobra lecimy już trzy godziny i ani śladu wyspy glist. - powiedział zirytowany szatyn - Ani żadnej innej. - westchnął i poklepał zmęczonego smoka po czubku głowy. - Wytrzymaj Mordko. - poprosił, na co smok warknął cicho, co oznaczało, że nie ma zamiaru się poddać.
- Musi być gdzieś nie daleko. - odezwała się Ella - Grzmot wyczuwa burzę.
- Ja też. - wtrącił Bork - Czkawka dasz radę ze Szczerbatkiem nas wyprzedzić. - wskazał z palcem na górę.
- Mordko? - zwrócił się do niego. Smok obnażył zęby i zaczął się wysuwać na prowadzenie. - Szczerbek nie na siłę. - powiedział, ale położył się płasko na grzbiecie, by smok miał jak najmniej oporów. Wznieśli się pod kątem w górę. Czkawka spojrzał smoczymi oczami na horyzont i zapowietrzył się. Ujrzał szary ląd. - Jest Mordko! Jest! - poklepał smoka po boku. Gad, dysząc przestał machać skrzydłami i rozpoczął szybowanie. Reszta go pomału doganiała.
- Udało się? - spytała Lara, pełna nadziei.
- Tam. - wskazał kierunek. Wszyscy odetchnęli z ulgą i wyrównali lot. Kilkanaście minut później wylądowali na gołej skale, bez ani grama zieleni. Smoki położyły się na rozgrzanym kamieniu i zamknęły oczy, dysząc ze zmęczenia. Jeźdźcy usiedli koło swoich smoków. Lara wygrzebała z torby proszek ze Smoczymiętki i ziół pobudzających. Wysypała część z woreczka do pyska Lumi i zwilżyła jej usta wodą. Smoczyca westchnęła z ulgą i uchyliła oko.
- Spisałaś się kochana. Jestem dumna. Odpoczywaj. - położyła dłoń na jej zamkniętym pysku i przytuliła czoło do jej nosa, po czym zajęła się wszystkimi smokami, podając im to samo. Zwierzęta delikatnie odżyły po wyczerpującym locie. Czkawka, kiedy upewnił się, że Mordka leży i regeneruje się, poszedł zbadać teren. Znalazł wielką jaskinię w pobliżu kamienistej plaży oraz drewno wyrzucone przez wodę. Zebrał parę wilgotnych pokrytych solą drzew w jedno miejsce.- I jak? - zapytał Bork, kiedy chłopak wrócił.
- Na razie czysto od smoków i wikingów. - oznajmił i klapnął obok Mordki - Mój gadzi mistrz. - poklepał drzemiącego smoka po szyi. Gad mruknął i przytulił się do Czkawki, obejmując go ogonem i pyskiem przez sen. - Też cię kocham Mordko. - parsknął cicho i sam zamknął oczy, wyciszając się, ale uszy miał szeroko otwarte. Bork z przyjemnością podjął się pierwszej warty. Malboro jak wylądował, tak znieruchomiał. Grzmot praktycznie pochrapywał już przy lądowaniu. Ella drzemała owinięta w jedno ze skrzydeł swojego druha. Lara pozostała czujna i stanęła plecami do Borka z łukiem i naciągniętą lekko strzałą. Oboje byli poza kręgiem i krążyli. Kiedy przez dwadzieścia minut pozostała cisza Czkawka wstał.
- Ludzie i smoki. - zaczął normalnym głosem. Luminosa i Boro od razu otworzyli oczy. Grzmot i Ella z małą pomocą Borka wstali. Mordka niechętnie, ale uchylił oczy, skupiając się na Czkawce. - To tak. W jaskini są oznaki życia. Wsłuchałem się. - Lara skinęła głową, że rozumie - Przydałoby się pogadać z liderem tam żyjącym. - westchnął - Oby nam pozwoli przenocować na wejściu. - mruknął - Więc tak. Na plaży jest parę kłód. Mokre, ale może da się rozpalić ogień.
- W takim razie nie ma co czekać. Idziemy do jaskini. - powiedział Bork, ale Lara złapała go za łokieć.
- A może coś zjedzmy. - powiedziała i poklepała swój pusty jak na razie brzuch - Mamy suche chlebki i suszone mięsko.
- Ale ja o tym myślę. - poklepał ją w złapaną dłoń - Złowimy ryby dla naszych gadów i zjemy ciepły posiłek.
- Lara i ty Bork macie rację, ale lepiej zjedzmy teraz trochę, bo nie wiemy, czy pozwolą nam tu być. - wskazał kierunek do jaskini. Brunet zamyślił się i skinął głową, zgadzając się. Wszyscy podeszli do swoich toreb i wyjęli po dwa kawałki suszonego mięsa i jeden okrągły placek oraz odkorkowali mały bukłak z wodą. Ponownie usiedli, tym razem wszyscy blisko siebie. W ciszy zjedli posiłek i popili wodą z ziołami na rozgrzanie i pobudzenie. Odpoczęli jeszcze parę minut, po czym weszli do jaskini. Nie zachowali się głośno, ale też nie byli cicho. Chcieli, aby gadzi mieszkańcy wiedzieli, że ktoś tu jest. Czkawka i Szczerbek byli na przedzie. Malboro i Bork z tyłu. Ella i Lara szły w środku, a ich smoki na zewnątrz. Gady oświetlały pyskami tunel. Czkawka i Szczerbatek nasłuchiwali. - Chyba się zbliżamy, robi się coraz głośniej. - powiedział i nie minęła minuta, jak jasny błysk zniknął za skałą. Chłopak zatrzymał się i gestem dłoni nakazał to samo reszcie.
- Czkawka? - odezwała się Lara.
- Ognioglista. - odpowiedział - Cisza. Hej mały, wiem, że chowasz się za skałami i pewnie twoi towarzysze też. - odezwał się do miejsca, gdzie zniknął i pojawił się żółty błysk. Po chwili główka wysunęła się - Witaj. Przepraszamy za najście. - kucnął - Proszę, czy nie byłoby problem, jakbyśmy mogli zanocować w jaskini? - smok wyszedł i podszedł do Czkawki. Chłopak ani drgnął.
- Czkawka, jest ich więcej. - powiedział Bork, spokojnie.
- Wiem, że przewodzimy wami królowa. - kilka Ognioglist zasyczało niemiło - W żadnym razie nie mamy zamiaru jej szukać. Weszliśmy tu tylko po to, abyście nas znaleźli. Dalej już nie pójdziemy. Tylko bardzo prosimy waszą królową o zgodę. - kilka mieszkańców jaskini stanęło wokół Czkawki. Wszystkie czuły smoka od niego. Jeden, ten z którym zaczął rozmowę, podszedł do niego najbliżej. Szatyn wyciągnął lewe przedramię, gdzie nie było ani notesiku, ani nic, co Ognioglista podpaliła. Maluch wdrapał się na smoczą skórę, po czym pyszczkiem wskazał kierunek w głąb jaskini. - Każe iść dalej, więc idziemy. - powiedział. Kiedy ruszył, a z nim reszta jeźdźców. Ognioglisty odgrodziły ich od Czkawki, łącznie ze Szczerbatkiem. Smok zaniepokoił się tym i warknął cicho na jaszczurki - Mordko nie. - upomniał go - Pójdę sam, wy wróćcie. Poradzę sobie.
- Na pewno? - upewniała się Ella.
- Bez obaw. Najwyżej będzie nowa blizna do kolekcji. - powiedział wesołym tonem.
- A niby kto będzie ci ją opatrywał? - fuknęła Lara - Uważaj na siebie Drak.
- Tak jest prze pani. - po czym odszedł z Ognioglistą na ręce. Reszta zawróciła. Kilkoro bywalców ów miejsca odprowadziło ich do wejścia i już z nimi zostali. Czkawka szedł coraz głębiej. Jego zmysł słuchu i węchu był na najwyższym poziomie. Słyszał, że zbliżają się do pieczary. Kilka minut późnej ujrzał żółtawe światło. Glist robiło się już całkiem sporo. Robiły przejście chłopakowi. Światło stawało się coraz wyraźniejsze, po czym chłopak wyszedł z tunelu i jego oczom ukazała się olbrzymia pieczara. W niej ujrzał rozświetlone na żółto plastry z miodem. Czkawka spostrzegł groźnie syczącą na niego ogromną Ognioglistę. Była to królowa. Smoczyca zeszła i spojrzała na niego wrogo. Siedzący na ręce smok syknął w stronę królowej, ta zwróciła uwagę na niego. - Wybacz królowo za najście. - skłonił się lekko, czym zaskoczył smoczycę. Chłopak pokazał uległość i szacunek. - Ja i moi przyjaciele, którzy są zapewne na zewnątrz, prosimy o zezwolenie na przenocowanie paru dni w waszej jaskini. Nie będziemy zapuszczać się do twojego domu. - smoczyca pochyliła się nad nim i obwąchała go. Ognioglista siedząca na ręce zeskoczyła z niej i wydała się w rozmowę z królową. Czkawka nie uniósł głowy. Czekał, stojąc spokojnie. Władczyni syknęła i dmuchnęła ciepłym powietrzem w kasztanowe pukle chłopaka. Szatyn uniósł głowę, nie uciekł, kiedy paszcza królowej była kilka centymetrów od jego twarzy. - Królowo, jaka jest twoja decyzja? - zapytał uprzejmie. Smoczyca delikatnie przygasła, za nią poszła reszta Ognioglist. Szatyn zamrugał parę razy dla przyzwyczajenia się do nowego oświetlenia. Liderka cofnęła się i syknęła na kilka podopiecznych, te od razy podleciały do plastrów z miodem i wręczyły go zaskoczonemu szatynowi. - Ja... - zaczął - Ja bardzo dziękuję. - skłonił głową i wycofał się. Ognioglisty towarzyszyły mu do końca tunelu.
- Czkawka! - wykrzyknęła z ulgą Ella i dopadła go w kilku susach. - Nic ci... Jakim cudem masz miód Ognioglist?! - zapytała zdumiała, kiedy skupiła się na jego zajętych rękach.
- Królowa mi podarowała. - odpowiedział - Możemy zostać, ale nie zapuszczajmy się w głąb za bardzo. - Dziękuję za odprowadzenie mnie i wskazanie drogi powrotnej. - skierował się do pięciu pomarańczowożółtych jaszczurek, które były zaskoczone, że im też podziękował, po tym odbiegły. - Widzę, że przyszykowaliście ognisko.
- Bork poszedł łowić. - oznajmiła Ella - Lara patroluje wyspę z ziemi.
- Widzę, że mam wolne. - posłał jej lekki uśmiech i odłożył plastry ostrożnie na kamień.
- Owszem, ale nocny ruch będziesz musiał zrobić. - usiadła na swoim płaszczu.
- Wiem. - dosiadł się obok niej. Wtedy specjalnie ignorowana Nocna Furia warknęła i zaczęła się domagać uwagi. Chłopak roześmiał się i uniknął jęzora. - Jak widzisz Mordko ze mną wszystko gra.
- Czkawka! - do jaskini wpadła zdyszana Lara - Jest wyspa. - powiedziała i usiadła obok brata.
- Doskonale. Jutro tam polecimy. Dziś odpoczywamy. Królowa pozwoliła nam zostać. - powiedział.
- Świetnie. - po czym upiła łyk wody - Wyspa pusta bez śladów wikingów. Smocze są. - przekazała raport. - Lumi z góry też nic nie zauważyła.
- Gadziska, mam jedzonko! - zawołał zadowolony Bork, który wszedł do jaskini. Po czym smoki z wielką werwą poderwały się na równe łapy i podreptały do bruneta. - Spokojnie. - zaśmiał się - Każdy ma po równo. - po czym rozdał po cztery ryby. - Szczerbatek te są nasze. - czarny smok już chciał capnąć jeszcze jedną, ale bystre oko wojownika zabrało spod paszczy ryby. - Szczerbatek kultury trochę. - pouczył go i odszedł fochniętego smoka. Usiadł przy ogniu i rozdał po rybie. Lara wyjęła chleb, podała każdemu po krążku. Każdy nabił rybę na zrobione przez Ellę i Grzmota kijki.
- Zrobię rekonesans wokół Kirk. - oznajmił szatyn i sięgnął po jeden z dużych plastrów. Rozłupał jeden i oblał podpłomyk miodem. I tak w obieg poszedł plaster. Ognioglisty towarzyszyły jeźdźcom do wieczora. Czkawka wstał i klepnął drzemiącego smoka po skrzydle. - Wstawaj gadzie mój zacny. Lecimy się rozejrzeć, póki mamy jeszcze parę godzin słońca. - smok mruknął i przeciągnął się, jak kot i ziewnął. Chłopak wskoczył na niego - Możemy wrócić w nocy. - po czym odleciał.
- Laruś, ile wysp jest wokół Kirk? - zapytała Ella.
- Sześć. - powiedziała po zastanowieniu - Są w dość dużych odległościach od siebie, więc Ark rzadko wysyłał eskapady na nie. Widziałam ślady wikingów. Stare, na drugim końcu tej wyspy. Uznali, że jest niemiarodajna. Ognioglisty są wyjątkowo złośliwe, jeśli chodzi o osoby, które zaburzają im życie i są groźne. Mam nadzieję, że te maluchy nie zrobią nam szkody. - spojrzała na przygaszonego smoczka nieopodal ogniska.
- Na których mogą być zioła? - dopytał Bork.
- Myślę, że na trzech. - odpowiedziała - Ale na tej najbliżej Kirk jestem najbardziej pewna, że są te roślinki. - westchnęła - Wolałabym ją ominąć, ale jak będzie mus, to się szybko wyląduje o zmierzchu. Ja i Czkawka przebiegniemy się po niej. On swoje oczy i uszy, ja rozpoznanie ziół.
- Dobry plan. Wasza dwójka będzie poruszyła się zwinnie i cicho po lesie, ale gdzie my się skryjemy? - zapytał jej chłopak z lekkim sarkazmem.
- Jest tam jaskinia, gdzie ukryłam się z Lumi. Jest zakryta przez skały i pnącza, ale nie mam pojęcia, czy czasem jej nie odkrył. Zostawiłam sztylet i notatnik ze skopiowanymi ziołami. Pamiętam, jak go zostawiłam, więc jak ktoś go podniósł, to na pewno źle odłożył. - uśmiechnęła się lekko.
- Co masz na myśli? - zainteresowała się brunetka.
- Zeszyt położyłam prawym górnym rogiem do czerwonej kropki w skale i przyłożyłam kamieniem. Kropka jest zrobiona z mojej krwi. - uśmiechnęła się - Więc stała się czarna, ale smok rozpozna zapach krwi.
- Moja zdolna bestia. - pochwalił ją brunet.
- Dzięki. - cmoknęła go w policzek - Teraz czekamy na Czkawkę.
***Drakan***
Chłopak leciał na pełnej szybkości, ale bez świstu nie hamował się z rozglądaniem i korzystaniem ze smoczego ja. - Zlokalizował już cztery wyspy i dokładnie zapisał położenie. Jedna wyspa, jak się okazało była dość blisko Kirk, jak to spostrzegł, od razu zawrócił smoka i poleciał dalej na północny wschód. Robiło się coraz zimniej. Nagle szatyn wbił pięty w boki smoka, zahamowując go.
- Dół. - polecił. Smok spojrzał kątem oka na zaciekawionego szatyna. Zaczęli obniżać lot. Przed ich oczami ukazały się dziwne turkusowe szpikulce z lodu, które zniszczyły drewnianą łódź, a jej szczątki były w parodii choinki zawszone na lodzie. - Mordko to nieludzka rzecz to zrobiła. - powiedział zaintrygowany, a smok mu przytaknął - Lecimy. - oznajmił pewnie, po czym wystrzelili przed siebie. Intuicja Czkawki pchała go przed siebie. Szczerbatek wlatywał w coraz do puszyste chmury, zanim ich lot zmienił się w zabawę w nurkowanie w chmurach. Szatyn zaśmiał się radośnie na głos, po czym położył na grzbiecie Mordki. - Fajnie. - mruknął, po czym zerwał się w gwałtownie do siadu. Mordko. - powiedział chłodno, patrząc na dziwną postać wyłaniającą się morza chmur. On też był jeźdźcem, odzianym w dziwny strój z kolcami na ramionach i wielkiej masce pokrytej szpikulcami. Każdy ostry koniec miał identyczny kolor, jak turkusowy lód. - Kim jesteś? - zapytał, nim z morza wyłoniło się więcej nowych smoków. - Co do... - nie dokończył, bo został zepchnięty przez obcego jeźdźca. - Kurwa! - warknął - Mordko! - wrzasnął, ale Szczerbatek został otoczony przez inne smoki, nie mógł ratować swojego przyjaciela. - Kurwa mać! - w tej samej chwili został pochwycony przez szarego gada. - Super... - jęknął - Lara mnie zajebie. - po czym zmienił położenie dłoni w szponach smoka. Gad spojrzał na niego z przymrużonych powiek. - Spokojnie, nie mam zamiaru stracić ręki z niedokrwienia. - mruknął. - Ale ostrzegam, jak mojemu przyjacielowi coś się stanie... Nie ręczę za siebie. - powiedział, na co smok zarechotał po swojemu. I tak lecieli w stronę wielkiej góry lodowej, która wyłoniła się nagle spośród lodowców. Gady wleciały do jednego z bardzo według Czkawki ukrytych tuneli, po czym został rzucony na kamienną posadzkę w kształcie sześciokąta. Chłopak momentalnie wyczuł obecność sporej ilości gadów. - Pięknie. - stęknął i rozmasował bolące ramię, na które upadł. Szybko dobył Piekła i zapalił je. Kilka smoków zrobiło wielkie słodkie oczy i zaintrygowane patrzyły, jak szatyn delikatnie rusza piekłem. - Spokojnie jestem jednym z was. - powiedział. Porywacz stał z tyłu i ruszał głową, tak jak ruszał się miecz. On też był zaciekawiony, nagle Piekło zgasło, a Czkawka wystawił nagą dłoń w stronę pyska. W tej samej chwili zamaskowany mężczyzna zrobił krok i uderzył dziwną laską z grzechotkami po obu lekko zakrzywionych końcach o kamień. Dźwięk, jaki powstał był sygnałem do wycofania się, a delikatne potrząśnięcie spowodowało odpalanie się pysków gadów, które rozświetliły jaskinię . - Gdzie jest mój smok? - zwrócił do obcego bez strachu i z lekkim gniewem w głosie. Miał on prócz laski owalną tarczę i okrążał szatyna. Chłopak cały czas miał utkwiony wzrok w niego. W tej samej chwili kilka innych gadów wprowadziło Nocną Furię, która warczała na wszystkich. - Mordko na Odyna nic ci nie jest. - odetchnął z ulgą i dał się polizać przez smoka. Szczerbatek warknął na obcego i owinął ogon wokół szatyna. - Dlaczego nas porwałeś? W ogóle mnie rozumiesz? - zapytał zirytowany ciszą i wyszedł na przód, by chronić smoka swoim ciałem. Mężczyzna zbliżył się do szatyna na ugiętych nogach, odkładając jednocześnie laskę i tarczę. Szczerbatek warknął ostrzegawczo, ale postać machnęła dłonią przed jego pyskiem i smok obrócił się na plecy z wywalonym jęzorem. Dłoń przejechała pieszczotliwie po szyi i części brzucha. Chłopak cofnął się o krok zaniepokojony. Obcy zbliżył się już na wyprostowanych nogach. W świetle migocącym z pysków postać ujrzała malutką bliznę na podbródku chłopaka.
- Czkawka? - wyszeptał stłumiony przez maskę głos. Jeździec natychmiast ściągnął maskę. Chłopak wybałuszył oczy, widząc kobietę w średnim wieku. - To... To ty... Po tylu latach, ale jak to możliwe? - patrzyła w szoku na praktycznie równie zszokowanego nastolatka.
- Czy ja... Ja cię znam? - zapytał zaniepokojony. Kobieta spuściła wzrok smutno.
- Nie, byłeś jeszcze mały. - zamilkła, po czym uniosła praktycznie identyczne zielone oczy, jak szatyna na niego - Ale matka nigdy nie zapomina.
<<<>>><<<>>><<<>>><<<>>><<<>>><<<>>><<<>>><<<>>><<<>>><<<>>><<<>>><<<>>>
Hip hip HURAA!!!
Valka <3 dołącza do książki. Kto się cieszy, bo ja bardzo bardzo bardzo. Uwielbiam te dziką pół smoczą kobietę <33
No to do zo ba w następnym
Wasza ucieszona z rozdziału HQ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top