23. Żółte Ślepka
Ważna notka na dolę, proszę ją przeczytać.
Nie zawracam głowy. Miłego czytanka życzę
<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<>>
- Szczerbatek wstawaj! - syknął mu do ucha. Smok w momencie poderwał się na równe nogi. Stał w pełnej gotowości. Jego uszy ruszały się. - Zgaś ogień. - nakazał szeptem. Gad szybko go podeptał. - Schowaj się w jaskini. - Szczerbatek popatrzył się na niego, jak na idiotę i twardo stał przy nim. - Szczerbat... - nie dokończył, bo usłyszał szelest w zaroślach. Nocna Furia spojrzała tam tak samo, jak Czkawka. Ich oczom ukazały się dwa duże błyszczące, żółte ślepia. - Co do... - W tej samej chwili z krzaków wyszedł mały Starszliwiec Starszliwy, szatyn dzięki lepiej wyostrzonemu wzorkowi widział jego sylwetkę. Chłopak odetchnął z ulgą, łapiąc się za serce - Ależ mnie wystraszyłeś mały. - zwrócił się do niego. Straszliwiec spojrzał na człowieka, a dokładniej na jego błyszczące w ciemności szmaragdowe oczy z pionową źrenicą. Stanął jak wyryty, a jego nozdrza gwałtownie zwiększały się, to zmniejszały. - Spokojnie. Nie bój się mnie i jego. - wskazał kciukiem na czarnego smoka. - Szczerbek oświetl trochę, proszę. - gad warknął pod nosem, ale posłusznie strzelił w zgniecione resztki ogniska. Ogień rozświetlił teren. Mały smoczek stanął w zasięgu światła. Jego skóra była czerwono-żółta. Czkawka kucnął przed nim i wyciągnął dłoń w jego stronę. - Podejdź. Nie zrobię ci... - nie dokończył, bo mały smoczek rzucił się na niego. Ten nagły zryw zaskoczył nastolatka i przewrócił się na plecy. Na brzuchu leżał Straszliwiec i łasił się do niego, mrucząc pod nosem. Czkawka wybuchnął po chwili śmiechem, bo uświadomił sobie, że jego strój jest przesiąknięty wonią trawy. - Ładny zapach, co mały? - odciągnął smoka od swetra. Straszliwiec skamieniał w jego ramionach. - Głodny? - ten spojrzał na niego, jak na jakieś wybryk natury, po czym zaczął skakać wzrokiem na Furię, która otarła się o jego nogi. - Co zazdrosny? - zaśmiał się i wolną ręką podrapał go za uchem. Szczerbatek warknął obrażony, ale nie odsunął się od ręki. - Przestraszyłeś nas mały. - zwrócił się do Straszliwca. Ten machnął skrzydłami i wylądował na ziemi. - Wybacz, pewnie jesteś zdezorientowany, ale nie mam zamiaru cię nawet zranić. Przysięgam. - usiadł po turecku. Czarny smok wykorzystał to i położył swój łeb na skrzyżowanych nogach. Mały czerwony smoczek opuścił w szoku skrzydła na ziemię. Niedowierzał swoim oczom. Nocna Furia łasi się do tego mordercy. Pokręcił głową na prawo i lewo, wypuszczając dym z pyska. - Jesteś zły? - spytał go Czkawka. Smoczek spojrzał na niego i ostrożnie podszedł w jego stronę. Chłopak ani drgnął. Czekał. Gad dotknął psykiem dłoni, leżącej na trawie i ją podrzucił, po czym szybko wszedł pod nią. Ręka wylądowała na grzbiecie. Haddock od razu go zaczął delikatnie drapać. Otrzymał za to ciche powarkiwania. - Jak mogliśmy krzywdzić i uśmiercać tak inteligentne i łagodne stworzenia. - westchnął smutno i spojrzał na jezioro. Księżyc zbliżał się do jego środka. - Szczerbatek za parę minut ruszamy. - oznajmił przyjacielowi, - Jak chcesz, możesz się z nami zabrać, ale mam warunek. Jak powiem wiać, masz uciekać. Zrozumiałeś mały? - pogłaskał go czubku łebka. Ten zabulgotał w odpowiedzi. - Przynajmniej jeden słucha. - burknął, za co oberwał ogonem po głowie. - Szczerbatek! - rozmasował sobie głowę. Straszliwiec wydał kilka pomruków do Furii, ta odpowiedziała tym samym. Rozmawiali. A dokładnej mały gad zapytał, dlaczego lubi tego niby mordercę. Odpowiedział mu, że Czkawka sam poprosił o to, by go zabił. Widział w jego oczach duże cierpienie. Takie samo jak w swoich. - Mam wrażenie, że rozmawiacie o mnie. - odezwał się po paru chwilach. Szczerbatek mruknął potakująco, po czym rzucił okiem na jezioro. Potrącił przyjaciela w ramię, by ten się odwrócił. - Dzięki Mordko. - po czym wstał. - Czas ruszać. - oznajmił i wsiadł na Furię, co spotkało się z kolejnym szokiem dla małego nowego towarzysza. - Jakoś tak wyszło mały. - westchnął. Czerwona jaszczurka wyczuła smutek. Przeleciała po ciele nocnej Furii i ujrzała brak, a raczej jakiś ustrojstwo zamiast lotki. Warknął zły i zionął ogniem w szatyna, ale Szczerbatek szybko zasłonił go skrzydłem i warknął ostrzegawczo. - Mordko nie. - powiedział stanowczo. - Miał do tego prawo. - czarny gad warknął tym razem na Haddocka i trzepnął go uchem. - Owszem miał, bo odebrałam ci wolność i skrzywdziłem... - Furia zrzuciła go z grzbietu i przytrzymała jego klatkę piersiową łapą, by ten nie wstał. Obaj patrzyli sobie w oczy. Żaden nawet nie mrugnął. Czkawka ujrzał ten błysk - Nawet się nie wasz... - nie dokończył, bo musiał zamknąć usta i oczy, przed ogromnym, obślinionym językiem wściekłej i zirytowanej Nocnej Furii. Mimo że chłopak miał więcej siły, to i tak nie był w stanie zrzucić siebie cielska gada. Mały Straszliwiec patrzył tylko na tę scenę z wymalowanym szokiem i niedowierzania na psyku. Wiedział, że Nocna Furia jest zdolna do okrucieństwa, ale nie spodziewał się, że ona będzie go lizać i się śmiać. - Dobra! - wykrzyknął – Przepraszam! Przystań... - w tej samej chwili Szczerbatek zszedł z niego i usiadł dumny z siebie. - Jesteś okropnym, dumnym i upartym gadem. - warknął i zaczął zrzucać z siebie ślinę. Po kilku minutach w końcu doprowadził się do stanu użytkowości. - Dobra ruszamy. - powiedział i wsiadł na smoka ponownie. - Szczerbek ostrożnie. - oznajmił. Smok poderwał się do góry i cała trójka wyleciała z kotliny. Czarny smok wylądował na górze, a Czkawka zszedł z niego. Straszliwiec spojrzał zdezorientowany na to. Warknął do Furii. - Nie chcemy zepsuć jeszcze bardziej protezy, więc udamy się do wioski pieszo. Wasza dwójka ma nawet nie wychylać nosa z lasu, bez mojego sygnału. Zrozumieliśmy się? - zapytał bardzo poważnie. Oba smoki odburknęły potakująco - Dziękuję.
***
Przez całą drogę nasłuchiwali, czy czasem nie ma wścibskich i walniętych wikingów. Czkawka odetchnął z ulgą, kiedy dotarli do granicy, bez żadnych przeszkód.
- Plan jest taki. Wasza dwójka zostaje tu na chwilę, a ja skoczę po kosze z rybami dla reszty. Szczerbek, jak wrócę, udamy się do kuźni, uprzednio sprawdzę, czy nikogo nie ma. - Smok warknął, zgadzając się. - Mały, mogę cię prosić o małą przysługę? - spytał smoczka, który podleciał i usiadł na prawym ramieniu. - Biorę to za tak. - uśmiechnął się i podrapał go za uchem - Dasz rade udźwignąć pusty kosz i polecieć tam? - wskazał na arenę. Straszliwiec spojrzał w tamtą stronę i zatrzepotał skrzydłami. - Świetnie. Za areną jest rumowisko skalne, poleć tam i czekaj w ukryciu na nas. Jeśli będzie głośno. Uciekaj. - smoczek pokiwał łebkiem. Leć za mną, kiedy powiem „schowaj się". Masz to zrobić. - kolejne mrukniecie i potknięcie. - Szczerbatek zostajesz. - podkreślił, za co oberwał ogonem w głowie. - Dobra, dobra. Rozumiesz. Chodźmy. - po czym wyszedł z lasu, w towarzystwie Straszliwca, który rozglądał się na prawo i lewo ze strachem. Było cicho, ale obaj słyszeli rozmowy i kroki wikingów w oddali. Na szczęście były tak daleko, że bez obaw udali się do spiżarni. Tym razem Czkawka zapobiegawczo pokrył zawiasy rybim tłuszczem, by te nie skrzypiały. Cicho i szybko wszedł do środka, a za nim mały Straszliwiec. - To ten kosz.- szepnął i wskazał na pustą wyklinę. Smok podleciał do niego i złapał w łapki. Bez problemu go uniósł, co wywołało uśmiech na ustach Czkawki, który wziął dwa kosze z rybami. Uprzednio użył węchu i sprawdził, czy nie ma węgorza. Przeczuwał, że akurat ten będzie dziwnie pachniał i się nie mylił. W jednym z koszy była ów ryba. - Mały odsuń się. - nakazał i włożył rękę do kosza. Wyczuł podłużny kształt i wyciągnął go. Mały smoczek pisnął cichutko i schował się za koszami. Chłopak wzdrygnął się, a plecach przeszedł dreszcz. - Ohyda, rzucił nim jak najdalej. - Dobra możemy iść. - szepnął i wychylił głowę przez otwór. - Czystko. - powiedział, po czym wyszli. - Leć. Trzymaj się w cieniu. - smok kiwnął głową i odleciał. Chłopak udał się do Furii. Tym razem przyspieszył kroku. - To ja Mordko. - odezwał się, kiedy był kilka metrów od niego. Podszedł do niego z koszami. - Ty już jadłeś. - smok burknął pod nosem. - Chodźmy. Kuźnia wolna. Pyskacza nie ma. - obaj wyszli i udali się do kuźni. - Niczego nie dotykaj. - szepnął i obaj weszli do środka. Szczerbatek wydał cichy warkot. - Cii... - spojrzał na smoka, który wpatrywał się z nienawiścią w bronie. - Wybacz... - powiedział cicho. Furia spojrzała na niego. W dłoni trzymał dziwne urządzenie. - Mam to, co trzeba. Chodź tu. - smok obrócił się i przez przypadek potracił wiadro z resztkami metalu. Zawartość rozsypała się, wydając głośny brzdęk. - Cholera. - syknął. Obaj zastygli i nadstawili uszu. Po dwóch minutach nikt nie przyszedł. Obaj wypuścili powietrze. - Mordko uważaj trochę, proszę cię. - szepnął i ukląkł przy ogonie. - Unieś go lekko. - poprosił. Smok wykonał polecenie. Czkawka szybko złapał za pręt szczypcami i wygiął zawiasy. - Teraz powinno być dobrze. - powiedział i podszedł do strzemienia. Nacisnął go i sprawdził różne ustawiania. - Wszystko płynnie chodzi. - odrzekł. - Zmiatamy stąd. - po czym wyszli z kuźni i podlecieli do lasu po kosze. Szczerbatek wziął jeden, a Czkawka drugi. Polecieli w stronę areny. - Dobra ląduj tu. Wskazał na wejście. Smok posłusznie obniżył lot. Obaj skupili się na słuchu. - Otwieram. - powiadomił i pociągnął za wajchę. Brama ze skrzypieniem się otworzyła. Czkawka przegryzł wargę. Nasłuchiwał. - Dobra, bezpiecznie. Zostawię kosze w środku i pójdziemy po małego. - oznajmił i włożył wiklinę, po czym z powrotem wsiadł na gada, udając się do za arenę. - Hej mały. To my. - wylądowali. Po kilku sekundach na plecach wylądował Straszliwiec. - Dobra robota. - Pochwalił go i zaczął napełniać kosz odpowiednimi kamieniami. - Dobra, możemy wracać.
***
- To ja. - powiedział już normalnym głosem, po czym zaczął otwierać cele. Smoki wyszły z nich. - Tam jest... - nie dokończył, ponieważ nagle smoki rzuciły się na niego i zaczęły się przymilić. Czkawka wybuchnął śmiechem. - Dobra przyniosę wam. Obiecuję, ale zjedzcie coś. - starał się odepchnąć pyski, z błogim wyrazem na nich. Nawet Koszmar Ponocnik był bardzo zaborczy o tulenie nosa w sweter, ale po kilku namowach w końcu odpuścił i zjadł swoją porcję, ale za nim do tego doszło, każdy smok był bardzo zaskoczony widokiem nowych gości. Czkawka szybko streścił przyczynę ich wizyty. Nie miały mu tego za złe, wręcz przeciwnie miło było pogadać z Furią. Smoki same z siebie weszły do cel po kilku minutach. Zaskoczyły tym szatyna. - Wiecie, że możecie jeszcze być... - nie dokończył, bo Śmietnik warknął cicho i pchnął go nosem w pierś, dając do zrozumienia, że ma się tym nie martwić. Niebieski smok wszedł do swojej celi i spojrzał na wajchę. - Na pewno? - spytał dla pewności i przeleciał wzorkiem po gadach. U żadnego nie widział sprzeciwu. - Dobrze. - westchnął trochę smutno - Do zobaczenia. - powiedział. - Dobranoc. - po czym zamknął wszystkie cele. - Czas na nas. - rzekł do Nocnej Furii i Straszliwca. Smoki bez sprzeciwu ruszyły do wyjścia. Czkawka zabrał kosze, które przy wejściu odebrał Szczerbatek i Straszliwiec. Każdy miał jeden. Podrzucili je pod kuźnię.
Cała trójka wróciła do kotliny i tam zasnęła. Czkawka wtulił się w swojego smoka, który okrył go skrzydłami. Straszliwiec ułożył się nieopodal człowieka i Szczerbatka, zasnął zwinięty w kłębek.
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>
I kolejny druh do kompanii, hihi.
A teraz muszę wam ogłosić dość przykrą wieść. Niestety mój laptop idzie do naprawy i nie wiem, kiedy powróci. Dlatego ten rozdział został napisany, już na weekendzie, bym mogła go wstawić dziś. Będę pisała na telu, ale to będzie dość długie, niż na komputerku pisanie. Wybaczcie mi to.
To była pierwsza wiadomość. Druga:
Zaczynam Moi Drodzy Studia. Póki nie ogarnę planu zajęć i pracy. Rozdziały mogą być dość spóźnione, ale będę się starała wstawiać przynajmniej jeden na tydzień. Wcześniej dam znać na tablicy bądź będę informować w postaci informacji opublikowanej w książce. One będą znikać w momencie wstawienia dalszej części historii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top