16. Przeróbka

Czkawka z wielkim uśmiechem na ustach kształtował metal, nadając mu wymierzony przez siebie kształt. Dorabiał do ogona specjalne haczyki, by móc przywiązywać do nich linkę, która umożliwi mu kontrolę lotki dla Szczerbatka. Delikatna przeróbka zajęła szatynowi około godziny, bo miał małe problemy z odpowiednim wyważeniem haczyków oraz dobrego ustawiania ich na protezie.

- Dobra pora na siodło. - uśmiechnął się szerzej i do dłoni chwycił rysik. Przysunął sobie pergamin i zaczął kreślić projekt. Pierwszy szkic zakończył się kompletną porażką i grymasem na twarzy. Kolejne trzy również nie odniosły zamierzonej myśli projektanta. Po kolejnych dwóch godzinach wstał i zaczął spacerować w te i z powrotem po kuźni, myśląc jak idealnie naszkicować siodło, które będzie na tyle lekkie, by nie powodowało problemów w locie i na tyle duże, by pomieścić w nim człowieka. - Nie może stawić oporów powietrza. - mruknął pod nosem. Jego wzrok skierował się akurat na pleciony kosz w kształcie owalu. Stanął, a w zielonych oczach pojawił się błysk. - To jest to. - Czkawka natychmiast przystąpił do szkicu. Zaczął od prostego owalu, którego delikatnie, tak jakby ścisnął po dłuższych bokach. Następnie zaczął rysować długie ukośne linie. Kolejnym krokiem było narysowanie linii przeciwnych do obecnych. W ten sposób stworzył przeplatankę. - Dodać pas, który można regulować. - mruczał kolejne części siodła. - Te linki będą zapinane za skrzydłami, ale nie mogą ocierać się o nie. - wyszeptał. Po kilkunastu minutach szkic siodła był ukończony. Czkawka uniósł go delikatnie do góry. - To jest to. - powiedział zadowolony i przystąpił do jego tworzenia. Podszedł do jednej z wielu skrzyń, będących w kuźni. Wyjął z niej duży rulon skóry. Rozwinął go na stole i chwycił węgielek. Zaczął kreślić liniami przerywanymi szkielet siodła. Zajęło mu to tylko kilka minut. Odłożył węgielek i wziął nożyce. Raz dwa wyciął kształt oraz paski do plecionki. Uśmiech nie schodził mu z ust. A najlepsze w tym było to, że nie czuł ani trochę zmęczenia, czy senności. Usiadł po turecku przy piecu i zaczął pleść. Po jakiś pięciu minutach ciszy zaczął nucić pod nosem, a siodło szybko się tworzyło z pasm skóry. Haddock nie zmienił w ogóle pozycji, co skończyło się cichym stęknięciem i bólem zdrętwiałych nóg, kiedy po około półgodzinie siedzenia zaczął wstawać. W ręku trzymał górną cześć siodła. - Teraz wystarczy zszyć i prawie gotowe. - szepnął skupiony na swoim zadaniu. Do ręki wziął grubą igłę i równie grubą nić. Zaczął zszywać ze sobą kawałki skóry.

***

- No i super. - powiedział szczęśliwy, kiedy skończył siodło. - No to teraz można iść i wsiadać. - zachichotał. Po czym zaczął pakować protezę i siodło. Kiedy skończył wszystko dobrze zabezpieczać, udał się w stronę domu. Po drodze ziewnął potężnie, zamknął przy tym oczy, a w ich kącikach pojawiły się małe łezki, które szybko starł kciukiem. Z lekkim ociąganiem wdrapał się po schodach na górę. Zapalił świecę. Swoją pracę schował jak zawsze za zagłówkiem łóżka, po czym ściągnął z siebie ubranie, zakładając starą koszulkę, służącą za piżamę. W świetle płomyka spojrzał na swój tatuaż. - Lepiej go jakoś zamaskować. - mruknął i ponownie ziewnął - Ale tym zajmę się rano. - powiedział i położył się na brzuchu. Ręce skrzyżował pod poduszką, na której ułożył głowę. Nie minęło nawet pięć minut, a Czkawka pochrapywał w najlepsze.

***

Nazajutrz nastolatka obudziły pierwsze promienia słońca, które wpadały prosto przez okno na twarz śpiącego. Chłopak wstał i po przeciągał się trochę. Kilka chwil pozostał w bezruchu, po czym zerwał się szybko i z wielkim uśmiechem zaczął się ubierać. Uprzednio owinął bandażem ramię, zakrywając tatuaż. Zgarnął lotkę i siodło, po czym zbiegł na dół. Już miał się kierować do wyjścia, lecz przystanął i spojrzał na kosz pełny ryb.

- Mordka się ucieszy. - powiedział do siebie i do wolnej ręki wziął kosz, po czym wyszedł tylnymi drzwiami, wychodzącymi na las. Raźnym krokiem wszedł w gąszcz.

***

- Szczerbek! - zawołał śpiącego gada, który był zwrócony pyskiem do wejścia. Smok ani drgnął. Haddock westchnął i pokręcił lekko głową. Podszedł do krawędzi i po prostu zsunął się na dół. Gdyby był taki jak wcześniej, pewnie by się wywalił, ale teraz takie drobnostki go już się nie imają. - Szczerbatek przyniosłem śniadanie. - oznajmił, kiedy podszedł do Furii. Ta na dźwięk śniadania poderwała się na cztery łapy i zaczęła krążyć wokół człowieka z wywalonym jęzorem i błyszczącymi oczami. Chłopak zaśmiał się i postawił kosz. - Smacznego Mordko. Ty sobie jedz, a ja zajmę się lotką. - gad już go nie słucham , bo oddał się kompletnie jedzeniu swoich przysmaków. Nastolatek parsknął śmiechem, ale przystąpił do zakładania protezy. - Gotowe. - mruknął. Szczerbatek akurat kończył ostanie dwie ryby. - No, Mordko. Co powiesz na to? - podniósł przed oczy gada. Ten z wywalonym jęzorem zgiął przednie łapy i zamerdał ogonem. Człowiek zaczął podchodzić do niego ostrożnie, ale Nocna Furia nie miał na to ochoty i zaczęła uciekać przed swoim przyjacielem. - No ej! - szatyn ruszył za smokiem. Obaj gonili się nawzajem. Raz uciekał przed nim, a raz to Czkawka go ścigał. Po kilku minutach przepychanki. Szczerbatek w końcu dał sobie założyć siodło. - Jak mi ulżyło. - powiedział, kiedy siodło idealnie pasowało do ciała smoka. - Dobra wsiadam. - oznajmił i zwinnie przerzucił nogę na drugi bok smoka. - A teraz Szczerbatek pomału. - powiadomił smoka. Czkawka już trzymał w ręku sznurek do kontroli lotki. Nocna Furia rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze. - Mordko zwolnij! - krzyknął, kiedy czarny gad znacznie przyśpieszył. Szczerbatek posłuchał go i zwolnił trochę, ale przy tym skręcił. Haddock nie zdążył odpowiednio naciągnąć lotki i wypadł z siodła prosto na trawę. Na szczęście lecieli dość nisko. Obaj mieli nie za miękkie lądowanie, ale równie bardzo się cieszyli. - Dobra trzeba nad tym popracować. - stwierdził, a smok przytaknął mu pomrukiem. - Jeszcze raz? - spytał, ale nie musiał czekać na odpowiedź. Po prostu wsiadł na grzbiet i ponownie się wzbili, ale tym razem znacznie ostrożniej Nocna Furia wznosiła się do góry oraz brała lekkie zakręty. - Świetnie. - odezwał się zadowolony. - Dobra ląduj Szczerbek. - poprosił i smok wykonał polecenie. Kiedy wylądowali Czkawka zszedł z grzbietu i zaczął tarmosić smoka za uszami. Ten na nagłe pieszczony zaczął mruczeć. - Zadowolony co? - powiedział z uśmiechem. - To co, kolejna próba? - zapytał i wskoczył na siodło. Smok wydał pomruk zgody i rozprószał skrzydła, po czym wystartował. Czkawka uczył się kontroli lotu, uważnie obserwując poczynania smoka. Przy którymś okrążeniu spostrzegł pewien schemat co do ustawień lotki. Zamyślił się przez chwilę. Szczerbatek również rzucał okiem na protezę i skupienie człowieka, który dosiadł jego grzbietu. Jest mu bardzo wdzięczny, że stara mu pomóc odzyskać, co utracił. W duszy mu za to bardzo dziękował. Przy kolejnym okrążaniu jeziora. Szczerbatek sam z siebie wylądował. Był zmęczony. Taka długa przerwa od lotu, go osłabiła. - Co się dzieje? - zapytał zaniepokojony. Gad tylko mruknął i się położył. - Zmęczyłeś się. - stwierdził, ale nic więcej nie dodał, tylko sam usiadł przy nim, opierając się o jego grzbiet. - Powiem, że latanie jest wspaniałe. - uśmiechnął się. Wyciągnął swój kajecik i rysik. Szkicował w nim pozycje lotki. - Jak wrócę z tego nieszczęsnego szkolenia, pomogę ci wrócić do formy, co ty na to? - zapytał i podrapał go za uchem. Smok odpowiedział przyjemnym mruknięciem. - Biorę to za "tak". - zaśmiał się. Obaj leżeli tak dłuższą chwilkę, ciesząc się swoim towarzystwem i leśną ciszą. Czkawka rysował coś na kartce. Mianowice Nocną Furię zwiniętą w kłębek, która akurat sobie drzemała. Kiedy skończył, przyjrzał się uważnie swojemu dziełu, po czym schował kajecik. Chłopak spojrzał na niebieskie niebo. - Zbliża się południe. - westchnął - Jak mi się nie chce tam wracać. Mordko, zbieram się. - oznajmił do śpiącego smoka. Ten tylko coś burknął pod nosem i otworzył jedno oko. - Ściągnę to z ciebie. - wskazał na lotkę i siodło. - A ty sobie śpij dalej. - chłopak zabrał się do ściągania i odpinania klamry. Furia wyprostowała się, ułatwiając mu zadanie. - To lecę. Do zobaczenia. - pomachał mu na odchodnym i ruszył truchtem do wyjścia.

<<<>>>>>>>>>>>>><<<<<<<>>>>>>>>>>><<<<<>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<>>>>>>>>>><<<<<<<<<

I mamy kolejny rozdział i kolejne lekcje latania XD...

Małe sprostowanie. Dlaczego nawet Astrid stała się taka. Hofersonowa jak każdy zauważył, stała się zazdrosna o umiejętności Czkawki. To jest główny powód jej zachowania. Kiedy emocje zniknął poprzez pewno wydarzenie. Przestanie się nim interesować. Wręcz będzie go ignorować. Jak zawsze to było. Banda pozostanie Bandą imbecyli *westchnięcie* Ludzie co się z nimi dzieje... (wiem, autorka się zastanawia, co jest z nimi nie tak, a sama ich na takich bałwanów kreuje... Jestem chyba troszkę zdziwaczała, w tym pozytywnym oczywiście znaczeniu XD Chociaż... )

No 16 za sobą. Jak jakiś błąd się wślizgnie. Daj dymka obok niego.

Do zo ba cz en ia

HQ

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top