61. Nowy kompan
Kilka chwil później po bokach jeźdźców wylądowały dwie Furie.
- To jest Szczerbatek, a to Luminosa. - Czkawka przedstawił smoki. - Podejrzewam, że nie opuścisz Borka na krok. - Gnatochrup potwierdził - Bardzo mnie to cieszy.
- Czkawka! - chłopak podniósł głowę i ujrzał Grzmota i Ellę na nim. - Co to za... Na Thora! - skupiła wzrok na nowym gadzie i Broku, który dotykał spokojnie jego szyi. - Ty i on... - wskazała na niego i smoka.
- Jakoś tak wyszło. Czkawka powiedział, że on teraz mnie nie opuści, tak?
- Tak dokładnie. Kiedy dałeś mu pazur, od razu cię polubił. To widać. - powiedział - Zresztą Gnatochrupy są z natury łagodne. Jedynie, kiedy atakują, to kiedy ktoś ukradnie kość z jego pancerza. Są bardzo mściwe i uparte. Dążą do odnalezienia złodzieja i odebraniu zguby.
- Serio?! - spojrzał na gada z lekkim podziwem. - Nie dziwię się, że mnie polubił. Sam wyznaję podobne zasady. On wtedy mnie na swój smoczy sposób poprosił, prawda smoku? - spojrzał w jego oczy. Odpowiedzią było przytulenie się do piersi.
- Dokładnie. Kiedy na to wpadłeś? - zapytał.
- Teraz, po twoim wyjaśnieniu Czkawka. Nie zerwał wisiora z mojej szyi, poczekał na moją decyzję.
- Bork, masz odpowiedź, za co się lubię i szanuję. - podszedł do niego i smoka, po czym klepnął bruneta po plecach. - Nie skupiasz się na tym, co masz przed oczami. Sprawdzasz wszystko, co się da i to szybko. Nie rzucasz się z motyką na słońce. Chcesz dojrzeć drugie dno sytuacji. Mieć takiego przyjaciela, to skarb, ale... - tu spojrzał wymownie w jego oczy - Skrzywdzisz mi siostrę, to cię skrócę o głowę. - Gnatochrup owinął skrzydłem Borka i zasyczał. - Spokojnie na razie mu to nie grozi. - poklepał gada. - Teraz poznaj, proszę moją partnerkę i jej smoka. To jest Gizella i Grzmot. - Nowy gad podszedł do smoków się przywitać.
- Chłopie, on naprawdę będzie mi pomagał?
- Oczywiście, ale musisz pamiętać, że kiedy Gnatochrupowi zaginie kość z jego pancerza, przestanie ryczeć.
- To dlatego...
- Tak szuka złodzieja. - przerwał mu - Nadaj mu imię. Godne wojownika.
- Dobrze. Tak zrobię. - powiedział pewnie - Czkawka?
- Hym?
- Jaka ma płeć? - szatyn zaśmiał się.
- Samiec. Młody. Jeszcze w pełni nie skompletował pancerza.
- Po czym poznałeś?
- Brzuch nie jest w pełni zakryty. W sumie mogę powiedzieć, że i tak to zacne smoczysko. Dogadacie się.
- Dzięki.
- Dobra. - klasnął w dłonie. - Wy się dogłębniej zapoznajcie i wieczorem przyprowadź Gnatochrupa do kuźni. Zbiorę miarę i zacznę konstruować siodło. Jeśli masz...
- Si-siodło?! - wykrzyknął - Ty tak na poważnie?!
- Tak. Jak najbardziej. - powiedział spokojnie i z uśmiechem.
- Dziękuję przyjacielu. - uścisnął go za przedramię.
- To będzie przyjemność. Jeśli masz pomysły co do siodła, powiesz mi w kuźni. No idź do niego, bo Lara nie daje mu spokoju. - brunet spojrzał na smoka i dziewczynę, która akurat puknęła go między oczy i coś powiedziała. Jaszczur pokazał szyję i brzuch. Po kolejnych słowach wypuścił dym z nozdrzy.
- Uwaga! - wykrzyknęła Lara i smok zionął ogniem. Przypominał ognistą chmurę, która wyglądem przedstawiał tunel. Podniosła kciuki i ogień zniknął. Podeszła do Lumi i wyjęła kajecik i rysik. Szybko coś w nim zapisała i schowała z powrotem do torby. Na ten moment Bork podszedł do nich.
- Co ty robisz? - zapytał z uśmiechem.
- Spisuję to, co widzę. Badam i tak dalej. Później zrobię wnikliwszą analizę. - powiedziała z szerokim uśmiechem - Masz genialnego smoka. Szybko się z nim zgrasz w przestworzach.
- Skąd to wiesz?
- Po tym, że Gnat jest ochoczy do nauki. - powiedziała według niej oczywistą rzecz. - Lecę do szklarni. Ella lecisz ją pooglądać?
- Nie, chyba zwiedzę kuźnie. - odmówiła i spojrzał na lekko uśmiechniętego szatyna, który akurat wskoczył na Szczerbatka.
- Jasne. Do zobaczenia Bork Ella. - po czym odleciała.
- Wieczorem w kuźni Bork.
- Wiem, wiem. - machnął na niego ręką. Ella zaśmiała się i pomachała pozostawionej dwójce, po czym odleciała razem z szatynem. - No to zostaliśmy my. - mruknął - Ty, tak na serio chcesz mi być kompanem? - odpowiedzią smoka było przymilenie się do klatki i brzucha. - Dobra, dobra, bo mnie wywrócisz. - zaśmiał się i pogłaskał go po pysku. - Dziękuję, że mi zaufałeś. Przejdziemy się. - wskazał na wąską kamienistą plażę. Smok mruknął i ruszył. Brunet był obok. - Tak się zastanawiam, czy mogę nadać ci imię? - powiedział po kilku minutach przyjemnej ciszy i odgłosu zgrzytania kamyków o kości i buty. Jaszczur spojrzał na niego z ciekawością i syknął, potrącając lekko dłoń. - W takim razie... Vox? - mina smoka była niesatysfakcjonująca - Dobra, a to może Timor... Też nie pasuje. - zamyślił się - Crak? Nie... Może coś w "m"... Marbar... Nie... Makrol... Dno... - westchnął i podrapał się po głowie - Mam! Malboro! Może być? - Gnatochrup machnął skrzydłami i mruknął zadowolony. - A więc Malboro. Miło mi cię poznać. - uśmiechnął się szeroko - Jestem Bork. - smok, mimo że wiedział, jak ma na imię, ochoczo przystawił swój nos do wyciągniętej dłoni. - Dziękuję, że mnie wybrałeś. - uśmiechnął się lekko, po czym zaśmiał się cicho. - Ciekawe, jak moja wioska cię powita. - ponownie się zaśmiał - Już widzę te otwarte na oścież usta i oczy mówiące... Że co?! Jak! On jest cały z kości! Straszne. A dzieciaki mimo strachu będą cię okrążać i próbować dotknąć kości twojego pancerza. - gad syknął. Nie pasowało mu to. - Nie przejmuj się. I moja rada, lepiej daj im się poodtykać przy mnie, niż będą się męczyć cały czas. Ze Szczerbatkiem Czakawki tak było. Smoczysko nie wytrzymało i schowało się na arenie w celi. Tam w końcu mógł się zdrzemnąć w spokoju. - pomarańczowe oczy otworzyły się szeroko na te słowa i mruknął niezadowolony. Już wiedział, że lepiej posłuchać człowieka i dać się tym małym podobnym do niego dotknąć. - Spokojnie będę pilnować, by nie wyjęły kości. - poklepał go po szyi. - Czkawka mi wspomniał o tym. Nie fajnie, jak braknie ci kości i nie możesz wydać dźwięku. - poklepał go ponownie - Teraz masz jeszcze jedną parę oczu do pilnowania pancerza. - uśmiechnął się szeroko, co smoka zaskoczyło. Pewność dwunożnego i szczerość najbardziej wywarły na nim podziw. - Co powiesz na to, bym lepiej przyjrzał się twojemu pancerzowi, czy wolisz, by Lara dogłębnie cię zbadała? I tak to zrobi. - smok udał wielką porażkę. - I tu cię rozumiem. - klepnął go pocieszająco po boku, bo gad się lekko obrócił. - Dasz rade Malboro. Mnie z pewnością czeka pełny wykład na temat opieki nad tobą. Obiecaj mi jedno. - spojrzał uważnie w jego oczy - Nigdy nie ukrywaj swojego bólu i zmartwień. Ode mnie masz to samo. Preferuję uczciwość i szczerość. Nie lubię kłamstwa i kantowania. A wiem, że gady takie jak ty i reszta są uparte pod tym kątem. - warknięcie - Nie warcz, bo widziałem po Czkawce i Szczerbatku ich więź jest straszna i niesamowita. Ufają sobie i ja też chcę. Lubię smoki, nie jako zwykłe zwierzęta, a towarzyszy. Ich zachowania są bardzo podobne do naszych. Wystarczy to dostrzec. Nasza czwórka i jeszcze kilku to widzi, ale są tacy, którzy chełpią się w zadawaniu wam krzywdy i handlu wami. Szczerze nie wiem , jakim cudem mnie polubiłeś, ale jestem za to wdzięczny Malboro. Dziękuję. - smok zszokowany wywodem nastolatka i jego uczuciami co do niego i innych smoków usiadł i patrzył tępo w Borka. - No co? Malboro, co jest? - zaniepokoił się i złapał za pysk po obu stronach, by przybliżyć go do siebie - Hej Malboro, co się stało chłopie? - ponowił pytanie, a smok po prostu liznął go po twarzy - Co do... Co za... - nie dokończył, bo gad ponowił atak - Hej, już spokojnie! - Bork przez nacisk smoka przewrócił się na plecy. Mokry język bezlitośnie atakował twarz i ręce bruneta. - Mal... Malboro przestań! - wykrzyczał poprzez śmiech i ataki. Smok przestał. Chłopak usiadł i wytarł twarz. - Teraz rozumiem Czkawkę. Ohyda. - jęknął. - Dzięki Boro. - smok przekręcił zaintrygowany głowę. - Nie podoba się... - gad wyciągnął język. Brok szybko zakrył rękami twarzy i głowę. - Proszę nie! - wykrzyczał. Gnat puknął go lekko w ręce i położył się naprzeciwko niego. - Skrócenie imienia na Boro ci pasuje. Zrozumiałem. Mal mi brzmi zbyt kobieco. Od razu odrzuciłem. - zaśmiał się - Spojrzał na swoje lepkie ręce. - Westchnął. - Fuj... - powiedział, marszcząc brwi i nos, bo dostał się do niego zapach. - Idę umyć się, wredny gadzie. - mruknął i wstał. Smok syknął na niego. - Od razu lepiej. - westchnął zadowolony, kiedy zmyl z siebie ślinę. - Malboro, co powiesz, abyśmy się przeszli do Lary i mi wyjaśniła, jak się mam tobą opiekować? - jaszczur wstał. Zaraz, zanim był Bork. - Biorę to za "tak". - po czym wyprzedził smoka lekko. Boro, tylko na to czekał i złapał w zęby kamizelkę z czarnego futra. Brunet zaskoczony atakiem krzyknął, kiedy został podrzucony do góry. Wylądował na grzbiecie tuż przed skrzydłami. - Ty... Nie! - wrzasnął, kiedy poderwali się do lotu. Chłopak owinął ręce wokół szyi i mocniej zacisnął kolana na bokach. - Nie! Nie! Nie! Zabijesz mnie! O na Odyna Wszechmocnego. - Gnatochrup zadowolony z siebie ryknął głośno. - Na Thora. Zginę! - krzyknął, kiedy smok zaczął nurkować, prosto w stronę osady. Zamknął oczy. Kiedy powietrzne turbulencje ustały i wylądowali. Otworzył jedno oko. Odetchnął z ulgą i zsunął się z grzbietu. - Głupi smok. - oparł głowę na łopatce gada. - Głupi... - Boro zaśmiał się po swojemu i trącił bruneta w plecy.
- No, proszę! - odezwał się kobiecy rozbawiony głos. - Jednak przeżyłeś.
- Zamknij się Lara. - stęknął - Ten wredny gad mnie prawie zabił.
- Ja tam uważam, że się świetnie bawi się tobą. - zaśmiała się - Chodź panie zabójco. - przywołała Gnata do siebie ręką. Bork odsunął się od niego. - No zobaczmy, co tu mamy. - zaczęła ruda i przyjrzała się uważnie ochronie. - Czy mógłbyś ściągnąć na chwilkę pancerz z brzucha i klatki piersiowej? - zapytała bardzo poważnie i neutralnie oraz wskazała dane kości. Gad przez chwilę się zastawiał, ale sięgnął zębami daną kość z żebrami i mostkiem. - Dziękuję. Podnieś troszkę wyżej szyję. - dziewczyna podeszła i nachyliła się nad sercem - Serducho, jak młot o kowadło bije. Nie słyszę żadnych problemów. Rozejrzała się jeszcze po brzuchu. - Ta blizna jest przed nałożeniem kości? - potwierdzenie za pomocą syknięcia - Nieźle oberwałeś. - podeszła do stolika i wyjęła pojemniczek z maścią. - Widzę, że ci dolega i pewnie swędzi, co? - kolejne potwierdzenie. - Co najmniej dwa razy będę musiała ją posmarować, żeby dolegliwość zniknęła. - powiedziała - Gotowe. Możesz założyć pancerz. - Gnatochrup od razu to wykonał - Proszę ryk, ale nie zbyt głośny. Jeszcze chcę słyszeć ryk mojej Lumi. - poklepała go po szyi. - Wszystko w porządku z dźwiękiem. Dobrze ułożyłeś pancerz. Rozwiń skrzydła. Dobrze napięte i gładkie. Otwórz paszczę. - spojrzała do paszczy - Brak ubytków w zębach, nie próchnicy. Oddech odpowiedni, jak i wilgotność. Nie chorowałeś na nic i dobrze się odżywiasz. Piękny okaz zdrowia. A teraz splunięcie. Imponujące. - uśmiechnęła się szeroko. - Jak ci idzie z użytkowaniem pięknej maczugi? - wskazał na ogon. Smok zamruczał i machnął nią, uderzając o ziemię. Zrobił bardzo obiecujący dołek. - Doskonale. - posłała mu kolejny uśmiech. Bork przez cały czas uważnie obserwował, co robiła Lara i słuchał jej słów. - Dziękuję za badanie. - poklepała go po boku pyska. - Bork masz kawał zdrowego smoczyska. - zwróciła się do niego. - Wyjaśnię ci troszkę o pielęgnacji oraz diecie i nawykach.
- Dobrze. Dzięki. - machnął ręką na słowa.
- Drobnostka i przyjemność. Najważniejsze pytanie. Jak twój smok się zwie?
- Malboro albo Boro. - dziewczyna poważnie skinęła głową.
- Dobrze, więc Malboro. - zwróciła się do gada - Lumi wskaże ci kosz z rybami. Smacznego. - posła mu lekki uśmiech, a smoczyca podeszła i wskazała pyskiem na kosze i koryto z wodą. Smoki od razu się tam udały. - My też usiądźmy. - wskazała na ławkę przy wejściu do szklarni. - Gnatochrup należy do klasy tajemniczej. Żywi się głównie rybami, ale też owcami i królikami. Silny, uparty, mściwy w przypadku kradzieży kości. Słabościami są brak ryku i pancerza. W pierwszym pozostaje mu część pancerza i splunięcia. W drugiej jest kompletnie bezbronny. Nawykami są zbieranie kości i udoskonalanie ochrony ciała. Tym samym będzie cię brał albo sam wyruszy na poszukiwanie kości do pancerza. Miejsca, to cmentarzyska statków i cmentarze smoków. Też nie pogardzi podarunkiem. Jak masz jakieś kości w domu na Oris, to je z przyjemnością przeglądnie.
- Coś się znajdzie. - mruknął z lekkim uśmiechem.
- Jego ryk może doprowadzić w najlepszym przypadku do głuchoty, w najgorszym do śmierci. Uważaj na to i rozsądnie z niego korzystaj w czasie wspólnej walki. Plus ryki wabią samice. - tu się lekko uśmiechnęła - Nie przestrasz się, kiedy za dwa miesiące ci zniknie.
- Co? - zdziwił się i przestraszył jednocześnie.
- Gody. - uspokoiła go - Smoki na początku lata łączą się w pary, by mieć młode. Lubią wtedy mieć spokój od ewentualnych niebezpieczeństw w postaci wikingów. Okres wylęgu trwa trzy tygodnie, ale zdarza się, smoki znoszą jaja szybciej, jeśli są ku temu dobre warunki. Tak jak tu. Jedna rzecz... Jaja wybuchają. O mały włos straciłabym głowę przez małego Zębacza, przelatującego mi nad głową. - zaśmiała się - Więc uważaj. Oczywiście są wyjątki. - poklepała go po ręce - Jak prawie każdy smok lubi słońce i drzemki. - Bork parsknął śmiechem.
- Właśnie widzę. - wskazał na dwa gady wygrzewające się w słońcu.
- Otóż to. - potwierdziła - Jeśli chodzi o latanie, to tym zajmie się już Czkawka.
- Dobrze. Wszystko?
- Na razie tak. - uśmiechnęła się do niego - Chcesz poznać tajniki uprawy ziół w moim sanktuarium?
- Oczywiście! - wstał i złapał ją za rękę, wchodząc, do jak się okazuję parnego budynku. - Cholera... Tu zawsze tak jest?
- Tak. - zaśmiała się i związała włosy w kok. - Tu tak. Tam już nie. - wskazała na najdalszy kąt po prawej. Bork szybko się tam udał.
- Od razu lepiej. - odetchnął z ulgą i stanął, gdzie wiaterek był najmocniejszy. - Jak to zrobiłaś?
- Trochę nam to zajęło, ale w końcu, czystym w sumie przypadkiem zaobserwowaliśmy, kiedy suszyliśmy pranie. Wiatr wieje od strony południa czasem od południowego wchodu. Dwa razy w miesiącu zmienia się na zachód. - Wydłubaliśmy otwór i takie pochyłe kawałki drewna, by powietrze się od nich mniej-więcej odbijało. Pomysł Czkawki. Złożenie do kupy mój. - uśmiechnęła się - Te rośliny. - wskazała na trzy donice - Lubią tę temperaturę jak teraz.
- Imponujące. - pochwalił. - Masz podzielone pewnie na sektory.
- Dokładnie. - Tam mam zioła lecznicze, tam trujące, a tam zapachowe. - pokazała palcem kilka rzędów. - Za tobą są głównie przyprawy.
- Dałaś obok siebie lecznicze i trujące?
- Tak. A teraz pytanko. Trujące dla nas czy smoków?
- Dla nas? - odpowiedział niepewnie.
- Ładnie. - pochwaliła - Ten cały rząd jest smoczy, że się tak wyrażę. Ale tylko lewa strona jest przeznaczona dla obu.
- Jakby tu żona wodza wpadła, trajkotałby za trzech.
-O j tak. - zaśmiali się - Iris uwielbia zieleń. Jej kwiaty są zawsze takie piękne.
- Jadalne dla nas? - odezwał się nagle, patrząc na fioletowe jagody.
- Pewnie, ale są jeszcze kwaśne. Tu masz słodkie. - pokazała na koszyk - Dziś z nich zrobię deser.
- No to ich nie zjem za dużo. - po czym wyjął z koszyka kilka jagód. - Pyszne. - po czym urwał z krzaka - Nie są takie złe. Kwaśne, ale smaczne. Te mi bardziej podchodzą. - wskazał na krzak.
- Ja tam lubię słodkie. - i wrzuciła do ust kulkę.
- Lara uprawiasz zioła tu Oleander i Smoczy Korzeń?
- Tak. Hoduję je, ale na nie tutaj. Za górami jest miejsce, gdzie Oleander i Korzeń mogą rosnąć obok siebie. Moje szczęście. Korzeń lubi cień i mało słońca, a Oleander przeciwnie. Nie polecimy tam na smokach, bo no wiesz.
- Wiem, wiem. Więc czym się dostajesz tam?
- Tunel ów Szeptozgodna, którego poznałeś. Poprosiłam go, żeby się przekopał przez górę. Na smoki kamienne ów korzeń nie działa, więc bezpiecznie, ale na Oleander już nie jest odporny. Dlatego miałam przy sobie odtrutkę i również ją tam pozostawiłam. Pilnuje ją i sprawdza od czasu do czasu jej smak.
- Niesamowite. Jest stróżem tego miejsca?
- Tak. Podoba mu się to. - uśmiechnęła się.
- Lara, tak się zastanawiam...
- Co tam?
- Jakim cudem Malboro ściągnął pancerz?
- Na początku mu powiedziałam, że chcę sprawdzić jego zdrowie i ewentualne rany. Gad był zaskoczony, ale się zgodził.
- Wyczuł, że masz dobre intencje? - spytał skupiony na rozmownie.
- Tak, więc badanie szybko poszło. - zamilkli przez chwilę. Lara spojrzała na położenie słońca. - Lepiej biegnijcie do Czkawki. Pierwszy raz będzie szył siodło na takiego smoka, który może zmienić położenie swojego ciała. - oboje się zaśmiali. - A, jeszcze jedno, co do siodła. Będziesz potrzebował kieszeni, na podręczne medykamenty, kiedy mnie nie będzie w pobliżu.
- Nie ma problemu. Wspomnę o tym. - kiwnął głową dodatkowo. - Widzimy się na kolacji?
- Tak. - brunet cmoknął dziewczynę w policzek.
- Cześć. - po czym udał się do wyjścia, zostawiając lekko osłupiałą Zielarkę samą i z dłonią na policzku. - No Boro idziemy do kuźni. Czkawka zrobi ci siodło, chyba że nie... - zamilkł, widząc błyszczące pomarańczowe oczy. - Jednak chcesz je. - obaj udali się raźnym krokiem do kuźni, rozmawiając o skórze na siodło i jej kolorze.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Hejka!
Szybko ten rozdział, co?
Jakoś się pokusiłam o Malboro, choć nie palę, ale przecież w uniwersum JWS nie ma czegoś takiego jak "Malboro" więc imię idealne.
Dziękuję_fatum_ <3
No taki mały suprise
Do zo w następnym
HQ-ś
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top