15. Pierwsza próba
Czkawka spacerem ruszył do swojego azylu. Na plecach miał lotkę dla Szczerbatka, a w ręku swój kij. Z lekkim uśmiechem słuchał leśnych odgłosów. Słyszał ptaki w zaroślach oraz chrumkanie guźców. Przystanął i zamknął oczy. Skupił się na dźwiękach. Usłyszał go. Szczerbatek łowił ryby w jeziorze. Nastolatek zachichotał. Usłyszał też niepokojący dźwięk. Głuche uderzenia. Po chwili zorientował się, że to był odgłos topora wbijanego w drzewo. Jego dobry humor prysł. Astrid była nie daleko i to centralnie na ścieżce do kotliny. Stwierdził gorzko. Haddock westchnął i ruszył w jej stronę. Dzięki nowym umiejętnościom chodził ciszej po lesie. Po dwóch minutach ją znalazł. Widział, że była wściekła.
- Co ten Czkawka sobie może myśleć?! *uderzenie* - warknęła - Zwykły tchórz. Ukrył swoje umiejętności, bo co... - wyciągnęła topór - Nagle okazuję się, że syn wodza jednak coś tam umie. Mam nadzieję, że Stoik mu dołoży. *uderzenie* - Czkawka westchnął smutno i oddalił się. Okrążył dziewczynę i ruszył do kotliny.
- Chyba nic tu po mnie. - wyszeptał. Nagle do jego głowy wpadł pomysł, ale na jego wykonane będzie musiał poczekać. Przyśpieszył więc kroku i po chwili znalazł się w kotlinie. - Szczerbata mordko! - wykrzyknął z szerokim uśmiechem. Nocna Furia odwróciła głowę w stronę chłopca. Na jej pysku zagościł smoczy uśmiech. W kilku susach znalazła się koło szatyna. Zaczęła się do niego łasić. Czkawka zaczął ją tarmosić za uszami. Smok zadowolony na te ruchy rozpoczął salwy powarkiwań z przyjemności. - Mam coś dla ciebie. - odsunął się od niej po chwili i ściągnął zawiniątko z pleców. Szczerbatek obwąchał podstawiony przedmiot i popatrzył niezrozumiale na człowieka. - Pozwolisz mi podejść do ogona? - zapytał i zaczął rozwiązywać rzemyki, przytrzymujące skórę. Furia przekręciła głowę, ale pokazała ogon. Ten jednoznaczny gest był pozwoleniem. - Dzięki Mordko. - Czkawka podszedł do ogona i przykucnął. Pozbył się całkowicie ochrony. - Dobra teraz się nie wierć. - powiedział i usiadł na ogonie, tak że miał przed sobą lotkę. Protezę położył po prawej stronie i przysunął do zdrowej lotki. Szczerbatek aż opuścił skrzydła z wrażenia i szoku. Nawet lekko uchylił pysk. Ten człowiek chce mu zwrócić możliwość lotu. Przez ten czas Czkawka przymocował protezę do ogona. - No jak na razie wszystko... - nie dokończył, bo Nocna Furia wzbiła się w powietrze. Człowiek ze wrzaskiem mocniej objął ogon nogami. - Na Odyna! - krzyknął przerażony nagłym zrywem. Zauważył, że lotka furkocze i nie jest tak samo ułożona, jak jego bliźniaczka. Szybko chwycił ją i naciągnął. Nocna Furia wyrównała w ostatniej chwili lot, inaczej rąbnęłaby w skały. - O bogowie! To działa! - wykrzyknął z wielkim szczęściem. Gad zrobił lekki skręt i leciał nad wodą. Furia spojrzała za siebie i warknęła zła. Gwałtownie skręciła i strzepnęła człowieka do wody. W efekcie proteza straciła sternika. Smok również wylądował w jeziorze, z głośnym rykiem. - Juhu! Udało się! - wykrzyknął rozradowany nastolatek, kiedy wypłynął. Z radości podniósł wysoko ręce. Z błyszczącymi zielonymi oczami patrzył na przemoczonego i naburmuszonego gada. - Szczerbek udało się! - przytulił się do niego. Smok mruknął i polizał go, w końcu po policzku. - Jeszcze parę usprawnień i będziesz mógł w pełni latać. - powiedział szczęśliwy. Smok spojrzał uważnie na szatyna. Pyskiem potracił zranioną rękę, - A to... Nie przejmuj się Mordko. Ratowałem Śmiertnika. Sam ją zrobiłem. - Furia i tak na wszelki wypadek porządnie polizała ranę. To samo zrobiła z policzkiem. - Szczerbatku przestań. - odskoczył od niego z obrzydzeniem na twarzy. - Fuj. - mruknął - Ale dzięki. - uśmiechnął się. Ściągnął mokry sweter i kamizelkę. - Co powiesz na mały trening? - zapytał. Smok odwrócił się do niego tyłem i się położył. - Aha leniu. - podparł dłońmi boki. - Jak sobie chcesz. - mruknął i zaczął się rozciągać. Po krótkiej rozgrzewce ruszył truchtem do około jeziora. Po około dwudziestu kółeczkach przeszedł do podstawowych ćwiczeń. W skąd, których wchodziły pompki, brzuszki, przysiady. Po kilku seriach zmęczony położył się na trawie. Czkawka był smucony i zdyszany. Zamknął oczy i starał się wyregulować oddech. Smok zabulgotał. Cały czas miał na niego oko, ale raz po raz zerkał na protezę. Zastanawiał się, jakim cudem ten człowiek zrobił dla niego coś takiego. Żaden z jego rasy za żadne skarby, by nie próbował zwrócić tego, co odebrał. Szczerbatek wstał i zaczął podchodzić do niego. Powąchał go i potrącił pyskiem jego głowę. - Co tam Mordko? - szatyn otworzył oczy. Smok mruknął, kiedy zobaczył pionowe źrenice. Haddock uniósł dłoń i przejechał nią po łuskach na szyi. - Postanowiłem, że pora skończyć z wyglądem szkieleta... Ale chyba troszkę przesadziłem. Będę jutro obolały. - zaśmiał się. W tej samej chwili zaburczało mu w brzuchu. - Chyba zgłodniałem. - mruknął. Szczerbatek był cały czas pochylony, ale teraz się delikatnie przesunął. Czkawka usiadł i uśmiechnął się do smoka. - Jak ładnie poproszę. Złowisz mi dwie rybki? - zapytał. Furia mruknęła i odwróciła głowę, wielce obrażona. - Szczerbatku ładnie proszę. - zachichotał i zaczął drapać go po szyi. Smok zaczął się do niego przymilić, prosząc o więcej. Chłopak nie przerwał drapania i głaskania. W końcu Furia przewróciła się na plecy. Czkawka wybuchł śmiechem i zaczął go drapać po brzuchu. Gad mruczał zadowolony. W pewnym momencie wywalił jęzor, co wzmogło śmiech człowieka. - Teraz złowisz mi rybki? - zapytał ponownie i usiadł po turecku. Furia wydała cichy pomruk niezadowolenia, że przerwano pieszczoty, ale posłusznie przekręciła się na lapy i podreptała do jeziora. - Później jeszcze cię potarmoszę. - odpowiedział i wstał, udając się do zawiniątka z ciuchami. Szybko przebrał się w suche i czyste rzeczy. Kiedy to zrobił, zaczął zbierać patyki na ognisko. Przez ten czas smok złowił mu dwie sztuki, a sobie cztery razy tyle. Chłopak szybko przyrządził późny obiad. - No jak obiecałem... - zaczął i rzucił się na smoka. Ten był trochę zaskoczony, ale kiedy pouczył te wspaniałe dłonie na swoich łuskach i skórze nie narzekał. Wręcz sam podsuwał się do rąk. Haddock śmiał się z zachowania przyjaciela. - Taka straszna bestia, a łasi jak pupilek. - zaśmiał się, ale nie przerwał pieszczot. – Szczerbatek, będę za chwilę wracał do wioski, a raczej do kuźni. Muszę poprawić twoją lotkę. - przestał głaskać go i podszedł do niej na czworaka. Furia spojrzała na poczynania człowieka. Nawet nie drgnęła, kiedy ściągał protezę, ale obserwowała go. - No dobra. Ja uciekam. Jak mi się uda, to zrobię to tej nocy. Będę rano. - uśmiechnął się szeroko. Szatyn wstał i ruszył w stronę wyjścia z kotliny, ale zmienił kierunek do jaskini. Z niej wyciągnął kilka sztyletów. Szczerbatek towarzysz mu do samego końca. Czkawka podniósł po drodze kijek. - Do jutra. - pomachał mu i zniknął.
***
- No nie. - warknął, kiedy ujrzał przed tylnym wejściem do domu Bandę Smarka. Bliźniaki mieli drewniane kije, a ich "przywódca" topór. Była nawet Astrid. - Czy chociaż raz. Mogliby sobie odpuścić. - westchnął i wziął głęboki wdech. Nie może stracić panowania, bo inaczej będzie kiepsko. Lotkę schował bezpiecznie pod liśćmi. Po czym po prostu wyszedł z cienia. - Ile kurwa razy mam wam do waszych pustych łbów mówić, że odpierdolcie się ode mnie. - warknął. Cała Czwórka wzdrygnęła się z chłodnego spokoju nastolatka. Dla przestrachu zaczął obracać swoim kijem na prawo i lewo.
- Nie boję się ciebie. – powiedział dumnie i niby groźnie Samrk. Czkawka prychnął i rzucił sztyletem. Sączysmark, akurat stał przy drewnianej ścianie. Nóź wbił się kilka cali od jego prawego ucha.
- Doprawdy? - zakpił - To dlaczego pobladłeś, a kolana zaczęły ci się trząść? - zapytał. Cała czwórka nawet nie zauważyła ruchu. W tej samej chwili Astrid rzuciła w niego toporem. Czkawka jak w zwolnionym tempie widział lecącą broń. Odchylił się w lewo. - Pudło. - oznajmił i ponownie rzucił sztyletem, ale tym razem wbił centralnie nad głową blondynki. Rękojeść aż zadrgała. - Moja rada... Spieprzajcie. - warknął i zaczął podchodzić do nich. Ci odsuwali się pośpiesznie. Szatyn wyjął sztylety. - Glucie nawet nie próbuj. - powiedział i szybko złapał za drewnianą rękojeść topora, który już zaczął swój tor zamachu. Wyrwał mu go z dłoni, po czym złamał na kolanie. - Jednak nie jestem taki słaby. - powiedział chłodno, patrząc w oczy zszokowanemu brunetowi. W tej samej chwili zza rogu wyszedł Śledzik z temblakiem na szyi.
- Czkawka? - odezwał się bardzo cichutko i lękliwie do niego.
- Słucham? - zapytał przyjaźnie. - Z ręką w porządku?
- T-tak. - odpowiedział od razu - Dziękuję.
- Drobiazg. - uśmiechnął się do niego. - A wy, chyba powinniście odejść. - zwrócił do reszty z jadem. Wzdrygnęli się na jego ton, ale odeszli. - Śledzik następnym razem uważaj. Może mnie nie być w pobliżu. - oznajmił spokojnie i przyjaźnie.
- Dziękuję raz jeszcze Czkawka. - odpowiedział troszkę pewniej. Po czym skłonił lekko głową i odszedł. Szatyn odetchnął z ulgą i sprintem wrócił do lasu, po lotkę.
- Fart. - wypuścił powietrze z płuc. Topór Astrid wbił się w ziemie, tuż obok ukrytej lotki. Wziął obie rzeczy. Protezę zostawił w domu za łóżkiem, a topór zwrócił, kręcącej pod jego chatą blondynce. - To twoje. - warknął i zwrócił jej broń. Hofferson z dumnie uniesionym podbródkiem zabrała go i odwróciła się, odchodząc. Nastolatek wrócił do domu i czekał, aż się ściemni. Kiedy zmrok nadszedł, udał się do kuźni z wynalazkiem pod pachą.
<<<<<<<<<<<<><<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<>>>>
Trochę późno, ale jest!
Jak lot oraz małe spotkanko? Jak coś mogę pozmieniać to i owo. Wystarczy kilka waszych słów i pomysłów.
Jak coś tam będzie z błędem. Wskaż mi go.
Do zo za parę dni
HQ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top