59. Zwiedzanie i stary wódz

- I super. - mruknął, po czym podszedł do stołu, gdzie przygotował wycięte skóry. Włożył cienki pręt w otwór i związał. - Kor, podleć tu proszę. - smoczek wykonał to i wylądował obok. - Rozwiń skrzydła. Dzięki. - dodał, kiedy to zrobił. Czkawka włożył, jak się okazało szelki. - Nie uwiera? - przeczące mruknięcie. - Zwiń skrzydła. Hym? - zamyślił się. - Zwój się zmieści, ale nie może być zbyt duży. - smok przekręcił głowę na bok. - Ach, wybacz. Wpadłem na pomysł ze zrobieniem dla waszej dwójki szelek i kieszonki, gdzie będzie wkładana wiadomość, byście nie musieli trzymać jej w pazurach. - Kor potrącił go w pierś, a Darko wylądował na ramieniu. Szatyn pogłaskał oba smoki i ściągnął szelki. - Zamiana. - Smoki zmieniły miejsca. - I jak leży mały? - Darko pokazał pyskiem miejsce, gdzie go lekko uwierała skóra. - Mam. Dzięki. Lepiej? - smok potwierdził, że teraz jest w porządku. - W takim razie... - zaczął i napisał krótką notkę do Risa o smoku, po czym włożył ją do kieszonki na piersi i zamknął na guzik. - Leć do Risa. Na południe. Jest na statku razem ze Zmiennoskrzydłym. - Darko aż zamerdał ogonem, że już może lecieć. - Tylko uważaj na siebie i nie leć za szybko. Z rozwagą. - potarmosił go po głowie. - Leć. - smok syknął i wyleciał przez okno. - Dobra Kor teraz czas na zrobienie twojego. - smok mruknął smutny, że to nie jednak dla niego. - Nie martw się. Chciałem sprawdzić, czy te konkretne szelki będą pasować na waszą dwójkę, twoje będą troszkę bardziej zmodyfikowane. - smok podskoczył zadowolony. - Mordko strąć trochę łusek. - Szczerbatek mruknął pod nosem, ale zaraz zaczął się zawzięcie drapać. - Łoo! Ależ się rozpędził. - zaśmiał się i zaczął je zbierać do pojemnika. - Dziękuję. - Zabrał trochę łusek do moździerza, gdzie zaczął je rozkruszać. - Ślinę proszę. - smok splunął - Dzięks. - zamieszał i chwycił za mały pędzel i dwie farby. Białą i czerwoną. - Pokrył identyczne jak poprzedniczki szelki czarną farbą ognioodporną, po czym po prostu wrzucił do ognia. - I super. - uśmiechnął się szeroko. Wyjął ją i namalował znak dwóch głów. Połowę Białej i Nocnej Furii. - Gotowe. No prawie. Machnij skrzydłami Kor. - Smoczek raz-dwa wykonał polecenie. - Teraz jest gotowe. Na razie nie musisz nigdzie lecieć. - smok spuścił łebek. - Nie martw się. Kiedy Lara i ja ogarniemy Elle i Borka to Lara z pewnością wyśle cię do Śledzika. - słowa poprawiły humor Korowi. - Leć się rozerwać. - smok wyleciał. - No co powiesz Mordko. Lekka poprawka twojej lotki? - od razu gad zamruczał zadowolony. - I to ja rozumiem. - chłopak usiadł na stołku i zaczął myśleć. - Masz pomysł, jak uchronić mechanizm przed niską temperaturą. Szerbatek przekręcił łeb w prawo i porozglądał się po kuźni. Spostrzegł wiadro z metalem Gronkla i zwykłej stali. Podszedł do nich. Przywołał pomrukiem szatyna. - Co tam masz? - spojrzał na metale. - Stal i gronkielowe żelazo, hym... - zamyślił się. - Połączyć je? - potwierdzenie. - No dobra. - po czym zabrał się za kucie.

***Chata***

- Lara, te chaty są boskie. - wykrzyknęła z góry Ella, która wybrała sypialnię z oknem dla Grzmota, by ten mógł swobodnie wlatywać.

- To Czkawka wraz ze smokami je zbudował. - odkrzyknęła. Bork wolał sypialnie na dole i tam szatyn zadbał o wejście dla smoka. Mała platforma z daszkiem.

- Zaaklimatyzowałeś się? - spytała ruda, wchodząc do pomieszczenia.

- Tak. Dzięki Lara. - uśmiechnął się do niej ciepło. - Myślisz, że na tej wyspie znajdę druha?

- Z pewnością. Jest tu sporo wszelkich gatunków. Nawet Szeptozgony. - zaskoczyła go tą wieścią.

- Poważnie?

- Yhym.

- Zawsze chciałem je zobaczyć. - mruknął.

- Da się zrobić. Chodź. - po czym wyszła z pokoju. Za nią podążył Bork. - Ella idziemy zobaczyć Szeptozgony!

- Co?! - wyszła z pokoju, bo nie dosłyszała.

- Idziemy zobaczyć Szeptozgony. - powtórzyła z uśmiechem.

- Dobra, ja przelecę się po wyspie. Mogę?

- Pewnie, tylko jak spotkasz fioletowego Zębacza z bliznami, to powiedz, że jesteś od Lary i wskaż mniej więcej kierunek do chat.

- Zrozumiałam. Dzięki.

- Luzik. Do zobaczenia.

- Pa. - po czym Lara i Bork wyszli z budynku. Ella uśmiechnęła się do siebie. - No to mam ich z głowy. To co kochany, lecimy się porozglądać? - drzemiący smok wstał i otrzepał się. - I to ja rozumiem. - po czym wskoczyła na jego grzbiet i wylecieli z pokoju.

***Lara***

- Wskakuj. - ruda usiadła kawałek dalej w siodle. - Ty z przodu.

- Co? Ale...

- Spokojnie. Lumi jest wyrozumiała i nie będzie szarżować, chyba że sam ją o to poprosisz.

- Ja prowadzić twoją smoczycę?! Na Thora, a jak zorbie coś źle? - Biała podeszła i przymiliła się do niego. - Naprawdę mogę? - spojrzał w jej oczy. Luminosa mruknęła i odwróciła się bokiem. Brunet ostrożnie wsiadł. - Co mam robić?

- Ściśnij lekko kolanami jej bok. - chłopak wykonał polecenie, po czym Lumi wzbiła się w powietrze. - Dobrze. - poklepała go po ramieniu i się przytuliła do jego pleców.

- Yyy... Lara?

- Jesteś taki cieplutki. - wyjaśniła. - Teraz złapał za te dwie pętle, tak te. - potwierdziła, kiedy złapał za tak jakby lejce. - Pociągnij je na prawo. - niebieskooki uczynił to. - Dobrze. Leć cały czas prosto, w stronę tych trzech szczytów. Kiedy dolecisz powiedz "ląduj". Lumi znajdzie dobre miejsce.

- Dobrze. - odpowiedział niepewnie, ale skupił się na locie oraz co jakiś czas głaskał dłonie dziewczyny, które trzymała na jego brzuchu. Sama Lara zamknęła oczy z lekkim uśmiechem. Bork dwa razy musiał korygować tor lotu. Co zaskoczyło go. Smoczyca specjalnie zmieniała kierunek, by ten mógł poćwiczyć sterowanie smokiem. - Wylądujesz Luminosa? - smoczyca wydała pomruk i zanurkowała ostrożnie. - Dziękuję za lekcję. - pogłaskał ja po szyi. Biała zamruczała i nastolatki zeszli z grzbietu.

- Jak się leciało?

- Ty i Lumi jesteście wspaniałymi nauczycielkami. - pochwalił - Dziękuję bardzo. - uśmiechnął się szeroko - Prowadź. - wskazał jaskinię, przed którą wylądowali.

- Zapraszam. - po czym ruszyli. - Jedna mała uwaga. Nie krzycz, kiedy wyłoni się przed twoimi oczami.

- Spróbuję. - odparł. - Głęboko ciągnie się jaskinia?

- Tunel. - poprawiła - To tunel. I tak dość głęboko. - ostanie słowa zostały zwielokrotnione przez echo. - Lumi mogłabyś? - smoczyca otworzyła lekko paszczę, z której wydobyło się fioletowe światło. - Dzięki.

- Co to? - wskazał na kolorowe światełka.

- Kamienie szlachetne. - wyjaśniła - Ta góra jest nimi wypełniona.

- No... Bogaci jesteście. - mruknął, na co dziewczyna zaśmiała się.

- Owszem, ale nie korzystamy z tego w taki sposób. Ja i Czkawka nie lubi błyskotek.

- Szkoda, zrobiłbym ci śliczny wisiorek z tych zielonych. - wskazał na szmaragdy.

- Twój bym nosiła. - odpowiedziała szczerze.

- Naprawdę?! - podniósł lekko głos - Co za ulga. - odetchnął, po czym oboje się zaśmiali. - Czyli mogę?

- Bierz. - Chłopak szybkim krokiem podszedł do ściany i wyjętym sztyletem wydłubał kawałek zielonego kamienia. Nagle zrobiło się ciemno.

- Lara? Lumi? - usłyszał świst i szelest. - Dziewczyny, nie znam terenu. Weźcie się nie bawcie mną? - mruknął. Bork zaczął słyszeć dziwny szept. - Co do... - Cofnął się, kiedy dziwny dźwięk zbliżał się - Lara! Na Thora ja chcę jeszcze żyć! - wykrzyknął i coś go pchnęło. Spadł na tyłek. - Hej! Uważajcie trochę. Mam nóż w ręku- warknął, po czym ponownie usłyszał ten szept. Z każdą chwilą narastał, co zaczęło się przekształcać w ostre tarcie metalu o metal. - O kurwa... - syknął i schował się za stalagmit. - Idź stąd. - wyszeptał i schował sztylet do pochwy. - Idź, proszę. - tarcie narastało. Chłopak musiał zasłonić głowę rękami, bo kilka mniejszych kamieni spadło mu na głowę. Syknął, kiedy pył trafił mu do oczu. - Cholera by to... Hej wiem, że tu jesteście. I tak wiem, że jest tu Szeptozgon! - wykrzyknął, po czym Luminosa otworzyła pysk, który rozjarzył się na fioletowo. Bork zdusił krzyk w zalążku. Przed jego twarzą była wielka paszcza, wypleniona rzędami ostrych zębów ułożonych w okręgi. - Ja pierdole. - wydusił, po czym usłyszał śmiech. - Larissa! - warknął - Zabierz go, no...

- Nie, sam się odsunie. - zachichotała. - Nawet nie wiesz, jak go zatkało, kiedy powiedziałeś, że ma uważać, bo masz nóż w dłoni. Jestem szczerze zaskoczona, że jesteś taki opanowany...

- Jestem kurwa przerażony! - przerwał jej z krzykiem, patrząc cały czas na zęby, które co rusz się kręciły. - No przestań! - zwrócił się do smoka, który syknął, ale się odsunął - Dziękuję... - po czym po prostu usiadł, tam gdzie stał. - Jesteś okropna. - mruknął. Dziewczyna zaśmiała się i poklepała Szeptozgona.

- Dobra robota. - pochwaliła smoka. - I jak się masz? - usiadła obok bruneta.

- Źle. - mruknął - A jak bym go zranił? - powiedział z pretensją. - Fajnie, że możemy nosić broń, ale nie chcę zranić nią smoka. Nawet przez przypadek.

- I dlatego będziesz wspaniałym jeźdźcem. - poklepała go po ramieniu. - A teraz wracajmy. Szept będzie nam towarzyszył, byś mógł go dokładnie obejrzeć.

- Ty tak na poważnie? - kiwnięcie. Bork westchnął i pokręcił głową. - Pan Szept prowadzi. - zwrócił się do smoka, który z ruchem zębów ruszył przed siebie. - Chcę go mieć na oku. - wyszeptał do ucha Lary. Dziewczyna zachichotała.

- I jak? - zapytała, kiedy ziemisty smok wyszedł na słońce.

- Jest zaskakująco nieprzewidywalny.

- Co to znaczy?

- Wiem od was, że żywi się kamieniami, ale myślałem, że nie będzie takiej wężowej budowy. Tylko głowa jest olbrzymia w stosunku do tułowia i ogona. Taka naszpikowana ostrymi zębami i kolcami kulka. - uśmiechnął się szeroko - Co nie ujmuje mu zwinności.

- Tak to prawda Szeptozgony są interesującym gatunkiem kamieniożerców.

- Czy mogę... - wskazał na siebie i gada.

- Bez krępacji. - uśmiechnęła się lekko. Tak chochlikowato.

- Czy mogę do ciebie bliżej podejść? - zapytał. Zgon zakręcił zębami i sam, ku rozczarowaniu Lary owinął się wokół ciała chłopaka, którego sparaliżowało. Nie był się w stanie ruszyć. - La-lara mała pomoc. - dziewczyna westchnęła.

- Możesz go dotknąć. Nie przypiecze cię. Szkoda.

- C-co?! - pisnął i właśnie położył dłoń na tułowiu.

- Polubił cię. - odparła. - Jakoś mu zaimponowałeś w jaskini.

- Aha... Dzięki smok, za nie spalenie mnie albo zasypanie. - poklepał go lekko. - Lara to jest wspaniałe. Teraz was dokładnie rozumiem. Smoki są wspaniałe. - uśmiechnął się szeroko i podrapał gada po głowie. Dziewczyna posłała mu lekki uśmiech i pogłaskała swoją smoczycę. Kiedy Bork zaczął go oglądać. Z bliska ujrzał, leżący luzem kawałek skały. - Preferujesz? - zapytał, kiedy go podniósł. - gad syknął i uchylił paszczę. Chłopak wrzucił kamień do niej. Ten natychmiast został zmielony. Zaśmiał się. - Smacznego. Dziękuję, że mogę wziąć ten kamień. -Wyciągnął za pazury. Gad otarł się o niego.

- Przecież...

- Ale to jego dom, a ja bez jego pozwolenia zabrałem. Wam może to nie przeszkadza, jak i jemu, ale jestem tu nowy i nie wypada. - uśmiechnął się do niej lekko.

- Coś czuję, że szybko znajdziesz dla siebie smoka... - nagle rozległ się ryk i Lara została porwana w szpony Zębacza, który w powietrzu przyrzucił ją sobie na grzbiet.

- Lara!

- Leć za nami! - odkrzyknęła. Luminosa szybko mruknęła do Szeptozgona coś, po czym smok odwinął się od Borka.

- Dzięki. - powiedział do kamieniożercy i wskoczył na Furie, która szybko wzbiła się w powietrze. Ścisnął trochę za mocno nogami boki smoczycy, by nie spaść. Luminosa warknęła i trzepnęła go w ramię. - Wybacz. - poluźnił uchwyt, ale za to pochylił się w siodle. Szybko dogonili Larę i Zębacza. - Co się dzieje?

- Nie wiem, ale to źle wróży. - odpowiedziała i po minucie wylądowali na plaży, obok leżącego smoka. Jego fioletowa skóra i łuski były bardzo pomarszczone i wyblakłe. - Och nie... - wyszeptała. - Mój ty staruszku. - uklękła obok bardzo bladego Zębacza. Bork zszedł z Lumi.

- Co się dzieje? - zapytał i ukląkł obok dziewczyny.

- Mój stary przyjaciel dokańcza żywota. - powiedziała przepełnionym smutkiem głosem.

- Nic się nie da zrobić? - przeczące kiwnięcie głową.

- Nie może odlecieć. - pogłaskała suchy nos.

- Trzeba go zabrać na Vanaheim. - szepnęła smutno. - Zbierzemy cię tam przyjacielu.

- To jest miejsce, gdzie smoki... - zamilkł, kiedy otrzymał potwierdzające kiwnięcie. - Pomogę. - powiedział pewnie.

- Dziękuję. Lumi leć po Czkawke i Elle. - smoczyca odleciała. - Ulżę ci choć trochę w bólu, przyjacielu. - dziewczyna wyjęła inny pojemniczek. Zawartość pachniała przyjemnie. - Bork maść i rozprowadź po skórze. Podała mu czerwonawą substancję. Chłopak od razu zabrał się z to. Usłyszała urwany pomruk.

- Wytrzymaj jeszcze. - powiedział i głaskał smoka, rozprowadzając maść. Lara w tej samej chwili podała mu do pyska zioła na ból. Smok odetchnął już głębiej.

- Lara Bork! - ze Szczerbatka zeskoczył Czkawka, zaraz obok wylądował Grzmot z Ellą. Dziewczyna zakryła usta. Już wiedziała, co się dzieje.

- Biedactwo. - wyszeptała i podeszła, klękając obok Borka. Spojrzał na niego i co robi, po czym sama zaczęła. Fioletowy Zębacz położył się po drugiej stronie starego.

- Masz?

- Tak. - odpowiedział Larze. - Dasz radę wstać, stray wodzu? - bladofioletowy smok z trudem i podźwignął się i stanął o własnych siłach. - Lumi, Mordko rozwińcie. - smoki od razu wykonały polecenie. - Wiesz co robić. - pogłaskał Zębacza, który powolnym krokiem wszedł na biały materiał i usiadł na nim.

- Czkawka? - odezwała się cicho Ella.

- Lecimy na Wyspę Vanaheim. Cmentarzysko smoków. - bruneta skinęła głową, że zrozumiała. - Na wyspie straż sprawują Strażniki. Smoki klasy kamiennej. Mnie i Larę znają, bo już raz odprowadziliśmy smoka, ale was mogą zaatakować, jeśli...

- Jaka będzie ich wola, to będziemy w powietrzu. - przerwała mu. - Bez obaw. To Vallhala smoków. Ich święte miejsce.

- Dokładnie. - zgodził się z nią Bork. - Mogę zostać na wyspie...

- Nie przydasz nam się. Tak jak i ty Ella. - przerwała Lara. Podróż długo nie zajmie. Sześć godzin. - szatyn skinął głową i wskoczyła na Mordkę, który już trzymał w łapach linę. Grzmot i Lumi tez się ustawiły. Młody Zębacz stanął przy wolnym rogu. Bork wsiadł na Lumi tak, jak i pozostali. Łuczniczka, co chwila zerkała na starego wodza. - Niebawem będziesz. - smok zamruczał i zasnął z osłabienia.

***

- Czy to ona? - zapytała Ella, widząc wyspę. Z oddali ujrzała szpikulce.

- Tak. - odpowiedział szatyn. - To, co widzisz to kości największego smoka. Nazwaliśmy go Lewiatanem. - dziewczyna zachłysnęła się powietrzem.

- Wylądujmy koło statuł. - powiedziała Lara. Smoki z szacunkiem i delikatnością położyły starego wodza. Ten spróbował wstać, ale kończyny odebrały mu posłuszeństwa. Zielarka natychmiast do niego doskoczyła. - Spokojnie. Już jesteśmy, przyjacielu. Pomożemy ci. - poklepała go delikatnie po nosie. Smok otarł się o nią. Dziewczyna podniosła wzrok na smocze statuy. - Proszę was Strażnicy wyspy, abyśmy mogli wejść na Cmentarz. - Nagle kamienne smoki, porośnięte zielonym mchem zaczęły się poruszać, co wystraszyło Ellę, która schowała się za Czkawką. Żółte ślepia spojrzały na ludzi i na starego Zębacza. Wstały i podeszły do niego. Gad warknął i pokazał pyskiem na wszystkich. Strażniki przepuścili ich. - Dziękujemy. Chodź. - młody Zębacz podparł swojego seniora i razem weszli miedzy skały. Czkawka skłonił się lekko kamiennym smokom tak samo, jak mieszkańcy Oris. W ciszy szli do centrum wyspy. Co rusz widzieli kości smoków. Ella składa ciche modlitwy do bogów, by dusze smoków miały spokój i spoczynek.

- Na pewno? - zapytał smoka Czkawka, kiedy ów gad udał się na skałę. Położył się i przyciągnął do siebie Larę i szatyna. - No dobrze. Zostaniemy z tobą do końca. - młody Zębacz ułożył się obok. Reszta smoków położyła się u stóp skały. Bork i Ella cofnęli się po inną skałę.

- Wbrew pozorom jest to piękne miejsce. - szepnęła brunetka.

- Tak. - odpowiedział. - Chodźmy stąd. - po czym wyjął krótkie miecze z pochw na plecach i położył je na trawie. Ella uczyniła to samo ze swoją kuszą i sztyletami. Jednak oboje zostawili sobie po małym nożu. Czkawka skinął na nich głową, że wie. Oddalili się w ciszy i szacunku.

- Dużą obrazą dla wiekowego smoka będzie bukiet kwiatów? - odezwała się cicho córka wodza.

- Nie, ale też o tym pomyślałem. - po czym oboje zaczęli zbierać czerwone, niebieskie i białe rośliny. Strażniki spoglądali na nich z pół otwartych powiek, pilnując ich. Wyczuli od nich szacunek do tego miejsca, jak i spoczywających smoków. - To jest przykre, że my ludzie tak je krzywdzimy. Większość z nich pewnie tu nie dotarła.

- Tak. Smoki to bardzo mądre stworzenia ze swoją tradycją. Podejrzewam, że tylko nasza czwórka tu kiedykolwiek była i jest.

- To prawda. Chciałbym, by mój smok tu spoczął, kiedy będzie zbliżał się do końca swojego życia. - spojrzał miejsce, gdzie ujrzał stosy kości oraz kwiatów nieopodal rosnących. Wszystko spowiło słońce i lekka bryza zza wód.

- Mój Grzmot też. To jest idealne dla niego miejsca, tak jak i dla wszystkich smoków. - nagle usłyszeli dość znajomi odgłos uderzania drewno o drewno, ale tak jakby ten dźwięk był delikatniejszy. Bork wszedł na głaz, dając bukiet Elli. Szybko się zsunął z powrotem z bladością na twarzy.

- Co to... - zaczęła brunetka i otworzyła z szoku oczy, do których wpłynęło przerażenie.

- Smok pokryty...

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Happy Halloween!!!
Jak tam samopoczucie?

Sorki, ale trafił mnie mały leń niż brak weny ;P

Hihi, jak ja lubię przerywać w takich momentach. Zdradzę wam tylko tyle, że to nowy członek kopani

Pozdrówka od HQ

Bye

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top