49. Wstyd, potwierdzenie i nalot
Czkawka wszystko i wszystkich dokładnie obserwował. Część ludu Berk patrząc na szatyna, była zaskoczona i niepewna, co chłopak jeszcze potrafi. Inna część nim gardziła, co nie uszło uwadze jego przyjaciołom, którzy otoczyli go pół okręgiem. Nastolatek od niechcenia bawił się nożem, co rusz go okręcając, to podrzucając w dłoni. Ujrzał, jak na arenę weszła Gothi. Od razu się zerwał z beczki i ruszył w jej kierunku.
- Gothi! - zawołał z uśmiechem. Starsza kobieta spojrzała na niego i dokładnie przejechała po nim wzrokiem, po czym na leżącego na noszach nieprzytomnego rywala. Zamachnęła się laską i celnym uderzeniem trafiła w głowę. - Ała! Kobieto! Tak się ze mną witasz, po takim czasie?! - rozmasował bolące miejsce. - Twoje ciosy nic a nic się nie zmieniły, a co do tego przygłupa prosił się o to. Zlekceważył mnie, więc teraz dostał nauczkę. Z góry mówię, że ma złamany nadgarstek, dwa palce, dwa żebra, szczeka i nos. - powiedział. Staruszka zmrużyła oczy w gniewie. - No co? - uśmiechnął się niewinnie. - A właśnie! Urta rusz tu swój królewski tyłek. - dziewczyna westchnęła, ale podeszła. Kiedy zlustrowała wzorkiem szamankę. Pokłoniła się jej.
- Witaj szanowna Gothi, jest mi rad cię w końcu poznać. Jestem Urta Łowczyni Trucizn. Twoje zioła i maści były prekursorami do wynalezienia przez ze mnie innych leków. - Starucha zaskoczona wywodem przeleciała po Czkawce i dziewczynie, po czym z mieszka u pasa wysypała, jak się okazało ziemię, po której zaczęła bazgrać laską. Chłopak pochylił głowę.
- To moja siostra. Tak też się specjalizuje w ziołach i tym podobne. Gdyby nie ona moje plecy byłby gorsze po spotkaniu z Koszmarem. Biedaczysko za każdym razem obwinia się o to. - westchnął i pokazał trzy szramy. Kolejny cios. - Za co to... - spojrzał na rysunek. - Miałem parę poważniejszych urazów i złamań, ale to była drobnostka.- machnął ręką. Tym razem oberwał z pół obrotu od Lary. Cios był konkretny. Chłopak wylądował na plechach z głośnym stęknięciem, łapiąc się za brzuch.
- Drobnostka!? - wykrzyknęła na całe gardło, zwracając uwagę wszystkich. - Drobnostka?! Ty skończony idioto, igranie ze śmiercią to drobnostka?! Ile ty bęcwale mam ci powtarzać, że Smoczy Korzeń i smok to złe połączenie. Gdyby nie Sztukamięs, byłbyś martwy! - wykrzyknęła. - A twoje pierdolone skoki z pięćdziesięciu stóp i wyżej do wody?! Przecież to pryszcz! Nie, a co mi tam tortury u Burke i złamane żebra... - zaczęła machać rękami. - A Łowcy nie ma to, jak wrócić z akcji ratowania smoków z pęknięta czaszką... A zatrucie Niebieskim Oleandrem...
- Urta! - wykrzyknął, nim dziewczyna się zagłębiła w krwawej historii. Dziewczyna spojrzała na niego z jadem w oczach.
- Nie Urtuj mi tu! - wykrzyknęła - Sama byłam na krawędzi życia i śmierci, ale ja tego nie bagatelizuję. Ty jesteś pieprzonym ryzykantem, który swój ból ma gdzieś! - chłopak westchnął i uśmiechnął się lekko.
- No już, już... Ty moja prywatna szamanko. - przytulił ją do siebie.
- Skończony skurwesyn z ciebie. - warknęła, ale odwzajemniła uścisk.
- Wiem, o tym doskonale.
- Debilny zabójca!
- Coraz lepiej! Mów mi więcej. - zamruczał, a ruda dziewczyna parsknęła. - Mam cię. - po czym oberwał, ale już dużo słabiej w ramię.
- Jesteś moim bratem, ale i tak cię nienawidzę kaleko. - powiedziała z uśmiechem.
- Ze wzajemnością mikrusie. - potargał ją za włosy. Niektóre kosmyki spadły na jej oczy, po czym zdmuchnęła je z twarzy z irytacją w oczach. - Jak widzisz Gothi, całkiem nieźle żyję. - powiedział, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. - A co do skoków, uwielbiam ten moment lotu i zanurzenia się wodzie. - rozmarzył się.
- Poddaję się, umieraj! Mam dość. - powiedziała z uśmiechem i wyrzuciła ręce do góry. Chłopak zasalutował.
- Kiedy zdechnę, będziesz o tym wiedziała pierwsza. - puścił jej oczko, na co się zaśmiała. Wszyscy patrzyli na to oniemiali i w szoku. Czkawka kompletnie nie bał się śmierci. Chłopak spojrzał na ludzi. Jego twarz przybrała chłód. - Cóż, ten zdrajca przeżył trochę. Coś mi mówi, że nie tego się spodziewaliście po mnie? - zapytał i podniósł brew. Kilku odwróciło wzrok. Chłopak prychnął. - Bardzo zaskakujące, że aż oniemiałem ze swojej racji. - sarknął. Przeniósł wzrok na brunetkę, która się do nich zbliżała. Bork zaszedł go od tyłu.
- O tak... Przeżył atak rozwścieczonego Koszmara Ponocnika, pokonał ludzi Burke i Viggo. Oswoił mi Wandersmoka i wielokrotnie uciekł z rąk Viggo i okpił go w najbardziej subtelny sposób, jak się dało, ale w tej chwili... - ze słowami Gizelli. Czkawka został sprowadzony do parteru, przez Borka, który podciął go i przyłożył mu nóż do gardła.
- Wielki Władca Smoków został pokonany! - wykrzyknął. Szatyn uniósł dłonie do góry, że się poddaje. Młody Wilk zszedł z niego, wyciągając od razu do niego dłoń, za którą chwycił. Obaj uśmiechnęli się do siebie. Astrid patrzyła na tę scenę, cała pokryta otoczką wściekłości i zazdrości. Słuchając osiągnięć i co szatyn przeżył, a ona nawet tego nie doświadczyła, w końcu nie wytrzymała.
- Co ty sobie myślisz, że jesteś jakim władcą smoków?! - warknęła - Wróciłeś tu, na Berk w wielkiej chwale i przy nodze masz uwiązaną Nocną Furię, jak jakiegoś pupila i już jesteś wielkim władcą. - prychnęła - Nie dorównujesz nam do pięt. Jesteś nic niewartym... - ucięła, gdy wyczuła trzy mordercze spojrzenia. Szatyn przestał się uśmiechać i spojrzał na nią chłodno i obojętnie. Lara już chciała na nią naskoczyć, ale powstrzymał ją sam szatyn.
- Astrid dokończ. - kilku mężczyzn zachłysnęło się, słysząc morderczy ton. - Gadaj!
- Człowiekiem. Pysznisz się jak jakiś wielki pan i wódz. I co postraszysz mnie tymi pieprzonymi bestiami? Sam się obronić nie potrafisz? Jesteś słaby. Nie poradziłbyś sobie z człowiekiem. Jesteś kłamcą. Nigdy byś nie zabił wikinga. Te potwory, które tak uwielbiasz, cię w końcu zabiją. Jesteś zerem dla nich. - szatyn podszedł do niej pomału i chwycił za gardło, unosząc do góry. Kilku Wandali już ruszyło, ale widząc mordercze spojrzenie, zawahali się. Blondynka rozszerzyła oczy z przerażenia i złapała go za rękę, próbując go kopnąć.
- Stul pysk idiotko. Nie udawaj, że mnie znasz. Z wielką przyjemnością złamałbym cię ten kruchutki kark. Obraź smoki i Szczerbatka jeszcze raz, a nie zawaham się zabić. - wysyczał jej prosto w twarz. Hofferson traciła oddech. W końcu ją puścił. Ta opadła łapiąc łapczywie drogocenne powietrze. -Teraz rozumiesz, że mnie się nie lekceważy. - zaczęła się trząść - Boisz się mnie i słusznie. Powiedz mi droga Astrid, ile już zabiłaś smoków? - zapytał niby niewinnie.
- Wiele. - uśmiechnęła się z wyższością, mimo sytuacji sprzed chwili. - A ty, taki słaby człowiek, który bał się zostać skatowany?
- Nie liczę, ile zabiłem ludzi, ale smoków ani jednego. Wszystkie Wilki tu obecne mogą potwierdzić, z jaką brutalnością jestem w stanie zabić wroga. - powiedział i wydłubał sobie spod paznokci nożem brud. - Mam krew na rękach i szczerze wisi mi, jakie masz o mnie zdanie. - powiedział z pozoru spokojnie. - Ale jeśli przed moimi oczami umrze smok, zginie jego dwunożny zabójca. Nie ważne, czy nim jesteś ty, czy choćby sam Stoik. - powiedział zimno. Wandale zachłysnęli się powietrzem. Blondynka cofnęła się przerażona na kolanach. Patrzyła na nastolatka z przerażeniem.
- Jesteś potworem! - wykrzyknęła. Chłopak uśmiechnął się niewinnie. Rudowłosa wyszła przed szereg.
- Jeśli on jest potworem... - zaczęła Lara - To ja też nim jestem. Pierwszego człowieka zabiłam dwa miesiące od poznania Draka... - uśmiechnęła się - Czkawki. Miałam wtedy dwanaście lat. On zabił niedługo po mnie. Skalał się krwią, ratując mi życie. - Odsłoniła brzuch. Zostałam dźgnięta mieczem. Nie wasz się go osądzać, nic o nim nie wiedząc. - powiedziała z nienawiścią. - Przy nim jesteś robalem pod jego butem. - stanęła za szatynem.
- Cóż... - zaczęła Gizella i podeszła do niego - Można powiedzieć, że mi imponuję. - posłała mu czułe spojrzenie. Chłopak odpowiedział muśnięciem jej ramienia, po czym złapał ją za rękę. Blondynka spojrzała na ich złączone dłonie w kompletnym szoku - Zabicie człowieka nie jest mi obce. - Wilki zaczęły stawać za nastolatkami. - Czkawka jest niezwyciężony, jeśli chodzi o osoby i smoki, na których mu zależy. Zabije, by chronić. - Hofferson przełknęła głośno ślinę.
- Powiem, ci tyle Astrid, że swoim dziecinnym wybuchem przyniosłaś wstyd swojej rodzinie i okpiłaś na oczach mieszkańców Oris, Stoika Ważkiego. Taka wspaniała wojowniczka, powinna trzymać emocje na wodzy, ale teraz przez twoją zazdrość zbrukałaś dobre imię Berk. - niebieskie oczy zeszkliły się z poczucia wstydu i niedowierzania - Dziękuj sobie, że ośmieszyłaś swojego wodza przy praktycznie całej załodze Wilczych Okrętów. Mnie byłoby wstyd na twoim miejscu i dawno bym stąd uciekł. - dziewczyna spuściła głowę - Powinnaś lepiej zastanowić się, co tak naprawdę potrafię. Nie widziałaś mnie prawie trzy lata. Kluczowym pytaniem, jakie sobie powinnaś zadać, jest to, jak bardzo zmienił się ten zdrajca i co potrafi? Urta nie raz dawała ci sygnały, że mój poziom wiedzy, panowanie nad ciałem i bronią jest znacznie przewyższający twój. Jakim cudem z walki ze Sączysmarkiem wyszedłem całkowicie bez ani jednej szramy, zadrapania? Czy widzisz na mojej twarzy sińca? - blondynka zerknęła na twarz, pełną spokoju i jakby żalu. - Nie ma nic. Gdybym walczył z Jorgensonem z jakąś bronią. Chłopak straciłby jakąś kończynę. - wzruszył ramionami. - Jest dla mnie nic niewartą osobą, która nic nie potrafi osiągnąć. Urta, Ella, Bork, Ris i całe Oris to moja rodzina. Smoki to moi bracia. Poprosiłem Szczerbatka i Grzmota i Luminosę, aby nie wchodzili na wasz teren i trzymali się od osady z daleka. Czy widzisz tu jednego z tej trójki? Nie. Nie panuję nad smokami, ja je jestem w stanie zrozumieć i pomóc. Urta je leczy. Ella tworzy z Wandersmokiem niesamowity duet podczas walki. - westchnął - Zabijam nie dla przyjemności. Zabijam, bo inaczej oni zabiją moją rodzinę. - wskazał na Wilki, ale też złapał spojrzenie ze Stoikiem, Pyskaczem i Gothi. Ważki zachłysnął się, widząc ciepło. Pozostała dwójka stała niewzruszona. - Mimo że Berk mnie się wyrzekło i przypięło łatkę zdrajcy. Urodziłem się na niej. Jestem jej częścią. Nie wyrzeknę się jej. Moja matka mnie urodziła na tej ziemi. Brałem nauki kowalstwa od Pyskacza. Nauczyłem się od Gothi, jakie zioła pomagają na rany czy inne dolegliwości. Na tej wyspie zdobyłem zaufanie Nocnej Furii. Pomiota burz i błyskawic oraz samej samiusieńkiej śmierci. Berk jest dla mnie ważne. - położył dłoń na sercu - Jestem Wandalem, synem wodza, zdrajcą, zabójcą, jeźdźcem smoków, przyjacielem, bratem, sojusznikiem. Każde określenie mnie opisuje, Astrid. Nawet potwor.
- Czkawka...
- Spokojnie Urta. - uniósł dłoń w geście uspokojenia. - Jestem potworem. Dla ciebie i innych nim nie jestem. Ale dla reszty tak. - powiedział do siostry i ponownie skupił się blondynce - Nie wiesz, jak to zabić drugiego człowieka. Nie widzisz, jak ucieka z niego życie, Astrid. Jak oczy stają się zupełnie puste, jak tracą ten błysk. Dla mnie gorszym widokiem jest bezpodstawne zabijanie stworzeń, których nie rozumiecie. Smoki to nie bezwzględne bestie. Przez tyle lat wojny nikt z was, Wandale nie spojrzał od strony smoków. Czy widzieliście, że smok na waszych oczach pożarł człowieka, czy owcę? - kilku wikingów zamyśliło się - Z pewnością widzieliście, jak smoki łakomo pożerają ryby, a Gronkle skały. - Stoik zbladł, na taką oczywistość. Brakujące puzzle trafiły na miejsce. - Miałem styczność z nimi w różnych częściach świata, ale tylko na Berk atakują. I to jest dziwne. Pytanie brzmi, dlaczego atakują, ale nie pożerają zdobyczy, przecież taki ciężar je spowalnia?
- Czkawka, synu, czy ty byłeś w Leżu? - zapytał cicho Stoik.
- Nie byłem. - zielonooki zmrużył oczy, widząc szok i przerażenie na twarzy. Zaniepokoił się i jego czujność wzrosła.
- Czy smok może kontrolować innego? - Lara zachłysnęła się powietrzem i cofnęła się o krok. Szatyn pobladł.
- Stoiku, co wiesz? - zapytał z zaciśniętym gardłem.
- Mój dziad opowiadał o potężnej bestii czyhającej w centrum Leża. Legenda głosi, że on potrafi kontrolować inne smoki. Zwą go Czerwoną Śmiercią.
- Lar... Urta...
- Daruj sobie mój pseudonim. Po prostu mów albo ja to powiem.
- Stoiku doszliśmy do tych samych wniosków. Tylko nie wiedzieliśmy, że smok nosi nazwę Czerwonej Śmierci. Ja i Lara zamierzaliśmy bez twojej wiedzy ruszyć do Leża... - nagle rozległy się liczne ryki. Chłopak spojrzał w tamtą stronę - Kurwa! - szatyn pobladł.
- Nalot! Do broni! - wykrzyknął Sączyślin i dobył miecza. Czkawka spojrzał na niego zimno. Ten zastygł z wyciągniętym mieczem w górze.
- Jeśli podniesiesz ostrze na smoka. Zajebię cię na miejscu. - warknął i zagwizdał. W jego ślady poszła Ella. Kilka sekund później przyleciały spanikowane smoki. - Szczerbatek, spokojnie nie czas. - pogłaskał gada i wskoczył na siodło. Ella i Lara dosiadły Grzmota.
- Czkawka! - wykrzyknął Korar, który zebrał całą broń i bluzę chłopaka. Ten ubrał się szybko i uzbroił. Piekło rozłożył.
- Jeśli zobaczę choćby jednego martwego smoka, morderca podzieli jego los. - powiedział zimno do Wandali. - Ris zajmij się odganianiem smoków. Wiesz jak z nimi postępować, by was nie zraniły. Jeśli Wandale wejdą wam w drogę, obrońcie się, ale nie zabijajcie smoków.
- Nie gadaj tyle mi. Spieprzaj z areny. - warknął Ris i dobył swojego miecza. Szatyn odleciał z dziewczynami. Astrid wstała i pognała z toporem za nimi.
- Astrid! - wykrzyknął za nią Stoik. - Ris, co zamierzasz zrobić?
- Smoki są kontrolowane przez większego od siebie. Nie robią tego z własnej woli. Jeśli zbierają jedzenie, to ten stwór musi być olbrzymi. One i tak są z pewnością przerażone. - powiedział. - Korar podzielcie się na dwójki, trójki bez atakowania, odpędźcie gady. Atak w konieczności. Uważać na Koszmary. - Łysy mężczyzna zajął się ludźmi. Stoik sam zaczął rozstawiać swoich i wysyłał ich do walki. Kiedy wszyscy udali się w kierunku ich największej ilości. Ujrzeli szatyna, który uciekał przed kilkoma Koszmarami, ale zaraz zrobił pętlę i coś wykrzyknął. Koszmary przestały atakować. Szatyn wskazał pewny kierunek. Dwa gady odleciały. Ważki zniżył wzrok i ujrzał, jak smoki padały u stóp rudowłosej Łuczniczki. Wystrzeliwała strzały z zawrotną prędkością, po przyjrzeniu się zobaczył lekkie draśnięcia na ciałach smoków. Gizella na Wandersmoku robiła za wabik i odpędzała jaszczury od owiec. Ujrzał też, jak ludzie Risa skutecznie wypędzają smoki z wyspy. Po chwili obok rudej dziewczyny stanęła Biała Furia, obroniła ją przed pociskiem Koszmara, otaczając ją skrzydłami. Sekunda później strzały leciały ponownie i kolejne smoki padały na ziemię. W tej samej chwili Czkawka zeskoczył ze smoka z około siedmiu metrów i wylądował w kuckach tuż przy zielonym Koszmarze, który walczył z Ermem. Stoik dobył miecza, by ocalić syna, ale ten coś powiedział i gad, po prostu odleciał. Kilka smoków zrobiło to samo. Odlatywały bez zdobyczy. Astrid nawet nie ruszyła się miejsca, widząc zachowanie Czkawki do smoków, jak i odwrotnie.
- Czkawka! - Lara podbiegła do niego. - To prawda! - szatyn zbladł pod maską i zacisnął dłonie. W końcu ją ściągnął i przyczepił do pasa.
- Lecę do Leża. - powiedział.
- Ale...
- Lara, nie pozwolę tej bestii kontrolować niewinne stworzenia.
- Głupku, nie przerywaj mi. - powiedziała w końcu - Nie ma po co cię zatrzymywać, tylko Ella leci z tobą, a ja z nią. Kolejne ryki, ale brzmiały dziwnie znajomo.
- Wichura!? Hakokieł!? - wykrzyknął Czkawka w kompletnym szoku, że aż opuścił piekło. - Co... Co wy tu robicie?! - Koszmar podszedł i otarł się o niego - Hakokieł. - odruchowo go pogłaskał.
- Cóż chyba mam podwózkę. - powiedziała z uśmiechem Lara, kiedy niebieski Śmiertnik przymilił się do niej. Luminosa podbiegła do swojej jeźdźczyni w wyrazie niepokoju i zmartwienia na pysku. - Kochana i tak nie możesz jeszcze latać. Patrz, jaką mam obstawę. - Biała Furia jęknęła i polizała dziewczynę po twarzy. - Tak, będę uważać na siebie. Ja zawsze uważam, tylko te dupki nie. - wskazała na Szczerbatka i Czkawkę, którzy praktycznie byli gotowi do lotu. Obaj prychnęli po swojemu.
- Czkawka! - wykrzyknął Stoik i podbiegł do nich, ale zahamował, kiedy pięć smoków stanęło w obronnym pół kręgu, chroniąc trójkę jeźdźców.
- Spokojnie, pozwólcie mu przejść. - powiedział chłopak. Smoki zrobiły przejście. Wódz ostrożnie zrobił pierwsze kroki w stronę syna, łypiąc po bokach.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał, kiedy stanął przy nim.
- Lecę do Leża. Nasze obawy... - wskazał na Larę i siebie - Się sprawdziły.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Naloty na Berk to wina smoka, który rozkazuję tymi. - objechał ręką wyspę. - Smoki same z siebie nie atakują osad ludzkich. I dwa nie żywią się ludzkim mięsem. Urta, Ella gotowe?
- Gotowe. - odpowiedziały jednocześnie i poprawiły część swojego ekwipunku.
- Lara, ile strzał usypiających i paraliżujących?
- Po tuzinie. - odpowiedziała po szybkim przeliczeniu. - Śmiertelne mam wszystkie. - wskazała na zawinięte w czarny materiał strzały.
- Czkawka, synu. Uważaj na siebie. - dobiegł do nich Ris, który miał rozcięty łuk brwiowy. - Urta, nic mi nie jest. - zwrócił się do niej. - Moi ludzie przeganiają gadziny, ale co z tymi unieruchomionymi?
- Tak jak z Veranem. - odpowiedział Czkawka z lekkim uśmiechem. - Lumi ci pomoże. Tylko bądź delikatny. - Poprosił.
- Postaram się... - Nagle został pchnięty do przodu przez niewidzialną siłę. - Co do... Na Odyna prze mocnego! Co ty tu robisz?! - w tej samej chwili czerwony Zmiennoskrzydły pokazał się.
- Veran!? - wykrzyknęła w szoku dziewczyna. - Twoje skrzydło ty imbecy... Czekaj, że... - podeszła do smoka i od razu obejrzała jego, jak się okazuje w pełni zagojone rany. - Loki mi chyba robi żart. Skrzydło w pełni się zrosło. - sprawdziła. - Eee... Ris, co z twoim smokiem teraz? - Stoik patrzył na to z szeroko otwartymi ustami.
- Mnie się nie pytaj! To wredne gadzisko samo tu przyleciało! - Veran syknął i owinął się wokół wodza. Czkawka parsknął śmiechem.
- Twój smok się o ciebie martwi. - powiedział - Przyleciał za tobą, bo długo nie wracałeś. Założę się, że zwiał bliźniakom.
- Głupie smoczysko. - westchnął i klepnął go po szyi.
- Jakim cudem taki wojownik, jak ty, ma tak potężnego smoka? - wydusił z siebie Stoik.
- Jakoś tak wyszło. - powiedział.
- Ris! - wykrzyknął Erm i podbiegł do niego.
- Smoki budzą się! - wysapał. Veran pojął w mig i wrzucił na swój grzbiet zaskoczonego wodza. Wiking złapał się za jego lianki, by zachować równowagę.
- Chyba mamy go z głowy. - mruknęła Lara - Lumi pomórz Veranowi i Risowi w odpędzaniu smoków i potraktuj plazmą, jeśli ujrzysz zabitego smoka i jego mordercę. Smoczyca warknęła i zmrużyła na Stoika swoje mądre niebieskie oczy, po czym odbiegła.
- No to w drogę. - powiedział Czkawka.
- Lepiej wróćmy cało, bo nas ojczulek zajebie. - powiedziała Gizella. Dwójka towarzyszy kiwnęła głową.
- Ja bym raczej powiedziała, że Iris nas zajebie, a Ris tylko skrzyczy. - dopowiedziała Lara.
- W takim razie nie dopuśćmy do tego. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Czkawka. - chłopak spojrzał na wodza - Ty jesteś pewny...
- Tak. Już walczyłem ze smokami i ludźmi. Mam Szczerbatka i przyjaciół. Damy radę. - po czym bez już żadnego słowa wzbił się w powietrze, a za nim Wandersmok, Koszmar i Śmiertnik. Astrid, kiedy nalot się skończył, pobiegła do lasu. Szatyn pokonał ją, nawet nic nie robiąc. Okpił ją i dał nauczkę. Miał racje, że przyniosła wstyd Wandalom i to na oczach gości, którzy zachowali pełny szacunek i respekt do wodza i jego ludzi, mimo jakie krzywdy wyrządził Stoik swojemu synowi.
- Jestem taka głupia...
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
No i nam rozdział wpadł
Chyba już każdy wie, co będzie się działo w następnym, więc cóż do przeczytania
Wasza HQ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top