13. Zabawa
Surprise! Ha miał być w sobotę, ale po waszych komach pod wczorajszym rozdziale. Nie miałam serca was przetrzymać do soboty. Ścisnęłam poślady i napisałam dziś rozdział. Jakieś 2h temu XD zaczęłam go pisać ;P
Życzę miłego czytania.
A! Na dole mam do was pytanko. Odpowiedzcie na nie. Tyczy się tego rozdziału. Bardzo was proszę.
<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>><<<<<<<<<>>>>>>>>><<<<<<<>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<>>>>>>
Był środek nocy, kiedy Czkawka się obudził. Nastolatek westchnął cicho i wyplątał się ze skrzydeł swojego przyjaciela. Wstał i poprzeciągał się troszkę. Z lekkim uśmiechem spojrzał na księżyc, który akurat był w pełni. Jego światło rozświetliło kotlinę. Zaczął spuszczać wzrok na taflę jeziora, w którym biały talerz odbijał się. Z obawą trzymającą go za rękę podszedł do wody. Ostrożnie się pochylił i ujrzał swoje odbicie. Lekko świecące na zielono oczy nic więcej. Obawa ulotniła się z głośnym uspokajającym wydechem powietrza. Czkawka stwierdził, że jego pionowe źrenice stały się na powrót okrągłe. Nagle zwrócił głowę w prawo. Usłyszał lekki dźwięk łamanych gałęzi. Skupił się na tym dźwięku. Po kilku sekundach usłyszał chrumkanie. Z ulgą wypuścił powietrze.
- To tylko guziec. - szepnął i odszedł od jeziora, ale zaraz przystanął i pobladł na twarzy. - Jakim cudem na Thora go usłyszałem? - powiedział i ponownie spojrzał w kierunku chrumkania. - Co mi się stało... Dobra Czkawka usiądź i poukładaj to sobie na spokojnie. - szatyn usiadł po turecku na lekko wilgotnej trawie. Łokieć oparł na kolanie, a na dłoni spoczęła głowa. - Po pierwsze. Mam pionowe źrenice, które zmieniają kształt. Po drugie mój słuch wyostrzył się. Kolejną rzeczą jest moja szybkość... - szeptał kolejne zmiany. - Zasadnicze pytanie. Jak do tego doszło? Jakim sposobem jest kim, czym jestem teraz? - po minucie głębokiego myślenia. Pojawił się błysk zrozumienia. - Ślina! - wrzasnął na cały głos i poderwał się na równe nogi. - Szczerbatek wstawaj! - podbiegł do niego i potrząsnął nim. - No już! - smok tylko mruknął coś przez sen i przekręcił się na drugi bok. - Ty leniwa jaszczurko. - warknął i wstał z kucek. Z powrotem udał się do jeziorka. - Masz za swoje uparciuchu. - powiedział zirytowany i zanurzył się w wodzie. Przez chwile stał na brzegu. Nie czuł zimna, tylko lekki chłodek, co niezmiernie ucieszyło. Z wrednym uśmiechem podszedł do smoka. Był cały mokry. - Wstawaj! - wrzasnął i przytulił zimne oraz mokre ubranie do ciepłego i miękkiego brzucha Furii. Gad natychmiast z prędkością dźwięku stanął na równe nogi. Czkawka zaczął się śmieć i tarzać po trawie. Nie obchodziło go, że będzie cały umorusany ziemią. Mina smoka była bezcenna. Zdezorientowany, mokry i śpiący. Szczerbatkowi potrzebna była krótka chwilka do ogarnięcia sytuacji. Kiedy wszystko do niego dotarło, wystrzelił trzy kule plazmy w pobliżu człowieka. Jednocześnie wycelował pociski, tak aby nie zraniły go. Haddock przestał się śmiać przez chwilkę, ale ponownie wybuchł śmiechem. Zdenerwowany gad warknął i podszedł do niego. Chwycił go za mokry kołnierz pyskiem pozbawionym zębów i zaczął taszczyć do wody. Po sekundzie obaj wylądowali w jeziorze. Nocna Furia ze wzajemnością zaczęła walkę na opryskiwanie się wodą. Po dwóch minutach człowiek wybiegł z wody. - Gonisz Szczerbatek! - krzyknął, zanim puścił się biegiem. Gadowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ruszył za nim. Nastolatek roześmiał się. - Jestem szybszy! - krzyknął, ale zaraz jego przewaga straciła na ważności, gdyż smok był tuż za nim. - Nie dam się tak łatwo. - powiedział i zaczął biec na skałę. Odbił się od niej lewą nogą. Dzięki temu trikowi wylądował kilka metrów dalej. - Zatkało smoczka!? - krzyknął i zaśmiał się, kiedy Nocna Furia wydała zirytowane warknięcie. - Co już... - czym prędzej zaczął uciekać, bo Furia mimo straconej lotki machnęła skrzydłami, co dodało jej pędu. Kilka sekund później Czkawka leżał przygwożdżony przez łapy smoka. - Dobra znowu wygrałeś Mordko. - zaśmiał się - Możesz mni... Przestań! To ohydne... - Szczerbatek zaczął go lizać, używając bardzo dużej ilości śliny. Szatyn miotał się jeszcze przez chwilę, ale to smok decydował, kiedy skończyć oślizgłe tortury. Zadowolony gad zszedł z człowieka z wywalonym jęzorem ze szczęścia i wyższości. - Jesteś obrzydliwy Mordko. - powiedział i się zatrzasnął z obrzydzenia. Starł ślinę z twarzy i resztki strzepnął na pysk smoka, który z wielkim grymasem oburzenia zaczął się myć. - Twoja wina. - mruknął - Ohyda cały się lepię. - mruknął i ściągnął obślinione rzeczy. - Genialnie... To nadaję się tylko do wywalenia. - spojrzał krytycznie na sweter, a raczej mokrą szmatę. - Dzięki gadzie... - westchnął - Szczerbatku? - zwrócił się do smoka z lekką powagą. - Chyba wiem, jak to się stało... Że jestem taki. - wskazał na siebie. - To twoja zasługa prawda Mordko? - gad podszedł do niego i otarł się o nogi, po czym podniósł głowę. Czkawka zauważył w jego oczach zrozumienie i potwierdzenie swoich myśli. - Dziękuję. - przytulił swoje czoło do głowy smoka. Zamknął oczy i uśmiechnął się lekko. Czuł miłe ciepło płynące od gada. - Ale i tak jestem na ciebie zły. - uśmiech się poszerzył, kiedy usłyszał niezadowolone mruknięcie. - Dobra Szczerbek muszę wracać do wioski. Dziś nie byłem na szkoleniu. W sumie nie żałuję. - stwierdził, po chwili - Ale i tak muszę wracać. - wskazał na swoją gołą pierś. - Bo nie mam ciuchów, bo ktoś wredny, stojący przede mną jegomość całe obślinił. - smok zaczął bulgotać i zrobił słodkie oczka. - O nie! One nie zadziałają. - zaczął się śmiać, ale obaj ruszyli w stronę wyjścia z kotliny. - Przyjdę w okolicach południa. - powiedział i zaczął się wdrapywać do góry. - Do zobaczenia za kilka godzin. - uśmiechnął się i pomachał przyjacielowi. Smok zamruczał na pożegnanie. Człowiek puścił się biegiem w stronę osady. Z kolei Nocna Furia z zadowolonym mruknięciem położyła się przy jeziorku, uprzednio troszkę podgrzała kamienie swoim ogniem.
***
Czkawka biegł przez las z wielkim uśmiechem na ustach. Mimo nocy widział doskonale. Zwinnie omijał wystające korzenie. Przeskakiwał skały i zwalone kłody. Wybrał dłuższą drogę na przełaj. Była trudniejsza, ale dla niego nie sprawiała większych kłopotów. W pewnym momencie spostrzegł przed sobą olbrzymi głaz. Wiedział, że za kilka metrów wybiegnie na plażę. Przystanął trzy metry przed nim. Przyjął pozę i puścił się biegiem. Delikatnie odbił się od podłoża lewą nogą. Wylądował na głazie, z którego nie zmieniając rytmu, odbił się ponownie. Wybił się troszkę za mocno i przy dzwonił prawą stroną ciała w suchy i ostry konar. Chłopak stracił równowagę i runął na ziemię z wysokości około trzech metrów. Z głuchym jękiem przeturlał się po runie. Jako że miał nagi tors, dość poważnie zranił się w niego. - Przesadziłem. - warknął i syknął z bólu, łapiąc się za prawe ramię. - Pięknie... - mruknął, kiedy zobaczył krew, a raczej ją prędzej wyczuł. - I tu też. - jęknął z udawaną rozpaczą. Jego prawy bok był cały podrapany. Usiadł wygodniej na ziemi i zaczął dokładnie sprawdzać, czy sobie czegoś nie połamał. Ruszał ostrożnie prawą ręką. Wziął kilka głębszych wdechów, by sprawdzić ruchliwilowość żeber i klatki piersiowej. - Uff... Nic nie złamane. - powiedział z ulgą i wstał. Teraz bardzo ostrożnie szedł, uważając dosłownie na wszystko. - Pomalutku sobie pójdziemy. - mruknął pod nosem. - I nic więcej się nie stanie. - złapał się ponownie za ramie. Szybko zwrócił głowę w jego stronę. - Co do... O kurwa! - obrócił je, jak tylko się dało najbardziej w kierunku głowy. Rana zasklepiła się, ale powstał strup ze zaschniętej limfy i krwi. Nacisnął na strup. - Boli. - powiedział zdumiony. Kilka sekund później pomału ruszył w stronę plaży. Kiedy wyszedł na piasek, odetchnął morskim powietrzem. Żwawym krokiem udał się w stronę osady, a dokładniej portu.
- Kim jesteś!? - zagrzmiał głos wartownika. Co niezmiernie zaskoczyło szatyna. Rzadko ktoś tu prowadził warty.
- Czkawka Haddock. - oznajmił pewnym głosem, ale nagle pobladł. Nie miał jak zakryć tatuażu. - Szlak by to... - pomyślał.
- Czkawka. A co tu do licha robisz? - warknął wartownik z dozą kpiny w głosie.
- Spaceruję sobie. - odparł - I chyba wrócę teraz do domu. - powiedział i zeskoczył na piasek, po czym zaczął biec. Starł się jak mógł żeby nie biec tak szybko, ale było to dla niego znacznie trudniejsze. I tak w kilka sekund znalazł się z powrotem w lesie, a dokładnie na jego skraju. Po kilku minutowym spacerze zrezygnował z niego i wbiegł do środka lasu. Zaczął się piąć do góry. Tym razem biegł ostrożniej, ale równie szybko, jak ostatnio. Po pięciu minutach znalazł się przy osadzie. - Super, pusto. - mruknął zadowolony. Ponowił bieg. Przed drzwiami chaty był dosłownie po kilku sekundach. - Przydatne. - powiedział i z lekkim uśmiechem wszedł do środka. Do jego nozdrzy dotarły nowe zapachy i głośne burknięcie brzucha. - Chyba zgłodniałem. - zaśmiał się, kierując swoje kroki do kuchni. Z kosza wyjął rybę i odciął jej łeb oraz wypatroszył. Szybko rozpalił ogień i upiekł rybę, którą pochłoną prawie od razu. Przegryzł ją pajdą grubej kromki chleba i popił ciepłym mlekiem z miodem. Zadowolony i najedzony ruszył do sypialni, gdzie darował sobie okrycie klatki piersiowej. Było mu ciepło. Zmienił tylko spodnie. Zasnął po kilku sekundach od dotknięcia głową poduszki.
<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>
I jak wam sie podoba? Nie przesadziłam troszkę z mocą. Nie za szybko? Piszcie mi, chcę wiedzieć. *robi słodki oczka Szczerbatka* Proszęęęęę
Jak jakiś tam się błąd znajdzie... Poklikaj w klawiaturę i mi go wskaż ;P
Do zo
HQ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top