64. Mroźne spotkanie

Czkawka spędził praktycznie całą noc na kuciu protezy dla Mordki, z kolei smoczysko nie podniosło łapy, by mu pomóc i wolało sobie spać w cieple paleniska. Bork za prośbą szatyna poszedł się położyć. Dziewczyny przez trzy godziny księżycowe uszyły dwa ciepłe stroje wzmocnione gdzieniegdzie metalowymi wstawkami. Pozostałe dwa zostawiły sobie na następny dzień.

- Hej! - do kuźni wpadała Lara ze śniadaniem dla szatyna, który jak się okazało, zasnął oparty głową na biurku i przykryty jednym ze szkiców. Chłopak poderwał się na równe nogi, ze sztyletem w dłoni. - No witam, witam. Śniadanie dla pana kowala i mały prezent. Tacę położyła na stół obok małego kleksa śliny. - Trzymaj. - po czym rzuciła w niego tobołkiem. Chłopak ledwie go złapał.

- Co to? - spytał zachrypniętym głosem.

- Coś, żeby ci tyłek nie przymarzł do siodła. - posłała mu szeroki uśmiech i rozwiązała rzemyki, ukazując czarny płaszcz, zamykany na klamrę. Szatyn szybko go założył. - Idealnie leży. Załóż kaptur. - No idealnie. Jak leży?

- Doskonale. - odpowiedział - Jest miękki i ciepły. Na dodatek nie krępuje ruchów. Świetny, dzięki. Jak wasze?

- Na razie ty i Bork macie. Nasze potrzebują więcej czasu. Jak działa zimowa wersja protezy?

- Działa tu bez zarzutów, ale nie wiadomo, jak sprawi się na Lodowej Wyspie.

- Rozumiem. Dobra zjedz śniadanie i idź się ogarnąć. Śmierdzisz. - posłała mu litościwy uśmieszek. - Potem złożymy hołd zabitemu Wandersmokowi. Wykupiłyśmy wszystkie kości, jakie znalazłyśmy. Myślę, że Boro je przyjemnie.

- Ella?

- Wyraziła zgodę bez żadnych obiekcji.

- No to za jakieś kwadrans będę.

- Będziemy nad urwiskiem.

- Od strony Vanahaim?

- Tak. - skinęła głową i pomachała na odchodnym, wychodząc z kuźni. Czkawka szybko zjadł posiłek i pobiegł do chaty umyć się i przebrać. Chwilę potem przybył na wspomniane miejsce. - Możesz zaczynać Czkawka.

- Dziękuję. - skinął siostrze. - Zebraliśmy się tu, by złożyć hołd i modlitwę. Poległemu Wandersmokowi. Niech Odyn bezpiecznie przeprowadzi zbłąkaną smoczą duszę przez Bifrost. - Szatyn stanął obok małego stosu kamieni i drewna. Dobył Piekła i je podpalił. Skierował klingę na drewno, które zapłonęło. Wszyscy patrzyli na płomienie i wznosili modły do bogów, o bezpieczną drogę. W środku stosu Lara z Ellą umieściły cztery z siedmiu kości Wandersmoka.

- Czkawka, lepiej idź się zdrzemnij. Nam już pozostaw resztę.

- Dzięki. - po czym ziewnął - Poradzicie sobie?

- Jasne stary. - Bork klepnął go w plecy - Odpocznij.

- Ale za nim pójdziesz. Malboro. - Ella zwróciła się do smoka. - Zostały trzy kości Wandersmoka. Uznałyśmy, że gad nie będzie miał nic przeciwko, jeśli stanie się częścią ciebie i będzie mógł brać udział w walce i lataniu. - wyjęła z kosza trzy kości. Gnatochrup podszedł i obejrzał je dokładnie i z szacunkiem wziął w pysk. Podszedł z nimi do Borka i odwrócił się bokiem.

- Już wskakuję. - zrozumiał gest i wsiadł na smoka. Ten od razu poleciał do wioski. Dokładnie to poleciał do kuźni. Kości położył obok bruneta, a sam wszedł do środka. Wychodząc z budynku, w pysku trzymał cebrzyk z jak, się później okazało z czarną farbą. Malboro, podarowane kości Wandersmoka, zanurzył w farbie, po czym umieścił w pancerzu. Wszyscy zrozumieli, co uczynił. Chciał uszanować smoka, jak i podkreślić otrzymany prezent.

- Boro nie powiem, ale masz gust. - Lara pochwaliła smoka, który mruknął zadowolony i otarł się o jej ramię. - Nie ma za co. - uśmiechnęła się - A teraz Czkawka do łóżka. Ja i Ella skończymy szyć. Bork, ty i smoki przygotujcie sprzęt. Ziołami zajmę się sama. Zbrojownię wskaże ci Lumi. Ogólnie, jak coś nie wiesz gdzie jest, to pytaj Furii.

- Dobrze. - po czym wszyscy udali się do wyznaczonych miejsc.

***

- Wszyscy gotowi? - zapytał już trochę wypoczęty szatyn, siedzący na Szczerbatku i w nowym stroju. Bork miał bardzo podobny, tylko różnił go brak kaptura. Za to posiadł wysoki kołnierz. Dziewczyny uszyły sobie takie same. Każdy miał na piersi na sercu wyszyte podobizny smoków.

- Oczywiście, że tak. - odpowiedziała Ella. - Lećmy już. - jej słowa podkreślił Grzmot, machając skrzydłami.

- W takim razie kierunek północ. - Cztery smoki wzbiły w lekkim tumanie kurzu w powietrze. Czkawka prowadził, po swoje prawej miał Larę, a po lewej Ellę. Bork trzymał się prawej strony Lary. Lecieli spokojnie i bez szaleństw. Przedstawiali przez czas rzekome scenariusze walki Mroziczortem. Jako że walczą z nim po raz pierwszy i ich jedyną wiedzą są zapiski z Księgi Smoków na Berk. Nie wiedzą, co może im się przytrafić nowego.

- Czkawka, myślisz, że twoje smocze "ja" da radę? - odezwała się Ella.

- Nie mam pojęcia. Jeśli dopisze nam szczęście i nie będzie śnieżycy może się udać, jeśli wlecimy w nią, mój zapach zostanie rozproszony i będzie trzeba użyć siły i perswazji.

- Czyli moje ziółka. - uśmiechnęła się lekko.

- Nie inaczej. - powiedział - Miejmy nadzieję, że obejdzie się bez krwi.

- Nowy smok. Nowe doświadczenie i może nawet towarzysz.

- Dzięki za pocieszenie siostra. - mruknął, na co ona zachichotała.

- Raczej ująłbym to inaczej. Nowy smok. Nowa blizna. - Jeźdźcy zaśmiali się, a smoki mruknęły niezadowolone z tego. - Spokojnie Boro, nie pozwolę cię skrzywdzić. Jesteśmy teraz parterami i kumplami. Prawda? - poklepał go między rogami, za które trzymał. Smok warknął potwierdzająco.

- Czkawka, od której strony będzie Berk?

- Od lewej, ale jeszcze tak z dwie godziny lotu i będzie może widać jej zarys. - odpowiedział brunetce. - A co?

- Uczę się rozmieszczenia w powietrzu. - posłała mu szeroki uśmiech. - Oris jest na lewo i południe?

- Dokładnie. - skinął głową. - Może lepiej, jak narysuję wam mapę?

- Nie Czkawka. Mamy za dużo wrogów i każdy z nich marzy o waszym położeniu. Nie mam zamiaru im dać szansy na odnalezienie Białej Wyspy.

- Spokojnie Gizello, to tylko propozycja.

- Wiem, ale podziękuję. Chcę wykuć na pamięć położenia wysp tak jak wy.

- To jest urocze. - westchnęła Lara i położyła dłonie na policzkach.

- Oj, zamknij się. - mruknęła z lekkimi rumieńcami.

- Dobrze córko wodza. Twój rozkaz jest dla mnie życzeniem. - i pokłoniła się jej w siodle.

- Dziękuję moja sługo, ale kara się nie ominie. - Wyciągnęła krótki miecz z targu - Skrócić ją o głowę! - Ella zamachnęła się tak, że Czkawka musiał się odchylić, by nie dostać.

- Hej, uważaj trochę! - upomniał ja z uśmiechem. Przez ten czas Lara udała, że ją zabiła. Po prostu położyła się na grzbiecie.

- Brawo! Brawo! - wykrzyknął Bork i zaklaskał lekko sarkastycznie. - Nie chcę was wyprowadzać z błędu moje drogie, ale obie jesteście córkami wielkich wodzów. Na dodatek Czkawka jest również synem wodza. 

- Ależ ty poważny. - mruknęła Lara - Boro uwaga. - smok spojrzał na nią, jak wstaje. Gad zareagował dość nerwowo i szturchnął skrzydłem Luminosę, która odruchowo uniknęła zderzenia. Lara straciła równowagę i zaczęła spadać. - Lumi! - wykrzyknęła tylko. Nie miała, co więcej, krzyczeć. Ułożyła się brzuchem do morza. Kilka sekund później siedziała już w siodle i poprawiała swój płaszcz. - No, już lepiej smok. Malboro spokojnie. Nic się nie stało. Teraz się nie ruszaj, dobrze. - smok mruknął skruszony, ale teraz nie zmienił swojego toru lotu. Tym razem Lara sprawnie przeskoczyła do Borka. - Widzisz smok, udało się. - poklepała go po czaszce. - Następnym razem nie musisz się bać, że coś mi się stanie, czy tobie. Zaufaj. - smok mruknął i łypnął na nią pomarańczowym okiem. Ujrzał pokrzepiający i uspokajający uśmiech oraz ciepło w niebieskich oczach - Dobrze, na czym pan poważny skończył?

- Na niczym moja wariatko. - powiedział i na wszelki wypadek dokładnie ją obejrzał.

- Jak widzisz, nic mi nie jest. - posłała mu uśmiech i poczochrała go po włosach. Nie bój żaby. Doskonale wam idzie. - poklepała smoka po szyi. - Pewnie ci nie wygodnie co, Boro? Już zmykam na swojego. Lumi. - po czym wskazała palcem w dół. Smoczyca podleciała pod Gnatochrupa. Ruda zeskoczyła i wylądowała zgrabnie w siodle. Malboro spojrzał na Lumi i warknął na nią. Dwa smoki zaczęły rozmowę o Larze i ich więzi.

- Spokojnie Boro. - odezwał się Czkawka - Jeszcze trochę i ty i Bork będziecie śmigać po niebie. Nie znacie się tak dobrze, jak reszta z nas, ale sprawia nam to przyjemność mieć nowego towarzysza w powietrzu. - Grzmot i Szczerbatek ochoczo potwierdzili słowa Czkawki głośnymi rykami. - Nikt tu nie chce cię potępić i poniżać, jako że jesteś nowy. - szatyn od samego początku widział spięcie u smoka, a teraz już zaczął się martwić o to. - Należysz do rodziny. Jak każdy smok. Walczymy i bronimy was, jak wy nas. - podleciał do niego bliżej i położył na kości policzkowej dłoń. - Malboro wiesz, dlaczego od razu postanowiliśmy cię zabrać na Lodową Wyspę? - przeczący pomruk - Dlatego, że wszedłeś do rodziny, ale też byś mógł lepiej nas wszystkich poznać. Na wyspie spędziłeś zaledwie trzy dni, a chcemy, byś nas poznał nie tylko, kiedy jesteśmy zrelaksowani, ale też kiedy walczymy. Każdy tu obecny ma na koncie śmierć wikinga. Ja i Szczerbatek nie dawno zabiliśmy Czerwoną Śmierć, która bezkarnie wręcz despotycznie rządziła smokami, by te atakowały bez własnej woli wioski wikingów, by kraść jedzenie, którego wy nie jecie. Wiemy, jak ci ciężko jest się dostosować do tego, ale pamiętaj, nie jesteś w tym sam. Bork nawet na ciebie nie naciska i jest cierpliwy. Sam się uczy twoich odruchów. Nie znacie się tak dobrze, jak ja znam Szczerbatka i na odwrót. Zgranie przychodzi z czasem. Już widzę między wami więź. To jest wspaniałe Boro. Kiedy dolecimy na wyspę, liczmy i ufamy na twoją pomoc. - Malboro po tych słowach odprężył się, co od razu poczuł Bork i poklepał go po czaszce.

***

- Czujecie, jak coraz zimniej się robi? - odezwał się Czkawka po dwóch godzinach lotu.

- Nie. - odezwał się Bork. Dziewczyny też zaprzeczyły.

- Pewnie szybciej wyczuwam zmiany temperatury. - mruknął zamyślony.

- No oczywiście. - sarknęła Lara - Ja za to widzę pierwsze kry lodu. - wskazała na białe bryłki.

- Berk już minęliśmy i fakt było po lewej. - zaczęła Ella - To ile mniej więcej lotu?

- Skoro są bryły, to już pewnie niedaleko. - odpowiedział Bork.

- To fakt, ale bardziej mnie niepokoją te chmury. - zaczął szatyn i wskazał na szare obłoki.

- Super. Sprawdzimy nasze płaszcze.

- No tak Lara, ale trudniej będzie ze śnieżycą.

- Jakoś damy radę.

- Lara dobrze mówi. Damy radę. Mamy tu przecież cztery i pół smoka. - wszyscy, nawet smoki buchnęli śmiechem.

- Ella, jak ty coś powiesz... - pokręcił głową na boki, ale wciąż miał szeroki uśmiech na twarzy.

- Twoja dziewczyna, prawdę ci powie. - kolejny wybuch śmiechu. Czkawka tylko westchnął i mruknął pod nosem, że ma zwariowaną dziewczynę. Nastała przyjemna cisza, zmącona tylko coraz to zimniejszymi wiatrami.

- Chyba to ta wyspa, tam? - wskazał Bork.

- Nie myślisz się. - westchnął szatyn. - Mimo że widziałem ją wcześniej, to i tak mnie niepokoi jeden fakt.

- Śnieżyca, prawda?

- Nie inaczej. Z tego co wiem z księgi, Mroziczorty to biało niebieskie smoki. Idealnie wtopią się w taką pogodę. Tak samo jak Luminosa. Szczerbo, Grzmot i Boro to jeszcze się będą widzieć. 

- Damy radę. Masz nie od pardy lepszy wzrok i słuch. Ja zajmę się tyłami. Ella i Grzmot z tobą i Mordką to grupa natarcia. Bork i Malboro ubezpieczają. Plan podstawowy na dzikiego smoka.

- Broń w ostateczności. Pamiętajcie.

- Wiemy. - odpowiedzieli chóralnie. Malboro był lekko zaskoczony słowami szatyna.

- Twoje piekło w tej śnieżycy, chyba zgaśnie, zanim je odpalisz.

- Ehh... Trzeba będzie je udoskonalić Bork. Malboro, mam do ciebie prośbę. Miej oko Borka ma czasem zwariowane pomysły.

- Hej, mów za siebie gówniarzu. Jestem starszy od ciebie. Z szacunkiem mi tu.

- Tylko o dwie zimne wiosny. - machnął ręką na jego wywód.

- Dwie wiosny i tak robią mnie lepszego w walce od ciebie.

- Ha! - wykrzyknęła Lara - Lepszego w walce?! To ja go wszystkiego nauczyłam! Jak możesz ty okrutny, przebrzydły. - kiedy ruda wyzywała go od najgorszych, Bork szepnął do swojego smoka, by ten przybliżył się do Luminosy.

- Tak, jestem okrutny. - zaczął i cmoknął ją w policzek, co skutecznie zamknęło tyradę. - Bo tylko twoje sposoby walki dogłębnie zgłębiam. - puścił jej oczko i wyrównał lot, chociaż było coraz ciężej.

- No wiesz... Głupek. - mruknęła i wysunęła się naprzód. Czkawka podniósł dwa kciuki. W tym samym momencie Ella niemo zabiła brawo. Bork się ukłonił.

- Uwaga! - wykrzyknął szatyn. Dwie minuty później wpadli w sam środek śnieżycy. Czkawka przejął ze Szczerbatkiem rolę nawigatorów. Poprowadził ich na biały ląd. - Jasny Odyn strzelił, jaki ziąb! - krzyknął, bo wiatr skutecznie zagłuszał słowa.

- No! - Ella założyła kaptur na głowę. Wszyscy szczelniej opatulili się płaszczami. - Ale za to zdają testy.

- Potwierdzam. - smoki okrążyły jeźdźców i rozłożyły skrzydła, by choć trochę uchronić przed śniegiem i wiatrem. Malboro trochę nieśmiało, ale powtórzył co reszta.

- Dzięki. - posłał mu lekki uśmiech Bork. - Dobra, to jak mamy znaleźć białego smoka na tle bieli? - dodał do tego pytania nutkę sarkazmu.

- A tak, że on sam musi nas znaleźć. W księdze czytałem, że potrafią zaczaić się na ofiarę i zaatakować z ukrycia. Zioną lodem.

- Wspaniale. Chwila nie uwagi i lodowy pomnik gotowy. - westchnął, co nie spodobało się Boro, który tracił go lekko w łopatkę. - Damy radę smok. Podobno w czasie walki więzy się zaciskają. - gad nie był przekonany, ale stanął obok jeźdźca. Reszta smoków postąpiła tak samo.

- Jasny Odyn! Nic nie widać! - warknęła Lara. - Nici z łuku i miotania sztyletami. Szybko zamieniała siekierkę na topór. - Niech każdy weźmie swój podręczny zestaw ziół. Nie wiadomo co może się wydarzyć w taką zamieć.

- Może przywiążemy się do smoków. - podpowiedziała Ella nagle.

- Nie głupi pomysł. - Bork wyjął z siodła linę i przywiązał się do Malboro. Reszta zrobiła to samo.

- Dobra. Smoki to nasze oczy i uszy w tej chwili. Obserwujemy każdą stronę i zwracamy uwagę na ruchy naszych gadzich druhów. Zrozumiano? - wszyscy, włączenie ze smokami przytaknęli - Jeśli zaobserwujemy ruch, cień natychmiast meldować. To ich teren i oni mają przewagę. Mogą nas nawet teraz obserwować. - Każdy w odruchu rozglądnął się, ale widoczność była praktycznie zerowała dla zwykłych oczu. Czkawka i reszta smoków widziała tylko troszkę lepiej. - Pamiętajcie, nie chcemy...

- Zranić ich. - odpowiedzieli chórem. - Wiemy.

- Jak mamy wszystko ustalone ruszmy. Trzymamy się blisko siebie. Zasięg głosu i wzroku. - po czym wyruszyli przed siebie.

- Czkawka nawołujmy je. Może szybciej nas znajdą.

- Ja myślę, że nas cały czas obserwują. - westchnął.

- Też macie to dziwne uczucie na karku? - zgadł Bork.

- Taa. - w tej samej chwili Szczerbek trącił w ramię szatyna. - Co jest? - smok pyskiem wskazał na cień skał. Chłopak spojrzał tam i zmrużył oczy. - Jaskinia! - wskazał ów miejsce.

- Idziemy! - wykrzyknęła Lara. Wszyscy zmienili kierunek i ruszyli do niej. Szli pod wiatr, co nie ułatwiało im marszu. Na dodatek głęboki śnieg i zaspy spotykały się z przeklinaniem. Jaskinia była niedaleko, ale dotarli do niej dopiero po parunastu minutach.

- Dobra, jest o wiele lepiej, niż przypuszczaliśmy, ale lepiej dmuchać na zimne. - Smoki, dobry pomysł z tym otoczeniem nas. Dzięki. - gady mruknęły z pochwały i położyły się na kamieniu, rozgrzewając go. Co każdemu się spodobało.

- Boro, jak się trzymasz? - Gnatochrup mruknął i zbliżył się do bruneta. - U mnie wszystko w porządku. Poczekamy parę minut i może przestanie tak wiać i sypać.

- Masz rację. Odczekamy chwilę. - zgodził się nim szatyn. - Może zwiedzimy jaskinię od środka? Wydaje się głęboka.

- Można. Może natrafimy na jakieś ciekawe kruszce.

- Też tak sądzę. - zgodził się z szatynem.

- Wejście jest na tyle duże, że smok i jego jeździec przejdą, ale nie wiem jak będzie później.

- Czkawka, może odsapnijmy najpierw i się rozgrzejmy, co? - westchnęła brunetka.

- Oczywiście, że to w pierwszej kolejności, bo ta zamieć i tak nas szybko nie opuści. - dziewczyny westchnęły i usiadły na ciepłym kamieniu przy swoich smokach. Luminosa nakryła skrzydłem Larę, za co podziękowała. Grzmot uczynił to samo. Boro i Szczerbatek wydali z siebie pomruki i położyli się. W jaskini zrobiło się bardzo przytulnie i miło. Lara wyjęła z torby suszone mięso, które zostało szybko podgrzane na rozpalonym kamieniu. Tak samo jak napar z ziół na rozgrzanie. Tu każdy odepchnął z ulgą i rozluźnieniem.

- To, co idziemy? - odezwał się szatyn po paru minutach. Bork przełknął ostatni łyk i wstał.

- To, co krótki zasięg będzie? Boro zostaniesz na czatach z resztą? - zwrócił się do smoka, ten warknął przecząco. - Wiem... - nagle obok brunat znalazł się Szczerbatek i coś wymruczał do Gnatochrupa. Smok skinął łbem i puknął w pierś chłopaka. - Zostajesz? - pomruk i kolejne puknięcie. - Obiecuję, że będę na siebie uważał.

- Tak. - chłopcy dobrali odpowiednią broń, jak i przenosi toporek do skał, który Czkawka miał w siodle. Wziął też kilka zapasów śluzu Koszmara do Piekła. - Dobra, broń i narzędzia są, ale chyba...

- Zapomniałeś znacznika. - odezwała się Lara i rzuciła mu mieszek.

- Dzięki siora. - szybko schował za pazuchę.

- Co to za woreczek? - zapytał brunet.

- W nim jest świecący w ciemności proszek. Dzięki niemu nawet jeśli się zgubimy, to odnajdziemy drogę, nawet po ciemku. - otworzył go i zanurzył w nim palec. Podszedł do skały i oznaczył ją. - W zwykłym świetle jest ciemnozielony, a w ciemności jarzy się jasnym odcieniem zielni, czasem też żółtym

- Uważajcie na siebie. - powiedziała Ella. Chłopaki skinęli głowami i ruszyli w głąb jaskini, za nimi była Mordka.

- Ehh... Ella jak im się na łeb nie zawali, to będzie dobrze. - mruknęła po kilku chwili, kiedy odgłosy stąpania zniknęły, siorbiąc przy okazji napój. Nagle smoki poderwały się na równe łapy. Dwa stanęły przodem do wejścia. Jeden patrzył w głąb. Wszystkie warczały i wepchały dziewczyny do środka.

- Spokojnie... - dziewczyny słyszały głos Czkawki, a potem uderzenie ciała o skałę.

- Co się dzieje?! - wykrzyknęła Lara.

- Chyba już nie musimy wychodzić z jaskini. - powiedziała Ella i odłożyła pomału broń na kamień.

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Cześć... - kryje się za ścianą, by nie oberwać od wściekłych czytelników za obsuwę - Ja wiem... Lekki poślizg wiem, ale stąpił we mnie leń hehe. Dopiero go przegnałam, więc o to rozdział. -chowa się za ścianą - Przepraszam! 

Tak więc chyba do następnego hehe 

Papa 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top