30. Różne Życia. Jeden Koniec
- Może lepiej, jak wejdziemy do chaty i opowiem ci wszystko. - oznajmił smutno szatyn.
- Niech będzie. - odpowiedziała - Szczerbatek i Luminosa się zmieszczą. Bez obaw.
- To dobrze. - posłał jej słaby uśmiech. Po czym weszli do środka. Nastolatkowi odjęło mowę. Na prawo zobaczył przestronny salon z kamienną płytą pod ścianą, a obok paleniska. Na lewo z kolei była mała kuchnia, nad którą znajdowała się platforma.
- To tak tutaj śpi Lumi. Lubi mieć widok na gwiazdy. - wskazała na legowisko. - Lądowisko umożliwia bezpieczne wylądowanie w domku. - wyjaśniała - Z małą pomocą Drzewokosów i Śmiertników ładnie wyszło. - uśmiechnęła się. - Za nią mam swoje łózko, ale i tak lubię się przytulić do mojej smoczej przyjaciółki. - akurat Lumi podeszła obok rudowłosej. Podrapała ją po szyi. Smoczyca mruknęła z przyjemnością. - Usiądź, proszę. - wskazała na prowizoryczną drewnianą ławkę przy aktualnie zagaszonym ognisku. Czkawka wykonał prośbę, a Szczerbatek ruszył za nim. Położył się pod jego nogami. Lara przyniosła kilka szczap drewna, które Nocna Furia raz-dwa zapaliła. Co nie uszło pomrukowi Lumi, która już szykowała pocisk. - Dzięki. - powiedziała Lara, usadawiając się naprzeciwko Czkawki, a obok swojej smoczycy. - Oddaję ci głos. - szatyn kiwnął głową i zapatrzył się w płomienie.
- Urodziłem się na wyspie Berk. Wodzem jest mój ojciec Stoik Ważki. Na Berk panowała jedna zasada. Jak nie zabijesz smoka, to jesteś nikim. Za młodu straciłem matkę. Stoik do piątego roku życia dobrze się mną opiekował, chyba nawet kochał. - Lara poznała ten ton. Był smutny i szczęśliwy jednocześnie. Nie przerwała. Czekała na dalszą część. - Dwa kolejne lata Stoik stał się jakiś taki mniej ciepły dla mnie. Bardziej mnie unikał. Kiedy skończyłem siedem lat, zostałem wysłany na nauki do kowala, mojego najlepszego i jedynego ludzkiego przyjaciela na wyspie. Zrządzeniem losu było to, że ów nauczyciel jest prawą ręką wodza. Kłopoty zaczęły się, kiedy skończyłem osiem lat. Stoika coraz dłużej nie było w domu. Unikał mnie. Ludność omijała szerokim łukiem. Nie wiedziałem dlaczego. W wieku dziesięciu lat. Mój własny ojciec mnie uderzył. - w głosie było słyszeć pogardę - Nawet próbował zabić. Wtedy Pyskacz go powstrzymał. Nazwał mnie śmieciem. - zacisnął pięści na nogach. Nocna Furia potraciła go za łydkę. Chłopak westchnął i pogłaskał go po głowie. - Od tego momentu zrozumiałem. Wódz Berk oczekiwał po mnie muskulatury i ochoty walki, a taki nie byłem... Byłem za łagodny, płochliwy i słaby. Jedynie kuźnia i Pyskacz trzymali mnie przy życiu. Zacząłem potajemnie ćwiczyć, ale nawet to nie powstrzymało strachu przed ojcem. Mimo wieku bił mnie coraz częściej i wyklinał od najgorszych. - ponownie głos przybrał na pogardzie i chłodzie - Nie wiem, ale w tym samym czasie zaczęło się katowanie i maltretowanie ze strony moich rówieśników. Wczesnej to były pyskówki, ale doszły rękoczyny. Nie raz mi łamali kości i bili do nieprzytomności. - Nagle na twarzy nastolatka zagościł półuśmiech - Będąc dwunastolatkiem, oddałem mojemu wiecznemu katowi. Przestałem udawać całkowitego łamagę. Moją zmianę zawdzięczam Szczerbatkowi. - spojrzał na swojego przyjaciela. - Laro, to ja go skrzywdziłem. To ja odebrałem mu możliwość lotu. - patrzył na dziewczynę przez płomienie. - Odebrałem mu wolność. Moja chęć zaakceptowania przez ojca doprowadziła do zbudowania wyrzutni boli. Udało mi się go zestrzelić. Kiedy miałem możliwość zabicia go... Wypuściłem. Pomiot burzy, mnie nie zabił. Uciekł. Kilka dni później zostałem skatowany. Nie myślałem i udałem się do swojego azylu w lesie, Kruczego Urwiska. Szczerbatek też w nim był. Płakałem przy jeziorze. On podszedł. Chyba go wtedy zaszokowałem, mówiąc by mnie zabił. Nie bałem się. Pogodziłem się ze śmiercią ze strony smoka, czy człowieka. A ten mnie po prostu zaczął lizać i leczyć moje rany. Od tego momentu coraz częściej przychodziłem i poznawaliśmy się nawzajem. Zaprzyjaźniliśmy się. Szokiem było dla mnie, kiedy dotarło do mnie, że odebrałem Mordce wolność. Noce siedziałem w kuźni, robiąc protezę. Wiele zostało doszczętnie zniszczonych. Sami byliśmy potłuczeni, ale się udało. Szczerbatek ma możliwość lotu, a ja zyskałem przyjaciela. W tym samym czasie odbywało się szkolenia przygotowujące mój rocznik do mordu na smokach. Ja... Ja... nie byłem w stanie patrzeć na krzywdę. Udało mi się zaprzyjaźnić z resztą smoków. To ci sami, z którymi przyleciałem... - wziął głębszy wdech. - Nie wiem, dlaczego pozostali przy moim i Mordki boku. - wzruszył ramionami. Kłamał, wolał zachować niektóre sekrety dla siebie. - Robiłem wszystko by wygrać, jednocześnie nie robiąc smokom krzywdy. Dzięki naszej współpracy udało mi się dotrwać do końca. W czasie egzaminu pokazałem prawdę. Główną rolę odgrywał Koszmar, Hakokieł. Jeden z najgroźniejszych smoków, po Nocnej Furii. Stał przy mnie jak potulny zwierzak. Wikingów to zszokowało i natychmiast zaatakowali. Było przez kilka minut wrzawy, aż w końcu przywołałem Szczerbatka. Odszedłem z wielkim hukiem. - mimo słów, jakich użył. Głos był przepełniony mieszaninom smutku i złości. - Ojciec zrzekł się mnie. Odleciałem. - powiedział i zamilkł na chwilę - I tak Lara znaleźliśmy się tu. - zakończył z uśmiechem. Czkawka spojrzał na dziewczynę. Uśmiech zniknął z jego twarzy, na widok łez. - Lara?
- A ja zadręczam się, że miałam do dupy życie. - podciągnęła nosem i wytarła policzki. - Czkawka jakim cudem tyle lat... Jak?! - podniosła głos.
- Dzięki Pyskaczowi. - odpowiedział, nawet się nie zastanawiając. - Uspokój się Lara. - powiedział łagodnie.
- Czkawka masz dwanaście lat. A przeżyłeś koszmar, po którym zapewne już dawno byłabym w Valhalli. Czkawka...
- Nie oczekuję litości. - powiedział twardo, przerywając dziewczynie.
- A ja ci jej nie daję. - odpowiedziała z mocą w głosie. - Raczej wyrażam swój szacunek.
- Szacunek? Dla takiego chuchra? - parsknął śmiechem. W tej samej chwili coś śmignęło mu koło ucha. Lara stała z wyciągniętym łukiem i jeszcze drgającą cięciwą. Czkawka poczuł, jak z policzka leci mu krew. Dotknął tego miejsca. Nocna Furia zerwała się i zaczęła groźnie warczeć.
- Spokojnie Mordko. - odpowiedział. Luminosa zmarszczyła oczy, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Masz coś do chucher? - warknęła z uśmiechem, ignorując smoka.
- Nie. Niezły strzał. Musisz mnie tego nauczyć. - odpowiedział poważnie. - Sam mam niezłego cela. - po czym wyciągnął dwa sztylety. Luminosa warknęła groźnie.
- Spokojnie mała. - uspokoiła smoczycę. Kilka sekund obok strzały, będącej w drzewach znalazły się po jej obu stronach sztylety, wbite po samą rękojeść. Rudowłosa otworzyła lekko usta na ten widok. Po czym oboje buchnęli śmiechem.
- Syn i córka dwóch różnych wodzów. - parsknęła. - Mamy w sobie coś z ojców. Nie przeczę.
- Na to wygląda. Twoja kolej. - powiedział i zszedł z ławki, siadając koło smoka. - Mogę... - nie dokończył, bo Lara to samo zrobiła.
- To tak. Nazywam się Lara Kryk. Mój ojciec Ark, wódz Kirk. Jest szanownym obrońcą wyspy. I tak dalej. Jak każdy wódz. - wzruszyła ramionami - U nas smoki służyły do rozrywki w postaci pełnych krwi walkach. Jako jego córka musiałam na to patrzeć od dziecka. Jak smoki nawzajem się mordują. Tak jak ty byłam za łagodna na to. Tylko Thor wie jakim cudem nie oszalałam. Moja matka tylko była. Nie rozpieszczała mnie ani nic. Tak było od zawsze. Cały czas monotonia. Jedyną ostoją były zioła i lekkie majsterkowanie. Cóż, jeśli z tego pierwszego byłam genialna, to z drugiego była, ot taka zabawa. - wzruszyła ramionami z uśmiechem na ustach. - Miałam przyjaciółkę przez pewien czas. Może z parę miesięcy. Tak do jakiś czterech miesięcy temu. Usłyszała, jak sprzeciwiam się ojcu w sprawie walk na arenach. Wtedy się ode mnie odsunęła, ale od zawsze nie lubiłam przebywać z ludźmi z wioski. Lepsza była nauka o zioła u naszej szamanki. Luminosę poznałam jakiś czas później. Jak już mówiłam, ojciec próbował ją zabić. Nie wytrzymałam i rzuciłam się w obronę. Ojciec oberwał w swój zakuty łeb, a mnie udało się zabrać Lumi. Resztę już wiesz. - zakończyła - To co głodni? - natychmiastowo zmieniła temat.
- Lara. W sumie to skończyliśmy tak samo. Nie sądzisz? - dziewczyna stanęła twarzą do szatyna. - Zdrajcy, kochający smoki.
- Na to wygląda. - uśmiechnęła się, po czym udała się do kuchni, a za nią Lumi. - Pozwolisz? - zwróciła się do smoczycy, która strzeliła do prowizorycznego pieca z kamienia. - Czkawka, jak chcesz, to pozwiedzajcie sobie. Macie godzinę.
- Od kiedy to nam matkujesz? - zapytał z zadziornym uśmieszkiem.
- Od kiedy jesteście na mojej łasce. - odpowiedziała i wyjęła z kosza dwie ryby, którymi się zajęła.
- Łasce? - Czkawka uniósł brew.
- Jak wolicie spać na dworze droga wolna... Ale wieczory są chłodne. - wzruszyła ramionami, wciąż stojąc do niego plecami.
- Dobrze. Dzięki Lara. W moim koszu są zioła. - rudowłosa gwałtownie się odwróciła z iskierkami w oczach i sztyletem obryzganym rybią krwią i łuskami.
- Zioła? Jakie? Suszone? Nasiona? Maści? Opatrunki? Wywary? - wystrzeliwała słowa jak plazma Furii. Czkawkę trochę zatkało.
- Yyy... Suszone, nasiona i maści. - odpowiedział po chwili i wskazał palcem na kosz, stojący nieopodal paleniska.
- Mogę?
- Jasne. Zielony mieszek. - odpowiedział i odwrócił się do drzwi, ale zaraz przystanął. - Moment. - powiedział do siebie i podszedł do kosza. Szybko wyjął z niego mieszek, swój stary zielony sweter i futrzaną kamizelkę. - Jeśli pozwolisz, mogę się tu przebrać? - zapytał uprzejmie. W duchu dziękował swojej głowie za szybkie myślenie.
- Jasne. - dziewczyna szybko zniknęła za platformą. - Tu nic nie widzę, jak coś. - w jej głosie Czkawka wyróżnił rozbawienie. Zagryzł wargę, ale stanął plecami do Lary i zaczął rozwiązywać rzemyk będący na klace piersiowej, po czym ściągnął czarny strój przez głowę. Lara wyjrzała przez szparę i zagryzła pięść. Ujrzała pełne blizn plecy. Po czym jej wzrok przeszedł na tatuaż Nocnej Furii. Mocniej zagryzała pięść, ale ciche syknięcie wydostało się z jej ust. Czkawka to usłyszał, ale nie przerwał czynności, by nie dać się złapać. Wyciągając ubranie z kosza, pochwycił również czarną szkatułkę ze zwojem, którą okrył czarnym kombinezonem, wkładając ją na samo dno kosza. - Już. - oznajmił. Łuczniczka wyszła. - Strój codzienny. - skomentowała z uniesiona brwią, całkowicie opanowana.
- Owszem. - uśmiechnął się - Na górze są zioła. Tylko proszę niewykończ ich wszystkich. - powiedział z lekkim uśmiechem. - No, to do zobaczenia. - odpowiedział. - wyszedł, razem ze smokiem. Rudowłosa odczekała kilka chwil, nasłuchując świstu, który pojawił się zaraz potem. W te pędy rzuciła się do kosza i otworzyła go. Wzięła woreczek i otworzyła go, po czym podeszła do kuchni. - Luminosa kiwnij mi, czy się nie mylę. - smoczyca spojrzała na nią zaniepokojona, ale zgodziła się - Czy wyczułaś od Czkawki zapach smoka? - zapytała bez ogródek - Nie Szczerbatka, czy innych. Tylko jego zapach. - Furie zatkało. Dopiero po chwili mruknęła potakująco.
- Czkawka jest Władcą Smoków. - powiedziała na głos. Ciemnoniebieskie oczy patrzyły na drewnianą ścianę z szokiem. - Lumi. On jest człowiekiem z legend mojej wyspy. Oby tylko kierował się dobrem. Pomogę mu dążyć do tego. - powiedziała z mocą - Mam nadzieję, że ty też. - spojrzała w niebieskie oczy. Kilka sekund później otrzymała zgodny pomruk - I bardzo się cieszę. Tylko dlaczego nie powiedział nam o tym? - zamyśliła się - Przecież legenda mówi, że otrzyma moc smoka... Na brodę Odyna! - wciągnęła głęboko powietrze. - On ma wyczulone zmysły! - pisnęła - To dlatego tak szybko odszukał mnie. Lumi on ma super moce! - zapiszczała uradowana. - Musi nam o tym... Może lepiej go nie zmuszać. Poczekajmy, aż sam nam o tym powie. - entuzjazm od razu zgasł, ale uśmiech pozostał. - Jak kocham naszą szamankę. - westchnęła z nostalgią, po czym Lara wróciła do przyrządzania posiłku. Zioła odstawiła na bok i zaczęła nucić cicho melodię z jej wyspy.
<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<>>>>>>>>>>><<<<<<<<>>>>>>>>><<<<<<<<>>>>>>
No ten tego jest rozdział
Jak za bardzo idealistycznie PISAĆ!
Nie jestem pewna co do reakcji Lary, czy odczekać chwilę i te de, czy zostawić jak jest?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top